Wikipedia podaje definicję zaczynającą się tak: "Hi-fi[a] (czyt. haɪ̯fɪ), skrótowiec (od ang. high fidelity, wysoka wierność) – termin określający reprodukcję dźwięku o jakości bardzo zbliżonej do oryginału.
Problem w tym, że ta definicja jest oderwana od rzeczywistości. W audio nie ma oryginału, nie było i nie będzie. Oryginał czy może raczej oryginały istnieją w technice pomiarowej i nazywa się je sygnałami testowymi. Można zmierzyć jak jakieś urządzenie przetwarza sygnał testowy i jakość tego przetwarzania świadczy o klasie urządzenia.
Nie ma mowy o istnieniu oryginału w odniesieniu do naturalnych źródeł dźwięku tzn. głosu człowieka i instrumentów muzycznych, uwzględniając również te, które muszą być podłączone do głośników. Nie ma możliwości zarejestrowania fizycznego źródła dźwięku w jakiś określony sposób, który zagwarantowałby powstanie normatywnego oryginału.
Wybór charakterystyki mikrofonu, ilości mikrofonów, ich odległości od źródła dźwięku, wysokości na jakiej są zamontowane, właściwości akustyczne otoczenia czyli studia nagraniowego i wiele innych czynników powoduje, że zarejestrowany dźwięk za każdym razem jest inny. Niewielkie różnice w położeniu mikrofonu powodują powstanie dużych różnic w odbieranym dźwięku. Chociaż różnice fizycznie są duże w odsłuchu wydają się być niewielkie. Na tym polega jeden z paradoksów, że zmiany mikrofonowania skutkują dużymi różnicami pomiarowymi, a niewielkimi w odsłuchu. Przykładowo pojedynczy mikrofon rejestrujący dźwięk w pozycji różniącej się w nieznacznym stopniu jego wysokością zamocowania na statywie po przeprowadzeniu analizy sygnału da różnice zasadnicze, mowa m.in. o filtrze grzebieniowym, natomiast w odsłuchu będzie je trudno wykryć osobie nawet o dobrze wyszkolonym słuchu.
Mało osób w ogóle zdaje sobie sprawę, że praca z mikrofonem w studio nagraniowym wcale nie polega na tym, żeby uchwycić jak najbardziej naturalny dźwięk - wręcz odwrotnie, często naturalny dźwięk instrumentu jest nie do zaakceptowania w nagraniu. Przykładowo większość instrumentów dętych musi być opracowana w ten sposób, żeby uchwycić charakter dźwięku, ale nie rejestrować odgłosów zamykanych i otwieranych wentyli, szumów powietrza i innych zjawisk towarzyszących grze. Istnieje wiele metod, znanych od zarania fonografii, które pozwalają na uzyskanie bardziej korzystnego brzmienia przez odpowiednie ulokowanie mikrofonu, albo wykorzystanie ekranu odbijającego aby wyciszyć odgłosy pracy mechaniki instrumentu.
Nie można pominąć pracy realizatora, która polega na wpływaniu na rejestrowany i już zapisany sygnał. W studio nagraniowym znajduje się masa sprzętu, którego działanie polega na modyfikowaniu rejestrowanej lub zarejestrowanej treści.
W odniesieniu do wydawnictw muzycznych dochodzi jeszcze mastering, który po raz kolejny wprowadza zmiany do zapisanej substancji dźwiękowej. Ktoś w którymś z wywiadów powiedział, że w jego studio dźwięk przechodzi przez sprzęt wart "tysiące, tysiące, tysiące, dolarów". Te tysiące dolarów wart sprzęt nie służy do zachowania naturalności.
Przemysł nagraniowy nigdy nie stawiał sobie za cel uzyskanie dźwięku wiernego z oryginałem lecz najbardziej efektownego i głośnego.
Odtwarzanie w pomieszczeniu podlega zjawiskom akustycznym, które nakładają się na dźwięk bezpośredni reprodukowany przez głośniki. Próba jakościowego porównania muzyki słuchanej w zwyczajnych warunkach z treścią nośnika skończy się tym, że określone w sposób wykorzystywany w technice pomiarowej zniekształcenia osiągną poziom świadczący, że pomiędzy dźwiękiem na nośniku i dźwiękiem słyszanym są co prawda pewne podobieństwa, ale dość małe i właściwie nieistotne. Dźwięk słyszany ma niewielką zgodność z zapisem na nośniku.
W miejscu odsłuchu poza dystansem krytycznym, który wynosi często mniej niż pół metra, jest wielokrotnie więcej odbić, a wiec zakłóceń, niż dźwięku bezpośredniego.
Oryginał w audio nie istnieje. Każdy usłyszy wykonanie na swój sposób już tylko dlatego, że znajduje się w innym miejscu. A każdy inżynier dźwięku nagra inaczej, gdyż nie ma dwóch takich, którzy postawią tyle samo mikrofonów w tych samych miejscach. Poza tym każdy inżynier dźwięku użyje swoich narzędzi w inny sposób. To samo można powiedzieć o inżynierze masteringu.
Z kolei każdy pokój odsłuchowi i w ogóle każde pomieszczenie zafałszuje dźwięk przez jedyny w swoim rodzaju układ modów, odbić, tłumień, pogłos itd. Dźwięk bezpośredni jest tylko 1/10 jednego procenta dźwięku w pomieszczeniu. Do tego dochodzi również ustawienie sprzętu, które w domowych warunkach zawsze jest mniejszym lub większym, ale najczęściej większym niż mniejszym, kompromisem.
Wobec tego staje się oczywiste, że dźwięk na drodze wykonawca/odbiorca podlega wielokrotnym i dużym zmianom. Wpływ samego sprzętu odtwarzającego jest w tym kontekście najmniejszy i najmniej istotny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz