Kiedy się spędzi trochę więcej czasu nad normami progu słyszenia, to absurdalność audiofilstwa, przemysłu fonograficznego i produkującego sprzęt audio hiend staje się brutalnie oczywista.
Proszę spojrzeć na poniższy rysunek:
![]() |
Rys. Nie daję gwarancji, że wartości są odczytane dobrze. Najlepiej przyjrzeć się temu samodzielnie po zainstalowaniu aplikacji (i wykonaniu testu). |
Na rysunku są dwa zestawy liczb. Pierwszy, ten na górze obrazka, to wartości bezwzględne, odnoszące się do dwudziestolatków jako punkt referencyjny. Drugi zestaw to wartości względne, które pokazują ile się traci z wysokich tonów, gdy się da o kilka dB głośniej. Tak czy inaczej można dostać zawrotów głowy. Nie tylko dlatego, że taka jest perspektywa, ale przede wszystkim z powodu rozmiarów bezczelności jednej grupy ludzi oraz naiwności czy łatwowierności innej.
Znajdźmy audiofila, który ma 70 lat. Co on by mógł powiedzieć dwudziestolatkowi? "Jak przez pięćdziesiąt lat będziesz szukał idealnego sprzętu, to w końcu usłyszysz tak wspaniały sałnd kłality, jak ja słyszę". W praktyce oznacza to, że po pięćdziesięciu latach ten dwudziestolatek będzie słyszał 12 kHz ponad 50 dB słabiej, czyli nie będzie tego słyszał wcale. Teraz jeszcze można wrócić do wcześniejszych postów i zobaczyć jak pracują realizatorzy dźwięku.
Nieprawdopodobne, ale prawdziwe. Gdyby dziennikarze zaczęli pisać, że w Afryce ludzie głodują, bo wegetację zjadają pingwiny, to spora część ludzi by w to uwierzyła. Przecież dziennikarze piszą, że podstawki pod kable do głośników poprawiają brzmienie i ludzie w to wierzą i te podstawki kupują.
Audiofile to są ludzie spostrzegawczy, mający świetny słuch i doskonałą pamięć, nieprawdaż? A te ich poszukiwania idealnego sałnd kłality są zawsze uwieńczone sukcesem, chociaż trwają dziesięciolecia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz