czwartek, 30 grudnia 2021

DVD na 24 fps: Odyseja kosmiczna 2001

Tytuł tego filmu jest w rzeczywistości nieco inny. Chodzi o "2001: Odyseja kosmiczna". Gdyby go zapisać w tytule posta tak jak należy, to by było trochę za dużo dwukropków obok siebie. A jak wiemy dwa dwukropki w barszczu, to za wiele;)

Z naszego punktu widzenia (sic!) bardziej interesujący jest dźwięk. A szczególnie ten film jest wart posłuchania. Dla fanów analogowego dźwięku to jest dokładnie to, czego szukają.  Ale przecież także muzyka jest rewelacyjna. Że nagrywana analogowo nie trzeba nawet wspominać. Nie jestem jakimś szczególnym zwolennikiem tej akurat muzyki, ale w połączeniu z obrazem tworzy ona całość niepowtarzalną. Odbiera się ją w jakiś specyficzny sposób.

Od strony akustycznej sprawą zupełnie fundamentalną jest fakt, że w tym filmie dźwięki nie rozchodzą się w próżni. A w Gwiezdnych Wojnach owszem, próżnia jest pełna przeróżnych odgłosów. No i statki kosmiczne w SW poruszają się tak, jakby były samolotami łatającymi w powietrzu czy też okrętami podwodnymi pływającymi w wodzie. Ale w tym konkretnym filmie jeszcze pewne prawa fizyki obowiązują.



Jeśli zaś chodzi o sprawy inne niż audio, to film zawiera wiele treści godnych zastanowienia. Przykładowo taka scena. Co to jest cover story mianowicie. Może to być zatem "a report or article connected with the picture on the front of a magazine" lub też "a story someone tells in order to hide the truth".

Mamy teraz jakąś cover story już prawie dwa lata. Ale dla wyrobienia sobie zdania trzeba wziąć pod uwagę to, że o kablach mających brzmienie zaczęto pisać już w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku. W odniesieniu do kabli można zadać dwa pytania. Pierwsze: czy ludzie są aż tak naiwni? Drugie: skąd i dokąd płyną pieniądze na prasowe enuncjacje o kablach i ile jest tych pieniędzy?

A takie pytanie: "kiedy przestaną iść te pieniądze na podtrzymywanie przekonania pewnej grupy ludzi o brzmieniu kabli?" nie wymaga odpowiedzi. Wszyscy rozumieją, że wtedy, gdy takie audiofilskie kable przestaną się sprzedawać. A wiemy, że wciąż się sprzedają. Czyli systematyczne pranie mózgu pozwala przez kilka dekad utrzymywać ludzi w stanie jakiegoś, nazwijmy to tak, audiofilskiego podniecenia.

PS. Dla tych, którzy nie oglądali. Film jest długi, a akcja zazwyczaj niespieszna. Jednak warto poznać, by zrozumieć, że ten film ukształtował pewną estetykę gatunku na wiele lat. Na dekady. A jak się go pozna, to i Gwiezdne Wojny, te pierwsze trzy części, zaczynają przemawiać inaczej. Ja ten film oglądałem dwa razy. Pierwszy raz, gdy przed laty kupiłem DVD, a drugi raz w zeszłym tygodniu. Przez trzy czy cztery dni po kawałku.


czwartek, 23 grudnia 2021

DVD na 24 fps: Matrix

 Dobry dźwięk w tym filmie to więcej niż połowa sukcesu. Już na samym początku blacha (czyli blaszane instrumenty dęte) brzmi znacznie lepiej. Różne skrzypienia, których mamy w filmie sporo, też nabierają realności, a tracą nieprzyjemną ostrość.

 W tym filmie cała ścieżka dźwiękowa jest świetna. Można by omówić każdą scenę, każdy kadr pod kątem towarzyszących dźwięków, odgłosów czy taktów muzyki. Przy okazji słuchając próbek audio.


Napisy czytamy wierszami, a nie kolumnami, chociaż czasem jeden wiersz to dwa, jak w "dymkach" w komiksach. Oczywiste, ale na wszelki wypadek informuję. Przysłuchiwałem się dziś rozmowom w kolejce do kasy i być może, a nawet z pewnością, osobom, które wiodły te rozmowy taka uwaga się przyda. Gdyby czytały bloga. Gdyby w ogóle coś czytały. Ale niestety raczej siedzą przed telewizorem i oglądają dziennik.

Jeśli ktoś nam mówi jakie są realia, to prawdopodobnie pierwsza nasza rekcja jest właśnie taka jak tu. Trzeba się jednak zdecydować czy żyć w matrixie, czy w realnym świecie. Jaki kolor pigułki wybierzecie, to wasza sprawa. Z pewnych względów lepsze są tabletki.

sobota, 18 grudnia 2021

DVD na 24 fps: Babylon A.D

Kiedy byłem dzieckiem w telewizji po południu dość regularnie można było oglądać teatr teatr lalkowy. To był początek lat siedemdziesiątych. Telewizor był czarno-biały i nazywał się Opal. Psuł się regularnie. Wspominam o tym teatrzyku lalkowym, gdyż filmy o których tutaj jest mowa mają takie znaczenie jak tamten teatrzyk lalkowy z perspektywy osoby dorosłej.

A dziś mamy taki oto film:

Babylon A.D. Poziom niedorzeczności jest tu podobny, jak to jest zwyczajowo w filmach fabularnych. W odniesieniu do poziomu absurdu przyjrzyjmy się do scenie, którą ilustruje powyższy obrazek. Jeśli ktoś jest zawodowcem, to kupując rzecz, którą będzie wykorzystywał w swojej pracy nie może sobie pozwolić na testowanie jej pierwszy raz dopiero wtedy, gdy będzie jej używał. Płetwonurek nie weźmie pod wodę ustrojstwa, które zapewnia mu oddychanie, o ile wcześniej dokładnie nie sprawdzi raz, a potem jeszcze raz czy wszystko działa. Od tego zależy jego życie, a nawet zdrowie.

W filmie odtwarzanym z prawidłową prędkością bardzo zyskuje muzyka, która rozbrzmiewa także i w tej wspomnianej wyżej scenie. Wspominam dlatego, że go sobie niedawno obejrzałem z dobrym pod względem szybkości odtwarzania dźwiękiem. Ale przede wszystkim aby podkreślić to, że od testowania czasem zależy wiele. Testy trwają czasem nawet kilka, kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt lat, a i tak nie zawsze wszystko wiadomo. Weźmy taki azbest. Zanim ktoś podejmie jakąś ważna decyzję, to niech trochę poczeka na zakończenie testów.

wtorek, 14 grudnia 2021

Gratulujemy Pani Prezes

 Osiągnięcie godne podziwu. Ci, którzy są wystarczająco starzy, żeby pamiętać tamte czasy mogą sobie przypomnieć czym była Trójka w czasie stanu wojennego, oczywiście również nieco później. Po co taka trudność wysilania pamięci? Jak sobie przypomnicie i włączycie tą obecną Trójkę, to wytrzymacie z nią mniej niż pół minuty. Pomijam reklamy. Jak traficie na muzykę, to jest duża szansa, że was odrzuci, bo to prawdopodobnie będzie coś w guście osoby pozbawionej smaku. A jak odezwie się osoba prowadząca program, to zauważycie, że się strasznie męczy, stara się naprawdę z całych sił, ale nie daje rady. Chce, ale nie może. No cóż. Jak to zostało wyśpiewane: "Bo na to nie ma ceny, nie kupisz weny".



Jest jeszcze parę osób ze starej gwardii, ale to tylko kwiatek do kożucha.

poniedziałek, 13 grudnia 2021

Co ma wspólnego jakość dźwięku i wprowadzenie stanu wojennego w 1981 roku?

 Pytanie nie jest trudne. Ale spytajmy dla formalności: co ma wspólnego jakość dźwięku i wprowadzenie stanu wojennego w 1981 roku? Celowo podaję rok, żeby ktoś nie pomyślał, że chodzi o wprowadzenie państwa policyjnego w 2020, bo dla wielu jest to równoznaczne ze stanem wojennym. Odpowiedź jest następująca: gen. Wojciech Jaruzelski. Zresztą to nazwisko padło w poprzednim poście, więc zagadka już wczoraj przestała być zagadką.

A zatem co wspólnego ma Jaruzelski z jakością dźwięku? Otóż w roku 1985 lub szóstym generał wygłaszał coś w telewizji. Byłem tego świadkiem, tzn. telewidzem. Wystąpienie wypadło bardzo słabo. Słyszalny był bardzo głośny przydźwięk z sieci, a sam głos generała brzmiał dość słabo. Osoba, która zajmowała się realizacją dźwięku poniosła jakieś konsekwencje, co uzasadniono w ten sposób, że zniekształciła głos premiera.

W dzisiejszych czasach każdy realizator dźwięku powinien ponieść konsekwencje swej działalności. Każdemu powinno się wytknąć jego upośledzenie zdolności słyszenia. Problem w tym, że większość odbiorców także źle słyszy.

Wracając do stanu wojennego warto zwrócić uwagę na to, że obecnie mamy prawie milion ludzi pozbawionych wolności, natomiast działania władz doprowadziły do tego, że mamy już około sto pięćdziesiąt tysięcy ofiar. Porównanie danych dotyczących stanu wojennego wprowadzonego przez Jaruzelskiego do obecnych statystyk poraża (że użyję popularnego do niedawna słowa). W stanie wojennym generał internował 10 tysięcy ludzi. Natomiast szacuje się, że zginęło od kilkudziesięciu do ponad 100 osób. To warto podkreślić: do ponad stu osób. Teraz mamy tysiąc razy więcej ofiar. Jeśli chodzi o pozbawionych wolności teraz, to wychodzi razy dziesięć. Naprawdę, osiągnięcia godne odnotowania.

Ale wróćmy na nasze poletko.

Ciągle mamy to samo. Wciąż są ludzie, którzy wierzą, że kable im porządkują scenę. I wciąż są ludzie, którzy łykają wciskaną im propagandę jak pelikan rybę. Wmówienie tak myślącym ludziom czegokolwiek nie stanowi problemu. Mechanizm jest identyczny.

Jeśli chodzi o działkę sprzętu audio, to mechanizm polega na tym, że jakiś dziennikarz pisze np., że kable mają brzmienie. Ludzie to czytający przyjmują takie kłamstwo za fakt. I już można sprzedawać kable, które "brzmią" po cenach wprawiających w osłupienie. Inny dziennikarz pisze z kolei, że meble na których stawia się elektronikę poprawiają dźwięk, a czytelnik przyjmuje to za pewnik. Meble są oferowane, do wyboru, do koloru za okrągłe sumy. A ich nabywcy wykłócają się czy wypełnienie dziur na balast w tych mebelkach piaskiem lub śrutem daje lepszy efekt "soniczny".

Tylko, że drogim sprzętem interesuje się mało kto. Gorzej, gdy chodzi o coś, czym interesuje się każdy. A już tragicznie, gdy taką bzdurną dyskusją "ile diabłów mieści się na główce szpilki" zajmuje się cały globalny mechanizm propagandowy.

Teraz propagandziści żenią kit dokładnie tak samo jak dziennikarze, którzy pisali czy nadal piszą o kablach. Zjawisko jest tym bardziej groźne, że wrzucaniem kłamstw zajmują się także "naukowcy", "eksperci", politycy, celebryci. Zauważmy, że w kręgach audiofilskich mówi się, że pierwszy zestaw to zawsze jest porażka. Czy to nie budzi pewnych skojarzeń z tym, co teraz się dzieje? Drugi zestaw jest już lepszy, trzeci już prawie dobry, a czwarty... A przecież zawsze można coś poprawić.

Dyskusja o kablach, bezpiecznikach, odtwarzaczach CD czy strumieniowych, które mają jakieś brzmienie jest bezprzedmiotowa. Takich rzeczy po prostu nie ma. One istnieją tylko w wyobraźni. Ale teraz trwa dokładnie taka sama dyskusja. Taki sam absurd, ale jego skala i rozmiary są wręcz planetarne. Przysłuchajcie się, jeśli w ogóle ktoś jest w stanie to strawić, zamieniając współczesne tematy tymi naszymi. I okaże się, że przedmiot dyskusji jest inny, ale sposób jej prowadzenia taki, że czujemy się jak u siebie. Nic nowego pod słońcem.

I w tych obecnych dyskusjach pojawiają się (metaforycznie) dane z pomiarów, testów odsłuchowych, różne statystyki dotyczące tego ile procent słyszy, a ile jest niesłyszących itd. itp. Wszystko blaga. Ale ludzie przed telewizorami wierzą, że prawda. Przynajmniej z badań prowadzonych przez ośrodki badania opinii wynika, że część wierzy.

W jakiejś powieści znalazłem takie zdanie, że do manipulowania nadają się najlepiej tacy, co sami są zmanipulowani. Popatrzmy z tej perspektywy na niektórych orędowników współczesnej mutacji kłamstwa. Co do tzw. zwykłych ludzi, to problemy są dwa. Łatwowierność i niechęć do zaakceptowania faktów. Prawda, że pewne fakty są trudne do przyjęcia. Ale realia i tak nas dościgną.


Oczywista oczywistość - nie wyjebałem tych płyt do kibla, ale wypierdoliłem do śmietnika. Taka moja reakcja na wypowiedzi pewnego ex-muzyka. A dwaj pozostali? Cóż... Trudno było zeszrotować jedną trzecią. Mam przynajmniej nadzieję, że dwaj pozostali się nie pchają do polityki.


sobota, 11 grudnia 2021

Komentarz do posta z 8 grudnia

W poprzednim poście jest film, który ocenialiśmy pod kątem jakości dźwięku. Nie jest ona najlepsza. Podobnie jest i z jakością obrazu. Trochę ten film jest blady. Z jakiego powodu? Autorzy popełnili jakiś błąd czy też może problem jest innego rodzaju i polega na tym, że oryginalnie poprawnie przygotowany materiał został w jakiś sposób zmodyfikowany?

 

Kiedyś autor bloga interesował się fotografią. Coś mu z tych czasów w szufladzie pozostało.


Przyczyną tego dziwnego obrazu jest nieodpowiednie umiejscowienie punktu czerni. Na zdjęciu, które nawiasem mówiąc nie jest dobre technicznie, mamy kilka pomocnych rzeczy, które umożliwiają przede wszystkim fotografowi otrzymać zdjęcia o dobrej jakości. Mamy tu zatem szare karty, kartę białą, szarą skalę i wzorce kolorów. Oczywiście kontrola wzrokowa to za mało, żeby dojść do optimum, jednak tu chodzi o pewną zasadę. Fotografując coś takiego wiemy czy białe jest białe, czarne czarne, szare szare i jak to się ma dla różnych punktów całej skali szarości.

Problem z obrazem w filmie polega na tym przede wszystkim, że czarne, czyli pole 19 wskazane białą strzałką, jest szare. Z punktu widzenia doboru ekspozycji obraz jest prześwietlony. Jednak nawet aparat w telefonie radzi sobie wystarczająco dobrze z ustaleniem ekspozycji. Zarówno pole 19 jak i pole A są oddawane poprawnie, także z balansem bieli automatyka radzi sobie dobrze. Więc dlaczego dostaliśmy taki a nie inny obraz? Możemy się domyślać. Wytłumaczenia mogą być takie np., że film ze złą jakością obrazu będzie oglądany niechętnie lub reż, że ktoś kto nie potrafi zrobić dobrze wyglądającego filmu może mieć problem także z prezentowaną treścią.

czwartek, 9 grudnia 2021

COVID CHRONICLES MOVIE 2021 - jakość dźwięku

Proszę zwrócić uwagę na jakość dźwięku. Jeśli ktoś przeniesie ciężar uwagi na zawartość merytoryczną, to może przeżyć sporą traumę. Więc zajmujmy się raczej dźwiękiem, sposobem realizacji, stopniem zrozumiałości mowy itd. czyli tym, czym się tu pasjonujemy.

Jeśli ktoś chciałby mimo wszystko lepiej zapoznać się z treścią, to może sobie włączyć napisy. Ze słuchu, nawet mając bardzo dobre warunki akustyczne lub w słuchawkach, nie można nadążyć za mową o ile się nie skończyło anglistyki, Co raczej jest regułą.

sobota, 4 grudnia 2021

DVD na 24 fps: Alien

Obcy to jeden z najlepszych filmów SF. Od strony technicznej są pewne niedoskonałości dotyczące obrazu i dźwięku, ale biorąc pod uwagę dzieło jako całość nie ma to znaczenia.




Warto sobie Obcego obejrzeć jeszcze raz, dla przypomnienia, szczególnie z DVD odtwarzanego w prawidłową szybkością. Na nowszych nośnikach tego problemu nie powinno już być. Trzeba dodać, że nie mam referencyjnego nagrania tego utworu, który pojawia się na samym początku filmu. Mam inny, który jest nieco później, gdy wyrusza ekspedycja badawcza, tak to nazwijmy. Porównanie tego tematu z DVD odtwarzanego z szybkością 24 klatek na sekundę z CD daje identyczną wysokość dźwięku.

Jeśli chodzi o to, co widać, to jak zwykle w tego rodzaju filmach mamy podobne problemy. Fizyka swoje, a filmowcy też swoje. Warto jednak zwrócić uwagę na słynną scenę, gdy Ripley przebiera się w skafander kosmiczny. Wcześniej była bardzo aktywna i powinna być dosłownie zlana potem, a jednak podkoszulki ma suchutkie. Tak to jest z tymi filmami. W każdym razie scenę warto obejrzeć dodatkowo jeszcze raz.

Natomiast ścieżka dźwiękowa, także pomimo pewnych niedoskonałości, jest świetna. Muzyka - genialna. Można o tym pisać naprawdę długo i dodatkowo dać przykłady do posłuchania, żeby było wiadomo czym autor bloga się zachwyca. Dlatego kto oglądał dawno niech zobaczy ponownie i wsłucha się dokładnie. Jednak bez przesadzania z głośnością, bo zamiast więcej można usłyszeć mniej.

Najlepsza jednak ze wszystkiego jest wymowa filmu. W tej pierwszej części mamy trzy najważniejsze zagadnienia. Przede wszystkim sposób działania, nazwijmy to tak, korporacji. Po drugie sposób działania ludzi czyli różne postawy. Tu trzeba wskazać na scenę, kiedy Ripley "rozmawia z matką". To o korporacjach. Natomiast w odniesieniu do postaw, to doskonała jest scena, kiedy postanawiają, pod pewną presją, kontynuować plan działania kapitana, który to plan już raz nie zadziałał.

Jeśli ktoś ma dobry telewizor, tzn. dobrze skalibrowany, w miarę dobry odsłuch i wybierze oryginalną ścieżkę audio, a więc bez lektora, to będzie mieć ucztę dla oczu i uszu. Chyba, że nie lubi takiego kina. A jeśli lubi, to pora roku akurat jest odpowiednia do oglądania tego rodzaju filmów. Co ciekawe, mój komputer nie za bardzo sobie radzi z płytą. Od czasu do czasu odtwarzanie się zacina. A przecież tak jakoś dekadę temu nie było z tym problemu.

Oglądanie filmów dla przypomnienia, żeby po raz kolejny przeżyć akcję może i ma jakiś sens, jednak znacznie ciekawiej jest, jeśli się spróbuje zrozumieć otaczające nas mechanizmy i ludzi, z którymi mamy do czynienia, na podstawie tego, co nam pokazali twórcy. W filmie mamy wszystkie elementy układanki, a w życiu tylko niektóre elementy, które możemy dopasować w sposób niewłaściwy. Nie każdy film jest taką skończoną i sensowną całością. Ten, który te cechy ma jest dobry. Alien jest bez cienia wątpliwości filmem dobrym.

środa, 10 listopada 2021

Radio policyjne

 W starych amerykańskich filmach dość często można było spotkać się z taką sytuacją, że cywile słuchali radiowych komunikatów policji. Ciekawe, przyznam się, że nie znam detali, czy dzisiaj taka sytuacja jest możliwa. Jeśli tak, to warto słuchać i nawet archiwizować to, co jutro, a więc 11 listopada, będą mieli do powiedzenia policjanci. W Warszawie.

Dodam jeszcze, że nowych filmów amerykańskich nie oglądam.

Oczywiście ten post jest zachętą do pisania komentarzy przez osoby, które temat znają.

poniedziałek, 8 listopada 2021

Cztery kąty i piec piąty. Lub np. kominek

Dobry odbiór jest w największym stopniu uzależniony od tego, jak są odtwarzane basy. Dobry bas oznacza, że cała reszta brzmi co najmniej poprawnie. Jednak uzyskanie dobrego basu często napotyka na przeszkody, które są z niewiadomych powodów pomijane. Weźmy wspomniany w tytule posta kominek.

Przeglądając materiały pewnego producenta kolumn głośnikowych trafiłem na zdjęcie pokazujące zestawy ustawione obok kominka. Nie mogę pokazać tu tej fotografii ze względu na reklamę czy antyreklamę, dlatego muszę zdjęcie opisać. Zatem w eleganckim wnętrzu, gdzie nie ma praktycznie niczego, co pochłania odbicia i poprawia akustykę kolumny są ustawione w ten sposób, że pomiędzy nimi jest kominek, a właściwie to na odwrót - po prawej i lewej stronie kominka stoją kolumny. Ten kominek jest dość duży. Głębokość orientacyjnie to będzie około metr, więc w ten sposób powstają dodatkowe narożniki, które wpływają na odtwarzanie basów.

Zwykłe pomieszczenie ma 12 narożników. Ktoś powie, że tylko 8. Nie, w zwykłym pomieszczeniu mamy 12 narożników. Styk podłogi i ściany tworzy narożnik. Jeśli pomieszczenie ma 5 metrów długości i 4 szerokości; czyli z punktu widzenia akustyki jest bardzo małe; to mamy w nim dwa narożniki o długości 5 m i dwa czterometrowe. Łączenie ścian i sufitu daje drugą parę takich narożników. Styk ścian to kolejne 4 narożniki. Czyli cztery na dole poziome, cztery na górze, też poziome i cztery w pionie.

Jeśli więc w pomieszczeniu będzie duży, czyli głęboki, kominek, to musimy uwzględnić dwa dodatkowe narożniki. Kolumna stoi więc nie w narożniku utworzonym przez podłogę i ścianę, ale też w narożniku powstałym z połączenia ściany i kominka. Ale ten sam wpływ będzie mieć piec kaflowy lub szafa na ubrania. I naturalnie trzeba też uwzględnić narożniki pionowe czyli łączenie ścian.

Wobec tego jeśli w dużym pomieszczeniu bez dodatków kolumny stoją tylko w jednym narożniku; podłoga-ściana; to w małym pomieszczeniu z kominkiem lub szafą/piecem stoją w trzech: podłoga-ściana, ściana-ściana i ściana-kominek względnie ściana-szafa. Żeby mieć dobry bas, to kolumny muszą stać tylko w jednym narożniku. Wyjątkiem jest bardzo duże pomieszczenie, ale wtedy trzeba odstawić kolumny od ściany na więcej niż 2 metry. Gdyby ktoś chciał mieć idealny cały niski bas, to w pełnozakresowych kolumnach ten dystans powinien być większy niż 3 metry. W zwykłym pomieszczeniu nie powinno się oddalić od ściany na więcej niż 60 cm licząc od frontu, czyli lepsze są obudowy z otworem z przodu.

Jak łatwo się domyśleć, jeśli mamy kominek lub szafę, to raczej nie da się ustawić sprzętu dobrze. Zamiast tego lepiej już wybrać ścianę bez takich akustycznie zauważalnych występów. Z drugiej strony wnęka w ścianie przy której stoją głośniki też ma wpływ na jakość basu. W trudnych warunkach łatwiej jest ustawić system z subwooferem i kolumnami odtwarzającymi zakres z niepełnym basem. Chodzi tu o taki system z filtracją dla lewego i prawego kanału. Jeśli się doda subwoofer do kolumn pełnozakresowych to powstanie dodatkowe zamieszanie. Nie będzie lepiej obiektywnie, ale pozornie lepiej. Ograniczenie pasma L/P od dołu jeśli jest subwoofer to konieczność.

To może się wydać nieprawdopodobne, ale dobry zestaw głośników komputerowych 2+1 właściwie ustawiony da lepszy bas niż wysokiej jakości kolumny pełnozakresowe, ale źle ustawione. A przypomnijmy, że pewien znany niemiecki magazyn o tematyce audio przez lata zalecał ustawienie większych kolumn co najmniej 70 cm od ściany czyli spowodowanie takiej sytuacji, gdzie powstają tłumienia tego najbardziej decydującego o odbiorze zakresu.

piątek, 29 października 2021

Objawy bezobjawowej paranoi

 1)


 2)


 3) Ale osochzi? Miałem kiedyś konto na f-ubeku, ale je usunąłem. Jednak po jakimś czasie doszedłem do wniosku, że może się jednak przydać. Można się w ten sposób najszybciej dowiedzieć np. co będzie w następnej audycji radiowej. Więc założyłem nowe. Nie napisałem nic, nie dałem żadnego lajka, zero aktywności poza tym, że coś tam poczytałem. No i jak wyżej.

Żeby odblokować konto chcieli numer telefonu.

czwartek, 28 października 2021

Na marginesie: Audiofilizm i inne izmy

 Audiofilizm jest pojęciem bardzo pomocnym, by połapać się w tym, co się wokół nas dzieje. Zresztą nie chodzi o sam audiofilizm, ale o sposób w jaki ludzie postępują. I koniecznie trzeba podkreślić, że nie wszyscy.

W największym skrócie jak to działa. Weźmy za przykład kable. Najpierw takie do kolumn. Kupując kolumny zazwyczaj dostajemy jakieś kable. Można ich używać. Ale ktoś wpada na pomysł, żeby sprzedawać do tych kolumn inne kable, naturalnie, że bardzo drogie. Co zatem trzeba zrobić, żeby ludzie kupowali te nowe i bardzo drogie kable? Przecież nie zyskają w ten sposób nic, a wręcz przeciwnie, wydadzą pieniądze na nic. Oczywiście potrzebni są dziennikarze, którzy napiszą, że coś w tym jest. Przykładowo, że jak się kupi taki a taki kabel, to się scena zrobi jakaś tam inna i lepsza. Kłamstwo, bo nic takiego nie nastąpi, ale skoro autorytet jakim jest dziennikarz tak pisze i pisze w magazynie, który ma duży nakład, to łatwowierny czytelnik weźmie je za prawdę. Jeden artykuł nie wystarczy, więc pisze się tak systematycznie. Efekt jest taki, że ludzie się kłócą do upadłego, że mają lepsze kable, lepszy odbiór i że są pomiędzy różnymi kablami jakieś tam różnice.

Jeszcze jeden przykład, tym razem jeszcze bardziej absurdalny. Kable do przesyłania danych cyfrowych. Taki kabel nie ma prawa wprowadzić jakichkolwiek zmian w dźwięku, bo transmisja odbywa się cyfrowo. A zatem albo dane zostaną przesłane, albo nie. Czyli albo muzykę słychać, albo nie. Jeśli słychać, to zawsze tak samo. Możliwe są zakłócenia i wtedy brak danych, czyli krótszy lub dłuższy odcinek z ciszą, może być odbierany w określony sposób. Jeśli dane są tracone systematycznie, to dochodzi do znanych wszystkim zakłóceń. Ale na brzmienie kabel cyfrowy wpływu nie ma żadnego, a mimo to też są tacy, co się upierają przy swoim, że słyszą różnice.

Ani w jednym, ani w drugim przypadku żadnych różnic nie ma. Po prostu ktoś dał sobie coś wmówić. I tak to działa. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że trudno jest się przyznać przed samym sobą, że się ktoś dał oszukać. I brnie się w to kłamstwo dodając do pierwszego coraz to nowe.

Więc nie powinno dziwić nikogo to, co się dzieje teraz czy działo wcześniej. Z różnego rodzaju absurdami mamy i mieliśmy do czynienia zawsze. I zawsze jest potrzebny ktoś, kto kolportuje potrzebne do osiągnięcia jakiejś korzyści kłamstwa. Najlepsi są do tego celu dziennikarze, ale świetnie się sprawdzają też różni "eksperci".

Weźmy taki zmyślony przykład, ale odpowiadający temu, co się obecnie dzieje. Mówi się publice, że za wypadki jest odpowiedzialne niewłaściwe ciśnienie w oponach. Więc dziennikarze opowiadają i piszą gdzie się da o tych rzekomych wypadkach spowodowanych przez złe ciśnienie w kołach. I teraz jest akcja wymiany zaworków i wentyli ze zwykłych na jakieś specjalnie zmodyfikowane. Więc każdy chętny wymienia te zaworki i wentyle. Jednak okazuje się, że po wymianie ciśnienie spada, więc trzeba codziennie pompować koła i wymienić wszystko po raz drugi. Po drugiej wymianie jest to samo - ciśnienie w kołach spada. Więc znów pompowanie i trzecia wymiana. Po trzeciej - czwarta...

Każdej akcji wymiany towarzyszy inna zmasowana akcja: medialna, dziennikarsko-ekspercka. I są tacy, co bardzo chętnie pompują te opony i wymieniają wentyle i zaworki oraz wykłócają się, że ci, którzy tego nie robią to powodują wypadki. Nie przeszkadza im to, że przecież pamiętają, że zanim się zaczęła ta hucpa, czyli mieli zwykłe zaworki i wentyle, to sprawdzali ciśnienie raz na miesiąc, a przecież bywało, że rzadziej i ciśnienie mieli może nie idealne, ale nic szczególnego się nie działo.

W mediach można wytworzyć jakiś rodzaj matrixa i ludzie w nim żyjący działają w ten sposób, że wpływają na nich rzeczy nieistniejące. A dokładniej to istniejące tylko na papierze. I kłócą się o wpływ kabli na brzmienie, którego nie ma. I kłócą się o jakiś preparat profilaktyczny, który miał im coś zapewnić, nie zapewnił, ale zapewnił i dlatego biorą już drugą, trzecią i czwartą porcję. Biorą je, bo on działa w ten sposób, że nie działa, ale ta kolejna porcja zadziała, więc to nie działa, ale działa, bo najnowsza porcja zadziała. A jak nie, to ta jeszcze nowsza zadziała.

Ile trwa dyskusja o kablach, które nic nie dają, ale dają? Prawie pięćdziesiąt lat lekko licząc. I dalej będą tacy, którzy w to będą wierzyć. W końcu dziennikarze i "eksperci" za coś biorą pieniądze. A chętnych na kasę nie zabraknie nigdy. Przede wszystkim takich, którzy sprzedają kable kosztujące tysiące za metr zamiast takich, co kosztują grosze.

I na koniec pytanie: co by trzeba zrobić, aby ta zabawa w kable trwała nieprzerwanie? Wyeliminować "zwykłe" kable i oferować tylko te audiofilskie. Wtedy sprawa jest wygrana, bo nie ma z czym porównać. Nie da się jednak wyeliminować zwykłych drutów. Do tego potrzebne by było ustawodawstwo, policja, jakieś dodatkowe środki przymusu. Ci, co robią kable nie mają tyle kasy, żeby kupić polityków, media itd. Ale są gałęzie biznesu, które mogą.

Pewne rzeczy trzeba wiedzieć. Ale wiedzieć, że Ziemia jest okrągła przykładowo, nie zawsze daje przewagę w dyskusji. Kto oglądał "Konopielkę", ten wie. Jednak ten kto wie, że z tymi kablami to blaga może trochę zyskać. Popatrzcie na niektóre ceny...

sobota, 18 września 2021

Odblokowanie radia samochodowego

Słuchanie muzyki w aucie to bardzo słaby pomysł. Zasada jest taka, że im większe pomieszczenie, tym lepsze są szanse na uzyskanie dobrego brzmienia. Oczywiście nie można tego sprowadzać do absurdu. Hangar dla dużego samolotu nadaje się na pomieszczenie kontrolne mniej więcej tak, jak lis do pilnowana kurnika. Ale pokój o powierzchni np. 40 metrów kwadratowych, który ma dobre proporcje, to nadaje się świetnie. Dobra adaptacja akustyki i mamy lepiej niż w większości reżyserek radiowych czy telewizyjnych, a nawet lepiej niż w małych studiach nagraniowych. Kto nie wierzy niech poszpera w sieci. Można bez trudu znaleźć zdjęcia czy filmy, które pokazują, że tam mają źle, a nawet gorzej.

Czasem jednak dzieje się coś ważnego i dobrze być na bieżąco. Jeśli się włączy w samochodzie radio, będziemy wiedzieć co się dzieje aktualnie, a to może być bardzo istotne. Problem pojawia się wtedy, gdy radio chcemy włączyć, a ono nam pokazuje, że trzeba je odblokować. Fajnie, ale dlaczego, bo przecież grało i jakie to są te cyferki? Radio nie chce grać, bo odłączyliśmy akumulator, bo trzeba było wymienić coś, co było pod akumulatorem i trzeba go było wyciągnąć. Ale co wklepać, to już jest zagadką.

Okazuje się, że ta zagadka może być do rozwiązania w zaskakująco prosty sposób. Jeśli samochód nie jest nowy, to mogło się coś takiego zdarzyć poprzedniemu właścicielowi. A on nauczony doświadczeniem zapisał ten pin do radia na nim samym. Warto je więc wyjąć i obejrzeć z każdej strony. Jeżeli zauważymy, że ktoś coś na nim napisał i są to właśnie cyfry, to jesteśmy w domu.

Dlatego trzeba obejrzeć radio z każdej strony, bo możemy zobaczyć na filmie lub zdjęciach, że numer radia, który trzeba wpisać w aplikacji lub komuś podać znajduje się z tej strony, a pin mamy napisany z drugiej, albo na spodzie. W moim był napisany na wierzchu, więc było go znaleźć łatwo.

Poza tym warto mieć radio odblokowane już choćby po to, żeby nie trzeba było komuś tłumaczyć czemu nie gra. Nie jest to przyjemne zajęcie, bo nie każdy będzie chciał uwierzyć w to, co się mu powie. Lepiej już opowiedzieć historię dlaczego się nie lubi słuchać radia w samochodzie. A dlatego, co już wiemy, że dźwięk jest paskudny, ponadto jest hałas, a poza tym są reklamy i pranie mózgu. Kto by to zniósł?

Ale jak zobaczymy UFO i włączymy radio, to nam powiedzą skąd przyleciało i po co. Na pewno przywieźli szczepionki, ulotki i hulajnogi.

piątek, 10 września 2021

Telefon jako przenośny odtwarzacz

Telefon komórkowy do odtwarzania muzyki nadaje się... różnie. W zależności od tego jaki to jest telefon. Ale do telefonowania także nadaje się różnie.

Fotka poniżej jest dość kiepska, gdyż trudno jest zrobić dobre zdjęcie czegoś błyszczącego i czarnego jeśli się nie ma do dyspozycji profesjonalnego sprzętu. Konkretnie filtru polaryzacyjnego.




Od lewej: Ten telefon jest najstarszy i do odtwarzania muzyki i słuchania czegokolwiek nadaje się słabo. Można sobie włączyć radio, ale tylko w mono. Drugi telefon też daje tylko możliwość włączenia radia, tym razem już prawdopodobnie w stereo. Nie działa, więc nie sprawdziłem. W każdym razie nie da się do nich wgrać swoich plików ani odtwarzać czegoś z sieci. Ten trzeci, niebieski, ma radio FM stereo i oczywiście można sobie też słuchać radia internetowego i wgranych czy ściągniętych plików, gdyż to już jest prosty smarkfon. To samo, nawet lepiej, bo ma szybsze połączenie z internetem potrafi ten ostatni. Uważniejsi zauważą oczywiście, że to tylko sam pobity panel. "Resztą" z nowym wyświetlaczem zrobiłem zdjęcie tej kolekcji.

Te gorsze telefony w teorii nadają się lepiej do słuchania, jako przenośne odtwarzacze, bo są mniejsze i lżejsze. Mały to znaczy dobry, poręczny, lekki, prawdziwie przenośny.

Te starsze telefony poza tym są lepsze jako... telefony. Ten duży i dość nowoczesny jako telefon sprawdza się najgorzej. Jest niewygodny w obsłudze, ma kształt niepasujący do ręki, jest ciężki. W sumie jest dowodem, że my zwyczajnie dajemy sobie wciskać coraz bardziej beznadziejny sprzęt, który ponoć ma być coraz lepszy. Wzięcie do ręki nowego smarkfona, który jest ciężki i nie pasuje do ręki oraz starego, lekkiego wywołuje refleksję, że rozwój sprzętu polega często na tym, że staje się karykaturą samego siebie.

Te mniejsze nigdy nie zaliczyły gleby. Natomiast ten nowy jeden jedyny raz strzelił o beton i się potłukł. Wyśliznął się z kieszeni z ogrodniczek podczas odpalania kosiarki. Inna kieszeń ma suwak, ale kto by wpadł na myśl, że coś takiego się może wydarzyć. Mogło, więc się wydarzyło.




Nowoczesny smarkfon nie sprawdza się ani jako telefon, ani jako przenośny odtwarzacz. Mam przenośny odtwarzacz mp3, który czyta wszystkie formaty, ma wielkość znaczka pocztowego, waży tyle co komar i ma klips, żeby go przypiąć do kieszonki, na przykład. Nowoczesny smarkfon nie mieści się w kieszeni spodni, takich zwykłych dżinsów. Trzeba uważać, żeby nie upadł, a ma do tego jakieś szczególne predylekcje. Źle się go trzyma w ręce. Jest ciężki.

Postęp postępem, ale albo coś jest telefonem, albo przenośnym komputerem, albo aparatem fotograficznym czy kamerą. Nie da się połączyć wielu funkcji w jednym urządzeniu, bo wszystkie będą spełnione źle. Praktyczny test polegający na upakowaniu w dżinsach aparatu fotograficznego, odtwarzacza mp3 i tego najmniejszego telefonu wypadł pozytywnie. Cały kram mieści się bez problemu, kieszenie nie są wypchane i z takim ekwipunkiem można swobodnie usiąść. Jak już to zostało napisane duży smarkfon w kieszeni się nie mieści, a jeśli się usiądzie z tym cudem techniki, to jest spora szansa, że wyświetlacz pęknie.

Najbardziej irytujące dla audiofila jest jednak to, że przetwornik DA w smarkfonie jest tak dobry, że nie da się odróżnić czy gra telefon, czy stacjonarny odtwarzacz. Oczywiście kiedy już gra, bo podłączony do wzmacniacza zanim się włączy odtwarzanie może buczeć. Ale mimo wszystko zagra tak samo dobrze jak odtwarzacz za, powiedzmy, kilkadziesiąt tysięcy.

Postęp może być, i jest, irytujący. Z wielu względów.

wtorek, 13 lipca 2021

DVD - warto obejrzeć starsze filmy tak, jak zostały zrealizowane

We wcześniejszym poście zostały wspomniane niektóre problemy z płytami DVD-wideo. Dla przypomnienia: filmy kinowe są na tych płytach zapisane z prędkością 25 klatek na sekundę, a film oryginalnie sfotografowany na taśmie ma 24 klatki na sekundę. W związku z tym akcja jest za szybka, a dźwięk podwyższony. Niektóre utwory brzmią na ścieżkach dźwiękowych filmów DVD wyjątkowo "piskliwie". Szczególnie te, które są śpiewane w wyższych rejestrach. Niskie głosy nie brzmią tak okropnie kiedy są przyśpieszane, ale wysokie już niestety tak. Generalnie wszystko jest za szybkie, co robi wrażenie jakiejś groteski. Jeśli ktoś widział dany film w kinie wyświetlany z klasycznej taśmy i potem obejrzał to samo z DVD, to zapewne doświadczył jakiegoś niesprecyzowanego wrażenia, że z tym filmem coś jest nie tak.

Zanim przejdziemy dalej trzeba wspomnieć, że nie wszystkie DVD są odtwarzane za szybko. Mianowicie te realizowane kamerami telewizyjnymi są odtwarzane prawidłowo. Tu problemem może być przeplot, gdyż jeśli ktoś jeszcze wciąż ma jakiś prosty odtwarzacz i stary telewizor, to niekoniecznie poradzą one sobie z tym dobrze, podobnie jak z ewentualnym przeskalowaniem.

Płyty DVD z filmami były swego czasu bardzo popularne i są osoby mające spore kolekcje. Jeśli się teraz ktoś dowie, że wszystko oglądał w wersji przyspieszonej może sobie zadać pytanie czy powinien kupić wersje na innym nośniku, które będą odtwarzane z prawidłową prędkością, czy też może jest jakiś sposób, żeby tą właściwą prędkość mieć z posiadanej płyty DVD?

Jeśli chodzi o różnego rodzaju odtwarzacze, to być może są i takie, które dają możliwość zmienienia liczby klatek na sekundę, tzn. z 25 na 24. Ale odtwarzacz, który ma autor bloga takiej opcji nie ma.

Pomocny będzie tu jednak komputer. Odtwarzacze programowe mają często opcję zmiany prędkości odtwarzania. Żeby uzyskać tą właściwą trzeba film zwolnić do 96%, bo zwiększenie ilości klatek z 25 do 24 daje właśnie 4%. Ale jednak nie jest to takie proste. Odtwarzacze programowe mają tą funkcję prawdopodobnie po to, żeby coś obejrzeć szybciej, jak się nie ma czasu. I żeby to miało jakiś sens, to dźwięk jest też przyspieszany, ale bez podwyższania brzmienia. Czyli wszystko jest krótsze, ale ma tą samą wysokość.

W takim razie, jeśli się film spowolni w ten sposób, to ten za wysoki dźwięk się nie obniży do właściwej tonacji. Trzeba dokładniej przejrzeć ustawienia i wybrać taką opcję, żeby dźwięk był przyspieszany i zwalniany na takiej zasadzie, jak to się odbywa np. w gramofonie. Niektóre gramofony mają takie suwaki, żeby przyspieszyć obroty lub zmniejszyć je. Natomiast większość starych polskich gramofonów miała tą regulację robioną potencjometrem. I daje to zmianę wysokości dźwięku w ten sposób, który jest tu potrzebny. Jeśli się w programie do oglądania filmów wszystko ustawi właściwie, to zarówno szybkość akcji będzie poprawna, jak i wysokość dźwięku, co ma dla nas większe znaczenie, obniży się o te 4% i film odzyska swe oryginalne właściwości.

Można nawet odnosić wrażenie, jeśli DVD jest odtwarzane za szybko, że to wygląda trochę tak, jak kiedyś były pokazywane w TV stare nieme filmy. Teraz je już pokazują z normalną prędkością. W początkach kinematografii standardem była mniejsza liczba klatek niż teraz, czyli 24. Kiedyś było od 16 do 20 klatek na sekundę.

Jest jeszcze jeden problem. Kamera TV pracuje z częstotliwością powiedzmy 25 kl/sek. czyli raczej 50 półobrazów, bo mamy 50 klatek na sekundę, ale z przeplotem. W takim razie z jakim klatkażem będzie odtworzony film z blu-ray'a? Chodzi o filmy kinowe 24 klatkowe. Bo są też blu-ray'e 50 klatek z przeplotem. Natomiast te kinowe mają 24 klatki progresywne. Więc czy my w TV oglądamy filmy kinowe za szybko, jeśli się odtwarza z blu-ray'a, czy jest jakiś sposób na dopasowanie tych niekompatybilnych standardów? Bo z DVD film w TV będzie odtworzony oczywiście szybciej, bo i odtwarzacz DVD odtwarza z szybkością 25 klatek, jak i standard TV też ma 25 klatek.

Na koniec wspomnieć trzeba o jeszcze jednej rzeczy. Załóżmy, że mamy film na blu-ray'u z filmem 24 kl/sek. Jeśli w odtwarzaczu mamy włączone 24 kl/s to film będzie wyświetlony poprawnie. Ale jeśli ktoś nie ma tego włączonego, to na wyjściu dostanie 60 Hz. Ale z jakim tempem będzie wyświetlony film? Przyznam, że zacząłem drążyć temat praktycznie, ale film zaczynał się scenami beż muzyki i trudno było rozstrzygnąć czy tempo po włączeniu i wyłączeniu 24 kl/s ulegało zmianie. A akurat Gwiezdnych ojen nie mam na blu-ray, a tu by nie było wątpliwości. Muzykę znam na pamięć, także i tą z czołówki. Sprawę pozostawiam do sprawdzenia. Jednak jeżeli ktoś z Czytelników ma temat rozpracowany, to proszę to opisać w komentarzu.

poniedziałek, 5 lipca 2021

DVD - nośnik, który ma swoje zalety.

DVD ma sporo zalet i trochę wad. Audiofile żadnych wad nie zauważyli, oczywiście. A dlaczego nie zauważyli? Bo nikt im o nich nie powiedział. W takim razie trzeba te braki wskazać.

Wady, o których tu jest mowa, nie biorą się z właściwości samego formatu, ale z tego, że na płycie DVD możemy mieć coś, co oryginalnie miało format inny. Ale zacznijmy od DVD-audio.

DVD-audio nie ma żadnej przewagi nad CD-audio. Wynika to z ograniczeń słuchu. Mianowicie nie można usłyszeć częstotliwości wyższych niż 20 kHz, a w praktyce w przypadku osób dorosłych, czyli tak powiedzmy czterdziestolatków, to nawet 15 kHz. Większy odstęp od szumu nic nie zmienia, bo w pomieszczeniach, w których słuchamy panuje całkiem spory hałas, a poza tym w uszach nam też dość mocno szumi. I nie dotyczy to tylko osób starszych. W otoczeniu bardzo cichym szumi czy dzwoni w uszach nawet dzieciom.

Jeśli chodzi o obraz na płycie DVD, to jest on całkiem dobry. Autor bloga zatrzymał się na 1080p, bo taki ma sprzęt zakupiony dekadę temu. W porównaniu do HD to SD na DVD wygląda dość przyzwoicie.

Zdarza się, że z obrazem na DVD jest jakiś problem wtedy, gdy linia ukośna porusza się w pionie. Przykład pierwszy:




I jeszcze przykład drugi:



 Takie linie występują dość rzadko, ale się zdarzają.

Ale z punktu widzenia bloga mamy jeszcze jeden problem z filmami kręconymi na taśmie. Dotyczy on dźwięku. Mianowicie film kinowy ma 24 klatki na sekundę. Natomiast DVD będzie mieć już 25 klatek. Mówiąc najprościej taki film będzie odtwarzany za szybko, czas odtwarzania się skróci, a dźwięk przyspieszy. Tonacja lekko się podwyższy.

Przyspieszony dźwięk to realne zniekształcenie. Ale mało kto to zauważa. Drżenie obrazu to też zniekształcenie. Także i na to mało kto zwraca uwagę. Ale o różnicy pomiędzy flac i WAV o już napisano bibliotekę, chociaż różnicy nie ma żadnej.

Wnioski można sobie wysnuć samemu.

A jeśli ktoś ma wydania wspomnianych filmów zarówno na DVD jak i Blu-ray, to warto pooglądać, posłuchać i porównać. Przynajmniej same początki tych filmów.
 

niedziela, 16 maja 2021

Różnica pomiędzy adaptowanym i nieadaptowanym pomieszczeniem

 

Ilu Czytelników bloga może usłyszeć taką różnicę? Trudno jest przenieść sprzęt z pokoju, który ma adaptację akustyki do takiego, który jej nie ma. Ale można bez problemu posłuchać czegoś w jednym i drugim pomieszczeniu. Nawet muzyka odtwarzana przez głośniczki w telefonie brzmi inaczej w pomieszczeniu o dobrej i słabej akustyce. Najprostszy test na różnicę wywoływaną przez akustykę to klaśnięcie w dłonie. Różnica, którą słychać na żywo jest nawet większa niż ta w filmie.

PS. To nie jest reklama producenta paneli, ale zachęta do pracy na akustyką swojego pomieszczenia do słuchania muzyki i oglądania filmów.

środa, 12 maja 2021

Kolumny krytyczne w ustawieniu

Jakiś czas temu znalazłem na fejsubeku 10 zasad teorii manipulacji społecznej autorstwa Noama Chomskiego. Jeśli kogoś takie rzeczy interesują może się zapoznać, jeśli jeszcze tego nie zna. Czy te zasady są słuszne, czy nie – to odrębna sprawa. Ciekawe jednak jest to, że niektóre z nich, w jakimś sensie przynajmniej, można odnieść do małej grupy, którą są osoby interesujące się sprzętem i jakością dźwięku.

Zasada nr 2 jest taka: „Wygeneruj problem i zaproponuj rozwiązanie”. I tę zasadę można odnieść do tematyki, którą tu omawiamy wręcz dosłownie. Mianowicie słuch nie jest wrażliwy na przesunięcia fazy, ale można powiedzieć ludziom, że jest i że to jest problem oraz jednocześnie zaproponować rozwiązanie, które go eliminuje. A mianowicie są to specjalnie skonstruowane kolumny, które mają zredukowane zniekształcenia „fazowe”.

Po co to wszystko? Po to, żeby skłonić klienta, by nabył nowe kolumny. Z pewnością jakieś już ma, ale biznes polega na tym, żeby sprzedawać. Zatem nabywca musi się w jakiś sposób pozbyć starych kolumn, gdyż po tym jak mu powiedziano, że są jakieś zniekształcenia fazowe on zaczął je słyszeć i one mu przeszkadzają. A jak wiemy realizatorzy dźwięku masakrują go w sposób tak kompleksowy, że można usłyszeć wszystkie zniekształcenia, gdyż jest ich tam tyle ile się dało tylko zmieścić, a nawet i takie, których się nie słyszy lub nawet nie istnieją.

Krótka dygresja. Jakież to są zniekształcenia, które nie istnieją, a które ludzie słyszą? Przykładem, najlepszym zresztą nie tylko dla ilustracji zjawiska, ale i dla wykazania manipulacji, są słynne „schodki” w dźwięku cyfrowym. Żadnych schodków oczywiście nie ma, a sam dźwięk cyfrowy jest dokładnie taki sam, jak analogowy, z tą różnicą, że jest pozbawiony zniekształceń. Ale audiofile „słyszą” te schodki, gdyż pokazano im je na rysunkach.

Wróćmy do kolumn i rzekomych zniekształceń fazy, które jakoby słychać. Na rysunku poniżej mamy przykład takiej zoptymalizowanej pod tym względem konstrukcji.





Prawda, że te kolumny wyglądają okropnie?

Jednak w jakiś sposób trzeba wykazać, że są jakieś zniekształcenia i te szkaradnie się prezentujące meble dźwiękowe je eliminują. I tu dochodzimy do kolejnej manipulacji, ale to już bez nawiązania do tych technik wspomnianych na początku.

Żeby wykazać, że kolumny powodują jakieś zniekształcenia i można je wyeliminować producent przedstawia następujące wyniki pomiarów:




Manipulacja polega na tym, że do wykonania testu użyto sygnału prostokątnego. Z takim sygnałem nie poradzi sobie żaden głośnik, ani żadna kolumna, co zresztą widać. Nawet te zoptymalizowane kolumny przetwarzają taki prostokątny sygnał dość kiepsko. Jednak w rzeczywistości kolumny nigdy nie muszą przetwarzać takiego - prostokątnego - sygnału. Naturalne źródła dźwięku go nigdy nie emitują. Można go uzyskać sztucznie, ale nie ma to wiele sensu. Na płycie analogowej takiego sygnału nie da się zapisać, także na taśmie magnetofonowej. Sygnał prostokątny ma bardzo szerokie spektrum, które sięga w teorii do nieskończoności. Jeśli ktoś ma dobry sprzęt i przede wszystkim magnetofon, to może sobie wygenerować sygnał kwadratowy i nagrać go na taśmę, a następnie sprawdzić, co udało się nagrać. A nagrać uda się składowe tylko do około 20 kHz, a zatem z sygnału kwadratowego, który został nagrany na taśmę analogową zostanie coś, co niespecjalnie kwadrat przypomina. Zatem problem jest wygenerowany sztucznie i zilustrowany w nieodpowiedni sposób.

Teraz jednak wypada wykazać, że problem zniekształceń fazowych jest sztuczny. Mianowicie kolumna, która ma specjalnie skonstruowaną zwrotnicę może zmniejszyć przesunięcia fazy, ale w praktyce nie ma to żadnego znaczenia. Jeśli się siedzi dokładnie na osi kolumny, to fazy będą się zgadzały. Jeśli jednak kolumna będzie stać na podłodze, albo na za niskim stojaku i będziemy ją widzieć, a właściwie to słyszeć, w ten sposób, jak to wskazuje strzałka na pierwszym zdjęciu, czyli poza osią, to cały wysiłek konstruktora spełznie na niczym. Fazy się rozjadą. Efekt będzie bardzo podobny do zwykłych konstrukcji. To samo będzie, jeśli się kolumnę ustawi za wysoko.

Eliminowanie przesunięć fazy, chociaż to sztuka dla sztuki, ma sens tylko dla konstrukcji głośników umieszczonych koncentrycznie. Jednak przesunięć fazy nawet w zwykłych konstrukcjach się nie słyszy. Także innych powodowanych przez nie skutków. Można się o tym przekonać w ten sposób, że się słucha siedząc w fotelu, a więc w domyśle na osi, oraz słucha siedząc na podłodze oraz stojąc, a zatem poza osią. W ten sposób można usłyszeć zmianę barwy, ale nie zniekształcenia fazy. Słuch ignoruje przesunięcia fazy. Owszem, można je usłyszeć, ale gdy inne są dla kanału lewego i prawego. A inne są wtedy, gdy realizator dźwięku zastosuje taki efekt lub sprzęt się popsuje.

Kolumna będzie mniej przesuwać fazę jeśli, przykładowo, zastosuje się filtry 6 dB na oktawę i odpowiednio ustawi głośniki. Widać to, tzn. przesunięcie głośników, na pierwszym zdjęciu, jak i na poniższym rysunku.






Rysunek pochodzi z czasopisma radioelektronik 1/86. W artykule można znaleźć też źródła opisujące ten rzekomy wpływ zniekształceń fazowych na jakość odbioru. Warto by je odnaleźć i zobaczyć co tam jest napisane. Jednak sprawdzić, że te zniekształcenia nie są słyszane można już tu i teraz. Można to na pewno zrobić w lepszy sposób niż ten przeze mnie opisany.

Załóżmy teraz, że ktoś chce jednak zrobić kolumny, które mają małe przesunięcia fazy, ale nie chce, żeby wyglądały tak szkaradnie jak to widać na powyższych przykładach. Można przesunąć głośniki względem siebie zachowując płaski front pochylając całą kolumnę w tył. Wydawać by się mogło, że w ten sposób piecze się dwie pieczenie na jednym ogniu: kolumna wygląda dobrze, a zniekształcenia są mniejsze, oczywiście na przewidzianej osi odsłuchu.

Ale nie zawsze siedzimy dokładnie an osi. Można zaryzykować stwierdzenie, że przeważnie nie. A już dla takich pochyłych kolumn to prawie nigdy. I dodatkowo pochylony front powoduje, że taka kolumna jest bardzo krytyczna w ustawieniu. Ale przede wszystkim w odsłuchu.

We wcześniejszym poście zajmowaliśmy się charakterystyką promieniowania głośników przy wyższych częstotliwościach. Teraz musimy do tego wrócić. Popatrzmy na rysunek.


 

Jeśli dla pewnej częstotliwości charakterystyka będzie wyglądać w taki sposób, to osoba wyższa lub niższa będzie poza osią, którą przewidział konstruktor. W praktyce prawie zawsze się będzie siedzieć poza osią. Szczególnie zbyt niskie miejsce odsłuchu skutkuje wyraźnym spadkiem głośności dla tej częstotliwości.

Dlatego pochylenie obudowy nie jest dobrym pomysłem. Lepiej, jeśli się już wybiera taką konstrukcję zwrotnicy, która wymusza przesunięcie, a właściwie to cofnięcie, głośników względem tego, który przetwarza niskie tony, zastosować konstrukcję obudowy jak na zdjęciu czy rysunku.

A co by było, jeśli pochyła obudowa jest tylko skutkiem wizji plastycznej? Wtedy lepiej wybrać zwykłe konstrukcje, gdyż prawdopodobieństwo, że się znajdzie w osi promieniowania głośnika wysokotonowego będzie większe. A skutkiem tego szanse na dobry odbiór wzrosną.

Żeby zilustrować problem dokładniej potrzebny by był rysunek w trzech wymiarach. Wtedy można by zobaczyć, że wyjście poza oś pionową i jednoczesne wyjście z osi poziomej daje wyraźne spadki. Tzn. większe niż ten pokazany na powyższym rysunku.

I warto przypomnieć, że monitory zawsze trzeba ustawiać tak, aby głośnik wysokotonowy był na wysokości ucha. Zamontowanie go wyżej i pochylenie w dół daje problem z odległością odsłuchu. Jeśli się usiądzie za blisko lub za daleko, to barwa wyraźnie się zmieni. A za słabe lub za silne skręcenie do wewnątrz to spotęguje.

Czy rzeczywiście kolumny o pochylonej do tyłu obudowie są na tyle krytyczne w ustawieniu, że warto o tym pisać? To zależy. Przede wszystkim od właściwości pomieszczenia. Takie, które ma dobrze zrobioną adaptację akustyki spowoduje, że mała ilość dźwięku odbitego będzie skutkować za małą ilością wysokich tonów jeśli się wyjdzie z osi kolumny. Gdy pomieszczenie jest "twarde" i odbić jest dużo, to nie będzie tak wyraźnie odczuwalne. W nowocześnie urządzonym pokoju problem jest mały i być może nie każdy go zauważy.


sobota, 8 maja 2021

Książki (póki co) nie będzie

 Wydawało mi się, że skoro blog istnieje już od dość długiego czasu i jednak trochę osób go czytało, a liczba wątków, odpowiedzi i wyświetleń na różnych audiofilskich forach bywa ogromna, to znaczy, że zainteresowanych tematem jest sporo. W takim razie zasygnalizowanie tego, że jest opcja, że cały ten światek jest sztucznie wykreowanym tworem opartym na niewiedzy i łatwowierności powinno być wystarczającym bodźcem do tego, aby zebrać fundusze na wydanie książki, która pokaże "jak jest" i dlaczego.

Okazuje się jednak, że jest inaczej. Przede wszystkim wszyscy trwają uparcie na swych pozycjach. Ma być tak jak jest. Zainteresowanych tematem jest niewielu. Bardziej atrakcyjne od drążenia tematu i poszukiwania prawdziwych mechanizmów są pozory, które serwuje marketing. To jest bardzo miłe, kiedy się myśli, że wszystko jest poukładane, że wszyscy uważają cię za kogoś ważnego, obdarzonego świetnym słuchem i starają się sprostać twoim wymaganiom.

Nic bardziej mylnego. Jest zupełnie odwrotnie. Nikt się z tobą nie liczy. Ważna jest tylko kasa, którą masz, a która powinna trafić do ich kieszeni. I sam im ją tam włożysz. Wystarczy, że uwierzysz w złudzenia, które skwapliwie ci podsuwają.

Ale przecież to znamy. Nie wszyscy chcą się wyrwać z matriksa. Złudzenia są fajniejsze. To prawda, że fajniejsze. Ale lepiej jest żyć w rzeczywistości, jaka by tam ona miała być.

Wobec tego na razie będzie po staremu. Bedą tacy, którzy się dopytują o to jakim kablem osłabią gitarę basową i uwypuklą wokale ("Oj naiwny naiwny naiwny jak dziecko we mgle"), będą tacy, co się pytają jak brzmi wzmacniacz taki, a taki (brzmi tak samo jak wszystkie inne, dopóki się go nie przesteruje), albo interesować kablami izolowanymi (?) bawełną zamiast zwykłego plastiku (bawełniane rzeczy są fajniejsze niż plastikowe, szczególnie gacie i skarpety, ale drutom jest wszystko jedno w co je zawiną).

Neo, kiedy sobie uświadomił jak wygląda rzeczywistość, to sami wiecie, jak zareagował. Ja mam te pigułki. Nikogo nie będę zmuszał, żeby je brał. Ale rzeczywistość dosięgnie w końcu każdego.

PS. Dziękuję osobom, które wsparły zrzutkę.

wtorek, 4 maja 2021

Na Ju-trupie wszystko gra tak samo

 A to to jest ten Ju-trup, spytał Czesio. Ano, Czesiu, Ju-trup to taki serwis online social media i w ogóle social networking, cokolwiek to znaczy, poza cenzurą. Trochę się inaczej nazywa, oficjalnie, ale co za różnica.

Są na tym Ju-trupie różne takie filmy i jest też tam taki film, gdzie gość porównuje dwa DAC. Można sobie posłuchać i wyrobić zdanie, bo nagrał coś z wyjścia. Tylko co my tak naprawdę słyszymy.
Nie znam się, nie wrzucam tam filmów, ok. zdarzyło mi się dawno temu, więc szczegółów nie pamiętam. Jednak akceptowane są pewne formaty plików, zarówno jeśli chodzi o obraz, jak i o dźwięk. Wydaje mi się, że ścieżka dźwiękowa nie może być w formacie bezstratnym. Więc dla uzyskania dobrej jakości daje się powiedzmy aac z przepływnością prawie 300 kbps. Ale okazuje się, że Ju-trup przekonwertuje to aac prawie 300 do aac, ale do już niewiele ponad 100. Nie upieram się, ale takie informacje znalazłem.

Wobec tego należy zadać pytanie czy z tego porównania dwóch DAC można coś usłyszeć? Załóżmy, że ktoś zrobił film dając aac 300 kbps czy coś koło tego, a następnie Ju-trup mu to przekonwertował do jakichś 128 czy coś. Wiadomo, że format stratny rządzi się swoimi prawami. I najważniejsze z nich jest takie. Jeśli konwertujesz do formatu stratnego, to źródło musi być bezstratne. Drugie, równie ważne brzmi w ten sposób, że jeśli coś zostało przekonwertowane do formatu stratnego, to już takie musi zostać. Nie wolno formatu stratnego konwertować ponownie do formatu stratnego i w ogóle żadnego. Konwersja do formatu stratnego oznacza obniżenie jakości. Ponowna konwersja do formatu stratnego oznacza nieuchronną ponowną stratę jakości.

W takim razie odpowiedź co z tym porównaniem dwóch DAC jest taka: nic nie można usłyszeć. Nawet gdyby jeden z nich, a nawet oba, były popsute, to też nic się nie usłyszy. Może z wyjątkiem, gdyby usterka była jakaś poważna.

I teraz weźmy np. porównania kodeków stratnych, a takie filmy na Ju-trupie są. Czy można usłyszeć różnice pomiędzy mp3 i aac? Można, ale przy przepływności gdzieś koło 20, może trochę wyższej. Albo ktoś porównuje dwie wkładki gramofonowe. Jaki to ma sens, jeśli dźwięk jest konwertowany stratnie dwa razy? I w ogóle takich filmów, które zajmują się na poważnie jakością dźwięku jest tam sporo. I za każdym razem nic się usłyszeć nie da, bo po prostu jakość dźwięku jest do bani.

Czy autorzy tych filmów nie wiedzą o tym? Jeśli chodzi o mnie, to obejrzałem sporo tych filmów zastanawiając się za każdym razem czy aby ja na starość nie ogłuchłem do reszty? Okazuje się, że nie ogłuchłem całkiem, coś jeszcze słyszę. Jednak musi być coś do słuchania. Dwa razy stratnie i nie ma nic do słuchania. Wszystko brzmi tak samo.

Myślę, że skoro autorzy filmów nie wiedzą, to także Czytelnicy bloga mogą nie wiedzieć. Więc teraz już wiedzą.

środa, 28 kwietnia 2021

Audio BS - przykładowy egzampel

 Na początek - wyjaśnienia.

Co to za dziwny tytuł posta? Audio to wiadomo. BS to skrót używany przez ludzi mówiących po angielsku. Co on oznacza, wiadomo. Przykładowy egzampel, to mniej więcej to samo co masło maślane lub też dzień dzisiejszy, który jest dzisiaj. Wicie, rozumicie. W dniu dzisiejszym cofniemy się do tyłu. Tyle „w tym temacie” czyli o tytule w kontekście poprawnej polszczyzny. Słuchając radia jakoś zbyt często zdarza się trafić na dzień dzisiejszy, który prawdopodobnie ma być bardziej uroczysty i oficjalny niż zwykłe dziś, a jest niepoprawny, niestety.

A teraz przykładowy BS z działki audio. Oczywiście chodzi o reklamę, ale niestety reklamę pisaną bezmyślnie przez kogoś, kto nie ma pojęcia o pojęciu pojęcia. Mianowicie:

„Gramofon *** jest wyposażony w*** oraz w***. Ma wbudowaną firmową wkładkę ***, której stożkowa igła z ogromną precyzją ma odczytywać wszelkie szczegóły zapisane na płycie winylowej.”

Otóż każda osoba, która interesuje się techniką analogową, a w szczególności gramofonami wie, że są produkowane różnego rodzaju wkładki wyposażone w różnego kształtu igły. Chodzi o szlif igły.

Najtańsze i najprostsze w wykonaniu igły mają szlif stożkowy, a po „naszemu” sferyczny. Jeśli ktoś ma dzieci, a te dzieci mają kredki, a do tych kredek temperówkę, może wziąć jedną kredkę i ją zatemperować. Trzeba temperować w szpic, a następnie ten szpic lekko zaokrąglić. W ten sposób uzyskuje się dokładnie taki kształt, który ma igła stożkowa. Prawda, że kształt niewyszukany.

Jest kilka innych, bardziej zaawansowanych szlifów igieł gramofonowych. Na grafice mamy pokazane różne warianty poczynając od kształtu ostrza nacinającego rowki płyty. Na samym dole znajdziemy sferyczny szlif, który najgorzej wpisuje się w kształt rowka.

 

Grafika pochodzi ze strony vinylengine. Można się tam zapoznać z wieloma ciekawymi materiałami o tej tematyce.

Teraz biorąc zatemperowaną kredkę można próbować uzyskać któryś z bardziej zaawansowanych szlifów. Żeby to zrobić trzeba najpierw trochę poszukać, żeby dokładnie wiedzieć co się powinno uzyskać. Naśladowanie tych najbardziej zaawansowanych szlifów naprawdę nie jest proste. Dlatego są one znacznie droższe – w ten sposób wykonane igły.

Igła sferyczna, mówiąc krótko najbardziej toporna, nie jest w stanie poprawnie odczytać wysokich częstotliwości, szczególnie pod koniec strony. Zapis jest zbyt gęsty, a wymiary igły za duże, aby się w taki gęsty zapis wpasować. Zamieszczona grafika tego nie pokazuje zbyt dobrze. Zapewne jednak zainteresowani tematem znają odpowiednie informacje.

Wracając do wspomnianej reklamy. Widzimy, że została sformułowana ładnie, ale wprowadza w błąd. Dodana wkładka w rzeczywistości nadaje się tylko do tego, żeby szybko sprawdzić, że gramofon działa. Ale chcąc sobie posłuchać płyt z naprawdę dobrą jakością, a więc bez spadku wysokich tonów, trzeba kupić jakąś lepszą wkładkę. Igła musi być co najmniej ze szlifem eliptycznym. Sferyczne nadają się do skreczowania w dyskotece. Taka igła jest wytrzymała i tak samo dobrze działa w obu kierunkach. Można ustawić większy nacisk, więc nie będzie wyskakiwać z rowka i nie ulegnie przy tym uszkodzeniu. Nie można jednak powiedzieć tego samego o płycie.

Czy w reklamie były jeszcze inne kwiatki – nie wiem. Nie czytałem uważnie. Gramofon ma być dostępny wkrótce, chciałem tylko się czegoś dowiedzieć i zobaczyć jak będzie wyglądał.

A wygląda bardzo ładnie. Szkoda, że jest tak drogi. Uwzględniając konieczny wydatek na lepszą wkładkę ponownie się okazuje, że słuchanie winyli jest bardzo kosztowne.

I jeszcze raz na koniec. Igła sferyczna jest najgorsza jeśli się weźmie pod uwagę jakość dźwięku. O żadnej precyzji odczytu nie ma mowy.

sobota, 10 kwietnia 2021

Rynek sprzętu audio o wysokiej... cenie

Rynek wygląda tak, jak klient. Potencjalnym klientem jest każdy, chociaż raczej mężczyzna. Nawiasem mówiąc dziwnie się to pisze, kiedy jedni mówią, że nie ma płci, inni z kolei twierdzą, że jest ich kilkadziesiąt. Strajk kobiet wydaje się przemawiać za tym, że płcie(?) jednak istnieją. A przynajmniej jedna - płeć strajkowa. Kluczowe jest tu pytanie czy takiego potencjalnego klienta w ogóle interesuje jakaś tam jakość dźwięku? Przecież ma w domu radio, jak włączy to coś tam słychać. Ma też telewizor, który po włączeniu także gra, czyli poza tym, że jest obraz, to również coś słychać. Więc po co ktoś miałby kupować nowe radio? Po co miałby dokupować do telewizora zestaw kina domowego? I po co w ogóle miałby kupować zestaw stereo? I już w naprawdę nie wiadomo z jakiego powodu miałby jeszcze do tego wszystkiego dokupić jakieś "fensi" kable oraz mebelki, żeby wszystko ładnie poustawiać? O stojakach na monitory (czyli kolumienki) nawet nie wspomnę.

Potencjalnego klienta, któremu zwisa kalafiorem jakość dźwięku oraz sprzęt należy urobić i wytworzyć w nim pewien stan, którego nie nazwę, aby mu zaczęło zależeć i na tym i na tamtym. Można go doprowadzić do takiego stopnia rozedrgania, aby zaczął się obawiać czy np. położenie kabla na podłodze spowoduje zubożenie sceny lub jakieś inne groźne, aczkolwiek w jakimś sensie magiczne, zjawisko.

Do urobienia klienta służy marketing, tak to nazwijmy. Nie będę się wdawał w szczegóły, wspomnę tylko o tzw. "szczepionkach". Te preparaty nazywane dla niepoznaki szczepionkami, które zostały wyprodukowane w nieprawdopodobnym pośpiechu i nikt nie wie jak działają, są ludziom tak samo potrzebne, jak sprzęt Hi-end. A na dodatek potencjalnie są szkodliwe i mogą nawet prowadzić do śmierci osoby, które to przyjęły.

Normalny człowiek nie będzie się chciał szczepić czymś co nie zostało przebadane i co potencjalnie może go zabić. Ale jeśli się wywrze na niego presję, np. sugerując, że jak się nie zaszczepi, to zachoruje, będzie zakażał innych i w ogóle w ten sposób stanie się rozsadnikiem zarazy itd. itp., to nabierze chęci. Ryzyko utraty zdrowia i życia wskutek przyjęcia nie wiadomo czego i nie wiadomo jak działającego preparatu w obliczu silnej presji schodzi na dalszy plan.

Jak widać można upiec klienta, wystarczy wiedzieć jak i mieć po temu możliwości. Zakup sprzętu nie szkodzi zdrowiu, najwyżej można ogłuchnąć, jeśli się do sprawy podchodzi ze zbyt wielkim entuzjazmem.

Przydałoby mi się trochę marketingu. Wtedy udałoby się rozmontować rynek sprzętu audio o wysokiej... cenie. Plan dobry, bo podstępny.

czwartek, 8 kwietnia 2021

Pisarze i pisarze

Jaka jest różnica pomiędzy pisarzem i pisarzem? Nie ma różnicy, a jednak jest. Za tymi dwoma identycznie brzmiącymi słowami kryją się dwie osoby. I stąd bierze się faktyczna różnica. Niech jedną z tych osób będzie jakiś znany autor, a drugą ja. Jakie są te najważniejsze różnice?

Są oczywiste. Jeśli jednak znanym pisarzem będzie autor poczytnych kryminałów, to czytelnik dostaje nieco miłych wrażeń. Kryminały większość, przyznajmy, czyta po to, żeby przeżyć akcję, utożsamić się z głównym bohaterem, wzruszyć się, przestraszyć, zdziwić się, dać zaskoczyć. Jaki pożytek mamy z czytania kryminałów poza mile spędzonym czasem? Może taki, że w ten sposób zaliczamy się do dość elitarnego grona ludzi, którzy w ogóle czytają książki. Natomiast ja nie gwarantuję miłych wrażeń przy czytaniu, ale przydatną wiedzę. Pożytek może być całkiem wymierny. Zamiast wydawać kilkadziesiąt, kilkaset, a może nawet kilka milionów na zestaw audio, można pozostać przy tym, co się już posiada, a pieniądze spożytkować inaczej. Poprawianie jakości dźwięku przez kupowanie nowego wzmacniacza nie ma sensu. A kupowanie nowych, lepszych kabli - już wcale nie ma sensu.

Jednak znany pisarz z pewnością łatwiej wyda swoją powieść. Czytelnik ją kupi i się wzruszy. A potem, być może stwierdzi, że zapyta na forum internetowym jaki mu polecą DAC do 10 tyś. bo w jego "systemie" coś mu nie pasuje. Albo ktoś mu zasugerował, że coś nie brzmi.

Z mojego punktu widzenia korzystniej jest zrzucić się pewnej liczbie osób na wydanie książki po to, żeby następnie mogły zaoszczędzić znacznie większe kwoty przeznaczone na modernizację lub wymianę zestawu stereo.

A dlaczego to ja nie chcę tego wyjawić opinii publicznej za darmo? Chciałbym mieć z tym znanym autorem kryminałów tą jedną wspólną cechę, że za swój wysiłek otrzymuje jakąś gratyfikację. A poza tym to chyba jest fajne wydać książkę drukiem? Mam nadzieję, że dzięki Wam będę mógł się przekonać czy to fajne uczucie.

A sponsorować wydanie książki można na tej zrzutce.

Na koniec chciałbym podkreślić, że nie mam nic przeciwko wydawaniu pieniędzy na dowolny cel. Także nie mam nic przeciwko osobom, które kupią jakiś elegancki i bardzo kosztowny zestaw audio. Jednak różnica polega na tym, że albo się kupuje coś, bo jest fajne i chce się to mieć, albo się chce zrealizować marzenie o uzyskaniu lepszej jakości dźwięku. Z tych dwóch opcji ta pierwsza jest realna, a druga jest iluzją. Jakość dźwięku można poprawić, ale nie przez wymianę sprzętu na inny, jeśli ma się już taki, który jest dobry. Po prostu.

piątek, 2 kwietnia 2021

Książka "Dźwięk - uporządkowany chaos"

Czy i kiedy coś z tego będzie zależy od wszystkich, także od Czytelników bloga. A to coś to oczywiście książka o której już wspominałem. Okazuje się, że wydawcy nie są zainteresowani wydaniem czegoś zupełnie nowego, co nie ma odpowiednika w tym, czym oni się zajmują. Dlatego zdecydowałem się wydać książkę w systemie self-publishingu.

Wydanie tysiąca egzemplarzy to koszt około dziesięć tysięcy złotych. W tym momencie jest już założona zrzutka na cel sfinansowania tego wydania. Jest ona opatrzona takim zdjęciem:

 


 

Zdjęcie jest mocne, moim zdaniem. A treść książki jeszcze bardziej zaskakująca. Nawiasem mówiąc gramofon, a właściwie to, co z niego jeszcze zostało, jest moim pierwszym, takim porządniejszym. Można go zobaczyć w stanie kompletnym na zdjęciu zamieszczonym we wcześniejszym wpisie.

I na koniec rzecz najważniejsza: link do Zrzutki na wydanie książki

Będę wdzięczny za wsparcie tej zrzutki, ale także za jej udostępnianie.

środa, 31 marca 2021

Uszczęśliwianie na siłę

Uszczęśliwianie na siłę nie jest niczym nowym, ani też nie jest wyjątkiem. To raczej zjawisko powszechne i znane od tysiącleci. Polega ono na tym, że ktoś podejmuje decyzję za kogoś innego. Ostatnio obserwujemy zamykanie gospodarki, z zamykanie ludzi w domach, żeby się nie pozarażali nawzajem. W praktyce oznacza to niszczenie wielu firm, utratę pracy i możliwości utrzymania się. Zamknięcie kogoś w domu nie różni się wiele od zamknięcia w więzieniu. Ale rządzącym udało się ludzi zamknąć w więzieniach domowych i zniszczyć ich firmy oraz pozbawić możliwości zarobkowania. Żeby byli szczęśliwi, oczywiście. Naturalnie szczepienia też są po to, żeby ludzi uszczęśliwić. Są one dobrowolne, ale jeśli się ktoś nie zaszczepi to go zwolnią z pracy, nie dostanie kredytu w banku, bo nie będzie miał już pracy, nie wpuszczą do urzędu, kina, teatru, samolotem nie poleci, na ulicę nie będzie mógł wyjść. Pełna dobrowolność, a jak nie to...

Wcześniej komuniści zdecydowali za wszystkich pozostałych, że nie będą mieć prawa posiadać czegokolwiek, bo własność powoduje nieszczęścia. Natomiast, gdy wszystko jest niczyje, tzn. państwowe, to wtedy jest ok.

Ale żeby nie odbiegać za bardzo od tematu bloga, to okazuje się, że nawet producenci sprzętu, a tak naprawdę to jego konstruktorzy, też podejmowali czasem, i nadal podejmują, decyzje o uszczęśliwieniu nabywców na siłę. Mianowicie nie tak dawno temu skonstruowali filtry kontur, których się nie dawało wyłączyć. Taki wynalazek - nie włączysz i nie wyłączysz, bo nie ma włącznika i zarazem wyłącznika - cały czas jest włączony. Sytuacja ta została pokazana w filmie, który jest udostępniony we wcześniejszym poście. I taka sama sytuacja dotyczy też Amatora stereo. Film można znaleźć na kanale tego samego autora, który nagrał materiał o Zodiaku.

Podobnych decyzji o uszczęśliwianiu na siłę mamy więcej. Dobrym przykładem będzie tutaj taki wykres:


 

Pokazuje on charakterystykę kolumn głośnikowych. Producent zdecydował, że konsument będzie szczęśliwy, gdy wysokich tonów będzie mniej. Tutaj co prawda rzecz jest nieco inna, bo po prostu można ich nie kupować, ale nie każdy klient wie, że te kolumny mają za mało wysokich tonów.W czasach Amatora i Zodiaka było inaczej. Albo kupisz to, albo wcale, bo alternatywy nie było. Z dzisiejszej perspektywy rynkowa abstrakcja.

Zupełnie skrajnym przykładem uszczęśliwiania na siłę jest silna kompresja dynamiki. Od tego się nie da uciec inaczej niż nie kupując płyty lub wyłączając odbiornik radiowy i telewizyjny. Jednak nie dla wszystkich alternatywą dla ryczącego radia, telewizora czy wrzeszczącej płyty będzie śpiew ptaków na spacerze.

Osobiście wolałbym mieć możliwość włączenia kompresora pomiędzy odtwarzacz i wzmacniacz, gdybym uznał, że to jest potrzebne, niż słuchać czegoś, co jest nie do zniesienia dla osoby, która ma nieuszkodzony słuch.

Ale rzeczywistość jest taka, że musimy siedzieć w więzieniach, tzn. we własnych mieszkaniach i słuchać tej skompresowanej papki. Tak czy inaczej to chociaż możliwość, żeby nie włączać telewizora i nie słuchać radia daje przynajmniej namiastkę wolności.

Wolność, okazuje się, polega na prawie, żeby nie dać się uszczęśliwiać na siłę. Wtedy są jakieś szanse na szczęście.

 

środa, 17 marca 2021

Źle ustawione kolumny głośnikowe

Już kilkakrotnie był tu poruszany temat ustawienia kolumn głośnikowych. Chodziło jednak o odległość od ściany. Jeśli kolumna stoi za daleko od ściany, to pogarsza się jakość odtwarzania niskich częstotliwości.

Okazuje się jednak, że równie ważne jest dobre nakierowanie kolumny na słuchacza. Żeby odbiór był optymalny, to muszą one być dość mocno obrócone do wewnątrz, aby oś była skierowana dokładnie na słuchacza. Ale tutaj okazuje się, że bardzo często na różnych zdjęciach reklamowych kolumny są ustawione „na wprost”. Faktycznie, w ten sposób wszystko wygląda ładniej, ale odbiór już nie jest taki „ładny”. Niestety taki sposób ustawiania jak w reklamach jest kopiowany w domach, a wtedy rozczarowanie jest pewne. I może jest w tym jakaś metoda. Kupiłeś kolumny, które nie grają, bo to nie był topowy model. A jak był, to może coś innego nie jest topowe.

Ethan Winer napisał o tym więcej w swojej książce, a także w newsletterze, który można znaleźć tu. Można w nim znaleźć następującą ilustrację.

 

Źródło ilustracji: http://realtraps.com/Newsletter_21-03-11.htm?fbclid=IwAR1a3-jmM_qz3uYqp46xWnnkh6tKGfOdFcrwvTjXDmVVuXY6bHmCWGaiYfA

Jak widać promieniowanie nie przypomina wcale czegoś jednorodnego. Dlatego właśnie tak ważne jest ustawienie kolumny w ten sposób, aby oś promieniowania głośnika wysokotonowego była nakierowana na uszy odbiorcy.

Tu pojawia się inny problem. Istnieje sporo typów kolumn, które można skręcić do środka tak, że oś kolumny będzie celować na nas, ale dlatego, że głośnik wysokotonowy znajduje się np. pomiędzy dwoma głośnikami, albo pod nisko-średniotonowym, to jego oś promieniowania trafi raczej na klatkę piersiową niż na uszy słuchacza.

Tego typu kolumny należałoby odchylić jeszcze w tył, aby znaleźć się w osi promieniowania tweetera. Ale są też kolumny, które w ogóle mają pochyloną w tył obudowę.

W takim przypadku słuchacz nie może się znaleźć w osi głośnika wysokotonowego o ile się jej nie pochyli do przodu, co jednak jest wbrew zamysłowi konstruktora. Skutek tego jest taki, że odbiorca siedzi na skraju któregoś listka. Nie jest to korzystne, bo przesunięcie się nieznacznie w dół oznaczać może bardzo duży spadek albo nawet wyjście poza listek.

Problem w tym, że nie znamy tego wzoru promieniowania i nie wiemy w jaki sposób taką pochyloną "fabrycznie" w tył kolumnę ustawić. Dlatego prościej jest wybrać taki model, który ma zwyczajną konstrukcję, tzn. obudowa jest „prosta”, a nie pochylona do tyłu. Nawet jeśli głośnik wysokotonowy nie będzie na samej górze, to można ją będzie bezpiecznie pochylić. Jeśli kolumna jest pochylona fabrycznie, tego raczej nie powinno się robić, bo konstrukcja zwrotnicy uwzględnia różnicę w odległości pomiędzy głośnikami biorąc pod uwagę oczywiście odległość nie pomiędzy nimi tylko do słuchacza. Jeśli się będzie słuchać poza kierunkiem wyznaczonym przez konstruktora takiej pochylonej konstrukcji, to przesunięcia fazy dla częstotliwości podziału mogą się nie zgadzać i dojdzie do zaburzenia charakterystyki. A ten zakres jest dość ważny, bo często przypada na dużą czułość słuchu.

 

poniedziałek, 8 marca 2021

Dźwięk - uporządkowany chaos

Tytuł miał być inny, ale ten, tzn. "Dźwięk - uporządkowany chaos" jest lepszy. Na pewno bardziej pasuje do głównego motta tego bloga.

Na początek tłumaczenie części strony http://douglas-self.com/ampins/pseudo/subjectv.htm „Science and Subjectivism in Audio”.

„KRÓTKA HISTORIA SUBIEKTYWIZMU.
Wczesna historia reprodukcji dźwięku jest godna uwagi ze względu na to, ile razy obserwatorzy donosili, że gramofon analogowy dał wyniki nie do odróżnienia od rzeczywistości. Takie stwierdzenia rzucają światło na to, jak silnie nastawienie myśli wpływa na subiektywne wrażenia. Kiedy w okresie powojennym zainteresowanie reprodukcją dźwięku wzrosło, ustalono normy techniczne, takie jak DIN 45-500, choć wkrótce po ich publikacji skrytykowane je jako zbyt liberalne. Pod koniec lat sześćdziesiątych prawie jednogłośnie przyjęto, że wymagania hi-fi będą spełnione jeżeli: „THD będzie mniejsze niż 0,1%, bez znaczących zniekształceń crossover, pasmo przenoszenia 20-20 kHz i możliwie jak najmniejszy szum”. Wczesne lata siedemdziesiąte rozszerzyły te wymagania o współczynniki narastania i prawidłowo działającą ochronę przed przeciążeniem, ale podejście to zawsze było naukowe i w recenzjach wzmacniaczy, w których pomiary były analizowane, nie było wzmianki o testach odsłuchowych.
Wskutek wzrostu subiektywizmu na stronach jednego z wiodących magazynów (HiFi News), pierwszą wzmianką zapowiadającą nadchodzące wydarzenia było rozpoczęcie ukazywania się we wrześniu 1976 roku kolumny Paula Messengera „Subiektywne dźwięki”. Napisał on: „Ocena będzie ( prawie) czysto subiektywne, co ma zarówno mocne, jak i słabe strony, ponieważ włączenie danych laboratoryjnych wymagałoby zbyt wiele czasu i przestrzeni, i chociaż ucho może być najbardziej omylne, jest również najbardziej czułym narzędziem oceny ”. Subiektywizm jako korzyść, a nie polityka. Co znamienne, żadne z wczesnych wydań nie zawierało odniesień do brzmienia wzmacniacza.
W marcu 1977 roku ukazał się artykuł Jeana Hiragi, w któryn autor atakował silne negatywne sprzężenie zwrotne i wychwalał brzmienie wzmacniacza z 2% THD. W tym samym numerze Paul Messenger stwierdził, że wzmacniacz lampowy Radforda brzmiał lepiej niż wzmacniacz tranzystorowy, a pod koniec roku zaczęła się moda na „wzmacniacz - dźwięk”. Hiraga powrócił w sierpniu 1977 r. z wysoce kontrowersyjnym zestawem twierdzeń dotyczących słyszalnych kabli głośnikowych, a potem żadna hipoteza nie była zbyt mało prawdopodobna, by zaczęła budzić podejrzenia.”

Książka o wspomnianym na początku tytule wyjaśnia dlaczego te wszystkie zdarzenia, które wymienił autor przytoczonego tekstu były możliwe. Mianowicie zabrakło wyjaśnienia dlaczego pewnych rzeczy nie można usłyszeć. A nie można z powodów, że się tak wyrażę immanentnych. A definicja zamieszczona na stronie polszczyzna.pl brzmi: „Właściwy czemuś z natury, nieodłącznie z czymś związany, istniejący wewnątrz, a tym samym – niewynikający z działań zewnętrznych; wrodzony.”

W takim razie dziennikarze o połowy lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku byli w stanie wywieść w pole całkiem sporą grupę ludzi, bo adwersarzom zabrakło kontrargumentów. Otóż teraz one już są do dyspozycji. Jak już pisałem we wcześniejszym poście, książka czeka na wydawcę. Można podać wiele argumentów za tym, że trzeba ją wydać. Ale już tylko możliwość obserwowania reakcji tej przecież sporej grupy ludzi, która nierzadko wydała na swój sprzęt znaczące sumy powinno wystarczyć. No i co się stanie z tą częścią branży produkującej sprzęt? I oczywiście z czasopismami, magazynami, forami…

czwartek, 4 marca 2021

Był sobie audiofil

Kiedy wchodzę na strony producentów sprzętu wysokiej klasy, a także oglądając różne (archiwalne) relacje z targów nachodzą mnie pewne refleksje. Zastanawia mnie czy oni (branża) naprawdę mogą nie wiedzieć, że produkują rzeczy, które tak naprawdę są materializacją złudzeń ich nabywców. Nikt nie potrzebuje sprzętu aż tak dobrego. Z całą pewnością nikt nie potrzebuje sprzętu aż tak drogiego, może z wyjątkiem ludzi, którzy mają za dużo pieniędzy. Pewnie są tacy, którzy w salonie samochodowym mówią, że takie auto ich nie interesuje, bo jest za tanie. Albo kupują kolejny dom, żeby jakoś ulokować kasę.

Jednak istnienie sprzętu Hi-end uzasadnia się przecież jakością dźwięku, a nie możliwością wydawania na niego fortuny, po to, żeby ją wydać. Zawsze się mówi, że to tak pięknie gra. Przynajmniej ja nigdy nie spotkałem się z reklamą typu „nasz sprzęt jest najdroższy i dlatego trzeba go kupić”.

Producenci muszą wiedzieć, że nie da się usłyszeć różnicy w jakości pomiędzy najtańszym wzmacniaczem i najdroższym, który jest w ich ofercie. Różnica jest w tym, jak one potrafią głośno zagrać i jak się zachowują, kiedy się je przesteruje. Ale to już jest poza granicami cywilizowanego sposobu słuchania.

Wszyscy sprzedają złudzenia. I strasznie dokładnie pilnują, żeby nikt się tych złudzeń nie pozbył. Ale co by się stało, gdyby ktoś podał wreszcie jakiś dowód na to, że to są tylko złudzenia? Co się stanie z tą całą branżą? Abraham Lincoln powiedział: „Można oszukiwać wszystkich (ludzi) przez pewien czas, a część ludzi przez cały czas, ale nie da się oszukiwać wszystkich przez cały czas.”

Ten czas się kończy, bo wspomniany dowód jest już gotowy. Napisałem to z myślą, że może z tego być książka, a właściwie to książeczka. W tej postaci, która istnieje teraz, ma to niecałe dziewięćdziesiąt stron i zawiera kilkanaście rysunków.

W każdym razie rzecz jest niemal gotowa. Trzeba ją jeszcze tylko jakoś opublikować. Brakuje w tej chwili właściwie dwóch rzeczy. Okładki i redakcji tekstu. Ale to są szczegóły, które trzeba dopracować. Ważniejsze jest jednak przede wszystkim to, jak się poczują ludzie, którzy w ten cały marketing uwierzyli? Ktoś ich wyprowadził na manowce i pilnował, żeby nie wrócili na prostą drogę. Jak oni na to zareagują? Niektórzy pewnie wyparciem, ale większość powie... Można się domyśleć, co powie.

Piszę to z ciekawości czy nie zagląda tu jakiś wydawca, który chciałby się także przekonać, co się stanie, jak się ludzie dowiedzą? A muszą się dowiedzieć. Lincoln ma rację.

 

wtorek, 23 lutego 2021

Płyta winylowa wynaleziona na nowo

Wadą tradycyjnej płyty jest malejąca prędkość liniowa, która powoduje spadek jakości wraz ze zbliżaniem się do końca strony. Może więc utrzymać ją na stałym poziomie? Z technicznego punktu widzenia jest to możliwe. W ten sposób na nowo "wynaleziona” płyta analogowa mogłaby zagrać trochę lepiej. Problem z tym wynalazkiem polega na tym czy jest możliwe uzyskanie takiej prędkości liniowej, która pozwalałaby na lepszą jakość przede wszystkim w odniesieniu do tego, co jest na końcu strony, a jednocześnie czas, który mógłby być pomieszczony na stronie nie uległby skróceniu.

Prędkość odtwarzania takiej płyty musiałaby być regulowana na podstawie jakichś dodatkowych informacji zapisanych na niej. Gramofon, a właściwie to układ sterujący obrotami talerza, musiałby wiedzieć z jaką prędkością dany rowek został nacięty. Mógłby to być jakiś sygnał pilotujący lub inny patent.

Tego typu płyta zadowoliłaby na pewno Zdzisława Beksińskiego, który utyskiwał na jakość dźwięku na wydawnictwach z operami. Finał mianowicie brzmi zawsze kiepsko, bo jest głośny a przecież jest zapisany pod sam koniec strony. A tak zagrałby czysto. Nawet Bolero Ravela nie trzeba by nacinać od środka płyty, jak to się czasem robi.

Pomysł chyba jest dobry, produkt będzie atrakcyjny. Być może znajdą się chętni, żeby na nowo zakupić swe płytoteki w nowej technice winyla o stałej prędkości liniowej. Oczywiście gramofony też trzeba kupić nowe. Koniecznie z ramieniem tangencjalnym. Szansa na niezły biznes. A przecież o to chodzi.

czwartek, 11 lutego 2021

W mixie dużo zależy od tego jak się definiuje sprzęt końcowego odbiorcy

Poniżej zdjęcie, jedno z wielu znajdujących się na wewnętrznej kopercie płyty wydanej w 1989 roku. I to jest zupełnie przypadkowa zbieżność z zawartością pewnej audycji. Chodzi o wykonawcę, a nie płytę. I ja tej płyty nie będę rozdawał, chociaż jest moja, a i testamentu jeszcze nie napisałem.

 
 

Ten fragmencik został pokazany tak, że na podstawie rastra drukarskiego można określić, jak mały to kawałek. To uwaga dla tych, którzy nie mieli płyty w rękach, chociaż muzykę na pewno znają. I co tam widać?

Panowie słuchają sobie czegoś z radiomagnetofonu. A czemu to i po co? Otóż takie rzeczy się robi, żeby wiedzieć jak to co zostało nagrane zabrzmi u słuchacza. A słuchacze w tamtych czasach dość często używali takiego sprzętu jak na obrazku.

I płyta brzmi w ten sposób w jaki brzmi, bo ten odsłuch miał jakiś tam wpływ na efekt końcowy. Ale to nie znaczy, że wznowienie zagra tak samo. Do momentu wydania wznowienie zostały wyprodukowane nowe wersje kompresorów przez które trzeba było mix przepuścić, bo ten stary był już za cichy.

A że produkuje się w oparciu o takie odsłuchy to wiadomo przede wszystkim na podstawie radia. Kompresja czasem jest zrobiona pod auta jadące 140 po ałtobanie. O tych, którzy słuchają w domach jakoś się nie myśli. A powinno.

poniedziałek, 4 stycznia 2021

Czy dźwięk radiowy zawsze musi być paskudny?

Niedawno miała miejsce próbna emisja Radia trzy po trzy, para piętnaście, albo pięćdziesiąt siedem. Tak się składa, że na stronie tego jutro startującego radia jest trochę zdjęć. Nie ma tam zdjęcia, żeby były widoczne monitory, ale za to widać słuchawki. Sprawdziłem w sieci jak te słuchawki grają. Chodzi o charakterystykę częstotliwościową. Okazuje się, że te, które ja mam są bardzo podobne dla niskich i średnich częstotliwości. Sama góra jest trochę inna, ale nie różni się aż tak bardzo. Wychodzi więc, że przez słuchawki powinienem słyszeć prawie to samo, co oni.

Ale to, co słyszałem, nie podobało mi się. Sporo tam było różnych dziwnych rzeczy słyszanych przede wszystkim w czasie zapowiedzi. Im się to jednak musiało podobać, skoro taki dźwięk puścili w "eter".

To mogło być też tak dlatego, że to była próbna emisja i w wersji ostatecznej będzie inaczej. O tym można się będzie przekonać już jutro.

Ciekawe czy zrobią jakąś kontynuację listy przebojów? Swoją drogą to ukatrupienie listy Trójki, która mogła dobić do rekordowego notowania nr 2000 to po prostu radiowe przedsięwzięcie stulecia. Pani prezeska taka piękna i taka mądra, a ukatrupiła listę i całą rozgłośnię. Gratulacjom nie powinno być końca.

A swoją drogą jako były słuchacz trzymam kciuki tym bardziej, że nie zauważyłem jakichś politycznych zapędów. Nie zauważyłem, bo się nie przyglądałem? Mam nadzieję, że to będzie radio bez politykowania. Nie, że bez polityki, ale bez partyjniactwa.