czwartek, 1 grudnia 2022

Wkładki MM - teoria i praktyka jeszcze bardziej praktyczna

Ktoś powiedział kiedyś, że uszczęśliwi więcej ludzi dźwiękiem analogowym niż cyfrowym i zaczął produkować gramofony. No jasne..

Praktyka jeszcze bardziej praktyczna oznacza trochę własnych prób. Poniżej wykres charakterystyki częstotliwościowej, którą udało się uzyskać w ten sposób, że zamiast kabla, który był w pudełku z gramofonem został użyty krótszy. Wkładka MM, więc długość kabla, a zatem pojemność, ma wpływ na efekt końcowy. Dłuższy kabel dawał trochę więcej wysokich tonów.

Wygląda to aż za dobrze. Jest jednak pewne ale, nawet kilka.

Wykres jest zrobiony w programie, który generalnie do takich rzeczy nie służy (REW). Poza tym wykres będzie wyglądał trochę inaczej jeśli się poustawia inne opcje, a możliwości jest sporo.

Jeśli się użyje innego programu (RMAA), to wykres będzie wyglądał tak:


To tylko część okna, ale sygnał testowy zaczyna się od 800 Hz. To jest to samo co wyżej, ale dla obu kanałów. Zielony to kabel dłuższy. Tu właśnie widać wpływ pojemności, chociaż oba kable się nadają. Do starych i bardziej trzeszczących płyt ten krótszy nawet bardziej.

Wykresy z oby programów dość mocno się różnią, choć nie powinny tak bardzo. Przyczyn jest kilka, a ta najważniejsza to taka, że drugi program ma mniej opcji. Nie da się ich ustawić tak samo, a nawet podobnie. Jednak drugi wykres prawdopodobnie bardziej odpowiada stanowi faktycznemu. Poza tym główne przeznaczenie obu programów jest zupełnie inne.

Jakiś czas temu zamieściłem fragment schematu mojego starego wzmacniacza, tzn. jego części phono. Działa tak:


Pojemność jest ok. To zaskoczenie, bo standardem jest pojemność za duża. Wysokich tonów nawet trochę za mało. Jeśli ten stary wzmacniacz skojarzy się z dłuższym kablem, to charakterystyka wypada bardziej płasko. Wykres jest trochę inny, bo była ustawiona wyższa częstotliwość próbkowania, ale to, co jest powyżej 20 kHz nie ma żadnego znaczenia.

Gdyby ktoś chciał mieć pewność, że jego pomiary odpowiadają rzeczywistości, to potrzebuje użyć np. ARTA, albo nawet AP. Ten drugi do tanich jednak się nie zalicza.

Technika cyfrowa jest lepsza, tańsza i wygodniejsza. Czy nie lepiej mieć płaskiej charakterystyki i zniekształceń poniżej progu percepcji? Ale jeśli ktoś by koniecznie chciał usłyszeć to, co kiedyś było przebojem w roku np. 1973 w brzmieniu z tamtych czasów, to musi się zmierzyć z takimi problemami jak uzyskanie w miarę poprawnej barwy dźwięku.

Jednak trudno zdobyć tak starą płytę w dobrym stanie...


czwartek, 27 października 2022

Teoria i praktyka - wkładki MM

Było już o tym sporo - jaki wpływ ma pojemność kabla na odbiór z wkładki MM. Poniżej przykład, który dość dokładnie potwierdza to, co zostało wcześniej powiedziane. Większa pojemność powoduje podbicie charakterystyki dla wysokich tonów, a sam skraj pasma z kolei jest stłumiony.


Rysunek jest przechylony żeby było łatwiej zobaczyć wpływ kabla. W ogóle ta wkładka ma "tendencję spadkową" w kierunku wysokich tonów.

 

Drugi przykład pokazuje coś zgoła odwrotnego, nie w sensie dosłownym, ale jednak.


 
 
 
W takim razie okazuje się, że zawsze można spodziewać się niespodzianek, niekoniecznie w postaci hiszpańskiej inkwizycji, ale jednak. Najlepiej sprawdzić co się ma samemu. Będzie wiadomo dlaczego to tak gra.

niedziela, 9 października 2022

Jak wybrać filtr w przetworniku cyfrowo-analogowm

Kiedyś mało kto zdawał sobie w ogóle sprawę, że w odtwarzaczu takim czy innym jest DAC, który ma jakiś filtr. Włączało się odtwarzacz mp3 i on grał. Tak samo telefon, komputer, odtwarzacz taki czy inny, odbiornik satelitarny itd. - po prostu się ich używało. Teraz jest inaczej, chociaż trudno powiedzieć, że lepiej. DAC może mieć prawie dziesięć filtrów, do wyboru. I w ten sposób został wykreowany problem. Który filtr wybrać?

Zatem słucha się muzyki, następnie wybiera inny filtr niż ten akurat aktywny i stara się wyłapać jakąś różnicę. Coś się zmieniło? Lepiej jest czy gorzej? Dlatego, że nie za bardzo tą różnicę słychać aktywuje się następny i znów jest to samo, czyli jakby tak samo. W odsłuchu jakoś różnicy nie ma, ale za to na papierze jest ogromna. No ale który filtr jest najlepszy? Który najładniej gra? A może żadnej różnicy nie ma?

W urządzeniu, które służy za przykład podobno najlepszy jest filtr pierwszy na liście wyboru. Zacznijmy jednak od innego, z samego jej końca, żeby mieć punkt odniesienia.


Rys. 1. Filtr nazywany "ściana z cegieł". Sałnd musi się o tą ścianę roztrzaskiwać, co można wywnioskować z rysunku. W praktyce jednak żadnych złych rzeczy nie słychać.

 

Brickwall filter to całkiem zwyczajny i bardzo dobry filtr, a to co widać na pierwszym rysunku to odpowiedź na impuls.

Ten impuls to tylko jedna próbka. Skoro taki sygnał jest podany do DAC-a, to jego odpowiedź jest jak najbardziej odpowiednia. Jedna próbka odpowiada sygnałowi, który wykracza poza zakres częstotliwości, na których DAC ma pracować. Przetwornik DA powinien mieć podany sygnał ograniczony do pewnej częstotliwości, a ten tu impuls to tak naprawdę częstotliwości bez górnego limitu.

Żaden dźwięk nie narasta i nie wygasa z nieskończoną szybkością, a tym właściwie taki impuls jest i trzeba dodać, że odpowiada tu poziomowi 0 dBFS. Zwyczajny sygnał testowy mający jakieś odniesienie do rzeczywistych dźwięków zapisanych do domeny cyfrowej miałby np. kilkanaście próbek o rosnącej wartości, żeby w końcu móc dojść do zera dB. Tak samo z wygasaniem. Gdyby taki sygnał, czyli nie wykraczający poza zakres pracy przetwornika podać na wejście, to na wyjściu nie dostanie się żadnych zafalowań, a przetworzony sygnał nie będzie miał praktycznie żadnych zniekształceń.

Ale można zrobić też filtr taki, który zachowa się inaczej. Oczywiście w odniesieniu do tego sztucznie wygenerowanego i nienaturalnego impulsu składającego się z jednego jedynego sampla. Ten inaczej reagujący filtr zwie się "Optimal transjent". Impuls jest tym transjentem, a filtr daje optymalną odpowiedź.


Rys. 2. Filtr, który nie powoduje zafalowań ani przed, ani po impulsie.



Ten filtr nie jest najlepszy od strony technicznej, jak to poniżej można zobaczyć, zresztą chyba w ogóle nie można powiedzieć, że jest dobry, ale ponoć najładniej gra. Pamiętamy jednak, że usłyszeć różnice czy też różnicę czemuś jest bardzo trudno.

Tylko dlaczego ten pięknie nazwany filtr nie zafalowuje sygnału? Odpowiedź jest na rysunku 3. I jeszcze na piątym.


Rys. 3. Filtr, który jakoś nie za bardzo filtruje.


Powyższy rysunek trzeba analizować jednocześnie z kolejnym czyli 4. Rysunki pokazują dwa różne filtry z których jeden nie zafalowuje impulsu, ale nie filtruje, a drugi zafalowuje, ale filtruje.


Rys. 4. To nie jest Brickwall filter, ale magazyn nie dał wszystkich wykresów, bo by ich było strasznie dużo. Jednak wykres dla filtru Brickwall wyglądałby dość podobnie.

Rysunek 5. pokazuje jeszcze raz, ale przy zastosowaniu innego sygnału testowego, że Optimal transjent nie filtruje. Strzałka pokazuje to czego być nie powinno, bo to są "lustzranki" sygnału testowego, którym są dwie częstotliwości z jej lewej strony.


Rys. 5. Filtr optimal transient Także i tu niczego nie filtruje. Prawie.

 

Porównanie z następnym rysunkiem pokazuje różnicę pomiędzy filtrem, który jakoś niechętnie filtruje, albo prawie wcale nie, a takim, który filtruje normalnie.


Rys. 6. Brickwall filter pozostawia zdecydowanie mniej śmieci. Jeśli ktoś wam powie, że to i tak mało, to pokażcie mu rys. 5.

Wiadomo, że dobry wzmacniacz ma małe zniekształcenia intermodulacyjne, ale bywają też trochę gorsze pod tym względem. Jeśli się taki gorszy wzmacniacz ma, to niewykluczone, że te intermodulacje od nieodfiltrowanych ultradźwiękowych pozostałości będą słyszalne. DAC o którym mowa faktycznie jest częścią przedwzmacniacza. Czy te ultradźwięki wpłyną ja brzmienie będzie zależeć o końcówki mocy.

 

Rys. 6. Chociaż w praktyce różnicy nie słychać, to ona jednak jest.

 

Pomijając intermodulacje okazuje się, że filtr, który jest przedmiotem naszych zainteresowań może wpłynąć na brzmienie. Widać to na rys. 6. Spadek na wysokich tonach jest wyraźny. Ale tak jest na papierze. W rzeczywistości można go przeoczyć jeśli muzyka zawiera mało tych najwyższych częstotliwości, a słuchacz już ich tak dobrze nie słyszy.

W każdym razie dla osób, którym już zanikają wysokie tony ten "najlepszy" filtr będzie najgorszy. Wszystkie pozostałe będą lepsze. Zatem filtr wybiera się raczej na podstawie charakterystyki częstotliwościowej i tego, jak dobrze tłumi on ultradźwiękowe śmieci. A odpowiedź na impuls nie ma żadnego znaczenia poza teoretycznym.


niedziela, 2 października 2022

Teatr wyobraźni dla osób z niedostatkiem wyobraźni

To zdjęcie z dzisiaj:


To zdjęcia trochę starsze, które już były ilustracją do wcześniejszego posta.


Czerwiec

Sierpień
Hehehe.

czwartek, 15 września 2022

Bitrate ma jednak większe znaczenie

Do niedawna uważałem, że utyskiwania na niską przepływność formatów stratnych są nieco przesadzone. Było to spowodowane pewnym błędem w ocenie wpływu jaki ma bitrate na brzmienie audycji. Polegał on na tym, że oceniałem jakość materiałów kodowanych tylko jeden raz i na dodatek, a właściwie to przede wszystkim, z bezstratnego oryginału. Jednak w rzeczywistości nie zawsze tak jest, że koduje się do formatu stratnego bezstratne oryginały.

Okazuje się jednak, że przez radio, jak to piszą na pewnym forum, emisja w postaci cyfrowej polega na tym, że za źródło bierze się to, co idzie do nadajników UKF FM, a to coś jest już niestety w formacie stratnym. W TV dźwięk także jest w formacie stratnym, co może powodować pewne zaszłości, zresztą podobnie może być i w radio, bo nie zawsze źródłem materiału do emisji jest oryginał. Jaki to ma wpływ na odbiór?

Najpierw radio. Pomijamy tu kompresję dynamiki i inne sprawy dotyczące realizacji dźwięku. Włączając radio, taki zwykły tuner UKF, słyszymy dźwięk dosłany do nadajnika w formacie stratnym, ale w dość wysokiej przepływności. Jakość dźwięku jest ok. ale uwzględniając to, co zostało wcześniej powiedziane czyli nie zwracamy uwagi na poczynania realizatorów i sam materiał użyty do emisji. Co się stanie po włączeniu odbiornika DAB albo satelitarnego? Do nadajników DAB jest dosyłany sygnał w formacie stratnym, zatem emisja polega, jak to już zostało powiedziane, na powtórnym zakodowaniu do formatu stratnego. Na satelitę wysyła się sygnał zrobiony taką samą metodą jak w DAB czyli bierze się format stratny i znów koduje do formatu stratnego.

Problem z materiałem w formacie stratnym polega na tym, że trzeba go używać w takiej postaci, jak został zrobiony. Jak się to zakoduje do formatu stratnego drugi raz, to dźwięk sparszywieje, a jeśli się zakoduje do formatu stratnego trzeci raz to co było już kodowane dwukrotnie, to brzmienie stanie się już okropne.

Najpierw kodowanie razy 2 i wynikające z tego problemy.

Jakoś mało kto, albo nawet nikt, nie lubi dźwięku radiowego z DAB-u i tak samo nikt nie lubi słuchać z satelity. Przyczyna: dwukrotne kodowanie do formatu stratnego.
 
Teraz kodowanie razy 3 i wynikające z tego problemy.

Nie wszyscy mogą słuchać audycji radiowych na żywo, więc je sobie nagrywają. Nagrywanie do mp3 radia z ukf oznacza kodowanie stratne po raz drugi. A jeśli ktoś sobie nagra z DAB-u do mp3, to ma kodowanie stratne trzykrotne. A radio na przepływności w DAB strasznie oszczędza, więc jeśli ktoś sobie nagra mp3 128 i na dodatek stereo zamiast joint stereo, to już jest katastrofa. No i trzeba jeszcze odnotować taką sytuację. Ktoś w radio, czyli redaktor, nagrał reportaż w jakimś mp3 czy czymś podobnym. Teraz to jest słuchane w DAB-ie i nagrane znów do jakiegoś mp3. Jak ktoś, kto sobie posłucha tego nagrania ściągniętego z sieci może się nieco zdziwić czemu to tak siorbie i brzęczy…

Z telewizją jest trochę podobnie. Jeśli ktoś sobie nagrał film ze ścieżką dźwiękową w formacie stratnym i zrobił z tego divix-a, to też dźwięk może być kiepski jeśli audio sobie zakoduje np. w mp2 192 kbps.

I teraz już przechodzimy do tego, dlaczego powstał ten post. Zauważyłem, że w jednym odcinku serialu właśnie w jakimś divix-ie dźwięk jest jakiś bardziej kiepski. Okazało się, że tam jest w mp3 128 CBR, a inne odcinki mają średnio 128, ale już VBR. I to naprawdę robi zauważalną różnicę.
 
Ludzie z radia twierdzą, że w DAB-ie jakość jest porównywalna z tym, co jest na UKF. Ciekawe jaką metodą oni to oceniają? Jeśli by posłuchali czegoś, co jest już zrobione w jakimś mp3 to by ta różnica pomiędzy DAB-em i UKF-em była zauważalna. To samo z satelitą.

Dlatego okazuje się, że na bitrate nie powinno się oszczędzać, a podwójne kodowanie przez radio dla potrzeb BAB i satelitarnych jest dużym błędem. O ile tak faktycznie jest. Ale jak się tego posłucha, to jednak wychodzi, że tak jest. Na szczęście nie ma obowiązku słuchania radia.
 
PS. Jeśli już nagrywać program radiowy lub telewizyjny, to tylko tak, żeby mieć jakość "antenową", która niestety nie jest oryginałem. Czyli żeby samemu nie spaprać dodatkowo tego, co już inni spaprali.

piątek, 2 września 2022

Radio – teatr wyobraźni czy zwykła ściema?

Kiedyś pewien polski muzyk udzielił ciekawego wywiadu. Wracał na scenę po kilku latach przerwy. Pytany czy uda mu się osiągnąć sukces odpowiedział, że uważa, że tak, bo to co robi jest szczere, a odbiorcy to cenią.

Szczerość jest ważną sprawą. Odbiorca faktycznie ceni autentyczne intencje. To popatrzmy sobie na te dwa zdjęcia.


To są zrzuty ekranu ze stronu PR2.

Są zapowiedziami dwóch audycji. Jedna z końca czerwca, druga z końca sierpnia. Jak widać to jest to samo zdjęcie ale raz w oryginale, zresztą nie ma pewności i co do tego, a drugi raz z wmontowanymi okładkami innych płyt.

Wypada dodać, że z tego co czasem słychać wynika, że płyty nie są grane na żywo z oryginalnych nośników, ale są odtwarzane z komputera z takich „zgrywek”.

Nie chcę się wdawać w szczegóły ale z autentycznością i szczerością mi to się nie kojarzy. Jednak audycja ma swoich słuchaczy i są to mianowicie osoby, które do niej coś napisały i mają nadzieję, że ich teksty zostaną odczytane na antenie. Jest to jakiś sposób, trzeba przyznać.

PS. Jeśli PR uważa, że ma jakiś kopirajt do tych fotek, to niech mi dadzą znać, a je snadnie skasuję. zresztą nawet i cały post.

sobota, 13 sierpnia 2022

DVD na 24 fps: Enter the Dragon

Po czterdziestu latach od polskiej premiery nadarza się okazja do przypomnienia filmu „Wejście smoka”. Na pewno są tacy Czytelnicy bloga, którzy wtedy widzieli go w kinach. Autor był w kinie także. To był sierpień, a nie maj, jak to jest w pewnej znanej pieśni, kiedy spora grupa głównie młodych osób wybrała się do kina. Chodzi o ten konkretny seans. Weszliśmy inni niż wyszliśmy. Lub odwrotnie. To było coś co poruszało wyobraźnię i wywoływało emocje.

Dźwięk w kinie był głośny i robił wrażenie. Słyszalne były wszystkie ciche szczegóły, bo nikt nie gadał, ani nie szamał popcornu. Wtedy nikt nie jadał popcornu tylko prażoną kukurydzą o ile w ogóle.

Obraz z DVD  temu co widać było w kinie nie może sprostać z oczywistych względów. Jako, że jest to film akcji, często ktoś się na planie zraszał potem. I te drobniutkie krople były świetnie widoczne w kinie, a z płyty już nie za bardzo. Kolor jest też nie tak żywy. Jednak dla nas najbardziej interesująca jest ścieżka dźwiękowa.

Ten film koniecznie trzeba... posłuchać.

Ścieżka dźwiękowa jest rzeczą prostą do zrobienia tylko z pozoru. Niby wystarczy dobry mikrofon i po sprawie. W wyjątkowych przypadkach można właśnie tak, ale to są tylko wyjątki. Prościej jest całą ścieżkę zrobić w studio. Nie znaczy to, że nagrywa się wszystko od zera. Choć czasem bywa i tak.

Słuchając można się zastanawiać nad tym co i jak zostało zrobione w studio. A jest tego... sporo. Z całą pewnością nikt nie jest w stanie poruszyć ręką tak szybko, aby powstał taki dźwięk. I same odgłosy uderzeń też są spreparowane. Bardzo efektownie i świetnie brzmią.

Odtworzenie filmu z poprawną szybkością przywraca nie tylko oryginalne brzmienie, ale przede wszystkim sceny walki oglądane w normalnym tempie odzyskują naturalność i autentyczność. Także z tego względu, że po prostu łatwiej jest nadążyć za akcją.

Wszak nie należy przesadzać z głośnością. Kiedy aktorzy mówią, to mówią. A jak krzyczą, to krzyczą. Nie powinni krzyczeć, gdy mówią. Ale tego ostatniego nie zrozumie żaden realizator dźwięku.

sobota, 9 lipca 2022

Dym z papierosa na usługach akustyka

Wykonanie pochłaniacza nie jest takie proste. Do samodzielnej budowy wykorzystuje się wełnę skalną, która jakoby pyli. Wszyscy starają się jakoś temu pyleniu zapobiec, co w efekcie powoduje, że zamiast panelu szerokopasmowego otrzymuje się jakiś rodzaj pułapki basowej. Chodzi o to, że niektórzy owijają wełnę w folię, a następnie w tkaninę. Folia przepuszcza fale dźwiękowe tylko częściowo, podobnie jak zwykła tkanina. Do obicia panelu powinno się wykorzystać materiał w jakimś stopniu przezroczysty akustycznie, który dźwięku nie odbija. I nie powinno się stosować folii. Pułapek basowych  nie powinno się używać do wytłumienia miejsc pierwszych odbić. Pułapka basowa w miejscu pierwszego odbicia nie różni się wiele od ściany. W miejscu pierwszego odbicia należy użyć pochłaniacza szerokopasmowego. Natomiast pułapki basowe ustawia się w narożnikach, chociaż można wszędzie z wyjątkiem właśnie punktów pierwszych odbić.

Jeśli się śledzi co można kupić gotowego produkcji krajowej, to ich wytwórcy często deklarują, że ich ustroje są zabezpieczone przed pyleniem. A po obejrzeniu zdjęć wiadomo, że do obicia wykorzystano np. jakiś rodzaj materiału tapicerskiego. Czyli to są pułapki basowe.

Problem nie do rozwiązania? Materiał, który się nadaje na pochłaniacz nie zabezpiecza przed pyleniem, folii zaś nie powinno się używać.

Jeśli ktoś ma do wykonania ustroju wełnę, która nie pyli, to tkanina powinna zostać przetestowana na okoliczność przydatności do użycia tylko pod względem akustycznym. Materiał nadający się do obicia ustroju powinien być przewiewny, tzn. można przez niego dmuchać. Tylko co to tak naprawdę znaczy? Biorąc taki materiał można dmuchnąć na niego dymem z papierosa i ten dym przejdzie na drugą stronę. Dmuchać trzeba niezbyt mocno i z pewnej odległości. Co się dzieje z drugiej strony widać będzie w lustrze, ewentualnie można poprosić o pomoc osobę palącą. Wykorzystanie dymu z papierosa daje większe wyobrażenie o przepuszczalności tkaniny niż takie "zwykłe" dmuchanie czystym powietrzem. Aspekt medyczny dymu papierosowego, jak się wydaje, można tu pominąć.

Żeby mieć jakiś punkt odniesienia warto najpierw zobaczyć jak sprawa się ma z tkaniną, która faktycznie się nadaje, tzn. przepuszcza dźwięk. Można wziąć maskownicę od kolumny, jeśli jest materiałowa. "Przedmuchanie" tego materiału dymem daje pojęcie o tym czego szukać. Tkanina tapicerska w takiej próbie okaże się całkowicie nieprzepuszczalna.

Co jednak zrobić jeśli już ma się pułapki basowe tam, gdzie powinny być absorbery? Zdjąć tkaninę i folię, następnie obić siateczką, bo tym faktycznie jest materiał przezroczysty akustycznie, i zastanawiać się nad pyleniem?

Być może jakimś rozwiązaniem jest dodanie pianki akustycznej na te pułapki basowe. Wiele osób daje taką piankę w miejsca pierwszych odbić więc jeśli ktoś ma już jakieś ustroje trochę nieprofesjonalnie zrobione, to na pewno nic nie popsuje, a prawdopodobnie poprawi efekt ich działania.

Są jeszcze dwa sposoby. Jeden polega na dodaniu takich "łejf-gajdów", które dźwięk przekierują, a odbity rozproszą. Metoda być może mogłaby być naprawdę skuteczna, ale wykonanie takich ustrojstw ze względu na wymiary (długość i szerokość, nie muszą być głębokie, kilkanaście cm raczej już wystarczy) może być trochę kłopotliwe. Drugi sposób polega na ustawieniu ustrojów lekko ukosem, wtedy odbicie ominie słuchacza. Trzeba wykorzystać lustro do ustawienia. Metoda dość prosta, wypróbowana i skuteczna, chociaż tak ustawione ustroje nie prezentują się ładnie.

Jak Czytelnicy zainteresowani poprawianiem ustrojów to zrobią jest ich wyborem. Jednak żeby usłyszeć efekt trzeba posłuchać jeszcze raz ulubionej płyty, zrobić poprawki na wszystkich ustrojach, tzn. czterech, i nie zmieniając ustawienia głośności, fotela itd. posłuchać znowu. Różnica powinna być słyszalna, bo to jest różnica realna.

Jeśli ktoś ma profesjonalne ustroje, to może ze współczuciem westchnąć nad nami, którzy mamy samoróbki. Jednak te ostatnie po modyfikacjach będą, niemalże, równie dobre jak te zawodowe.

sobota, 2 lipca 2022

Czytanie magazynów audio

Przeglądając stare czasopisma motoryzacyjne trafiłem na coś takiego.

Dorysowany odcinek, czy nawet dwa odcinki, to droga hamowania "najgorszych" hamulców, a ten troszkę krótszy odpowiada wynikowi najlepszego auta.


Rysunek pokazuje drogi hamowania kilku aut. Wykresy są dwa, bo i dla hamulców zimnych, i dla rozgrzanych. Tak naprawdę ważna jest dorysowana linia. Odpowiada ona drodze hamowania przy zimnych hamulcach, ale przedstawiona w sposób pozwalający na realną jej ocenę. Podobnie sprawa wyglądałaby dla hamulców gorących. Tu różnica nawet byłyby jeszcze mniejsza.

Chodzi o to, że jeśli się pokaże wykresy "obcięte" można odnieść wrażenie, że te różnice w skuteczności hamulców są bardzo duże. Ale gdy narysuje się odcinki o odpowiedniej długości, czyli całe, to te różnice z bardzo dużych stają się relatywnie niewielkie.

Czyli jak jest z tymi hamulcami? Warto kupować auto, które w teście wypadło pod tym względem lepiej czy to może ma tak naprawdę małe znaczenie? W praktyce różnice w skuteczności hamulców nie mogą być bardzo duże, bo wtedy dany pojazd nie spełniałby norm bezpieczeństwa i nie mógłby być sprzedawany. Producenci czasem starają się zrobić lepsze hamulce niż wymaga norma, bo to ładnie wygląda w reklamach. Ale każdy nowy samochód ma dobre hamulce i te różnice w testach nic nie znaczą jeśli się do sprawy podejdzie od strony praktycznej.

Paradoksalnie kierowca mający auto, które w tym teście wypadło najlepiej, czyli teoretycznie ma najlepsze hamulce, jeśli będzie przekonany, że ono świetnie hamuje, może mieć większy kłopot niż kierowca, który na testy nie zwraca uwagi, może nawet w ogóle ich nie czyta, ale za to ma duże doświadczenie i umiejętności kierowania pojazdem.

Wiedząc, że ma się dobre auto, które ma świetne hamulce, prawdopodobnie pojedzie się trochę szybciej. A to trochę może być już za dużo nawet dla super hamulców.

Droga hamowania, ta zmierzona w teście, ma niewiele wspólnego z tą realną. Mierzy się ją na suchym, nawierzchnia jest bardzo przyczepna, równa, opony w bardzo dobrym stanie itd. W praktyce przyjdzie nam hamować np. na mokrym i śliskim asfalcie. Mogą być koleiny pełne wody.

Jeśli kierowca nie oceni sytuacji w odpowiedni sposób i nie będzie jechał tak, że będzie się mógł zatrzymać dokładnie tam, gdzie to wcześniej zaplanował, to nawet wyczynowe hamulce nie pomogą. Na śniegu skuteczność hamulców ma małe znaczenie, a na lodzie już żadne. Tzn. im jest bardziej ślisko, tym skuteczność hamulców jest mniej ważna.

Jadąc trochę za szybko, ufni w sprawność hamulców, jeśli nie przewidzimy, że coś się zdarzy, to nie unikniemy tego zdarzenia konsekwencji. Pewnych rzeczy nie da się przewidzieć, ale to już inna sprawa.



A na powyższym zdjęciu mamy pokazane jak się tworzy fakty. To nie jest śnieg czy szron. To jest prawdopodobnie jakaś piana z mydła czy czegoś. Szronu normalnie nie powinno być na wewnętrznej stronie klapki wlewu, także na pistolecie, a jest nawet na rękawiczce...

Poza tym można trafić na takie ciekawe sztuczki retoryczne jak ta. Jest jakiś test małego samochodu z najsłabszym silnikiem. Czyli osiągi tego auta są bardzo skromne. Jednak w autor pisze, że samochodzik ma zacięcie rajdowe. A ma on zacięcie rajdowe dlatego, że silnik brzmi trochę jak rajdówka, co w praktyce znaczy, że producent zaoszczędził na tłumiku. Ale nabywca ma sobie wyobrażać, że ma rajdowe auto, choć ani ono jest dynamiczne ani elastyczne, bo ma ma głośno. Czyli klienta formatuje się w ten sposób, że się go wabi recenzją i jednocześnie kształtuje jego wyobrażenia o produkcie.

Czytanie magazynów motoryzacyjnych musi być bardzo uważne. Jeśli ktoś lubi auta może czytać. Ale niekoniecznie trzeba brać wszystko dosłownie i z entuzjazmem.

A jak to jest z magazynami audio? Tam można znaleźć testy kabli USB, które wykazują, że one wpływają na brzmienie. Czytanie magazynów audio musi się odbywać raczej z takim podejściem do treści, jakie mamy do wiadomości w środkach masowej dezinformacji, tzn. nic nie jest prawdą z wyjątkiem daty i godziny.

Z gazet się wiele nie dowiemy. Szczególnie z tych o sprzęcie grającym.

wtorek, 14 czerwca 2022

Tak nadajom (sic!) albo tak nagrywajom (sic!)

Radia na żywo słuchać się nie da. Ale jak się nagra jakąś audycję potencjalnie zwierającą coś fajnego, można to bez większego stresu ją później odsłuchać. Zdarzy się reklama, można ją przeskoczyć itd. Ostatnio, oznacza to dość długi okres czasu, te własne nagrania strasznie zaczęły rzęzić i w ogóle stały się przykre do słuchania. Może korzystający z innych źródeł mają lepsze wyniki? Okazuje się, że mają na przykład takie:

Widmo nagrania ściągnięte do porównania z własnym, które jest pokazana poniżej.


Punkt odniesienia:

Własne nagranie tego samego programu.

To jest dokładnie to samo z tą różnicą, że moje nagranie zaczyna się trochę później.

Warto kliknąć w obrazki, żeby zobaczyć je w pełnym rozmiarze, bo wtedy dokładniej widać problem. Nagranie ściągnięte z sieci jest totalnie zaszumione, ale poza tym, a właściwie to przede wszystkim, widać jakiś problem przy 12 kHz. Przykładowo pomiędzy 8 i 10 minutą jest tak, że częstotliwości od 10 do 12 kHz są cichsze niż powyżej 12 kHz. Poza tym dla całego nagrania te 12 kHz wyglądają jak oś podziału. Wygląda to jakby ktoś dosztukował te częstotliwości powyżej 12 kHz. Taka metoda SBR działa właśnie na zasadzie dosztukowania góry pasma na podstawie tego, co jest na dole, ale tak się robi jeśli tej góry już nie ma.

Przy bardzo silnej kompresji stratnej można zrezygnować z góry pasma, żeby dół konwertować z lepszą jakością, a potem na bazie tego, co zostało się dokleja sztucznie sfabrykowaną górę. Czyli to jest właśnie wspomniane SBR. Tylko że tak się nie robi na UKF FM, bo do nadajnika dosyła się "normalny" sygnał. Normalny znaczy zwyczajny, bez jakichś kombinacji, do 15 kHz. A tu to trochę wygląda jakby ktoś wziął i dosłał do nadajnika sygnał AAC z SBR (AAC+), a więc z bardzo silną kompresją i już dość marną jakością.

Wygląda to dziwnie, nie wiadomo co to jest i dlaczego takie jest.

Nie jestem specjalistą od multipleksowania sygnału do nadajnika, ale to co wychodzi z tego nadajnika nie brzmi dobrze. Z żadnego nadajnika, nie tylko tego.

Prawo Murphy'ego mówi, że jeśli coś można popsuć, to ktoś to coś popsuje. Może nie do końca ono tak brzmi, ale wychodzi na to, że tak też działa. Przynajmniej w naszym krajowym radio.

środa, 8 czerwca 2022

Skąd się bierze brzmienie. Źródła

Źródła dźwięku brzmienia nie mają chociaż wszystkim się wydaje, że jest inaczej. Czasem faktycznie mogą grać w charakterystyczny sposób, ale dzieje się to wtedy gdy się popsują, albo je ktoś popsuje już na etapie projektowania.

Źródła dźwięku nie mające brzmienia to różnego rodzaju cyfrowe odtwarzacze. Takie zastrzeżenie jest potrzebne, ponieważ źródła analogowe mogą mieć brzmienie. I zazwyczaj je mają, szczególnie wtedy, gdy są używane w nieodpowiedni sposób. Źle ustawione, źle wyregulowane, przesterowane...

Cyfrowe źródło dźwięku ma za zadanie przekształcić ciąg jedynek i zer na analogowy sygnał audio. Można to zrobić tanio lub drogo, ale zawsze zniekształcenia są tak małe, że niemożliwe do usłyszenia.

Jeśli cyfrowe źródło dźwięku jeśli jest sprawne i poprawnie skonstruowane nie ma żadnego brzmienia, natomiast mój odtwarzacz Blu-ray ma wyjście analogowe, które brzmienie ma, bo jest to wyjście popsute. Z HDMI dźwięk jest dobry, bo z niego do wzmacniacza wędrują te same jedynki i zera, które są na płycie.

Można w sieci trafić na teksty, w których ludzie piszą o odtwarzaczach celowo źle skonstruowanych. Są one tak robione właśnie po to, żeby miały brzmienie. Cóż, domeną realizatora dźwięku jest jego zniekształcenie w taki sposób, żeby tzw. statystycznemu Kowalskiemu się on (zniekształcony dźwięk) podobał. Niestety czasem konstruktorzy sprzętu postanawiają brzmienie zniekształcić w jakiś swój własny sposób. Jaki jest tego cel trudno zgadnąć, najpewniej przede wszystkim taki, żeby było głośniej.


DAC, który ma liniową charakterystykę do zaledwie 3 kHz, a 20 kHz to jakby ściana praktycznie nawet wtedy, gdy na wejście się mu poda próbkowanie 192 kHz. Prawdziwa okazja dla fanów ultradźwięków sprzedawana onegdaj za skromną sumę 2000 Euro.

Ten dziwoląg z wykresu powyżej nie był nigdy bohaterem tych internetowych opowieści o cyfrowych odtwarzaczach celowo popsutych przez konstruktorów. Niewątpliwie jednak coś z nim jest nie tak. Spadki wysokich tonów usłyszy nawet starszy już pan, gdyż właśnie z tego względu, że mu te częstotliwości w uszach zanikają zauważy ich osłabienie tym prędzej.

Tak czy owak źródło cyfrowe brzmienia nie ma o ile ktoś postanowi zrobić coś w taki sposób, żeby przetwornik D/A działał jak przetwornik, a poza tym nie jak jakaś przystawka do gitary, dajmy na to Fuzz. Natomiast z magnetofonami czy gramofonami bywa różnie. Czasem tak, jak na poniższym rysunku.


Tego typu zniekształcenie bierze się z tego, że ten konkretny gramofon ma bardzo nierówne obroty. On raczej szarpie niż kołysze. W domenie cyfrowej podobny efekt spowodowany błędem czasu określa się jako Jitter. Tylko że dla tego gramofonu zniekształcenia są już 10 dB poniżej sygnału. To "już" oznacza dosłownie to, co oznacza w przeciwieństwie do "dopiero". Dla dobrego odtwarzacza cyfrowego taki obraz można zobaczyć jak się spojrzy 120 dB niżej. Gdyby jakiś mizerny przetwornik cyfrowy takie rzeczy zrobił przy -100 dB to i tak byłby lepszy o 90 dB niż ten gramofon. Czyli w tym żałosnym gramofonie zniekształcenia na bazie błędu czasu mamy "już" 10 dB poniżej sygnału, a w odtwarzaczu cyfrowym, takim najtańszym i najprostszym, "dopiero" 100 dB niżej.

Fanom analogowego brzmienia życzę miłego słuchania na wspomnianym gramofonie, za który swego czasu należało zapłacić skromne 1700 Euro. Ale przecież taki gramofonik można jeszcze ustawić krzywo, źle skalibrować wkładkę, dać nieodpowiedni nacisk igły i ustawienie antyskatingu, kabel o za dużej pojemności lub podłączyć do przedwzmacniacza o za małej impedancji. Ponadto płyta może być zdarta, brudna, pofalowana i nie mieć otworu w środku, co spowoduje kołysanie dźwięku, które nawiasem mówiąc dla audiofila jest niesłyszalne.

Ale co tam. Analogowe źródło jest fajne, bo można popatrzyć jak kółko się kręci. W magnetofonie nawet dwa, więc jest jeszcze fajniej.

Nawiasem mówiąc wszystkie parametry źródeł analogowych wypadają słabo w porównaniu z cyfrowymi.

Załóżmy jednak, że mamy odtwarzacz cyfrowy, który jest dobry i chcemy go porównać z innym, który też jest dobry. Nie ma to sensu, bo oba nie mają brzmienia, a zatem grają identycznie. A jednak w porównaniu okaże się najpewniej, że nie grają tak samo, bo któryś brzmi "pełniej" czy jakoś tam. Owszem, któryś gra "lepiej" bo jest głośniejszy. Jeśli w dwóch odtwarzaczach będzie siedział dokładnie taki sam układ, co się zdarza, to różnic nie będzie. Ale jeśli przetworniki będą różne, czyli grające z inną głośnością, to wrażenie będzie takie, że dźwięk jest inny.

Dlatego tak ważne jest wyrównanie głośności we wszelkiego typu testach. Można dźwięk zaburzyć w dość dużym stopniu, ale po wyrównaniu poziomów, a raczej subiektywnej głośności, nawet duże różnice stają się czasem trudne do zauważenia.

środa, 25 maja 2022

DVD na 24 fps: Star Wars

Z Gwiezdnymi Wojnami jest problem. Ktoś może powiedzieć, że jest ich więcej. Przykładowo: dźwięk rozchodzi się w próżni, statki kosmiczne poruszają się jakby były okrętami podwodnymi pływającymi w cieczy, albo samolotami latającymi w powietrzu, są większe od wewnątrz niż z zewnątrz, zawsze jest w nich grawitacja, nawet w szalupie ratunkowej, osiągają prędkość nadświetlną i nie powoduje to żadnych przeciążeń, tak samo hamują. Ten najważniejszy jest jeden. Mianowicie brak akceptacji tego, co się zrobiło wcześniej. Z tego względu "nowe" części są takie, jakie są i nie pasują do tych "starych". Wychodzimy z założenia, że części jest sześć. "Epizod IV" nie pasuje do pierwszego czyli "Mrocznego Widma". Naturalnie do dwóch pozostałych też. Nie ma wiele sensu porównywanie pierwszego filmu z 1977 roku do tego z 1999. My tu jednak zaczynamy słuchać ścieżek dźwiękowych do wszystkich filmów z serii od tego pierwszego.

Andrzej Wajda poprawiał swoje filmy cenzurując je. Patrz: Kalina i Daniel, dorożka, "Ziemia Obiecana". George Lucas też poprawił swoje filmy tylko w drugą stronę - dodając nowe rzeczy. Wyszło to niestety dużo gorzej niż w oryginale.

W tym kadrze znajdujemy dwa rodzaje środków lokomocji. Który byś wybrał Czytelniku, mając do pokonania pięćset mil na pustyni? A czy B? Poza tym który środek lokomocji lepiej sprawdza się w przestrzeni kosmicznej?

Mając do dyspozycji statki kosmiczne rozwijające prędkość nadświetlną czyli wymaganą technikę i technologię pozwalającą na budowanie pojazdów, którymi zołnieże (sic!) mogliby się swobodnie poruszać nawet po pustyni, szefostwo wybiera jakieś stwory. Stwory w porównaniu do pojazdów są: 1.Powolne. 2.Trudne w sterowaniu, bo bydle może poleźć nie tam, gdzie zołnież (sic!) mu każe, albo w ogóle się wystraszy i pobiegnie w panice w przepaść czy np. pod gąsienice jakiegoś wehikułu, przy czym nie chodzi o żywe gąsienice. 3.Trzeba to karmić, sprzątać itd. Z jakichś powodów onegdaj wojowało się na koniach, a nie wołach. Nawet teraz niektórzy wykorzystują konie do tratowania emerytek, gdyż wierzchowce są do tego bardziej predysponowane niż bydło.

Film wciąż ma klimat, chociaż możliwe, że tylko dla tych, którzy oglądali go swego czasu w kinie, tak jak autor bloga. Siedziałem może w czwartym rzędzie, trochę z boku. Zazwyczaj miałem lepsze miejsce, ale ten film cieszył się bardzo dużą popularnością, więc kino było wypełnione prawie do ostatniego miejsca.

Dzisiaj film ogląda się i słucha inaczej z wielu względów. Przede wszystkim Księżniczki już z nami nie ma i to od dłuższego czasu. A dla przypomnienia może warto posłuchać też tego fragmentu pewnej audycji radiowej, z której można się dowiedzieć, który temat muzyczny co opisuje. Plik będzie dostępny przez kilka dni od dziś. To przed obejrzeniem filmu.

Być może ktoś jeszcze ma starą kasetę z oryginalną wersją filmu. Tylko skąd tu teraz wziąć magnetowid? Łatwiej by było z odnalezioną taśmą filmową. W muzeach mamy starsze i bardziej unikalne rzeczy więc kto wie? To by była naprawdę fajna rzecz obejrzeć film z oryginalnej taśmy jeszcze raz. George Lucas na pewno ma te taśmy dobrze schowane. A jeszcze bardziej na pewno istnieją skany tych oryginałów. Ja bym kupił takie wznowienie odpowiadające temu co było w kinie, pewnie znalazłoby się jeszcze trochę chętnych.

środa, 18 maja 2022

Skąd się brzmienie bierze. Wzmacniacze

Dobry, nie znaczy drogi, wzmacniacz nie ma żadnego brzmienia, dopóki się go nie przesteruje. Słuchacz o muzykalnym i wrażliwym słuchu nie przesteruje wzmacniacza ponieważ za głośno jest już wtedy, gdy moc oscyluje poniżej jednego wata. Typowe kolumny i przeciętne pomieszczenie dają przy mocy 2x1 W ponad 80 dB, a to już jest zdecydowanie za dużo, aby posłuchać całej płyty. Gdyby zapis dźwięku miał dużą dynamikę, to jeden wat by nie wystarczył, ale słuchając winyli, typowych płyt CD czy plików, dużej dynamiki na nich szuka się próżno.

A nawet gdyby ta dynamika dźwięku na takiej czy innej płycie lub w pliku się znalazła, to zazwyczaj jest jeszcze kilkadziesiąt watów mocy, czy nawet ponad setka, w rezerwie. Ceniąc sobie wrażenia estetyczne słuchamy umiarkowanie głośno, a raczej umiarkowanie cicho, więc każdy wzmacniacz będzie wystarczająco silny, aby się znaleźć poniżej clippingu. A jak ktoś chce się ogłuszać, to monobloki po kilowat każdy nie wystarczą.

Warto pamiętać, że na płytach winylowych w przyczyn technicznych nie da się uzyskać dużej dynamiki dźwięku. Nośniki cyfrowe mają większy potencjał... którego nikt nie wykorzystuje, bo zapis o dużej dynamice jest cichy w odbiorze i realizatorzy dźwięku od zarania techniki cyfrowej walczą z dynamiką i jakością. Mała dynamika i zła jakość czyli duże zniekształcenia są tym czego słuchacz oczekuje.

Wobec tego wzmacniacze nie mają żadnego brzmienia, bo są zbyt dobre, zniekształcenia i szumy są za małe, żeby miały jakieś znaczenie, a moc zazwyczaj jest więcej niż wystarczająca, pomijając niektóre lampowe zdechlaki. Nie każdy wie, ale taki lampowy cherlak o mocy kilkunastu watów potrafi zabrzmieć potężniej niż tranzystor o znacznie większej mocy właśnie dlatego, że lampy obetną szczyty w specyficzny sposób, co doda tych "fajnych" zniekształceń i sprawi, że dźwięk będzie subiektywnie bardzo głośny. Ale okazuje się, że można być poniżej clippingu, a wzmacniacz i tak czemuś się wyróżnia.

Ten wzmacniacz poniżej nie ma brzmienia.


Wzmacniacz zintegrowany 1500 Euro. Względnie niska cena i bardzo małe zniekształcenia.

 

Ale ten prawdopodobnie już ma.


Wzmacniacz zintegrowany 49000 Euro. Bardzo wysoka cena i proporcjonalnie do ceny podniesiony poziom zniekształceń.   

 

Widać wyraźnie, że pierwszy ma bardzo małe zniekształcenia, ale ten drugi... Wychodzi na to, że ktoś się specjalnie postarał, żeby te zniekształcenia wywindować. K2 idzie równiutko i na wysokim poziomie, a podobno parzyste harmoniczne dają to miłe dla ucha brzmienie. Pewnie nie dla każdego ucha, raczej na pewno nie dla tego zdrowego, które jeszcze coś słyszy i na dodatek dobrze słyszy. Więc chyba to nie będzie ucho realizatora dźwięku. W każdym razie zniekształcenia są na tyle duże, że i bez przesterowania ten wzmacniacz podbarwia audycję. Trzeba dodać, że to wzmacniacz tranzystorowy. Natomiast lampowe często mają bardzo podobnie jak ten tu.

Problem polega na tym, że nie zawsze mamy dane z pomiarów. Producenci zatrudniają marketingowców i dziennikarzy. Ci pierwsi wymyślają jak ściemniać, a drudzy tą ściemę uskuteczniają. Klient się naczyta, uwierzy, kupi, a potem powtarza ściemę dalej. Jeśli chodzi o drugi wzmacniacz, to w reklamach zapewne mówiono o zachowaniu jak najwierniejszego brzmienia. Ale że to się odbywa poprzez podniesienie poziomu zniekształceń, to już tego w reklamach nie piszą.

My tu na blogu widzimy o co kaman, bo patrzymy na wykresy i ogólnie na wyniki pomiarów, ale są i tacy, którzy poprzestają na reklamowych sloganach.

Ciekawe co słyszą posiadacze tego cudu techniki. Znają osobiście jakiegoś laryngologa, byli na wizycie? Samopoczucie jednak mają dobre. Gwarantuje im to świadomość dobrze zainwestowanych pieniędzy.

W takim razie ci, którzy mają wzmacniacze bez brzmienia mogą je trochę ściszyć, żeby na stare lata móc jeszcze coś usłyszeć, choćby nawet demolkę i zniekształcenia, które poczynili realizatorzy.

poniedziałek, 2 maja 2022

Skąd się brzmienie bierze. Przedwzmacniacze gramofonowe

Przedwzmacniacz do gramofonu nie powinien mieć żadnego brzmienia, bo ma bardzo małe zniekształcenia. MC może trochę więcej szumieć, ale to zdaje się nikomu nie przeszkadzać. Jak to już zostało wcześniej pokazane, przedwzmacniacz MM o za dużej pojemności wejścia potrafi bardzo mocno zaburzyć charakterystykę częstotliwościową, co wpłynie na dźwięk. Ale nawet wtedy, gdy ta pojemność jest wystarczająco mała aby uzyskać dopasowanie, a nawet jest regulowana, taki przedwzmacniacz może "uzyskać" brzmienie i to w obu sekcjach czyli dla MM i MC.

Zatem jak to zrobić? Czyli co może zrobić producent, aby się wyróżnić? Popatrzmy na rysunek:


Rys. 1.

 

Rysunek pokazuje dwa przedwzmacniacze. Ten z lewej, w obudowie o kształcie rury, brzmienia nie ma. Nawet w przypadku sekcji MM, gdyż pojemność wejścia jest mała i dobierając odpowiedni kabel uda się uzyskać zupełnie płaską charakterystykę. Ten z prawej natomiast brzmienie posiada, gdyż ktoś zdecydował, że charakterystyka będzie nierówna. Sprawa jest oczywista, nierówno w basie, za dużo tego wyższego i za dużo części średnich tonów. To na pewno da się usłyszeć, a duża pojemność wejścia MM (600pF) sprawi, że wysokie tony będą świdrować w uszach, a każda płyta zatrzeszczy i zaszumi jak nieprzymierzając szelak. Szansa jest mała, że wejście MM we wzmacniaczu zintegrowanym, które ktoś już ma, jest lepsze, ale MC już prawie na pewno. Wydatek 300 Marek był zatem zbędny.

Przykład drugi.

Rys. 2.

W tym przypadku oba przedwzmacniacze mają brzmienie dla sekcji MM, gdyż pojemność jest za duża. Natomiast wejście MC ma brzmienie w przypadku tego przedwzmacniacza, który jest tańszy. Ma on jakby na stałe włączony filtr niskich częstotliwości, dotyczy to również MM, tzn. ten filtr jest też "włączony". Takie coś daje się usłyszeć. Trzeba wiedzieć na co zwrócić uwagę i może też mieć kolumny, które są trochę lepsze w niskim basie, ale można.

Ponadto ten tańszy wzmacniacz ma tendencję wzrostową w kierunku wysokich tonów. Minimalnie, ale jednak. Możliwe, że ktoś byłby to w stanie usłyszeć oczywiście na MC. Czyli ten tańszy ma zdecydowanie charakterystyczne brzmienie. Różnica w sumie mała, ale jest.

Na koniec trzeba przypomnieć porzekadło, które mówi, że "diabeł tkwi w szczegółach". Na takie szczegóły trzeba zwracać uwagę. Problem w tym, że zazwyczaj nie ma żadnych wykresów i wszystko odbywa się w ramach odsłuchu zasugerowanego poematami napisanymi przez marketingowców. Zmysły są zawodne i działają w sposób bardzo specyficzny, a siła sugestii jest przeogromna.

W magazynach o sprzęcie i w internecie na forach można znaleźć wiele tekstów, które zawzięcie bronią płyt analogowych. Według ich zwolenników są lepsze niż zapis cyfrowy. Czy aby jednak wszyscy obrońcy mieli idealnie dopasowaną pojemność dla wejścia MM? Czy wszyscy mieli dopasowaną impedancję wejścia MC? I czy wszyscy mieli takie przedwzmacniacze, które miały w ogóle płaską charakterystykę?

Całkiem możliwe, że bronili swych racji mając dźwięk podbarwiony. Co pomyślicie o właścicielu przedwzmacniacza z prawej na pierwszym rysunku oraz wkładki MM, który wykłóca się do upadłego na jakimś forum, że winyl brzmi lepiej niż pliki, CD czy SACD? Gdyby sobie dodał trochę basu, tonów średnich i całkiem sporo wysokich, to może i z nośnika cyfrowego muzyka zabrzmiałaby mu tak jak lubi? Jeszcze trzebaby dodać trochę zniekształceń.

wtorek, 26 kwietnia 2022

Skąd się bierze brzmienie: kolumny głośnikowe cd.

Przykład pokazujący inny aspekt tematu z poprzedniego posta. Był wspomniany, ale tu widać o co chodzi z tym pozostawionym rezonansem obudowy.



Te kolumny "lubią" częstotliwości z okolic tysiąca Hz. Muzykom niekoniecznie o to chodziło, słuchaczom też, nawet realizatorzy dźwięku mogliby mieć votum separatum.

Zrobienie dobrej obudowy nie jest bardzo trudne. Ale jest trudniejsze niż zbudowanie prostej skrzynki. Trzeba pomierzyć (ale nie calówką) i ewentualnie coś przekonstruować. A to kosztuje i wymaga czasu. Dział marketingu natomiast dorobi ideologię do tego "brzmienia" w kilka minut.

środa, 20 kwietnia 2022

Skąd się bierze brzmienie: kolumny głośnikowe

Dobre kolumny głośnikowe powinny podbarwiać audycję w najmniejszym możliwym stopniu. Nie da się skonstruować takich, które nie podbarwiają wcale, o ile ktoś nie wynajdzie jakichś lepszych przetworników o zupełnie innej koncepcji. Jednak inżynierowie powinni dążyć właśnie do tego, żeby ich konstrukcje były tak liniowe, jak to tylko jest możliwe. W odniesieniu do kolumn profesjonalnych tak się dzieje, przyjmując deklaracje producentów, ale takie do użytku domowego potrafią podbarwiać bardzo mocno.

Co by jednak było, gdyby ktoś poszedł do sklepu i poprosił o odsłuch kilku różnych typów kolumn i stwierdził, że wszystkie grają prawie tak samo? Więc żeby mieć jakiś atut, coś wyróżniającego z tłumu, trzeba kolumny trochę popsuć. Jest sporo możliwości. Można zostawić więcej zniekształceń, wybrać jakiś nietypowy materiał żeby te zniekształcenia były "fajne" (działa przy głośnym graniu), zostawić jakieś rezonanse obudowy, żeby było "ciekawiej", nastroić obudowę nie na taką częstotliwość jak być powinno itd. Nawet wielkość i proporcje obudowy spowodują, że podobne w komorze bezechowej konstrukcje w salonie sklepowym czy w domu zagrają inaczej, bo będą mieć inne wymiary. Głośniki wypadną na różnych wysokościach, rozmiary wymuszą trochę inne ustawienie względem ściany itd. więc zagra to różnie już tylko z tego względu.

Działania producentów polegają na tym, że z jednej strony deklarują jak najwierniejszy dźwięk, a z drugiej kształtują brzmienie według swojego widzimisię. Jeszcze gdyby to zawsze było działanie celowe, ale niestety często jest tak, że "tak wyszło" i tylko dorabia się ideologię do niedopracowanej konstrukcji. Zrobić coś dobrze kosztuje i zabiera czas. A dział marketingu jest tańszy i działa błyskawicznie.

Głównym czynnikiem, który wpływa na brzmienie kolumn jest ich charakterystyka częstotliwościowa. Warto się jej przyjrzeć przed zakupem. Problem polega na tym, że trudno ją znaleźć. Producenci teraz nie pokazują już wykresów i danych technicznych natomiast składają nam obietnice.

Czasem można znaleźć jakieś wykresy w gazetach czy na stronach internetowych. Zakładając, że pomiary zostały zrobione prawidłowo można wybrać kolumny, które będą jakoś w miarę liniowe, o ile komuś zależy na wierności odtwarzania, a nie na wyobrażeniu sobie wiernego dźwięku.

Pierwszy przykład bardzo podbarwiających kolumn już tu był. Można zerknąć do tego posta. Poza tendencją spadkową w stronę wyższych częstotliwości są tam też widoczne dwa zakresy z tłumieniem. Pierwszy z silnym tłumieniem w okolicach 3 kHz i drugi słabszy przy 7 kHz. Te kolumny z pewnością nie są neutralne i mocno podbarwiają dźwięk. Gdyby ktoś chciał na nich zmiksować jakieś nagrania zaprzyjaźnionej kapeli, to życzę powodzenia.

Przykład z rysunku poniżej pokazuje charakterystykę w "rynienkę" i bardzo silne tłumienie w okolicach 5,5 kHz. W połączeniu z nisko schodzącym basem to z pewnością da charakterystyczny dźwięk, który znów od neutralności będzie nieco oddalony. W tym przypadku wspomniane tłumienie bierze się z błędu konstrukcyjnego. Te kolumny (podobnie jak te pierwsze) mają głośniki współosiowe. Tu najwyraźniej ktoś nie miał czasu, żeby popracować nad zwrotnicą, albo nie dostał na to pieniędzy i podziękował za współpracę. Jak było tego się nie dowiemy, ale w konstrukcji onegdaj sprzedawanej za 30 tysięcy Marek niemieckich mamy naprawdę poważny błąd konstrukcyjny. W recenzji jakoś nikomu to nie przeszkadzało. Tradycyjna poezja pisana wierszem białym.

 

Podobne historie są widoczne dla bardzo dużej ilości konstrukcji do użytku domowego. Przy czym nie chodzi tu o to, że zawsze się znajdzie jakiś błąd konstrukcyjny. Tak ewidentne jak ten są dość wyjątkowe. Trend wydaje się być taki, że im drożej, tym mniej płasko. A w sieci można znaleźć historie kolumn bardzo drogich i produkowanych w minimalnych ilościach, a pod względem jakości wykazanej w pomiarach będących porażką.

Ważną rzeczą, która decyduje o brzmieniu jest efektywność. Charakterystyka swoje, ale spore znaczenie ma fakt jak głośno coś zagra. Różnice w brzmieniu są dużo trudniejsze do zauważenia jeśli się wyrówna głośność. Ale gdy różne kolumny grają z inną głośnością, to te różnice w brzmieniu są już dużo bardziej słyszalne.

Wszystkie cechy brzmienia są odzwierciedlaniem parametrów technicznych, które można zmierzyć. Ktoś dysponujący pełnymi wynikami pomiarów będzie wiedział dokładnie jak co gra. Przekonanie że coś gra w jakiś charakterystyczny sposób i nie można przyczyny tego znaleźć w pomiarach jest mitem.

Ale że najważniejszy jest marketing pokazuje nam rysunek poniżej.



Widzimy tu świetny przykład tego w jaki sposób działa marketing. Trzeba mianowicie znaleźć jakiś slogan, który będzie się prezentował efektownie. Co z tego, że to tylko slogan? Klient może się nie zorientować. Zazwyczaj się nie zorientuje, nie będzie nawet chciał.

Na rysunku mamy pokazane 1) Refoluzyjny ałdjo brejktruł akusztik lołdat modżjul (ALM) oraz 2) 24 bit. Szkopuł polega na tym, że tych akusztik lołdat modżjulóf nie ma. W głośniczkach, które rozkręciłem, żeby zobaczyć co w środku siedzi po prostu tego nie było. Wszystko zamknięte jak puszka sardynek. Może kiedyś było, w innych egzemplarzach, ale w tych, który rozkręciłem nie. Tuszę, iż nie było tego nigdy nigdzie. Ale sloganik jak się patrzy. A jaki ładny rysunek. Poza tym dodanie 24 bitów też fajnie się prezentuje. Nie ma to nic do rzeczy, bo przecież to odtwarza komputer, a dokładniej karta muzyczna, i to co idzie do głośniczków jest sygnałem analogowym, ale wygląda bardzo efektownie.

Takie "modżjule" czyli jakiś reklamowy slogan ma każdy model kolumn. Oczywiście takiej jazdy po bandzie nie ma. Nie można obiecać czegoś, czego nie ma w sprzęcie kosztującym przecież duże, a nawet bardzo duże pieniądze. Więc zawsze coś będzie. Ale w praktyce jednak tylko slogan.

Są także i takie kolumny, które mają liniową charakterystykę i małe zniekształcenia, bo takie było założenie konstruktorów. Problem polega na tym, że większość jest zrobiona tak, żeby się wyróżnić. Niestety także dźwiękiem, bo nie tylko wyglądem. A w odniesieniu do kolumn zasada jest taka, że im bardziej wyróżniające się i charakterystyczne brzmienie, tym konstrukcja jest gorsza. Różnica w sklepie powinna polegać praktycznie tylko na tym ile jest niższego basu. Charakterystyka powinna być zrobiona tak płasko jak się tylko da, więc różnice w brzmieniu, jeśli się pominie tą pierwszą oktawę, powinny być trudne do określenia.

Zresztą jak jest można się przekonać w salonie. Kiedyś były takie, że sprzedawca włączył na próbę kilka nawet jeśli się powiedziało, że w ten dzień się nic nie kupi. Różne kolumny grają różnie, a przecież nie powinny. A jak ktoś popatrzy na wykresy starych Altusów z lat osiemdziesiątych, to zobaczy, że po ustawieniu przełączników na minus  miał w sumie całkiem płaską charakterystykę. Wystarczyło tylko ustawić je w optymalnej odległości od ściany i okazałoby się, że do neutralnego dźwięku całkiem im niedaleko. Moje Altusy z tamtych czasów tak nie grały, bo przełączniki były na plusach, stały źle ustawione, a w pomieszczeniu miałem tak dwadzieścia ustrojów akustycznych mniej, czyli w ogóle żadnego.

Gdyby ktoś potrafił odtworzyć te stare Altusy miałby lepszy dźwięk niż z większości tego, co jest sprzedawane teraz (teza śmiała, ale chyba uzasadniona). A przecież można mieć lepiej, bo są konstrukcje DIY mające cechy naprawdę bardzo zbliżone do monitorów studyjnych.

W praktyce okazuje się, że spore odchyłki od neutralnej charakterystyki są w odsłuchu mało oczywiste. Jeśli się zasymuluje brzmienie wspomnianych tu kolumn, w porównaniu do dźwięku neutralnego, to tą różnicę można usłyszeć, ale po wyrównaniu głośności trzeba się dobrze wsłuchać. Czyli słuch jednak działa nie tak, jak to sobie wyobrażamy. Głośnik z membraną aluminiową, papierową czy wykonaną z tworzywa sztucznego albo z połączenia różnych materiałów zagra troszkę inaczej. Obudowa stabilna i ciężka też da inny dźwięk niż lekka wydmuszka. Wystarczy opukać kilka palcem (tak jak się stuka do drzwi) i okazuje się, że są takie "głuche" czyli dźwięk pochodzi z palca a nie ze skrzynki, a są też i takie, które przypominają raczej pudło gitary akustycznej. Różnice w brzmieniu są większe gdy widzi się co jak wygląda, a mniejsze, kiedy nie wiadomo co gra i jak się prezentuje, czy nawet ile waży. Znajomość ceny wpływa na ocenę w sposób zadziwiający.

Gdyby ktoś się nosił z zamiarem kupienia jakichś nowych kolumn, to powinien sobie zrobić taki test z symulowanym brzmieniem i przy wyrównanej głośności. To naprawdę zmienia perspektywę. Zresztą nie tylko to.

środa, 6 kwietnia 2022

Skąd się bierze brzmienie

Dobry sprzęt audio nie ma żadnego brzmienia. Wyjątkiem są kolumny głośnikowe i słuchawki. Te mają i będą miały brzmienie, bo nie udało się jeszcze skonstruować kolumn i słuchawek z płaską charakterystyką częstotliwościową. I jeśli nie zostanie wykorzystana jakaś inna koncepcja niż te dotąd stosowane, to nic pod tym względem się nie zmieni. Warto pamiętać, że charakterystyka częstotliwościowa kolumn i słuchawek jest bardzo nierówna, a różnice pomiędzy poszczególnymi konstrukcjami są naprawdę spore. Ale pomimo tak znacznych obiektywnych różnic, czyli w pomiarach, subiektywnie wydaje się nam, że są one jakoś nieszczególnie duże.

To samo dotyczy mikrofonów. W laboratorium, różnią się między sobą bardzo, a na ucho raczej tylko trochę.

Kolumny, słuchawki i mikrofony różnią się brzmieniem, jednak trudno będzie nawet wskazać, które są lepsze. Ktoś wybierze to, inny tamto, wszystko zależy od upodobań, a nawet nastroju w danym momencie.

Poza tym jeśli chodzi o przetworniki, to różne koncepcje i materiały skutkują tym, że dają one inne spektrum zniekształceń. Te zniekształcenia są niewielkie w przypadku głośników, także w odniesieniu do słuchawek, ale tu są nawet jeszcze mniejsze. Słuchając ze zwykłą głośnością, a zatem w zakresie bezpiecznym dla słuchu, te zniekształcenia są praktycznie rzecz biorąc mało istotne, ale jeśli się głośność mocno zwiększy, to te różnice będą już łatwiejsze do zauważenia i faktycznie wpłyną na charakter dźwięku.

Różne metody zapisu, odtwarzania czy transmisji też mogą mieć brzmienie. Analogowa taśma magnetofonowa ma swoje specyficzne brzmienie. Nagrana pod kątem optymalnej jakości tego jej własnego brzmienia jest bardzo mało, prawie wcale. Ale jeśli ktoś się postara i będzie nagrywać w specyficzny sposób, to wpływ taśmy magnetycznej na dźwięk będzie już zauważalny.

Analogowa płyta gramofonowa też ma specyficzne brzmienie, szczególnie pod koniec strony jeśli muzyka jest trochę bardziej głośna i dynamiczna.

Transmisja radiowa ma swoje brzmienie, szczególnie na AM. FM na UKF-ie tego brzmienia jest bardzo mało. Najłatwiej usłyszą różnicę osoby młode, które są w stanie odebrać częstotliwości powyżej 15 kHz. Co prawda radio na UKF FM ryczy od wielu lat i każdy to bez trudu rozpozna, ale gdyby wyłączyć wszystkie radiowe "poprawiacze" dźwięku i nadać coś tak jak jest na płycie, to osoba nie słysząca już 15 kHz nie powinna odróżnić transmisji przez radio od oryginału.

Sprzęt generalnie jest zbyt dobry, żeby wystąpiły jakieś słyszalne różnice. W podwójnie ślepym teście wszystko klasy Hi-Fi co nie jest popsute gra tak samo.

O tym, że kable nie mogą robić różnicy już był post. O tym, że wzmacniacze grają tak samo też. I o odtwarzaczach, które muszą grać identycznie także.

Wzmacniacze i odtwarzacze skonstruowane starannie i pod kątem uzyskania najlepszych parametrów grają tak samo. Dobrze zaprojektowane wzmacniacze grają identycznie do momentu, gdy się je przesteruje. Ale jeśli komuś nie zależy na zachowaniu dobrego słuchu na całe życie, to mu nie zależy na niczym, a na jakości to już wcale.

Czasem jednak brzmienie skądś się bierze. Coś powinno grać tak samo, ale nie gra tak samo. Ktoś, kto czyta audiofilską poezję wierzy, że to powodują jakieś właściwości paranormalne sprzętu. A jak ktoś czyta wyniki pomiarów, to zauważy, że one nie przystają do poezji. I właśnie w pomiarach trzeba szukać odpowiedzi na pytanie dlaczego gra inaczej, chociaż powinno grać tak samo.

Teraz w kilku postach sobie zobaczymy sobie co, dlaczego i jak robi różnicę.

piątek, 1 kwietnia 2022

Wielozadaniowy kompresor radiowy

Rozgłośnie radiowe w Polsce zakupiły nowe kompresory dynamiki, które stały się już standardem na świecie. Te kompresory nie tylko pozwalają na zmniejszenie dynamiki dźwięku do zera, ale posiadają też inne funkcjonalności.

Niektóre z nich są tajne, ale z tych jawnych jedna jest szczególnie przydatna.

Jeśli kierujący pojazdem stwierdzi, że w którymś kole jest za mało powietrza, w szczególności na dole, to nie musi tego koła dopompować, ale wystarczy, że włączy radio, które używa tych nowych kompresorów, tzn. stację radiową, która je ma i stosuje, a następnie otworzy okno bliższe oponie, która ma za niskie ciśnienie.

Jeśli w prawym przednim kole jest na dole za mało powietrza, to trzeba włączyć radio i uchylić na chwilę okno, tzn. opuścić szybę. Oczywiście prawe przednie. Analogicznie, jeśli za mało powietrza jest w tylnym lewym kole, to trzeba otworzyć tylne lewe okno. *)

Kilka minut z włączonym radiem i otwartym oknem i koło dopompowane.

Nie wolno jednak jeździć z włączonym radiem i oknami otwartymi przez cały czas, bo grozi to tym, że ciśnienie wzrośnie ponad miarę. Może to się skończyć uszkodzeniem opony.

Realizatorzy dźwięku pracują nad ustawieniami, aby można było dopompować koło nawet wtedy, gdy brakuje powietrza także na górze, a nie tylko na dole.

Słuchanie radia, które ma te nowe kompresory, pomaga też ludziom, którzy cierpią na zbyt niskie ciśnienie tętnicze. Zamiast pić kawę lub nawet brać jakieś prochy na podwyższenie ciśnienia tętniczego wystarczy włączyć radio.

Jeśli ktoś ma nadciśnienie, to rozgłośnie radiowe mające nowe kompresory dynamiki też pomagają, ale w tym przypadku trzeba używać srebrnych kabli. Nie muszą one być wykonane ze srebra. Wystarczy je popryskać srebrnym szprejem i po sprawie.

Problem powstaje wtedy, kiedy w samochodzie są ludzie mający nadciśnienie i niedociśnienie. Przy okazji: te nowe radiowe kompresory dynamiki działają w opisany sposób tylko przez radio samochodowe. Ale specjaliści pracują nad tym. Zaangażował się w to szczególnie pewien amerykański specjalista od zrowa (czyt.: zdrowia) Tońcio Fałczio. Temat ma być rozwiązany w ten sposób, że trzeba sobie wszczyknońć coś do organizmu i wtedy kompresja zadziała dobrze na wszystkich.

Chcący być na bieżąco w temacie muszą słuchać radia Erewań.

Dodam jeszcze, że nasze rozgłośnie radiowe będą grać jeszcze piękniej, gdy zostaną zatrudnieni jako realizatorzy dźwięku artylerzyści-weterani wojenni. Tysiące wystrzałów w uszach czyni człowieka szczególnie predysponowanym do pracy w radio na stanowisku realizatora dźwięku.

*) Jak auto ma dwoje drzwi, to uchylamy odpowiednie, czyli po właściwej stronie, okno i otwieramy bagażnik.

środa, 23 marca 2022

Instrukcja obsługi - zawsze warto przeczytać

Producenci dają instrukcje obsługi do różnych rzeczy. Do pralek, wiertarek, lodówek, a nawet gramofonów. Instrukcję obsługi do gramofonu warto przeczytać, jak zresztą każdą inną, szczególnie zanim się zacznie robić o nim jakiś film.

Firma na literę "T" w instrukcji do gramofonu pisze wyraźnie, że wkładka ma być równoległa do główki, a samo jej ustawienie jest w przypadku ich produktów bardzo ułatwione. Wystarczy zmierzyć 52 mm od-do i po sprawie. Proszę spojrzeć na obrazek:

Zdjęcie monitora z otwartą stroną instrukcji obsługi.

1) Mierzyć co i jak.

2) Wkładka ma być prosto.

Na co jeszcze warto zwrócić uwagę? Z prawej strony mamy napisane: pierwsze kroki. Tak, pierwsze kroki.

Filmów w internecie jest zatrzęsienie. Niestety często ich autorzy nie zdają sobie sprawy z tego, że mówią prozą. Nie zdają sobie sprawy z wielu rzeczy. I nie dotyczy to tylko tematyki audio, ale jej szczególnie. Ktoś, kto chciałby sobie usmażyć naleśniki według jednego z poradników filmowych będzie musiał wyjść na miasto kupić sobie coś do jedzenia. Natomiast w odniesieniu do sprzętu grającego to niestety on zawsze jakoś zagra. Niestety, a może i stety, mało kto ma dobry słuch. Ale i wtedy, tzn. jak ktoś jest na wpół głuchy, może zostać realizatorem dźwięku.




czwartek, 17 marca 2022

DVD z 24 fps na 25 fps

Od czasu do czasu przysłuchujemy się tu ścieżkom dźwiękowym filmów wydanych swego czasu na DVD. Żeby dźwięk odzyskał swe naturalne brzmienie należy spowolnić nieco (o 4%) szybkość odtwarzania. Dotyczy to oczywiście filmów kinowych zarejestrowanych w oryginale na taśmie filmowej, która ma 24 klatki na sekundę.

Czasem jednak jest tak, że film oryginalnie miał 24 klatki na sekundę, ale żeby go odtworzyć prawidłowo nie należy nic kombinować z prędkością.

Dzieje się tak dlatego, że transfer na DVD odbył się metodą "na skróty".

Jeśli weźmie się projektor filmowy i wyświetli film na ekranie, a na ekran nakieruje kamerę telewizyjną, to z wykonanego w ten sposób nagrania otrzyma się materiał do wyprodukowania DVD, który nie został przyspieszony. To samo dotyczy dźwięku. Tak wydane DVD zdarzają się rzadko, ale się zdarzają.

W takim razie okazuje się, że pułapek na kinomana jest zastawionych kilka. Dla nas ważne są dwie. Trzeba zawsze sprawdzić czy film należy spowolnić przy odtwarzaniu czy nie. Warto też upewnić się czy dźwięk ma podwyższoną tonację, bo może się zdarzyć, że dźwięk i obraz są przyspieszone, ale ton został jednak obniżony.

DVD ma swe zalety, ale ma też i wady. Nawet są pułapki.

Frank Zappa powiedział kiedyś: „Niektórzy naukowcy twierdzą, że wodór, ponieważ jest go takie mnóstwo, jest głównym budulcem wszechświata. Nie zgadzam się z tym. Twierdzę, że głupoty jest więcej niż wodoru, i że ona jest głównym budulcem wszechświata.“ Ja się z tym nie zgadzam. Według mnie podstawowym budulcem wszechświata jest kłamstwo.

Czy widział ktoś kiedyś reklamę DVD, gdy to była nowość, żeby ktoś tam napisał, że filmy będą się wyświetlały za szybko, a dźwięk zostanie przyspieszony? Nie? A powinni tak napisać panowie pismacy. A skoro nie pisali, to kłamali.

A teraz kłamią już jak z nut. Praktyka czyni mistrza. Do audiofilskich kłamstw będziemy wracać.

sobota, 12 marca 2022

DVD na 24 fps: Asterix Gal

Skąd my to znamy?

 To też skądś znamy...

Skład magicznych eliksirów jest znany wyłącznie ich producentom. Ostatnio nawet niektórzy dostali dyspensę na ujawnienie ich receptury na 75 lat.

Ścieżka dźwiękowa jest nagrana analogowo, bo wtedy inaczej się nie dało. Wszystko jest fajne, nawet trudno wskazać jakiś jeden szczególnie fajny dźwięk czy odgłos. A takie fajne jest, bo zniekształcenia są spore i dobrze znane. Pamiętane z czasów, kiedy byliśmy piękni i młodzi.

Czas ucieka, natomiast w magazynie zajmującym się sprzętem audio pewien czas temu ktoś strasznie się zżymał, że jakieś coś nie odtwarza nic więcej ponad próbkowanie 96 k. Być może już niedługo będą się oburzać, że tylko 192 kHz odtwarzają, a oni przecież słuch mają coraz młodszy i lepszy. Ja nawet pół wieku temu pacholęciem będąc nie słyszałem nic ponad 20 k. Nawet nie wiedziałem, że są jakieś kilo-herce. Ale dziennikarze najwyraźniej tak mają, że z upływem lat słyszą coraz szersze pasmo. Być może któryś będzie mógł słyszeć uszami radio FM, jak to miał ktoś na płycie rejdjokałos.

środa, 9 marca 2022

Jeszcze raz o przedwzmacniaczach gramofonowych

W poprzednim poście ustaliliśmy, że najrozsądniejszą opcją dla kogoś, kto stał się posiadaczem kolekcji płyt analogowych jest wykorzystanie posiadanego sprzętu, tzn. wzmacniacza i gramofonu z wkładką MM, o ile ta będzie dobrej jakości. Koszt całego przedsięwzięcia ograniczy się, przy odrobinie szczęścia, do zakupu nowej igły, czterech wtyczek i kilku metrów kabla. Natomiast ta odrobina szczęścia polega na tym, że posiadany wzmacniacz ma wejście dla wkładek MM o dobrych parametrach, czyli niskiej pojemności. Wtedy po dopasowaniu pojemności kabla można uzyskać idealną charakterystykę częstotliwościową, a zatem najlepszą możliwą jakość dźwięku.

Problem polega na tym, że dobre wejście MM ma bardzo, bardzo mało wzmacniaczy zintegrowanych.

Załóżmy, że ktoś ma dobry gramofon i dobrą wkładkę MM z nową albo mało używaną igłą. Jednak wejście MM jest złej jakości, gdyż ma zbyt dużą pojemność. Niech ten ktoś postara się teraz o jakiś osobny przedwzmacniacz MM. Może to być ten, którego wykresy z pomiarów mamy poniżej.


Przedwzmacniacz, konstrukcja prawdopodobnie z roku 2019, posiada wejścia MM i MC, przy czym MM ma aż 1890 pF. Skutkuje to tym, że jest podbicie 6 dB przy 4,5 kHz, natomiast dla 10 kHz spadek jest aż 10 dB. Słuchanie tego to musi być koszmar. Ale sekcja MC jest bardzo dobra. Biorąc pod uwagę cenę, 3000 Euro, to musi taka być.

Ten "cud" techniki jest zbudowany na lampach, waży 11 kilogramów, a jego wymiary to: 43,5 × 9,5 × 31 cm. Czyli po prostu misi brzmieć cudownie, bo jest analogowe, lampowe, wielkie, ciężkie, waży tyle co lokomotywa i jest piękne. No i rzecz najważniejsza - jest drogie.

Z wykresu dla sekcji MM widać jednak, że to nie nie może zagrać. Ten mutant jest zrobiony po to, żeby używać tylko części MC. Sekcja MM to dodatek, ładnie będzie to wyglądało w ulotce reklamowej i w omówieniach na stronach internetowych.

Sprawdźmy nieco dokładniej jaką jakość gwarantuje nam sekcja MM. Pasmo przenoszenia, odczytane z wykresu, 10 Hz - 8 kHz przy tolerancji +/- 6 dB.

A teraz popatrzmy sobie na poniższy schemat:


To jest schemat wejścia korekcyjnego MM we wzmacniaczu Diora WS-301S "Trawiata". Cały schemat można zobaczyć w Radioelektroniku 4/5 '82. Podane tam mamy, że ten przedwzmacniacz gwarantuje korekcję RIAA z dokładnością +/- 2 dB. A zatem w porównaniu do tego cudaka za 3000 Euro jest dużo lepszy. Tak, jest lepszy i gwarantuje lepszą jakość dźwięku z bardziej wyrównanym i szerszym pasmem. To szersze pasmo będzie skutkiem tego, że na wejściu mamy kondensator C101 o pojemności 22 pF.

Dodatkowo nawet gdyby ktoś przekonstruował ten przedwzmacniacz za trzy tysiące Euro i zmniejszył mu pojemność wejścia do jakichś 30 pF, to po dopasowaniu kabli do jednego i drugiego (tego z Trawiaty) dźwięk będzie praktycznie taki sam. To, że w jednym przypadku charakterystyka wyjdzie płaska jak od linijki, a w drugim z odchyłkami +/- 2 dB, to subiektywnie taka pofalowana może być nawet "fajniejsza". Wszystko zależeć będzie od tego, co zostanie osłabione, a co wzmocnione.

Z całą pewnością ktoś, kto posłucha płyt na obu przedwzmacniaczach nie usłyszy nic więcej, ani nie straci niczego. Nie będzie żadnego detalu, który "ujawni" lepszy przedwzmacniacz i nie będzie żadnego detalu, który zniknie na gorszym. Różnica będzie tylko i wyłącznie polegać na troszkę innej barwie dźwięku. Szumy nie mają praktycznego znaczenia, tak jak i zniekształcenia. Są za małe, żeby zrobić jakąkolwiek różnicę.

Więc na czym polega różnica? Oczywiście na tym ile to kosztuje. I na micie, że lepszy, czyli drogi, sprzęt odtwarza jakoś inaczej i można coś więcej usłyszeć.

W takim razie można kupić nową igłę za powiedzmy siedem stów, osobny przedwzmacniacz za trzy i mieć jakość tak dobrą, jak to jest możliwe. Obiektywnie wkładka MC będzie lepsza. Ale my naprawdę nie słyszymy tak dobrze, żeby to zauważyć. W istocie nasz słuch działa w ten sposób, żeby eliminować zniekształcenia, a nie - żeby je wyłapywać.

A co do "testu" w tej gazecie, to myślicie, że ktoś wytknął problem nieużyteczności sekcji MM? Napisał ktoś, że pojemność trochę za wysoka.

Ale nikt mi nie uwierzy, że przedwzmacniacz za trzy stówy z wkładką magnetyczną zagrają tak dobrze jak moving coil... A, że na przedwzmacniaczu wzmacniacza zintegrowanego to już zupełnie nikt...