środa, 3 grudnia 2025

Shakin' Dudi "Złota płyta"

W teście z wcześniejszego postu jest fragment utworu, a właściwie część fragmentu, bo same wysokie tony, z płyty o tytule "Złota płyta", którą Shakin' Dudi wydał w 1985 roku. Teraz mamy 2025 rok i słuch gorszy o lat 40. Może to wywoływać strona druga utwór czwarty. Jednak powinniśmy zamiast tego strona druga utwór pierwszy, a tak naprawdę siódmy, czyli ostatni.


 

Utwór jest zatytułowany „To ty słodka” i jest czwarty na pierwszej stronie bez względu na to w którą stronę się liczy liczy się... Widmo fragmentu tego fragmentu wygląda tak:

 

Litery "S" i "Ł" są na głoskach w słowie "słodka". To jest zgrane z winyla i oś czasu nie będzie się zgadzała w wydaniem cyfrowym.

Nie będę się wypowiadał na temat realizacji dźwięku na tej płycie z dwóch powodów. Szanuję muzyków z zespołu, szczególnie lidera, więc się nie będę czepiał, a przede wszystkim lepiej jeszcze raz posłuchać muzyki i zastanowić się nad słowami. A jeśli jednak ktoś naprawdę chciałby coś o realizacji płyty przeczytać, to mieliśmy tu przypadki dużo gorsze.

Dla przypomnienia widmo całego testu:


W odniesieniu do samego testu, to owszem, słychać zniekształcenia. Lektorka jest w dość marnym mp3, a tykanie zegara zostało nagrane telefonem i też to jest w marnej jakości. Ale nie o to przecież chodzi. 

sobota, 22 listopada 2025

Utwory dla upartego audiofila

W poprzednim poście jest link do pobrania pliku z testem. Plik można sobie ściągnąć i posłuchać, jeśli ktoś jeszcze tego nie zrobił. I przeczytać ten wcześniejszy post, bo wszystko będzie niezrozumiałe. Można zresztą zobaczyć ile było pobrań tego testu. Prawie nikt tego nie słuchał.

Znajomego nie udało mi się przekonać, że tylko mu się wydaje, że dobrze słyszy. Czytelnicy bloga też są bardzo niechętni, żeby się sprawdzić. Wyjście z matriksa jest bardzo przykre i mało kto chce spróbować.

Jednak w tym wcześniejszym poście obiecałem, że napiszę jakie utwory zostały wykorzystane. Zatem te: "To ty słodka" Shakin’ Dudi oraz "Owner of a Lonely Heart" Yes.

Z pierwszego utworu został wzięty fragment z samego początku. Dokładnie ten, kiedy padają słowa "To ty słodka jak miód". A z piosenki Yes również fragment początkowy, mniej więcej od czternastej sekundy do dwudziestej szóstej (od momentu, kiedy pojawia się perkusja, do tej chwili zanim Jon Anderson zacznie śpiewać, czyli w roli głównej jest gitara).

Oczywiście wszyscy to odgadnęli, tzn. usłyszeli, no nie?

Załóżmy teraz, że ktoś będzie chciał dochodzić praw autorskich, bo ja to wykorzystałem w sposób naruszający jakieś reguły akwizycji. Weźmie ten mój plik i pójdzie do sądu. I co tam powie? Gdyby sędzia był nastolatkiem, to by coś usłyszał, ale i tak nie byłby tego w stanie skojarzyć z muzyką. Muzyki powyżej 5 kHz nie ma. Jednak sędzia będzie mieć pewnie najmniej pięćdziesiąt lat i z tego powodu usłyszy kilka "cyknięć" w pierwszym fragmencie. Potem będzie już tylko lektorka i zegar.

Ale niech ktoś wykorzysta Tekturowy Spryt, czyli ostatni krzyk mody, do zidentyfikowania tych piosenek. Nic z tego, bo Tekturowy Spryt opiera się, jak się domyślamy, raczej na tym, co można usłyszeć. Tzn. co człowiek może usłyszeć, a nie nietoperz. To, co słyszą ludzie można zapisać nutami i słowami. W tym moim teście nie ma ani jednej nuty, nie pada też żadne słowo. Owszem, jest rytm, ale nie jest tożsamy z tym, co byśmy spisali z oryginałów. Nie ma bębnów, nie ma kontrabasu czy gitary basowej.

Złota płyta" jest nagrana lepiej niż 90125, oczywiście z mojego punktu słyszenia. Wtedy, tzn. w latach osiemdziesiątych, każdy by z tym polemizował. O "Złotej płycie" będzie osobny post.

Wszyscy się zastanawiają ile to kiloherców potrzeba, żeby jakość wysokich tonów była dobra? Na CD tych kiloherców jest za mało, co nie? Na SACD jest więcej, bo tam są już megaherce. Wprawdzie jednobitowe, więc zaszumione, ale co z tego? Kto ten szum jest w stanie usłyszeć? Chyba nawet dziecko nie da rady. Ale to jest oczywiście lepiej, jak są megaherce, co nie? Tylko, że tak naprawdę my (starszawi panowie) mamy problem, żeby w ogóle coś z tych wysokich tonów usłyszeć. A przecież perkusista gra przy pomocy drewnianych pałek i nie dotyka leciuteńko tych talerzy, tylko w nie uderza. Oczywiście gdyby sałnd indżinił nagrał te talerze normalnie, to byśmy je wyraźnie słyszeli, ale przecież nie nagrał. Na "Złotej płycie" jednakowoż zostało ich trochę więcej, więc coś tam od biedy jeszcze słychać.

Większość ludzi tego (wysokich tonów) nie słyszy, bo jest już za stara. Ale zastanawiają się jakie to wzmacniacze im potrzebne, a jakie przetworniki? Albo czy może głośnik wstęgowy zamiast kopułkowego? Taki jeden producent kolumn robił je tak, że grały(by) do 100 kHz. Gdyby istniały jakieś instrumenty mające takie szerokie widmo. Z tych "prawdziwych" to widmo sięga najwyżej kilkunastu.

Tylko, że jak ktoś słyszy 8 kHz 50 dB słabiej niż jak był dwudziestolatkiem, to problem nie polega na tym czy taki wzmacniacz i taki głośnik lepiej coś odtworzy, tylko czy coś się w ogóle uda usłyszeć. A przecież jakieś zniekształcenia i szumy będą jeszcze kilkadziesiąt dB niżej.

Absurd jest gigantyczny. Siwowłosi audiofile (albo tacy z bardzo wysokimi czołami) piszą teksty albo nagrywają filmy o rzeczach, które od dziesięcioleci są poza ich zasięgiem. I powtórzmy, nie chodzi o jakieś niedoskonałości sprzętu czy nagrania, ale poza zasięgiem jest połowa pasma akustycznego, a zazwyczaj to nawet więcej niż połowa.

Jakie były kolory tych pigułek z matriksa?

wtorek, 11 listopada 2025

Uparty jak audiofil

Ostatnio wdałem się w dyskusję o możliwościach słuchu i meandrach fonografii ze swoim znajomym. Chodziło o to, że z wiekiem słyszy się coraz gorzej, a płyty są realizowane akurat w ten sposób, jakby ludzie do późnej starości słyszeli świetnie.

Jeśli chodzi o znajomego, to jest on zagorzałym anty-audiofilem i ma już prawie 80 lat. Jest byłym zawodowym muzykiem, więc nie wierzę, że ma super zdrowy i nieuszkodzony słuch. Ale niech będzie, że jak na swój wiek słyszy świetnie. Ja natomiast słyszę trochę gorzej niż powinienem. Mimo to zakładając, że mój słuch jest nieco gorszy, jak na moje lata, a znajomy słyszy tak, jak to wynika z najostrzejszych norm, to i tak ja mam słuch „lepszy” o dziesięć lat niż on ma.

Dyskusja byłaby śmieszna, gdyby nie była tragiczna. Wyglądało to, w skrócie, w taki sposób.

Ja: płyty są nagrywane źle i nie słyszę wysokich tonów, a w szczególności czyneli.

On: a ja słyszę dobrze i czynele też.

Ja: to posłuchaj tej płyty.

On: w tym utworzy z twojej płyty słyszę hi-hat w tej minucie i w tej sekundzie.

Problem polega na tym, że w tej minucie i w tej sekundzie w tej piosence nie ma hi-hata. Owszem w ogóle jest i on powinien usłyszeć go tak ze sto razy do „tej minuty i tej sekundy”. Tylko, że go nie słyszał, a „usłyszał” w takim momencie, w którym go nie ma. Żeby było jasne, to niestety słuchaliśmy każdy w swoim domu. W każdym razie mogłem mu pokazać wykresy na tym blogu właśnie z tego utworu, którego słuchał. Ale co z tego? I tak się upierał, że słyszy. To nic nie daje, ze się pokaże na rysunku coś, co jest w nagraniu.

Wróćmy do dyskusji.

Ja: płyty są nagrywane źle.

On: nie rozumiem o co ci chodzi.

Ja: nie słyszę talerzy perkusyjnych, bo są podcinane.

On: a ja słyszę.

Ja: ja jestem zdruzgotany swoim słuchem, bo nic nie słyszę z góry pasma.

On: a ja jestem zadowolony ze swojego słuchu i z tego jak słyszę wysokie tony.

Tylko, że faktycznie on wysokich tonów nie słyszy kompletnie, co już wskazałem. Rozmowa zahaczyła jeszcze o to jak głośno się słucha i kilka innych tematów. Ale zawsze wracaliśmy do punktu wyjścia. On słyszy wszystko, a ja nie.

Gdybym był bardzo złośliwy, to dałbym mu do posłuchania test, który przygotowałem. Można, a raczej trzeba, go sobie POBRAĆ i posłuchać. Wygląda tak:

Rys. 1. Spektrum pliku testowego.


Test składa się z zapowiedzi i sześciu fragmentów, które są podcięte w ten sposób, jak to realizatorzy dźwięku często robią z talerzami perkusyjnymi.

Fragment od pierwszego do czwartego jest trochę krótszy niż piąty i szósty. To dlatego, że do zrobienia tego testu wykorzystałem dwa utwory. Na poniższym rysunku widać, że w tym pierwszym powyżej 12 kHz robi się dość cicho. Dlatego potrzebny był inny, gdzie w tym zakresie jest głośniej.

Rys. 2. Szczegóły testu. (Znajomy słuchał i dyskutował o "fragmencie piątym". Oczywiście słuchał normalnej wersji i upierał się, mając prawie 80 lat, że słyszy to, co jest faktycznie powyżej 12 kHz.)

W teście (co widać na rys. 1.), te fragmenty są odcinane przy 5k, 6k, 7k, 8k, 10k i 12k. Ten odcięty przy 5kHz ja słyszę nawet przez głośniki monitora do komputera, ale tylko osiem najgłośniejszych dźwięków, a jest ich przecież ponad trzydzieści. Z tymi dalszymi jest już problem nawet przez słuchawki. Tzn. ja coś jeszcze słyszę w piątym, ale tylko kilka najgłośniejszych dźwięków, a i te bardzo cicho, na granicy słyszenia. Te wszystkie dźwięki na rysunku są policzone nie bez przyczyny.

We wcześniejszym poście pisałem o tym, że realizatorzy dźwięku praktycznie nie zostawiają nic z talerzy perkusyjnych poniżej 5 kHz, żeby muzyka brzmiała źle przez radio AM i w ogóle na kiepskim sprzęcie. Warto się zapoznać z tym postem, jeśli ktoś go nie czytał. Natomiast w tym teście możemy się przekonać czy to ma sens i jakie są tego konsekwencje.

Test jest adresowany do osób mających już swoje lata. Czterdziestolatkowie niekoniecznie zrozumieją o co chodzi, ale jak ktoś ma sześćdziesiąt lat i więcej, to owszem.

Proszę posłuchać kilka razy i wcześniej naprawdę dokładnie się przyjrzeć rysunkom. W teście dźwięk jest zrobiony trochę głośniej niż jest w oryginalnych utworach. Warto sobie plik otworzyć w edytorze, żeby go dokładnie przeanalizować. Oczywiście trzeba go też posłuchać w zwolnionym tempie. Dopiero wtedy można sobie uświadomić ile się już nie słyszy.

Rys. 3. Prościej by było 0,5x...

Na koniec dodam, że tykanie zegara zostało dodane po to, żeby powstał jakby zwyczajny dźwięk. Muzyka to przecież przede wszystkim dół pasma. Ale żeby tykanie nie maskowało za bardzo góry, to jest ciche i ni sięga 5 kHz. W następnym poście napiszę jakie utwory zostały wzięte do testu. Oba utwory są z lat osiemdziesiątych. Przypomnijmy sobie jak wtedy brzmiały te wysokie tony, a jak teraz. Ale już teraz mogę powiedzieć, że znajomy jest bardzo uparty i za nic nie udało się go przekonać, że pewnych rzeczy już nie słyszy.

PS. Możliwe jednak, że audiofile nie są uparci. I naprawdę nie powinno się słuchać za głośno tego testu. Głos lektorki powinien mówić, a nie krzyczeć.

środa, 5 listopada 2025

Koniec Polskiego Radia FTA z satelity

Trzeciego listopada zakończono emisję Jedynki, Dwójki, Trójki, PR24 oraz PR dla Zagranicy z satelity Eutelsat Hot Bird 13G.

Czy o tym można było się wcześniej dowiedzieć? Mówiono o tym w programach, były jakieś informacje na stronie PR?

Czy inni nadawcy też tak robią, tzn. zaprzestają nadawania przez satelitę?

Sytuacja jest dziwna i zaskakująca. Ja sam nie słucham już za wiele radia. Mogłem pewnych rzeczy nie usłyszeć. Ale wygląda na to, że ludzie, którzy radia słuchają regularnie też nic o tym nie wiedzieli.

W związku z tym trzeba zadać jeszcze jedno pytanie.

Czy nadawcy w innych krajach kończą nadawanie bez wcześniejszego poinformowania o tym swoich słuchaczy?

Przykładowo BBC nadaje kilka programów FTA z Astry 2E. Załóżmy, że oni postanowią zaprzestać nadawania. Czy zrobią to tak jak nasi, bez podawania wcześniej informacji o tym? No ale może jednak nasi informowali o tym słuchaczy? Chciałbym się dowiedzieć o tym gdzie i jak. 

poniedziałek, 3 listopada 2025

Ile lat mają twoje uszy?

W sieci jest kilka filmów o takim tytule. Są w nich prezentowane różne dźwięki testowe i można w ten sposób sprawdzić jaką częstotliwość się jeszcze słyszy. To wszystko jest jednak bardzo mylące.

Jeżeli ktoś usłyszy w takim filmie ton o wysokości np. 12 kHz, to wcale nie znaczy, że słyszy dobrze. W realnym świecie, tzn w takim, w którym ludzie się starzeją i z biegiem lat słyszą coraz gorzej 12 kHz jest w sumie dość wysoką częstotliwością. W tym realnym świecie zdarzają się też różnego rodzaju problemy ze słuchem. I w realnym świecie bezpieczniki i kable nie mają wpływu na brzmienie muzyki.

Kiedyś nasze krajowe radio w programie stereofonicznym (czwarty, a od lipca 1983 roku drugi) nadawało z pasmem właśnie do 12 kHz. I muzyka brzmiała dobrze.


Obejrzenie filmu i odsłuchanie dźwięku testowego nie daje żadnych danych o tym, jak się słyszy.

Obrazek pokazuje przykładowe spektrum utworu wraz z nałożonymi na nie dźwiękami testowymi z pewnej strony internetowej. Tam akurat korzystają z tonów o określonej częstotliwości. I są to te "szpilki" wystające ponad zaznaczoną linię. Trzeba dodać, że ta strona nie zawiera żadnego filmu, jednak zazwyczaj wykorzystywane "przemiatanie" nałoży się na spektrum utworu.

Nawiasem mówiąc, spektrum normalnie opada wraz ze wzrostem częstotliwości. Jednak "komercyjny" sposób realizacji dźwięku polega na tym, że górny skraj pasma jest sztucznie podgłośniony. Na tym polega uzyskanie iluzji, że mamy do czynienia z "jakością dźwięku".

Można zauważyć, że tony testowe jest o wiele głośniejsze niż muzyka. Nawet nie ma specjalnego znaczenia ile dokładnie ten ton służący do "testowania" słuchu jest głośniejszy. Powiedzmy, że w tym przykładzie muzyka przy 8 kHz ma -63 dB, a ton "testowy" trochę poniżej -36 dB.

Same liczby nie mają większego znaczenia. Muzyka może być zrealizowana inaczej, bo wysokie tony mogą być głośniejsze. Ale mogą być też cichsze. Nie ma też norm na to, jak głośny dźwięk się prezentuje słuchaczowi na różnych strona i w filmowych testach. W tym konkretnym przykładzie ta różnica jest niemal 30 dB. I to pokazuje skalę błędu, który można popełnić "testując" w ten sposób. A błąd może być naprawdę duży, bo głośność też może być ustawiona za wysoko.

Ktoś, kto w filmie czy na jakiejś stronie z "testami" usłyszy np. te wspomniane 12 kHz, to znaczy tak naprawdę, że w muzyce on słyszy dźwięki znacznie niższe. O tych 12k może zapomnieć.

Jedyna miarodajna metoda polega na wykonaniu profesjonalnego badania. Można też skorzystać z aplikacji, ale to wiąże się z problemem użycia nieskalibrowanych słuchawek. Największy problem polega jednak na interpretacji takich badań, także tych profesjonalnych. Opór przed przyjęciem do wiadomości przykrych faktów jest ogromny.

poniedziałek, 27 października 2025

Uchem weterana: ARP-LIFE "Jumbo jet"

Tym razem płyta z roku 1977, ARP-LIFE "Jumbo jet".

Rys. 1. Egzemplarz płyty w dobrym stanie.

 

Jeśli ktoś nie czytał poprzedniego wpisu, który jest tu, to warto się z nim zapoznać.

Według tego, co zostało napisane w tym wcześniejszym poście, talerze perkusyjne zazwyczaj są odcinane przy około 5 kHz. Tu czynele są podcięte według tego schematu, ale czasem też trochę niżej. Spójrzmy:

Rys. 2.

W przypadku tej płyty talerze perkusyjne najwięcej energii mają w zakresie mniej więcej 3 - 7 kHz, co daje nam, starszym panom, możliwość ich usłyszenia. Płyta brzmi dobrze, instrumenty są czytelne, chociaż te "blachy" nie są jakieś bardzo głośne.

Warto zauważyć, że płyta świetnie się nadaje do pokazania, że faktycznie muzyka może być zapisana w paśmie do 7 kHz. Tu oczywiście jest szersze pasmo, ale dźwięki powyżej 7 kHz można i trzeba traktować jako pewien rodzaj luksusu. Dobrze, że są ale przecież niewielu może ten luksus docenić, tzn. usłyszeć.

PS. Pisze się Jumbo Jet, ale to szczegół. Prowadzący blog nabył płytę drogą kupna pod wpływem pewnej audycji, w której gościem był Andrzej Korzyński. Z tej audycji można się było dowiedzieć np., że zespół ARP-LIFE nie miał syntezatora ARP i dlaczego nazywał się tak, jak się nazywał. W audycji były odtwarzane utwory skomponowane przez Andrzeja Korzyńskiego, które wykonywali m.in. Czesław Niemen, Maryla Rodowicz,  Franek Kimono i Violetta Villas. Był też odtworzony jeden utwór z tej płyty, tzn. z Jumbo jet, dokładnie BABY-BUMP. Zresztą można sobie tej audycji posłuchać na stronie Trójki. A nawet jeśli ktoś słuchał, to warto sobie przypomnieć. Mam nagranie audycji zrobione podczas emisji w 2018 r., a nie z tej strony Trójki, to tak na marginesie.

wtorek, 21 października 2025

Dlaczego audio to ciemna strona księżyca?

Od jakiegoś czasu przyglądamy się różnym płytom. Brzmią źle, ale słuch już nie ten co kiedyś. Według pokazanych wcześniej norm słyszenia w wieku 60 lat będziemy mieć lekki niedosłuch i to już od 6 kHz. Płyty są nagrywane w taki sposób, że kompletnie nie uwzględnia się podstawowego faktu, że z wiekiem słyszy się coraz gorzej, a wysokich tonów już wcale. Czemu tak się robi?
Spójrzmy na poniższy rysunek:

Rys. 1. Płyta decelitowa 78 obrotów na minutę, wydana po drugiej wojnie światowej, najpóźniej w roku 1948.

Co o tej płycie można powiedzieć poza tym, że autor jej nie posiada i to tylko fragment audycji radiowej?

Jakość dźwięku na tej płycie nie jest zbyt dobra. Zniekształcenia są spore, a pasmo przenoszenia mocno ograniczone. Powyżej 7 kHz jest tylko szum. Na pierwszy dźwięk w tym fragmencie składają się dwa instrumenty, kontrabas i hi-hat. Pomimo tego, że sama płyta przenosi pasmo ledwo do 7 kHz, to hi-hat jest wyraźnie słyszalny, można nawet powiedzieć, że jest dość głośny. Nie jest to niczym dziwnym, bo spektrum dźwięku talerzy perkusyjnych zaczyna się poniżej 200 Hz. Licząc od 150 Hz w tym decelitowym wydawnictwie mamy pięć oktaw z pełnego spektrum instrumentu (150 - 300, 300 - 600, 600 - 1200, 1200 - 2400, 2400 - 4800 Hz), brakuje dwóch oktaw (4800 - 9600, 9600 - 19200 Hz). Pełne spektrum tego instrumentu obejmuje siedem oktaw.

W tym nagraniu hi-hat najwięcej energii ma w okolicach 2500 Hz, a to są częstotliwości średnie.

Jeśli się sprawdzi jakie częstotliwości dźwięku mogą zagrać różne instrumenty okaże się, że częstotliwości podstawowe wszystkich, wyjąwszy instrumenty elektroniczne, da się zapisać w paśmie do 7 kHz. Dokładnie to będzie 7040 Hz dla najkrótszej piszczałki organów. Skoro w 1948 roku syntezatorów nie było, to na płytach decelitowych czy szelakowych można było nagrać wszystko. Traciło się tylko tony harmoniczne, ale zazwyczaj niewielką ich część i to nawet nie wszystkich instrumentów.

Do osiągnięcia bardzo dobrej jakości na płycie 78 rpm tak naprawdę potrzebne jest zmniejszenie poziomu zniekształceń i szumów. Poszerzenie pasma sprawi, że dźwięk będzie doskonały, ale przecież nie każdy tą różnicę może zauważyć.

Wydawać by się mogło, że wprowadzenie płyty długogrającej powinno rozwiązać problem z jakością dźwięku. Jednak Andrzej Lipiński, ceniony polski reżyser dźwięku, powiedział następujące zdanie: „Złote lata fonografii to są lata sześćdziesiąte, a potem już było coraz gorzej”.

 

Rys. 2. Płyta winylowa - standard manipulacji dźwięku.

 

Wyjaśnienie ze wszystkimi szczegółami dlaczego począwszy od lat siedemdziesiątych „było coraz gorzej” zostawmy realizatorom dźwięku. My zajmiemy się tu rzeczami najważniejszymi. A z tych rzeczy najważniejszych najważniejsze jest „kłamstwo założycielskie”.

Jakość poleciała na łeb od lat siedemdziesiątych, jednak przyczyn problemu należy szukać w roku 1955. Mianowicie w tym właśnie roku zaczęto nagrywać na wiele śladów. Próbowano pewnych rzeczy pewnie wcześniej, ale wprowadzenie ich w życie było trudne z powodu ograniczonych możliwości technicznych.

Mając więcej śladów niż jeden można każdy instrument nagrać w inny sposób. Nagrywając na jeden ślad, stereo nic tu nie zmienia, wszystkie instrumenty nagrywa się tak samo.

W tamtym czasie korzystano z dwóch rodzajów emisji radiowej: AM oraz FM. AM pozwala na nadawanie dźwięku z pasmem do około 4 kHz (maksymalnie 5 kHz). Wynika to z tego jaką „szerokość” może mieć jedna stacja na skali radiowej. Jeśli przyjmie się 10 kHz, to pasmo przenoszonych dźwięków będzie ograniczone o połowę, tzn. do 5 kHz. Gdy stacja zajmuje 9 kHz na skali, to pasmo przenoszenia musi być ograniczona do 4,5 kHz. Modulacja częstotliwości, czyli FM, daje większy potencjał, bo pasmo przenoszenia sięga 15 kHz. Zagadnienie mono/stereo nie ma dla meritum sprawy żadnego znaczenia.

Najwyższa częstotliwość, którą może zagrać fortepian to 4698,63 Hz (harmoniczne pomijamy.) Dlatego wybrano takie, a nie inne parametry w odniesieniu do emisji radiowej AM.

Jeżeli przez radio AM nada się transmisję na żywo z koncertu jakiegoś zespołu, to możliwe będzie przekazanie dźwięku kompletu instrumentów. Koncert organowy pomińmy. Słuchacz odniesie pozytywne wrażenie. Zaznaczyć trzeba, że do tej transmisji użyje się pojedynczego mikrofonu. Podobnie pozytywne wrażenia będzie mieć słuchacz, jeśli przez radio AM odtworzy się płytę nagraną metodą jednego mikrofonu/śladu.

Przyjęliśmy, że spektrum czyneli ma siedem oktaw zaczynając liczyć od 150 Hz. Na 4800 Hz kończy się piąta oktawa i zaczyna szósta. W takim razie przez radio AM można przenieść z minimalnym uszczerbkiem pięć oktaw z siedmiooktawowego spektrum czyneli. Poza tym odtwarzając przez radio AM płytę z rys. 1. otrzyma się dźwięk zbliżony do oryginału. Ograniczenie pasma będzie zauważalne, ale ogólne wrażenie jednak pozostanie pozytywne. Wciąż będziemy słyszeć komplet instrumentów. I hi-hat nadal będzie słyszany wyraźnie.

Teraz spójrzmy jeszcze raz na rys. 2. Pokazuje on standardowe podejście do realizacji dźwięku w technice wielośladowej, które zdaje się obowiązywać od lat siedemdziesiątych w odniesieniu do najlepiej się sprzedających gatunków muzyki. Jak widać hi-hat został podcięty przy 5 kHz. Brakuje zatem pięciu oktaw, a pozostawiono zaledwie dwie. Kluczowe jest to, że brakuje dokładnie tych pięciu oktaw, które jest w stanie przenieść radio AM. Brakuje też tych pięciu oktaw, które jest w stanie usłyszeć osoba starsza.

Nagranie z rys. 2. odtworzone przez radio AM zabrzmi źle, ale już na FM będzie brzmiało dobrze. Jakie to ma konsekwencje?

Potencjalny klient zauważy, że dany przebój brzmi źle na falach średnich, a dobrze na UKF-ie. Poza tym zauważy, że w ogóle wszystkie popularne piosenki brzmią źle na AM i fajnie na FM. W takim razie, o ile jeszcze takowego nie posiada, będzie chciał sobie kupić radio z FM. Ogólnie rzecz biorąc, żeby muzyka brzmiała dobrze trzeba sobie kupić „lepszy” sprzęt. Radio musi być lepsze, gramofon, głośniki, wszystko.

Jednak to nie jedyny powód realizowania dźwięku w ten sposób, jak to widać na rys. 2. Dodatkowy czynnik to pojawienie się na rynku w 1963 roku kasety magnetofonowej. Jakość pierwszych magnetofonów kasetowych nie była nadzwyczajna. Pierwotnie miały być dyktafonami. Tak czy inaczej kopiowanie płyt na kasety nie zwiększa zysków wytwórni płytowych. Skoro jednak taki magnetofon-dyktafon nie mógł zapisać więcej niż 5 czy 6 kHz, to obcinanie pięciu oktaw ze spektrum czyneli z pewnością można uznać za jakiś sposób walki z piractwem.

Pod koniec lat siedemdziesiątych magnetofony kasetowe pozwalały już na uzyskanie kopii, w szczególności na taśmie typu IV, trudnej do odróżnienia od oryginału, tj. płyty długogrającej. Jednak przeciętny magnetofon kasetowy raczej słabo sobie radził z górą pasma. W tym kontekście zupełnie zrozumiałe są działania realizatorów dźwięku, którzy podcinali czynele przy 10 kHz. Wtedy na oryginalnej płycie brakowało już sześciu oktaw (przypomnijmy, że w ogóle jest ich siedem, tzn. licząc od 150 Hz), a na kopii kasetowej brakowało nawet tych pozostawionych przez realizatorów dźwięku szczątków po talerzach perkusyjnych. Poza tym, aby utrudnić kopiowanie płyt na kasety, sztucznie zwiększano poziom składowych górnego skraju pasma. Szansa na gorszą jakość kopii była w ten sposób większa. Można też podejrzewać, że najpopularniejszy system redukcji szumu (z dwoma „D”), został tak pomyślany, aby kopia miała jednak gorszą jakość. Teoretycznie ten system redukcji szumu miał solidne podstawy, jednak bez dokładnej kalibracji magnetofonu do kaset konkretnego producenta zazwyczaj działał w ten sposób, że kopia miała za mało wysokich tonów. Wielu użytkowników ten system ignorowało, ale wtedy nagrania szumiały trochę mocniej.

W latach siedemdziesiątych technikę nagraniową charakteryzowało głównie manipulowanie wysokimi tonami, aby nagrania brzmiały źle przez radio AM i na kiepskim sprzęcie tudzież z kopii kasetowych. Natomiast kolejna dekada to już kompresja dynamiki dźwięku. Loudness War.

Podsumowując technika studyjna raczej nie służy do tego, żeby uzyskać dobrą jakość dźwięku. Niemożliwe jest pogodzenie ze sobą zasad Hi-Fi z usuwaniem ze spektrum instrumentów pięciu czy sześciu oktaw, czy manipulowanie dynamiką dźwięku przy użyciu limiterów i kompresorów. Jedno i drugie powoduje powstanie bardzo dużych zniekształceń, które są mylnie interpretowane jako wysoka jakość. Technika studyjna raczej służy wywołaniu wrażenia jakości. Faktycznie jednak to jest miraż.

Po kilku dekadach słuch człowieka niestety ma możliwości zbliżone do radia AM. Dlatego lwia część „dorobku” fonograficznego u osoby zwracającej jednak uwagę na to, co słyszy powoduje mdłości.

Dzisiejsze mity o potrzebie posiadania dobrego sprzętu mają jednak swe źródło, które tak naprawdę jest manipulacją. Manipulowanie dźwiękiem w sposób tu przedstawiony powoduje, że dobry sprzęt faktycznie jest potrzebny, czy wtedy był potrzebny. W latach siedemdziesiątych dźwięk (zmanipulowany) faktycznie stanowił wyzwanie dla sprzętu. Żeby usłyszeć coś więcej taki „zwyczajny” nie wystarczał. Jednak ten kiepski sprzęt z lat sześćdziesiątych miał mały głośnik w górnej pokrywie gramofonu czy też był radiem z falami długimi i średnimi. Jedno i drugie nie odtwarzało ani wysokich tonów, ani basów. A poza tym, zresztą może to jest najważniejsze, kiepski sprzęt nie grał głośno. Mimo wszystko nagranie zrobione normalnie, jak to z płyty 78 obrotowej, które widzimy na rys. 1. grało nawet na kiepskim sprzęcie wystarczająco dobrze. Aczkolwiek dla osoby nie lubującej się w głośnościach dyskotekowych.

Ciemna strona księżyca metaforycznie może się odnosić do negatywnych cech ludzkiej natury. Tu będzie to przede wszystkim chciwość.