Użytkownicy i recenzenci sprzętu High-end często relacjonują o "zdecydowanych i zaskakujących różnicach", które zauważyli po zmianie jakiegoś elementu toru. Zauważone zmiany dotyczą wymiany elementów, które w zadnym stopniu nie wpływają na dźwięk.
Czytanie relacji z odsłuchów byłoby zabawne, gdyby nie było tak smutne. Dlatego, że naprawdę przygnębia kompletne oderwanie od rzeczywistości. Pomijając jednak fizyczną możliwość odnotowania zmian, jeśli takie mają miejsce, pozostaje kwestia w jaki sposób się porównuje zmiany i z czym?
Audiofile stronią od wykonywania jakichkolwiek pomiarów i zdają się wyłącznie na słuch. Jeśli polega się na słuchu, najważniejszym elementem, który jest eksploatowany podczas testów jest pamięć. Słucha się najpierw "A" następnie"B", zatem trzeba zapamiętać jak brzmi "A" aby móc porównać z "B". Pamięć nie jest mocną stroną wielu osób, niektórym zdarzają się pomyłki dotyczące tego, których utworów z danej płyty już słuchały, a których jeszcze nie.
Mimo, że ocena sprzętu na słuch jest w gruncie rzeczy testem pamięci można przyjąć dość naciągane założenie, ale jednak, że testujący mają pamięć wybitną i bez problemu nauczyliby się książki telefonicznej nie tylko do G, jak Rain Man, ale całej. Wybitna pamięć jednak nie rozwiązuje problemu, który polega na braku wzorca.
Testujemy dwa zestawy, które są identyczne pod każdym względem z wyjątkiem jednego elementu, który wprowadza istotnie pewne zmiany w działaniu całego zestawu i faktycznie są one słyszalne. Jakość sprzętu w teorii powinno się oceniać w ten sposób, że ten jest oceniony wyżej, który jest bliższy wzorca i bliższy perfekcji.
Jeden z testowanych zestawów brzmi inaczej - jeden prezentuje więcej basu niż drugi. Który zestaw odtwarza bardziej właściwą ilość basu? Wobec tego:
1. Z czym porównujemy testowane zestawy? To znaczy co jest referencyjnym źródłem dźwiękiem?
2. Każdy recenzent ma swój zestaw lub gdzieś słyszał inny, który jest dla niego punktem odniesienia. Ale czy można ten zestaw odniesienia uznać za referencyjny? Przecież nie był on pomierzony, a jedynie odsłuchany wobec czego nie wiadomo jakie faktycznie ma właściwości.
3. Każda realizacja brzmi w sposób referencyjny tylko i wyłącznie w studio, w którym wykonano ostateczny mastering i na zestawie na którym ten mastering oceniano. Czy zestawy referencyjne recenzentów mają identyczne właściwości jak zestaw na którym pracował inżynier masteringu?
4. Najważniejsza jest kwestia pomieszczenia odsłuchowego. Dźwięk bezpośredni jest zaledwie 1/10 jednego procenta całości dźwięku w danym pomieszczeniu. Dlatego różnice w dźwięku wywołane przez pomieszczenie odsłuchowe są nieuniknione. Właściwie prawie wszystkie różnice w brzmieniu, które słyszymy są spowodowane przez właściwości pomieszczenia odsłuchowego.
Wobec tego okazuje się, że recenzent nie wie jak naprawdę powinien zabrzmieć dany utwór, gdyż nie miał okazji wysłuchać go na zestawie, na którym on został opracowany i w studio, w którym powstał. A nawet gdyby tak się zdarzyło, że faktycznie słyszał utwór użyty do testów w studio masteringu w którym powstał, to miało to miejsce jakiś czas wcześniej i teraz może polegać wyłącznie na własnej pamięci.
Można powiedzieć, że testujący oceniają potrawę, której nie znają w ogóle. Różne sposoby podania i przyrządzenia mogą im odpowiadać mniej lub bardziej, ale nie mogą wiedzieć czy i w jakim stopniu odbiegają od wzorca, gdyż nie mieli okazji go spróbować. A gdyby nawet mogli, co w praktyce się nie zdarza, to muszą polegać na pamięci.
W takim razie jeśli jeden zestaw prezentuje nieco więcej basu nie wiadomo czy tak jest dobrze czy źle. Być może oba zestawy wciąż mają w basie deficyty i nawet ten z basem obfitszym jest pod kreską.
Porównywanie dokładności centymetra krawieckiego ma sens tylko wtedy, kiedy mamy do dyspozycji wzorzec metra. Ocena na zasadzie "ja uważam, że ta długość mi bardziej odpowiada" nie ma sensu, a jednak jest codzienną praktyką.
Dodatkowym problemem jest subiektywizm i własne preferencje. Przy braku punktu odniesienia recenzent może uznać zestaw z mniejszą ilością basu za lepszy, gdyż subiektywnie taki dźwięk jest bardziej szczegółowy i precyzyjny. Co jednak, jeśli realizator celowo dał trochę za dużo basu?
Może się niestety zdarzyć tak, że jednego dnia mamy preferencje nieco inne niż w dniu kolejnym. Po prostu mamy inny nastrój lub zmienił się biomet. A może rano musieliśmy popracować nieco z wiertarką udarową, gdyż partner/partnerka zakupił/a kilka sztuk mebli, które akurat należy powiesić na ścianie, więc wiercenie dziur jest nieodzowne, a nie mieliśmy ochraniaczy słuchu...
W końcu recenzent mógł usiąść o 10 centymetrów dalej od głośników oceniając zestaw "B" co wystarczy do tego, żeby odbierany dźwięk był diametralnie różny.
Wobec tego okazuje się, że testy odsłuchowe muszą się skończyć wynikami błędnymi, gdyż są procesami całkowicie subiektywnymi, nienormowanymi, bazującymi na pamięci i pozbawionymi referencyjnego materiału porównawczego. A mimo to, choć recenzja sprzętu jest pozbawiona jakiejkolwiek wartości merytorycznej, często jest uznawana za słowo objawione.
Zapewne każdy przyzna, nie można bazować na błędzie. Nawet jeśli to jest High-błęd.
Audiofilizm to oczywiście marketing, głupota i bufonada ale ten wpis jest przegięciem w drugą stronę. Skoro wszystko co słyszymy jest błędem, to po co nam w ogóle taki zmysł? Prawda jest zupełnie inna. Naukowcy także przeprowadają testy sprzętu audio ludzkim słuchem, tylko że te profesjonalne testy mają o wiele bardziej skomplikowaną procedurę i w niczym nie przypominają audiofilskich "odsłuchów". Wszystkim zainteresowanym proponuję sięgnąć po dowolny podręcznik akademicki wprowadzający do przychologii słyszenia.
OdpowiedzUsuńTeż mnie śmieszą "słyszący" kable, etc...
UsuńZ kolei autor zdecydowanie przegina w drugą stronę. Po inżyniersku - co nie mierzalne to nie istnieje/sienieliczy. (a psychoakustyka to wymysł szmański)