poniedziałek, 26 listopada 2018

Podejście do audio jakie miał Tomasz Beksiński

Moim zdaniem Tomasz Beksiński zdecydowanie nie był audiofilem. Dziś przypada rocznica urodzin Tomasza, a ponieważ ktoś się mocno starał o tym przypomnieć, więc ja też coś od siebie dodam.

Tomasz Beksiński, również Zdzisław Beksiński, nie lubił płyt winylowych. Ani jeden, ani drugi nie był zadowolony z jakości oferowanej przez winyle, chociaż ich zastrzeżenia rozkładały się różnie. Tomasz akcentował przede wszystkim to, że płyta analogowa trzeszczy, niszczy się z każdym odtworzeniem i w konsekwencji tego trzeszczy coraz bardziej. W jego audycji występował pewien gość, którego nazwiska nie wymienię, ale wszyscy wiemy o kogo chodzi, mający taki przejściowy okres utraty równowagi polegający na fascynacji płytami analogowymi. Tomasz poruszał temat winylowy w audycjach z udziałem gościa kilkakrotnie i choć nie zdecydował się na wyrażenie zdecydowanej dezaprobaty, to jednak wyartykułował kilka zastrzeżeń. Między innymi rozmawiali o wznowieniach płyt analogowych na kompaktach, kiedy nie udało się zdobyć taśmy matki i płytę wznowiono w oparciu o materiał zgrany z winyla. Tomasz stwierdził, że nie jest to optymalne rozwiązanie, ale przynajmniej trzaski na kompakcie będą już zawsze takie same, więc tyle dobrego, że gorzej już nie będzie. Gość w którejś z audycji w końcu jednak przyznał, że mu przeszło z winylami.

Zdzisław Beksiński był bardzo rozczarowany jakością płyt analogowych w kontekście pogarszania się jakości dźwięku wraz ze zbliżaniem się do końca strony. Okropnie to wypadało według Zdzisława zwłaszcza dla zakończeń oper, a wiemy, że zazwyczaj kończą się one bardzo głośno i że tak się wyrażę, z przytupem. Zdzisław o ile pamiętam sprzedał swoje winyle, bo ich nie miał gdzie trzymać, a pewnie też dlatego, że nie przekonywała go jakość w kontekście klasyki.

Tomasz miał wręcz problem z winylami bo się zdzierają. Kiedyś był gościem Wieczoru Płytowego i przyniósł jakiś winyl, nie pamiętam co to było, i stwierdził, że słuchał go wiele razy, też nie pamiętam dokładnie, ale powiedział chyba, że więcej niż sto razy. Wywołało to pewne zmieszanie u prowadzących program, ale Tomasz uzupełnił to informacją, że słuchał tak z taśmy, bo ma taki sposób, że przegrywa płytę na taśmę i słucha, a jak taśma się zniszczy, to przegrywa na nowo. W ten sposób nawet płyta słuchana kilkaset razy pozostaje w dobrej kondycji.

Zużywanie się nośnika było dla Tomasza Beksińskiego problemem nie tylko w odniesieniu do płyt analogowych, ale także kaset wideo. Jeśli dobrze pamiętam, to miał on po dwie kasety z filmami.

Tomasz często powtarzał, że cieszy się, że wreszcie może posłuchać jakiejś swojej ulubionej muzyki z płyty kompaktowej. Wynika z tego, że cenił walory takiej płyty i jej jakość. Tu dodam po raz kolejny, że kompakt nie ma żadnego, absolutnie żadnego brzmienia, on jest idealnie transparentny dla słuchu, a pod względem pomiarów bliski absolutnej doskonałości, tzn. przede wszystkim idealna charakterystyka i zerowe zniekształcenia. A że kompakty grają okropnie, to już "zawdzięczamy" realizatorom dźwięku, którzy zwłaszcza przy masteringu strasznie się starali, żeby było głośno. I udało im się, bo dynamikę zredukowali do zera. Głośniej już się nie da i gorzej też nie.

Jeśli chodzi o jakość dźwięku w ogóle, to zauważyłem pewien problem. Jeśli dobrze sobie przypominam, to wspominając niejakiego profesora Santiego powiedział, że przerobił mu on wzmacniacz w ten sposób, że wreszcie zaczął grać tak, jak on sobie tego życzył. Oczywiście żaden amator nie jest w stanie poprawić fabrycznego wzmacniacza, więc ten gość mu go po prostu popsuł i zaczął on najprawdopodobniej zniekształcać w zauważalny sposób. Ale dlaczego Beksińskiemu się to podobało, można wytłumaczyć.

Tomasz do pewnego momentu miał sprzęt z PRL-u. A on miał jakość raczej względną i często wnosił spore zniekształcenia. Jeśli się słucha taśm z nagraniami z radia na sprzęcie Unitry, to temu towarzyszy spora ilość zniekształceń. Ci, którzy są wystarczająco starzy, żeby to pamiętać wiedzą, a młodsi mogą się udać do kogoś, kto kolekcjonuje taki sprzęt. Dajmy na to Fonomaster a zwłaszcza Radmor, taki odbiornik radiowy, to miały swe charakterystyczne brzmienie. Jak się w Radmorze włączyło kontur i dodało trochę basu i trochę więcej wysokich tonów, to dźwięk stawał się charakterystycznie blaszany, metalowy i twardy. Ale wszyscy wtedy uważali, że to jest "jakość dźwięku" Hi-Fi, bo przecież taki był napis na obudowie. Myślę więc, że Tomaszowi brakowało zniekształceń i przeróbka wzmacniacza trochę mu ich dodawała i miał brzmienie do którego był przyzwyczajony.

Zresztą do mnie przychodzili kumple i potem między sobą mówili, że u mnie jest mało wysokich tonów, a w domyśle, że słaba jakość. A ja miałem wzmacniacz Trawiata, który grał naprawdę bardzo czysto, a do tego kolumny ze zwykłymi kopułkami, Zg-30-C być może w wersji 8 ohm, ale nie jestem pewien znaczy, że już nie pamiętam. Więc w porównaniu do Radmora z Altusami z tubami, to tych wysokich tonów było mniej, ale i zniekształceń też mniej. Czyli u mnie jakość była tak naprawdę lepsza, ale wszyscy uważali, że gorsza.

I na koniec wracając do Tomasza trzeba dodać, że zwracał on uwagę na to, co rzeczywiście słychać. A było słychać różne zakłócenia w odbiorze radiowym, które potem się nagrywały na taśmę. Więc Tomasz "terroryzował" wszystkich wkoło, kiedy nagrywał audycje, a nadto znalazł jakiś sposób, żeby wyłączać neon. Ale to i inne anegdoty można usłyszeć w nagraniach jego audycji. Z własnej pamięci był tylko fragment o przegrywaniu płyt na taśmy. Wobec powyższego Tomasz Beksiński audiofilem nie był, CBDU.


2 komentarze:

  1. Co do zniekształceń w polskim sprzęcie, to jako takich ich nie ma. Polskie wzmacniacze hi-fi czy to w radiach czy to samodzielne mają takie same "brzmienie" jak wszystkie wzmacniacze w klasie hi-fi, czyli żadne. W Radmorze specyficzna jest regulacja barwy, tj. niskie tony podbijane są przy 60 Hz a wysokie przy 12 000 Hz(a nie standardowo 100-10000), stąd po ich podkręceniu efekt jest jaki jest. Podobnież ogólnie w polskim sprzęcie zarówno kontur, jak i regulacja barwy ma ostrą charakterystykę, nie z powodu błędów konstrukcyjnych, tylko dlatego że taka była moda ogólnie przyjęta w Europie(można wziąść niemal dowolne radio czy wzmacniacz niemiecki z tego okresu, i po włączeniu koturu i podkręceniu tonów dźwięk będzie podobny). Inną filozofię mieli tu(i mają) japończycy, w japońskim sprzęcie filtry są dużo łagodniejsze i zapewne dlatego nie ma tych "zniekształceń". A co do słuchania taśm, mam jedną taśmę nagraną właśnie z wieczoru płytowego pod koniec lat 80tych, na magnetofonie M2045S(niby klasa standard bo ma wbudowane głośniki ale mechanizm i tor zapis-odczyt normy hi-fi spełnia jak najbardziej), taśma basf, mało grana, przeleżała szczelnie zapakowana do niedawna razem z magnetofonem i jakość tego zapisu wcale znacznie od CD nie odbiega, w zasadzie o tyle o ile zakłóceń wniósł dosył i modulator nadajnika. Tak więc tam gdzie program stereo szedł po dosyle z pełnym pasmem(Warszawa-Raszyn, Kraków-Chorągwica) jakość też była ograniczona jedynie użytkownikiem magnetofonu i taśmą, bo większość nagrywało na kiepskich taśmach bo innych nie było, na małej prędkości(w przypadku szpulowców), bo chodziło o to aby cokolwiek mieć i mieć jak najwięcej

    OdpowiedzUsuń
  2. Na różnych zdjęciach dostępnych w sieci , widoczny jest w większości sprzęt firmy Technics , to okres lat 80 i 90tych. Mowa o sprzęcie , którym dysponował Pan Zdzisław domniemam ,że Tomasz podobnym. Widać też duży korektor barwy dźwięku co wyklucza moim zdaniem audiofilskie podejście do tematu Panów B.

    OdpowiedzUsuń