Pytanie nie jest trudne. Ale spytajmy dla formalności: co ma wspólnego jakość dźwięku i wprowadzenie stanu wojennego w 1981 roku? Celowo podaję rok, żeby ktoś nie pomyślał, że chodzi o wprowadzenie państwa policyjnego w 2020, bo dla wielu jest to równoznaczne ze stanem wojennym. Odpowiedź jest następująca: gen. Wojciech Jaruzelski. Zresztą to nazwisko padło w poprzednim poście, więc zagadka już wczoraj przestała być zagadką.
A zatem co wspólnego ma Jaruzelski z jakością dźwięku? Otóż w roku 1985 lub szóstym generał wygłaszał coś w telewizji. Byłem tego świadkiem, tzn. telewidzem. Wystąpienie wypadło bardzo słabo. Słyszalny był bardzo głośny przydźwięk z sieci, a sam głos generała brzmiał dość słabo. Osoba, która zajmowała się realizacją dźwięku poniosła jakieś konsekwencje, co uzasadniono w ten sposób, że zniekształciła głos premiera.
W dzisiejszych czasach każdy realizator dźwięku powinien ponieść konsekwencje swej działalności. Każdemu powinno się wytknąć jego upośledzenie zdolności słyszenia. Problem w tym, że większość odbiorców także źle słyszy.
Wracając do stanu wojennego warto zwrócić uwagę na to, że obecnie mamy prawie milion ludzi pozbawionych wolności, natomiast działania władz doprowadziły do tego, że mamy już około sto pięćdziesiąt tysięcy ofiar. Porównanie danych dotyczących stanu wojennego wprowadzonego przez Jaruzelskiego do obecnych statystyk poraża (że użyję popularnego do niedawna słowa). W stanie wojennym generał internował 10 tysięcy ludzi. Natomiast szacuje się, że zginęło od kilkudziesięciu do ponad 100 osób. To warto podkreślić: do ponad stu osób. Teraz mamy tysiąc razy więcej ofiar. Jeśli chodzi o pozbawionych wolności teraz, to wychodzi razy dziesięć. Naprawdę, osiągnięcia godne odnotowania.
Ale wróćmy na nasze poletko.
Ciągle mamy to samo. Wciąż są ludzie, którzy wierzą, że kable im porządkują scenę. I wciąż są ludzie, którzy łykają wciskaną im propagandę jak pelikan rybę. Wmówienie tak myślącym ludziom czegokolwiek nie stanowi problemu. Mechanizm jest identyczny.
Jeśli chodzi o działkę sprzętu audio, to mechanizm polega na tym, że jakiś dziennikarz pisze np., że kable mają brzmienie. Ludzie to czytający przyjmują takie kłamstwo za fakt. I już można sprzedawać kable, które "brzmią" po cenach wprawiających w osłupienie. Inny dziennikarz pisze z kolei, że meble na których stawia się elektronikę poprawiają dźwięk, a czytelnik przyjmuje to za pewnik. Meble są oferowane, do wyboru, do koloru za okrągłe sumy. A ich nabywcy wykłócają się czy wypełnienie dziur na balast w tych mebelkach piaskiem lub śrutem daje lepszy efekt "soniczny".
Tylko, że drogim sprzętem interesuje się mało kto. Gorzej, gdy chodzi o coś, czym interesuje się każdy. A już tragicznie, gdy taką bzdurną dyskusją "ile diabłów mieści się na główce szpilki" zajmuje się cały globalny mechanizm propagandowy.
Teraz propagandziści żenią kit dokładnie tak samo jak dziennikarze, którzy pisali czy nadal piszą o kablach. Zjawisko jest tym bardziej groźne, że wrzucaniem kłamstw zajmują się także "naukowcy", "eksperci", politycy, celebryci. Zauważmy, że w kręgach audiofilskich mówi się, że pierwszy zestaw to zawsze jest porażka. Czy to nie budzi pewnych skojarzeń z tym, co teraz się dzieje? Drugi zestaw jest już lepszy, trzeci już prawie dobry, a czwarty... A przecież zawsze można coś poprawić.
Dyskusja o kablach, bezpiecznikach, odtwarzaczach CD czy strumieniowych, które mają jakieś brzmienie jest bezprzedmiotowa. Takich rzeczy po prostu nie ma. One istnieją tylko w wyobraźni. Ale teraz trwa dokładnie taka sama dyskusja. Taki sam absurd, ale jego skala i rozmiary są wręcz planetarne. Przysłuchajcie się, jeśli w ogóle ktoś jest w stanie to strawić, zamieniając współczesne tematy tymi naszymi. I okaże się, że przedmiot dyskusji jest inny, ale sposób jej prowadzenia taki, że czujemy się jak u siebie. Nic nowego pod słońcem.
I w tych obecnych dyskusjach pojawiają się (metaforycznie) dane z pomiarów, testów odsłuchowych, różne statystyki dotyczące tego ile procent słyszy, a ile jest niesłyszących itd. itp. Wszystko blaga. Ale ludzie przed telewizorami wierzą, że prawda. Przynajmniej z badań prowadzonych przez ośrodki badania opinii wynika, że część wierzy.
W jakiejś powieści znalazłem takie zdanie, że do manipulowania nadają się najlepiej tacy, co sami są zmanipulowani. Popatrzmy z tej perspektywy na niektórych orędowników współczesnej mutacji kłamstwa. Co do tzw. zwykłych ludzi, to problemy są dwa. Łatwowierność i niechęć do zaakceptowania faktów. Prawda, że pewne fakty są trudne do przyjęcia. Ale realia i tak nas dościgną.
|
Oczywista oczywistość - nie wyjebałem tych płyt do kibla, ale wypierdoliłem do śmietnika. Taka moja reakcja na wypowiedzi pewnego ex-muzyka. A dwaj pozostali? Cóż... Trudno było zeszrotować jedną trzecią. Mam przynajmniej nadzieję, że dwaj pozostali się nie pchają do polityki.
|