piątek, 29 grudnia 2023

Uzupełnienie poprzedniego wpisu

W poprzednim poście zastanawialiśmy się po której stronie gramofon ma ramię. Postanowiłem to sprawdzić na przykładzie własnego, który nawiasem mówiąc stoi sobie w graciarni. Na stole on stoi, na podłodze został ustawiony tylko do zdjęcia.


W poprzednim wpisie został pokazany radiowy gramofon z ramieniem po lewej stronie. W którą stronę obraca się w nim talerz? Jak widać gramofon ma ramię po stronie drugiej lewej. W którym filmie była mowa o tej drugiej lewej?

Na koniec dodam jeszcze, że ten gramofon nie ma "bardziej przestrzennego dźwięku", ale to pewnie z tego powodu, że to taniocha... A może jednak dlatego, że ma ramię z tej drugiej strony? Przecież to, że ten egzemplarz ma ramię z "tej" strony nie znaczy, że wszystkie je tam mają...

wtorek, 26 grudnia 2023

Nowy post miał być po Świętach

Nowy post miał być po Świętach, ale dobry(?)duch świąt szepnął mi do ucha, żebym coś sprawdził na stronie radiowej radiostacji. Sprawdziłem. Jak się spodziewałem śladu po pewnej audycji tam nie ma, ale za to jest inny ślad, taki:


Mam gramofon, jakiś czas temu nabyłem drogą kupna, ponownie, bo stare wcześniej posprzedawałem. I z jakichś niewyjaśnionych powodów ten mój wygląda inaczej niż ten radiowy na obrazku. Ciekawe dlaczego? Poprzyglądam się temu i tamtemu jeszcze trochę, to może odgadnę o co chodzi.

Jeśli Czytelnicy domyślą się szybciej niż ja dlaczemu(hłehłe) coś tu nie gra, to niech piszą w komentarzach. I może też niech napiszą do tego radia...

sobota, 23 grudnia 2023

Wybielacz białego

Jakiś czas temu została nadana audycja radiowa, w której przypomniano podwójną płytę z charakterystyczną białą okładką. Jak to często w tym programie bywa, muzykę odtworzono z różnych wydań. Było więc wznowienie na winylu prawdopodobnie z roku 2018, bo dokładnie nie podano, a poza tym jedna strona w wersjo mono i ostatnia strona z wydania MFSL.

Problem z tym wznowieniem z 2018(?) r. był taki, że słuchaczom jego brzmienie się nie podobało, natomiast wydania MFSL wręcz przeciwnie. Skoro to ostatnie ma odpowiadać taśmom matkom, to ten album powinien brzmieć w ten sposób. Na szczęście są też wydania na CD, które brzmieniowo odpowiadają oryginałowi.

Co kierowało ludźmi, którzy "poprawili" brzmienie oryginału na tym wydaniu z 2018r?

To kadr z filmu Heartbreakers. Ta wersja piosenki otwierającej wspomniany album, jest pod względem realizacji dźwięku bardziej udana niż wznowienie na winylu z 2018 r. Oczywiście to kwestia dyskusyjna, ale sporo osób się z tą opinią zapewne zgodzi.

Dlaczego ktoś poprawiał coś, czego nie powinno się zmieniać?

Podcast audycji radiowej jest dostępny na stronie radia, więc ktoś kto nie słuchał może sprawdzić o co chodzi. Problem polega na tym, że jeśli ktoś będzie chciał się przekonać jak, mimo wszystko przez radio, brzmi to wznowienie, to będzie mu przykro. Bo niestety słucha się tego doznając sporego dyskomfortu, tak to nazwijmy.

Osoby, które będą chciały posłuchać podcastu, powinny sobie przygotować też jakąś dobrą wersję, żeby zatrzeć to przykre wrażenie pierwszych dwóch stron. A sama audycja była ok. Nie każdy wiedział, że pewną solówkę zagrał muzyk spoza zespołu, a także, że udzielała się wokalnie skośnooka przyjaciółka pana, który nosił charakterystyczne okulary.

czwartek, 21 grudnia 2023

Najlepsza adaptacja akustyki pomieszczenia to taka, która nie działa

Adaptację akustyki pomieszczenia odsłuchowego można zrobić dobrze. Można też zrobić ją źle i wtedy zamiast poprawiać pogarsza brzmienie audycji. W internecie jest mnóstwo zdjęć i filmów pokazujących takie źle wykonane adaptacje. Paradoksalnie osoby, które je wykonały, albo ich posiadacze, twierdzą, że jest lepiej, choć faktycznie jest gorzej.

Obłożenie pomieszczenia cienkimi piankami jest szybkie, ale niestety dewastuje dźwięk. Problem polega na tym, że zmiana brzmienia jest łatwo zauważalna i choć jest to zmiana na gorsze, to uznaje się ją za zmianę na lepsze. No bo jak to, że jest gorzej? A poza tym wszyscy tak robią i najważniejsze, że to działa. Nie wszyscy tak robią, na szczęście, a poza tym niestety działa to źle. Wyglądają te pianki-piramidki efektownie. Nawet w Startreku mieli takie. Przynajmniej w telewizji to wygląda jak pianki.

Podobnie jak z piankami jest z "trójkątnymi" pułapkami basowymi. Wiele osób stosuje takie "pułapki", co skutkuje praktycznie zerową poprawą w niskich częstotliwościach, ale w wyższych zakresach zmiana jest zauważalna i niestety polega na pogorszeniu właściwości pomieszczenia. Taka pułapka mogłaby zdjąć troszeczkę energii z modów, ale skoro montuje się je w samym narożniku, to takiej opcji nie ma.

Wszystkie pianki powodują, że pogłos ulega skróceniu, ale tylko  dla średnich i wysokich częstotliwości. I właśnie dlatego, że pogłos dla wysokich tonów jest krótki, a mody wygasają tak samo długo jak bez pianek, to pomieszczenie brzmi martwo, a dźwięk jest zamulony, jak to się często pisze na forach.

Zamontowanie jednego czy kilku dyfuzorów, choć niewiele lub nic nie daje, to przynajmniej nie psuje brzmienia, jak to jest w przypadku pianek. Szczególnie zrobienie jednego dyfuzora i zawieszenie go pomiędzy kolumnami praktycznie nie wpływa na dźwięk. Natomiast w przypadku pianek nie kończy się na jednej. I stąd opinie, że dyfuzory są lepsze od absorberów, w tym kontekście są słuszne.

Można znaleźć nawet coś, co zostało nazwane "akademią", w której to "akademii" "pokazują te pianki na ścianach za przykład adaptacji akustyki. "Absolwent" takiej "akademii" obwiesza sobie pomieszczenia piankami, psuje brzmienie, ale ma dobre samopoczucie i zdanie o sobie.

W tym poście nie ma zdjęć, więc autor ma coś na myśli, ale nie wiadomo dokładnie co. Zdjęć nie ma, bo ich pokazanie byłoby jednak nietaktem. W każdym razie widząc pianki na ścianie i suficie powinno się to kojarzyć z zepsutym brzmieniem. Jeżeli któryś z Czytelników bloga te pianki ma, to powinien je zdjąć. Nie trzeba się ich od razu pozbywać, może przydadzą się do czegoś innego, niekoniecznie jednak do adaptacji akustyki. Chociaż mogą, ale to już dość zawiły temat.

W każdym razie pianka na biurku, która ma likwidować odbicie nie ma racji bytu. Tu pomóc może tylko pochylenie blatu, albo inne ustawienie monitorów. Pianki z biurka trzeba wywalić nie zawracając sobie głowy pomiarami.

Wykonanie adaptacji akustyki jest trudne z wielu względów. Jednym z nich jest to, że zajmuje to sporo czasu i nawet zdjęcie gąbek trwa na tyle długo, że zmianę brzmienia trzeba oceniać na pamięć. Niestety nie ma opcji porównania ABX. Pozostaje mikrofon i wykresy.

Sam tytuł posta nie powinien być rozumiany dosłownie. Bo faktycznie najlepsza adaptacja akustyki pomieszczenia to taka, która jest zrobiona dobrze. A jak ją zrobić będzie wkrótce.Dobra adaptacja nie może być też za dobra, a takie aż za dobre zdarzają się również dość często.

Jeśli Czytelnik zamierza wykonać adaptację, to niech się powstrzyma do nowego roku. A jeśli ma już zrobioną, to też niech chwilę poczeka. Już niedługo pojawią się tu informacje, które powinny pomóc zrobić naprawdę dobra adaptację, względnie poprawić taką zbyt dobrą.

czwartek, 23 listopada 2023

Trochę lepiej

Jakiś czas temu pokazałem tu jak wygląda sytuacja w moim pokoju do słuchania. Nie było źle, tylko głośniki były kiepskie. Po kilku zmianach udało mi się uzyskać coś takiego. Tym razem jednak już z lepszymi kolumnami.

Wykres wyjeżdża z korytarza, ale jest on narysowany z tolerancją troszkę mniejszą niż +/-3 dB, patrzymy tylko na to, co na dole.

Jest trochę za cicho od mniej więcej 1 kHz do 2 kHz, ale to jest spowodowane tym, że te kolumny "tak mają". Ktoś uznał, że będą ładniej grały, jeśli będzie właśnie tak. Biorąc studyjne monitory byłoby tu więcej.

Nie jest całkiem dobrze zrobione to brzmienie kolumn i aby pomiar wyszedł taki jak na rysunku, to jeszcze trzeba zdjąć 2 dB z wysokich tonów. Zwyczajnie, regulacją barwy. I właśnie tak słucha prowadzący bloga aktualnie. Słychać wszystko (prawie) bardzo dokładnie. Jeszcze trochę małych poprawek (i kilka dużych) i będzie ok.

Wykres RT60, a właściwie to RT20, też jest całkiem dobry. Pomieszczenie nie jest przetłumione, pogłos jest w okolicach 0,2 s, tylko sama góra basu i początek średnich tonów ma jeszcze troszkę za krótki RT60, ale z tym też da się coś zrobić.

Z wykresów nie jestem całkiem zadowolony, natomiast słuchanie jest bardziej satysfakcjonujące niż oglądanie pomiarów...

Ciąg dalszy nastąpi.

niedziela, 29 października 2023

Zmiana czasu z właściwego na bardziej właściwy (audiofilski?)

W tym poście napisałem, że w TV prawdziwa jest tylko data i godzina. Okazuje się jednak, że godzina zgadza się tylko przez pół roku. Jak to jest możliwe, że jednej doby godzina trzecia jest dwa razy? Można mieć ciastko i zjeść ciastko?

Jaka może być przyczyna tych nienormalnych praktyk? Można pomyśleć, że audiofile mają aż tak dobre dojścia, że zmieniają czas z ciepłego na chłodny z powodu walki z jitterem, celem poprawy brzmienia przetworników.

Zmiany czasu z dobrego na lepszy mają miejsce jednak od dość dawna. Wtedy nikt nawet nie myślał, że będzie coś takiego jak cyfrowe audio.

Faktem jest jednak, że taki dzień, jak dzisiaj, jest rozmemłany i potrwa trochę, zanim się wszystko ustabilizuje. I wtedy nastąpi ponowna zmiana czasu na wiosenny (sic!).

Co się z tym czasem wyprawia to się w pale nie mieści, jak mawiał pewien milicjant. Można by powiedzieć, że z czasem ubywa audiofili, chociaż czas tak naprawdę nie istnieje.

poniedziałek, 2 października 2023

Ocalić od zagłuszenia

Z pewnością część czytelników bloga kojarzy tytuł "Ocalić od zapomnienia". Z piosenką (Marek Grechuta), z wierszem, który jest tekstem tej piosenki (Konstanty Ildefons - Gałczyński) albo z audycją, która onegdaj była nadawana nocą w radio. Część programu ze starymi płytami była poprzedzana fragmentem wspomnianej piosenki.

Niestety  płyta kompaktowa nie jest równa płycie kompaktowej. Płyta winylowa też nie musi być równa płycie winylowej. Plik też nie musi być taki sam, jak inny plik.

Powiedzmy, że w 1983 roku komuś podobała się jakaś piosenka. Teraz w roku 2023 ten ktoś słyszy ją przez radio i postanawia sobie kupić np. CD, czyli nie-oryginał z 1983r. Po jakimś czasie, nawet tego samego dnia, zależy w jaki sposób sobie nabędzie to wydawnictwo, naturalnie drogą kupna, sobie go posłucha. Najszybciej będzie ściągnąć plik z muzyką. No i tu często jest problem. Coś z tymi piosenkami jest nie tak. Niby to samo, ale nie takie samo. Czemuś tego słucha się niefajnie albo w ogóle się nie daje słuchać.

Przyczyną jest taka: to jest wznowienie poddane kompresji dynamiki dźwięku. Dla niepoznaki nazywa się to nowy remaster, ale faktycznie chodzi o to, żeby dźwięk w odsłuchu był głośniejszy.

Komuś to się może podobać, że jest głośno, komuś innemu nie. Osoby z uszkodzonym słuchem wręcz poszukują tych nowych remasterów, bo oryginałów to już za bardzo nie usłyszą.

Nie tylko o gusta oraz kondycję słuchu tu chodzi, ale sprawy bardziej ogólne, nawet o kwestie prawne. Mianowicie wykonawca czy zespół, niech będzie, że w w roku 1983, nagrywa płytę, pracuje nad nią, najczęściej wraz z całym sztabem ludzi, i w końcu wydaje. Więc w pewnym momencie zapada decyzja, że praca nad płytą się kończy, bo uzyskany efekt jest najlepszy możliwy i po prostu się nie da nic poprawić. I teraz po kilkudziesięciu latach ładuje tu się ktoś nazywający siebie inżynierem dźwięku i robi z tymi nagraniami coś, czego muzycy i producenci nie zamierzyli. Przecież skończyli pracę w przekonaniu, że dołożyli wszelkich starań i nic się poprawić już nie da?

Czas robi swoje i analogowe nośniki mogą ulec różnym procesom, po prostu się degradują. Wtedy dźwięk trzeba ratować. Ale często te płyty były już nagrywane cyfrowo i nic się im nie mogło stać, poza uszkodzeniem nośnika. Ale to się raczej nie zdarza, a nawet gdyby się zdarzyło, to powinna gdzieś być zrobiona na taką okoliczność kopia zapasowa. Więc po co się ładować między wódkę i zakąskę i "poprawiać" brzmienie, tylko po to żeby było głośniej?

Może też być tak, że materiał został nagrany i przygotowany do wydania w jakimś słabym studio i dlatego ma jakieś wady. Realizator dźwięku nie słyszał dokładnie co robi ze względu na niedoskonałości studia. Wtedy można wykonać mastering w sensie retuszu czyli skorygowania pewnych wad. Ale to może się zdarzyć małym wytwórniom. Jeśli płyta była wyprodukowana przez najlepszych specjalistów w najlepszych studiach nagraniowych to poprawiane tego świadczy o jakiejś nadmiernej pewności siebie. Ego takiego realizatora dźwięku, który chce "poprawić" coś zrobionego przez ludzi, którzy w swoich czasach nie mieli równych sobie świadczy, że taki realizator "poprawiacz" ma ego wielkości stadionu Wembley.

Czy stara płyta z nowym masterem to jeszcze oryginał, czy już coś innego? Według mnie to coś innego. Nabywca ma prawo do wyboru: kupuje oryginał, albo kupuje nową i zmienioną wersję, ale to już nie jest oryginał.

Na opakowaniu zawsze powinna być informacja, że jest to wersja oryginalna, albo zmieniona. Często bywa tak, że informacja o remasteringu jest, ale gdzieś druczkiem i w opisie, więc w ogóle trudno na to trafić, trzeba dokładnie przeczytać wszystko. Czy każdy zawsze czyta wszystko w książeczce do kompaktu?

To dotyczy nie tylko płyt CD, ale również wznowień na winylach. Jeśli się posłucha oryginału winylowego i wznowienia, to różnice często są trudne do wychwycenia chyba, że ktoś zna płytę na pamięć, ale jak się zgra obie wersje do komputera, to różnice są bardzo dobrze widoczne już na pierwszy rzut oka.

Dlaczego muzyka jest takim wyjątkowym obiektem do zmieniania i "poprawiania"? Nie można tego zostawić tak jak jest?

Wydaje mi się, że powinna powstać inicjatywa "Ocalić od zagłuszenia", która by polegała na wykonaniu kopii pierwszych wydań płytowych, zarówno LP jak i CD, zresztą w niektórych wypadkach potrzebne by było zabezpieczenie innych nośników czyli np. DVD-audio, taśmy czy kasety.

Co konkretnie jest nie tak z tymi nowymi wznowieniami na sterydach, to już temat na osobny post.

Na zakończenie trzeba podkreślić, że stare płyty nie wymagają żadnej kuracji sterydowej (czyli nie potrzeba ich miażdżyć kompresorem), wystarczy tylko dać wzmacniacz trochę głośniej. Dobrze, czasem to "trochę głośniej" to 10 czy nawet 12 dB, ale to naprawdę wystarczy, żeby było tak głośno jak teraz, ale za to bez porównania lepiej i piękniej.

poniedziałek, 4 września 2023

Zrobienie dobrej adaptacji akustycznej jest trudne i czasem zaskakujące

Na poniższym wykresie widać to, co chciałby osiągnąć każdy, kto wykonuje adaptacje akustyki pomieszczeń. Nie tylko dla siebie, ale przede wszystkim dla klientów.

Standard studyjny to +/- 3 dB z uśrednieniem do 1/3 oktawy, a tu brakuje już niewiele.

Oczywiście można lepiej, są tacy, którzy są w stanie zmieścić się w granicach +/- 2 dB. Z drugiej strony pewien producent ustrojów akustycznych pokazał wyniki adaptacji swojego pomieszczenia demonstracyjnego. Zmieścił się w tolerancji +/- 5 dB, dokładnie jest tam korytarz o szerokości 8,85 dB, pomijając częstotliwości poniżej 30 Hz, bo tak to będzie 9,4.

Na rysunku jest wynik prowadzącego blog. Te +/- 3 dB to nie jest tak do końca faktyczna tolerancja, bo z tego korytarza "wyjeżdża" 70 Hz i 11 kHz, ale to są detale i pomieszczenie do domowego słuchania, a nie pracy studyjnej.

Problem polega na tym, że to nie jest faktyczny rezultat, pomijając sposób w jako został ten korytarz narysowany. Tak jest jeśli się weźmie kolumny, które nie są używane do słuchania. One zostały kupione, żeby wzmacniacz miał obciążenie, no i w ogóle coś było słychać. Te kolumny to taniocha i badziewie. Zniekształcenia przy tym pomiarze wyszły 3% i nawet 5%, a to przecież tylko 80 dB. Do słuchania się za bardzo nie nadają, ale ze względu na swą badziewność charakterystyka wyszła bardzo dobra.

Autor bloga ma dwie pary dobrych kolumn, ale paradoksalnie wyniki z pomiarów nie są aż tak dobre, oczywiście w tym jednym aspekcie. Na profesjonalnych monitorach wychodzi +/- 5 dB, dokładnie to 9,75. Te profesjonalne monitory mają prawie identyczne wymiary jak te badziewia, głośniki o identycznej średnicy, ale ustawione w dokładnie tym samym miejscu dają wynik gorszy.

To jest o tyle zaskakujące, że warte odnotowania.

Na koniec napiszę dlaczego ja nie pokazuję swoich wyników. Dlatego, że moja adaptacja nie jest jeszcze skończona, więc wyniki nie są optymalne. A przede wszystkim głośniki stoją nie tam, gdzie powinny, tylko tam, gdzie muszą, bo to jest pokój do mieszkania i słuchania, a nie tylko do słuchania. Są w nim meble i cała adaptacja jest tylko pewnym kompromisem. Mimo wszystko rezultaty są dobre, nawet bardzo dobre.

Gdyby realizatorzy dźwięku wiedzieli jak dobrze wszystko słychać u ludzi w chałupach, to by się zastanowili dwa razy... Są jeszcze tacy co słuchają muzyki w domu, a nie tylko w aucie.

środa, 12 lipca 2023

Dlaczego wkładka jest dobra?

Ktoś interesujący się techniką analogową, a w szczególności gramofonami powinien sobie obejrzeć cykl filmów zatytułowanych tak, jak ten post. W oryginale jest "What Makes a Cartridge Good?", ale tłumacząc na nasze wychodzi właśnie jak w tytule.

Nawet jeśli ktoś "siedzi" w temacie od dawna i wie już bardzo dużo, powinien sobie te filmy obejrzeć. Na pewno, no prawie na pewno, dowie się czegoś nowego. Tym bardziej ja mogłem się dowiedzieć czegoś nowego. Mianowicie dwie igły eliptyczne r/R 8/18 µm tzw. nude i bonded mogą się trochę od siebie różnić kształtem. Chociaż oba promienie są podane takie same, to jednak szlif nie jest taki sam. Ta pierwsza jest bardziej smukła i dlatego lepiej odtwarza wysokie tony.

Wydawało mi się dość tajemnicze dlaczego producent podaje trochę szersze pasmo dla tej zrobionej z samego diamentu, no ale skoro szlif jest jednak inny, to sprawa jest wyjaśniona.

Mam akurat obie igły, zresztą dwie wkładki, ale to jest akurat mało istotne.

Ciekawe do jakich wniosków dojdą Czytelnicy bloga po obejrzeniu tych filmów?

A jeśli wszyscy już je obejrzeli to gratuluję. Ten ostatni jest z dzisiaj;)

PS. To jest w sumie reklama, chociaż nikt mi za to nie dał kasy. Wydaje mi się jednak, że lepiej poszerzyć swoje wiadomości oglądając filmy niżbym miał tu pisać posty i powtarzać wszystkie informacje. A jest ich naprawdę dużo.

czwartek, 29 czerwca 2023

32k dla FM jest ok

Pasmo dla emisji FM sięga do 15 kHz, natomiast przy transmisji internetowej i DAB mamy do czynienia z kodowaniem stratnym i dość małymi przepływnościami, więc tam też raczej nie ma czego szukać powyżej wspomnianych 15 kHz. Wobec tego ktoś nagrywający audycje z radia UKF FM powinien wybrać próbkowanie 32 kHz, bo to pozwoli zachować jakość oryginału, tzn. nie zostanie obcięta góra pasma bo jej nie ma, natomiast transmisje DAB i internetowe w ogóle powinny być nadawane z próbkowaniem 32 kHz zamiast 48.

Wybranie próbkowania 32 kH kHz dla transmisji i przy nagrywaniu ma taką zaletę, poza zmniejszeniem ilości danych, że dla DAB-u i emisji internetowej jakość wzrośnie. Przy tej samej ilości danych co dla 48 kHz albo 44,1 kHz, wszystkie bity zostaną wykorzystania na kodowanie, a nie na zapisywanie "pustego".

Na tym nagraniu powyżej 15 kHz jest pustka. Nie ma sensu marnować danych na kodowanie czegoś, czego nie ma.


Na rysunku jest właśnie takie nagranie z UKF mające próbkowanie 48 kHz. Nagranie tego samego przy 32 kHz dałoby ten sam dźwięk, ale już bez pustych bitów od 16 kHz.

Okazuje się, że producenci sprzętu czasem mają takie samo zdanie jak autor tego bloga, oczywiście na ten konkretny temat. Mam radyjko, które odbiera analogowy UKF i cyfrowy DAB. Jeśli się słucha tego z wyjścia analogowego, to wszystko wygląda zwyczajnie. Ale jeśli się weźmie sygnał z wyjścia cyfrowego, to okazuje się, że dla programów DAB próbkowanie jest 48 kHz, a dla UKF 32 kHz.

Czyli dla DAB-u ten odbiornik pracuje na takiej częstotliwości jak jest nadawany sygnał, ale jak ma zrobić sygnał cyfrowy z analogowego UKF FM, to pracuje już na 32 kHz. W ten sposób sygnał cyfrowy wzięty z UKF nie ma już tego całego śmietnika powyżej 16 kHz czyli przede wszystkim pilota.

A taki tam telefon smarkofon to pracuje na 96 kHz. Ale w komputerze mam już ustawione 48 kHz, a to dlatego, że DVD tak ma. Do słuchania w końcu CD służy odtwarzacz CD, a nie komputer.

Jeśli Czytelnicy mają jakieś doświadczenia odnośnie odbiorników radiowych z wyjściem cyfrowym, proszeni są o podzielenie się nimi w komentarzach.

czwartek, 1 czerwca 2023

Przepis na zupę realizatora dźwięku

Realizatorzy dźwięku żyją w swoim świecie, który rządzi się własnymi prawami. Ten ich świat jest inny niż nasz. Nawet jedzenie mają inne. Oto przykładowy przepis na zupę, którą jedzą realizatorzy dźwięku.

Litr wody, kilogram ziemniaków, kilogram soli, kilogram pieprzu.

Że nie da się takiej strawy uwarzyć w garnku? Pewnie, że się nie da. Taką zupę gotuje się w kompresorze.

Nie wierzycie, że oni to jedzą? To znaczy, że nic nie słuchacie. Posłuchajcie zwłaszcza radia, przekonacie się, że to jednak prawda.

czwartek, 11 maja 2023

Co sobie wyobrażają audiofile?

Adaptacja akustyki pomieszczenia, które nie służy wyłącznie do pracy z nagraniami czyli tylko do słuchania nie może dać dobrych rezultatów. To znaczy dobre one może i będą, ale chodzi o takie naprawdę dobre. A naprawdę dobre są w tolerancji +/-3 dB i oczywiście, a może to jest nawet ważniejsze, mieszczą się w odpowiednim czasie pogłosu dla danej kubatury pomieszczenia.

W zwykłym pokoju, który służy także, albo i przede wszystkim, za mieszkanie uda się zmieścić w przedziale +/-5, ale to jest już dość słabo, tak szczerze mówiąc. Jak się człowiek do tego przyzwyczai to daje się słuchać, ale wystarczy porównać to z dźwiękiem ze słuchawek i okazuje się, że jednak sporo brakuje.

W ogóle, gdy ktoś powalczy trochę z ustrojami akustycznymi i mikrofonem, to nawet jak się porządnie skupi nad problemem audiofilstwa, nawet tak z całej siły będzie chciał go rozgryźć, to nie da rady. Naprawdę. Przestawia się te głośniki, dodaje panele, stawia się i wiesza w różnych miejscach i na dobrą sprawę wszystko ciągle gra tak samo okropnie. Oczywiście jakieś tam słyszalne różnice są, ale w porównaniu z tym co widać na wykresach, to one są minimalne.

Jak się wszystko jakoś ustawi i zrobi pomiary, a następnie wszystko przestawi i znów pomierzy, to na wykresach są różnice jak dzień i noc, a na ucho cały czas jest taka sama bryndza. No prawie taka sama, ale bryndza.

Dziwny jest ten świat i dziwny jest ten słuch.

Ale przecież audiofil będzie się wykłócał, że jak zamienił kabel do głośnika, to mu teraz inaczej gra. No właśnie. Dziwny jest ten świat.

O tym jak zrobić adaptację i jej nie spaprać jeszcze tu będzie. Ale ważniejsze nawet jest to czy ją w ogóle robić? Pytanie nie jest wcale takie banalne. Po kilku latach błędów i wypaczeń autor może coś na ten temat powiedzieć. I powie.

sobota, 29 kwietnia 2023

Ręce i nogi się uginają

Jakieś czterdzieści lat temu ktoś zadzwonił do Trójki i powiedział właśnie to zdanie: "Ręce i nogi się uginają". O co temu dzwoniącemu chodziło prowadzący bloga już nie pamięta, ale zdanie to może trafnie opisywać reakcje na niektóre publikacje dotyczące audio, które można znaleźć w sieci.

Przykładowo pewien niewątpliwie sympatyczny pan, który zajmuje się publikowaniem filmów z rozbrajającym uśmiechem tłumaczył swoim fanom, że zerowe ciśnienie dźwięku jest przy ścianie. Otóż przy ścianie w pewnym uproszczeniu jest maksymalna wartość ciśnienia. Ciśnienie jest największe w tym miejscu, gdzie cząstki powietrza się nie poruszają, a więc dla najniższego modu to będzie już tylko przy ścianie.

Zresztą przy ścianie zawsze jest samo ciśnienie nawet dla częstotliwości nie-rezonansowych. Cząstki powietrza zostaną gwałtownie wyhamowane, a fala odbije się. To trochę tak jakby ktoś nacisnął ręką na ścianę. Ruchu brak, zostaje nacisk, więc przy ścianie może być tylko ciśnienie.

Inny przykład to animacja, która jakoby pokazuje ja działa absorber, wykonana (animacja) przez pewnego producenta ustrojów akustycznych. Otóż na tej animacji widać cząstki powietrza, które sobie "lecą" z jakąś prędkością tak metr czy dwa po czym wpadają do absorbera i zwalniają.

Problem polega na tym, że jeśli źródło dźwięku, np. głośnik, "popchnie" cząstkę powietrza, to "poleci" ona może najwyżej parę centymetrów (para to dwa), a następnie się "cofnie" na pierwotne miejsce. To przy niskiej częstotliwości i dużym wychyleniu membrany, takim mniej więcej na parę centymetrów. Ruchy cząstek powietrza są jakby oscylacjami, a przy wyższych częstotliwościach nawet zaledwie o ułamki milimetra w każdą stronę.

Fala dźwiękowa ma prędkość dźwięku, czyli dość sporą, ale cząstki powietrza nie przemieszczają się na wiele metrów, one praktycznie stoją w miejscu oscylując wokół pewnego miejsca. To oczywiście przy braku podmuchów powietrza czyli np. wiatru.

Jeśli ktoś chciałby sobie uzmysłowić jak to jest z tym powietrzem, to niech popatrzy na fale na wodzie. Fala na wodzie przemieszcza się, owszem, ale sama woda stoi w miejscu. Przenieść tego na powietrze dosłownie nie można, bo to fala poprzeczna. Z powietrzem jest trochę inaczej, bo w nim rozchodzi się fala podłużna. Jednak gdyby można było, a można, zabarwić powietrze, pewną jego warstwę, i odtworzyć z głośnika jakiś okropnie głośny dźwięk, to to zabarwione powietrze pozostanie w tym samym miejscu. Czyli ruch cząstek powietrza z animacji nijak się ma do rzeczywistości.

W czasie majowych spacerów jeśli się nadarzy okazja warto spojrzeć na fale na wodzie. W miarę przebytej drogi wysokość fali się zmniejsza, ale prędkość rozchodzenia się pozostaje taka sama.

Czy takie odbiegające od rzeczywistości wyobrażenie o fali akustycznej może pomóc przy wykonywaniu adaptacji?

I tak to jest, że gdzie się nie spojrzy, to widać takie kwiatki. Ale nie można się temu dziwić, że na ich autorów nie lecą gromy. W końcu audiofile są przekonani, że np. bezpieczniki im poprawiają jakość dźwięku.

środa, 19 kwietnia 2023

Filmy kinowe w TV

Długie weekendy są okazją do obejrzenia filmu w telewizji. Jeden za nami, a następny szykuje się w maju, a zaczyna z końcem kwietnia. Jak wyglądają filmy kinowe nakręcone z szybkością 24 klatek na sekundę w TV? A przede wszystkim jak brzmią ich ścieżki dźwiękowe?

Standardy telewizyjne to 50 i 60 Hz. Ten "nasz" to 50 Hz. W takim razie w telewizji można pokazać "tak jak jest" materiał mający 50 albo 25 obrazów na sekundę. Skoro film nakręcony na klasycznej taśmie 35 mm ma 24 klatki na sekundę, to nie można go pokazać bez zmian. Sytuacja jest podobna do tego, co jest na DVD, gdzie film jest "przyspieszony" o 4% z 24 do 25 FPS.

Jeśli się spowolni DVD do prawidłowej szybkości pierwszy raz, to różnica w odczuciu wysokości dźwięku wydaje się dość mała. Ale gdy tak robi częściej, to różnica staje się bardziej zauważalna. Nie jest to różnica pomiędzy kawą gorącą i zimną, ale między gorącą i letnią już tak.

W takim razie jak są pokazywane filmy kinowe w TV?

Sporo lat temu, kiedy jeszcze nikt nie wiedział, że będą płaskie telewizory wykonane w technice rozsmarowującej ruch, autor bloga zastanawiał się dlaczego piosenka otwierająca film z Dżejmsem Błędem brzmi tak dziwnie. To były już czasy nośników cyfrowych i film został przyspieszony do 25 klatek na sekundę. Taka procedura stała się standardem. Ale teraz najprawdopodobniej nic się nie zmieniło.

Sprawdzenie czy film w TV jest wyświetlany z poprawną szybkością, czy jest przyspieszony jest dość kłopotliwe. Trzeba mieć dany film i potrafić go odtworzyć z właściwą szybkością lub mieć płytę czy pliki z muzyką.

Są ludzie, którzy mają bardzo dobre telewizory, które już nie smużą, a do tego zestawy kina domowego. Na dodatek wykupują sobie abonamenty kanałów z filmami. I spodziewają się, że widzą i słyszą wszystko w najlepszej jakości. A tu nie tylko, że telewizje oszczędzają na przepływności, to jeszcze wszystko, tzn. klasyczne filmy kinowe, jest (najprawdopodobniej) przyspieszone o 4%, co nie oddaje ani oryginalnego ruchu, ani poprawnego brzmienia.

Tak przy okazji warto się zatrzymać nad paradoksem rozdzielczości obrazu. Wprowadza się standardy o wysokiej rozdzielczości obrazu, co skutkuje wzrostem zapotrzebowania na dane i następnie stara się zmniejszyć ilość tych danych ograniczając przepływność.

Blog nie ma wykupionego żadnego abonamentu, ale na takim "zwykłym" kanale film obejrzany dla sprawdzenia był przyspieszony.

Oglądając Matriksa zatem tkwimy w matriksie w sensie iluzji otrzymywania najlepszej możliwej jakości.

Na temat jakości dźwięku napisano biblioteki makulatury. Ale muzykalny słuch, który potrafi wychwycić zmianę tempa i wysokości dźwięku, jak się okazuje, ma bardzo mało osób.

Na koniec chcę podkreślić, że ja nie twierdzę, że filmy kinowe w TV są wyświetlane za szybko. Dwa konkretne przykłady, które sprawdziłem były przyspieszone. Ale to było na kanałach darmowych. Być może te płatne kanały są lepsze. Czytelnicy bloga będą musieli to jednak sprawdzić samodzielnie.

niedziela, 2 kwietnia 2023

Diabeł tkwi w szczegółach

Jeżeli te szczegóły są małe, to trzeba się przyglądać bardziej uważnie. Popatrzmy na wykres, który w oryginale ma mniej więcej 3,5x2 cm.

Strzałka 1 wskazuje na miejsce, do którego charakterystyka jest płaska, druga na 10 kHz.

Rysunek przedstawia charakterystykę częstotliwościową wkładki gramofonowej, która swego czasu została uznana przez pewien magazyn za najlepszą ze wszystkich testowanych, chociaż taką referencyjną była inna, bardzo podobna.

Jeżeli się weźmie wydanie drukowane tego magazynu, to bez silnej lupy nie uda się odczytać jak ta charakterystyka przebiega. O okularach nawet nie wspominam. Tutaj mamy to w powiększeniu, więc coś już widać, oczywiście po kliknięciu obrazka. Do 6 kHz jest płasko, powyżej tej częstotliwości wykres zaczyna się podnosić aż do 20 kHz.

Po dokładnym, czyli pod lupą, obejrzeniu trochę większej ilości podobnych wykresów okazuje się, że to jest zjawisko typowe. Prawie wszystkie wkładki pomierzone przez ten magazyn mają dość płaską charakterystykę do pewnego momentu, po czym do głosu dochodzi rezonans układu i wykres zaczyna się wznosić. Ma to swoje konsekwencje.

Przede wszystkim wpływa to na proces wytwarzania płyt winylowych. Producent musi wychodzić z założenia, że jego płyty będą odtwarzane na konkretnym sprzęcie. Skoro ten sprzęt troszkę podbija wysokie tony, a właściwie to pewien ich zakres, to trzeba to uwzględnić, w przeciwnym razie brzmienie nie będzie takie, jak się tego spodziewano.

Są w sieci filmy, które pokazują jak się nacina matryce do produkcji tych analogów i czasem do maszyny jest zamocowane zwykłe ramię gramofonowe z jakąś dobrą wkładką. Między innymi właśnie po to, żeby porównać dźwięk zapisany, tzn. nacięty, ze źródłowym. Jeśli coś jest nie tak, to można wprowadzić korektę, następnie sprawdzić itd. W końcu wziąć nowy lakier i już naciąć ostateczną wersję, która zagra tak, jak potrzeba.

Czyli produkcja płyt analogowych jest jeszcze bardziej skomplikowana. Naprawdę, naciąć płytę dobrze potrafi tylko ktoś, kto ma do tego wyjątkowe predyspozycje i wiedzę.

Z drugiej strony wzięcie takiego materiału przygotowanego pod winyl do formatów cyfrowych da taki efekt, że wysokich tonów będzie trochę za mało. Być może to tłumaczy brzmienie niektórych wydań cyfrowych.

I jeszcze są takie konsekwencje, że mając płytę testową (LP) z sygnałami 1 i 10 kHz trzeba wiedzieć, że te 10 kHz musi być trochę głośniejsze. Autor bloga tych wykresów przez lupę nie studiował i wydawało mu się, że do 10 kHz powinno być płasko. Jak widać nie powinno.

Brzmienie bierze się właśnie z takich szczegółów. To są rzeczy proste, ale realne, a nie jakieś fantazmaty, że odtwarzacze CD, które w realnym świecie (i w podwójnie ślepym teście) grają tak samo, w wyobraźni jakiegoś fantasty brzmią inaczej.

poniedziałek, 20 marca 2023

Nie powinno się być bardziej papieskim niż Papież

Pewien czas temu pojawiły się tu wykresy pokazujące jak wygląda charakterystyka częstotliwościowa gramofonu analogowego, który posiada autor bloga (post z 1 grudnia). Pozostało bez odpowiedzi pytanie, jak naprawdę wygląda ta charakterystyka, bo przecież wykresy powstały w programach, które generalnie nie do tego celu służą. Otóż okazuje się, że REW pokazuje wykres raczej odpowiadający rzeczywistości. Od tego czasu w użyciu jest (była) inna wkładka, także MM. Jej charakterystyka wygląda w ten sposób:


Tak jak poprzednio został użyty krótki kabel, a nie ten, który był w pudełku z gramofonem. Do 12kHz jest prawie całkiem płasko. Powinien być świetny dźwięk. Tylko, że nie brzmi to za dobrze...

Blog jest jednak w posiadaniu także innej płyty testowej niż ta wykorzystana wcześniej. Nie ma tam sygnału, który pozwala narysować wykres, a do sprawdzenia jak wygląda charakterystyka służą trzy ścieżki. Sprawdzenie polega na obserwowaniu wskaźników poziomu sygnału.

Ze sprawdzenia przy użyciu tej drugiej płyty wynika ponownie, że jest prawie całkiem płasko. Jednak, jak to już zostało wcześniej powiedziane, nie brzmi to za dobrze. Za mało góry.

Owszem, w słuchawkach było ok., ale przez głośniki już nie. W innych słuchawkach, trochę bardziej neutralnych też jest za mało wysokich tonów.

We wcześniejszym poście były dodatkowo wykresy zrobione w innym programie dla kabla "z pudełka z gramofonem" i dla tego krótkiego. I właśnie ten oryginalny kabel daje brzmienie takie, jak powinno być. Czyli wysokie tony powinny być jednak trochę podbite.

Ale jak to? Przecież powinno być płasko. Wychodzi na to, że płasko jest wtedy, gdy się wysokie tony trochę wzmocni. Proszę jednak zwrócić uwagę na pewien ciekawy szczegół. Płyty testowe są nagrywane tak, żeby było płasko i dokładnie. Zwykłe płyty z muzyką raczej nie są tak nacinane.

"Dobra" płyta analogowa gra fajnie jak jest głośno. "Lepsza" nawet trochę głośniej od tej "dobrej". Wojna głośności to nie tylko cecha ery cyfrowej. Nawet patefon grający głośniej był lepszy. Na płycie analogowej wysokich tonów nagrać głośno się nie da, więc za wrażenie głośności muszą odpowiadać tony średnie, bo basów, tych niższych, też za głośno się zrobić nie uda.

Winyl gra "ciepło", a to oznacza, że jest trochę mniej tonów wysokich, a nieco więcej średnich. W praktyce jeśli się dla wkładki zrobi płaską charakterystykę, to tych wysokich tonów będzie już za mało, bo ich w ogóle na płycie jest już trochę za mało.

Jeśli się przyjrzeć wykresom bardzo dokładnie wykonanym przy użyciu programu AP, to regułą jest, że zakres od mniej więcej 5 kHz zaczyna się lekko unosić, a szczyt przypada na powiedzmy 15 kHz i powyżej tej częstotliwości charakterystyka zaczyna opadać. Swego czasu najlepiej oceniona przez pewien magazyn wkładka (typu MC) miała szczyt przy 20 kHz i przewyższenie to było na aż 8 czy nawet 10 dB. Z rysunku wielkości znaczka pocztowego trudno dokładnie to odczytać. (Mowa o pomiarach zrobionych przez pewien znany magazyn o tematyce audio.)

Wnioski płyną z tego takie. Jeśli producent gramofonu daje do niego wkładkę i się używa  przedwzmacniacza tej samej firmy, to spokojnie można wziąć kabel dodany do gramofonu, szczególnie jeśli ten producent ma sporą renomę. Czyli to oznacza, że nie powinno się w takim przypadku kombinować. Drugi wniosek jest trochę bardziej ogólny. Monitorowanie przy użyciu mniej neutralnych monitorów skończy się pomyłką. Można i monitorować dobrze, ale trzeba się nauczyć na pamięć tego nieneutralnego brzmienia, żeby wiedzieć, że skoro to tu brzmi "TAK", to na innym sprzęcie będzie brzmiało "tak". Albo na odwrót. Ale to już osobny temat.

Czy konsekwencje takiego błędu są jakieś poważne? Nie da się słuchać? Da się, a jak się doda 2-3 dB regulatorem barwy, to jest już spoko. Chociaż jeśli się o tym zapomni, to wszystko inne zaczyna brzmieć jakoś dziwnie. Jednak lepiej mieć poprawnie dobrany kabel. Zdecydowanie wzrasta komfort słuchania szczególnie jeśli słucha się na zmianę czegoś z winyla, czegoś z pliku itd.

I już całkiem na koniec. Jeśli się porówna wersję CD z winylem odtwarzanym na odpowiednim kablu, to i tak winyl brzmi łagodniej, jakby tej góry było troszkę mniej. Przypuszczalnie gdyby wziąć tą wspomnianą wcześniej wkładkę MC, która tą górę tak mocno podbija, to byłby remis.

wtorek, 7 marca 2023

Trochę szkoda, że dźwięk jest niewidoczny

Osoby interesujące się akustyką znają różnego rodzaju wizualizacje pokazujące co się dzieje z falami dźwiękowymi w zamkniętej przestrzeni. Czyli w każdym pomieszczeniu, w którym się muzyki słucha np. z płyt, ale również w takich, gdzie się ją wykonuje i nagrywa. Wszystkie próby pokazania nakładających się na siebie odbić mają jedną wspólną cechę. Pokazują co się z nimi dzieje w bardzo krótkim przedziale czasu, natomiast pogłos w pomieszczeniu może trwać sekundę, półtorej, nawet dłużej. Kiedy upłynie ćwierć sekundy, nie wspominając już połowy czy całej sekundy, tych odbić jest ogromna ilość. Mamy tu do czynienia z czymś, czego się nie da przedstawić graficznie.

Mimo takiej ilości odbić słuch daje nam obraz dźwiękowy zazwyczaj taki, jakby ich nie było wcale. Zatem gdyby dźwięk był widoczny, to tego co widać raczej nie dałoby się pogodzić z tym, co słychać. Gdyby dźwięk był widoczny, to nikt by się nie przejmował jakością sprzętu grającego. Ale przecież powietrze jest przezroczyste. Nawet w pokoju, w którym jest gęsto od dymu papierosowego fali akustycznej się nie zobaczy. Cząsteczki dymu są bardzo małe a fala dźwiękowa, a w konsekwencji i te cząsteczki, porusza się bardzo szybko.

W audio mamy zatem taki problem, że o dźwięku, jakości dźwięku itd. można mówić w zasadzie rzeczy dowolne. Nic nie widać, a jak tylko słychać to wyobraźnia podpowiada dziwne rzeczy. Trudno coś jest sprawdzić, chociaż można.

Ale nawet jak coś widać niekoniecznie jest lepiej.


Rys .1.

Na rys. 1. jest kadr z filmu ponoć wyjaśniającego "Jak działa BASS (w pomieszczeniu)". Żeby to pokazać nasypano do rury trochę czegoś białego i powietrze układają to w charakterystyczny sposób. Napisano, że rura ma 6 stóp, a częstotliwość rezonansowa to 188 Hz. Rzeczywiście przy takiej długości rury i częstotliwości dostanie się rezonans na mod, w którym układa się w rurze jeden okres fali.

 

Rys. 2.

Rys. 2. pokazuje pierwszy problem z tym filmem. Gdyż lalka siedzi w połowie rury i, jak widać, autorzy napisali (na biało) oraz zaznaczyli strzałką, że w tym miejscu jest Null. Otóż w tym miejscu jest raczej Peak a nie Null i to jest akurat miejsce najgłośniejsze dla tego konkretnego rezonansu.

 

Rys. 3.

Na rys. 3. jest inny kadr z tego filmu, gdzie dodano drugą lalkę w 1/4 długości rury i mamy tu drugi problem. W tym miejscu ma być najgłośniej, ale faktycznie jest najciszej.


Rys. 4. Rura ma faktycznie prawie dwa metry.



Na czwartym rysunku jest widok ogólny, który pozwala się dokładniej zorientować w sytuacji Czytelnikom, którzy tego filmu nie będą chcieli oglądać.

Trochę mylące jest zachowanie się tego białego czegoś w rurze. Otóż to reaguje na ruch cząstek powietrza. Natomiast słuch reaguje na ciśnienie. W tym konkretnym rezonansie największe ciśnienie jest w samym środku rury i oczywiście na jej końcach.

Może warto wspomnieć, że w przypadku rezonansu nie ma sensu mówić o wygaszaniu czy dodawaniu (Null, Peak). Dla rezonansu fala jakby stoi w miejscu i dlatego można zauważyć miejsca gdzie jest ciszej i głośniej. Na otwartej przestrzeni fala się przemieszcza i różnice w głośności wynikają z odległości od źródła dźwięku i ewentualnie od nałożenia się odbicia od podłoża.

Rezonans daje możliwość żeby przyjrzeć się jak "wygląda" fala akustyczna.

I jeszcze na koniec coś z innego filmu. Tam realizator dźwięku opowiada o swojej reżyserce. Mówi, że głośniki stoją z narożnikach, a miejsce odsłuchu jest w samym środku pomieszczenia. Dodaje, że kiedyś by coś takiego wyśmiał, ale teraz sam sobie tak zrobił i jest ok.

Kolumny w kątach to osobny temat. Miejsce odsłuchu w środku pokoju oznacza, że część modów słyszy się najgłośniej, a część najciszej. Czyli bas jest rozchwiany w maksymalnym stopniu. Jak można w takich warunkach pracować? Gdyby pokazał wyniki pomiarów, to by coś było widać. Ale chyba jest jakiś powód, żeby tych pomiarów nie pokazać. Może tak fajnie słychać? Szkoda, że tego realizatora nie można zaprowadzić na badanie słuchu.


piątek, 24 lutego 2023

Wczoraj zabrakło mi wzmacniacza

Wczoraj włączyłem sobie radio. W pewnym programie pewnej rozgłośni pojawił się przed mikrofonem pewien prowadzący. Ktoś mu zrobił takie ustawienia mikrofonu, że jego głos brzmiał katastrofalnie. Bardzo głośno, nienaturalnie i po prostu był nie do zniesienia. Więc ściszyłem trochę dźwięk, żeby sprawdzić czy to coś pomoże. Nic to nie dało, ściszyłem więc jeszcze trochę. Następnie jeszcze trochę i jeszcze. W końcu wzmacniacz się skończył, bo już się go bardziej ściszyć nie dało.

Regulacja jest skokowa co 1 dB, więc jak jest już bardzo cicho, to następny krok oznacza wyciszenie do zera. Potencjometrem może udałoby się ściszyć tak, że jeszcze by się dało zrozumieć słowa, ale zniekształcenia już by nie przeszkadzały. Może, ale niekoniecznie.

Pytanie, jak można komuś tak ustawić mikrofon?

1. Realizator był zdrowo zawiany.
2. Był naćpany.
3. Był zawiany i naćpany.
4. Przyprowadził ze sobą dziecko i sobie poszedł. Dzieciak postanowił się pobawić i to włączył, tamto wyłączył, tym pokręcił w prawo, tamtym w lewo, ten suwak dał do góry, a tamten na dół, czy coś w tym stylu.

Ze wszystkich przycisków, które mam do dyspozycji, a zatem są to te na pilocie, moim ulubionym jest On/Standby, przy czym największą satysfakcję sprawia mi użycie tego przycisku wtedy, gdy wyłącza sprzęt. W przypadku jak powyżej.

sobota, 4 lutego 2023

Artykuł "Głośnik średniotonowy JV*" Radioelektronik nr 6/1983

Prawie 40 lat temu w miesięczniku Radioelektronik ukazał się wspomniany w tytule posta artykuł. Oczywiście w tym tytule nie było żadnych gwiazdek. Nazwa firmy składająca się z trzech liter. Artykuł jest podpisany A.W. czyli prawdopodobnie jego autorem jest Aleksander Witort.

W nawiązaniu do poprzedniego posta poniżej znajdują się dwa cytaty ze wspomnianego tekstu.

"Rozpatrzmy na wstępie wymagania, którym powinien odpowiadać "idealny" głośnik średniotonowy. Głośnik niskotonowy o wielkiej membranie, którego zadaniem jest jak najlepsze przetwarzanie najmniejszych częstotliwości akustycznych, nie nadaje się do wiernego przetwarzania częstotliwości średnich. Jest celowe, aby pasmo częstotliwości przenoszonych przez ten głośnik ograniczało się do 400, a już ostatecznie do 600 Hz.

Zakres częstotliwości średnich i średnio-wysokich jest niezmiernie istotny dla wiernego odtwarzania dźwięków W związku z tym głośnik średniotonowy powinien dobrze przenosić przebiegi impulsowe i wnosić znikomo małe zniekształcenia nieliniowe i liniowe."

" W związku z nadzwyczajnym znaczeniem "precyzyjnego" odtwarzania pasma częstotliwości średnich dla odtwarzania dźwięków z wysoką jakością, należy postulować, aby ZWG TONSIL zajęły się poważnie tym problemem i wypełniły istniejącą lukę, w postaci braku głośników średniotonowych wysokiej klasy."

Omawiany w artykule głośnik średniotonowy ma membranę o średnicy 70 mm.

środa, 1 lutego 2023

Kto by pomyślał, że GDN 16/12 to taki świetny głośnik?

Autor bloga oczywiście ma jakieś kolumny. Nie jest to nic nadzwyczajnego, ale są wystarczająco dobre, żeby słuchać muzyki, a nie kolumn. Poza tym jeśli się weźmie nowe w sensie inne kolumny, ustawi dokładnie w tym samym miejscu, czyli jednak nie mogą się aż tak bardzo różnić, i wykona pomiary pomieszczenia, to okazuje się, że wyniki są bardzo podobne. Są jakieś różnice, ale właściwie mało istotne. Brzmienie trochę jest inne, ale po kilku dniach słuch się adaptuje i jest w sumie tak jak na tych starych kolumnach. Nie usłyszy się nic nowego i nie będzie też niczego, co w jakiś sposób zniknie.

Za brzmienie w lwiej części odpowiada pomieszczenie, ustawienie kolumn i wybór miejsca odsłuchu. Same kolumny mają niewielkie znaczenie. Może takie jak rodzynki w cieście? Można wziąć różne rodzynki, ale zawsze to będą rodzynki. Wystarczy użyć takich dobrej jakości, a czy to będą te czy tamte, to jest szczegół. Rzecz gustu i (dobrego) smaku.

Ale są też tacy, którzy uważają, że jak się weźmie inne kolumny, to będzie duża różnica. Jeśli tak ktoś uważa, to jego sprawa. Myli się, ale ma do tego prawo. Natomiast jeśli ktoś myśli, że sam zrobi lepsze kolumny niż jakiś renomowany producent, to jest już ogromny błąd. Nie ma szans, naprawdę żadnych szans. Lepiej wydać trochę więcej pieniędzy i zaoszczędzić sobie trudu i czasu, a zyskać na jakości. Przecież można wybrać sobie całkiem niedrogie kolumny, które pod względem jakości są nie do przebicia.

A co, gdy ktoś myśli, że jak weźmie głośnik GDN 16/12 i na jego bazie zrobi coś, co przebije producentów o światowej renomie i kilkudziesięcioletnim doświadczeniu? O zapleczu badawczym i kadrze inżynierskiej nawet nie wspomnę.

Miałem kiedyś kolumny z takimi głośnikami. Nigdy mi na myśl nie przyszło, że to są jakieś fajne głośniki.

Budując kolumny samodzielnie największym problemem są zwrotnice. Czy można pomierzyć kolumnę w domu, żeby sprawdzić działanie zwrotnic?

Ale grać taka samoróbka zawsze będzie. A przyzwyczaić się można do wszystkiego. Są dostępne jakieś wykresy tych kolumn, o których mowa. Myślę, że wszyscy wiedzą o jakie kolumny chodzi. I te wykresy wyglądają dość dziwnie.

Jeszcze jest kwestia doboru przetworników. Pewne typy głośników są zestawiane ze sobą, a pewne nie. Mam wrażenie, że w tym konkretnym przypadku jest tak, że tych typów głośników nie używa się jednocześnie. Poza tym już w latach osiemdziesiątych pisano o głośnikach starego Tonsilu, że są dobrej jakości, ale średniej klasy. A tu np. jest głośnik wysokotonowy z samego Olimpu, najwyższej klasy, a do tego ten papierowy w zwykłym koszu wytłoczonym z blachy z tolerancjami wykonania dość przeciętnymi. Parametry też raczej przeciętne i to już prawie pół wieku temu były przeciętne.

Zresztą Czytelnicy bloga mogą sami zobaczyć jak to wygląda. Są dwa aż filmy. Jeden tego, co na taki pomysł wpadł i drugi tego, co go zrealizował.

Budowa kolumn to skomplikowana i trudna sprawa. Nie to co adaptacja akustyki pomieszczenia. Budowa kolumn to problem jakości. Adaptacja pomieszczenia to kwestia ilości. Budując kolumnę nie można się pomylić. Robiąc adaptację można, bo tu błąd można łatwo poprawić. Poprawić zbudowaną kolumnę można w ten sposób, że się ją zaczyna robić od nowa. Poprawienie adaptacji polega natomiast na dodaniu dodatkowych ustrojów. Nawet użycie paneli o trochę gorszej jakości nie niweczy projektu, bo trzeba ich wziąć trochę więcej. Ważne, żeby były odpowiedniego typu do potrzeb, a potrzeba w warunkach domowych w zasadzie jest tylko jedna - pochłaniać.

Dlatego zamiast kombinować coś samemu z kolumnami warto przestawić te stare, co się już ma, może usiąść w innym miejscu ewentualnie coś spróbować zrobić z akustyką pomieszczenia.

Najważniejsze jest jednak to, żeby wiedzieć jakie jest to dobre brzmienie. I tu jest problem, bo posłuchać swoich ulubionych płyt w dobrej reżyserce raczej się nam nie uda. Więc pozostają słuchawki. Dobry dźwięk w pokoju będzie taki jak w dobrych słuchawkach tylko, że w pokoju. A jeśli komuś nie odpowiada brzmienie ze słuchawek, to znak, że może sobie dać spokój i z kolumnami i z pomieszczeniem, w którym słucha. Nawet jak ktoś mu by zrobił w domu odsłuch referencyjny, taki +/-2 dB, to mu się nie spodoba.

poniedziałek, 16 stycznia 2023

Dlaczego winyl wciąż żyje?

Ale ludzie wciąż chodzą do muzeów. Wprawdzie tylko nieliczni z własnej woli, ale chodzą (ludzie). Większość odwiedza muzea, gdyż taki jest program wycieczki szkolnej lub zakładowej. Autor bloga bywał w muzeach jako wycieczkowicz szkolny oraz zakładowy. Z własnej inicjatywy nie bywał. Zdarzyło mu się być kimś w rodzaju przewodnika wycieczki, ale to się nie liczy.

Ludzie chcą mieć takie winylowe muzeum w domu. Z takiej lub innej przyczyny. Chociaż najpewniej zapytani odpowiedzą, że ze względu na jakość dźwięku. Taaaa...

W sieci jest dość stary film z 2004 roku, który zaczyna się tak.

Te czerwone linie zostały dorysowane, aby podkreślić "krzywiznę" ustawienia.

Wkładka powinna iść po promieniu. Tutaj idzie raczej po promie lub drugim półlitrze.

 

To są fragmenty kadrów z filmu o produkcji płyt analogowych. Widać na tych obrazkach, że wkładka jest ustawiona okropnie krzywo. Przypuszczalnie bardziej krzywo by się już jej przykręcić nie dało.

Gdyby zapytać osobę, która sobie tak to ustawiła dlaczego, to odpowiedź by była prawie na pewno taka: "bo próbowałem/łam różnych ustawień, ale tak brzmi najlepiej".

To jest już tak krzywo, że zniekształcenia na pewno będą słyszalne. Normalnie błąd kątowy to trochę ponad 2 stopnie, ale tu jest pewnie sporo ponad 20. Kiedyś był na pewnym forum wątek dlaczego winyl brzmi lepiej niż CD. Na obrazkach widać dlaczego. Ale przecież to nie jest kres możliwości cyzelowania brzmienia. W końcu wkładka jest typu MM.

środa, 11 stycznia 2023

Dźwięk nie ma rozdzielczości

Dźwięk charakteryzują trzy cechy: czas trwania, amplituda i częstotliwość. Może być zatem cichy lub głośny, wysoki albo niski, a przede wszystkim w pewnym momencie zaczyna się i kończy. Rozdzielczości dźwięk nie posiada, bo gdzież by? Ale tak to wygląda z punktu widzenia akustyki. Natomiast marketingowiec „widzi” to inaczej.

Bez względu na metodę zapisu i odtwarzania dźwięku nie można mówić o jego rozdzielczości. W potocznym rozumieniu, przy skojarzeniach z obrazem na ekranie telewizora czy monitorze komputera, rozdzielczość odnosi się do dokładności odwzorowania. Jeśli obraz składa się z dużej ilości pikseli można zobaczyć szczegóły niewidoczne wtedy, gdy tych pikseli jest mało.

Gdyby ktoś zrobił zdjęcie muru z cegieł (tego, o którym to śpiewa pewien znany zespół) aparatem fotograficznym o bardzo małej rozdzielczości, to nie zobaczy na nim żadnej cegły. Będzie tak np. wtedy, gdy pikseli będzie tyle co cegieł. Jeśli rozdzielczość matrycy w tym aparacie wzrośnie do takich wartości jakie mają cyfrówki, to staną się widoczne wszystkie cegły, a ponadto fugi i inne szczegóły.

W przypadku dźwięku taka sytuacja nie zachodzi. Dźwięku nie można nagrać tak, że jakieś szczegóły zostaną pominięte, względnie będą niewyraźne czyli jakby rozmyte, mniej ostre. Dźwięk albo się nagra, albo nie. Czyli albo coś się nagra ze wszystkimi składnikami, albo nie. Bez względu na technikę. Dla ułatwienia zostawmy w spokoju technikę cyfrową i spróbujmy coś nagrać na analogowe magnetofony.

Jeśli sygnał będzie tak słaby, że utonie w szumach, albo za silny i z tego powodu jego wierzchołki zostaną obcięte, to nagranie się nie uda. Dobierając właściwy poziom nagrania zyskujemy gwarancję, że wszystko zostanie zapisane.

Bardzo ważne jest pasmo przenoszenia. Są magnetofony, które nie są w stanie zapisać pełnego zakresu słyszalnych częstotliwości. Problem jest z wysokimi tonami. Ale przecież są i takie, które nagrywają do 20 kHz. Pamiętajmy, że dorosły człowiek nie słyszy aż tak wysokich częstotliwości, wobec tego magnetofon, który nagrywa 20 kHz zapisuje już więcej niż to możemy usłyszeć i więcej niż to jest faktycznie potrzebne, żeby mieć dokładną kopię oryginału. Skoro jednak są ludzie słyszący do 20 kHz, to trzeba tak nagrywać, aby i oni nie zauważali ograniczenia pasma.

Oczywiście w nagraniu będzie trochę szumu, zakłóceń i sygnał zostanie w pewnym stopniu zniekształcony. Jednak wiedząc, że sygnał źródłowy składa się z pewnej ilości częstotliwości składowych mamy pewność, że wszystkie one zostaną zapisane. Można zredukować zniekształcenia, szum itd. prawie do zera, ale nie spowoduje to, że zostanie nagrane coś, czego wcześniej nie udało się nagrać.

Nawet poszerzenie zapisywanego spektrum poza zakres słyszalny nie spowoduje, że będzie można nagrać coś wcześniej niezapisywanego w paśmie 20 Hz-20 kHz.

Mówiąc krótko nie ma sposobu, żeby nagrać i odtworzyć „coś więcej”, jakieś wcześniej utracone szczegóły. Nagrywa się wszystko i wszystko odtwarza, chociaż z różną jakością.

Paradoksalnie nagranie zawierające trochę zniekształceń będzie odebrane jako bardziej szczegółowe. Faktycznie tak jest, że nagranie o praktycznie idealnej jakości zostanie odebrane jako gorsze w porównaniu do takiego, które jest w pewnym stopniu zniekształcone. Właśnie te zniekształcenia powodują, że dźwięk jest odbierany jako "ciekawszy".

Byli tacy, na początku lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku, zresztą i teraz też są tacy, którym dźwięk z płyt CD się nie podobał. Oni woleli płyty winylowe. Było to spowodowane tym, że na CD dźwięk był idealny, praktycznie pozbawiony zniekształceń, o dużej dynamice. Przez to w odbiorze subiektywnie cichy i stawiający duże wymagania akustyce pomieszczenia odsłuchowego. Płyta analogowa dodaje trochę zniekształceń przez co wszystko staje się łatwiejsze do usłyszenia.

Jak to zostało powiedziane dźwięk jest nagrywany i odtwarzany z całym inwentarzem plus ewentualne szumy, zniekształcenia itp. Jest jeszcze jedno ważne zagadnienie, które jest pomijane: maskowanie.

Nawet biorąc najprostszy dźwięk złożony, tj. dwa sinusy, może zauważyć zjawisko maskowania czyli dźwięk głośniejszy zagłusza cichszy. Czyli zamiast dwóch, słychać jeden ton. W ten sposób można spreparować nagranie składające się z wielu tonów i z tego wszystkiego usłyszana zostanie np. połowa, a nawet kilka lub wręcz tylko jeden.

Tak działa słuch. Głośniejsze składowe maskują cichsze. Nigdy nie słychać wszystkiego z wyjątkiem dźwięku składającego się z tylko jednej częstotliwości.

Do nagrania można dodać dodatkowe dźwięki, których nikt nie usłyszy, bo zostaną zamaskowane. Podobnie z nagrania można usunąć pewne dźwięki, które są maskowane i też nikt nie zauważy różnicy. W odniesieniu od mowy i muzyki to usuwanie pewnych składników może zostać usłyszane. To kwestia techniczna, jak dobrze działa dany algorytm i jaki jest stopnień kompresji. Jednak przygotowując dźwięk testowy składający się z pewnej liczby tonów można nim manipulować dowolnie, gdyż nie powstają żadne artefakty spowodowane wycinaniem pasm, jak to ma miejsce w przypadku kompresji stratnej.

W takim razie jeśli ktoś mówi, że jakiś sprzęt ma większą rozdzielczość, to mija się z prawdą dwa razy. Nie ma takiego sprzętu. A przede wszystkim słyszy się tylko część dźwięków. Nawet zakładając teoretyczną możliwość, że jakiś sprzęt odtwarza jakieś dodatkowe szczegóły, to i tak nie będzie żadnej różnicy, bo one zostaną zamaskowane. Przecież te „dodatkowe” szczegóły musiałyby być ciche.

Droga do tego, żeby usłyszeć więcej prowadzi przez poprawienie warunków odsłuchu. Najprostsza i najszybsza polega na użyciu słuchawek. Natomiast poprawienie akustyki pomieszczenia odsłuchowego polega także na tym, że stanie się ono cichsze. Hałas także maskuje. A kiedy będzie go mniej, to pojawią się te nowe detale, których wcześniej nie było słychać.