niedziela, 17 lutego 2019

Wznowienia na winylu, np. purpurowym

W poprzednim wpisie padło zdanie mówiące o przewadze wznowienia na CD nad oryginalnym winylem. Ale przecież można wydać na nowo zmiksowane płyty z nowym masterem na winylu. Zwłaszcza jeśli chodzi o trochę nowsze płyty przeważnie jest do dyspozycji wszystko, co zostało nagrane na każdym etapie. A co do ery nagrań cyfrowych, to jeśli ktoś pomyłkowo czegoś nie skasował, to jest dosłownie wszyściusieńko:) Więc można to opracować na nowo i wydać na winylu i każdym innym możliwym nośniku.

W takim razie możemy mieć wznowienie winylowe z dźwiękiem tej samej generacji co na CD, SACD i  innych nośnikach. Możemy, ale...

Zanim usłyszymy muzykę odtwarzaną z winyla dotrą do nas szumy, zakłócenia i trzaski będące immanentną częścią tego nośnika oraz to, co dołoży do tego gramofon i przedwzmacniacz. Kiedy muzyka zagra, to oczywiście jakość będzie bardzo podobna do wydań cyfrowych, jeśli ktoś tak zdecydował i nie zrobił jakiegoś specjalnego mastera dla płyty analogowej. Tylko, że taką jakość będziemy mieć do około 2/3 płyty, w sensie jednej strony analogu. Poza tą umowną granicą, prędkość liniowa jest już za mała do tego, żeby dźwięk był czysty i dynamiczny. Ostatnie minuty winyla są zawsze trudne do słuchania, zwłaszcza jeśli czas odtwarzania wynosi ponad 20 minut.

I do tego dochodzi mechaniczne zużywanie się płyty analogowej wraz z każdym odtworzeniem, co skutkuje spadkiem jakości szczególnie dla wysokich tonów... jeśli ktoś jeszcze je słyszy.

Poza tym mamy całą listę ograniczeń możliwości nośnika winylowego. Wystarczy zajrzeć do starszych postów lub przeczytać co trzeba zrobić, żeby dobrze naciąć płytę analogową. A trzeba zrobić bardzo wiele rzeczy czyli pójść na bardzo wiele kompromisów.

Dlatego uważam, że wznowienie cyfrowe będzie lepsze, bo dźwięk jest zawsze taki sam. Każdy utwór brzmi równie dobrze, a dźwięk się nie zmieni pomimo wielu odtworzeń, choć słyszeć go będziemy wciąż inaczej, bo nam w uszach z wiekiem zanikają wysokie tony.

wtorek, 12 lutego 2019

Wspomnień czar cz.3

W tym poście, który kończy serial uwag sentymentalnych, nie będzie o sentymentach i wspomnieniach. Tym razem musimy zastanowić się nad tematem "taśma matka".

Taśma matka jest czymś, czemu przypisuje się zbyt duże znaczenie. Taśma matka nie jest wcale jakimś praźródłem oryginalnego, czyli tego najbardziej pożądanego, brzmienia. Taśma matka jest po prostu materiałem użytym do wykonania końcowego nośnika, czyli w naszym przypadku, do wytłoczenia płyty winylowej, a właściwie to do nacięcia matrycy.

Proces nagrywania w czasach analogowych przebiegał w uproszczeniu w ten sposób, że nagrywało się poszczególne ślady na szeroką taśmę, miksowało to dwóch kanałów stereo, czyli zgrywało na wąską taśmę, a na koniec tą taśmę dawało do masteringu. Mastering to nie jest, nawiasem mówiąc, jakiś tajemniczy proces, który ma uczynić dźwięk pięknym, ale de facto powinien być czymś w rodzaju retuszu. Niestety mastering to najczęściej czynność polegająca tylko na tym, żeby dźwięk stał się głośny.

Ze studia masteringu wychodzi kolejna wąska taśma, która teoretycznie może być użyta do produkcji płyty analogowej, względnie kasety. Jednak jeśli nakład jest przewidywany na milion egzemplarzy, a bywał często wielomilionowy, więc nie da się wyprodukować tylu matryc z jednej taśmy, bo ona ulegnie fizycznemu zniszczeniu. Wobec tego trzeba tą taśmę sklonować tyle razy ile to będzie potrzebne.

Dopiero te klony, czyli kolejne kopie, są taśmami matkami.

Wobec powyższego widzimy, że wydanie na CD może być lepsze, bo do digitalizacji można było wziąć wąską taśmę z miksem, taką jeszcze bez masteringu i zrobić go już cyfrowo, czyli otrzymujemy lepszą jakość, bo mamy dźwięk nie z kopii kopii, tylko z oryginału. Jedyny problem to sam mastering, ale przyjmijmy, że ktoś go wykonał dobrze i to był rzeczywiście retusz, który ujednolicił brzmienie poszczególnych utworów i skorygował ewentualne błędy powstałe w czasie nagrywania i edycji.

Wracając jednak do winyli, to trzeba dodać, że nawet jeśli taśma matka zawsze była z tej samej generacji, to i tak poszczególne tłoczenia mogą się różnić i różnią się. Wydanie amerykańskie będzie inne niż niemiecki i japońskie, bo ktoś inny nacinał matrycę i mógł zrobić to trochę inaczej. Ten proces nie był robiony automatycznie i wiele zależało od umiejętności i w końcu preferencji tej osoby.

W takim przypadku w najlepszym razie w odniesieniu do winyli mamy do czynienia z różnymi wydaniami nieco różniącymi się dźwiękiem, albo jeśli płytę wydał np. Tonpress czy Muza, bardzo różniące się, a na CD możemy mieć kopię wcześniejszej generacji, a więc lepszą.

Reedycje na CD, jeśli ktoś mówi o nowym masteringu nie muszą być dlatego lepsze, że ktoś zrobił nowy, lepszy master. One mogą być lepsze dlatego, że ktoś wyciągnął taśmę wcześniejszej generacji, mniej razy kopiowaną w procesie produkcyjnym.

Taśma matka może być kopią entej generacji i wciąż jest taśmą matką, nie ze względu na jakość, bo tej już mogło zabraknąć, ale tylko ze względu na to, że była materiałem użytym do produkcji końcowego nośnika. Każde odtworzenie taśmy analogowej powoduje spadek jakości przez rozmagnetyzowanie, niewielkie ale jednak i ścieranie warstwy magnetycznej.

I z tego powodu winyl, choć wydaje się nie mieć alternatywy, jednak ją ma. I ta opcja często bywa lepsza, nie tylko z opisanych tu powodów, bo są jeszcze inne, tak samo przemawiające na korzyść kompaktu.