Utrata słyszenia wysokich tonów wraz z wiekiem wygląda mniej więcej tak:
Rys. 1. Utrata zdolności słyszenia wysokich tonów wraz z wiekiem - orientacyjnie. |
Nie musi ona przebiegać dokładnie w ten sposób, różne źródła podają trochę inne liczby. W przypadku osób lubiących mocne uderzenie i intensywny styl życia proces będzie przebiegał szybciej. Ważne jest to, że wraz z wiekiem słyszy się coraz mniej, jeśli chodzi o pasmo, a poza tym słyszy się coraz gorzej. Typowy jest też ubytek w okolicach 4 kHz.
Natomiast na forach internetowych i zazwyczaj też w magazynach audio, czy ogólniej pośród osób zajmujących się "testowaniem" sprzętu grającego, im ktoś jest starszy i bardziej doświadczony tym wie wszystko lepiej i cieszy się większym autorytetem. Potrafi więcej powiedzieć czy napisać o jakości dźwięku, sprzętu i o brzmieniu, co wobec tego, co powyżej jest absurdem.
Czyż na forach internetowych nie pyta się o radę audiofili z większym stażem i doświadczeniem? Nowicjuszy raczej się temperuje i ustawia w kącie. Co oni tam mogą wiedzieć? Co taki młodziak może usłyszeć? Pierwszy system to porażka, dopiero kolejne są lepsze. He he he... Niestety to ci najmłodsi mogą powiedzieć najwięcej, bo więcej słyszą. Więcej i lepiej. Te fora strasznie podupadają, nawiasem mówiąc.
A naczelnym magazynu o tematyce audio raczej nie zostaje najmłodszy redaktor.
Osoba młoda z reguły nie może sobie pozwolić na (bardzo) drogi sprzęt, ewentualnie są inne priorytety. Ale kiedy już ją stać na nieco więcej, to okazuje się, że ten lepszy sprzęt wcale nie gra lepiej. Po latach czy dekadach zaczyna się szukać przyczyn wszędzie tylko nie tam, gdzie potrzeba czyli we własnych uszach. I podpowiada się ludziom że "cyfra" zła, że SACD czy
lepsze, bo szersze pasmo, że pliki z próbkowaniem 192 kHz lepsze niż 44,1 kHz, że winyle lepsze niż CD, że wkładki gramofonowe też muszą być lepsze, igły z takim szlifem, a nie takim, wspornik igły diamentowy, druty z tego, a nie tamtego... Wszystko może być przyczyną gorszego brzmienia i się becaluje za rozwiązanie problemu. I becaluje się też za np. mebelki, kable, podstawki pod kabelki, bezpieczniki i jeszcze w wiele innych rzeczy.Jednak przyczyną gorszego brzmienia jest starzenie się i pogarszanie słuchu.
Poniżej jest przykład pokazujący co się traci wraz z wiekiem na bazie wcale nie najgorzej zrealizowanego nagrania.
Rys. 2. Tutaj akurat przez wiele lat traci się niewiele, naprawdę można tego nie zauważyć. Ale po pięćdziesiątce będzie już naprawdę kiepsko. |
Rys. 2. to widmo fragmentu bardzo znanego utworu, który można usłyszeć przez radio w każdą niedzielę po dwudziestej drugiej i w poniedziałek po północy na zakończenie audycji. Każdy, kto ma poniżej 50 lat powie, że brzmi to całkiem nieźle. Jednak to nieźle kończy się, gdy granica słyszenia spadnie do momentu, kiedy tego "gorącego" zakresu wysokich tonów jest już za mało do uzyskania dobrego odbioru, chodzi o wrażenie słuchowe oczywiście. Jednak każdy po pięćdziesiątce, co pamięta jak ten utwór brzmiał w roku 1978, teraz powie, że brzmienie, nie wiadomo czemu, ale jest dziadowskie, bo brak tych "fajnych" wysokich tonów. Ale nie czepiajmy się realizatora, bo już nie żyje.
Nie jest tak, że płyta nie przetrwała próby czasu. Przetrwała, brzmienie jest takie samo. Tylko słuch już nie ten. Jak ktoś jest w stanie usłyszeć ledwo 8 kHz, to niech sobie da spokój z tą płytą, bo go tylko będzie stresować. A ta płyta wcale nie jest zrealizowana aż tak źle. Jest cała masa zrealizowanych gorzej i w ogóle już całkiem źle, wręcz tragicznie.
Ten utwór z rys. 2. brzmi całkiem fajnie dla czterdziestolatków. Jednak skoro płyta jest z 1978 roku, to jeśli ktoś wtedy był nastolatkiem, to teraz będzie mieć co najmniej 65 lat. A skoro tak, to powinien stwierdzić, że w utworze w roku 1978 perkusista grał na bębnach i talerzach, natomiast teraz w roku 2024 te talerze z jakiejś przyczyny zniknęły, chociaż sprzęt odtwarzający nagranie jest nieporównywalnie lepszy. Zresztą wszystko po 46 latach na tej płycie brzmi inaczej i niestety mniej fajnie, ale utrata tych perkusyjnych talerzy jest po prostu ewidentna. Tego się nie da przeoczyć, z wyjątkiem chorych na Alzheimera.
Wręcz szokujące jest, że w internecie można znaleźć wywody ludzi po sześćdziesiątce, a nawet starszych, którzy zapamiętale rozwodzą się o jakości dźwięku i sprzętu grającego. Z niezrozumiałego dla mnie powodu nie zauważają oni, że nie słyszą oni wysokich tonów prawie wcale. Owszem, wysokie tony to już 4 kHz, ale przecież nie o te wysokie tony nam chodzi. Wysokie tony to są powyżej 10 kHz. A te naprawdę wysokie, i o nie właśnie nam chodzi, są powyżej 12,5 kHz. Przecież w latach osiemdziesiątych sprzęt, który miał pasmo przenoszenia do 12,5 kHz był cienki.
Jak można nie zauważyć, że po latach z nagrań poznikały instrumenty?
Czy można być aż tak naiwnym, żeby myśleć, że brak talerzy, a w szczególności hi-hata czy też charlestona, jest spowodowany tym, że sprzęt jest lepszy?
Są reklamy sprzętu, który gra ciepło. Czy ludzie myślą, że nie słyszą blachy perkusyjnej dlatego, że sprzęt gra ciepło? No i płacą ciężkie pieniądze, żeby tego nie słyszeć? Nie muszą nic płacić, bo i tak nie usłyszą.
Nie jest tak, że każda płyta z muzyką popularną brzmi martwo, bo brak wysokich tonów i niektórych instrumentów perkusyjnych. Ale jeśli chodzi o muzykę z lat osiemdziesiątych, to prędzej czegoś już się nie da usłyszeć niż da się usłyszeć.
Ale o co chodziło realizatorom dźwięku w tych latach osiemdziesiątych, zobaczymy następnym razem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz