Tytuł miał być inny, ale ten, tzn. "Dźwięk - uporządkowany chaos" jest lepszy. Na pewno bardziej pasuje do głównego motta tego bloga.
Na początek tłumaczenie części strony http://douglas-self.com/ampins/pseudo/subjectv.htm „Science and Subjectivism in Audio”.
„KRÓTKA HISTORIA SUBIEKTYWIZMU.
Wczesna historia reprodukcji dźwięku jest godna uwagi ze względu na to, ile razy obserwatorzy donosili, że gramofon analogowy dał wyniki nie do odróżnienia od rzeczywistości. Takie stwierdzenia rzucają światło na to, jak silnie nastawienie myśli wpływa na subiektywne wrażenia. Kiedy w okresie powojennym zainteresowanie reprodukcją dźwięku wzrosło, ustalono normy techniczne, takie jak DIN 45-500, choć wkrótce po ich publikacji skrytykowane je jako zbyt liberalne. Pod koniec lat sześćdziesiątych prawie jednogłośnie przyjęto, że wymagania hi-fi będą spełnione jeżeli: „THD będzie mniejsze niż 0,1%, bez znaczących zniekształceń crossover, pasmo przenoszenia 20-20 kHz i możliwie jak najmniejszy szum”. Wczesne lata siedemdziesiąte rozszerzyły te wymagania o współczynniki narastania i prawidłowo działającą ochronę przed przeciążeniem, ale podejście to zawsze było naukowe i w recenzjach wzmacniaczy, w których pomiary były analizowane, nie było wzmianki o testach odsłuchowych.
Wskutek wzrostu subiektywizmu na stronach jednego z wiodących magazynów (HiFi News), pierwszą wzmianką zapowiadającą nadchodzące wydarzenia było rozpoczęcie ukazywania się we wrześniu 1976 roku kolumny Paula Messengera „Subiektywne dźwięki”. Napisał on: „Ocena będzie ( prawie) czysto subiektywne, co ma zarówno mocne, jak i słabe strony, ponieważ włączenie danych laboratoryjnych wymagałoby zbyt wiele czasu i przestrzeni, i chociaż ucho może być najbardziej omylne, jest również najbardziej czułym narzędziem oceny ”. Subiektywizm jako korzyść, a nie polityka. Co znamienne, żadne z wczesnych wydań nie zawierało odniesień do brzmienia wzmacniacza.
W marcu 1977 roku ukazał się artykuł Jeana Hiragi, w któryn autor atakował silne negatywne sprzężenie zwrotne i wychwalał brzmienie wzmacniacza z 2% THD. W tym samym numerze Paul Messenger stwierdził, że wzmacniacz lampowy Radforda brzmiał lepiej niż wzmacniacz tranzystorowy, a pod koniec roku zaczęła się moda na „wzmacniacz - dźwięk”. Hiraga powrócił w sierpniu 1977 r. z wysoce kontrowersyjnym zestawem twierdzeń dotyczących słyszalnych kabli głośnikowych, a potem żadna hipoteza nie była zbyt mało prawdopodobna, by zaczęła budzić podejrzenia.”
Książka o wspomnianym na początku tytule wyjaśnia dlaczego te wszystkie zdarzenia, które wymienił autor przytoczonego tekstu były możliwe. Mianowicie zabrakło wyjaśnienia dlaczego pewnych rzeczy nie można usłyszeć. A nie można z powodów, że się tak wyrażę immanentnych. A definicja zamieszczona na stronie polszczyzna.pl brzmi: „Właściwy czemuś z natury, nieodłącznie z czymś związany, istniejący wewnątrz, a tym samym – niewynikający z działań zewnętrznych; wrodzony.”
W takim razie dziennikarze o połowy lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku byli w stanie wywieść w pole całkiem sporą grupę ludzi, bo adwersarzom zabrakło kontrargumentów. Otóż teraz one już są do dyspozycji. Jak już pisałem we wcześniejszym poście, książka czeka na wydawcę. Można podać wiele argumentów za tym, że trzeba ją wydać. Ale już tylko możliwość obserwowania reakcji tej przecież sporej grupy ludzi, która nierzadko wydała na swój sprzęt znaczące sumy powinno wystarczyć. No i co się stanie z tą częścią branży produkującej sprzęt? I oczywiście z czasopismami, magazynami, forami…
Gdyby taka książka wyszła, reakcja audiofili byłaby taka sama jak na posty PawłaXYZ na różnych forach. Może częściej reagowano by wzruszaniem ramion, bo książka to jednak nie to samo co kłujący oczy wpis na ulubionym forum.
OdpowiedzUsuńCiekawe, że znakomita większość kolumn high-end nie spełnia jednego ze wspomnianych wyżej wymagań standardu hi-fi. Po podaniu sygnału 20-25 Hz przy normalnym (rozsądnym) poziomie głośności z głośników nie słychać nic.
Jaka będzie reakcja, to się okaże. Różnica polega na tym, że ja piszę o czymś, o czym nikt nigdzie nic nie napisał. Nawet ja na tym blogu nie napisałem.
OdpowiedzUsuń