piątek, 6 czerwca 2025

Profesjonalne i samodzielne badanie słuchu

Każdy, kto interesuje się akustyką ma przynajmniej kilka książek na ten temat. Podobnie jest z psychoakustyką. Okazuje się jednak, że te książki nie mówią nam rzeczy najbardziej fundamentalnych. Nie dowiemy się z nich jak słyszymy i dlaczego, ani tego co można, a czego nie można usłyszeć w sensie praktycznym. A słyszymy kiepsko w ogóle, a na dodatek coraz gorzej z każdym rokiem. Nie mówiąc nawet jaki wpływ na słuch ma hałas.

To zdumiewające, że nawet przeczytanie kilku czy kilkunastu książek nie spowoduje, że człowiek wyjdzie z matriksa. Czyta, wie coraz więcej, ale nie wie tego, co jest ważne. Wydaje mu się za to, że słyszy świetnie. Aż do momentu, kiedy jest już naprawdę bardzo źle. Chociaż to nie jest regułą.

W książkach o psychoakustyce jest cała masa wyników różnych badań, ale są one w jakiś sposób abstrakcyjne. Poza tym do tych badań bierze się ludzi o dobrym słuchu, a nie z przeciętnym, co byłoby chyba bardziej odpowiednie. Książki swoje, a życie i codzienna praktyka swoje. Książki milczą w odniesieniu do faktu, że słuch się starzeje, a to jest rzecz bodaj najważniejsza. Książki medyczne oczywiście mówią o starzeniu się słuchu, schorzeniach itd., ale kto je czyta?

O tym, że nasz słuch się zestarzał można się przekonać wykonując badanie. Dowiemy się przy tej okazji czy poza wiekiem jest jeszcze jakaś inna przyczyna kiepskiego słyszenia.

Jeżeli ktoś nie chce się fatygować na badanie, może je zrobić samodzielnie. Do tego celu można użyć np. aplikacji. Nie powinno się jednak oczekiwać jakichś dokładnych wyników. Tylko skalibrowane słuchawki dadzą rezultaty odpowiadające rzeczywistości. Jednak takim aplikacjom warto się przyjrzeć z innego powodu. Mianowicie mają one opcję nałożenia na wykresy norm wiekowych. Tzn. niekoniecznie każda aplikacja ma taką opcję, ale akurat ta, której używa autor ma.

Te normy wiekowe dla progu słyszenia pokazują w sposób dobitny przede wszystkim jak absurdalna jest metoda pracy realizatorów dźwięku. Oczywiście nie można powiedzieć, że skoro w wieku X próg słyszenia podnosi się o Y, to dokładnie tak będzie w odniesieniu do słuchania muzyki czy w ogóle do życia codziennego. Ale w odniesieniu do dźwięków o typowym natężeniu to jest dobre przybliżenie. Jeśli w wieku X próg słyszenia podnosi się o Y, to znaczy, że dźwięki mowy, odgłosy codziennego życia i muzyka będą słyszane o taką wartość słabiej.

Przypuszczalnie taki prawdziwy audiofil ma pod siedemdziesiątkę. W tym wieku przechodzi się na emeryturę i ma się więcej czasu na ulubione hobby. Ale my przyjrzymy się możliwościom słuchowym sześćdziesięciolatka, a za punkt odniesienia weźmiemy osobę dwudziestoletnią.

Biorąc za punkt referencyjny normę dla dwudziestolatka, osoba sześćdziesięcioletnia słyszy słabiej odpowiednio: 250 Hz 8 dB, 500 Hz 8 dB, 1000 Hz 10 dB, 2000 Hz 14 dB, 3000 Hz 19 dB, 4000 Hz 24 dB, 6000 Hz 27 dB, 8000 Hz 30 dB, 10000 40 dB, 12000 Hz 55 dB, 14000 Hz 65 dB słabiej. To są liczby odczytane z wykresu, nie muszą być dokładne i nie daję gwarancji, że je odczytałem bezbłędnie.

Jeśli się teraz odejmie 8 dB dla każdej częstotliwości, bo przecież wzmacniacz ma potencjometr do regulacji głośności, to i tak sześćdziesięciolatek słyszy 8000 Hz 22 dB, 10000 32 dB, 12000 Hz 47 dB i 14000 Hz 57 dB słabiej niż dwudziestolatek.

Czy zatem autor omawiając płyty ma prawo twierdzić, że ta czy inna brzmi jak błoto? Skoro realizator dźwięku zrobił talerze perkusyjne głośno w zakresie np. od 12 do 14 kHz, to autor bloga słyszy ten zakres odpowiednio od 47 do 57 dB słabiej niż kiedyś, gdy miał dwadzieścia lat, bo teraz ma prawie sześćdziesiąt.

Jeżeli coś słyszy się od 47 do 57 dB słabiej, to znaczy, że się tego nie słyszy. Tu już pokrętło głośności i regulacja barwy nie mają znaczenia. Można dać trochę głośniej, ale nie o 57 czy powiedzmy 60 dB. Słuchając z normalną głośnością, tj. 50 dB jeśli się doda jeszcze 60 dB, to mamy opcję uszkodzenia słuchu przez huk.

Nie ma takiej potrzeby, żeby talerze perkusyjne odcinać na dole spektrum do np. 10 kHz, ale są realizatorzy dźwięku, którzy tak robią. Co z tego, że inni obetną "tylko" do 5 kHz? I tak zakres od 5 do 10 kHz będzie cichy, bo przecież to, co faktycznie miało być słyszalne jest powyżej 10 kHz. A skoro taka jest praktyka realizatorów dźwięku, to prawie wszystkie płyty z muzyką rozrywkową brzmią jak błoto, bez talerzy perkusyjnych, bez wysokich tonów, jakby "gwizdki" się przepaliły. W uszach osoby starszej, oczywiście, ale przecież każdy się zestarzeje i doświadczy tego błota.

Gdyby płyty były realizowane normalnie, to oczywiście wrażenie słuchowe osoby sześćdziesięcioletniej byłoby inne niż dwudziestoletniej, ale przynajmniej byłyby słyszalne wszystkie instrumenty.

Czy płacąc za płyty nie mamy prawa oczekiwać, że wszystkie instrumenty będą słyszalne? Przecież wszystkie instrumenty są słyszalne na żywo, czyż nie? Czemu zatem w nagraniach niektóre z nich znikają? Tzn. wiemy dlaczego znikają, gdyż tak zrobili realizatorzy dźwięku, nie znamy jedynie ich motywacji.

Czy kupując sprzęt grający nie mamy prawa oczekiwać, że będziemy słyszeć wszystkie instrumenty czy też grę wszystkich muzyków? Przecież niektórzy wydają fortuny na sprzęt i dostają za te pieniądze iluzję, że są w samym centrum wydarzeń muzycznych, tuż obok muzyków. Niestety niektórzy muzycy za sprawą manipulacji realizatorów dźwięku zniknęli wraz ze swoimi instrumentami.

Czy człowiek trochę starszy ma jedyną szansę na niezakłamany i pełny odbiór muzyki jedynie na żywo?

Popatrzmy na poniższy rysunek. Jest opisany trochę inaczej niż to było do tej pory.

  
To akurat jest na płycie kompaktowej, a nie na winylu. Brzmi to oczywiście jak błoto, ale ludziom to nie przeszkadza. Jakoś nie są w stanie pewnych rzeczy zauważyć. Takich najbardziej oczywistych. A co im chodzi po głowie, jak słuchają kompaktów? A że lepiej by było kupić inny odtwarzacz, bo ten to ma przetwornik delta sigma, a ten nowy to by miał 32 bitowy. A jak mają odtwarzacz z tym 32 bitowym, to zastanawiają się jaki by tu DAC kupić. A jak mają już ten DAC, to jaki filtr by tu włączyć. Żadnej różnicy pomiędzy tym delta sigma i jakimś zaczarowanym DAC-iem nie są w stanie usłyszeć i nie są w stanie usłyszeć połowy pasma, albo i więcej, ale kto by się tym przejmował. W matriksie jest fajniej. Przecież dziennikarze przez prawie pięćdziesiąt lat pisali, że słuch jest tak doskonały, że to się w głowie nie mieści.


W świecie audiofilskim naprawdę są rzeczy, które się w głowie nie mieszczą. A realizatorzy dźwięku, nie wszyscy, niektórzy, to dla audiofilów są idole. Coś nieprawdopodobnego w zestawieniu z tym, że niektóre płyty są słuchane przez tych samych ludzi przez dziesięciolecia. I jakoś nikt nie narzeka, że coś się z tym dźwiękiem robi dziwnego. Jak się poszuka w internecie to można coś znaleźć, ale to są wyjątki. W porównaniu do bibliotek z bajkami adresowanymi do audiofilów i niczego nieświadomej publiczności to jest nic.

A na koniec warto przypomnieć jeszcze raz to, co zostało wskazane na rysunku. Zniekształcenia harmoniczne przestają być słyszalne, jeżeli są mniejsze niż 1%. Oznacza to, że jeśli są słabsze od sygnału o 40 dB, to się ich nie słyszy. To rzućmy jeszcze raz okiem na rysunek, żeby zobaczyć, gdzie osobie sześćdziesięcioletniej wypadnie te 40 dB czy 1%.

Audiofilstwo to nie jest hobby dla starych ludzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz