Wkładka optyczna nie jest czymś nowym. Pierwsze próby podejmowano już około 40 lat temu, a za przykład może służyć wkładka Aurex Toshiba C-100P. Problemem w tamtych czasach było ciepło wytwarzane przez źródło światła w takiej wkładce. Obecnie można zastąpić np. żaróweczkę świecącą diodą.
Wkładka optyczna charakteryzuje się tym, że masa drgająca w przetworniku jest mniejsza niż we wkładce MC, czyli naprawdę bardzo mała. W związku z tym zniekształcenia mogą być na poziomie setnej części procenta, czyli bardzo małe.
We współczesnym wcieleniu tej koncepcji możemy zauważyć dwa problemy. Pierwszym jest słaba separacja kanałów. Według danych pomiarowych zamieszczonych w pewnym znanym magazynie zajmującym się tematyką sprzętu audio, separacja kanałów powyżej 2 kH jest już dość mała. Konkretnie przy 2 kHz separacja wynosi 30 dB, czyli bardzo dobrze, ale przy 3 kHz już 20 dB by powyżej 10 kHz spaść poniżej 10 dB, co jest już wynikiem bardzo słabym. To są dane dotyczące jednej, tej testowanej wersji wkładki, bo są też inne znacznie droższe, nie wiadomo jak wygląda separacja kanałów dla tamtych wersji.
Drugi problem dotyczy przedwzmacniacza do tej wkładki. Jest ogromny, ciężki i bardzo drogi. Ten sam efekt można by uzyskać w urządzeniu wielkości zwykłego przedwzmacniacza gramofonowego, ale wtedy nie byłoby tego efektu... wizualnego. Są przedwzmacniacze gramofonowe małe i całkiem spore, ale świetne parametry nie muszą iść w parze z dużymi gabarytami. Postęp w technice oznacza miniaturyzację, a jeśli miniaturyzacji nie ma, to znaczy, że chodzi o coś innego. Czyli w tym przypadku o efekt wizualny, mający skłonić do wydania ogromnej kasy.
W każdym razie produkt w tej wersji, której test tu nadmieniam wymaga dopracowania. Dotyczy to również przedwzmacniacza, tylko raczej wątpliwą rzeczą jest czy ktoś będzie go chciał zminiaturyzować. W pewnych dziedzinach płaci się od metra. Metr - w odniesieniu do wagi towaru oznacza 100 kg.
Wypuszczenie tej nowej wersji wkładki optycznej jest raczej przedsięwzięciem marketingowym. Gdyby chodziło o jakość, to trzeba by jeszcze spędzić sporo czasu w laboratorium, żeby przesłuch był lepszy w odniesieniu do wysokich tonów. Poza tym wkładka wydaje się być ok. Natomiast przedwzmacniacz jest ewidentnie zrobiony na pokaz. Nic nie przemawia za taką koncepcją biorąc to od strony technicznej.
Na koniec pozostaje pytanie czy słychać jakąś poprawę w odniesieniu do tradycyjnych wkładek? Co do wkładki MM, to chyba nikomu nie udało się uzyskać dobrej barwy dźwięku, może w drodze wyjątku przez zbieg okoliczności. Wkładka MM daje dobrą barwę dźwięku tylko wtedy, jak się wykona pomiary i dopasuje pojemności, ale tu trzeba podkreślić, że w ogóle są typy przedwzmacniaczy, które są nie do użycia. Po prostu mają za dużą pojemność wejścia. Poza tym ten typ wkładki pod względem jakościowym jest bardzo dobry, oczywiście jak się wszystko poprawnie dopasuje. Ale w odniesieniu do typu MC, które gwarantują poprawną barwę, chyba że ktoś naprawdę nie przeczyta instrukcji obsługi, to poprawa jakości jest wątpliwa. Zniekształcenia są bardzo małe, ale zniekształceń powstających we wkładce MC też raczej nikt nie słyszy. A stereofonia dla wkładki optycznej będzie najprawdopodobniej gorsza, więc w sumie chyba lepiej niż jest nie będzie.
Zresztą gdyby wkładka optyczna, taka już naprawdę dopracowana, dawała zauważalnie lepszą jakość, to wszystkie poematy dotyczące "analogowego i ciepłego" dźwięku z płyty winylowej zamieszczane w magazynach audio i na forach internetowych zaczęłyby wyglądać dość groteskowo. Czyż nie? Ale dla uspokojenia nastrojów trzeba dodać, że zniekształcenia i w ogóle różne niedoskonałości, są słyszalne tylko do pewnego poziomu. I zejście poniżej tego, co teraz już jest osiągalne będzie do zauważenia tylko w laboratorium, w pomiarach. A nie o pomiary nam chodzi ;)
środa, 28 sierpnia 2019
sobota, 6 lipca 2019
Co siódmy człowiek ma problemy ze słuchem
Z danych statystycznych wynika, że co siódmy człowiek ma problemy ze słuchem, taką informację podano jakiś czas temu dniami w telewizji.Gdyby jeszcze co dziesiąty, ale nie, co siódmy. Taka statystyka jest dosyć zatrważająca, naprawdę bardzo dużo ludzi źle słyszy lub, co gorsza, wcale nie słyszy.
Żeby rzecz długą uczynić krótką:
Znamy statystyki dotyczące stanu zdrowia pod kątem słyszenia, wiemy ile osób ma z tym problemy. Jaki procent audiofilów ma problemy ze słuchem? Ja obstawiam, że wszyscy z wyjątkiem może niektórych początkujących. Każdy, kto interesuje się sprzętem grającym lubi dać do pieca. Ja też lubiłem, chociaż wtedy jeszcze nie było Loudness War, może dopiero były jakieś początki, więc słuchanie głośno było inne i, według mnie, znacznie fajniejsze niż teraz. Audiofile z racji swej obsesji, tak to rozumiem, też lubią zagrać głośno i skwapliwie to czynią. A skoro grają głośno, to i głuchną pomału lub trochę szybciej, ale za to systematycznie.
PS. Głośne granie było kiedyś fajniejsze. Żeby do tego wrócić trzeba sobie puszczać muzykę z winyli. Wtedy będzie tak, jak dawniej. Lecz słuch już nie ten...
Żeby rzecz długą uczynić krótką:
Znamy statystyki dotyczące stanu zdrowia pod kątem słyszenia, wiemy ile osób ma z tym problemy. Jaki procent audiofilów ma problemy ze słuchem? Ja obstawiam, że wszyscy z wyjątkiem może niektórych początkujących. Każdy, kto interesuje się sprzętem grającym lubi dać do pieca. Ja też lubiłem, chociaż wtedy jeszcze nie było Loudness War, może dopiero były jakieś początki, więc słuchanie głośno było inne i, według mnie, znacznie fajniejsze niż teraz. Audiofile z racji swej obsesji, tak to rozumiem, też lubią zagrać głośno i skwapliwie to czynią. A skoro grają głośno, to i głuchną pomału lub trochę szybciej, ale za to systematycznie.
PS. Głośne granie było kiedyś fajniejsze. Żeby do tego wrócić trzeba sobie puszczać muzykę z winyli. Wtedy będzie tak, jak dawniej. Lecz słuch już nie ten...
Ponad miliard ludzi na świecie ma problemy ze słuchem
Czytaj więcej na https://twojezdrowie.rmf24.pl/czlowiek/zmysly/news-ponad-miliard-ludzi-na-swiecie-ma-problemy-ze-sluchem,nId,3014712#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
Czytaj więcej na https://twojezdrowie.rmf24.pl/czlowiek/zmysly/news-ponad-miliard-ludzi-na-swiecie-ma-problemy-ze-sluchem,nId,3014712#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
Ponad miliard ludzi na świecie ma problemy ze słuchem
Czytaj więcej na https://twojezdrowie.rmf24.pl/czlowiek/zmysly/news-ponad-miliard-ludzi-na-swiecie-ma-problemy-ze-sluchem,nId,3014712#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
Czytaj więcej na https://twojezdrowie.rmf24.pl/czlowiek/zmysly/news-ponad-miliard-ludzi-na-swiecie-ma-problemy-ze-sluchem,nId,3014712#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
piątek, 17 maja 2019
Jak poprawić kolumny, bhp
Poprzednim poście zajmowaliśmy się obudowami kolumn. Jest sporo kolumn, które mają obudowy zbyt słabe. Jeśli ktoś stwierdzi, że posiada właśnie takie kolumny o "wadze piórkowej", to prawdopodobnie zacznie się zastanawiać czy to można jakoś poprawić? Przede wszystkim trzeba się zastanowić nad celowością i sensownością podjętych działań.
Użytkowanie kolumn stanowi ryzyko utraty zdrowia i nie chodzi o to tylko, że można stracić słuch.
Kolumny podłogowe mają z reguły wysoko położony środek ciężkości, co skutkuje tym, że można je dość łatwo przewrócić. Umieszczenie jakiegoś obciążenia na takiej kolumnie spowoduje, że środek ciężkości znajdzie się jeszcze wyżej i dlatego będzie ją jeszcze łatwiej przewrócić, natomiast upadający z niej dodatkowy ciężar może wyrządzić bardzo duże szkody, jeśli upadnie np. na nogę.
Na kolumnach nie wolno stawiać niczego, nawet mała doniczka z kwiatkiem nie jest dobrym pomysłem.
Poza tym położenie czegoś na kolumnie nie zmieni jej właściwości. Jeśli ktoś nie dowierza, niech położy jakiś ciężar na pudle gitary. Nie spowoduje to, że pudło rezonansowe zacznie działać w jakimś zauważalnym stopniu. Przecież nie możemy nic położyć na przód i tył, tylko na bok. Dociążenie boku gitary nic nie zmienia, bo drgają głównie przód i tył pudła. Podobnie z obudową głośnika. Ciężar położony na górę spowoduje, że zmniejszą się drgania tylko jednej i tak mało drgającej, bo małej, ścianki.
Bezpieczeństwo przede wszystkim. Na kolumnach nie wolno stawiać niczego.
Użytkowanie kolumn stanowi ryzyko utraty zdrowia i nie chodzi o to tylko, że można stracić słuch.
Kolumny podłogowe mają z reguły wysoko położony środek ciężkości, co skutkuje tym, że można je dość łatwo przewrócić. Umieszczenie jakiegoś obciążenia na takiej kolumnie spowoduje, że środek ciężkości znajdzie się jeszcze wyżej i dlatego będzie ją jeszcze łatwiej przewrócić, natomiast upadający z niej dodatkowy ciężar może wyrządzić bardzo duże szkody, jeśli upadnie np. na nogę.
Na kolumnach nie wolno stawiać niczego, nawet mała doniczka z kwiatkiem nie jest dobrym pomysłem.
Poza tym położenie czegoś na kolumnie nie zmieni jej właściwości. Jeśli ktoś nie dowierza, niech położy jakiś ciężar na pudle gitary. Nie spowoduje to, że pudło rezonansowe zacznie działać w jakimś zauważalnym stopniu. Przecież nie możemy nic położyć na przód i tył, tylko na bok. Dociążenie boku gitary nic nie zmienia, bo drgają głównie przód i tył pudła. Podobnie z obudową głośnika. Ciężar położony na górę spowoduje, że zmniejszą się drgania tylko jednej i tak mało drgającej, bo małej, ścianki.
Bezpieczeństwo przede wszystkim. Na kolumnach nie wolno stawiać niczego.
środa, 15 maja 2019
Grające obudowy i kilka innych rozczarowujących szczegółów.
Kolumny głośnikowe mają swoje indywidualne brzmienie, to fakt. Pomiary parametrów różnych typów i modeli kolumn pokazują wyraźnie, że bardzo się one różnią między sobą. Każdy sprzęt, np. odtwarzacze, także różni się od innych, ale te różnice są na poziomie poniżej progu percepcji, jeśli mówimy o sprzęcie dobrej jakości, który nie jest na dodatek popsuty. Różnice pomiędzy kolumnami są na tyle duże, że można je usłyszeć.
W przypadku kolumn głośnikowych o ich brzmieniu decyduje generalnie charakterystyka częstotliwościowa, którą można kształtować w pewnych granicach. Stosując takie, a nie inne głośniki, zwrotnice, częstotliwości filtrów, rodzaje i wymiary obudów itd. zmienia się charakterystykę częstotliwościową. Istotne jest też to w jaki sposób działają przetworniki przy bardzo dużych obciążeniach, ale nas to nie będzie interesować, bo wychodzimy z założenia, że szanujemy słuch i gramy nie za głośno.
Sposobów na osiągniecie określonego brzmienia jest sporo, niektóre z nich mają na nie duży wpływ, inne niewielki. Do tych mających duży wpływ na dźwięk należy zwrotnica, bo pozwala nieco modyfikować charakterystykę częstotliwościową. Duży wpływ na dźwięk często ma też sama obudowa kolumny, choć nie w tym sensie, jak się zazwyczaj uważa.
Idealna obudowa jest bardzo sztywna, nie rezonuje, a jej drgania wygasają bardzo szybko, co unaoczniają wykresy csd. Zbudowanie bardzo sztywnej i neutralnej akustycznie obudowy nie jest czymś trudnym czy kosztownym. Różnica w kosztach i w ostatecznej cenie kolumny z doskonałą obudową i taką działającą jak pudło rezonansowe gitary przykładowo, nie jest duża.
Praktycznie każda udana konstrukcja DIY może być uznana za bardzo dobrą, natomiast producenci celowo robią w niższych seriach swoich kolumn obudowy gorsze niż mogą i powinni. Zresztą niektórzy nawet w topowych seriach robią obudowy-wydmuszki.
Producenci celowo budują niespecjalnie sztywne i odporne na powstawanie rezonansów pudła. Jeśli się pozostawi rezonanse w określonym zakresie częstotliwości, to podbarwią one w specyficzny sposób brzmienie kolumny.
Żeby się przekonać, że tak jest faktycznie trzeba przeanalizować wykresy wodospadowe różnych modeli kolumn. Jeśli zauważymy, że jakaś lub jakieś częstotliwości wygasają trochę za długo, lub w ogóle wszystko wygasa za długo, to możemy być pewni, że to ma tak być i producent to zrobił celowo. Jeśli amatorzy robią obudowy milczące jak grobowiec, to to samo może zrobić producent dysponujący nieporównywalnie większymi możliwościami. A skoro tak nie robi, to znaczy, że tak chce. Jedne kolumny, te z wyższych serii, mają brzmieć dobrze, a inne, te tańsze, mają dodawać trochę brudów i nie być tak dobre.
Inne przetworniki, inna zwrotnica itd. mogą trochę pomóc w "zepsuciu" brzmienia, ale tylko trochę. Więcej można uzyskać celowo psując właściwości obudowy, żeby trochę podbarwiały dźwięk rezonansami. Bez większego wysiłku można obudowę "nastroić" na odpowiednie rezonanse, które mają wybrzmiewać odpowiednio dłużej, tzn. nie za długo, akurat troszkę dłużej, żeby osiągnąć odpowiedni efekt.
Nie zawsze można znaleźć wykresy z pomiarami, zwłaszcza csd. Ale jeżeli kolumna podłogowa waży niewiele więcej niż dziesięć kilogramów, to znaczy, że ścianki są cieniutkie, a wewnętrzne usztywnienia są słabe, jeśli w ogóle jakieś są. Taka leciutka podłogówka ma tę zaletę, że łatwo ją przestawić, ale dźwięku dobrego dać nie może, bo nie do tego ją zbudowano. Ma specyficzne brzmienie właśnie dlatego, że w niej nie grają tylko przetworniki, ale gra, w sensie drga, cała obudowa. Zupełnie na takiej samej zasadzie jak w gitarze. Inne pudło w gitarze daje inne brzmienie, choć struny są takie same. Podobnie z kolumnami.
O kiepskiej kolumnie z obudową podbarwiającą dźwięk rezonansami można wiele napisać w testach i recenzjach. Natomiast o dobrej kolumnie nie da się nic napisać. Ona nie ma żadnego brzmienia, żadnych cech wyróżniających ją z tłumu. Jeśli np. ktoś pisze, że dźwięk jest jak na koncercie w pierwszym rzędzie, to znaczy, że ktoś przede wszystkim tak ukształtował charakterystykę częstotliwościową właśnie m.in. dodając rezonanse obudowy, żeby taki dźwięk, czy też takie wrażenie, osiągnąć. Ale to oznacza, że takie kolumny są bezużyteczne z punktu widzenia wierności odtwarzania, bo dobre nie dodają nic od siebie.
Dobrą konstrukcję można znaleźć analizując wyniki pomiarów, ale jeśli ich nie ma, to w ostateczności trzeba sprawdzić wagę. Jeśli weźmie się podobne konstrukcje, tzn. mające tyle samo głośników o podobnych wymiarach, a ponadto porównywalne rozmiary obudów, to okaże się, że różnica w wadze może być zastanawiająco duża.
Przykładowo kolumny z dwoma głośnikami nisko-średniotonowymi i jednym wysokotonowym, które mają bardzo podobne wymiary i podobny rodzaj materiału na obudowy, tzn. płytę mdf, różnice w wadze wykazują takie, że najlżejsza spośród kilku konstrukcji opisanych w różnych recenzjach waży 12 kilogramów, a najcięższa 26.
Kolumny z dwoma głośnikami niskotonowymi, jednym średniotonowym i jednym wysokotonowym potrafią ważyć od 15 do 27 kg.
Gdyby przejrzeć więcej recenzji zapewne udałoby się znaleźć jeszcze większe rozbieżności. Trzeba podkreślić, że zawsze najlepsze oceny w tych przejrzanych testach z odsłuchów zbierały modele najcięższe. Dodatkowo, ciężkie kolumny zawsze mają lepiej wyglądające wyniki pomiarów csd niż te lekkie. W ogóle jeśli się przejrzy ofertę kilku producentów, to okaże się, że ci z lepszą renomą robią cięższe kolumny niż ci z gorszą.
Oczywiście waga kolumny to nie wszystko. Jednak dobrej obudowy, która jest lekka nie da się zrobić. Dlatego kolumna podłogwa ważąca niewiele więcej niż 10 kg nie może być dobra.
W przypadku kolumn głośnikowych o ich brzmieniu decyduje generalnie charakterystyka częstotliwościowa, którą można kształtować w pewnych granicach. Stosując takie, a nie inne głośniki, zwrotnice, częstotliwości filtrów, rodzaje i wymiary obudów itd. zmienia się charakterystykę częstotliwościową. Istotne jest też to w jaki sposób działają przetworniki przy bardzo dużych obciążeniach, ale nas to nie będzie interesować, bo wychodzimy z założenia, że szanujemy słuch i gramy nie za głośno.
Sposobów na osiągniecie określonego brzmienia jest sporo, niektóre z nich mają na nie duży wpływ, inne niewielki. Do tych mających duży wpływ na dźwięk należy zwrotnica, bo pozwala nieco modyfikować charakterystykę częstotliwościową. Duży wpływ na dźwięk często ma też sama obudowa kolumny, choć nie w tym sensie, jak się zazwyczaj uważa.
Idealna obudowa jest bardzo sztywna, nie rezonuje, a jej drgania wygasają bardzo szybko, co unaoczniają wykresy csd. Zbudowanie bardzo sztywnej i neutralnej akustycznie obudowy nie jest czymś trudnym czy kosztownym. Różnica w kosztach i w ostatecznej cenie kolumny z doskonałą obudową i taką działającą jak pudło rezonansowe gitary przykładowo, nie jest duża.
Praktycznie każda udana konstrukcja DIY może być uznana za bardzo dobrą, natomiast producenci celowo robią w niższych seriach swoich kolumn obudowy gorsze niż mogą i powinni. Zresztą niektórzy nawet w topowych seriach robią obudowy-wydmuszki.
Producenci celowo budują niespecjalnie sztywne i odporne na powstawanie rezonansów pudła. Jeśli się pozostawi rezonanse w określonym zakresie częstotliwości, to podbarwią one w specyficzny sposób brzmienie kolumny.
Żeby się przekonać, że tak jest faktycznie trzeba przeanalizować wykresy wodospadowe różnych modeli kolumn. Jeśli zauważymy, że jakaś lub jakieś częstotliwości wygasają trochę za długo, lub w ogóle wszystko wygasa za długo, to możemy być pewni, że to ma tak być i producent to zrobił celowo. Jeśli amatorzy robią obudowy milczące jak grobowiec, to to samo może zrobić producent dysponujący nieporównywalnie większymi możliwościami. A skoro tak nie robi, to znaczy, że tak chce. Jedne kolumny, te z wyższych serii, mają brzmieć dobrze, a inne, te tańsze, mają dodawać trochę brudów i nie być tak dobre.
Inne przetworniki, inna zwrotnica itd. mogą trochę pomóc w "zepsuciu" brzmienia, ale tylko trochę. Więcej można uzyskać celowo psując właściwości obudowy, żeby trochę podbarwiały dźwięk rezonansami. Bez większego wysiłku można obudowę "nastroić" na odpowiednie rezonanse, które mają wybrzmiewać odpowiednio dłużej, tzn. nie za długo, akurat troszkę dłużej, żeby osiągnąć odpowiedni efekt.
Nie zawsze można znaleźć wykresy z pomiarami, zwłaszcza csd. Ale jeżeli kolumna podłogowa waży niewiele więcej niż dziesięć kilogramów, to znaczy, że ścianki są cieniutkie, a wewnętrzne usztywnienia są słabe, jeśli w ogóle jakieś są. Taka leciutka podłogówka ma tę zaletę, że łatwo ją przestawić, ale dźwięku dobrego dać nie może, bo nie do tego ją zbudowano. Ma specyficzne brzmienie właśnie dlatego, że w niej nie grają tylko przetworniki, ale gra, w sensie drga, cała obudowa. Zupełnie na takiej samej zasadzie jak w gitarze. Inne pudło w gitarze daje inne brzmienie, choć struny są takie same. Podobnie z kolumnami.
O kiepskiej kolumnie z obudową podbarwiającą dźwięk rezonansami można wiele napisać w testach i recenzjach. Natomiast o dobrej kolumnie nie da się nic napisać. Ona nie ma żadnego brzmienia, żadnych cech wyróżniających ją z tłumu. Jeśli np. ktoś pisze, że dźwięk jest jak na koncercie w pierwszym rzędzie, to znaczy, że ktoś przede wszystkim tak ukształtował charakterystykę częstotliwościową właśnie m.in. dodając rezonanse obudowy, żeby taki dźwięk, czy też takie wrażenie, osiągnąć. Ale to oznacza, że takie kolumny są bezużyteczne z punktu widzenia wierności odtwarzania, bo dobre nie dodają nic od siebie.
Dobrą konstrukcję można znaleźć analizując wyniki pomiarów, ale jeśli ich nie ma, to w ostateczności trzeba sprawdzić wagę. Jeśli weźmie się podobne konstrukcje, tzn. mające tyle samo głośników o podobnych wymiarach, a ponadto porównywalne rozmiary obudów, to okaże się, że różnica w wadze może być zastanawiająco duża.
Przykładowo kolumny z dwoma głośnikami nisko-średniotonowymi i jednym wysokotonowym, które mają bardzo podobne wymiary i podobny rodzaj materiału na obudowy, tzn. płytę mdf, różnice w wadze wykazują takie, że najlżejsza spośród kilku konstrukcji opisanych w różnych recenzjach waży 12 kilogramów, a najcięższa 26.
Kolumny z dwoma głośnikami niskotonowymi, jednym średniotonowym i jednym wysokotonowym potrafią ważyć od 15 do 27 kg.
Gdyby przejrzeć więcej recenzji zapewne udałoby się znaleźć jeszcze większe rozbieżności. Trzeba podkreślić, że zawsze najlepsze oceny w tych przejrzanych testach z odsłuchów zbierały modele najcięższe. Dodatkowo, ciężkie kolumny zawsze mają lepiej wyglądające wyniki pomiarów csd niż te lekkie. W ogóle jeśli się przejrzy ofertę kilku producentów, to okaże się, że ci z lepszą renomą robią cięższe kolumny niż ci z gorszą.
Oczywiście waga kolumny to nie wszystko. Jednak dobrej obudowy, która jest lekka nie da się zrobić. Dlatego kolumna podłogwa ważąca niewiele więcej niż 10 kg nie może być dobra.
piątek, 26 kwietnia 2019
Kompresja stratna, jakość dźwięku - gdzie jest haczyk?
Czy kompresja stratna jest słyszalna? To zależy. Przy wysokich przepływnościach nie jest, natomiast gdy bitrate jest niskie można ją usłyszeć. Ale to czy jest 128 kb/s czy też 192 nie mówi nam wszystkiego. Można usłyszeć artefakty kompresji przy 192 kb/s, a staną się one niemożliwe do zauważenia jeśli przepływność wyniesie "tylko" 128 kb/s. Wszystko zależy od tego jak były kodowane poszczególne pliki.
128 może być lepsze niż 192. Niemożliwe? Całkiem możliwe. Ważne jest kilka rzeczy, np. to czy została wybrana opcja "stereo" czy też "joint stereo". Większość audycji czy też utworów muzycznych charakteryzuje to, że zawartość obu kanałów stereofonicznych jest do siebie podobna. Z tego powodu korzystniejsze jest kodowanie joint stereo, które jest w takim przypadku bardziej efektywne. Pliki mają lepszą jakość przy danej przepływności niż przy użyciu metody "stereo". Opis, jak się koduje Joint Stereo. "Stereo" natomiast polega na kodowaniu dwu kanałów niezależnie, czyli coś w rodzaju dwa razy mono, więc bitrate jest dzielone w jakimś sensie na pół. Jeśli joint stereo ma 128 kb/s, to można powiedzieć, że każdy z kanałów stereo ma przepływność zbliżoną do tej wartości, natomiast przy zwykłym stereo każdy kanał ma do dyspozycji tylko jej połowę. To duże uproszczenie, ale chodzi o podkreślenie pewnej cechy kodowania, a nie oddanie dokładnej jego natury. Dla tych którzy chcą się dowiedzieć więcej detali jest link powyżej, od tego miejsca można zacząć dalsze szukanie.
Inna rzecz polega na tym, że bitrate może być ustawione na sztywno, albo może być zmienne. Każda audycja zawiera fragmenty, kiedy wystarczy bardzo niska przepływność, a są też takie, kiedy potrzebna jest cała "moc przerobowa". Kodowanie ciszy nie wymaga zbyt wielu informacji, złożone pasaże muzyczne wręcz przeciwnie.
Jak widać wykorzystanie joint stereo i zmiennego bitrate pozwala na osiągniecie znacznie lepszej jakości przy porównywalnej wadze plików niż gdy jest kodowanie stereo ze stałym bitrate.
Plik VBR ze średnim bitrate 128 kb/s ma fragmenty, kiedy przepływność wzrasta nawet do 320 kb/s oraz takie, gdy spada znacznie poniżej 128, wszystko w zależności od potrzeb. Można powiedzieć, że taki plik ze średnim bitrate 128 w pewnych przypadkach będzie brzmiał bardzo podobnie lub identycznie jak taki mający sztywno ustawione 320 kb/s i na dodatek będzie mieć znacznie mniejszą wagę, co zawsze jest korzystne.
Oczywiście są wyjątki i stereo da lepszy efekt w przypadku, gdy np. dwie osoby mówiły do dwóch mikrofonów. W tym przypadku nagranie nie ma elementów wspólnych. Natomiast zmienne bitrate zawsze daje przewagę.
Jest jeszcze opcja doboru częstotliwości próbkowania. Dla nagrań radiowych zawsze wystarczy 32 kHz, bo radio nie nadaje nic powyżej 15 kHz. Niższe próbkowanie w tym przypadku oznacza brak pustych bitów i cała przepływność może być wykorzystana na kodowanie dźwięku, a nie szumów i sygnału pilota stereo, a także ciszy, która generalnie panuje powyżej 15 kHz. Ogólnie rzecz biorąc, wybierając nieco niższą średnią przepływność, aby mieć mniejsze pliki, oczywiście w przypadku VBR, w ogóle warto dać niższe próbkowanie, bo kodek i tak odfiltruje wyższe częstotliwości, co widać szczególnie dobrze w przypadku mp3.
Teraz wypada się zastanowić nad dwiema rzeczami. Po pierwsze dlaczego radiofonia i telewizja zdają się stosować wyłącznie stałe bitrate z próbkowaniem 48 kHz? Przyznam, że nie mam kompletnych informacji, ale wszystkie kanały tv, które sprawdzałem mają stały bitrate audio, natomiast bitrate wideo jest już zmienny. Radio także korzysta ze stałego bitrate. Jeśli ktoś zna kanały tv i radiowe, które mają zmienny bitrate dźwięku może to sprostować w komentarzu. Natomiast 48 kHz to zawsze jest marnotrawstwo. 44,1 kHz w zupełności wystarczy, a w przypadku radia 32kHz będzie ok.
Druga sprawa polega na tym, że wciąż są osoby, które kodują swoje prywatne nagrania w stereo i ze stałym bitrate i jeszcze na dodatek z samplingiem 48 kHz. Trudno w to uwierzyć, ale tak jest i popełniają one wszystkie możliwe do zrobienia błędy o których tu była mowa plus jeszcze inne, także obniżające jakość. Paradoksalnie jeśli tego typu ludzie zabierają głos w dyskusji o jakości dźwięku, to zawsze krytykują nadawców i producentów za złą jakość. Tylko, że w praktyce jeżeli ktoś sam coś koduje to robi to tak, że jakość siada.W zasadzie każda decyzja, którą podjął zmieniając domyślne ustawienia programu, którego używa powodują obniżenie jakości nagrań.
Jeśli zatem już coś nagrywać, to warto to zrobić samemu, w domyśle - dobrze. Jak to robić zostało już opisane we wcześniejszych postach. Nie ma sensu słuchać czyichś nagrań, bo nie będą one zrobione dobrze. Problem nie do rozwiązania to jakość, którą oferują nam nadawcy i w ogóle fonografia. Ale tu jest więcej problemów niż sposób kodowania. Nawet odsłuchując nową płytę w formacie bezstratnym często słyszy się coś, co jest absolutnie niestrawne. To już osobny temat.
W dyskusjach dotyczących jakości dźwięku w telewizji i w radio wszyscy są za poprawieniem jakości, wszyscy słyszą niedostatki, natomiast jeśli przyjdzie co do czego, czyli ludzie sami coś sobie nagrywają, to już nie dostrzegają błędów, które sami robią, natomiast o słyszeniu niedoskonałości własnej pracy nie ma nawet mowy. Kiedy ktoś krytykujący innych robi coś samodzielnie natychmiast kompletnie głuchnie. Taki paradoks. To jest właśnie ten haczyk, na który się wszyscy łapią.
128 może być lepsze niż 192. Niemożliwe? Całkiem możliwe. Ważne jest kilka rzeczy, np. to czy została wybrana opcja "stereo" czy też "joint stereo". Większość audycji czy też utworów muzycznych charakteryzuje to, że zawartość obu kanałów stereofonicznych jest do siebie podobna. Z tego powodu korzystniejsze jest kodowanie joint stereo, które jest w takim przypadku bardziej efektywne. Pliki mają lepszą jakość przy danej przepływności niż przy użyciu metody "stereo". Opis, jak się koduje Joint Stereo. "Stereo" natomiast polega na kodowaniu dwu kanałów niezależnie, czyli coś w rodzaju dwa razy mono, więc bitrate jest dzielone w jakimś sensie na pół. Jeśli joint stereo ma 128 kb/s, to można powiedzieć, że każdy z kanałów stereo ma przepływność zbliżoną do tej wartości, natomiast przy zwykłym stereo każdy kanał ma do dyspozycji tylko jej połowę. To duże uproszczenie, ale chodzi o podkreślenie pewnej cechy kodowania, a nie oddanie dokładnej jego natury. Dla tych którzy chcą się dowiedzieć więcej detali jest link powyżej, od tego miejsca można zacząć dalsze szukanie.
Inna rzecz polega na tym, że bitrate może być ustawione na sztywno, albo może być zmienne. Każda audycja zawiera fragmenty, kiedy wystarczy bardzo niska przepływność, a są też takie, kiedy potrzebna jest cała "moc przerobowa". Kodowanie ciszy nie wymaga zbyt wielu informacji, złożone pasaże muzyczne wręcz przeciwnie.
Jak widać wykorzystanie joint stereo i zmiennego bitrate pozwala na osiągniecie znacznie lepszej jakości przy porównywalnej wadze plików niż gdy jest kodowanie stereo ze stałym bitrate.
Plik VBR ze średnim bitrate 128 kb/s ma fragmenty, kiedy przepływność wzrasta nawet do 320 kb/s oraz takie, gdy spada znacznie poniżej 128, wszystko w zależności od potrzeb. Można powiedzieć, że taki plik ze średnim bitrate 128 w pewnych przypadkach będzie brzmiał bardzo podobnie lub identycznie jak taki mający sztywno ustawione 320 kb/s i na dodatek będzie mieć znacznie mniejszą wagę, co zawsze jest korzystne.
Oczywiście są wyjątki i stereo da lepszy efekt w przypadku, gdy np. dwie osoby mówiły do dwóch mikrofonów. W tym przypadku nagranie nie ma elementów wspólnych. Natomiast zmienne bitrate zawsze daje przewagę.
Jest jeszcze opcja doboru częstotliwości próbkowania. Dla nagrań radiowych zawsze wystarczy 32 kHz, bo radio nie nadaje nic powyżej 15 kHz. Niższe próbkowanie w tym przypadku oznacza brak pustych bitów i cała przepływność może być wykorzystana na kodowanie dźwięku, a nie szumów i sygnału pilota stereo, a także ciszy, która generalnie panuje powyżej 15 kHz. Ogólnie rzecz biorąc, wybierając nieco niższą średnią przepływność, aby mieć mniejsze pliki, oczywiście w przypadku VBR, w ogóle warto dać niższe próbkowanie, bo kodek i tak odfiltruje wyższe częstotliwości, co widać szczególnie dobrze w przypadku mp3.
Teraz wypada się zastanowić nad dwiema rzeczami. Po pierwsze dlaczego radiofonia i telewizja zdają się stosować wyłącznie stałe bitrate z próbkowaniem 48 kHz? Przyznam, że nie mam kompletnych informacji, ale wszystkie kanały tv, które sprawdzałem mają stały bitrate audio, natomiast bitrate wideo jest już zmienny. Radio także korzysta ze stałego bitrate. Jeśli ktoś zna kanały tv i radiowe, które mają zmienny bitrate dźwięku może to sprostować w komentarzu. Natomiast 48 kHz to zawsze jest marnotrawstwo. 44,1 kHz w zupełności wystarczy, a w przypadku radia 32kHz będzie ok.
Druga sprawa polega na tym, że wciąż są osoby, które kodują swoje prywatne nagrania w stereo i ze stałym bitrate i jeszcze na dodatek z samplingiem 48 kHz. Trudno w to uwierzyć, ale tak jest i popełniają one wszystkie możliwe do zrobienia błędy o których tu była mowa plus jeszcze inne, także obniżające jakość. Paradoksalnie jeśli tego typu ludzie zabierają głos w dyskusji o jakości dźwięku, to zawsze krytykują nadawców i producentów za złą jakość. Tylko, że w praktyce jeżeli ktoś sam coś koduje to robi to tak, że jakość siada.W zasadzie każda decyzja, którą podjął zmieniając domyślne ustawienia programu, którego używa powodują obniżenie jakości nagrań.
Jeśli zatem już coś nagrywać, to warto to zrobić samemu, w domyśle - dobrze. Jak to robić zostało już opisane we wcześniejszych postach. Nie ma sensu słuchać czyichś nagrań, bo nie będą one zrobione dobrze. Problem nie do rozwiązania to jakość, którą oferują nam nadawcy i w ogóle fonografia. Ale tu jest więcej problemów niż sposób kodowania. Nawet odsłuchując nową płytę w formacie bezstratnym często słyszy się coś, co jest absolutnie niestrawne. To już osobny temat.
W dyskusjach dotyczących jakości dźwięku w telewizji i w radio wszyscy są za poprawieniem jakości, wszyscy słyszą niedostatki, natomiast jeśli przyjdzie co do czego, czyli ludzie sami coś sobie nagrywają, to już nie dostrzegają błędów, które sami robią, natomiast o słyszeniu niedoskonałości własnej pracy nie ma nawet mowy. Kiedy ktoś krytykujący innych robi coś samodzielnie natychmiast kompletnie głuchnie. Taki paradoks. To jest właśnie ten haczyk, na który się wszyscy łapią.
niedziela, 17 marca 2019
Lepsza jakość? Ale przecież jakość jest dobra.
Kiedyś istniały punkty do których można było przynieść sprzęt RTV, kiedy się popsuł. W witrynie jednego z nich leżały prospekty takiego sprzętu. Nie było to nic nadzwyczajnego, praktyka była normą, ale ten punkt był przy mojej drodze do szkoły, więc dlatego mam właśnie to miejsce na uwadze. Można było sobie zobaczyć nowoczesne telewizory i sprzęt Hi-Fi, jaki był w tym czasie produkowany na zachodzie. Ja wtedy byłem dzieckiem i do słuchania radia służył mi zwykły radioodbiornik. Miałem też magnetofon szpulowy, a gramofonu jeszcze nie.
Zastanawiałem się, patrząc na te prospekty, po co się robi zestawy typu wieża. Oczywiście wszystko to mi się bardzo podobało, bo te zestawy wyglądały bardzo efektownie, jednak nie rozumiałem sensu robienia czegoś takiego. Przecież zamiast rozdzielać radioodbiornik na tuner, wzmacniacz i kolumny można było mieć wszystko w jednej skrzynce. Co tam się znajdowało w tych obudowach takiego, że nie mogło się pomieścić w jednej, myślałem.
Kumpel powiedział mi, że to po to, żeby jakość była lepsza. Jakość?
Przyszedłem sobie tego dnia do domu, włączyłem swój magnetofon, zacząłem słuchać i zastanawiać się, jaka to może być ta lepsza jakość? Bo, według mnie, z jakością było wszystko w porządku. Nie słyszałem żadnych problemów, wszystko grało tak jak powinno, i grało tak, jak u każdego.
Więc nie udało mi się wtedy zrozumieć, co z tą jakością dźwięku z mojego magnetofonu jest nie tak i co mogłoby być inaczej.
Trochę to śmieszne z dzisiejszej perspektywy, ale pokazuje inne podejście do tematu. Bardziej praktyczne. Sprzęt był po to, żeby słuchać muzyki. I ją było słychać więc nie było problemu. Muzyka była tym, co powodowało, że się to wszystko włączało.
A teraz?
Ale wróćmy jeszcze do dawnych czasów. Owszem, chciałem mieć inny magnetofon i inne radio. Jednak z pewnością nie chodziło mi to to, że to będzie inaczej grać, ale o wygląd. I tak to było. Kiedy jechaliśmy na wycieczkę szkolną, podstawiono dwa autobusy. Ja chciałem jechać tym "ładniejszym". A czy była jakaś różnica pomiędzy tymi autobusami, poza wyglądem? Raczej nie. Wycieczka w jednym i drugim była taka sama. Oglądaliśmy przecież to samo. Autobusy były tylko środkiem transportu. Ważne było coś innego.
Podobnie jest z muzyką. Można jej słuchać na różnym sprzęcie, ale efekt jest bardzo podobny, przynajmniej do momentu, kiedy muzyka nie zejdzie na dalszy plan, a zacznie się zwracać uwagę na sprzęt.
Warto powrócić do tamtych czasów, kiedy liczyło się to, co ważne. Były to inne czasy, niewinne i naiwne, ale przez to chyba jednak lepsze.
Zastanawiałem się, patrząc na te prospekty, po co się robi zestawy typu wieża. Oczywiście wszystko to mi się bardzo podobało, bo te zestawy wyglądały bardzo efektownie, jednak nie rozumiałem sensu robienia czegoś takiego. Przecież zamiast rozdzielać radioodbiornik na tuner, wzmacniacz i kolumny można było mieć wszystko w jednej skrzynce. Co tam się znajdowało w tych obudowach takiego, że nie mogło się pomieścić w jednej, myślałem.
Kumpel powiedział mi, że to po to, żeby jakość była lepsza. Jakość?
Przyszedłem sobie tego dnia do domu, włączyłem swój magnetofon, zacząłem słuchać i zastanawiać się, jaka to może być ta lepsza jakość? Bo, według mnie, z jakością było wszystko w porządku. Nie słyszałem żadnych problemów, wszystko grało tak jak powinno, i grało tak, jak u każdego.
Więc nie udało mi się wtedy zrozumieć, co z tą jakością dźwięku z mojego magnetofonu jest nie tak i co mogłoby być inaczej.
Trochę to śmieszne z dzisiejszej perspektywy, ale pokazuje inne podejście do tematu. Bardziej praktyczne. Sprzęt był po to, żeby słuchać muzyki. I ją było słychać więc nie było problemu. Muzyka była tym, co powodowało, że się to wszystko włączało.
A teraz?
Ale wróćmy jeszcze do dawnych czasów. Owszem, chciałem mieć inny magnetofon i inne radio. Jednak z pewnością nie chodziło mi to to, że to będzie inaczej grać, ale o wygląd. I tak to było. Kiedy jechaliśmy na wycieczkę szkolną, podstawiono dwa autobusy. Ja chciałem jechać tym "ładniejszym". A czy była jakaś różnica pomiędzy tymi autobusami, poza wyglądem? Raczej nie. Wycieczka w jednym i drugim była taka sama. Oglądaliśmy przecież to samo. Autobusy były tylko środkiem transportu. Ważne było coś innego.
Podobnie jest z muzyką. Można jej słuchać na różnym sprzęcie, ale efekt jest bardzo podobny, przynajmniej do momentu, kiedy muzyka nie zejdzie na dalszy plan, a zacznie się zwracać uwagę na sprzęt.
Warto powrócić do tamtych czasów, kiedy liczyło się to, co ważne. Były to inne czasy, niewinne i naiwne, ale przez to chyba jednak lepsze.
niedziela, 17 lutego 2019
Wznowienia na winylu, np. purpurowym
W poprzednim wpisie padło zdanie mówiące o przewadze wznowienia na CD nad oryginalnym winylem. Ale przecież można wydać na nowo zmiksowane płyty z nowym masterem na winylu. Zwłaszcza jeśli chodzi o trochę nowsze płyty przeważnie jest do dyspozycji wszystko, co zostało nagrane na każdym etapie. A co do ery nagrań cyfrowych, to jeśli ktoś pomyłkowo czegoś nie skasował, to jest dosłownie wszyściusieńko:) Więc można to opracować na nowo i wydać na winylu i każdym innym możliwym nośniku.
W takim razie możemy mieć wznowienie winylowe z dźwiękiem tej samej generacji co na CD, SACD i innych nośnikach. Możemy, ale...
Zanim usłyszymy muzykę odtwarzaną z winyla dotrą do nas szumy, zakłócenia i trzaski będące immanentną częścią tego nośnika oraz to, co dołoży do tego gramofon i przedwzmacniacz. Kiedy muzyka zagra, to oczywiście jakość będzie bardzo podobna do wydań cyfrowych, jeśli ktoś tak zdecydował i nie zrobił jakiegoś specjalnego mastera dla płyty analogowej. Tylko, że taką jakość będziemy mieć do około 2/3 płyty, w sensie jednej strony analogu. Poza tą umowną granicą, prędkość liniowa jest już za mała do tego, żeby dźwięk był czysty i dynamiczny. Ostatnie minuty winyla są zawsze trudne do słuchania, zwłaszcza jeśli czas odtwarzania wynosi ponad 20 minut.
I do tego dochodzi mechaniczne zużywanie się płyty analogowej wraz z każdym odtworzeniem, co skutkuje spadkiem jakości szczególnie dla wysokich tonów... jeśli ktoś jeszcze je słyszy.
Poza tym mamy całą listę ograniczeń możliwości nośnika winylowego. Wystarczy zajrzeć do starszych postów lub przeczytać co trzeba zrobić, żeby dobrze naciąć płytę analogową. A trzeba zrobić bardzo wiele rzeczy czyli pójść na bardzo wiele kompromisów.
Dlatego uważam, że wznowienie cyfrowe będzie lepsze, bo dźwięk jest zawsze taki sam. Każdy utwór brzmi równie dobrze, a dźwięk się nie zmieni pomimo wielu odtworzeń, choć słyszeć go będziemy wciąż inaczej, bo nam w uszach z wiekiem zanikają wysokie tony.
W takim razie możemy mieć wznowienie winylowe z dźwiękiem tej samej generacji co na CD, SACD i innych nośnikach. Możemy, ale...
Zanim usłyszymy muzykę odtwarzaną z winyla dotrą do nas szumy, zakłócenia i trzaski będące immanentną częścią tego nośnika oraz to, co dołoży do tego gramofon i przedwzmacniacz. Kiedy muzyka zagra, to oczywiście jakość będzie bardzo podobna do wydań cyfrowych, jeśli ktoś tak zdecydował i nie zrobił jakiegoś specjalnego mastera dla płyty analogowej. Tylko, że taką jakość będziemy mieć do około 2/3 płyty, w sensie jednej strony analogu. Poza tą umowną granicą, prędkość liniowa jest już za mała do tego, żeby dźwięk był czysty i dynamiczny. Ostatnie minuty winyla są zawsze trudne do słuchania, zwłaszcza jeśli czas odtwarzania wynosi ponad 20 minut.
I do tego dochodzi mechaniczne zużywanie się płyty analogowej wraz z każdym odtworzeniem, co skutkuje spadkiem jakości szczególnie dla wysokich tonów... jeśli ktoś jeszcze je słyszy.
Poza tym mamy całą listę ograniczeń możliwości nośnika winylowego. Wystarczy zajrzeć do starszych postów lub przeczytać co trzeba zrobić, żeby dobrze naciąć płytę analogową. A trzeba zrobić bardzo wiele rzeczy czyli pójść na bardzo wiele kompromisów.
Dlatego uważam, że wznowienie cyfrowe będzie lepsze, bo dźwięk jest zawsze taki sam. Każdy utwór brzmi równie dobrze, a dźwięk się nie zmieni pomimo wielu odtworzeń, choć słyszeć go będziemy wciąż inaczej, bo nam w uszach z wiekiem zanikają wysokie tony.
Subskrybuj:
Posty (Atom)