Jak to jest możliwe, że gazety robią ludziom wodę z mózgu nie robiąc wody z mózgu? Otóż czytelnicy muszą sobie sami zrobić wodę z mózgu, gazeta musi im tylko podsunąć odpowiednio spreparowany materiał.
Przykład pochodzi ze stereop(l)ay numer 11/2003. Ze względu na prawo prasowe nie mogę tu zamieścić omawianego artykułu w oryginale, dlatego zostanie on tylko omówiony. Artykuł jest zatytułowany "Good Vibrations" i dotyczy rzekomego laboratoryjnego dowodu na to, że podkładki i kolce pod nóżki sprzętu działają(sic!). Chodzi o podkładki pod elektronikę czyli np. wzmacniacz czy odtwarzacz.
Co trzeba podsunąć czytelnikowi, żeby ten mógł - prawie - zupełnie samodzielnie zgłupieć.
Zaczyna się od trzęsienia Ziemi, żeby napięcie mogło wzrosnąć. Pada więc już w pierwszym zdaniu pytanie czy to voodoo te wszystkie kolce i podkładki? Czytelnik utożsamia się z wydawnictwem, zapłacił przecież, więc weźmie jego stronę i uzna, że żadne tam voodoo i piszą samą prawdę.
Że nie voodoo ma zaświadczyć laboratorium, bo wszystko zmierzone i udokumentowane. Mamy 10 wykresów z tego laboratorium, które coś na pewno znaczą i są prawdziwe. Rzeczywiście, są prawdziwe, ale znaczą nie to, co czytelnik ma sobie skojarzyć.
Za wszystko odpowiada Pan dyplomowany inżynier, który ręczy swym tytułem naukowym, imieniem, nazwiskiem i swą twarzą pokazaną w miniaturce.
Autor tekstu zaczyna swój wywód od tego, że urządzenia lampowe wykazują efekt mikrofonowy. Faktem jest, że lampy wykazują efekt mikrofonowy, jak się w nie puknie palcem albo śrubokrętem. Ale czym innym jest stukanie w lampy, a czym innym delikatne wibracje dźwięku, bo te są nieporównywalnie słabsze i prowadzą do odpowiednio słabszych skutków. W rzeczywistości wpływ fali dźwiękowej czy też wibracji wywołanych przez dźwięk na sposób działania urządzeń lampowych jest raczej trudny, jeśli w ogóle możliwy, do zauważenia.
Dlaczego trudno zauważyć wpływ drgań na działanie urządzeń lampowych? Czy ktoś był świadkiem naprawiania lampowego telewizora? Technik stukał i pukał coś tam robiąc w tym telewizorze, ale obraz się od tego nie zmieniał, podobnie jak i dźwięk, prawda?
Następnie autor artykułu sugeruje, że różne podzespoły elektroniczne mogą być podatne na wibracje. Różne elementy mogą wykazywać efekt mikrofonowy, ale w tekście nie podano jakie i w jakim stopniu. W praktyce żadne urządzenie wykonane na półprzewodnikach nie wykazuje zauważalnego efektu mikrofonowego, nawet na stukanie śrubokrętem, nie wspominając już o efekcie, który mogą wywołać słabiutkie wibracje fal dźwiękowych. Jeśli ktoś chce rozkręcić wzmacniacz, żeby stukać śrubokrętem w części wypada go ostrzec, że grozi to porażeniem prądem, popsuciem sprzętu i utratą gwarancji.
Opisywane przez autora efekty mikrofonowe, które jakoby mogą być słyszalne przez słuchawki trzeba przypisać raczej mechanicznemu sprzężeniu urządzenia z uchem poprzez kabel. Co prawda kabel musi być sztywny, a słuchawki tanie, bo lepsze modele są na takie rzeczy odporne, a miękki kabel słabo przenosi drgania. Trzeba przyjąć, że dobrze skonstruowane urządzenie zbudowane na półprzewodnikach nie wykazuje efektu mikrofonowego o ile nie jest popsute, a podłączanie słuchawek nic tu nie pomoże.
Wreszcie autor pisze, że w laboratorium prawie niemożliwe jest wykazanie, że wibracje w jakiś sposób wpływają na funkcjonowanie urządzeń. Jednak rzekomo sygnały testowe są inne niż muzyczne i dlatego w odtwarzaniu muzyki, którą cechuje rytm są jakieś różnice, które można usłyszeć. Jednakże dowodem na to, że coś można usłyszeć mają być pomiary z laboratorium, a nie jakiś test odsłuchowy, konkretnie aż 10 diagramów.
Sztuczka narracyjna polega na tym, że te diagramy pokazują drgania generatora taktu odtwarzacza powstałe wskutek wystawienia go na działanie głośnego szumu wytworzonego przez parę dużych kolumn i subwoofer. Wszystkie głośniki są ustawione w bezpośredniej bliskości odtwarzacza, który z kolei jest ustawiany na różnych podkładkach i kolcach.
Miernik wyłapuje mechaniczne drgania generatora i wartość tych drgań jest pokazana na wykresach, ale nie jest to przecież wykres pokazujący jak działa dany odtwarzacz.
Można to zilustrować w ten sposób, że ktoś mierzy drgania czajnika, jeśli się go wystawi na działanie głośnego dźwięki i faktycznie różne czajniki będą drgać różnie także wtedy, jak się je postawi na innym podłożu, ale to nie oznacza, że będą grzać wodę w różnym czasie i zużywać inną ilość prądu.
To, że miernik wyłapał inne drgania w jakimś odtwarzaczu jeśli się go postawiło na innym podłożu nie oznacza, że wykaże on, odtwarzacz, inne zniekształcenia, szumy, jitter, charakterystykę częstotliwościową itd. itp. Owszem, nie wykaże, co napisał ten sam autor już nieco wcześniej. Jednak na zakończenie sugeruje, że lepiej jest słuchać zamiast studiować, tzn. mierzyć.
A niestety jeśli ktoś chce usłyszeć różnicę, to ją usłyszy, a czy ona jest czy jej nie ma, nie ma żadnego znaczenia.
Pobieżne zapoznanie się z omawianym artykułem, a przecież typowy czytelnik nie wgłębia się i nie analizuje dokładnie, ma za zadanie wywołać skojarzenie takie, że podkładka daje zmianę w dźwięku, bo sugerują to wykresy pokazujące quasi charakterystykę częstotliwościową. Czytelnik powinien pomyśleć, że ogląda wykresy sygnału z wyjścia odtwarzacza, a przecież pokazują one tylko mechaniczne drgania jednego z elementów.
Wobec tego cały tekst nie zawiera sformułowań nieprawdziwych. Jest tylko tak skonstruowany, żeby czytelnik źle skojarzył fakty. A ma skojarzyć tak: to jednak działa, więc sięgam po telefon i zamówię jakieś podkładki. Ceny tych rzeczy, opisanych w tym samym wydaniu czasopisma, wahają się pomiędzy 19 a 500 Euro za komplet względnie nawet 230 Euro za sztukę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz