niedziela, 29 października 2023

Zmiana czasu z właściwego na bardziej właściwy (audiofilski?)

W tym poście napisałem, że w TV prawdziwa jest tylko data i godzina. Okazuje się jednak, że godzina zgadza się tylko przez pół roku. Jak to jest możliwe, że jednej doby godzina trzecia jest dwa razy? Można mieć ciastko i zjeść ciastko?

Jaka może być przyczyna tych nienormalnych praktyk? Można pomyśleć, że audiofile mają aż tak dobre dojścia, że zmieniają czas z ciepłego na chłodny z powodu walki z jitterem, celem poprawy brzmienia przetworników.

Zmiany czasu z dobrego na lepszy mają miejsce jednak od dość dawna. Wtedy nikt nawet nie myślał, że będzie coś takiego jak cyfrowe audio.

Faktem jest jednak, że taki dzień, jak dzisiaj, jest rozmemłany i potrwa trochę, zanim się wszystko ustabilizuje. I wtedy nastąpi ponowna zmiana czasu na wiosenny (sic!).

Co się z tym czasem wyprawia to się w pale nie mieści, jak mawiał pewien milicjant. Można by powiedzieć, że z czasem ubywa audiofili, chociaż czas tak naprawdę nie istnieje.

poniedziałek, 2 października 2023

Ocalić od zagłuszenia

Z pewnością część czytelników bloga kojarzy tytuł "Ocalić od zapomnienia". Z piosenką (Marek Grechuta), z wierszem, który jest tekstem tej piosenki (Konstanty Ildefons - Gałczyński) albo z audycją, która onegdaj była nadawana nocą w radio. Część programu ze starymi płytami była poprzedzana fragmentem wspomnianej piosenki.

Niestety  płyta kompaktowa nie jest równa płycie kompaktowej. Płyta winylowa też nie musi być równa płycie winylowej. Plik też nie musi być taki sam, jak inny plik.

Powiedzmy, że w 1983 roku komuś podobała się jakaś piosenka. Teraz w roku 2023 ten ktoś słyszy ją przez radio i postanawia sobie kupić np. CD, czyli nie-oryginał z 1983r. Po jakimś czasie, nawet tego samego dnia, zależy w jaki sposób sobie nabędzie to wydawnictwo, naturalnie drogą kupna, sobie go posłucha. Najszybciej będzie ściągnąć plik z muzyką. No i tu często jest problem. Coś z tymi piosenkami jest nie tak. Niby to samo, ale nie takie samo. Czemuś tego słucha się niefajnie albo w ogóle się nie daje słuchać.

Przyczyną jest taka: to jest wznowienie poddane kompresji dynamiki dźwięku. Dla niepoznaki nazywa się to nowy remaster, ale faktycznie chodzi o to, żeby dźwięk w odsłuchu był głośniejszy.

Komuś to się może podobać, że jest głośno, komuś innemu nie. Osoby z uszkodzonym słuchem wręcz poszukują tych nowych remasterów, bo oryginałów to już za bardzo nie usłyszą.

Nie tylko o gusta oraz kondycję słuchu tu chodzi, ale sprawy bardziej ogólne, nawet o kwestie prawne. Mianowicie wykonawca czy zespół, niech będzie, że w w roku 1983, nagrywa płytę, pracuje nad nią, najczęściej wraz z całym sztabem ludzi, i w końcu wydaje. Więc w pewnym momencie zapada decyzja, że praca nad płytą się kończy, bo uzyskany efekt jest najlepszy możliwy i po prostu się nie da nic poprawić. I teraz po kilkudziesięciu latach ładuje tu się ktoś nazywający siebie inżynierem dźwięku i robi z tymi nagraniami coś, czego muzycy i producenci nie zamierzyli. Przecież skończyli pracę w przekonaniu, że dołożyli wszelkich starań i nic się poprawić już nie da?

Czas robi swoje i analogowe nośniki mogą ulec różnym procesom, po prostu się degradują. Wtedy dźwięk trzeba ratować. Ale często te płyty były już nagrywane cyfrowo i nic się im nie mogło stać, poza uszkodzeniem nośnika. Ale to się raczej nie zdarza, a nawet gdyby się zdarzyło, to powinna gdzieś być zrobiona na taką okoliczność kopia zapasowa. Więc po co się ładować między wódkę i zakąskę i "poprawiać" brzmienie, tylko po to żeby było głośniej?

Może też być tak, że materiał został nagrany i przygotowany do wydania w jakimś słabym studio i dlatego ma jakieś wady. Realizator dźwięku nie słyszał dokładnie co robi ze względu na niedoskonałości studia. Wtedy można wykonać mastering w sensie retuszu czyli skorygowania pewnych wad. Ale to może się zdarzyć małym wytwórniom. Jeśli płyta była wyprodukowana przez najlepszych specjalistów w najlepszych studiach nagraniowych to poprawiane tego świadczy o jakiejś nadmiernej pewności siebie. Ego takiego realizatora dźwięku, który chce "poprawić" coś zrobionego przez ludzi, którzy w swoich czasach nie mieli równych sobie świadczy, że taki realizator "poprawiacz" ma ego wielkości stadionu Wembley.

Czy stara płyta z nowym masterem to jeszcze oryginał, czy już coś innego? Według mnie to coś innego. Nabywca ma prawo do wyboru: kupuje oryginał, albo kupuje nową i zmienioną wersję, ale to już nie jest oryginał.

Na opakowaniu zawsze powinna być informacja, że jest to wersja oryginalna, albo zmieniona. Często bywa tak, że informacja o remasteringu jest, ale gdzieś druczkiem i w opisie, więc w ogóle trudno na to trafić, trzeba dokładnie przeczytać wszystko. Czy każdy zawsze czyta wszystko w książeczce do kompaktu?

To dotyczy nie tylko płyt CD, ale również wznowień na winylach. Jeśli się posłucha oryginału winylowego i wznowienia, to różnice często są trudne do wychwycenia chyba, że ktoś zna płytę na pamięć, ale jak się zgra obie wersje do komputera, to różnice są bardzo dobrze widoczne już na pierwszy rzut oka.

Dlaczego muzyka jest takim wyjątkowym obiektem do zmieniania i "poprawiania"? Nie można tego zostawić tak jak jest?

Wydaje mi się, że powinna powstać inicjatywa "Ocalić od zagłuszenia", która by polegała na wykonaniu kopii pierwszych wydań płytowych, zarówno LP jak i CD, zresztą w niektórych wypadkach potrzebne by było zabezpieczenie innych nośników czyli np. DVD-audio, taśmy czy kasety.

Co konkretnie jest nie tak z tymi nowymi wznowieniami na sterydach, to już temat na osobny post.

Na zakończenie trzeba podkreślić, że stare płyty nie wymagają żadnej kuracji sterydowej (czyli nie potrzeba ich miażdżyć kompresorem), wystarczy tylko dać wzmacniacz trochę głośniej. Dobrze, czasem to "trochę głośniej" to 10 czy nawet 12 dB, ale to naprawdę wystarczy, żeby było tak głośno jak teraz, ale za to bez porównania lepiej i piękniej.