czwartek, 27 stycznia 2022

Ignorance Is Bliss

Zdanie "Ignorance Is Bliss" pamiętamy m.in. z filmu Matrix, którym się tu niedawno zajmowaliśmy. Ale tak naprawdę pierwszy raz padło w roku 1768, natomiast wspomniany film jest z 1999. Tak przynajmniej podaje propagandopedia. Tzn. nie mamy wątpliwości z którego roku jest film, bo to mamy napisane na DVD. Jednak czy ktoś pierwszy raz zapisał je w osiemnastym wieku, czy ktoś inny wpadł na to wcześniej, a zapewne tak było, nie ma znaczenia. Ważna jest treść. A sens zdania jest bardzo głęboki. Faktycznie, jeśli czegoś nie wiesz możesz być zadowolony, oczywiście w pewnych okolicznościach. Zresztą sami popatrzcie. W sieci można znaleźć filmik w którym jego autor przerabia głośniki komputerowe na coś innego.

Warto obejrzeć film zanim się przejdzie dalej. W wyszukiwarkę trzeba wpisać coś w stylu, że Daniel stuningował stare głośniki Lodżitek.

Motywacją dla autora filmu i wykonawcy przeróbek jest to, że wydaje mu się, że wszystko świetnie słyszy. Czyli że jak coś przerobi, to usłyszy różnicę. Niestety niekoniecznie. A właściwie to koniecznie nie usłyszy. Te rzeczy naprawdę "grube" można usłyszeć, ale niuanse już bardzo trudno.

Chodzi o to, że w tym filmie, a nawet w dwóch filmach, bo są dwie części, widzimy wszystkie błędy, które można popełnić w czasie testowania. No przesadzam, że wszystkie, ale wszystkie tu popełnione są bardzo poważne. I ta rozbrajająca, a może rozwalająca naiwność, że kondensator wpływa na dźwięk... Jeśli się zastąpi element o określonych parametrach innym, który ma takie same wartości, to co się zmieni? Nic się nie zmieni. Gdyby ktoś zamienił kondensator fabryczny o dobrej jakości na wykonany samodzielnie powiedzmy z kartofla (lub ziemniaka), to coś mogłoby się zmienić na tyle, że to się da usłyszeć. Ale tak? Kondensator z kartofla będzie także rezystorem i pewnie czymś jeszcze. Wobec tego jego wymiana będzie skutkować dodaniem pewnych dodatkowych elementów do układu, który z tego względu zacznie działać inaczej. Natomiast wymiana dobrego kondensatora na inny dobry polega na tym, że się wymienia sam kondensator, bo wszystkie inne dodatkowe właściwości są małe i bardzo podobne dla dwóch egzemplarzy produkcji firm A oraz B.

Teraz zobaczmy jakie błędy zostały popełnione podczas "testowania".

Nie da się porównać dwóch rzeczy w jawnym teście czyli zwykłym odsłuchu. Wiesz co gra => wyobraźnia pracuje tak, że cukier może spaść do niebezpiecznie niskiego poziomu. Tyle energii zużywa ta wyobraźnia. Wyobraźnia pracująca na wysokich obrotach podpowie wszystko, co tylko chcesz. Subiektywnie osiągniesz zamierzony cel, choć w rzeczywistości może się nic nie wydarzyć. Ale endorfiny się wydzielą.

Nie da się niczego porównać jeśli się nie wyrówna poziomów do lepiej niż 0,1 dB. Zmiana poziomu => zmiana barwy => zmiana wszystkiego. To samo ale głośniej/ciszej słychać inaczej. Patrz: krzywe jednakowej głośności.

Jeśli się porównuje dwa urządzenia przez dwie kolumny, to nie ma sensu, bo dwie kolumny, chociaż "takie same" nie są takie same. Głośniki w jednej i drugiej nie spełniają normy efektywności w ten sposób, że grają tak samo głośno, tzn. różnice będą mniejsze niż 0,1 dB. Będą duuużo większe. I nie wystąpią tylko różnice w skuteczności. Różna będzie charakterystyka częstotliwościowa dla głośników. Ponadto zwrotnice też nie będą identyczne, a nawet odbudowy mogą zrobić jakąś różnicę. Zwrotnica w jednej może dzielić częstotliwości troszeczkę inaczej niż w drugiej. Obudowa jednej może dawać nieco inne rezonanse. Trochę tu, troszkę tam i mamy różnice w takich samych kolumnach. Nie muszą one być duże, prawdopodobnie będą pomijalnie małe w zwykłym odsłuchu, ale po przełączeniu z jednej na drugą mogą mieć wpływ na ocenę. Prawa kolumna wygląda tak samo jak lewa, ale nie gra tak samo.

Dwie kolumny zagrają inaczej nawet wtedy, gdy się puści przez nie na zmianę to samo także z tego powodu, że nie stoją w tym samym miejscu. Wystarczy ruszyć kolumnę o 2 cm i dźwięk będzie się różnił tak jak naleśnik z twarożkiem od naleśnika z cukrem. Chodzi o to, że używając tylko jednej kolumny po przesunięciu o mniej niż jeden cal dźwięk bardzo się zmieni. To z powodu wpływu tylnej ściany. Ale także lekkie skręcenie wpłynie na odbiór. To samo ze zmianą kąta w pionie pod którym odbieramy dźwięk. Jeśli się zagra przez jedną kolumnę, a potem przez drugą stojącą w innym miejscu, to różnica będzie nawet większa jak pomiędzy wspomnianymi naleśnikami.

Itd. itp.

Tak sprawy się mają niestety. Ale czemu się dziwić, skoro są i tacy, co "słyszą" różnice w kablach sieciowych? Pranie mózgu prowadzone przez dziennikarzy zajmujących się tematyką sprzętu audio i jakością dźwięku na przestrzeni ponad czterdziestu lat daje efekty. Trudno się pogodzić z tym, że nie da się pewnych rzeczy usłyszeć. A w świecie audiofilskim to nawet wszystkich rzeczy, które oni uważają za możliwe do usłyszenia usłyszeć się nie da. Taki świat gdzie można usłyszeć tylko to co można, bez tej całej "ezoteryki" dla wielu jest pusty, smutny, nudny i nie do zaakceptowania.

W takim razie wiemy, że autor filmu jest w lesie i tylko wydaje mu się, że coś słyszy, a przeróbki mają sens. Ale jest zadowolony. Nie mówcie mu, że tylko się łudzi. To niczego nie zmieni, a człowieka może rozczarować. Sajfer był szczęśliwy, kiedy służył za baterię.

środa, 19 stycznia 2022

Filmy mają jednak wiele wspólnego z głównym tematem tego bloga

 Ktoś może powiedzieć, że posty o filmach (na DVD) nie powinny się tu znaleźć. To w takim razie popatrzmy na poniższe zdjęcie.

 

Na zdjęciu John Dykstra

Fotografia pochodzi ze strony shotonwhat. Można tam znaleźć ciekawe informacje o sprzęcie użytym do produkcji filmów. Zresztą nie tylko filmów, ale też seriali. Kto by pomyślał, że Mentalista był kręcony na klasycznej taśmie filmowej? Na wspomnianą stronę warto zajrzeć, zresztą na jakąś inną poświęconą filmom także, żeby sobie przypomnieć, albo uzmysłowić jakby ktoś się tym wcześniej nie interesował, jak ta iluzja filmowa powstaje. I na pewno nikomu nie zaszkodzi świadomość, że to, co mamy w telewizji więcej ma wspólnego z fikcją niż z rzeczywistością.

Generalnie w TV prawdziwa jest tylko data i godzina.

A tematem tego bloga głównie jest iluzja, że "lepszy" sprzęt pozwala usłyszeć coś więcej i lepiej. Niestety na "super" sprzęcie nie usłyszy się nic więcej niż na zwykłym Hi-Fi, nawet takim polskim wyprodukowanym w latach osiemdziesiątych. Inaczej to zabrzmi, oczywiście, ale niekoniecznie lepiej, a na pewno się nie pojawi coś, czego nie było słychać na tych starociach. Smutne, ale prawdziwe.

Nasza wyobraźnia robi nam niespodzianki, ale nasz słuch prawdopodobnie jeszcze większe.


poniedziałek, 17 stycznia 2022

Sportowe odgłosy

Każdy rodzaj sportu ma swoje charakterystyczne i efektowne tło dźwiękowe. Najfajniejsze były silniki V12 F1. W ogóle sporty motorowe są spektakularne akustycznie. Ale przecież odbijanie piłeczki pingpongowej też jest fajne. Albo narty jadące po lodzie na skoczni, a następnie to klapnięcie o zeskok. Świetne jest też to, jak wiatr opływa skoczka w czasie lotu. Sporty są do oglądania, ale i do słuchania.

Tenis jest bardzo dobrą okazją do zrealizowania ciekawego spektaklu dźwiękowego. Szczególnie te duże korty, które są w tej jakby niecce, dają możliwości do uchwycenia fantastycznych odgłosów w efektownej atmosferze. Reakcje publiczności. Czasem ktoś coś krzyknie, albo wszyscy reagują naraz. Jest czego posłuchać.

Ale nie w tym roku w Ałsraljan Open. Tam bowiem tytuł obroniła policja.

niedziela, 16 stycznia 2022

Program II Pewnego Radia

Czy można ugotować wodę na herbatę w ten sposób, że się ją nalewa do czajnika i wstawia do lodówki?

Kiedyś było tak, że jak się słuchało radia, to jedna stacja grała trochę ciszej, druga trochę głośniej, generalnie każda po swojemu. Ale to było za czasów transmisji na falach długich, średnich i krótkich. Stacja silniejsza lub bliższa była głośniejsza. Słuchało się najczęściej tych z lepszym odbiorem, a więc głośniejszych. A radio nazywało się Stolica i odbierało Warszawę na długich, taki przykład.

Z radiem na UKF czy w internecie jest tak, że się wybiera to, co się lubi, a nie to, co jest głośniejsze. Głośność jest tym czynnikiem, który utrudnia słuchanie radia. Dźwięk zniekształcony i nienaturalny jest przykry w odbiorze. Jeśli jednak muzyka jest fajna, redaktor mówi ciekawie lub redaktorka na piękny głos i się w niej słuchacz podkochuje, to będzie cierpiał z powodu nieprzyjemnego brzmienia, ale będzie słuchał. Są jednak rodzaje muzyki, które muszą być odtwarzane z dobrą jakością dźwięku, bo inaczej stają się karykaturami. Podobnie niektóre głosy nie tolerują zniekształceń, przynajmniej w uszach słuchacza, który ma słuch nieuszkodzony.

Jeszcze do niedawna stacje radiowe różniły się od siebie nie tylko treścią, ale i głośnością. Ktoś w pewnym radio wpadł jednak na pomysł, żeby wszystko było takie samo. I teraz jak się przestraja odbiornik na UKF, to wszystko gra tak samo. Radio mało fajne gra tak samo głośno jak radio gazeta oraz dwójka w końcu. Tylko, że dwójki w tej postaci nie da się ścierpieć.

Pewna prezesica ukatrupiła już trójkę, teraz chyba kolej przyszłą na dwójkę. Z trójki odeszli wszyscy, którzy mieli coś do powiedzenia i rozumieli w jakimś tam stopniu radio, a zostali tacy, którzy mówią o sobie, że są świetni, a jacy są, to można się przekonać. Był taki pomysł żeby zapisać słowo w słowo co mówi taki jeden gościu z tej obecnej trójki, ale coś takiego by było nieludzkie. Postawienie lustra przed bazyliszkiem.

Dwójka brzmi w tej chwili tak, że ręce i nogi się uginają. Gra tak paskudnie, że nawet się nad tym pochylili ludzie na pewnym forum. Ktoś nagrał nawet fragmenty audycji. Z mojego nadajnika idzie dokładnie to samo, a mianowicie DR8. Ale to nie wyjaśnia wszystkiego, bo ktoś nad ustawieniami mocno się napracował.

14 stycznia była transmisja koncertu. Zespół był jazzowy, oryginalne brzmienie niektórych instrumentów znane mi jest z doświadczeń słuchania ich na żywo. Nie, żebym słuchał tych samych egzemplarzy instrumentów. Jednak to co było słychać w tej transmisji nie odpowiadało w żaden sposób temu, co się słyszy bezpośrednio. Jakaś monsterfonia po prostu, dźwięk potworny. W pewnym momencie któryś muzyk zaczął grać piano czyli po prostu cicho i niemal zniknął zagłuszony przez tych, którzy grali z normalną głośnością. Już po stronie wykonawczej zatem są ograniczenia wynikające ze sposobu realizacji dźwięku. Muzykom przed koncertem powinno się powiedzieć, że nie mogą grać tak, że jeden gra cicho. Albo wszyscy grają tak samo głośno, albo ten, który zagra ciszej przestanie być słyszalny.

Dwójka ma DR8, co trzeba przypomnieć. Nawet na płytach z łojeniem są utwory z większym zakresem dynamiki. Jest naprawdę wiele płyt ze strasznym jazgotem, które są nagrane z większą dynamiką niż to jest teraz w dwójce. A tu może być fortepian solo i zostanie sprasowany do DR8.

Jeszce w październiku zeszłego roku dwójka miała DR11. Dynamika 3 dB większa to niby mało, ale w praktyce DR8 i DR11 to rzeczy nieporównywalne. Sama dynamika to jeszcze nie wszystko. Ale tu mamy ewidentnie do czynienia ze złą wolą. Dźwięk jest sprasowany, zniekształcony i paskudny.

I teraz naprawdę będzie się można zdziwić o czym mówią w trybunale płytowym. Bo będą mówić o rzeczach, które będą niesłyszalne. Że ktoś przesadził z tempem czy artykulacją, to słuchacz usłyszy. Ale z kwartetu smyczkowego to mu może wyparować altówka a nawet skrzypce i zostanie tylko wiolonczela i fortepian. Wychodząc z założenia, że skrzypce są jednak na pierwszym planie względem altówki. Z tym, że to, co gra lewą ręka pianista zagłuszy prawą. Nie wszystko i nie zawsze, ale niektóre nuty znikną. Zresztą to już się dzieje. Najbliższy trybunał już w sobotę.

A pomyśleć, że są tacy, którzy wierzą, że kabel cyfrowy ma "sygnaturę soniczną". A w rzeczywistości jest tak, że przyjdzie walec i wyrówna. Walec w tym konkretnym przypadku kierowany jest przez realizatorów dźwięku pewnego radia.

W sumie jednak brzmienie dwójki jak najbardziej nadaje się do ogłoszenia wprowadzenie stanu wojennego. Może o to chodziło? Sprawdzajcie, drodzy Czytelnicy, poza tym wyniki słuchalności. Dolary przeciw żołędziom, że będzie systematycznie spadać. Już mają jednego słuchacza mniej. Nie żebym słuchał systematycznie, ale od czasu do czasu coś jednak.

W odróżnieniu do słuchaczy z forum nie ma dla mnie znaczenia co się stanie z tym programem. Ale że nie wróci do normalności, to jest pewne. Jak ktoś się uprze, to nie ma na to rady. A że uparci są, to można sprawdzić. Trójkę niszczą z uporem godnym lepszej sprawy. Mają jeszcze jednego słuchacza, który wciąż nagrywa, ale chyba nie słucha, bo jak to wytłumaczyć?

PS. Woda się nie chce zagotować, ale trzeba próbować dalej. Na pewno się uda.

piątek, 7 stycznia 2022

Czy w polskich filmach źle słychać dialogi?

Moja mama była ekspertką od realizacji dźwięku w telewizji. Nie słuchała radia, ale gdyby słuchała, również zajmowałaby stanowisko eksperckie. Czasem gdy z nią rozmawiałem, a zależało jej by usłyszeć co mówię prosiła mnie, żebym to powtórzył, albo stanął po jej prawej stronie. Na lewe ucho nie słyszała już bowiem prawie wcale, a na prawe niezbyt dobrze. Zastanawiające, że nie miała żadnych problemów ze zrozumieniem mowy przez telefon. Natomiast bardzo często narzekała na to, że w jednej telewizji dźwięk jest dobry, a w innej już nie. Przełączała kanały i mogłem sobie posłuchać tego samego; bo w newsach na wszystkich kanałach jest to samo; raz tu i raz tam. Problem zrozumiałości mowy nie istniał, natomiast problem kompresji i fatalnego procesu obróbki dźwięku jak najbardziej.

Prawdopodobnie przyczyną trudności ze zrozumieniem mowy było to, że mama nie słyszała pewnych pasm. Jeśli w jakiejś telewizji w ustawieniach został osłabiony pewien krytyczny dla niej zakres, to przestawała rozróżniać słowa. Osłabienie jakiegoś zakresu polega na tym, że się uwypukla inny. Nie ma już chyba czegoś takiego, że realizator coś daje ciszej. Realizacja dźwięku obecnie, w uproszczeniu, wydaje się polegać na dodawaniu zniekształceń i kompresji dynamiki. A właściwie odwrotnie: kompresji dynamiki i dodawaniu zniekształceń. Jeśli coś skompresujesz spłaszczając dynamikę, to będzie głośniejsze. A jeszcze głośniejsze będzie, jeśli dodasz trochę lub nawet całkiem dużo zniekształceń.

Jakiś czas temu ukazał się tekst w gazecie wytycznej zajmujący się tematem rzekomej niezrozumiałości dialogów w filmach i serialach, do którego link jest podany w komentarzu pod postem o "Matrixie". Artykuł jest bardzo ciekawy. Mamy tam realizatorów dźwięku z firmy o podanej nazwie i listę filmów, które udźwiękowili. Czyli jakby trochę: inni robią tak, że ludzie narzekają, a my robimy lepiej. O aspektach warsztatowych nie ma tam nic. Jest tylko trochę ogólników. Problem niezrozumiałych dialogów w filmach polega prawdopodobnie najczęściej właśnie na tym, że osoby zgłaszające temat źle słyszą. Czyli mają kłopoty pokrewne do tych, które miała moja mama.

Jeśli jednak rzeczywiście coś źle słychać, czyli słuchacz lub kinoman czegoś nie potrafi zrozumieć, to winni są realizatorzy dźwięku. Czy oni faktycznie robią coś nie tak trzeba najpierw sprawdzić. Czyli należy:

1. Obejrzeć przynajmniej kilka filmów czy seriali, na które ktoś narzekał.
2. Spełnić przy tym kilka warunków, tzn. nie szamać, nie rozmawiać z kimś podczas projekcji, oglądać w ciszy, czyli inni nie szamają i nie gadają/nie hałasują, a dodatkowo sprzęt powinien być sprawny i w miarę dobrze ustawiony.

Wróćmy do "Matrixa". Jest tam scena rozmowy Neo i Trinity w dyskotece. Trinity szepcze coś Neo do ucha. Powiedzmy, że szepcze;) Rozumiemy każde słowo. Nie można wymagać od nikogo w tych chorych czasach by poszedł do dyskoteki i poprosił kogoś, aby mu szeptał do ucha. Wobec tego niech włączy telewizor i poprosi domownika. Mimo wszystko trzeba poprosić tą osobę, żeby zdjęła kaganiec. Ci, którzy przełamią obecnie modną powszechną psychozę i zbliżą się do siebie na odległość kilku centymetrów przekonają się, że nie jest wcale tak łatwo wszystko zrozumieć, jeśli ktoś mówi szeptem, względnie gdy mówi cicho. Grający telewizor potrafi bardzo przeszkadzać. Ale przecież można go ściszyć. A realizator dźwięku może wszystko ściszyć i odwrotnie, wszystko dać głośno. W takim razie ściszając jedno i podgłaśniając drugie decydujemy o tym, co widz usłyszy.

Usłyszy, ale czasem nie zrozumie. Ja też często nie rozumiem dialogów oglądając filmy po angielsku bez napisów. Nie, żebym się chwalił znajomością angielskiego. Znam słabo, ale czasem nie ma wyjścia, bo nie ma wersji polskiej ani żadnego tłumaczenia. Ale i po polsku pewnie ciężko by było zrozumieć coś takiego: "ta dzierlatka jest frenetycznie egzaltowana". Mamy tu pięć słów, przy czym trzy z nich niekoniecznie każdy ma w swoim słowniku. Jeśli aktor ma kiepską dykcję też będzie problem. Zatem zauważamy, że nie potrafimy zrozumieć słów nam nieznanych i wypowiedzianych niewyraźnie. Jeśli ktoś mówi po angielsku i używa jakiegoś slangu, a przy tym bełkocze, to mamy pozamiatane.

We wzmiankowanym artykule został wspomniany film, który ma być przykładem źle zrealizowanych dialogów. A w komentarzach znajdziemy inny film i serial, w których też ponoć źle słychać co mówią aktorzy.

Nie obejrzałem tych filmów w całości, co mi Czytelnicy bloga zechcą wybaczyć. I tym bardziej wszystkich odcinków serialu. Ale... Do jednego filmu były trzy zwiastuny. Drugi film jest dostępny w sieci. Tak samo są dostępne odcinki serialu. I z tego co widziałem, a właściwie to słyszałem, oglądając losowo wybrane fragmenty, nie ma problemu. Daje się usłyszeć i zrozumieć każde słowo. Czy w takim razie jest dobrze?

Niekoniecznie. Zauważmy, że dźwięk kinowy czy serialowy jest trochę podkręcony. Aktorzy mówią głosem zawsze trochę "podkolorowanym". Nie ma znaczenia np. to, że w serialu Karino główna bohaterka mówiła głosem polskiej aktorki, bo sama jest Niemką. Dźwięk w filmie zawsze jest trochę podkręcony, bo musi taki być. Nawet chcąc nagrać najwierniej jak się da trzeba trochę odejść od tej wierności, bo widz pewnych rzeczy nie usłyszy, a inne go ogłuszą. Ale podkolorowuje się też dlatego, żeby było fajniej. I to może powodować problemy.

Nigdy nie wiadomo jak dana produkcja zabrzmi w kinie czy w domu telewidza. Nie wiadomo nawet jak zabrzmi w innej reżyserce, bo nie ma dwóch takich samych. I może się zdarzyć, że w czasie produkcji wszystko brzmi pięknie; w uszach producentów; ale w kinie i w domu już ktoś może czegoś nie usłyszeć. Sprzęt i akustyka pomieszczenia odbiorcy uwypukli pewne składniki, inne schowa, a właśnie te schowane są potrzebne widzowi do zrozumienia mowy. Nie trzeba dodawać, że temu, który ma jakiś problem ze słuchem. A ma taki problem bardzo wiele osób. Tak jakoś co piąty dorosły Polak ma taki czy inny problem ze słuchem.

Dlatego lepiej jeśli to szminkowanie i pudrowanie dźwięków, zwłaszcza mowy oczywiście, nie jest zbyt mocne. Troszeczkę można, czasem trzeba. Weźmy takie Gwiezdne Wojny. Trudno by było osiągnąć zamierzony efekt, gdyby Tripjo i Lord Wejda mówili zwyczajnie. W moim przekonaniu jednak bardziej zrozumiały jest dźwięk naturalny. Im mniejsza jest ingerencja w brzmienie, tym mniej problemów ze zrozumieniem dialogów będzie mieć ta piąta część kinomanów i telewidzów. Czyli droidy i cyborgi mówią po swojemu, ale ludzie już powinni mówić tak zwyczajnie na ile to możliwe.

Przy okazji warto postarać się, żeby ustawienia naszego sprzętu dawały dźwięk możliwie zrównoważony. Ustawienie odsłuchu w ten sposób, że uwypuklone są średnie tony daje skutek taki, że się słyszy wszystkie błędy w realizacji dźwięku, oczywiście w tym zakresie. Na pewno słychać też harmoniczne od niskich tonów i intermodulacje od wysokich i w ogóle intermodulacje, ale trudno je zidentyfikować. Jeśli ktoś ten środek dobrze słyszy to naprawdę wyłazi wtedy tyle brudów, że można zwątpić w zdolność realizatorów do słyszenia czegokolwiek w ogóle. Wyeksponowanie tonów średnich poprawia zrozumiałość mowy, ale niekoniecznie brzmi ona wtedy przyjemnie. Lepsze jest ustawienie bardziej zrównoważone.

Jeśli ktoś jednak uważa, że dźwiękowcy w jakimś filmie zawalili sprawę, to proszę o podanie w komentarzu tytułu filmu i wskazanie sceny, tzn. w której minucie jest problem ze zrozumieniem słów w dialogach czy też monologach. Wtedy będziemy mogli się nad tym pochylić. I już zupełnie na marginesie. Autorem tekstu w gazecie jest PT Głuchowski. Nomen est omen.


Oczywiście, że w tym poście nie zajmujemy się dźwiękiem radiowym, ale ja najbardziej nie lubię realizatorów z radia. Oni bowiem często kierują się tym jak ich słychać w samochodzie. A w samochodzie zawsze gwano słychać.

PS. Ciekawe czy ktoś wpadnie po przeczytaniu posta na pomysł, że najlepszy do dialogów będzie dźwięk telefoniczny? Niewykluczone, że ktoś wpadnie, ale jeśli nawet, to się nie przyzna. Ale gałkami pokręci, guziki powciska i heble poprzesuwa...

PS2. Zdjęcie powyżej pokazuje najlepszą metodę na eliminowanie pierwszych odbić. Czyli przekierować poza miejsce odsłuchu i tam, gdzie będą odpowiednio dobrane i zainstalowane ustroje akustyczne. Warto wiedzieć, że można ustroje akustyczne swojego wyrobu zamontować lekko "ukosem" co będzie skutkowało, że przekieruje się odbicie trochę w przód lub w tył, względnie w górę albo w dół. Można nawet jednocześnie np. troszkę do przodu i w dół. Ma to znaczenie takie w praktyce, że nie zawsze został użyty materiał akustycznie przezroczysty do obicia absorbera.

wtorek, 4 stycznia 2022

To brzmi okropnie

Takie coś może się zdarzyć każdemu, kto słucha radia, że ze względu na pewne okoliczności nie może posłuchać wybranych audycji. Zazwyczaj jednak jakiś słuchacz-fan nagrywa programy i można sobie jego podcasty ściągnąć. W tym momencie powstaje taki problem. Znając jakąś audycję i w ogóle dane radio, wiadomo jak ona normalnie brzmi. Ale w nagraniu słychać coś zupełnie innego, tzn. brzmienie jest zupełnie zmienione. A przecież faktycznie nie jest, bo wystarczy włączyć daną stację radiową i przekonać się, że nie dokonała się tam żadna rewolucja w ustawieniach różnych procesorów dźwięku. Albo inna sytuacja. Powstało nowe radio, w którym działają starzy redaktorzy. Skoro ktoś przeoczył jakieś programy, albo w ogóle nie wiedział, że takie coś jest, to chce znaleźć nagrania. I znajduje, ale te nagrania brzmią jakoś dziwnie. Dziwnie w porównaniu z tym, co można posłuchać na żywo.

Dlaczego nagrania nie oddają dźwięku oryginalnego? Teoretycznie nagranie audycji z jakością np. 128 kbps powinno dość dokładnie odpowiadać oryginałowi. A jeśli ktoś nagrywał z nawet większą przepływnością, to różnice w stosunku do oryginału powinny być minimalne, praktycznie możliwe do wychwycenia tylko wtedy, gdy się porównuje zapis 1:1 z kopią stratną. A tu różnice są duże, co prawda w porównaniu z tym, co jest, a nie z tym co było, ale jednak.

Otóż rozwiązanie zagadki "czemu to gra tak dziwacznie?" jest bardzo proste. Można bowiem nagrać sygnał z wejścia, albo z wyjścia. Załóżmy, że nasz odbiornik to radio internetowe. Możemy je sobie podłączyć do jakiegoś "magnetofonu" i nagrywać. Czyli sytuacja jest taka, że nagrywamy to, co mamy na wejściu "magnetofonu" czyli np. laptopa. Mylące tu będzie mówienie, że nagrywamy z wyjścia radia. Chodzi mianowicie o to, że można nagrywać z wyjścia laptopa. Czyli jeśli ktoś sobie włączy jakieś dosładzacze dźwięku, to siłą rzeczy nagra audycję o zmienionym brzmieniu. Gdyby nagrywał z wejścia, to by miał oryginał, ale nagrywa z wyjścia i ma dźwięk z dosłazdzaczami, które mu "poprawiają" w jego mniemaniu, jakość w odniesieniu do swoich głośników, które to mogą być głośniczkami komputerowymi lub nawet tymi w laptopie.

Załóżmy, że ktoś nagrywa z wyjścia czyli z przeróżnymi dosładzaczami. Brzmienie zmodyfikował sobie w ten sposób, że według niego jest lepsze. Ale ono jest lepsze według niego, a według ciebie gorsze. Bo ty byś użył innych dosłazdaczy, a nawet jeśli tych samych, to w inny sposób i z inną intensywnością.

Dlatego nie słucham już cudzych nagrań.

Cały ten przydługi wstęp ma jeden cel. Mianowicie zwrócić uwagę na to, że realizator dźwięku robi dokładnie to, co ktoś, kto sobie w domu włącza różne dosładzacze. Według realizatora w ten sposób dźwięk będzie ciekawszy i według zwykłego użytkownika coś poprawionego też jest lepsze. Jeden modyfikuje i drugi także. Problem polega na tym, że czasem takie podkręcanie dźwięku powoduje, że zrozumiałość mowy spada, a z dużego i rozbudowanego składu słychać tylko kilka instrumentów, choć ich naprawdę jest np. kilkanaście lub kilkadziesiąt.

Są dwie opcje. Albo się dźwięk dopasowuje do swoich upodobań, albo stara zachować brzmienie oryginału. Skoro interesujemy się sprzętem Hi-Fi to jesteśmy po stronie oryginału, chcemy dojść do źródła czyli przekonać się co się wydarzyło naprawdę na scenie dźwiękowej. W ogóle chcemy się dowiedzieć o co kaman. Wobec tego wytłumaczenie, że zrobiło się ciemno, gdyż jakiś bóg odwrócił twarz od Egipcjan nas nie zadowala. Nas interesuje zaćmienie słońca. A jak kogoś interesuje w jaki sposób bóg odwraca twarz, to niech zapuka do gabinetu ministra Zabójskiego, on chętnie wytłumaczy i udzieli wskazówek na miejscu.