niedziela, 25 września 2016

Konferencja prasowa

Ostatnio oglądałem pewną konferencję prasową i nie byłem w stanie zrozumieć słowa z tego co tam ludzie mówią, tak źle był zrealizowany dźwięk. A był zrealizowany tak źle, bo typ z mikrofonem, pracownik telewizji, nie miał pojęcia o tym czym jest dźwięk i jak się posługiwać mikrofonem.

Redaktor siedział na tej konferencji prasowej z mikrofonem, patrzył na to co się wokoło dzieje i wydawało mu się, że skoro wszystko widzi to i mikrofon tak samo "zobaczy". Niestety mikrofon nie ma funkcji zoom jak w kamerze i nie można nim zrobić zbliżenia. Kamerę można obrócić w drugą stronę i pokaże ona coś zupełnie innego, natomiast z mikrofonem można chodzić po całej sali i wszędzie będzie słychać mniej więcej to samo.

Gdy w czterech kątach pomieszczenia postawi się cztery osoby i każda będzie robić co innego, jeśli się nakieruje obiektyw na którąś z nich, pokaże on tylko tę osobę. Ale jeśli cztery osoby będą coś jednocześnie mówić, to możemy kierować mikrofon w stronę każdej z nich, ale zawsze będziemy mieć na nagraniu cztery głosy, a nie tylko jeden.

Dźwięk to zmiany ciśnienia i w każdym miejscu są podobne, bo dźwięk rozchodzi się we wszystkie strony jednakowo, podobnie jak np. zapach. Nie pomoże kierunkowy mikrofon. Ściany podłoga i sufit odbijają dźwięki. Żeby mieć na nagraniu jedną osobę trzeba podejść do niej blisko i wtedy jej głos będzie dużo głośniejszy niż pozostałe, ale nie znaczy to, że będzie słychać tylko jeden głos. Jeśli wszyscy mówią jednocześnie, będzie słychać wszystkie głosy, ale nie każdy tak samo głośno.

Mikrofon nie zoomuje, więc jeśli się jest na konferencji prasowej trzeba podsunąć mikrofon dosłownie pod nos żeby mówiącego było słychać. To, że kogoś dobrze widać nie znaczy, że mikrofon złapie tak samo dobrze głos. Dźwięk się odbija i wraz z odległością odbić jest coraz więcej. W końcu odbić jest tak dużo, że nic nie można zrozumieć.

Problem na konferencji prasowej o której mowa polegał przede wszystkim na tym, że odległość dzieląca mikrofon i osoby wypowiadające się była tak duża, że odbić dźwięku tzn. pogłosu, a wręcz echa, było tyle, że o jakiejkolwiek zrozumiałości słów nie mogło być mowy.

Realizacja dźwięku jest dziedziną bardzo obszerną i wymagającą dużej wiedzy. Ale chyba można wymagać od ludzi biorących pieniądze za realizację dźwięku przynajmniej tyle, żeby wiedziały, że żeby coś nagrać trzeba do tego przysunąć mikrofon?

Skoro rzekomi profesjonaliści zajmujący się realizacją dźwięku nie mają pojęcia o tym co robią, co można powiedzieć o amatorach? Dlatego nie dziwi świat pełen zjawisk paranormalnych w którym poruszają się ludzie pasjonujący się sprzętem audio jeśli nawet tzw. "zawodowcy" nie mają żadnego pojęcia.

wtorek, 6 września 2016

Wątpliwości

Teksty w czasopismach audio i w reklamach od lat eksploatują bardzo powszechną obawę, którą można streścić w słowach "czy wszystko usłyszę?" Mianowicie nagrania mają zawierać, rzekomo, jakieś takie subtelności, których można nie usłyszeć jak się używa zwykłego sprzętu.

Takich subtelności nie ma.

Jeśli jest coś, co słyszysz a wcześniej nie słyszałeś, dzieje się tak dlatego, że wcześniej nie słuchałeś uważnie, albo za cicho lub w hałasie. Każdy sprzęt jest wystarczający do usłyszenia wszystkich subtelności zawartych w nagraniu. Gdyby nie przydźwięk z sieci, to wystarczający byłby nawet Taraban 2.

Relatywnie marny sprzęt wystarczy do tego, żeby usłyszeć wszystko, co jest w nagraniu. Osoby lepiej pamiętające czasy analogowe dobrze wiedzą o co chodzi. Zakłócenia od napędu gramofonu, przydźwięk sieci, szum taśmy itp. są bardzo ciche ale zawsze słyszalne. Jeśli występowały, zawsze je było słychać. A przecież muzyka jest głośniejsza niż zakłócenia. Więc skoro muzyka jest głośniejsza od zakłóceń, więc na pewno będą słyszalne wszystkie szczegóły, skoro zakłócenia, subtelniejsze i cichsze są słyszalne.

Obawy, że nie usłyszy się czegoś w nagraniu powstają wskutek nieodpowiedniego wyobrażenia jak działa sprzęt audio. Wiele osób wyobraża sobie, że działa on jak hulajnoga, która popchnięta dojedzie dalej, jeśli jest lepsza. Dlatego wielu myśli, że sprzęt lepszy odtworzy coś dokładniej i np. jakiś cichy dzwoneczek będzie wybrzmiewał dłużej na lepszym sprzęcie niż na gorszym. Porównanie z hulajnogą nie ma sensu, bo sprzęt grający jest jakby pojazdem z silnikiem i nie jedzie rozpędem. Dlatego pojazd silnikowy dojedzie zawsze tam, gdzie chce kierujący i nawet mówienie, że pod górkę pojedzie lepiej ten, który ma silniejszy motor nie ma sensu. W audio jeździ się zawsze po płaskim.

Wobec tego każdy delikatny dźwięk na słabym i świetnym sprzęcie wybrzmiewa tak samo i co najwyżej na słabym ma trochę większe zakłócenia. Zresztą można spróbować samemu posłuchać nagrań zawierających subtelności na słabym sprzęcie, a nawet z plików mp3. Wszystkie szczegóły będą zawsze słyszalne.

Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że ludzie uważają za "subtelności" w nagraniach faktycznie dźwięki głośne. Jest w sieci taki filmik, gdzie ludzie słuchają jakichś nowych głośników. Kamera nagrywa głos przez mikrofon. W pewnym momencie jeden facet mówi do drugiego, że zaraz będzie w tym utworze moment jak coś upadnie na ziemię i to będzie słychać przez głośniki. I to rzeczywiście słychać nawet na tym filmie, kiedy jakaś kamera nagrywa dźwięk przez mikrofon, a serwis z filmami kompresuje dźwięk.

Z drugiej strony w nagraniach są dźwięki, których większość ludzi nie słyszy, bo są subtelne. Na przykład gramofony Audio Technica AT LP 120 są znane ze stukania napędu. Ale osoba, która nagrała ten film nie słyszy tego.





Na filmie dźwięk z płyt jest nagrywany z wyjścia gramofonu i ten stukot napędu jest wyraźnie słyszalny, oczywiście potem jest zagłuszony przez muzykę. Subtelny szczegół jest słyszalny, ale wiele osób nie jest w stanie tego zauważyć.

Subtelności w nagraniach są. Ale nie słyszymy ich nie ze względu na sprzęt.

piątek, 2 września 2016

200 wat dla monitora czyli dopasowanie mocy wzmacniacza do kolumn po raz ostatni

Każda opinia, nawet bezsensowna, ma jakieś swoje źródło. Także obiegowy pogląd, że monitory wymagają silniejszych wzmacniaczy niż kolumny podłogowe.



Zdjęcie pokazuje profil zapotrzebowania na moc wzmacniacza dla kolumny Infinity Alpha 10.

Według czasopisma, które tabelkę opublikowało do tych małych kolumn potrzeba wzmacniacza, który ma co najmniej 200W na 4 ohmy. Co najmniej 200, czarno na białym, "ab 200W" jest napisane wyraźnie. Skoro wzmacniacz ma mieć co najmniej 200W, wobec tego dla spokojności trzeba sobie kupić taki, który ma 250W, oczywiście na kanał.


Kilka stron dalej ta sama gazeta testuje monobloki. Nie są to te ogromne monstra, które trzeba nosić we czterech, ale mimo wszystko sprzęt jest dużego kalibru. Testowane są cztery typy urządzeń. Moce urządzeń, oczywiście wszystko dla obciążenia 4 ohm wynoszą: 227W, 176W, 192W oraz 146W. Jak widać, według kryteriów dotyczących testowania kolumn, ciężka artyleria w postaci monofonicznych wzmacniaczy mocy albo ledwo wystarczy, albo - w trzech przypadkach na cztery - ma moc niewystarczającą.

W danych dla tych głośników podaje się jednak, że można je obciążać mocą do 80W. Większość małych głośników w ogóle nie jest w stanie przyjąć dużych mocy. Można znaleźć monitory trochę większe i bardziej wytrzymałe, jednak małe kolumny z małym głośnikiem z małą cewką nie są w stanie sobie poradzić z dużymi mocami. Większość prądu przecież zamienia się w ciepło i malutka cewka z naprawdę cieniutkim drutem nie ma szans z mocami rzędu 200W. Uzwojenie cewki małego głośnika to nie żarówka dwusetka. Drut niby taki sam na grubość, ale jednak w żarówce jest wolframowy i bańka z gazem powoduje, że nie odparuje, choć się mocno nagrzeje. Drut miedziany nie wolfram, a kolumna nie żarówka.

Jeśli ktoś chciałby zagrać głośno na małych monitorach, to może być pewny, że jeszcze będzie trochę brakowało do 100W a już cewka zacznie tłuc w magnes, co niechybnie świadczy o tym, że głośnik wkrótce dokona żywota.

Skąd wzięły się te absurdy?

Gazeta przyjęła, że moc którą podaje jako potrzebną do wysterowania kolumn będzie taką, która pozwoli osiągnąć "głośność oryginału". Nie wiadomo dokładnie jaka jest ta głośność oryginału, ale prawdopodobnie coś w okolicach 96 dB. Problem w tym, że większość monitorów nie jest przystosowana do pracy z takimi poziomami. Są takie, które w ogóle nie są w stanie osiągnąć takich głośności, a większość tych, które potrafią robią to przy dużych zniekształceniach.

Monitory często nie są w stanie sprostać wymaganiom "głośności oryginału", Mają za małą powierzchnię membran, za małe cewki, za małe skrzynki itd. Często uda się dopchać monitory do tej abstrakcyjnej "głośności oryginału" ale zawsze wiąże się to z przesterowaniem, kompresją i przeciążeniem. Dla wielu typów monitorów praca przez dłuższą chwilę z mocą podawaną jako minimalna moc wzmacniacza skończy się ich zniszczeniem.

Przykładowo nawet bardzo dobre monitory, zdecydowanie high-end, uznawane za jedne z najlepszych w swojej klasie, potrafią co najwyżej 91 dB, oczywiście przy niskich zniekształceniach i braku kompresji.

Gazeta, która publikowała te oderwane od realiów dane dotyczące zapotrzebowania na moc już od dawna tego nie robi. No ale co się stało, to się nie odstanie. I nikt nie cofnie już tego nonsensu, że te Alphy 10 potrzebują wzmacniacza 200W. Tych testów jest zresztą więcej i praktycznie za każdym razem można znaleźć kosmiczne zalecenia co do mocy wzmacniaczy w odniesieniu do monitorów.

O absurdalności takich zaleceń najlepiej wiedzą posiadacze małych monitorów. Próba grania z dużymi mocami nie ma sensu, bo już przy dość umiarkowanych takie głośniki mocno zniekształcają. Jeśli ktoś nie wierzy, niech zabierze swoje monitory do kogoś, kto ma wzmacniacz dużej mocy wyposażony we wskaźniki. Kilka minut z mocą podawaną jako minimalna moc wzmacniacza będą ostatnimi w życiu tych głośników.

Skąd brały się te bezsensowne zalecenia mocy minimalnej. Stąd, że przyjęto oderwane od realiów założenie głośności oryginału. Założenie jest od czapy, bo jest bardzo dużo głośników, które temu wymaganiu nie sprosta. Z drugiej strony efektywność monitorów jest przeważnie mniejsza niż kolumn większych - podłogowych. Stąd, o ile głośnik w ogóle jest w stanie tak głośno zagrać, moc potrzebna do osiągnięcia "głośności oryginału" dla monitorów jest większa niż dla dużych zestawów.

Niższa efektywność kolumny nie oznacza, że potrzebuje ona do pracy silniejszego wzmacniacza. W normalnej praktyce słucha się z mocami poniżej jednego wata. Słuchanie z mocą 1 W jest często nieprzyjemne, bo ponad 80dB w domowych warunkach jest już ponad zwyczajną głośność. Natomiast moce rzędu 10 czy 20 W oznaczają, że trzęsie się cały dom, sąsiedzi dzwonią na pały, że zakłóca się porządek i ciszę, a uszy tracą swoje właściwości słyszenia. Znaczy głuchną.