środa, 19 grudnia 2018

High-End to stan umysłu, powiedział ktoś...

Było kiedyś o takich sprawach głośno, teraz mamy nowy kwiatek.

8 komentarzy:

  1. Kolejne perfidne oszustwo i dowód, że "Hi-end to to samo, co Hi-Fi tylko z inną metką". Ale w sumie czy coś się zmieniło? Mieliśmy całkiem niedawno, bo 4 lata temu, polski wzmacniacz słuchawkowy za 6000 zł z częściami z eBaya wartymi 100 zł... A redakcje magazynów aŁdio piały zachwyty :/

    OdpowiedzUsuń
  2. Na pierwszy rzut oka reakcja na to co widać w środku wydaje się oczywista, ale po głębszym zastanowieniu się, pojawia się inny punkt widzenia:
    To nie jest żadne „oszustwo”. To odpowiedź takiej firmy na potrzeby rynku. Ludzie chcą mieć bardzo drogi produkt, więc go otrzymują. Ale po rozkręceniu - jak można oceniać działanie jakiegoś urządzenia nie wiedząc nic o jego zasadzie działania (normalnie ocenę wykonują eksperci z danej branży – np. konstruktorzy a nie przypadkowi czytelnicy forum „AS”), tylko po wyglądzie. Prowadzi to do tego, że jeśli w środku są różne ładne kolorowe elementy itp. to urządzenie jest dobre, a jak nie są wystarczająco ładne i kolorowe to urządzenie jest złe. A jeśli w środku jest jakaś masówka (która zazwyczaj jest niezawodna, wręcz niezniszczalna) to już bardzo źle…
    Teraz sedno sprawy – czego oglądający spodziewali się w środku. Na pewno czegoś, czego wcześniej nie widzieli. Nie czegoś przełomowego bo do tego potrzebna jest szczegółowa wiedza o działaniu, tylko przeciwnie - czegoś czego nie znają. Bez sensu.

    Hi-end już się zdegradowało do radiobudzików kuchennych. Teraz jest Ultra-Hi-End.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już od bardzo dawna ci co się na tym znają, ja nie aspiruję do tej grupy, mówią, że najlepszy sprzęt to jest produkowany w bardzo dużych ilościach przez firmy o ugruntowanej renomie. Jeśli chodzi o podzespoły opisanego dziwoląga, to z pewnością są bardzo dobrej jakości, bo wyprodukowały je dobre firmy i są to właśnie produkty wytwarzane w dużych ilościach.
      Problem w tym, że znacznie lepszy od tego dziwoląga byłby odtwarzacz standardowy którejś firmy, albo tej od napędu, albo tej na "M" robiącej resztę. Ale ta reszta pewnie była do znalezienia w odtwarzaczu firmy na "P".
      I w ten sposób można było mieć lepszy i znacznie tańszy, np. 100 razy, albo i więcej, odtwarzacz.

      Usuń
    2. To oczywista sprawa, w tym właśnie rzecz, tylko że tu już wkraczamy na grunt nietechniczny: czy to się opłaca kupić w tej cenie czy nie. To już bardzo subiektywna ocena zarezerwowana dla tego, kto takie rzeczy kupuje :)

      W takich sytuacjach niekiedy wady przekuwa się na zalety – gdy jakiś audiofilski odtwarzacz (nie pamiętam dokładnie co to było) nie radził sobie z niektórymi płytami, producent zamaskował to stwierdzeniem, że „wysokiej jakości odtwarzacz czyta tylko płyty wysokiej jakości”. Logika podpowiada jednak coś zupełnie odwrotnego :-)
      A tak na marginesie – najlepsze, najlepiej wykonane, zminiaturyzowane, skalibrowane i zestrojone odtwarzacze płyt to… komputerowe napędy-nagrywarki dvd/bluray. Przy tak dużej prędkości odczytu każdy błąd konstrukcji byłby katastrofą...

      Usuń
  3. Nie wiem dlaczego osobnik znany pod nickiem Elberoth jest oburzony takim działaniem, przecież sam jak można przeczytać na jego profilu używa tanich, pasywnych kolumienek, których koszt wyprodukowania nie przekracza kilku tysięcy złotych, a za które producent winszuję sobie jedyne 134000PLN. Wcześniej było nie inaczej, też płacił za "audiofilskie powietrze" słono. Oto link do strony z roku 2012. https://xyzpawel.blogspot.com/2012/04/zagladamy-pod-audiofilskie-koderki.html

    OdpowiedzUsuń
  4. I jeszcze chwali się kablami zasilającymi, że są Zen i Acoustic...
    Jakby to miało znczenie.

    W zakładce: O mnie jest link do
    kontaktu: audioshow,
    a branża to: prasa.
    No to juz wiadomo, ze to pan, który pisze jak ma być, czego należy słuchać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem ciekaw jak wówczas mlaskali i cmokali złotousi audiofile, gdy słuchali napędu z tak wysokiej półki cenowej? Na pewno dźwięk był znacznie bardziej detaliczny od modelu, który był dawcą komponentów, o mięsistości basu i perlistości w sopranach nie wspominając. I co śmieszniejsze nikt nie zauważył degradacji spowodowanej zastosowaniem zwykłego kabla zasilającego. Audiofilskich kabli od żelazka w odpowiedniej cenie jeszcze wtedy nie było.

    OdpowiedzUsuń
  6. Hahaha super. Podobnie jest z kolumnami. Te ladnie wykonczone, obite skora czy z jakimis fornirami zawsze "graja lepiej" od tych oklejonych zwykla folia drewnopodobna. Nawet jesli to te same konstrukcje. A jesli jeszcze dokleimy znaczek odpowiedniej marki to nagle brzmienie staje sie nie z tego swiata.
    Problemem jest to, ze w elektronice odtwarzacza CD roznic slyszalnych nie bedzie. A tu jednak sa. To jest wlasnie ten "haj".
    W sumie pomysl cacy. Przeciez wszyscy sa zadowoleni? Klient kupil haj end. Firma sprzedala haj end. Drogo jest, luksusowo. A ze gra tak samo? Who cares! :)

    OdpowiedzUsuń