czwartek, 25 października 2018

Kolumny Unitra Tonsil ZG 486; ZG 484

To jest tekst wspominkowy.

Nie jestem jakimś szczególnym fanem kolumn Tonsilu, ale o tych chciałbym napisać kilka zdań. Trafiłem na nie niedawno szukając w internecie czegoś całkiem innego. Dawnymi czasy czyli w latach osiemdziesiątych zobaczyłem je w jakimś sklepie. Pamiętam wrażenie, jakie na mnie wywarły te "czterdziestki". Takie właśnie kolumny, ale już znacznie później miało dwóch moich kumpli.

Trudno mi nawet powiedzieć jak one grały, chociaż mogłem ich czasem posłuchać, ponieważ jeden kumpel grał jakieś taśmy, więc jakość dźwięku nie była zbyt dobra, a drugi z kolei miał je upchane na regale pod samym sufitem, więc chociaż słuchaliśmy radia i płyt, to niewiele z tego dźwięku było słyszalne. Dzisiaj nikt by nie zabunkrował głośników pod sufitem, teraz tak się je montuje raczej tylko w sklepach, zresztą właściwie to w suficie.

W odniesieniu do czasu wizyty w sklepie nie interesowałem się sprzętem grającym w większym stopniu niż taki, że coś trzeba mieć, żeby słuchać muzyki. Byłem na to po prostu za mały. Nie wiedziałem co to jest głośnik wysokotonowy z kopułką, znałem tylko głośniki z membraną stożkową, a w domy były kolumienki ZG 15-C, więc chociaż wiedziałem co to głośnik wysokotonowy, to taki jak był w tych ZG 486 stanowił dla mnie zagadkę. Jak to gra i co w tym gra? Po co jest ten lejek i co tam jest w środku? To bardzo pocieszna musiała być scena, kiedy zaglądałem w te tuby z dziwnym wyrazem twarzy zastanawiając się nad tym niezrozumiałym "dziwolągiem".

Bardzo mi się te kolumny oczywiście podobały, zwłaszcza błyszczące pierścienie. Poza tym wtedy materiały były inne i nowe kolumny dość mocno pachniały. Same kolumny stały dosłownie na wyciągnięcie ręki, więc mogłem się im przyglądać z bliska i poczuć zapach nowości.

Ciekawostką jest to, że można spotkać dwa oznaczenia typu tych kolumn czyli  ZG 486 i ZG 484

Kolumny podobne do tych, no i wszystkie z tej serii, a także podobne do nich Altusy mają bardzo charakterystyczny wygląd, który nadają im ozdobne pierścienie na głośnikach. Zwłaszcza największe kolumny z serii wyglądają bardzo efektownie, zarówno bez maskownic, jak i z nimi. Altusy 140 z założoną maskownicą i z tymi prześwitującymi pierścieniami nawet dzisiaj jeśli chodzi o moje odczucia mają w sobie coś magicznego. Chodzi mi o wygląd, a nie o to jak grają. Zdjęcia nie oddają tego dobrze, może z wyjątkiem tych profesjonalnych, ale te są trudne do znalezienia. Altusy mają charakter w jakimś stopniu kultowy przede wszystkim ze względu na wygląd czyli błyszczące pierścienie, wielkość głośników, rozmiary i wagę.

Z dzisiejszej perspektywy zastanawiające jest, że te kolumny, a właściwie głośniki niskotonowe miały tak małe cewki, tzn. o tak małej średnicy w stosunku zwłaszcza do głośnika 30 cm. Altusy są produkowane do dziś, choć to nie są takie same kolumny, ale może warto sprawdzić, jak z tym jest teraz.

Co do ZG 486 to ciekawi mnie jak by one zagrały dziś dobrze ustawione i w dobrym akustycznie pomieszczeniu. Duży głośnik niskotonowy i częstotliwość podziału 5 kHz nie rokują dobrze. Ale tego się nie dowiemy, bo do dyspozycji ewentualnie są tylko egzemplarze z nowymi albo regenerowanymi głośnikami. W każdym razie nawet dzisiaj prezentują się efektownie. Na zakończenie warto dodać, że w oryginalnej ulotce z tamtych czasów jest podane, że pasmo ich to 45 Hz - 20 kHz. Głośniki wysokotonowe w nich to nie są raczej te z Altusów.

czwartek, 4 października 2018

Aparat słuchowy - często absolutnie konieczny

Dawniej nie przyszłoby mi na myśl, że ktoś głośno nastawia telewizor, radio, albo słucha muzyki z innego powodu niż ten, że tak lubi. Też tak bywa, ale często się zdarza, że ludzie głośno słuchają, bo inaczej nic nie usłyszą. Zresztą większość realizacji wydawnictw fonograficznych brzmi tak, jak brzmi, bo ktoś mający decydujący głos źle słyszał albo zwyczajnie już był głuchy. Ale to osobny temat.

Dość dawno temu zwróciłem uwagę, że telewizor mojego wuja gra kiepsko, bo jego obudowa rezonuje w takt tego, co się wydobywa z głośników. Telewizor był kineskopowy, duży i miał spore głośniki, nie to co teraz. A jednak cały wibrował. Czy rzeczywiście był taki zły pod tym względem? Trudno to stwierdzić, ale wuj z pewnością kiepsko słyszał, więc bardzo głośnym graniem rozklekotał obudowę i głośniki. Cóż, górnik odpalający ładunki do kruszenia urobku narażony jest na wiele niebezpieczeństw i chorób zawodowych. A wtedy chyba nie każdy używał ochraniaczy słuchu, więc przytępione słyszenie nie wzięło się znikąd.

Takich historii każdy może przytoczyć wiele. Ale czasy się zmieniły i jest niestety znacznie gorzej. Nie dla tych co są częściowo głusi, bo im to nie przeszkadza, ale gorzej się żyje tym, co coś jeszcze słyszą. Problemy są dwa. Loudness War i wynikający z tego okropny sposób realizacji dźwięku. W dzisiejszych czasach ktoś mający w miarę nieuszkodzony słuch nie jest w stanie wytrzymać słuchania radia i oglądania telewizji, a głośnego, to nie jest w stanie znieść już w ogóle. Drugi problem jest taki, że coraz więcej ludzi ma kino domowe czy zestawy stereo o dużej mocy. Jak kiedyś były do dyspozycji zwykłe telewizory i radia, to teraz 200W to jest norma. A 200W wzmacniacz potrafi zamienić życie kogoś w miarę dobrze słyszącego, kto przebywa w otoczeniu na wpół głuchego, w koszmar.

Owszem, byłem bywalcem na głośno grających imprezach, ale w tamtych czasach dźwięk nie był realizowany tak sztucznie i nieznośnie. Było głośno, ale było fajnie. Teraz nieznośnie jest nawet jak jest w miarę cicho. No ale kompresja dynamiki o więcej niż 20 dB robi swoje. Już nie tylko nie da się słuchać ale chce się od tego ryku rzygać.

Jeśli ktoś głuchy słucha w salonie tak głośno, że za głośno jest w przedpokoju przez zamknięte drzwi, a po wejściu do łazienki i zamknięciu drugiej pary drzwi wciąż można słyszeć dokładnie wszystkie słowa, jakie padają w studio telewizyjnym, to życie staje się trudne.

Pisałem to już wcześniej, ale niestety ludzie z przytępionym słuchem wybierają radio i telewizję z najgłośniejszym dźwiękiem. A niestety nie da się zrobić głośno w sensie realizacji dźwięku i nie zniekształcić. Im głośniejszy dźwięk, tym większa kompresja i tym ohydniejsze brzmienie. Nawet nie trzeba sprawdzać, kto kompresuje najbardziej, wystarczy sprawdzić którą telewizję włączy głuchy.

Często na różnych kanałach jest to samo, jakaś transmisja itp. Ale osoba z przytępionym słuchem przeskoczy wszystkie kanały, które to transmitują i na koniec przełączy na tą z najgłośniejszym i najohydniejszym dźwiękiem.

Nie ma odwrotu od Loudness War. My tą wojnę przegrywamy, bo wciąż przybywa ludzi głuchych. I oni wcale nie muszą być starzy. Nawet w miarę młodzi są ogłuszeni. Sprzęt dużej mocy, a zwłaszcza głośne słuchanie przez słuchawki robią swoje. Na forach są wątki, jaka muzyka pozwala docenić jakość zestawu grającego. Tylko, że przykładowe piosenki i całe albumy często są nagrane masakrycznie źle. Dźwięk rzęzi i naprawdę nie da się tego znieść inaczej niż bardzo, bardzo cicho. Ale głusi się zachwycają. Oni się cieszą, że słyszą wszystkie najcichsze szczegóły nagrania bo realizator zadbał o to, że wszystko jest głośne. Głośne jest głośne i ciche jest głośne i najcichsze też jest głośne. Tak głośne, że głośniejsze być nie może.

Na głuchego w rodzinie jest sposób - aparat słuchowy. Wtedy będzie oglądać telewizję prawie z normalną głośnością. Ale czy jest jakiś sposób na głuchych realizatorów dźwięku? Czy ktoś wymyśli i wprowadzi przepisy dla realizatorów o obowiązkowym badaniu słuchu co rok? Czy powstaną specjalne aparaty słuchowe dla takich ogłuchłych realizatorów, które skompensują ich ubytki?

Jest okazja biznesowa, może ktoś zwęszy kasę. Target niezbyt liczny, ale można im zrobić aparaty audiofilskie, a więc bardzo drogie.