Kiedy wchodzę na strony producentów sprzętu wysokiej klasy, a także oglądając różne (archiwalne) relacje z targów nachodzą mnie pewne refleksje. Zastanawia mnie czy oni (branża) naprawdę mogą nie wiedzieć, że produkują rzeczy, które tak naprawdę są materializacją złudzeń ich nabywców. Nikt nie potrzebuje sprzętu aż tak dobrego. Z całą pewnością nikt nie potrzebuje sprzętu aż tak drogiego, może z wyjątkiem ludzi, którzy mają za dużo pieniędzy. Pewnie są tacy, którzy w salonie samochodowym mówią, że takie auto ich nie interesuje, bo jest za tanie. Albo kupują kolejny dom, żeby jakoś ulokować kasę.
Jednak istnienie sprzętu Hi-end uzasadnia się przecież jakością dźwięku, a nie możliwością wydawania na niego fortuny, po to, żeby ją wydać. Zawsze się mówi, że to tak pięknie gra. Przynajmniej ja nigdy nie spotkałem się z reklamą typu „nasz sprzęt jest najdroższy i dlatego trzeba go kupić”.
Producenci muszą wiedzieć, że nie da się usłyszeć różnicy w jakości pomiędzy najtańszym wzmacniaczem i najdroższym, który jest w ich ofercie. Różnica jest w tym, jak one potrafią głośno zagrać i jak się zachowują, kiedy się je przesteruje. Ale to już jest poza granicami cywilizowanego sposobu słuchania.
Wszyscy sprzedają złudzenia. I strasznie dokładnie pilnują, żeby nikt się tych złudzeń nie pozbył. Ale co by się stało, gdyby ktoś podał wreszcie jakiś dowód na to, że to są tylko złudzenia? Co się stanie z tą całą branżą? Abraham Lincoln powiedział: „Można oszukiwać wszystkich (ludzi) przez pewien czas, a część ludzi przez cały czas, ale nie da się oszukiwać wszystkich przez cały czas.”
Ten czas się kończy, bo wspomniany dowód jest już gotowy. Napisałem to z myślą, że może z tego być książka, a właściwie to książeczka. W tej postaci, która istnieje teraz, ma to niecałe dziewięćdziesiąt stron i zawiera kilkanaście rysunków.
W każdym razie rzecz jest niemal gotowa. Trzeba ją jeszcze tylko jakoś opublikować. Brakuje w tej chwili właściwie dwóch rzeczy. Okładki i redakcji tekstu. Ale to są szczegóły, które trzeba dopracować. Ważniejsze jest jednak przede wszystkim to, jak się poczują ludzie, którzy w ten cały marketing uwierzyli? Ktoś ich wyprowadził na manowce i pilnował, żeby nie wrócili na prostą drogę. Jak oni na to zareagują? Niektórzy pewnie wyparciem, ale większość powie... Można się domyśleć, co powie.
Piszę to z ciekawości czy nie zagląda tu jakiś wydawca, który chciałby się także przekonać, co się stanie, jak się ludzie dowiedzą? A muszą się dowiedzieć. Lincoln ma rację.
Gdyby zamiast "lepiej brzmi" pisali "lepiej się słucha", nikt by się nie mógł przyczepić. Wszak to samo piwo smakuje różnie w zalezności od tego, z jakiego szkła się pije.
OdpowiedzUsuńAle piszą, że lepiej brzmi. I lepiej brzmią kable, nawet cyfrowe i sieciowe, są lepiej brzmiące formaty bezstratne i tak dalej. Dlatego trzeba powiedzieć, że nie brzmi, bo to jest niemożliwe. Człowiek pewnych rzeczy nie jest w stanie usłyszeć. A dlaczego nie jest w stanie, to właśnie o tym jest napisane w tej książeczce.
UsuńJa znam wyjaśnienie: sprzedajesz 20-200 sztuk wzmacniaczy. Nie szczypiesz się z budżetem na tranzystory, kondensatory i materiały na obudowę.
OdpowiedzUsuńDlaczego miałbyś zarabiać na tym 20%, skoro możesz zarobić 200%?
Sprzedana ilość niewiele się zmieni, a ty dzięki sprzedaży tych kilku sztuk zarobisz swoje.
A jeśli ludzie chcą płacić, chcą chodzić do salonów, to dlaczego mieliby z aliekspres po kosztach zamawiać?
Ale ja nie stawiałem pytania dlaczego sprzedają takie rzeczy. Dla mnie jest ważne znalezienie wydawcy książeczki, która opisuje, że pewnych rzeczy się nie da usłyszeć i dlaczego. W tedy już nie będzie, że "skąd wiesz, że nie słychać, może można usłyszeć". Jeśli ludzie się dowiedzą co można, jak i dlaczego, to po prostu skończy się zapotrzebowanie na taki sprzęt, bo będą już wiedzieć, że on nic nie daje. Po prostu nie ma tego, co on ma zagwarantować. My tak dobrze nie słyszymy. Po prostu.
UsuńA może spróbować na jakiejś platformie crowdfundingowej? Sam chętnie sypnąłbym groszem.
OdpowiedzUsuńBranża audio trzyma się dzięki odmowie wiedzy ze strony części klientów. Część ludzi jest tak skonstruowana, że nie da się do nich trafić z racjonalnymi argumentami. Kalectwo emocjonalne nieuchronnie pociąga za sobą kalectwo intelektualne.
OdpowiedzUsuńDemaskatorskie teksty do nich nie trafią, niezależnie od tego, czy ukażą się w wydawnictwie naukowym, wydawnictwie nienaukowym, w wolnym dostępie internetowym (gdyby zależało tylko na niesieniu kaganka wiedzy, to byłaby opcja najlepsza) czy jako tekst na blogu.
W ostateczności odwołają się do argumentu rodem z popularnego dowcipu: "Miliony audiofili nie mogą się mylić" :)
OdpowiedzUsuń@Winylowy Ten pomysł też mi przyszedł na myśl, ale jest pewien problem, a właściwie dwa. Przy obecnych zasięgach, to mógłbym liczyć na niewiele osób chętnych do sfinansowania publikacji książki. Drugi problem, który się wiąże z pierwszym, w jaki sposób spopularyzować akcję? Dziś wprawdzie nie jest pierwszy kwietnia, ale najlepszym rozwiązaniem by było, żeby producenci tych audiofilskich cudeniek kupili ode mnie tekst i w ten sposób zapewnili sobie możliwość dalszej egzystencji. W przeciwnym razie niczego nie sprzedadzą.
OdpowiedzUsuńWydanie książki nie musi kosztować. Wystarczy wydrukowany nakład sprzedać powyżej kosztów druku i będzie zysk. Wydrukowanie kilkuset sztuk książeczki w miękkiej oprawie to koszt kilku tysięcy złotych.
OdpowiedzUsuńZ tym, ze audiofili jest u nas ponad 10 tys., więc książka, która miałaby ich wszystkich zawrócić, musiałaby mieć taki nakład :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że można by jednak spróbować. Opisać dokładnie projekt i po prostu zacząć zbiórkę. Takiej demaskatorskiej pracy jeszcze u nas nie było więc chyba trochę chętnych do sponsoringu się znajdzie. A akcję najlepiej chyba rozpropagować w mediach społecznościowych. Tak czy owak trzymam kciuki za pomyślność przedsięwzięcia. Jeśli chodzi o wsparcie finansowe, jak najbardziej można na mnie liczyć.
OdpowiedzUsuńJeśli nie uda mi się znaleźć wydawcy, to spróbuję zebrać fundusz. Na razie czekam na odpowiedź wydawcy do którego się zwróciłem z pytaniem.
OdpowiedzUsuń