sobota, 18 września 2021

Odblokowanie radia samochodowego

Słuchanie muzyki w aucie to bardzo słaby pomysł. Zasada jest taka, że im większe pomieszczenie, tym lepsze są szanse na uzyskanie dobrego brzmienia. Oczywiście nie można tego sprowadzać do absurdu. Hangar dla dużego samolotu nadaje się na pomieszczenie kontrolne mniej więcej tak, jak lis do pilnowana kurnika. Ale pokój o powierzchni np. 40 metrów kwadratowych, który ma dobre proporcje, to nadaje się świetnie. Dobra adaptacja akustyki i mamy lepiej niż w większości reżyserek radiowych czy telewizyjnych, a nawet lepiej niż w małych studiach nagraniowych. Kto nie wierzy niech poszpera w sieci. Można bez trudu znaleźć zdjęcia czy filmy, które pokazują, że tam mają źle, a nawet gorzej.

Czasem jednak dzieje się coś ważnego i dobrze być na bieżąco. Jeśli się włączy w samochodzie radio, będziemy wiedzieć co się dzieje aktualnie, a to może być bardzo istotne. Problem pojawia się wtedy, gdy radio chcemy włączyć, a ono nam pokazuje, że trzeba je odblokować. Fajnie, ale dlaczego, bo przecież grało i jakie to są te cyferki? Radio nie chce grać, bo odłączyliśmy akumulator, bo trzeba było wymienić coś, co było pod akumulatorem i trzeba go było wyciągnąć. Ale co wklepać, to już jest zagadką.

Okazuje się, że ta zagadka może być do rozwiązania w zaskakująco prosty sposób. Jeśli samochód nie jest nowy, to mogło się coś takiego zdarzyć poprzedniemu właścicielowi. A on nauczony doświadczeniem zapisał ten pin do radia na nim samym. Warto je więc wyjąć i obejrzeć z każdej strony. Jeżeli zauważymy, że ktoś coś na nim napisał i są to właśnie cyfry, to jesteśmy w domu.

Dlatego trzeba obejrzeć radio z każdej strony, bo możemy zobaczyć na filmie lub zdjęciach, że numer radia, który trzeba wpisać w aplikacji lub komuś podać znajduje się z tej strony, a pin mamy napisany z drugiej, albo na spodzie. W moim był napisany na wierzchu, więc było go znaleźć łatwo.

Poza tym warto mieć radio odblokowane już choćby po to, żeby nie trzeba było komuś tłumaczyć czemu nie gra. Nie jest to przyjemne zajęcie, bo nie każdy będzie chciał uwierzyć w to, co się mu powie. Lepiej już opowiedzieć historię dlaczego się nie lubi słuchać radia w samochodzie. A dlatego, co już wiemy, że dźwięk jest paskudny, ponadto jest hałas, a poza tym są reklamy i pranie mózgu. Kto by to zniósł?

Ale jak zobaczymy UFO i włączymy radio, to nam powiedzą skąd przyleciało i po co. Na pewno przywieźli szczepionki, ulotki i hulajnogi.

piątek, 10 września 2021

Telefon jako przenośny odtwarzacz

Telefon komórkowy do odtwarzania muzyki nadaje się... różnie. W zależności od tego jaki to jest telefon. Ale do telefonowania także nadaje się różnie.

Fotka poniżej jest dość kiepska, gdyż trudno jest zrobić dobre zdjęcie czegoś błyszczącego i czarnego jeśli się nie ma do dyspozycji profesjonalnego sprzętu. Konkretnie filtru polaryzacyjnego.




Od lewej: Ten telefon jest najstarszy i do odtwarzania muzyki i słuchania czegokolwiek nadaje się słabo. Można sobie włączyć radio, ale tylko w mono. Drugi telefon też daje tylko możliwość włączenia radia, tym razem już prawdopodobnie w stereo. Nie działa, więc nie sprawdziłem. W każdym razie nie da się do nich wgrać swoich plików ani odtwarzać czegoś z sieci. Ten trzeci, niebieski, ma radio FM stereo i oczywiście można sobie też słuchać radia internetowego i wgranych czy ściągniętych plików, gdyż to już jest prosty smarkfon. To samo, nawet lepiej, bo ma szybsze połączenie z internetem potrafi ten ostatni. Uważniejsi zauważą oczywiście, że to tylko sam pobity panel. "Resztą" z nowym wyświetlaczem zrobiłem zdjęcie tej kolekcji.

Te gorsze telefony w teorii nadają się lepiej do słuchania, jako przenośne odtwarzacze, bo są mniejsze i lżejsze. Mały to znaczy dobry, poręczny, lekki, prawdziwie przenośny.

Te starsze telefony poza tym są lepsze jako... telefony. Ten duży i dość nowoczesny jako telefon sprawdza się najgorzej. Jest niewygodny w obsłudze, ma kształt niepasujący do ręki, jest ciężki. W sumie jest dowodem, że my zwyczajnie dajemy sobie wciskać coraz bardziej beznadziejny sprzęt, który ponoć ma być coraz lepszy. Wzięcie do ręki nowego smarkfona, który jest ciężki i nie pasuje do ręki oraz starego, lekkiego wywołuje refleksję, że rozwój sprzętu polega często na tym, że staje się karykaturą samego siebie.

Te mniejsze nigdy nie zaliczyły gleby. Natomiast ten nowy jeden jedyny raz strzelił o beton i się potłukł. Wyśliznął się z kieszeni z ogrodniczek podczas odpalania kosiarki. Inna kieszeń ma suwak, ale kto by wpadł na myśl, że coś takiego się może wydarzyć. Mogło, więc się wydarzyło.




Nowoczesny smarkfon nie sprawdza się ani jako telefon, ani jako przenośny odtwarzacz. Mam przenośny odtwarzacz mp3, który czyta wszystkie formaty, ma wielkość znaczka pocztowego, waży tyle co komar i ma klips, żeby go przypiąć do kieszonki, na przykład. Nowoczesny smarkfon nie mieści się w kieszeni spodni, takich zwykłych dżinsów. Trzeba uważać, żeby nie upadł, a ma do tego jakieś szczególne predylekcje. Źle się go trzyma w ręce. Jest ciężki.

Postęp postępem, ale albo coś jest telefonem, albo przenośnym komputerem, albo aparatem fotograficznym czy kamerą. Nie da się połączyć wielu funkcji w jednym urządzeniu, bo wszystkie będą spełnione źle. Praktyczny test polegający na upakowaniu w dżinsach aparatu fotograficznego, odtwarzacza mp3 i tego najmniejszego telefonu wypadł pozytywnie. Cały kram mieści się bez problemu, kieszenie nie są wypchane i z takim ekwipunkiem można swobodnie usiąść. Jak już to zostało napisane duży smarkfon w kieszeni się nie mieści, a jeśli się usiądzie z tym cudem techniki, to jest spora szansa, że wyświetlacz pęknie.

Najbardziej irytujące dla audiofila jest jednak to, że przetwornik DA w smarkfonie jest tak dobry, że nie da się odróżnić czy gra telefon, czy stacjonarny odtwarzacz. Oczywiście kiedy już gra, bo podłączony do wzmacniacza zanim się włączy odtwarzanie może buczeć. Ale mimo wszystko zagra tak samo dobrze jak odtwarzacz za, powiedzmy, kilkadziesiąt tysięcy.

Postęp może być, i jest, irytujący. Z wielu względów.