wtorek, 20 maja 2025

Uchem Weterana: Kayah

Dzisiaj mamy „na talerzu gramofonu” debiutancką płytę, która właściwie to nie jest debiutem. W każdym razie wydana została w 1988 roku, a Kayah uznaje za swój debiut kolejną płytę. Muzykę skomponowali John Porter i Neil Black, natomiast teksty napisał Maciej Zembaty. W którymś z wywiadów Kayah powiedziała, że nie pozwolono jej  na tej płycie zaśpiewać nic od siebie. Chociaż miała już wtedy swoje zaśpiewy (może to nie jest dokładnie to słowo, które padło w wywiadzie), to nie pozwolono jej ich wykorzystać. Więc (zdanie się nie zaczyna od więc) Kayah zaśpiewała teksty, które jej napisano w taki sposób, jak to ktoś uznał za stosowne. Ten sposób śpiewania jednak nie jest całkiem fortunny, na pewno artystka mogła to zrobić lepiej, gdyby dano jej szansę. Teksty są pisane przez mężczyznę dla mężczyzn raczej, przy czym Maciej Zembaty-satyryk stworzył sporo rzeczy genialnych, ale jako autor tekstów dla młodej dziewczyny raczej się nie sprawdził. Gdyby Kayah miała szansę zaśpiewać coś swojego i po swojemu, dotyczy to także słów, to płyta byłaby lepsza.

Rys 1.

Właśnie sposób, w jaki Kayah śpiewa na tej płycie jest powodem, że się nią tu zajmujemy (płytą). Kiedyś, podczas słuchania wydawało mi się, że głos wokalistki brzmi nienaturalnie, jakby został w sposób sztucznie obniżony. Miałem wtedy gramofon, który pozwalał na regulację obrotów, więc przyspieszyłem je trochę. To było coś podobnego do naszej metody oglądania filmów na DVD z tym, że filmy spowalniamy do tempa 24 fps, żeby dźwięk odzyskał swe oryginalne brzmienie, a tu właśnie przyspieszenie tempa miało dać podobny skutek.

Ale czy na płycie rzeczywiście wokal został obniżony?

Rys. 2. Strona pierwsza, utwór pierwszy.
 

Spodziewałem się, że skoro głos został spowolniony, jak mi się zdawało, to ślad tego będzie widoczny na sybilantach. Tylko, że nie jest to widoczne.

Na rysunku są zaznaczone dwa obszary oznaczone jako "S". Jest to głoska "S" w słowach "jeStem Sama". Gorąca część widma tych „S” zaczyna się przy około 8 kHz. Normalnie byłoby to między 3 a 4 kHz. Ale to nie świadczy o manipulacji lub o jej braku. Ważne jest to, dokąd widmo sięga. A sięga mniej więcej tak samo wysoko, jak w zwyczajnie nagranej mowie. Do porównania nagrałem kilka słów z głoską „S” a to, że tych słów nie zaśpiewałem niczego nie zmienia. Oczywiście nie ma sensu dawać tu widma tego mojego nagrania. Czy głos został obniżony czy nie, trudno powiedzieć, ale brzmienie sybilantów zostało zmanipulowane. Okazuje się, że nawet sybilanty może spotkać ta sama przypadłość realizatorska co talerze perkusyjne. Po co te sybilany realizator podciął? Żeby brzmienie było fajniejsze? Dla młodziaków może i jest fajniejsze, ale nie dla ludzi po sześćdziesiątce.

Oczywiście szukanie śladów spowolnienia dźwięku na wykresach jest pewną naiwnością. Żeby one były widoczne, to ta zmiana musiała by być duża. I nic nie stoi na przeszkodzie pociągnąć potem widmo do góry. Jednak z drugiej strony po realizatorach można się spodziewać wszystkiego, nie tylko subtelności, przede wszystkim nie subtelności. Przecież skoro talerze perkusyjne w normalnym nagraniu są widoczne już powyżej 100 Hz, a na płytach czasem dopiero powyżej 10.000 Hz, to czemu nie sprawdzić opcji obniżenia wokalu?

W odniesieniu do talerzy, to są one oczywiście (i niestety) podcięte, co dla rówieśnika piosenkarki, czyli dla autora bloga, czyni je słabo słyszalnymi, względnie w ogóle niesłyszalnymi. Słychać to, co jest oznaczone jako "1", natomiast "1a" jest niesłyszalne, bo jest bardzo ciche. Z tego powodu rytm słyszany przez weterana jest nabijany na talerzach przez perkusistę inaczej niż jest w nagraniu. 1A to aż trzy uderzenia, więc rytm słyszany jest bardzo, bardzo kulawy w porównaniu z rytmem zagranym i nagranym.

Można było nagrać normalnie, ale tylko Maciej Zembaty miał świadomość, że wszystko skończy się w prosektorium (względnie w kostnicy). Natomiast nikt nie brał pod uwagę tego, że słuch się starzeje i realizacje fajnie brzmiące dla nastolatków staną się błotem dla starszych panów.

Jeśli chodzi o występ artystki w 1988 roku w Opolu, to autor bloga oglądał go w telewizorze. Kayah zaśpiewała „Córeczkę”, a następnie udzieliła krótkiego wywiadu. Przeprowadzający ten wywiad pan był pod wrażeniem, bo Kayah robiła wrażenie ogromne. Głosem, talentem oraz urodą. Padło pytanie "Kto cię wykombinował?" Kayah odpowiedziała bardzo przytomnie, że wykombinowali ją rodzice, natomiast prowadzący wywiad sprostował, że chodziło mu o przebieg kariery, czy też może o to, kto ją odkrył. Jeżeli było inaczej to znaczy, że nie tylko słuch mnie zawodzi na starość.

Sytuacja jest typowa. Na okładce Kayah wygląda pięknie, chociaż autorowi projektu chodziło raczej o jakąś zgrywę, niż o pokazanie urody dziewczyny. Sama płyta jest w doskonałym stanie. Rzeczy się zachowują, obrazy się zachowują. Na szczęście nie można zrobić zdjęcia w ten sposób, że na starość pewne rzeczy z niego znikną. Ewentualnie wszystko znika, ale wtedy pomagają okulary. Niestety dźwięk można zmanipulować w ten sposób, że znikną z niego instrumenty, a aparat słuchowy nie pomoże, podobnie jak potencjometr głośności czy regulacji dźwięku.

Czy wymagania względem przemysłu fonograficznego, żeby w nagraniach były słyszalne wszystkie instrumenty to za wiele? A czyż nie jest jakąś aberracją to, że ludzie na starość wydają fortuny na sprzęt do słuchania zmanipulowanych nagrań, w których pewnych instrumentów nie usłyszą? Czy każdy realizator dźwięku ma na drugie lub trzecie imię Manipulant?

Poza prowadzącym blog mało kto się przejmuje starzeniem słuchu. A już najmniej audiofile, jak się zdaje. Być może błotniste brzmienie pozwala łatwiej usłyszeć jak gra sprzęt?

piątek, 2 maja 2025

Uchem Weterana: Urszula

 Tym razem przysłuchamy się płycie Urszuli, która została wydana w 1983 roku.

Rys.1 Okładka.

 Utwór pierwszy ze strony pierwszej wygląda w następujący sposób:

Rys. 2. Utwór pierwszy strona pierwsza - wstęp.

 Potrzebne jest jeszcze widmo drugiego fragmentu:

Rys. 3. Utwór pierwszy strona pierwsza - przejście do "ultradźwięków".


Piosenka nosi tytuł "Ciotka P." i zaczyna się w bardzo charakterystyczny sposób, chodzi o zmianę szybkości. Dzięki temu mamy możliwość usłyszeć kilka uderzeń w talerz (hi-hat?), a kiedy tempo wzrośnie do normalnego, to ten talerz (hi-hat?) przestaje być słyszalny, względnie robi się bardzo cichy.

Wraz ze zmianą szybkości przesuwu taśmy w magnetofonie, prawdopodobnie w ten sposób uzyskano ten efekt, odpowiednio wzrasta częstotliwość. Spektrum talerzy w szczególności, a w ogóle to wszystko, przesuwa się w górę i z zakresu dobrze słyszalnego wędruje do "ultradźwięków".

W czasie, kiedy ukazała się ta płyta, wrażenie z odsłuchu było takie, że brzmi ona bardzo jasno z ostrą górą. Teraz, gdy mamy do dyspozycji komputery i stosowne oprogramowanie widzimy dlaczego. Nie wiemy jednak dlaczego realizatorzy dźwięku z taką żelazną konsekwencją eksploatują górną część pasma, która dla nas, starszych już osób, jest niesłyszalna. W tym przypadku to jest bardzo znana i szanowana para realizatorów.

Po latach płyta brzmi źle. Wysokie tony zanikły wraz z całą atrakcyjnością brzmienia. Być może trzeba przypominać realizatorom dźwięku, że wysokie tony zaczynają się od 3 kHz. Jeżeli się zrobi głośno wysokie tony w okolicach 14 kHz, jak na tej płycie, to mało kto to usłyszy. W 1983 roku ja te 14 kHz słyszałem dobrze, nawet z 18 kHz nie było żadnego problemu. Wtedy problem był ze sprzętem, który byłby w stanie to oddać, a teraz sprzęt jest, tylko słuchu już nie ma. A przecież można było dźwięk zrealizować normalnie. A jak już nie można było normalnie, to chociaż można było go podrasować, a nie zrobić tak, że dla starszych ludzi się nie nadaje. Dodać - tak, coś zabrać i przeinaczyć - nie. Tu jednak zabrano i przeinaczono.

Hi-hat czy w ogóle talerze pokazują tą patologiczną metodę realizacji dźwięku, ale ta płyta dobrze się nadaje do wskazania innego aspektu tego tematu. Chodzi tu o sybilanty. Popatrzmy na poniższy rysunek:

Rys. 4. Sybilanty w piosence "Dmuchawce, latawce, wiatr".

Na obrazku mamy zaznaczone głoski "s" i "z", które są zawarte w słowach "bosko zmęczeni". Są one bardzo wysoko i można powiedzieć co najmniej dwie rzeczy o tej nienormalnej tendencji w realizacji dźwięku. Nie tu jest ich miejsce, lecz znacznie niżej, a po drugie znalazły się tam, gdzie się znalazły, w sposób sztuczny. Brzmienie zostało zmanipulowane pod tym względem, tj. sybilantów, a w ogóle to wszystko zostało zmanipulowane. Kto pamięta, ten wie o czym mowa. Teraz to niestety możemy sobie popatrzeć na obrazki, bo o słuchaniu trzeba zapomnieć.

W ogóle, to płyta była przygotowana bardzo starannie, jak się wydaje. Ładna jest okładka i także do nagrania się przyłożono. O ile mnie pamięć nie myli, to redaktor JJ z Lublina opowiadał, że trzeba było odesłać taśmę do producenta, tą z wielośladu, bo okazała się być złej jakości. Niestety ta nowa i lepsza taśma, która pozwoliła uzyskać to charakterystyczne brzmienie, bo góra jest zrobiona głośno i ostro, pozwoliła na naprawdę chorą realizację, która nie uwzględnia w najmniejszym stopniu tego, że z wiekiem słyszy się gorzej, w szczególności górę pasma przestaje się słyszeć prawie zupełnie.

Podsumowując. Urszula na okładce wygląda pięknie. Sama płyta wygląda też tak, jak kiedyś. Mój egzemplarz jest w stanie bardzo dobrym. Niestety brzmienie jest bardzo złe. Ale to pewnie moja wina, że mi się słuch zestarzał. WP i JR wiedzieli oczywiście, że po latach ich praca będzie brzmieć jak błoto, ale tak zrobili jak zrobili, bo tak się robiło.

PS. Nomen est omen. W odniesieniu do tytułu pierwszego utworu i pracy realizatorów.