Teraz trzeba gramofon podłączyć do wzmacniacza. Często zdarza się, ze wzmacniacze zintegrowane mają wejście gramofonowe, tzn. mają wbudowany potrzebny przedwzmacniacz. Zazwyczaj, jeśli taki przedwzmacniacz w ogóle jest, to nadaje się do wkładek MM. Niestety najczęściej nic nie wiadomo o tym jaką on ma pojemność wejściową. Impedancja z reguły będzie wynosić około 47 kΩ, czyli jest ok., ale pojemność z reguły pozostaje zagadką. Niestety właśnie pojemność decyduje o sukcesie lub porażce.
Tu potrzebny jest znów obrazek z wcześniejszego posta tzn. rys. 1. Widać na nim jak pojemność wpływa na charakterystykę częstotliwościową. Warto podkreślić, że to jest dobry przedwzmacniacz, który ma małą pojemność (chodzi tu wyłącznie o sekcję MM) i na dodatek regulowaną. We wzmacniaczu zintegrowanym przedwzmacniacz gramofonowy może mieć 1000 pF lub więcej, co oznacza, że się on nie nadaje do użytku, bo podbicie wysokich tonów będzie znacznie większe niż 3 czy 4 dB, jak tu, natomiast trochę powyżej 10 kHz praktycznie już nic nie będzie słychać.
Rys. 1. Wpływ pojemności systemu (MM) na charakterystykę wzmocnienia. |
Co zrobić, jeśli nie udaje się uzyskać żadnych informacji o pojemności? Można spróbować przeanalizować schemat wzmacniacza, a konkretnie sekcję wejścia gramofonowego. Można zobaczyć wtedy coś takiego:
Rys. 2. Przy braku danych pojemność przedwzmacniacza MM można próbować oszacować na podstawie schematu. Opcja raczej dla zaawansowanych oraz inżynierów. |
Na fragmencie schematu, który przedstawia tą część przedwzmacniacza MM, która najprawdopodobniej decyduje o pojemności, widoczne są dwa kondensatory C101 i C105 oba po 100 pF. Są tam jeszcze inne, ale prawdopodobnie to te dwa decydują o pojemności. Jaka jest faktyczna pojemność mógłby powiedzieć ktoś, kto się tym zajmuje, tzn. inżynier od tych spraw. Na innych schematach można zobaczyć czasem nawet jakiś kondensator 1000 pF w towarzystwie innych, wtedy jest pozamiatane. W magazynie z którego pochodzą wykresy są zamieszczane wyniki pomiarów różnych wzmacniaczy. Jeśli się weźmie kilka wzmacniaczy, które mają wejście MM i z tych pomiarów widać, że dla standardowego systemu charakterystyka częstotliwościowa jest zła i sprawdzi na schemacie jak to wejście jest zbudowane, to właśnie często są tam te kondensatory po 1000 pF. Ale gdyby ten przedwzmacniacz z rysunku 2. faktycznie miał około 200 pF, to dając kabel o pojemności 50 pF jeszcze uda się zmieścić w zakresie, który producent wskazuje jako odpowiedni dla jego wkładek.
Producenci podają jaką pojemność powinno mieć obciążenie dla wkładki MM. I np. pewien znany producent podaje, że to ma być od 150 do 300 pF. Czyli gdyby ten przedwzmacniacz miał 200 i dodatkowo kabel jeszcze 50, to powinno być ok.
W tym miejscu sytuacja wygląda tak. Jest gramofon z wkładką MM, nowa igła oraz wzmacniacz zintegrowany z wejściem MM, które ma wystarczająco małą pojemność, aby charakterystyka była poprawna. Taka sytuacja, że pojemność na wejściu MM wzmacniacza zintegrowanego jest mała zdarza się wyjątkowo rzadko, ale zdarza. Jeśli ktoś ma to wyjątkowe szczęście, że ma taki wzmacniacz może teraz wziąć kabel, a najlepiej kilka różnych, o znanej i wymaganej pojemności i dopasować cały układ. Można sobie taki kabel zrobić samemu.
Jak zrobić kabel, który ma potrzebną pojemność? Trzeba kupić wtyczki, kabel przyciąć na odpowiednią długość i polutować. Kabel musi być miedziany z gęstym oplotem, także miedzianym. {Niektórzy produkują kable z ekranem podłączonym tylko z jednej strony, ale ten temat jest autorowi nieznany. Wszystkie kable, które ma/posiadał są zwykłe i można je podłączać w obie strony.} Nadaje się do tego celu kabel koncentryczny typu RG-59, który ma pojemność około 60pF na metr. Czyli 50 pF to będzie niecały metr. Problem polega na tym czy można kupować na metry i czy kabel jest całkowicie wykonany z miedzi. Cena metra takiego kabla to kilka złotych, doliczając wysyłkę wyjdzie kilkadziesiąt. Ważne, żeby dokładnie wiedzieć co się kupuje więc, że nie będzie to przewód z aluminiowym ekranem i sztywny jak stalowy drut. Jeśli samodzielne wykonanie kabla stanowi problem, to można kupić gotowe. Ale te są drogie. Są specjalnie przystosowane do tych celów i producenci podają pojemność tych kabli. Jednak wtedy mamy wybór pomiędzy kablem 50 i 100, kiedy najbardziej odpowiedni byłby 70 lub 80. Może się to wydać niedorzeczne, ale jeśli ktoś chce osiągnąć maksimum tego, co jest możliwe, to łatwiej będzie użyć kabla własnej produkcji. Skoro ludzie wykłócali się kiedyś czy słychać różnicę pomiędzy przetwornikiem 16 i 24 bitowym (nie słychać), to wyrównanie charakterystyki z dokładnością 0,5 dB będzie się dawało usłyszeć i to przede wszystkim jest wykonalne. Docięcie kabla na taką długość, że dopasowanie pojemności będzie z dokładnością powiedzmy +/-10 pF nie stanowi problemu dla osoby cierpliwej.
Ale po przygotowaniu sobie kabla, ewentualnie kilku o różnej długości i pojemności, jeszcze zanim się posłucha i pomierzy, warto zdobyć wyniki pomiarów wkładki, co też może być trudne. Ale załóżmy, że takie mamy i wygląda to w ten sposób:
Gdyby wziąć płytę testową i odtworzyć z niej sweep 800 – 20000 Hz, to nie znając charakterystyki samej wkładki uznamy, że to kabel odpowiada za to podbicie, a tak nie jest. Bez znajomości charakterystyki wkładki i zamianie kabla na taki, który ma mniejszą pojemność, czyli krótszy, niepotrzebnie stłumimy wysokie tony. A z rysunki widać, że właśnie powinny być podbite. Ale jeśli pojemność kabla będzie dobrana optymalnie, to to podbicie będzie wynikać z właściwości wkładki, bo charakterystyka samego przedwzmacniacza już będzie płaska. Mówiąc innymi słowy uzyskując płaską charakterystykę przedwzmacniacza jak na rys. 1. linia 2, zachowujemy taką charakterystykę wkładki, jaką ona faktycznie ma czyli z rys. 3.
Ktoś posiadający płytę testową musi nagrać sygnał i przeanalizować to nagranie w jakimś edytorze dźwięku. Słuchanie nic nie da. Natomiast jeśli nie ma takiej płyty, to trzeba posłuchać kilku LP z muzyką, ale najlepiej takich, które się ma też w wersji cyfrowej. Nie zaszkodzi, jeśli to będzie jakieś pierwsze wydanie z możliwie najmniejszą kompresją dynamiki. Jeśli płyta winylowa brzmi podobnie jak wersja cyfrowa, ale z nieco mniejszą ilością wysokich tonów, to jest ok. Jak wysokich tonów jest za dużo, a płyta za bardzo trzeszczy, to kabel ma za dużą pojemność. Jak jest zdecydowanie za mało wysokich, to kabel ma pojemność za małą. Płyty do testów muszą być w stanie prawie fabrycznym i czyste, bo inaczej strasznie szumią i trzeszczą. Jednak subiektywna ocena prawie każdego wyprowadzi na manowce. Dla perfekcjonisty zostaje tylko użycie płyty testowej.
Mając płytę testową najszybciej znajdzie się optymalną pojemność kabla w ten sposób, że przygotowuje się różne długości dla lewego i prawego kanału. Wtedy będzie można się zorientować już po jednokrotnym zgraniu dźwięku do komputera czy kable trzeba skracać czy wydłużać. Jeśli oba kanały mają podbicie wysokich tonów (uwzględniając charakterystykę wkładki) wtedy wystarczy skrócić dłuższy przewód, żeby był krótszy od tego krótszego z przetestowanej pary i zgrać sygnały ponownie. Jeśli z analizy nagrania będzie wynikać, że ten skrócony kabel daje poprawną charakterystykę, to jest ok. A jeśli już powstaje jakieś tłumienie, to znaczy, że skrócenie było przesadne. Może się zdarzyć, że w kanale z dłuższym kablem jest minimalne podbicie, a z krótszym tłumienie, więc optymalna długość będzie średnią. W praktyce np. metr dwadzieścia podbicie, osiemdziesiąt centymetrów tłumienie, czyli metrowe przewody powinny być ok.
Autor przyznaje jednak, że nie próbował nigdy z płytą testową, ale jedynie na słuch z różnymi kablami. Taki cyfrowy o długości 60 cm wydawał się być ok. Natomiast np. oryginalny od gramofonu o długości około 1,5 m dawał już to niepotrzebne podbicie wysokich tonów. Jeśli jednak komuś zależy na osiągnięciu maksimum tego, co jest możliwe, to kilka prób ze skracaniem kabla nie jest chyba problemem.
Warto podkreślić, że w tym miejscu nakłady finansowe polegają na zakupie nowej igły, czterech wtyczek i kilku metrów przewodu antenowego. Ewentualnie też płyty testowej. (Czy potrzeba wspomnieć, że potrzebny jest jeszcze ten trzeci kabelek? Nawet nie trzeba w nim zarabiać końcówek, starczy zdjąć izolację.)
Czasem, jeśli we wzmacniaczu jest wejście phono, to nadaje się ono zarówno dla wkładek MM jak i MC. Wtedy zazwyczaj jest tak, że opcja MM nie nadaje się do niczego ponieważ ma pojemność o wiele za dużą. Nawet kabel, gdyby taki był, o zerowej pojemności nic nie da. Skoro producent wkładek zaleca pojemność do 300 pF, a wejście ma 1000, to sprawa jest chyba oczywista. {Nawiasem mówiąc magazyn, z którego są te obrazki zawsze uzyskuje płaską charakterystykę tego wejścia (MM), chociaż ma np. 800 pF. Jak to jest możliwe? Prawdopodobnie przez podpięcie generatora sygnału, któremu można ustawić nawet zerową pojemność, temu generatoru ;) ewentualnie zbliżoną do zera.} Ale w takim właśnie przypadku wejście MC jest dobre. Więc można też pójść drogą z wkładką MC. Koszt wzrasta, bo trzeba będzie kupić wkładkę, która jest kosztowna, w przeciwieństwie do taniej igły do wkładki MM.
Jeśli ktoś się zdecyduje na wejście MC, to trzeba sprawdzić jego impedancję (w dokumentacji technicznej) i wybrać odpowiednią wkładkę. Tutaj przeważnie nie ma problemu ze znalezieniem informacji, bo producenci podają impedancję tego wejścia, w ogóle wszystkich wejść. Zasada jest następująca:
Jeśli wkładka ma oporność wyjściową A, to impedancja przedwzmacniacza powinna się zawierać w zakresie od 5 do 20 razy wartość A. W praktyce: jeśli wkładka ma np. 40 Ω, to przedwzmacniacz powinien mieć od 200 do 800 Ω.
Ten przykład jest wybrany celowo, gdyż bardzo popularna wkładka MC pewnej znanej marki ma właśnie 40 Ω, natomiast teraz zazwyczaj przedwzmacniacze (we wzmacniaczach zintegrowanych) mają 100 Ω. Zatem nie nadają się do tej wkładki. Żeby sobie takie wejście dopasować trzeba wpiąć dodatkowe rezystory.
Natomiast jeśli w ogóle brak przedwzmacniacza phono, to trzeba go sobie nabyć drogą kupna, wybierając taki, który ma znaną pojemność dla MM i na dodatek taką, która daje szanse na użycie istniejącego kabla czyli takiego, który jednak jakąś pojemność ma. Autor znalazł przedwzmacniacz MM bardzo dobrej firmy, który ma 120 pF i który ma cenę w złotówkach 3 razy większą niż pojemność. Jeśli ktoś się szarpnie na taki i dodatkowo na wkładkę MM z igłą Fine Line (opcja trochę na bogato), to dając kabel 100 pF będzie mieć dobry odbiór i nawet nie będzie się musiał stresować testowymi odsłuchami czy robieniem nagrań z płyty testowej i ślęczeniem nad nimi w komputerze. Po prostu będzie ok. i nie będzie lepiej, nawet gdyby wydał miliony na sprzęt.
Zakup wkładki MC, a nawet przedwzmacniacza MC, to już będzie większy wydatek. Jednak tu właśnie tkwi sedno sprawy. Jeśli się poświeci trochę czasu na dopasowanie pojemności kabla, aby uzyskać płaską charakterystykę wzmocnienia, bez uwypuklania bądź tłumienia wysokich tonów, to wkładka MM zagra tak jak MC.
Ale teraz wypada jeszcze się zastanowić nad tym dlaczego wkładka MC nie jest lepsza niż MM. No to popatrzmy na ten rysunek:
Widzimy, że podano zniekształcenia dla wysokich tonów (hohtonferzerrung) 0,052%. Teraz jeszcze trzeba zobaczyć ten sam parametr na rysunku 3. I tam mamy te zniekształcenia 0,178%. Czyli tak: 0,05 to dużo mniej niż 0,2. {Są też wkładki MM trochę lepsze pod tym względem.} Więc wkładka MC jest lepsza niż MM? Jest lepsza pod tym względem. Ale pod względem siły sygnału jest gorsza. Dlatego przedwzmacniacz MC musi mieć znacznie większe wzmocnienie, a zatem i będzie więcej szumiał. W praktyce szum przedwzmacniacza jest pomijalny. Ważniejsze są zniekształcenia, choć one też są nieistotne.
Nie da się usłyszeć różnicy zniekształceń pomiędzy 0,2 i 0,05% zwłaszcza na wysokich tonach. W tym zakresie słuch nie jest szczególnie czuły na zniekształcenia. Pomiędzy 1 i 2% to już może, ale nie na pewno. Gdyby te 2% były w zakresie tonów średnich czy w dolnym wysokich, to by się dawało usłyszeć, ale jeśli te zniekształcenia wypadną na skraj słyszalnego pasma, czyli dla czterdziesto-pięćdziesięciolatków 15 kHz czy nawet tylko 12 kHz, to szanse usłyszenia tego są żadne. Poza tym poziom zniekształceń na super dobrze nagranej i wydanej płycie będzie tak raczej właśnie 2%. Na początku płyty na dodatek, bo później jest już znacznie gorzej. A dla nagrań rozrywkowych to prędzej kilkanaście, nawet dwadzieścia procent. Więc jakie znaczenie ma dodanie 0,2% zniekształceń od wkładki, na wysokich tonach, skoro na 2% lub nawet na 20% zniekształceń na samej płycie nikt nie zwraca uwagi? Czasem zniekształcenia dodane przez realizatorów są jeszcze większe niż te 20%! Są one dodawane celowo, bo jest wtedy fajny "sałnd" oraz "sałnd kłality" (sound quality).
W tym miejscy trzeba zadać takie pytanie: skoro na winylu zniekształcenia są, według autora, który powtarza to po innych, którzy są znacznie bardziej obeznani z zagadnieniem niż on, 2% najmniej, to jak magazyn mógł zmierzyć zniekształcenia z dokładnością do tysięcznej procenta? A co z nierównomiernością obrotów i zakłóceniami od napędu, które też wpływają na pomiar? Żeby mieć ciszę dla pomiarów, to np. zakłócenia muszą być poniżej 100 dB, co jest niewykonalne. Wynika z tego, że ten pomiar nie za bardzo może by zrobiony z odczytu płyty. Druga sprawa. Wykresy idą aż do 50 kHz. Naciąć płytę liniowo do takiej częstotliwości? Bardzo wątpliwa sprawa. Jeśli ktoś ma dojścia do tego labora, to niech ich pyta, jak oni to mierzą.
Nie dajcie się zwieść opowieściami, że masa ruchoma we wkładce MC jest mniejsza niż w MM i to robi różnicę. Co z tego, że jest mniejsza. Ruch układu igła, wspornik itd. jest wymuszony przez zapis płyty. Sygnał odczytany będzie w obu przypadkach identyczny. Nie ma takiej możliwości, że wkładka MM nie odczyta jakichś detali dostępnych dla MC. Jedyna różnica polega na wspomnianych wcześniej zniekształceniach. Jednak są one za małe, żeby je usłyszeć.
Wkładka MM jest w praktyce tak samo dobra jak MC. Z wykresów widać jednak, że MM dobrze czyta sygnały do 20 kHz, natomiast MC nawet do 40 kHz. Tylko czy to ma znaczenie? Nie ma z kilku powodów. Nie słyszymy takich częstotliwości, nawet 20 kHz nikt dorosły nie usłyszy. Na płycie nie ma tak wysokich dźwięków. Jeśli tylko zniekształcenia uda się utrzymać na niskim poziomie do 10 kHz, to pod warunkiem, że to będą harmoniczne, nikt ich nie usłyszy. Pomyślcie, jakim cudem można usłyszeć harmoniczne od 10 kHz, skoro przy 20 kHz, a nawet znacznie wcześniej, każdy z dorosłych "słyszy ciszę"?
Wkładka MC mogłaby się przydać do odtwarzania płyt kwadrofonicznych, bo tam jest ten dodatkowy ton na częstotliwości powyżej 20 k. Wtedy bezapelacyjnie MC będzie lepsza od MM. Ale do odtwarzania zwykłych płyt oba typy nadają się tak samo dobrze. I w obu przypadkach zwykłe podłączenie do wzmacniacza nie gwarantuje sukcesu, bo niedopasowanie jest możliwe i tu i tam. Słuchanie winyli to naprawdę jest duża niewygoda.
I jeszcze zobaczmy czego można się spodziewać po typowym przedwzmacniaczu we wzmacniaczu zintegrowanym. Z wcześniejszego posta wiemy, że pojemność wejścia MM 560 pF daje podbicie wysokich tonów o około 2 dB. No to ile ma wzmacniacz z obrazka poniżej?
Rys. 5. Marny przedwzmacniacz ze wzmacniacza zintegrowanego (MM). Wbrew temu, co napisał dziennikarz, nie ma szans na poprawne brzmienie. Ale już sekcja MC jest bardzo dobra. |
Pod tysiąc pewnie. Natomiast dziennikarz napisał, że wzmacniacz ma dobrą część phono. Tylko dla MC.
Charakterystyki częstotliwościowe wkładek z rysunków są takie, że podbijają one trochę wysokie tony. Być może dlatego, że tak naprawdę to mało kto lubi ten "ciepły" dźwięk, a więc z mniejszą ilością wysokich tonów? Ale są też wkładki, które są naprawdę liniowe, jak ta z rysunku 6.
Rys. 6. Charakterystyka wkładki MC, która jest bardzo wyrównana. Ale są też takie MM, które są prawie idealnie płaskie, jak ta. Warto to wiedzieć zanim się zacznie dopasowywać kabel do wkładki MM. |
I już na koniec popatrzmy jak wyglądają rezystory, które się wpina dodatkowo, żeby dopasować impedancję. Na zdjęciu dobrze tego nie widać, ale w oryginale papierowym można zobaczyć, że tam jest wlutowany zwykły opornik. Więc jeśli ktoś jest w stanie sam sobie zlutować kabel, to może też wlutować opornik, jeśli to będzie potrzebne.
Rys. 7. Żeby dopasować wkładkę MC i przedwzmacniacz trzeba czasem użyć czegoś takiego, jeśli przedwzmacniacz nie ma regulacji albo... wlutować we wtyczki rezystory o potrzebnej oporności. |
Jednak chyba mało kto pójdzie ścieżką MC jeśli dla niego faktycznie liczy się jakość dźwięku i koszty, natomiast opowieści dziwnej treści kolportowane w magazynach audio i na forach audiofilskich nie robią na nim wrażenia.
I to wszystko, żeby posłuchać trzeszczącej płyty z takimi trzaskami, jakie na niej są faktycznie...
Dodano kwiecień 2023: W odniesieniu do THD wnoszonych przez wkładki można znaleźć w sieci testy, które pokazują, że mogą one wynosić znacznie ponad jeden procent. W takim razie zniekształcenia dla wysokich tonów nie będą to setne czy dziesiąte procenta, jak widać na rysunkach powyżej, ale raczej dwa, trzy procent.
Próby wykonane przez autora posta dają np. takie wyniki, że dla częstotliwości 6 kHz zniekształcenia harmoniczne są około 5%, a dla 10 kHz nawet ponad 10%, przy czym tych ostatnich nie można już usłyszeć. Jednak te wyniki nie są miarodajne, bo nie została użyta płyta testowa przygotowana specjalnie do tego celu.
Wspomniane wyniki opublikowane w internecie są raczej miarodajne i lepiej jest zakładać, że THD dla wkładek gramofonowych w zakresie wysokich tonów są powyżej procenta. Natomiast dla najbardziej zaawansowanych wkładek mogą one schodzić poniżej progu detekcji. To jednak osobny wątek.
Bardzo dziekuje za ten wpis. :) Obietnicy szanowny JB dotrzymal z nawiazka.
OdpowiedzUsuńKlamstwo powtarzane staje sie prawda - ta "lekkosc" ukladu drgajacego MC to od lat argument ignorantow sprzedawcow i redaktorrre. Z tymi znieksztalceniami to ja bym w ogole sobie glowy nie zawracal bo skoro takie wyniki pomiaru nie sa realne to po co brac je w ogole pod uwage z tymi pomierzonymi wartosciami... zapewne jednak ci Niemcy gdzies tam umiescili jakies informacje o odstepstwach od pewnych DIN-ozaurow pomiarowych, domyslam sie, poniewaz kopie pochodza zapewne z nieco dalszej przeszlosci, kiedy jeszcze jakas rzetelnosc chocby w ujawnianiu popelnionej nierzetelnosci miala jeszcze miejsce.
Ostatecznie dla stereo wkladka MC i cala jej otoczka (czytaj - jest drogo bo tak) jest z zyskiem niewatpliwym ale nie jakosciowym. Zysk odnotowuje producent i cala agencja reklamowa itp.
Historia prywatnych trzaskow winylowych tomaszo jest krotka:
Pewien wierzacy i praktykujacy audiofil nawet po studiach elektrotechnicznych, ktorego poznalem, mial znajomego takze wierzacego audiofila, ktory jednak z roznych przyczyn przestal praktykowac. Zaczal on nawet do tego stopnia odchodzic od wiary, ze sprzedawal rozne ze swoich liturgicznych akcesoriow w cenach relatywnie niezwykle przystepnych. Tak to poprzez ta znajomosc znajomosci stalem sie zaskoczonym nabywca maszyny do czyszczenia plyt winylowych. Pochodzi zza wielkiej wody i zgodnie z "RMS tamtejszej mentalnosci" jest zbudowana w sposob mocno pragmatyczny. Niemniej jednak w cenie jest malo pragmatyczna, jesli popatrzymy na produkt nowy. Do tego stopnia, ze nie wpadlbym na pomysl zakupu nowego takiego urzadzenia. Ten jednak liturgiczny artefakt byl prawie jak nowy bo malo uzywany ale w cenie byl bardzo pocieszajacy. Niemniej jednak jest to pompa prozniowa z odpowiednia adaptacja, ktora zasysa skutecznie plyn specjalny do czyszczenia naniesiony upszednio na plyte. Zasysa wraz z zanieczyszczeniami i pozostawia plyte na dosc dlugo antystatyczna, w zaleznosci od jakosci uzytego plynu. Powiedzmy, ze moj plyn ma moc szczegolna. Do czego zmierzam - probowalem walczyc z trzeszczeniem plyt (kurz, pylki, brud itp. na plycie) w rozny sposob, niektore nawet przy tym nieodwracalnie niszczac. Odkrylem, ze tak naprawde tylko taki sposob (ssanie, mocne ssanie) jest rzeczywiscie skuteczny. NIE MOWIE o poprawie plyt juz porysowanych, tych sie nie da naprawic. Nawet plyty nowe, nieodpakowane, po takim czyszczeniu odkurzaczem do winyli odnotuja poprawe jesli chodzi o trzaski i szumy.
Poprawnie nagrana i nie uszkodzona plyta NIE MA trzaskow, mowie o tych "typowych winylowych" trzaskach. Plyta nawet beznadziejnie trzeszczaca i zakurzona totalnie, po umyciu, jesli tylko jest poprawnie nagrana i nie zniszczona poza zwyklym zabrudzeniem, bedzie odtwarzana bez trzaskow. To nie jest mit, potwierdzam to osobiscie.
Nie da sie pozbyc trzaskow przy pomocy jakichs szmatek, magicznych glaskaczy, grzebieni, szczotek itd. To nic nie da. Nie da nic kompanie w wanienkach, krecidelkach itp. Moze sie uda znaczaco poprawic w zmywarce do naczyn przy uzyciu mocnego detergentu, jesli tylko nie przesadzimy z temperatura wody... (haha). Wtedy jednak zniszczymy nieodwracalnie te naklejki w srodku plyty. Potem troche trudno jest je odroznic od siebie i osadzic, ktora strone wlasnie odtwarzamy.
Niemniej jednak ta beztrzaskowosc po zabiegu czyszczenia nie spowodowala, ze kreca sie te plyty u mnie czesciej jakos. Wynika to raczej z tej "magii" odtwarzania, tego chodzenia, ustawiania, wlaczania, wylaczania, przekladania, uwazania, czyszczenia i umiejetnego plyty lapania. Takie udogodnienia w 21 wieku przy sluchaniu muzyki. Niemniej jednak atmosfera jest przy tym napewno magiczna, liturgiczna, troche sakralna. Brakuje tylko chorkow anielskich w tle.
Witam.
UsuńI co z tego , że nie trzeszczy?
Jakość dźwięku przy płycie CD - takiej "zwykłej" 16/44,1 to porażka. W ostatnich dniach miałem (i nadal mam) możliwość porównania dwóch odtworzeń Pink Floyd, płyta Wish you were here. Jedno to CD (3 wydanie Japan) a drugie to analog z 2016, zgrany na jakimś super-duper sprzęcie, z którego utkwiła mi tylko wkładka - Soundsmith Aida MkII - za jedyne ok. 2.500 euro. Reszta gratów - włącznie z kablami (!!!) była z tej samej "bajki". Płyta zgrana w parametrach 32/384, i co...? I nico. Stereofonia, odczuwalna dynamika, czytelność - szczególnie "gęstszych" pasaży... Nieporozumienie. I żeby nie było - dźwięk był naprawdę przyzwoity, a jeden utwór "ważył" więcej, niż całe CD. Z winylu już chyba lepiej nie można.
Wszystko cacy, dopóki się nie włączy CD.
Cała magia winylu to ten rytuał. Niestety, to ułomny format, ograniczony możliwościami nośnika. Format cyfrowy też nie jest doskonały ( w odniesieniu do naszego słuchu - JEST!) Jeżeli ktoś lubi SŁUCHAĆ MUZYKI - to kierunek jest jeden.
Pozdrawiam Autora bloga - robisz DOBRĄ ROBOTĘ !!!
(Ps. jeżeli "JB" to Twoje prywatne inicjały, to mamy takie same).
Moje inicjały;)
UsuńNapisalem, ze nie trzeszczy jak sie poprawnie umyje ale to nie zmienia faktu, ze nieczesto sie te rzeczy u mnie w domu kreca.
UsuńMam doslownie kilka plyt, ktore sa dobrze wytloczone ze zdumiewajaca dynamika i nasyceniem, moznaby nawet sie pomylic i pomyslec, ze to cyfrowy nosnik jest. Wiekszosc plyt jest poprawna lub po prostu slaba. Tutaj nie pomoze jeszcze lepsza wkladka, specjalniejsza igla itd. Mam jeden nalesnik PinkFloyd z tej ciemnej strony Ksiezyca i jest masterowany analogowo z oryginalnych tasm, rzeczywiscie troche jakbym sluchal magnetofonu. Jest pieknie ale do pewnego poziomu bo ten nosnik jest taki, a nie inny. Jesli ktos lubi ten rytual i generalnie takie sluchanie muzyki to dlaczego nie. Wiekszosc dzisiaj i tak jedzie na jakichs streamach, gdzie 128kbps to maks... Zaleta winylu jest tez wieksza tendencja do sluchania calego albumu, a nie przeskakiwania i non stop klikania czegos. Generalnie winyl ma tylko wady, mniejsze lub wieksze, zalet w sumie nie posiada. No moze to, ze plyta wytloczona i poprawnie przechowana bardzo dlugo zachowuje nagranie. Z tasmami juz sa inne problemy w porownaniu.
Ja również bardzo dziękuję za tak wyczerpującego temat posta. Doceniam ogrom pracy włożonej w jego opracowanie i napisanie.
OdpowiedzUsuńTym bardziej, że to ja zadałem to jak Pan to ujął "Dobre pytanie o wkładki MC kontra MM".
Nasunęło mi się trakcie czytania takie coś. To wszystko znaczy, że celowo psuto jakość preampów do MM we wzmacniaczach aby pokazać rzekomą wyższość MC. Kolega ma takiego starego Denona z preampem MM/MC słuchaliśmy tylko MM bo nie mamy wkładki MC. Było przyzwoicie ale to naprawdę wzmacniacz z początków wkładek MC więc może marketingowcy nie wpadli jeszcze na pomysł z psuciem toru MM. Przypomniała mi się też promocja formatu dcc. Magnetofony dcc celowo miały lichy tor odczytu dla analogów chociaż było Dolby B, C. Chcieli w ten sposób pokazać rzekomą przewagę kodeka PASC i kaset cyfrowych dcc nad analogiem. Kto nie obeznany łatwo się nabierał. Na hasło z jakością lepsze bo niższa masa układu drgającego MC wielu się nabierało a tam i zwojów mniej w cewkach i sygnał dużo przez to słabszy na wyjściu. Za to pasmo (niepotrzebnie jak się okazuje) dużo szersze. Toż to istny Hi - Res (ściema czasów współczesnych) może jeszcze jako MQA albo przez Bluetooth ;)
Teraz słowo do kolegi tomaszo. Dzięki wielkie za opisanie tego czyszczenia płyt. Odkurzyłem ostatnio swój poczciwy gramofon i nawet kupiłem kilka płyt. Tak na próbę. Cudów nie oczekiwałem ale też ich nie usłyszałem. Dużo nowo wydawanych płyt jest popsuta przez zgranie na winyl masteru CD. Tak na moje ucho. Poza tym ja zawsze wolałem magnetofony i wolę ich renesans. Taśma jest nowocześniejsza. Nie trzeba czyścić płyt bo ich nie ma. Tylko głowice i tor przesuwu. Nie trzeszczą. Nie trzeba żadnych odsysaczy. Nie trzeba kalibrować co chwilę i wymieniać igieł. Głowic. Kalibracja przy nagrywaniu też nie jest uciążliwa jak ma się swoje ulubione i znane typy taśm, które dla człowieka najlepiej brzmią. Wystarczy wiedzieć jak ustawić na szybko i można nagrywać, nie martwiąc się o efekt. Wracając do winyli. To samo daje magnetofon analogowy i taśma. Co do Atmosfery. To to "magiczna" wzięte w cudzysłów jeszcze jakoś pasuje. Reszta... cóż sam wiesz jak działają religie. No chyba, że nie wiesz -;)
Haha wiem jak dzialaja religie, jednego egregora sie pozbylem. Mysle, ze to byla jedna z glownych pozycji do przerobienia w tej mojej kadencji. Niemniej jednak WIEDZA czy jak kto woli WEDA pozwoli nam sie wyzwolic. Zadna wiara. Skojarzenie wiara - wara jest chyba trafne.
UsuńMagnetofony. To byla tez moja milosc swego czasu. Ostatnio nawet ponaprawialem paski i generalnie uruchomilem mechanizmy w takim starym Fischer, zeby posluchac znalezionych kaset. Z checia stalbym sie posiadaczem dobrego szpulowca. Ale co zrobic z materialem muzycznym?
Znam kogos, kto sie mocno zajmuje realizacja dzwieku i naglosnieniem, mowil mi, ze jest takie dobre studio, w ktorym perkusje nagrywaja na pewien model starego szpulowca i dopiero jego odtworzenie jest baza do dalszych prac. Nie wiedza co do konca robi z sygnalem ale robi to "jak trzeba".
Moge Koledze poradzic tylko i wylacznie znalezienie kogos, kto maszyne do czyszczenia posiada i przekonanie go, do wyczyszczenia plyt. Sa tez takie uslugi dostepne, nie wiem jednak jak z ich jakoscia.
Plyty winylowe umyte poprawnie stanowia inna jakosc. Czasem niewiele lepsza, czasem zaskakujaco lepsza w porownaniu do plyt nie czyszczonych. Zadna wkladka i zadna wysublimowana igla tutaj nie pomoze.
Dziękuję Panu Autorowi Audio Numerowi za dobry artykuł.
OdpowiedzUsuńCo do MM i MC jakoś mi wyszło wcześniej (przed dyskusją tutaj) że dobra MM wcale nie odbiega od MC. I na MC szkoda pieniędzy bo to trochę lipa. Chociaż MC mają pewne zalety.
Natomiast moja wiedza była dość ogólna w tym temacie, a teraz właśnie ją pogłębiam.
I tutaj przechodzimy do meritum. Ja sobie ściągnąłem schematy mojego wzmacniacza (Rotel RA 1070) i próbowałem odczytać pojemność wyjściową przedwzmacniacza, ale poległem (może dlatego że jestem techniczny, ale z zupełnie innej branży). Więc pytanie jest następujące: Czy mógłbym skontaktować się drogą mailową z szanownym Panem Audio Numerem JB w tej sprawie ?
Pozdrawiam
Pewnie, że tak.
Usuń