sobota, 12 listopada 2016

Gra pozorów

Zjawisko audiofilizmu można bardzo trafnie scharakteryzować jako "gra pozorów". Coś "gra" - ma konotacje jednoznacznie dźwiękowe, natomiast pozory trafiają w samo sedno zjawiska.

Jak już to zostało opisane, wrażenia słuchowe nie mają praktycznie nic wspólnego z tym, co się od strony akustycznej dzieje. Słuch ma wręcz nieprawdopodobne możliwości jeśli chodzi o eliminowanie zakłóceń. Dzięki temu dźwięk obiektywnie składający się z samych zniekształceń jesteśmy w stanie usłyszeć jako pozbawiony zakłóceń.

Przykład słynny: żona w kuchni. Oczywiście żona w kuchni potrafiąca stwierdzić, że pewien audiofil wymienił jakiś kabel już dawno stała się przedmiotem drwin, niemniej jednak nie słysząc dźwięku bezpośredniego, ale mając do dyspozycji wyłącznie odbicia, będzie w stanie usłyszeć wszystkie instrumenty i wszystkie szczegóły nagrania... o ile nie będzie używała miksera lub innego hałaśliwego urządzenia kuchennego.

Z kolei małżonek siedzący na wprost głośników także słyszy głównie odbicia, co mu zresztą tym bardziej w niczym nie przeszkadza. Jednak wiadomo, że słyszy coś, co można opisać w taki sposób, że do jego uszu dociera kilkaset wersji tego samego dźwięku, przy czym każdy jest opóźniony o ułamek sekundy w stosunku do poprzedniego. Po dźwięku bezpośrednim dotrze do niego opóźnione o milisekundę odbicie od podłogi, z kolei opóźnione o kolejną milisekundę odbicie od sufitu... W sumie tych powtórzeń będzie kilkaset, a audiofil nawet nie ma pojęcia, że w ogóle są jakieś odbicia. Zapytany walczyłby jak lew broniąc swej racji, że przecież żadnych odbić nie ma, bo gdyby były, to by je słyszał. A przecież on nie słyszy.

A jednak odbicia są. I każde, skoro różni się w fazie, spowoduje deformację dźwięku bezpośredniego. Deformację tak dużą, że od strony pomiarowej dźwięk w pomieszczeniu ma z oryginałem raczej niewiele wspólnego.

Przecież jednak najpiękniejsze w tym wszystkim jest to, że nasz słuch jest konstrukcją tak genialną i zdumiewającą, że potrafi nas oszukać i zwieść całkowicie i w sposób zupełnie niezauważalny. I całe szczęście, że tak działa, bo musielibyśmy polegać tylko na wzroku i może jeszcze dotyku i ewentualnie węchu. A przecież wiemy, że słuch jest bardzo przydatny.

I tak to jest. Gra muzyka, dźwięk jest zniekształcony, ale pozornie krystalicznie czysty.

Aby zilustrować zagadnienie przyjrzyjmy się poniższym grafikom.



Pierwsza grafika przedstawia widmo sygnału źródłowego. W tym przykładzie dźwięk bezpośredni jest szumem różowym. Gdyby próbka była dłuższa, widmo byłoby idealnie równe. Druga grafika przedstawia zjawisko opisane w tekście. Takie spektrum usłyszy odbiorca, jeśli dotrą do niego: dźwięk bezpośredni i trzy odbicia każde opóźnione w stosunku do siebie o około milisekundę.

W syntetycznie wytworzonym dźwięku słychać wyraźnie bardzo silne zakolorowanie. W warunkach realnych przy stukrotnie większej ilości odbić, zakolorowanie będzie nieco inne, jednak wciąż bardzo duże.

Natomiast właściwości słuchu są takie, że nie zdajemy sobie z faktu zakolorowania dźwięku w ogóle żadnej sprawy.

Mam nadzieję, że w tym momencie jest już jasne, co miałem na myśli pisząc "gra pozorów".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz