czwartek, 1 grudnia 2022

Wkładki MM - teoria i praktyka jeszcze bardziej praktyczna

Ktoś powiedział kiedyś, że uszczęśliwi więcej ludzi dźwiękiem analogowym niż cyfrowym i zaczął produkować gramofony. No jasne..

Praktyka jeszcze bardziej praktyczna oznacza trochę własnych prób. Poniżej wykres charakterystyki częstotliwościowej, którą udało się uzyskać w ten sposób, że zamiast kabla, który był w pudełku z gramofonem został użyty krótszy. Wkładka MM, więc długość kabla, a zatem pojemność, ma wpływ na efekt końcowy. Dłuższy kabel dawał trochę więcej wysokich tonów.

Wygląda to aż za dobrze. Jest jednak pewne ale, nawet kilka.

Wykres jest zrobiony w programie, który generalnie do takich rzeczy nie służy (REW). Poza tym wykres będzie wyglądał trochę inaczej jeśli się poustawia inne opcje, a możliwości jest sporo.

Jeśli się użyje innego programu (RMAA), to wykres będzie wyglądał tak:


To tylko część okna, ale sygnał testowy zaczyna się od 800 Hz. To jest to samo co wyżej, ale dla obu kanałów. Zielony to kabel dłuższy. Tu właśnie widać wpływ pojemności, chociaż oba kable się nadają. Do starych i bardziej trzeszczących płyt ten krótszy nawet bardziej.

Wykresy z oby programów dość mocno się różnią, choć nie powinny tak bardzo. Przyczyn jest kilka, a ta najważniejsza to taka, że drugi program ma mniej opcji. Nie da się ich ustawić tak samo, a nawet podobnie. Jednak drugi wykres prawdopodobnie bardziej odpowiada stanowi faktycznemu. Poza tym główne przeznaczenie obu programów jest zupełnie inne.

Jakiś czas temu zamieściłem fragment schematu mojego starego wzmacniacza, tzn. jego części phono. Działa tak:


Pojemność jest ok. To zaskoczenie, bo standardem jest pojemność za duża. Wysokich tonów nawet trochę za mało. Jeśli ten stary wzmacniacz skojarzy się z dłuższym kablem, to charakterystyka wypada bardziej płasko. Wykres jest trochę inny, bo była ustawiona wyższa częstotliwość próbkowania, ale to, co jest powyżej 20 kHz nie ma żadnego znaczenia.

Gdyby ktoś chciał mieć pewność, że jego pomiary odpowiadają rzeczywistości, to potrzebuje użyć np. ARTA, albo nawet AP. Ten drugi do tanich jednak się nie zalicza.

Technika cyfrowa jest lepsza, tańsza i wygodniejsza. Czy nie lepiej mieć płaskiej charakterystyki i zniekształceń poniżej progu percepcji? Ale jeśli ktoś by koniecznie chciał usłyszeć to, co kiedyś było przebojem w roku np. 1973 w brzmieniu z tamtych czasów, to musi się zmierzyć z takimi problemami jak uzyskanie w miarę poprawnej barwy dźwięku.

Jednak trudno zdobyć tak starą płytę w dobrym stanie...


czwartek, 27 października 2022

Teoria i praktyka - wkładki MM

Było już o tym sporo - jaki wpływ ma pojemność kabla na odbiór z wkładki MM. Poniżej przykład, który dość dokładnie potwierdza to, co zostało wcześniej powiedziane. Większa pojemność powoduje podbicie charakterystyki dla wysokich tonów, a sam skraj pasma z kolei jest stłumiony.


Rysunek jest przechylony żeby było łatwiej zobaczyć wpływ kabla. W ogóle ta wkładka ma "tendencję spadkową" w kierunku wysokich tonów.

 

Drugi przykład pokazuje coś zgoła odwrotnego, nie w sensie dosłownym, ale jednak.


 
 
 
W takim razie okazuje się, że zawsze można spodziewać się niespodzianek, niekoniecznie w postaci hiszpańskiej inkwizycji, ale jednak. Najlepiej sprawdzić co się ma samemu. Będzie wiadomo dlaczego to tak gra.

niedziela, 9 października 2022

Jak wybrać filtr w przetworniku cyfrowo-analogowm

Kiedyś mało kto zdawał sobie w ogóle sprawę, że w odtwarzaczu takim czy innym jest DAC, który ma jakiś filtr. Włączało się odtwarzacz mp3 i on grał. Tak samo telefon, komputer, odtwarzacz taki czy inny, odbiornik satelitarny itd. - po prostu się ich używało. Teraz jest inaczej, chociaż trudno powiedzieć, że lepiej. DAC może mieć prawie dziesięć filtrów, do wyboru. I w ten sposób został wykreowany problem. Który filtr wybrać?

Zatem słucha się muzyki, następnie wybiera inny filtr niż ten akurat aktywny i stara się wyłapać jakąś różnicę. Coś się zmieniło? Lepiej jest czy gorzej? Dlatego, że nie za bardzo tą różnicę słychać aktywuje się następny i znów jest to samo, czyli jakby tak samo. W odsłuchu jakoś różnicy nie ma, ale za to na papierze jest ogromna. No ale który filtr jest najlepszy? Który najładniej gra? A może żadnej różnicy nie ma?

W urządzeniu, które służy za przykład podobno najlepszy jest filtr pierwszy na liście wyboru. Zacznijmy jednak od innego, z samego jej końca, żeby mieć punkt odniesienia.


Rys. 1. Filtr nazywany "ściana z cegieł". Sałnd musi się o tą ścianę roztrzaskiwać, co można wywnioskować z rysunku. W praktyce jednak żadnych złych rzeczy nie słychać.

 

Brickwall filter to całkiem zwyczajny i bardzo dobry filtr, a to co widać na pierwszym rysunku to odpowiedź na impuls.

Ten impuls to tylko jedna próbka. Skoro taki sygnał jest podany do DAC-a, to jego odpowiedź jest jak najbardziej odpowiednia. Jedna próbka odpowiada sygnałowi, który wykracza poza zakres częstotliwości, na których DAC ma pracować. Przetwornik DA powinien mieć podany sygnał ograniczony do pewnej częstotliwości, a ten tu impuls to tak naprawdę częstotliwości bez górnego limitu.

Żaden dźwięk nie narasta i nie wygasa z nieskończoną szybkością, a tym właściwie taki impuls jest i trzeba dodać, że odpowiada tu poziomowi 0 dBFS. Zwyczajny sygnał testowy mający jakieś odniesienie do rzeczywistych dźwięków zapisanych do domeny cyfrowej miałby np. kilkanaście próbek o rosnącej wartości, żeby w końcu móc dojść do zera dB. Tak samo z wygasaniem. Gdyby taki sygnał, czyli nie wykraczający poza zakres pracy przetwornika podać na wejście, to na wyjściu nie dostanie się żadnych zafalowań, a przetworzony sygnał nie będzie miał praktycznie żadnych zniekształceń.

Ale można zrobić też filtr taki, który zachowa się inaczej. Oczywiście w odniesieniu do tego sztucznie wygenerowanego i nienaturalnego impulsu składającego się z jednego jedynego sampla. Ten inaczej reagujący filtr zwie się "Optimal transjent". Impuls jest tym transjentem, a filtr daje optymalną odpowiedź.


Rys. 2. Filtr, który nie powoduje zafalowań ani przed, ani po impulsie.



Ten filtr nie jest najlepszy od strony technicznej, jak to poniżej można zobaczyć, zresztą chyba w ogóle nie można powiedzieć, że jest dobry, ale ponoć najładniej gra. Pamiętamy jednak, że usłyszeć różnice czy też różnicę czemuś jest bardzo trudno.

Tylko dlaczego ten pięknie nazwany filtr nie zafalowuje sygnału? Odpowiedź jest na rysunku 3. I jeszcze na piątym.


Rys. 3. Filtr, który jakoś nie za bardzo filtruje.


Powyższy rysunek trzeba analizować jednocześnie z kolejnym czyli 4. Rysunki pokazują dwa różne filtry z których jeden nie zafalowuje impulsu, ale nie filtruje, a drugi zafalowuje, ale filtruje.


Rys. 4. To nie jest Brickwall filter, ale magazyn nie dał wszystkich wykresów, bo by ich było strasznie dużo. Jednak wykres dla filtru Brickwall wyglądałby dość podobnie.

Rysunek 5. pokazuje jeszcze raz, ale przy zastosowaniu innego sygnału testowego, że Optimal transjent nie filtruje. Strzałka pokazuje to czego być nie powinno, bo to są "lustzranki" sygnału testowego, którym są dwie częstotliwości z jej lewej strony.


Rys. 5. Filtr optimal transient Także i tu niczego nie filtruje. Prawie.

 

Porównanie z następnym rysunkiem pokazuje różnicę pomiędzy filtrem, który jakoś niechętnie filtruje, albo prawie wcale nie, a takim, który filtruje normalnie.


Rys. 6. Brickwall filter pozostawia zdecydowanie mniej śmieci. Jeśli ktoś wam powie, że to i tak mało, to pokażcie mu rys. 5.

Wiadomo, że dobry wzmacniacz ma małe zniekształcenia intermodulacyjne, ale bywają też trochę gorsze pod tym względem. Jeśli się taki gorszy wzmacniacz ma, to niewykluczone, że te intermodulacje od nieodfiltrowanych ultradźwiękowych pozostałości będą słyszalne. DAC o którym mowa faktycznie jest częścią przedwzmacniacza. Czy te ultradźwięki wpłyną ja brzmienie będzie zależeć o końcówki mocy.

 

Rys. 6. Chociaż w praktyce różnicy nie słychać, to ona jednak jest.

 

Pomijając intermodulacje okazuje się, że filtr, który jest przedmiotem naszych zainteresowań może wpłynąć na brzmienie. Widać to na rys. 6. Spadek na wysokich tonach jest wyraźny. Ale tak jest na papierze. W rzeczywistości można go przeoczyć jeśli muzyka zawiera mało tych najwyższych częstotliwości, a słuchacz już ich tak dobrze nie słyszy.

W każdym razie dla osób, którym już zanikają wysokie tony ten "najlepszy" filtr będzie najgorszy. Wszystkie pozostałe będą lepsze. Zatem filtr wybiera się raczej na podstawie charakterystyki częstotliwościowej i tego, jak dobrze tłumi on ultradźwiękowe śmieci. A odpowiedź na impuls nie ma żadnego znaczenia poza teoretycznym.


czwartek, 15 września 2022

Bitrate ma jednak większe znaczenie

Do niedawna uważałem, że utyskiwania na niską przepływność formatów stratnych są nieco przesadzone. Było to spowodowane pewnym błędem w ocenie wpływu jaki ma bitrate na brzmienie audycji. Polegał on na tym, że oceniałem jakość materiałów kodowanych tylko jeden raz i na dodatek, a właściwie to przede wszystkim, z bezstratnego oryginału. Jednak w rzeczywistości nie zawsze tak jest, że koduje się do formatu stratnego bezstratne oryginały.

Okazuje się jednak, że przez radio, jak to piszą na pewnym forum, emisja w postaci cyfrowej polega na tym, że za źródło bierze się to, co idzie do nadajników UKF FM, a to coś jest już niestety w formacie stratnym. W TV dźwięk także jest w formacie stratnym, co może powodować pewne zaszłości, zresztą podobnie może być i w radio, bo nie zawsze źródłem materiału do emisji jest oryginał. Jaki to ma wpływ na odbiór?

Najpierw radio. Pomijamy tu kompresję dynamiki i inne sprawy dotyczące realizacji dźwięku. Włączając radio, taki zwykły tuner UKF, słyszymy dźwięk dosłany do nadajnika w formacie stratnym, ale w dość wysokiej przepływności. Jakość dźwięku jest ok. ale uwzględniając to, co zostało wcześniej powiedziane czyli nie zwracamy uwagi na poczynania realizatorów i sam materiał użyty do emisji. Co się stanie po włączeniu odbiornika DAB albo satelitarnego? Do nadajników DAB jest dosyłany sygnał w formacie stratnym, zatem emisja polega, jak to już zostało powiedziane, na powtórnym zakodowaniu do formatu stratnego. Na satelitę wysyła się sygnał zrobiony taką samą metodą jak w DAB czyli bierze się format stratny i znów koduje do formatu stratnego.

Problem z materiałem w formacie stratnym polega na tym, że trzeba go używać w takiej postaci, jak został zrobiony. Jak się to zakoduje do formatu stratnego drugi raz, to dźwięk sparszywieje, a jeśli się zakoduje do formatu stratnego trzeci raz to co było już kodowane dwukrotnie, to brzmienie stanie się już okropne.

Najpierw kodowanie razy 2 i wynikające z tego problemy.

Jakoś mało kto, albo nawet nikt, nie lubi dźwięku radiowego z DAB-u i tak samo nikt nie lubi słuchać z satelity. Przyczyna: dwukrotne kodowanie do formatu stratnego.
 
Teraz kodowanie razy 3 i wynikające z tego problemy.

Nie wszyscy mogą słuchać audycji radiowych na żywo, więc je sobie nagrywają. Nagrywanie do mp3 radia z ukf oznacza kodowanie stratne po raz drugi. A jeśli ktoś sobie nagra z DAB-u do mp3, to ma kodowanie stratne trzykrotne. A radio na przepływności w DAB strasznie oszczędza, więc jeśli ktoś sobie nagra mp3 128 i na dodatek stereo zamiast joint stereo, to już jest katastrofa. No i trzeba jeszcze odnotować taką sytuację. Ktoś w radio, czyli redaktor, nagrał reportaż w jakimś mp3 czy czymś podobnym. Teraz to jest słuchane w DAB-ie i nagrane znów do jakiegoś mp3. Jak ktoś, kto sobie posłucha tego nagrania ściągniętego z sieci może się nieco zdziwić czemu to tak siorbie i brzęczy…

Z telewizją jest trochę podobnie. Jeśli ktoś sobie nagrał film ze ścieżką dźwiękową w formacie stratnym i zrobił z tego divix-a, to też dźwięk może być kiepski jeśli audio sobie zakoduje np. w mp2 192 kbps.

I teraz już przechodzimy do tego, dlaczego powstał ten post. Zauważyłem, że w jednym odcinku serialu właśnie w jakimś divix-ie dźwięk jest jakiś bardziej kiepski. Okazało się, że tam jest w mp3 128 CBR, a inne odcinki mają średnio 128, ale już VBR. I to naprawdę robi zauważalną różnicę.
 
Ludzie z radia twierdzą, że w DAB-ie jakość jest porównywalna z tym, co jest na UKF. Ciekawe jaką metodą oni to oceniają? Jeśli by posłuchali czegoś, co jest już zrobione w jakimś mp3 to by ta różnica pomiędzy DAB-em i UKF-em była zauważalna. To samo z satelitą.

Dlatego okazuje się, że na bitrate nie powinno się oszczędzać, a podwójne kodowanie przez radio dla potrzeb BAB i satelitarnych jest dużym błędem. O ile tak faktycznie jest. Ale jak się tego posłucha, to jednak wychodzi, że tak jest. Na szczęście nie ma obowiązku słuchania radia.
 
PS. Jeśli już nagrywać program radiowy lub telewizyjny, to tylko tak, żeby mieć jakość "antenową", która niestety nie jest oryginałem. Czyli żeby samemu nie spaprać dodatkowo tego, co już inni spaprali.

sobota, 9 lipca 2022

Dym z papierosa na usługach akustyka

Wykonanie pochłaniacza nie jest takie proste. Do samodzielnej budowy wykorzystuje się wełnę skalną, która jakoby pyli. Wszyscy starają się jakoś temu pyleniu zapobiec, co w efekcie powoduje, że zamiast panelu szerokopasmowego otrzymuje się jakiś rodzaj pułapki basowej. Chodzi o to, że niektórzy owijają wełnę w folię, a następnie w tkaninę. Folia przepuszcza fale dźwiękowe tylko częściowo, podobnie jak zwykła tkanina. Do obicia panelu powinno się wykorzystać materiał w jakimś stopniu przezroczysty akustycznie, który dźwięku nie odbija. I nie powinno się stosować folii. Pułapek basowych  nie powinno się używać do wytłumienia miejsc pierwszych odbić. Pułapka basowa w miejscu pierwszego odbicia nie różni się wiele od ściany. W miejscu pierwszego odbicia należy użyć pochłaniacza szerokopasmowego. Natomiast pułapki basowe ustawia się w narożnikach, chociaż można wszędzie z wyjątkiem właśnie punktów pierwszych odbić.

Jeśli się śledzi co można kupić gotowego produkcji krajowej, to ich wytwórcy często deklarują, że ich ustroje są zabezpieczone przed pyleniem. A po obejrzeniu zdjęć wiadomo, że do obicia wykorzystano np. jakiś rodzaj materiału tapicerskiego. Czyli to są pułapki basowe.

Problem nie do rozwiązania? Materiał, który się nadaje na pochłaniacz nie zabezpiecza przed pyleniem, folii zaś nie powinno się używać.

Jeśli ktoś ma do wykonania ustroju wełnę, która nie pyli, to tkanina powinna zostać przetestowana na okoliczność przydatności do użycia tylko pod względem akustycznym. Materiał nadający się do obicia ustroju powinien być przewiewny, tzn. można przez niego dmuchać. Tylko co to tak naprawdę znaczy? Biorąc taki materiał można dmuchnąć na niego dymem z papierosa i ten dym przejdzie na drugą stronę. Dmuchać trzeba niezbyt mocno i z pewnej odległości. Co się dzieje z drugiej strony widać będzie w lustrze, ewentualnie można poprosić o pomoc osobę palącą. Wykorzystanie dymu z papierosa daje większe wyobrażenie o przepuszczalności tkaniny niż takie "zwykłe" dmuchanie czystym powietrzem. Aspekt medyczny dymu papierosowego, jak się wydaje, można tu pominąć.

Żeby mieć jakiś punkt odniesienia warto najpierw zobaczyć jak sprawa się ma z tkaniną, która faktycznie się nadaje, tzn. przepuszcza dźwięk. Można wziąć maskownicę od kolumny, jeśli jest materiałowa. "Przedmuchanie" tego materiału dymem daje pojęcie o tym czego szukać. Tkanina tapicerska w takiej próbie okaże się całkowicie nieprzepuszczalna.

Co jednak zrobić jeśli już ma się pułapki basowe tam, gdzie powinny być absorbery? Zdjąć tkaninę i folię, następnie obić siateczką, bo tym faktycznie jest materiał przezroczysty akustycznie, i zastanawiać się nad pyleniem?

Być może jakimś rozwiązaniem jest dodanie pianki akustycznej na te pułapki basowe. Wiele osób daje taką piankę w miejsca pierwszych odbić więc jeśli ktoś ma już jakieś ustroje trochę nieprofesjonalnie zrobione, to na pewno nic nie popsuje, a prawdopodobnie poprawi efekt ich działania.

Są jeszcze dwa sposoby. Jeden polega na dodaniu takich "łejf-gajdów", które dźwięk przekierują, a odbity rozproszą. Metoda być może mogłaby być naprawdę skuteczna, ale wykonanie takich ustrojstw ze względu na wymiary (długość i szerokość, nie muszą być głębokie, kilkanaście cm raczej już wystarczy) może być trochę kłopotliwe. Drugi sposób polega na ustawieniu ustrojów lekko ukosem, wtedy odbicie ominie słuchacza. Trzeba wykorzystać lustro do ustawienia. Metoda dość prosta, wypróbowana i skuteczna, chociaż tak ustawione ustroje nie prezentują się ładnie.

Jak Czytelnicy zainteresowani poprawianiem ustrojów to zrobią jest ich wyborem. Jednak żeby usłyszeć efekt trzeba posłuchać jeszcze raz ulubionej płyty, zrobić poprawki na wszystkich ustrojach, tzn. czterech, i nie zmieniając ustawienia głośności, fotela itd. posłuchać znowu. Różnica powinna być słyszalna, bo to jest różnica realna.

Jeśli ktoś ma profesjonalne ustroje, to może ze współczuciem westchnąć nad nami, którzy mamy samoróbki. Jednak te ostatnie po modyfikacjach będą, niemalże, równie dobre jak te zawodowe.

środa, 8 czerwca 2022

Skąd się bierze brzmienie. Źródła

Źródła dźwięku brzmienia nie mają chociaż wszystkim się wydaje, że jest inaczej. Czasem faktycznie mogą grać w charakterystyczny sposób, ale dzieje się to wtedy gdy się popsują, albo je ktoś popsuje już na etapie projektowania.

Źródła dźwięku nie mające brzmienia to różnego rodzaju cyfrowe odtwarzacze. Takie zastrzeżenie jest potrzebne, ponieważ źródła analogowe mogą mieć brzmienie. I zazwyczaj je mają, szczególnie wtedy, gdy są używane w nieodpowiedni sposób. Źle ustawione, źle wyregulowane, przesterowane...

Cyfrowe źródło dźwięku ma za zadanie przekształcić ciąg jedynek i zer na analogowy sygnał audio. Można to zrobić tanio lub drogo, ale zawsze zniekształcenia są tak małe, że niemożliwe do usłyszenia.

Jeśli cyfrowe źródło dźwięku jeśli jest sprawne i poprawnie skonstruowane nie ma żadnego brzmienia, natomiast mój odtwarzacz Blu-ray ma wyjście analogowe, które brzmienie ma, bo jest to wyjście popsute. Z HDMI dźwięk jest dobry, bo z niego do wzmacniacza wędrują te same jedynki i zera, które są na płycie.

Można w sieci trafić na teksty, w których ludzie piszą o odtwarzaczach celowo źle skonstruowanych. Są one tak robione właśnie po to, żeby miały brzmienie. Cóż, domeną realizatora dźwięku jest jego zniekształcenie w taki sposób, żeby tzw. statystycznemu Kowalskiemu się on (zniekształcony dźwięk) podobał. Niestety czasem konstruktorzy sprzętu postanawiają brzmienie zniekształcić w jakiś swój własny sposób. Jaki jest tego cel trudno zgadnąć, najpewniej przede wszystkim taki, żeby było głośniej.


DAC, który ma liniową charakterystykę do zaledwie 3 kHz, a 20 kHz to jakby ściana praktycznie nawet wtedy, gdy na wejście się mu poda próbkowanie 192 kHz. Prawdziwa okazja dla fanów ultradźwięków sprzedawana onegdaj za skromną sumę 2000 Euro.

Ten dziwoląg z wykresu powyżej nie był nigdy bohaterem tych internetowych opowieści o cyfrowych odtwarzaczach celowo popsutych przez konstruktorów. Niewątpliwie jednak coś z nim jest nie tak. Spadki wysokich tonów usłyszy nawet starszy już pan, gdyż właśnie z tego względu, że mu te częstotliwości w uszach zanikają zauważy ich osłabienie tym prędzej.

Tak czy owak źródło cyfrowe brzmienia nie ma o ile ktoś postanowi zrobić coś w taki sposób, żeby przetwornik D/A działał jak przetwornik, a poza tym nie jak jakaś przystawka do gitary, dajmy na to Fuzz. Natomiast z magnetofonami czy gramofonami bywa różnie. Czasem tak, jak na poniższym rysunku.


Tego typu zniekształcenie bierze się z tego, że ten konkretny gramofon ma bardzo nierówne obroty. On raczej szarpie niż kołysze. W domenie cyfrowej podobny efekt spowodowany błędem czasu określa się jako Jitter. Tylko że dla tego gramofonu zniekształcenia są już 10 dB poniżej sygnału. To "już" oznacza dosłownie to, co oznacza w przeciwieństwie do "dopiero". Dla dobrego odtwarzacza cyfrowego taki obraz można zobaczyć jak się spojrzy 120 dB niżej. Gdyby jakiś mizerny przetwornik cyfrowy takie rzeczy zrobił przy -100 dB to i tak byłby lepszy o 90 dB niż ten gramofon. Czyli w tym żałosnym gramofonie zniekształcenia na bazie błędu czasu mamy "już" 10 dB poniżej sygnału, a w odtwarzaczu cyfrowym, takim najtańszym i najprostszym, "dopiero" 100 dB niżej.

Fanom analogowego brzmienia życzę miłego słuchania na wspomnianym gramofonie, za który swego czasu należało zapłacić skromne 1700 Euro. Ale przecież taki gramofonik można jeszcze ustawić krzywo, źle skalibrować wkładkę, dać nieodpowiedni nacisk igły i ustawienie antyskatingu, kabel o za dużej pojemności lub podłączyć do przedwzmacniacza o za małej impedancji. Ponadto płyta może być zdarta, brudna, pofalowana i nie mieć otworu w środku, co spowoduje kołysanie dźwięku, które nawiasem mówiąc dla audiofila jest niesłyszalne.

Ale co tam. Analogowe źródło jest fajne, bo można popatrzyć jak kółko się kręci. W magnetofonie nawet dwa, więc jest jeszcze fajniej.

Nawiasem mówiąc wszystkie parametry źródeł analogowych wypadają słabo w porównaniu z cyfrowymi.

Załóżmy jednak, że mamy odtwarzacz cyfrowy, który jest dobry i chcemy go porównać z innym, który też jest dobry. Nie ma to sensu, bo oba nie mają brzmienia, a zatem grają identycznie. A jednak w porównaniu okaże się najpewniej, że nie grają tak samo, bo któryś brzmi "pełniej" czy jakoś tam. Owszem, któryś gra "lepiej" bo jest głośniejszy. Jeśli w dwóch odtwarzaczach będzie siedział dokładnie taki sam układ, co się zdarza, to różnic nie będzie. Ale jeśli przetworniki będą różne, czyli grające z inną głośnością, to wrażenie będzie takie, że dźwięk jest inny.

Dlatego tak ważne jest wyrównanie głośności we wszelkiego typu testach. Można dźwięk zaburzyć w dość dużym stopniu, ale po wyrównaniu poziomów, a raczej subiektywnej głośności, nawet duże różnice stają się czasem trudne do zauważenia.

środa, 18 maja 2022

Skąd się brzmienie bierze. Wzmacniacze

Dobry, nie znaczy drogi, wzmacniacz nie ma żadnego brzmienia, dopóki się go nie przesteruje. Słuchacz o muzykalnym i wrażliwym słuchu nie przesteruje wzmacniacza ponieważ za głośno jest już wtedy, gdy moc oscyluje poniżej jednego wata. Typowe kolumny i przeciętne pomieszczenie dają przy mocy 2x1 W ponad 80 dB, a to już jest zdecydowanie za dużo, aby posłuchać całej płyty. Gdyby zapis dźwięku miał dużą dynamikę, to jeden wat by nie wystarczył, ale słuchając winyli, typowych płyt CD czy plików, dużej dynamiki na nich szuka się próżno.

A nawet gdyby ta dynamika dźwięku na takiej czy innej płycie lub w pliku się znalazła, to zazwyczaj jest jeszcze kilkadziesiąt watów mocy, czy nawet ponad setka, w rezerwie. Ceniąc sobie wrażenia estetyczne słuchamy umiarkowanie głośno, a raczej umiarkowanie cicho, więc każdy wzmacniacz będzie wystarczająco silny, aby się znaleźć poniżej clippingu. A jak ktoś chce się ogłuszać, to monobloki po kilowat każdy nie wystarczą.

Warto pamiętać, że na płytach winylowych w przyczyn technicznych nie da się uzyskać dużej dynamiki dźwięku. Nośniki cyfrowe mają większy potencjał... którego nikt nie wykorzystuje, bo zapis o dużej dynamice jest cichy w odbiorze i realizatorzy dźwięku od zarania techniki cyfrowej walczą z dynamiką i jakością. Mała dynamika i zła jakość czyli duże zniekształcenia są tym czego słuchacz oczekuje.

Wobec tego wzmacniacze nie mają żadnego brzmienia, bo są zbyt dobre, zniekształcenia i szumy są za małe, żeby miały jakieś znaczenie, a moc zazwyczaj jest więcej niż wystarczająca, pomijając niektóre lampowe zdechlaki. Nie każdy wie, ale taki lampowy cherlak o mocy kilkunastu watów potrafi zabrzmieć potężniej niż tranzystor o znacznie większej mocy właśnie dlatego, że lampy obetną szczyty w specyficzny sposób, co doda tych "fajnych" zniekształceń i sprawi, że dźwięk będzie subiektywnie bardzo głośny. Ale okazuje się, że można być poniżej clippingu, a wzmacniacz i tak czemuś się wyróżnia.

Ten wzmacniacz poniżej nie ma brzmienia.


Wzmacniacz zintegrowany 1500 Euro. Względnie niska cena i bardzo małe zniekształcenia.

 

Ale ten prawdopodobnie już ma.


Wzmacniacz zintegrowany 49000 Euro. Bardzo wysoka cena i proporcjonalnie do ceny podniesiony poziom zniekształceń.   

 

Widać wyraźnie, że pierwszy ma bardzo małe zniekształcenia, ale ten drugi... Wychodzi na to, że ktoś się specjalnie postarał, żeby te zniekształcenia wywindować. K2 idzie równiutko i na wysokim poziomie, a podobno parzyste harmoniczne dają to miłe dla ucha brzmienie. Pewnie nie dla każdego ucha, raczej na pewno nie dla tego zdrowego, które jeszcze coś słyszy i na dodatek dobrze słyszy. Więc chyba to nie będzie ucho realizatora dźwięku. W każdym razie zniekształcenia są na tyle duże, że i bez przesterowania ten wzmacniacz podbarwia audycję. Trzeba dodać, że to wzmacniacz tranzystorowy. Natomiast lampowe często mają bardzo podobnie jak ten tu.

Problem polega na tym, że nie zawsze mamy dane z pomiarów. Producenci zatrudniają marketingowców i dziennikarzy. Ci pierwsi wymyślają jak ściemniać, a drudzy tą ściemę uskuteczniają. Klient się naczyta, uwierzy, kupi, a potem powtarza ściemę dalej. Jeśli chodzi o drugi wzmacniacz, to w reklamach zapewne mówiono o zachowaniu jak najwierniejszego brzmienia. Ale że to się odbywa poprzez podniesienie poziomu zniekształceń, to już tego w reklamach nie piszą.

My tu na blogu widzimy o co kaman, bo patrzymy na wykresy i ogólnie na wyniki pomiarów, ale są i tacy, którzy poprzestają na reklamowych sloganach.

Ciekawe co słyszą posiadacze tego cudu techniki. Znają osobiście jakiegoś laryngologa, byli na wizycie? Samopoczucie jednak mają dobre. Gwarantuje im to świadomość dobrze zainwestowanych pieniędzy.

W takim razie ci, którzy mają wzmacniacze bez brzmienia mogą je trochę ściszyć, żeby na stare lata móc jeszcze coś usłyszeć, choćby nawet demolkę i zniekształcenia, które poczynili realizatorzy.