wtorek, 14 czerwca 2022

Tak nadajom (sic!) albo tak nagrywajom (sic!)

Radia na żywo słuchać się nie da. Ale jak się nagra jakąś audycję potencjalnie zwierającą coś fajnego, można to bez większego stresu ją później odsłuchać. Zdarzy się reklama, można ją przeskoczyć itd. Ostatnio, oznacza to dość długi okres czasu, te własne nagrania strasznie zaczęły rzęzić i w ogóle stały się przykre do słuchania. Może korzystający z innych źródeł mają lepsze wyniki? Okazuje się, że mają na przykład takie:

Widmo nagrania ściągnięte do porównania z własnym, które jest pokazana poniżej.


Punkt odniesienia:

Własne nagranie tego samego programu.

To jest dokładnie to samo z tą różnicą, że moje nagranie zaczyna się trochę później.

Warto kliknąć w obrazki, żeby zobaczyć je w pełnym rozmiarze, bo wtedy dokładniej widać problem. Nagranie ściągnięte z sieci jest totalnie zaszumione, ale poza tym, a właściwie to przede wszystkim, widać jakiś problem przy 12 kHz. Przykładowo pomiędzy 8 i 10 minutą jest tak, że częstotliwości od 10 do 12 kHz są cichsze niż powyżej 12 kHz. Poza tym dla całego nagrania te 12 kHz wyglądają jak oś podziału. Wygląda to jakby ktoś dosztukował te częstotliwości powyżej 12 kHz. Taka metoda SBR działa właśnie na zasadzie dosztukowania góry pasma na podstawie tego, co jest na dole, ale tak się robi jeśli tej góry już nie ma.

Przy bardzo silnej kompresji stratnej można zrezygnować z góry pasma, żeby dół konwertować z lepszą jakością, a potem na bazie tego, co zostało się dokleja sztucznie sfabrykowaną górę. Czyli to jest właśnie wspomniane SBR. Tylko że tak się nie robi na UKF FM, bo do nadajnika dosyła się "normalny" sygnał. Normalny znaczy zwyczajny, bez jakichś kombinacji, do 15 kHz. A tu to trochę wygląda jakby ktoś wziął i dosłał do nadajnika sygnał AAC z SBR (AAC+), a więc z bardzo silną kompresją i już dość marną jakością.

Wygląda to dziwnie, nie wiadomo co to jest i dlaczego takie jest.

Nie jestem specjalistą od multipleksowania sygnału do nadajnika, ale to co wychodzi z tego nadajnika nie brzmi dobrze. Z żadnego nadajnika, nie tylko tego.

Prawo Murphy'ego mówi, że jeśli coś można popsuć, to ktoś to coś popsuje. Może nie do końca ono tak brzmi, ale wychodzi na to, że tak też działa. Przynajmniej w naszym krajowym radio.

środa, 8 czerwca 2022

Skąd się bierze brzmienie. Źródła

Źródła dźwięku brzmienia nie mają chociaż wszystkim się wydaje, że jest inaczej. Czasem faktycznie mogą grać w charakterystyczny sposób, ale dzieje się to wtedy gdy się popsują, albo je ktoś popsuje już na etapie projektowania.

Źródła dźwięku nie mające brzmienia to różnego rodzaju cyfrowe odtwarzacze. Takie zastrzeżenie jest potrzebne, ponieważ źródła analogowe mogą mieć brzmienie. I zazwyczaj je mają, szczególnie wtedy, gdy są używane w nieodpowiedni sposób. Źle ustawione, źle wyregulowane, przesterowane...

Cyfrowe źródło dźwięku ma za zadanie przekształcić ciąg jedynek i zer na analogowy sygnał audio. Można to zrobić tanio lub drogo, ale zawsze zniekształcenia są tak małe, że niemożliwe do usłyszenia.

Jeśli cyfrowe źródło dźwięku jeśli jest sprawne i poprawnie skonstruowane nie ma żadnego brzmienia, natomiast mój odtwarzacz Blu-ray ma wyjście analogowe, które brzmienie ma, bo jest to wyjście popsute. Z HDMI dźwięk jest dobry, bo z niego do wzmacniacza wędrują te same jedynki i zera, które są na płycie.

Można w sieci trafić na teksty, w których ludzie piszą o odtwarzaczach celowo źle skonstruowanych. Są one tak robione właśnie po to, żeby miały brzmienie. Cóż, domeną realizatora dźwięku jest jego zniekształcenie w taki sposób, żeby tzw. statystycznemu Kowalskiemu się on (zniekształcony dźwięk) podobał. Niestety czasem konstruktorzy sprzętu postanawiają brzmienie zniekształcić w jakiś swój własny sposób. Jaki jest tego cel trudno zgadnąć, najpewniej przede wszystkim taki, żeby było głośniej.


DAC, który ma liniową charakterystykę do zaledwie 3 kHz, a 20 kHz to jakby ściana praktycznie nawet wtedy, gdy na wejście się mu poda próbkowanie 192 kHz. Prawdziwa okazja dla fanów ultradźwięków sprzedawana onegdaj za skromną sumę 2000 Euro.

Ten dziwoląg z wykresu powyżej nie był nigdy bohaterem tych internetowych opowieści o cyfrowych odtwarzaczach celowo popsutych przez konstruktorów. Niewątpliwie jednak coś z nim jest nie tak. Spadki wysokich tonów usłyszy nawet starszy już pan, gdyż właśnie z tego względu, że mu te częstotliwości w uszach zanikają zauważy ich osłabienie tym prędzej.

Tak czy owak źródło cyfrowe brzmienia nie ma o ile ktoś postanowi zrobić coś w taki sposób, żeby przetwornik D/A działał jak przetwornik, a poza tym nie jak jakaś przystawka do gitary, dajmy na to Fuzz. Natomiast z magnetofonami czy gramofonami bywa różnie. Czasem tak, jak na poniższym rysunku.


Tego typu zniekształcenie bierze się z tego, że ten konkretny gramofon ma bardzo nierówne obroty. On raczej szarpie niż kołysze. W domenie cyfrowej podobny efekt spowodowany błędem czasu określa się jako Jitter. Tylko że dla tego gramofonu zniekształcenia są już 10 dB poniżej sygnału. To "już" oznacza dosłownie to, co oznacza w przeciwieństwie do "dopiero". Dla dobrego odtwarzacza cyfrowego taki obraz można zobaczyć jak się spojrzy 120 dB niżej. Gdyby jakiś mizerny przetwornik cyfrowy takie rzeczy zrobił przy -100 dB to i tak byłby lepszy o 90 dB niż ten gramofon. Czyli w tym żałosnym gramofonie zniekształcenia na bazie błędu czasu mamy "już" 10 dB poniżej sygnału, a w odtwarzaczu cyfrowym, takim najtańszym i najprostszym, "dopiero" 100 dB niżej.

Fanom analogowego brzmienia życzę miłego słuchania na wspomnianym gramofonie, za który swego czasu należało zapłacić skromne 1700 Euro. Ale przecież taki gramofonik można jeszcze ustawić krzywo, źle skalibrować wkładkę, dać nieodpowiedni nacisk igły i ustawienie antyskatingu, kabel o za dużej pojemności lub podłączyć do przedwzmacniacza o za małej impedancji. Ponadto płyta może być zdarta, brudna, pofalowana i nie mieć otworu w środku, co spowoduje kołysanie dźwięku, które nawiasem mówiąc dla audiofila jest niesłyszalne.

Ale co tam. Analogowe źródło jest fajne, bo można popatrzyć jak kółko się kręci. W magnetofonie nawet dwa, więc jest jeszcze fajniej.

Nawiasem mówiąc wszystkie parametry źródeł analogowych wypadają słabo w porównaniu z cyfrowymi.

Załóżmy jednak, że mamy odtwarzacz cyfrowy, który jest dobry i chcemy go porównać z innym, który też jest dobry. Nie ma to sensu, bo oba nie mają brzmienia, a zatem grają identycznie. A jednak w porównaniu okaże się najpewniej, że nie grają tak samo, bo któryś brzmi "pełniej" czy jakoś tam. Owszem, któryś gra "lepiej" bo jest głośniejszy. Jeśli w dwóch odtwarzaczach będzie siedział dokładnie taki sam układ, co się zdarza, to różnic nie będzie. Ale jeśli przetworniki będą różne, czyli grające z inną głośnością, to wrażenie będzie takie, że dźwięk jest inny.

Dlatego tak ważne jest wyrównanie głośności we wszelkiego typu testach. Można dźwięk zaburzyć w dość dużym stopniu, ale po wyrównaniu poziomów, a raczej subiektywnej głośności, nawet duże różnice stają się czasem trudne do zauważenia.