poniedziałek, 31 sierpnia 2020

Główny paradoks dźwięku w pomieszczeniach

W poście z 18 sierpnia wspomniałem, że w filmie można znaleźć coś na temat "The central paradox" of sound in rooms". Dosłownie to cytat z książki zatytułowanej "Sound Reproduction - Loudspeakers and Rooms", której autorem jest Floyd Toole. Podaję tytuł książki i autora nie dlatego, że to jest jakaś reklama. Po prostu trzeba wyjaśnić skąd to się wzięło.

Co do samego paradoksu, to ta tematyka była tu podejmowana i to wielokrotnie. Na przykład w tym wpisie, w tym też, a także np. tu.

Można powiedzieć, że ten paradoks jest głównym tematem wokół którego się poruszamy. Co jeszcze można powiedzieć o tym paradoksie? Że trzeba go wyjaśnić. Właściwie, to on jest już wyjaśniony, problem polega na tym w jaki sposób go podać, znaczy się to wyjaśnienie, do wiadomości publicznej? Najciekawsze jest to, co się będzie działo, kiedy to się już wydarzy. Audiofile będą mieć nietęgie miny. Na pewno nie uda im się sprzedać sprzętu za tyle, co mówili żonom, że on kosztuje.

sobota, 29 sierpnia 2020

Kiedyś była technika, a teraz jest emocjonalna technika akustyczna

Gdyby trzeba było wymyślić jakąś spiskową teorię dlaczego w sprawach sprzętu grającego dzieje się tak, jak się dzieje, to byłaby ona następująca. Najpierw producenci wabili klienta jakością, którą można było pokazać w postaci wyników pomiarów, parametrów, tabel, wykresów itp. W pewnym momencie, gdzieś pod koniec lat siedemdziesiątych, zauważono, że parametrów jakościowych już za bardzo nie da się poprawić, a nawet jeśli się da, to i tak nikt tego nie usłyszy. {Oczywiście mowa jest o latach siedemdziesiątych, kiedy w użytku domowym nie był dostępny zapis cyfrowy. Ale o klęsce jakościowej wywołanej przez technikę cyfrową warto napisać osobny tekst. Tu tylko trzeba wspomnieć, że ta technika, która umożliwia osiągniecie dźwięku o doskonałej jakości została wykorzystana do tego, by tą jakość totalnie zniszczyć.} Więc wymyślono subiektywną ocenę jakości i zaczęto od wpływu kabli na brzmienie. Już w latach siedemdziesiątych pewien redaktor pewnego magazynu audio wpadł na pomysł, że on słyszy wpływ kabli na dźwięk. A jak ktoś "usłyszał" brzmienie kabli, to już dalej wszystko poszło tak, jak to wszyscy wiemy.

Ale jeszcze jakiś czas temu, czyli w latach osiemdziesiątych, w instrukcjach sprzętu można jeszcze było znaleźć dane techniczne, bo producenci wciąż chcieli się nimi pochwalić. A często było się czym chwalić. Weźmy na przykład pewne kolumny.

Tak dobrej charakterystyki, jak na rysunku niżej, dzisiaj się raczej nie widzi zbyt często. O ile w ogóle te dane można zdobyć. Zresztą jest to zrozumiałe, do pewnego stopnia, bo gdyby producenci dbali o jakość i dążyli do wyrównania charakterystyki, to wszystkie dobre kolumny grałyby bardzo podobnie, a do tego przecież oni dopuścić nie mogą. Przede wszystkim produkty tego samego producenta muszą grać inaczej, w przeciwnym razie wytwarzanie kilku serii różnych kolumn grających podobnie lub prawie tak samo nie miałoby sensu. Tak mają teraz raczej studyjne monitory. Jedna podziałka w pionie to 1 dB, a to pokazuje jak dobre są te kolumny. I są to kolumny do użytku domowego.


A studyjne monitory tej samej firmy miały taką charakterystykę:




Tak dobre kolumny w wystarczająco dużym pomieszczeniu o korzystnych proporcjach wymiarów i dobrze zrobionej adaptacji akustyki dawały realny obraz tego co robi realizator. Szkoda tylko, jak to ktoś stwierdził, że większość nagrań została zrobiona na monitorach firmy na literę"Y", takich z białymi głośnikami zrobionymi z papieru po prostu sklejonego w stożek.

Wracając do tych pierwszych "cywilnych" kolumn, to odsłuch też był pokazywany w sposób rzeczowy, to znaczy jego organizacja czyli ustawienie głośników itd.



A) opisano, że kolumny mają stać przy ścianie w odległości około 5 cm, co jest o tyle ciekawe, że z tyłu jest otwór. B) oznacza, że kolumny mają stać na czymś solidnym i z dala od gramofonu. C) zwraca uwagę na akustykę. Grube kotary na tylnej ścianie na pewno pomogą, chociaż dodanie takiej adaptacji akustycznej, jak została opisana na blogu na pewno nie zaszkodzi. W porównaniu z kotarami będzie skuteczniejsza.

Tak było kiedyś. A teraz ten sam producent, który wyprodukował w latach osiemdziesiątych te wyżej wzmiankowane kolumny mówi coś o emocjonalnej technice akustycznej. I oczywiście charakterystyki i innych parametrów nie podaje. Ktoś, kto zakupi te nowe kolumny musi ulec emocjom wywołanym przez technikę akustyczną - emocjonalną. Wykresy i dane techniczne mu są niepotrzebne. To znaczy dane jakieś tam są, ale nic z nich nie wynika. Ich sposób podania jest taki, że mogą oznaczać wszystko i mogą też nie znaczyć nic. Producent podał "Zakres częstotliwości" 40 Hz - 100 kHz (-16 dB), 45 Hz - 80 kHz (-10 dB). Właściwie to są zakresy częstotliwości, ale nikomu one nic nie mówią. Co komu po informacji, że głośnik odtwarza nawet sto kHz ze spadkiem 16 dB? Tyle nikt nie słyszy. Ważne jest jak głośnik zachowuje się w zakresie słyszalnym, ale tego to się już nie dowiemy. Po co? Przecież lepiej się emocjonować stoma kilohercami(sic!).

Czy na pewno 100 kHz potrzeba, żeby głośnik był dobry? Jest taka firma, która robi wysokotonowe głośniki z tekstylnymi kopułkami i twierdzi, że tak jest najlepiej. I te głośniki nie dają rady przenieść 100 kHz. A na pewno są bardzo dobre, tak dobre, że lepszych nie potrzeba, a prawdopodobnie to lepszych się w ogóle zrobić nie da.

Ale i to może być też tylko chwytem marketingowym. Przecież trzeba klienta ogłupić, wytrącić z równowagi, nakłaść do głowy kretynizmów i wyprać mózg. Wtedy kupi drogi sprzęt, który może być nawet dobry, ale nie będzie dawał lepszego dźwięku niż dobry, ale znacznie tańszy.

Jeśli ktoś kupił te emocjonalne kolumny firmy na T, albo te z kopułkami firmy na D, bo uległ emocjom, to niech przynajmniej się nie jara tym sprzętem teraz i nie gra za głośno, bo ogłuchnie. Wtedy już nie ma odwrotu, a na emocje to wiemy: "na głowę wody kubełek".
 

czwartek, 27 sierpnia 2020

Oni muszą to wiedzieć

Właśnie znalazłem u siebie na Ubeku taki wpis: "C********e isn’t just the finest speaker range we’ve ever made, it’s the sum of its meticulously designed parts. Thanks to the marriage of our latest E****r3 tweeter and the ingenious new *** Lens (pictured below), C********e ensures you get the purest possible representation of the artist’s original musical vision – no matter the room’s size, furnishings or character."

Skoro oni tak piszą, że wszystko jedno jaki pokój, jak umeblowany itd. a i tak wszystko się usłyszy, to coś musi znaczyć. Coś ponad to, co jest w tekście. Niby, że jakaś część kolumny to gwarantuje. Nie, żadna część kolumny tego nie zagwarantuje. To gwarantuje coś innego, a sprzęt nie ma tu nic do rzeczy.

Odniosłem wrażenie, że oni wiedzą co to jest, ale nie chcą tego powiedzieć. Gdyby powiedzieli, to takie ściemy jak wyżej stałyby się bezprzedmiotowe. Wiec wiedzą czy nie? Pewne jest tylko jedno. Nawet jeśli wiedzą, to trzymają tą wiedzę pod kluczem.

Ale ktoś może mieć wytrych...

wtorek, 18 sierpnia 2020

Dla znających angielski przynajmniej trochę

Osoby znające angielski powinny obejrzeć ten film. Dużo ciekawych tematów. Zresztą są one też omówione znacznie dokładniej w książce tego autora pt. "Sound Reproduction - Loudspeakers and Rooms". Autorem jest oczywiście Floyd Toole. Ciekawostką jest fakt, że wspomina on o tzw. "The central paradox" of sound in rooms". Ten paradoks można wyjaśnić, ale nikt nie chce tego zrobić, bo wtedy załamie się cały rynek sprzętu grającego, oczywiście tego droższego i drogiego. Gdyby to ktoś opisał, to po prosu król byłby nagi. Cały światek audiofilski ległby w gruzach. Ale to na marginesie.



Ten film jest też potrzebny do tego, żeby było wiadomo, że znam jego treść. Chodzi o to, że w kolejnym poście będzie kilka zdań o starych kolumnach i o ich świetnej charakterystyce mierzonej na osi. Wiem, że to nie mówi wszystkiego o jakości, ale też nie może być tak, że dobra kolumna ma złą charakterystykę zmierzoną na osi, a pomimo tego dobrze gra. Wręcz przeciwnie, najlepsze mają świetną charakterystykę, taką +/- 1 dB. Zresztą i to jest pokazane na filmie, na samym jego końcu.

niedziela, 16 sierpnia 2020

Na marginesie: Audiofilizm dowodem na istnienie ewolucji

Z ewolucją jest pewien problem. Jeśli ktoś uważa, że silniejszy jest lepszy i powinien dominować nad słabszym, to może postawić tezę, że tak jest w naturze. Ale udowodnienie tego, że przyroda eliminuje tych słabszych w ten sposób, że ci silniejsi z czasem przekształcają się w coś innego, oczywiście silniejszego, już się udowodnić nie daje.

Różnych gatunków zwierząt i roślin znamy bardzo wiele, ale to wszystko prezentuje się jak elementy układanki. Te elementy nie zmieniają się w coś innego. Dinozeżarły wymarły. A takie korkodryle żyją już bardzo długo i się nie zmieniają w nic innego. Więc pewnych elementów układanki może zabraknąć w jakimś momencie, natomiast inne są na swoim miejscu od bardzo, bardzo dawna. A już z całą pewnością nie było tak, że żyrfafa ma taką długą szyję, bo ją wyciągała celem podżarcia listków, które rosły wysoko na gałęziach drzew.

Ale okazuje się, że ałdjofile przeczą brakowi ewolucji. Oni ewoluują nawet w obrębie jednej generacji, tzn. w czasie osobniczego życia. Ci, którzy byli w latach siedemdziesiątych młokosami, a teraz są już starszymi panami, tak wyewoluowali swój słuch, że producenci nie nadążają z produkowaniem coraz to nowych i lepszych(ehem) urządzeń do odtwarzania dźwięku. Trochę młodsi, czyli tacy mający teraz około pięć dyszek tak poprawili słyszenie, że zajmują się miksowaniem, masteringiem i podobnymi przedsięwzięciami wymagającymi nieprzeciętnie dobrego słuchu.

Ta ewolucja słuchu wręcz następuje tak szybko, jak w niektórych filmach z alienem na przykład. A tam, jak wiemy, w ciągu kilku godzin jakiś organizm potrafi wyrosnąć od oseska do olbrzymiego monstera, na dodatek nic przy tym nie jedząc. A jak to jest w aułjofilskim światku? Ktoś pisze wieczorkiem, że usłyszał bezpiecznik, a drugi na początku nie słyszy i nawet nie dowierza, ale potem ewoluuje swój słuch w ciągu kilku godzin właśnie, czyli w czasie snu, a co najwyżej kilku dni, ale to już w przypadku ewolucjo-opornych, a następnie już też słyszy, choć na początku nie słyszał i nawet przecież miał wątpliwości, że można.

Wychodzi więc na to, że mamy dowody na istnienie pangenezy. Zamiast z wiekiem słuch tracić, to go sobie udoskonalają. Bo tak chcą. Wytężają swój słuch i on im się w mgnieniu oka poprawia.

Nie-ałdjofile natomiast nie ewoluują i muszą sobie kupować aparaciki słuchowe. I tylko trzeba postawić pytanie czemu jedni ewoluują, a inni tracą słuch? Sprawa jest prosta. Jeśli kogoś stać na drogi sprzęt, to mu się słuch poprawia, a jak go nie stać, to głuchnie z wiekiem.

Ale na poczatku zostało powiedziane, że z ewolucją jest proble. Z ałdjofilami też. Oni za chińskiego boga nie chcą sie poddać żadnym testom. Więc ewoluują swój słuch i wybrzydzają coraz bardziej na sprzęt, płacąc przy tym krocie. Ale zweryfikować tej ewolucji pangenetycznej naukowo się nie da. Tak samo, jak nikt naukowo nie potwierdził, że kable sieciowe poprawiają brzmienie.