czwartek, 26 grudnia 2024

Uchem Weterana: VOX i Rezerwat

Jeśli Czytelnik nie czytał wcześniejszego posta , powinien to zrobić zanim przejdzie dalej.

W magazynach zajmujących się sprzętem audio i na audiofilskich forach internetowych temat zmiany brzmienia muzyki wraz z wiekiem słuchacza nie istnieje. Gdyby ktoś przeczytawszy cały internet znalazł jednak coś na ten temat, to proszę dać znać w komentarzach. Z jakiegoś powodu nikt nie pisze o tym, że płyty przeważnie są zrealizowane w nienaturalny sposób i każdy meloman w pewnym momencie stwierdzi, że coś z brzmieniem jest nie tak. Im ktoś miał lepszy słuch i ma dobrą pamięć, tym wcześniej się zorientuje. Pamięć potrzebna jest do tego, żeby przywołać oryginalne brzmienie sprzed lat, a przede wszystkim aby zauważyć, że niektórych instrumentów w ogóle już nie słychać.

Do tej pory zostały tu pokazane jakieś anonimowe realizacje. Teraz każdy będzie mógł sam sprawdzić jak jakiś utwór czy płyta brzmi. Oczywiście pod warunkiem, że ma tak z sześć dych lub lepiej. Osoby młodsze i dobrze słyszące mogą jednak "zasmakować" w radościach emerytowanych audiofilów np. w ten sposób, że jeśli mają kolumny z częstotliwością podziału zwrotnicy w okolicach 7-8 kHz, to muszą dokładnie zakryć głośniki wysokotonowe. Inny sposób, to ściągniecie wszystkich suwaków korektora graficznego w VLC czy innym programie poczynając od 12 kHz na sam dół. Wtedy także osoby z dobrym słuchem zobaczą co ich czeka w przyszłości i będą mieć świadomość tego, jaką pułapkę zastawili na nich realizatorzy dźwięku. Z winylami nie jest tak prosto chyba, że ktoś ma w zestawie korektor graficzny.

Pierwsza płyta:

Rys. 1. "Nagranie dokonane w studio muzycznym Rozgłośni Polskiego Radia w Lublinie w okresie listopad - grudzień 1979r. Realizacja nagrania - A. Poniatowski. Asystent - W Kowalczyk"

Realizator nagrania Andrzej Poniatowski (ur. 1945r.) oraz jego asystent - Włodzimierz Kowalczyk (ur. 1955r.) zrobili coś takiego:

Rys. 2. Strona pierwsza, utwór pierwszy."A" i "B" to są te drzewa bez pnia i korzeni, dźwięki w ultradźwiękach, z punktu słyszenia Weteranów.
Na rysunku mamy pokazane o co chodziło realizatorom. I każdy, kto słyszy wysokie tony tak do 12 kHz, tzn. te 12k słyszy jako dźwięk głośny a nie jako bardzo cichy i ledwo słyszalny stwierdzi, że to brzmi dobrze. Prowadzący blog nie miał okazji słuchać tej płyty w latach osiemdziesiątych na dobrym sprzęcie, raczej był to gramofon "Artur". Jednak jest taki film dla dzieci, w którym wykorzystano utwór "Bananowy song". Film nosi tytuł "Kłamczucha". Prowadzący blog był na tym filmie w kinie i chociaż minęło już tak ze czterdzieści lat, to nadal pamięta, że utwór zabrzmiał tam bardzo dobrze. W porównaniu do "Artura" w domu, dźwięk w kinie był świetny.

Ogólnie rzecz biorąc dźwięk instrumentu można porównać do drzewa. Jak wiadomo drzewo ma korzenie, pień i koronę, tak w uproszczeniu. Natomiast realizatorzy traktują talerze perkusyjne i perkusjonalia w ten sposób, że obcinają korzenie, pół pnia, czasem cały pień i zostaje tylko korona. Gdyby nagrali te talerze całkiem zwyczajnie, bez żadnych manipulacji, najwyżej z lekką kosmetyką, to Weterani nie mieliby problemów z odbiorem. Zawsze jakiś kawałek pnia, a przynajmniej korzenie zostawałyby aż do późnej starości. Kompletny zestaw perkusyjny byłby słyszalny praktycznie zawsze chyba, że ktoś by kompletnie ogłuchł (stałby się głuchy jak pień, nomen omen). Niestety realizatorzy dźwięku z upodobaniem tną te drzewa w sposób zdecydowanie niezgodny z naturą słuchu, o zdrowym rozsądku nie wspominając.

Cała płyta z tego powodu brzmi kiepsko, tzn. martwo może z wyjątkiem jednego utworu, ale i ten nie brzmi dobrze. Oczywiście w odsłuchu przez Weteranów brakuje instrumentów.

I druga płyta Rezerwat - Serce.

Rys. 3. Realizacja nagrań Rafał Paczkowski (1962 - 2023).

Widmo pierwszego utworu z pierwszej strony:

Rys. 4. „Nie pragnę kwiatów”, chcę słyszeć talerze, ale nie te w kuchni, tylko te na płycie. Tu mamy "drzewa" bez korzeni i tak 2/3 pnia.

Jeśli chodzi o realizację dźwięku na płycie "Serce", to spektrum talerzy jest podcięte w podobny sposób, ale ten głośny zakres jest troszkę niżej. I w ogóle talerze czy inne instrumenty perkusyjne są nagrane głośniej, więc są jeszcze słyszalne. Ale nie to, co jest na rys. 4. do 35,5 sek. Tu jest ciszej i tego nie słychać. Gdyby dać głośniej (wzmacniacz ma taki potencjometr do zmiany głośności, o czym realizatorzy dźwięku też jakby nie pamiętali), to i to będzie słyszalne, jednak cała reszta utworu będzie już za głośna.

Na płycie Rezerwatu jest kilka piosenek, w których słychać jakieś resztki wysokich tonów, a dokładniej talerzy (hi-hat w szczególności).

Prowadzący blog kupił tą płytę w momencie jej ukazania się, a więc pewnie w roku 1987 czy 88. No i wtedy nie było z brzmieniem żadnych problemów, jednak czas nie stoi w miejscu, a słuch nie trwa wiecznie, jak latinum, tylko się starzeje.

Prowadzący blog jest w stanie usłyszeć jeszzce 11 kHz jako bardzo, bardzo cichy dźwięk. Jeśli Czytelnik ma gorszy lub lepszy słuch, to dalsza część wywodu może się nie zgadzać z jego wrażeniami, jednak chodzi o zasadę. A zasada jest niestety taka: z wiekiem wysokie tony znikają. Znikają ze źle zrealizowanych płyt, bo cały świat brzmi zwyczajnie, choć na pewno trochę inaczej i ciszej.

"Serce" Rezerwatu jest płytą, która pozwala sobie uzmysłowić jaką stratą dla odbioru muzyki jest zła realizacja dźwięku. Chociaż nie jest tu aż tak źle. Część utworów jest zrealizowana tak, że słychać jeszcze talerze perkusyjne i tu muzyka tak bardzo nie cierpi, natomiast reszta jest już martwa i w jakimś sensie niekompletna. Poza tym, że ogólne wrażenie jest lepsze, to rytm w "kompletnych" utworach jest odbierany inaczej.

Dla kontrastu LP VOX jest zrealizowany gorzej, gdyż talerzy nie słychać praktycznie wcale, może czasem coś da się wyłowić. Strata dla muzyki jest bardzo duża, bo poza talerzami na płycie VOX są też inne drobne instrumenty perkusyjne i brak jednego i drugiego robi ogromną różnicę w odbiorze. To już nie są takie same rytmy.

Tylko jak stwierdzić, że czegoś już nie słychać? Oglądanie wykresów nie powie nam, co się kryje za tymi kolorami i kształtami. Jeśli chodzi o winyle, to jest to trudne. W odniesieniu do wersji cyfrowych jest bardzo prosty sposób, żeby się przekonać co realizatorzy przesunęli do "ultradźwięków".

Odtwarzając muzykę w komputerze w VLC trzeba zmniejszyć szybkość odtwarzania, zupełnie tak samo, jak w odniesieniu do DVD z filmami kinowymi, tylko w przypadku muzyki trzeba spowolnić odtwarzanie tak o połowę (0,5x). Trzeba też odznaczyć opcję rozciągania czasu dźwięku. Słuchanie spowolnionej muzyki jest dość przykre, szczególnie wokale brzmią strasznie, ale jednak można usłyszeć i hi-hat, i wszystkie talerze, i całą perkusyjną drobnicę.

Przypominam, że wszystkie instrumenty, o których tu mowa, są słyszalne na żywo bez problemu przez każdą osobę w dowolnym wieku, która w ogóle coś jeszcze słyszy. Dopiero realizatorzy dźwięku robią demolkę.

Powyżej są podane daty odnoszące się do realizatorów tych płyt. Rafała Paczkowskiego nie możemy już spytać o co mu chodziło i jak odbiera teraz swą pracę. Ale Andrzeja Poniatowskiego i Włodzimierza Kowalczyka chyba można spytać. Jeśli Andrzej Poniatowski jeszcze czasem gra na perkusji, to pomimo wieku talerze usłyszy bez problemu. Ale talerzy na płycie VOX-u nie usłyszy.

Chciałbym podkreślić, że nie chodzi mi o demonstrowanie braku szacunku dla realizatorów tych płyt. Szanuję osoby, ale niestety pewne aspekty ich działalności zawodowej zasługują na krytyczną ocenę.

A na koniec dodam jeszcze, że na "Mrowisku" wszystkie talerze słychać całkiem dobrze. O tej płycie będzie jednak osobny wpis.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz