środa, 25 maja 2022

DVD na 24 fps: Star Wars

Z Gwiezdnymi Wojnami jest problem. Ktoś może powiedzieć, że jest ich więcej. Przykładowo: dźwięk rozchodzi się w próżni, statki kosmiczne poruszają się jakby były okrętami podwodnymi pływającymi w cieczy, albo samolotami latającymi w powietrzu, są większe od wewnątrz niż z zewnątrz, zawsze jest w nich grawitacja, nawet w szalupie ratunkowej, osiągają prędkość nadświetlną i nie powoduje to żadnych przeciążeń, tak samo hamują. Ten najważniejszy jest jeden. Mianowicie brak akceptacji tego, co się zrobiło wcześniej. Z tego względu "nowe" części są takie, jakie są i nie pasują do tych "starych". Wychodzimy z założenia, że części jest sześć. "Epizod IV" nie pasuje do pierwszego czyli "Mrocznego Widma". Naturalnie do dwóch pozostałych też. Nie ma wiele sensu porównywanie pierwszego filmu z 1977 roku do tego z 1999. My tu jednak zaczynamy słuchać ścieżek dźwiękowych do wszystkich filmów z serii od tego pierwszego.

Andrzej Wajda poprawiał swoje filmy cenzurując je. Patrz: Kalina i Daniel, dorożka, "Ziemia Obiecana". George Lucas też poprawił swoje filmy tylko w drugą stronę - dodając nowe rzeczy. Wyszło to niestety dużo gorzej niż w oryginale.

W tym kadrze znajdujemy dwa rodzaje środków lokomocji. Który byś wybrał Czytelniku, mając do pokonania pięćset mil na pustyni? A czy B? Poza tym który środek lokomocji lepiej sprawdza się w przestrzeni kosmicznej?

Mając do dyspozycji statki kosmiczne rozwijające prędkość nadświetlną czyli wymaganą technikę i technologię pozwalającą na budowanie pojazdów, którymi zołnieże (sic!) mogliby się swobodnie poruszać nawet po pustyni, szefostwo wybiera jakieś stwory. Stwory w porównaniu do pojazdów są: 1.Powolne. 2.Trudne w sterowaniu, bo bydle może poleźć nie tam, gdzie zołnież (sic!) mu każe, albo w ogóle się wystraszy i pobiegnie w panice w przepaść czy np. pod gąsienice jakiegoś wehikułu, przy czym nie chodzi o żywe gąsienice. 3.Trzeba to karmić, sprzątać itd. Z jakichś powodów onegdaj wojowało się na koniach, a nie wołach. Nawet teraz niektórzy wykorzystują konie do tratowania emerytek, gdyż wierzchowce są do tego bardziej predysponowane niż bydło.

Film wciąż ma klimat, chociaż możliwe, że tylko dla tych, którzy oglądali go swego czasu w kinie, tak jak autor bloga. Siedziałem może w czwartym rzędzie, trochę z boku. Zazwyczaj miałem lepsze miejsce, ale ten film cieszył się bardzo dużą popularnością, więc kino było wypełnione prawie do ostatniego miejsca.

Dzisiaj film ogląda się i słucha inaczej z wielu względów. Przede wszystkim Księżniczki już z nami nie ma i to od dłuższego czasu. A dla przypomnienia może warto posłuchać też tego fragmentu pewnej audycji radiowej, z której można się dowiedzieć, który temat muzyczny co opisuje. Plik będzie dostępny przez kilka dni od dziś. To przed obejrzeniem filmu.

Być może ktoś jeszcze ma starą kasetę z oryginalną wersją filmu. Tylko skąd tu teraz wziąć magnetowid? Łatwiej by było z odnalezioną taśmą filmową. W muzeach mamy starsze i bardziej unikalne rzeczy więc kto wie? To by była naprawdę fajna rzecz obejrzeć film z oryginalnej taśmy jeszcze raz. George Lucas na pewno ma te taśmy dobrze schowane. A jeszcze bardziej na pewno istnieją skany tych oryginałów. Ja bym kupił takie wznowienie odpowiadające temu co było w kinie, pewnie znalazłoby się jeszcze trochę chętnych.

środa, 18 maja 2022

Skąd się brzmienie bierze. Wzmacniacze

Dobry, nie znaczy drogi, wzmacniacz nie ma żadnego brzmienia, dopóki się go nie przesteruje. Słuchacz o muzykalnym i wrażliwym słuchu nie przesteruje wzmacniacza ponieważ za głośno jest już wtedy, gdy moc oscyluje poniżej jednego wata. Typowe kolumny i przeciętne pomieszczenie dają przy mocy 2x1 W ponad 80 dB, a to już jest zdecydowanie za dużo, aby posłuchać całej płyty. Gdyby zapis dźwięku miał dużą dynamikę, to jeden wat by nie wystarczył, ale słuchając winyli, typowych płyt CD czy plików, dużej dynamiki na nich szuka się próżno.

A nawet gdyby ta dynamika dźwięku na takiej czy innej płycie lub w pliku się znalazła, to zazwyczaj jest jeszcze kilkadziesiąt watów mocy, czy nawet ponad setka, w rezerwie. Ceniąc sobie wrażenia estetyczne słuchamy umiarkowanie głośno, a raczej umiarkowanie cicho, więc każdy wzmacniacz będzie wystarczająco silny, aby się znaleźć poniżej clippingu. A jak ktoś chce się ogłuszać, to monobloki po kilowat każdy nie wystarczą.

Warto pamiętać, że na płytach winylowych w przyczyn technicznych nie da się uzyskać dużej dynamiki dźwięku. Nośniki cyfrowe mają większy potencjał... którego nikt nie wykorzystuje, bo zapis o dużej dynamice jest cichy w odbiorze i realizatorzy dźwięku od zarania techniki cyfrowej walczą z dynamiką i jakością. Mała dynamika i zła jakość czyli duże zniekształcenia są tym czego słuchacz oczekuje.

Wobec tego wzmacniacze nie mają żadnego brzmienia, bo są zbyt dobre, zniekształcenia i szumy są za małe, żeby miały jakieś znaczenie, a moc zazwyczaj jest więcej niż wystarczająca, pomijając niektóre lampowe zdechlaki. Nie każdy wie, ale taki lampowy cherlak o mocy kilkunastu watów potrafi zabrzmieć potężniej niż tranzystor o znacznie większej mocy właśnie dlatego, że lampy obetną szczyty w specyficzny sposób, co doda tych "fajnych" zniekształceń i sprawi, że dźwięk będzie subiektywnie bardzo głośny. Ale okazuje się, że można być poniżej clippingu, a wzmacniacz i tak czemuś się wyróżnia.

Ten wzmacniacz poniżej nie ma brzmienia.


Wzmacniacz zintegrowany 1500 Euro. Względnie niska cena i bardzo małe zniekształcenia.

 

Ale ten prawdopodobnie już ma.


Wzmacniacz zintegrowany 49000 Euro. Bardzo wysoka cena i proporcjonalnie do ceny podniesiony poziom zniekształceń.   

 

Widać wyraźnie, że pierwszy ma bardzo małe zniekształcenia, ale ten drugi... Wychodzi na to, że ktoś się specjalnie postarał, żeby te zniekształcenia wywindować. K2 idzie równiutko i na wysokim poziomie, a podobno parzyste harmoniczne dają to miłe dla ucha brzmienie. Pewnie nie dla każdego ucha, raczej na pewno nie dla tego zdrowego, które jeszcze coś słyszy i na dodatek dobrze słyszy. Więc chyba to nie będzie ucho realizatora dźwięku. W każdym razie zniekształcenia są na tyle duże, że i bez przesterowania ten wzmacniacz podbarwia audycję. Trzeba dodać, że to wzmacniacz tranzystorowy. Natomiast lampowe często mają bardzo podobnie jak ten tu.

Problem polega na tym, że nie zawsze mamy dane z pomiarów. Producenci zatrudniają marketingowców i dziennikarzy. Ci pierwsi wymyślają jak ściemniać, a drudzy tą ściemę uskuteczniają. Klient się naczyta, uwierzy, kupi, a potem powtarza ściemę dalej. Jeśli chodzi o drugi wzmacniacz, to w reklamach zapewne mówiono o zachowaniu jak najwierniejszego brzmienia. Ale że to się odbywa poprzez podniesienie poziomu zniekształceń, to już tego w reklamach nie piszą.

My tu na blogu widzimy o co kaman, bo patrzymy na wykresy i ogólnie na wyniki pomiarów, ale są i tacy, którzy poprzestają na reklamowych sloganach.

Ciekawe co słyszą posiadacze tego cudu techniki. Znają osobiście jakiegoś laryngologa, byli na wizycie? Samopoczucie jednak mają dobre. Gwarantuje im to świadomość dobrze zainwestowanych pieniędzy.

W takim razie ci, którzy mają wzmacniacze bez brzmienia mogą je trochę ściszyć, żeby na stare lata móc jeszcze coś usłyszeć, choćby nawet demolkę i zniekształcenia, które poczynili realizatorzy.

poniedziałek, 2 maja 2022

Skąd się brzmienie bierze. Przedwzmacniacze gramofonowe

Przedwzmacniacz do gramofonu nie powinien mieć żadnego brzmienia, bo ma bardzo małe zniekształcenia. MC może trochę więcej szumieć, ale to zdaje się nikomu nie przeszkadzać. Jak to już zostało wcześniej pokazane, przedwzmacniacz MM o za dużej pojemności wejścia potrafi bardzo mocno zaburzyć charakterystykę częstotliwościową, co wpłynie na dźwięk. Ale nawet wtedy, gdy ta pojemność jest wystarczająco mała aby uzyskać dopasowanie, a nawet jest regulowana, taki przedwzmacniacz może "uzyskać" brzmienie i to w obu sekcjach czyli dla MM i MC.

Zatem jak to zrobić? Czyli co może zrobić producent, aby się wyróżnić? Popatrzmy na rysunek:


Rys. 1.

 

Rysunek pokazuje dwa przedwzmacniacze. Ten z lewej, w obudowie o kształcie rury, brzmienia nie ma. Nawet w przypadku sekcji MM, gdyż pojemność wejścia jest mała i dobierając odpowiedni kabel uda się uzyskać zupełnie płaską charakterystykę. Ten z prawej natomiast brzmienie posiada, gdyż ktoś zdecydował, że charakterystyka będzie nierówna. Sprawa jest oczywista, nierówno w basie, za dużo tego wyższego i za dużo części średnich tonów. To na pewno da się usłyszeć, a duża pojemność wejścia MM (600pF) sprawi, że wysokie tony będą świdrować w uszach, a każda płyta zatrzeszczy i zaszumi jak nieprzymierzając szelak. Szansa jest mała, że wejście MM we wzmacniaczu zintegrowanym, które ktoś już ma, jest lepsze, ale MC już prawie na pewno. Wydatek 300 Marek był zatem zbędny.

Przykład drugi.

Rys. 2.

W tym przypadku oba przedwzmacniacze mają brzmienie dla sekcji MM, gdyż pojemność jest za duża. Natomiast wejście MC ma brzmienie w przypadku tego przedwzmacniacza, który jest tańszy. Ma on jakby na stałe włączony filtr niskich częstotliwości, dotyczy to również MM, tzn. ten filtr jest też "włączony". Takie coś daje się usłyszeć. Trzeba wiedzieć na co zwrócić uwagę i może też mieć kolumny, które są trochę lepsze w niskim basie, ale można.

Ponadto ten tańszy wzmacniacz ma tendencję wzrostową w kierunku wysokich tonów. Minimalnie, ale jednak. Możliwe, że ktoś byłby to w stanie usłyszeć oczywiście na MC. Czyli ten tańszy ma zdecydowanie charakterystyczne brzmienie. Różnica w sumie mała, ale jest.

Na koniec trzeba przypomnieć porzekadło, które mówi, że "diabeł tkwi w szczegółach". Na takie szczegóły trzeba zwracać uwagę. Problem w tym, że zazwyczaj nie ma żadnych wykresów i wszystko odbywa się w ramach odsłuchu zasugerowanego poematami napisanymi przez marketingowców. Zmysły są zawodne i działają w sposób bardzo specyficzny, a siła sugestii jest przeogromna.

W magazynach o sprzęcie i w internecie na forach można znaleźć wiele tekstów, które zawzięcie bronią płyt analogowych. Według ich zwolenników są lepsze niż zapis cyfrowy. Czy aby jednak wszyscy obrońcy mieli idealnie dopasowaną pojemność dla wejścia MM? Czy wszyscy mieli dopasowaną impedancję wejścia MC? I czy wszyscy mieli takie przedwzmacniacze, które miały w ogóle płaską charakterystykę?

Całkiem możliwe, że bronili swych racji mając dźwięk podbarwiony. Co pomyślicie o właścicielu przedwzmacniacza z prawej na pierwszym rysunku oraz wkładki MM, który wykłóca się do upadłego na jakimś forum, że winyl brzmi lepiej niż pliki, CD czy SACD? Gdyby sobie dodał trochę basu, tonów średnich i całkiem sporo wysokich, to może i z nośnika cyfrowego muzyka zabrzmiałaby mu tak jak lubi? Jeszcze trzebaby dodać trochę zniekształceń.