środa, 27 sierpnia 2025

Normy progu słyszenia dla osób narażonych na hałas i dla realizatorów dźwięku

Tym razem zaczynamy od rysunku:

Rys. 1. Podwyższenie się progu słyszenia dla ludzi narażonych na hałas. Na pierwszy rzut oka on się obniża, ale faktycznie to podwyższa, tzn. o taką wartość słyszy się gorzej.


Te wyniki są wzięte z publikacji zajmującej się słuchem ludzi pracujących w branży nie mającej nic wspólnego ze sprzętem audio, niemniej oni są narażeni na hałas i ten hałas mocno szkodzi.

Ktoś może powiedzieć, że w takim razie realizatorzy dźwięku nie odnoszą się do tych wyników. Oczywiście, że nie, ale oni w swej pracy są stale narażeni na hałas. Sami go sobie robią bo muszą. Pewne rzeczy da się wychwycić po cichu, ale nie wszystko. W reżyserkach raczej nie słucha się po cichutku. Taki przykład.

Pewien polski zespół nagrał płytę i okazało się, że było tam słyszalne szczekanie psów. Tzn. ktoś to zauważył w fazie produkcji. Może ktoś otworzył okno, nie pamiętam. Potem to usunięto, chyba w jakimś zachodnim studio. Jednak to pokazuje, że nie można słuchać za cicho, bo się przeoczy coś, co zauważą potem nabywcy w domu.

Są dwie wersje tych badań:

Rys. 2. To co jest zaznaczone ramką zostało odczytane z rysunku 1. Jednak z oryginału, a nie mojej kopii. Kolejno: wyniki dla 50 percentyl, następnie 5 percentyl (ramka), zestaw trzeci oraz czwarty to to samo co pierwsze dwa, ale po wyzerowaniu, co pokazuje różnicę w postrzeganiu barwy, a raczej utratę wysokich tonów po zwiększeniu głośności we wzmacniaczu czyli skompensowaniu ogólnej utraty czułości słuchu.

Jeżeli ktoś to wszystko sobie waży lekce, to proszę się zastanowić.

Każdy się zestarzeje chyba, że nie dożyje. Taka utrata słuchu czeka każdego. Większa, mniejsza. Może to nastąpić wcześniej lub później, ale nie ma na to rady. Jak się pogorszy wzrok, to pomogą okulary. Na pogorszenie słuchu nic nie pomoże w pewnym miejscu. Nic nie da robienie głośniej, ani regulacja barwy. Jak zabraknie 30 dB to jest pozamiatane. Żyć się da i normalnie funkcjonować, można nawet sobie nie zdawać sprawy. Ale muzyki słuchać się nie da. Realizatorzy dźwięku wbijają gwoździe w tą trumnę.

Radio na AM, czyli np. na falach długich, nadaje z pasmem do jakichś 5 kHz. Proszę zwrócić uwagę, że  czterdziestolatek mający dobry słuch (50 percentyl) słyszy 4 kHz 8 dB słabiej, a ten mający słuch zły (5 percentyl) nawet 23 dB gorzej.

Wobec powyższego realizacja nagrań w ten sposób, żeby zapewnić pełną czytelność jest rzeczą kluczową. Tylko, że nikt tak nie robi. Nikt o tym nawet nie mówi.

Czytelność w nagraniu polega na tym, że powinny być słyszalne wszystkie oryginale składniki bez względu na wiek i słuch odbiorcy. W praktyce oznacza to, że osoba np. mająca 80 lat powinna usłyszeć dokładnie to samo w nagraniu, co usłyszy na żywo.

Powtórzmy: osoba czterdziestoletnia nie słyszy perfekcyjnie stacji radiowych na falach długich czy średnich. Nawet to jest już poza możliwościami jej słuchu. Ale na forach internetowych ludzie pytają o kable sieciowe.

poniedziałek, 25 sierpnia 2025

Jak się traci słuch i jak się to racjonalizuje uzupełnienie 2 - kopiowanie winyli

Gramofon kupiłem, tzn. ten ostatni, jakoś trzy lata temu. I postanowiłem zgrać swoje winyle do komputera. Płyty zostały umyte bardzo starannie w myjce podciśnieniowej z użyciem porządnego środka i wody destylowanej, więc nie tak, jak to robią niektórzy handlarze, że potem płyta robi się szara i matowa i nadaje się tylko do śmieci.

Stanowisko do zgrywania było w pokoju bez żadnej adaptacji, głośniki ustawione obok stołu. Poza tym, grały bardzo, bardzo cicho, żeby nie zaburzyć jakości, bo przy głośnym graniu dźwięk z głośników może spowodować drgania gramofonu itd. W ogóle to najlepiej używać słuchawek.

Podczas tego zgrywania wszystko brzmiało bardzo marnie, czyli bez wysokich tonów, co sobie tłumaczyłem właśnie złą akustyką, złym ustawieniem kolumn, cichutkim odsłuchem itp. Ale do edycji nagrań, czyli właściwie to tylko do podziału na pojedyncze utwory, żadne tam podrasowywanie brzmienia, używałem słuchawek. I przez słuchawki wszystko brzmiało ok. Ale te słuchawki były bardzo "litościwe". Kiedy posłuchałem tego, po roku może, na innych słuchawkach, to już była niestety katastrofa.

Porównanie słuchawek wygląda tak:

Rys. 1.Źródło obrazu:https://www.rtings.com/. Tamże jest narzędzie do porównywania wyników testów słuchawek.
 

Nawiasem mówiąc, na jednych i drugich słuchawkach jest napisane, że to są monitory studyjne. Jak widać skontrolować wysokich tonów na słuchawkach w zasadzie się nie da (o ile je ktoś jeszcze słyszy). W ogóle to na słuchawkach miksować się da pod warunkiem, że się je wcześniej skalibruje. 

Trochę czasu na degradację słuchu i spora różnica w charakterystyce słuchawek, no i jest błoto. "Dziękujemy" przy okazji sałnd indżiniłom. A przecież stare płyty dają się słuchać normalnie. Te z lat sześćdziesiątych i starsze, bo sałnd indżiniły nie miały wtedy narzędzi do dewastowania dźwięku, tylko raczej go nagrywały, jak jest. Tylko, że ja mam takich płyt z lat sześćdziesiątych i starszych kilka...

Do nagrywania przygotowałem się bardzo starannie i miałem nawet wzorzec do naśladowania:

Rys. 2.


Nie będąc świadomym tego w jaki sposób słuch się degraduje oraz destrukcyjnego wpływu realizatorów dźwięku ma nagrania, zaczęło się kombinowanie z kablami i zakup nowej, lepszej wkładki. Wyniki technicznie były lepsze, ale co z tego?

I na koniec o CD, które widać na rys. 2. Brzmi bardzo dobrze z jednym wyjątkiem. Najpierw popatrzmy na daty wydania. Są to m.in. następujące lata: 1962, 1957, 1958, 2013, 1959, 1962, 1958, 1959, 1964, 1962, 2013. Okazuje się, że wszystkie stare nagrania brzmią bardzo dobrze. A w odniesieniu do tych z 2013 r. to jedno brzmi dobrze, a drugie źle. To brzmiące dobrze to klasyka, konkretnie Maurice Ravel, natomiast źle brzmi nagranie z muzyką rozrywkową. I dokładnie takie samo wrażenie miałem 12 lat temu. Muzykę rozrywkową nagrywa się źle i coraz gorzej w miarę jak realizatorzy mają coraz więcej narzędzi do dewastowania brzmienia.

I w tą pułapkę, którą zastawili realizatorzy dźwięku wpadnie każdy, to tylko kwestia czasu.

Czas ucieka, błoto czeka. 

środa, 20 sierpnia 2025

Jak się traci słuch i jak się to racjonalizuje uzupełnienie

Pewnie będzie jeszcze kilka uzupełnień, bo z wiekiem pogarsza się nie tylko słuch, ale też pamięć.

Jak już wcześniej napisałem za złe brzmienie kilka już ładnych lat temu obarczałem źle wykonaną adaptację akustyki. Za krótki czas pogłosu, pomieszczenie przetłumione. Ale w jaki sposób doszedłem do takiego wniosku?

Oczywiście to było jeszcze wtedy, gdy wydawało mi się że słyszę dobrze i nie miałem pojęcia np. o tym, że mając 50 lat częstotliwość 8 kHz słyszy się już o 10 dB słabiej (choć tak naprawdę to 15 dB), jak się ma i tak dobry słuch, bo przecież może być gorzej.

Słuchając sobie jakiejś źle nagranej płyty (odciętej wyżej), zauważyłem, że gdy obrócę głowę w prawo lub w lewo, to te wysokie tony się pojawiają. Tak naprawdę to jest spowodowane przez filtrowanie dźwięku przez małżowiny uszne. Barwa się zmienia w zależności od tego czy dźwięk dochodzi z przodu, z tyłu, czy z boku. Jak z przodu lub z tyłu, to wysokich tonów jest mniej, a jak z boku, to więcej.

Mając pokój obstawiony (i obwieszony) absorberami wydawało mi się że za mało jest dźwięku odbitego. Przecież w ogóle te wysokie tony były, wystarczyło podejść do głośników i się pojawiały. Tak naprawdę to się pojawiały, bo było głośniej.

Jednak w matriksie jest fajniej. Poczyta się co dziennikarze piszą w magazynach audio i jak się to kupi, to wszystko brzmi pięknie. I na starość są wysokie tony, a sałnd indziniły nagrywają te płyty świetnie i tam jest super sałnd kłality. I ten sałn kłality mejd baj sałnd indzinił można usłyszeć, tylko trzeba iść na zakupy sprzętów oraz kabli.

środa, 13 sierpnia 2025

THD są słyszalne od 1% albo może od 100%?

Kiedyś na pewnym forum ktoś pytał jaki ma kupić DAC. Zastawiał się nad dwoma. Jeden miał parametry podobne do drugiego, ale poziom THD był nieco inny. „Doświadczony” użytkownik doradził, żeby brać ten, który ma mniejsze zniekształcenia. Tylko o jakim poziomie zniekształceń była mowa?

Zniekształcenia harmoniczne są słyszalne od 1%. W takim razie DAC można sobie zostawić w spokoju, bo usłyszenie zniekształceń na poziomie tysięcznych procenta jest mrzonką. Gdyby jednak był popsuty, to wtedy tak. Miałem kiedyś odtwarzacz z popsutym wyjściem, widać to było na wykresach, ale słyszalne to było słabo, przynajmniej dla mnie. Mający lepszy słuch, czyli młodsi, zauważali to jednak od razu.

W ogóle można nie usłyszeć zniekształceń harmonicznych czy jakichkolwiek innych, nawet jeśli mają bardzo duże wartości, ale wypadają na górę pasma. Ktoś, kto ma podniesiony próg słyszenia o kilkanaście czy kilkadziesiąt dB w wysokich tonach może mieć przecież trudności z usłyszeniem w nagraniu instrumentu, na którym się gra drewnianą pałką, uderzając całkiem energicznie. Normalnie to by było słychać, ale sałnd indziniły zdewastują i zniszczą każde nagranie.

Innym razem na forum radiowym ktoś napisał, że menagi z radia twierdzą, że w DAB przy tej ich nędznej przepływności ma dźwięk w jakości CD. Owszem, w ich uszach może mieć. W pewnym wieku można nie odróżnić pliku w bardzo dobrej jakości od marnego, bo różnica jest przede wszystkim w wysokich tonach i dla dźwięków raczej cichych. A wysokich tonów i cichych dźwięków to czterdziestolatek może nie słyszeć, a czterdziestolatek dwadzieścia lat później to już wcale nie.

Wobec tego mogą się zdarzać takie sytuacje, że ktoś twierdzi, że np. AAC 96 kbps ma jakość CD. Jeżeli jest czterdziestolatkiem lub czterdziestolatkiem dwadzieścia lat później, to może odróżnić odkurzacz od wiertarki, ale o odróżnieniu CD od AAC to może zapomnieć.

Czasem ludzie dyskutują o rzeczach absurdalnych, a czasem jednak dyskusja ma sens, tzn. meritum, ale któryś z dyskutantów ma już słaby słuch.

Można spokojnie nie zauważyć zniekształceń na poziomie 100% jeśli się ma swoje lata, a zniekształcenia wypadają na wysokie tony. A z drugiej strony są tacy, co im sen z oczu spędza źle dobrany kabel sieciowy, który nic nie zmienia.

Ale jak się poczyta magazyny audio, to się dochodzi do wniosku, że trzeba zmieniać sprzęt na coraz lepszy w miarę, jak słuchacz się starzeje. A może dziennikarze z tych magazynów i różni testerzy sprzętu audio robią się coraz młodsi?

Czy to jest jakaś opcja na odmłodzenie się, zacząć pracować jako dziennikarz w magazynie audio, stereo, Hi-Fi? To by było świetne, bo nie trzeba podpisywać paktu z diabłem. No tak, diabeł nie istnieje, nikt w niego nie wierzy. Ale w kable sieciowe to ludzie wierzą.

W audio wszystko jest względne. Wszystko się zmienia w zależności od tego, kto ocenia, a przede wszystkim od upływu czasu. Ta sama płyta na początku lat osiemdziesiątych brzmiała fajnie, a teraz brzmi jak błoto, a poza tym poznikały z niej niektóre instrumenty, bo sałnd indzinił działał zgodnie z algorytmem. A zniekształcenia harmoniczne można usłyszeć jak mają 1%, ale czterdziestolatek dwadzieścia lat później może nie usłyszeć 100% albo nawet większych.

Ktoś powinien sformułować teorię względności audio.

„Jeśli masz dwadzieścia lat, posłuchaj płyty, ale jak masz sześćdziesiąt i więcej, to idź na spacer względnie puść płytę przez okno”.

„Jeśli masz dwadzieścia lat, to ten post może wywołać u ciebie wzruszenie ramion, ale jak poczekasz jeszcze trzydzieści lat, względnie czterdzieści, to zmienisz zdanie”.

Ale to nie jest teoria względności audio, tylko sarkazm.

poniedziałek, 4 sierpnia 2025

Jak się traci słuch i jak się to racjonalizuje oraz inne normy progu słyszenia

Czytając prasę „branżową” tzn. magazyny dla audiofilów ich czytelnik pogłębia przekonanie o własnym doskonałym słuchu w szczególności i o doskonałości słuchu w ogóle. W związku z tym musi kupować coraz to „lepszy” sprzęt, który mógłby sprostać wymaganiom tego doskonałego słyszenia. Bo słyszy coraz lepiej w miarę, jak czyta coraz to nowe bajki wymyślane przez dziennikarzy. W realnym świecie wrażenia ze słuchania płyt są jednak coraz bledsze, co zawdzięczamy destrukcyjnej działalności realizatorów dźwięku i pogarszaniu się słuchu wraz z wiekiem. Do momentu przekroczenia pewnej granicy, kiedy słuch jest już naprawdę zły, świat dźwięków naturalnych jednak brzmi normalnie, a tylko świat dźwięków fonograficznych coraz marniej. Chociaż otaczające nas dźwięki słychać normalnie, to płyty już nie i człowiek stara się to sobie w jakiś sposób wytłumaczyć.

Poniżej kilka przykładów, jak prowadzący blog starał się zracjonalizować pogarszanie się brzmienia wydawnictw fonograficznych, ale nie tylko.

Tuner UKF FM ma taką właściwość, że kiedy jest słaby sygnał z anteny, to on bardzo mocno szumi. Jednak po czterdziestce można zauważyć, że podłączenie byle jakiej anteny nie powoduje już powstania tak dokuczliwego szumu. W takim razie nowy tuner musi być lepszy… Niestety tuner nie jest lepszy, szumi tak samo jak stary, to słuch jest gorszy i nie słyszy się już tak dobrze, jak dawniej.

Muzyka przez radio też brzmi coraz gorzej. Tłumaczy się to przez złe ustawienia u nadawcy, w szczególności zbyt silną kompresją dynamiki dźwięku, a poza tym w odbiorze przez internet czy z satelity zbyt niską przepływnością, kodowaniem mp2 a nie mp3 itd.

Z płytami jest już gorzej, bo one grają tak samo, ale odbiór nie jest taki sam, tylko coraz bardziej matowy. Ale i tu można znaleźć wytłumaczenie.

Pewien producent kolumn podał kiedyś, że głośniki wysokotonowe powinno się wymieniać na nowe co 10 lat, bo materiał się starzeje czy coś tam się innego, złego dzieje. Ale nowe kolumny okazują się pod tym względem takie same. Nowe głośniki, tak samo kiepski dźwięk.

W takim razie skoro głośniki nowe, w ogóle też cały sprzęt lepszy, a brzmienie gorsze, to przyczyną musi być zła akustyka pomieszczenia. I po zrobieniu adaptacji brzmienie staje się lepsze. Jednak po kilku latach znów czegoś zaczyna brakować. Oczywiście wysokich tonów.

Wobec powyższego patrzy się na wykresy i zalecenia. Przyczyna jest łatwa do znalezienia, bo czas pogłosu zawsze wychodzi za krótki, jeśli się zrobi adaptację przy użyciu absorberów szerokopasmowych. To teraz wystarczy przerobić część absorberów na pułapki basowe i czas pogłosu wzrasta powiedzmy z 0,1 do 0,2 s i wszystko jest ok. Tzn. nie jest ok. czy tak, jak się spodziewaliśmy, ale jest lepiej. Naturalnie lepiej jest do czasu, gdy słuch pogorszy się już do tego stopnia, że nawet niektórych dźwięków z otoczenia już się nie słyszy.

Tak to wygląda w przypadku kogoś, kto nie wierzy w kable, bezpieczniki i kolce…

I jeszcze te inne normy progu słyszenia, które prowadzący znalazł ostatnio. Najważniejszą różnicą jest punkt odniesienia, który stanowi osoba mająca 30 lat, a nie 20, jak we wcześniejszym poście.


Górne zestawienie pokazuje ile się traci na progu słyszenia względem osoby trzydziestoletniej. Dolne pokazuje ile się traci z wysokich tonów po zwiększeniu głośności. Czyli przykładowo osoba mająca lat 60 daje głośniej o 10 dB, ale wciąż słyszy częstotliwość 8 kHz o 23 dB słabiej niż trzydziestolatek. W życiu codziennym będzie to słyszeć o 28 dB słabiej. W takim razie górny zestaw pokazuje jak to jest w normalnym życiu, a dolny określa jak to wypada w odniesieniu do słuchania muzyki z płyt czy np. przez radio.

Na koniec uwaga: autor nie daje żadnej gwarancji, że odczytał te wartości poprawnie. Prościej by było wkleić oryginalny obrazek, ale na pewno ma on prawa i reguły akwizycji. Więc i tym razem są tabelki. Warto jednak poszukać samemu, bo literatura jest bogata, a poza tym są różne normy. Są dla mężczyzn, czyli te powyżej, i dla kobiet. Panie słyszą lepiej.


poniedziałek, 28 lipca 2025

Realizacja dźwięku na tle innych profesji

Realizatorzy dźwięku wykonują swój zawód w sposób bardzo specyficzny. Ta specyfika staje się widoczna, jeśli się porówna realizatora dźwięku do innych zawodów.

Budynki buduje się w taki sposób, że są one dostosowane do ogółu ludzi, którzy z nich korzystają. Przykładowo drzwi są robione tak, że może przez nie przejść swobodnie każdy, bez względu na wzrost, wagę itd. Chodzi o to, że od czasu wynalezienia drzwi mają one wymiary takie, że można przez nie wejść. Nie trzeba się przeciskać bokiem, bo nie są szczeliną o szerokości mniej niż pół metra. Przez taką szparę nie przeciśnie się osoba o większej tuszy. Drzwi nie są też małym otworem przy samej podłodze, przez który swobodnie mógłby wejść pies, ale tylko taki taki niewiele większy od jamnika. Już w starożytnym Egipcie robiono normalne drzwi.

Schody też są przystosowane do ogółu ludzi. Stopnie nie mają pół metra wysokości czy nawet więcej. Wchodzą po tych schodach młodzi i starzy, również dzieci, z wyjątkiem tych całkiem małych.

Jednak czasem schody i drzwi są przeszkodą dla osób z niepełnosprawnością. Dla nich poszerza się drzwi, żeby mogli wjechać na wózku. Wózkiem po schodach w zasadzie nie daje się jeździć, więc buduje się podjazdy.

Poza tym są dodawane różnego rodzaju poręcze i uchwyty, żeby ułatwić życie niepełnosprawnym.

Są też udogodnienia dla niewidomych. Przykładowo na przejściach dla pieszych poza sygnalizacją świetlną jest też sygnalizacja dźwiękowa.

Nie zapomina się o niesłyszących. Filmy na płytach takich czy innych mają dodane napisy, ale są nie tylko napisy dla nieznających oryginalnego języka, ale też dla niedosłyszących. I w tych właśnie napisach są dodawane informacje o tym, że np. gra muzyka lub, że słychać jakiś odgłos czy hałas.

Takich przykładów można podać więcej. Ogólnie rzecz biorąc widać staranie, żeby nie wykluczać ludzi odbiegających pod tym czy innym względem od średniej, słabszych, chorych, starszych czy też mających jakąś niepełnosprawność.

Wąska szczelina zamiast drzwi nadawałaby się dla osób szczupłych, ale przecież nie wszyscy są szczupli.

Schody półmetrowe czy nawet większe nadawałyby się dla nastolatków, którzy kipią energią i często przeskakują po dwa czy trzy zwykłe stopnie. Jednak nastolatkiem nie jest się wiecznie.

W przeciwieństwie do innych profesji, realizatorzy dźwięku działają tak, że ich produkty są przystosowane tylko i wyłącznie do ludzi o bardzo dobrym słuchu. I to tylko w wariancie optymistycznym.

Są dwie zasadnicze przyczyny powodujące, że realizacja dźwięku jest przystosowana jedynie do wąskiej grupy odbiorców. Pierwszą jest nienormalne traktowanie pasma akustycznego i widma instrumentów. Jak to się robi można zobaczyć we wcześniejszych postach. Druga przyczyna to kompresja dynamiki dźwięku.

Zmniejszenie dynamiki dźwięku jest znane najbardziej pod nazwą „loudnes war”. Tak naprawdę jednak ludzie narzekający na głośne miksy nie zdają sobie sprawy, że problem jest bardziej złożony. Zmniejszenie dynamiki dźwięku nie jest aż tak bardzo dokuczliwe w przypadku dobrego słuchu, jak pogorszonego z przyczyny wieku słuchacza.

Kompresja dynamiki dźwięku dotyczy całego pasma. Co się jednak stanie, jeśli się już nie słyszy części pasma? Kompresja dynamiki obejmuje tak samo niskie, średnie jak i wysokie częstotliwości. Jeżeli ktoś nie słyszy już wysokich tonów, to straci w jakimś sensie przeciwwagę dla skompresowanych pod względem dynamiki tonów niskich i średnich. Nagranie o małej dynamice dźwięku, czyli bardzo głośne, pozbawione góry pasma brzmi jak błoto. Wykazanie tego na przykładzie jest bardzo proste. Dźwięki naturalne z otoczenie brzmią zwyczajnie, choć nie tak samo jak w dzieciństwie lub w młodości, natomiast nagrania muzyczne, programy radiowe i telewizyjne o zredukowanej dynamice dźwięku brzmią jak błoto. Z kolei, jeśli ktoś dysponuje, nagrania powstałe w latach trzydziestych, czy czterdziestych ubiegłego wieku, choć ich jakość jest często dość słaba, brzmią naturalnie, normalnie.

Wracając do zawodu realizatora dźwięku i innych widać, że ten pierwszy z jakiegoś powodu z uporem maniaka działa w ten sposób, jakby jego produkcji mogli słuchać wyłącznie ludzie młodzi, mający doskonały słuch. Wszyscy starają się w jakiś sposób przystosować swe działania do ludzi o różnym wieku, sprawności, zdrowiu itd. Realizator dźwięku dyskryminuje i wyklucza każdego, kto ma więcej niż jakieś dwadzieścia lat.

Mimo wszystko mamy szczęście, że realizatorzy dźwięku nie projektują drzwi. Bo gdyby tak było, to musielibyśmy się przez nie przeciskać lub przepełzać, a i tak wejść zdołaliby tylko nieliczni.

PS. Nawet współcześnie są ludzie, którzy "edukują" realizatorów dźwięku pokazując w długim i zawierającym ogromną ilość szczegółów i detali wywodzie jak nagrać perkusję, żeby dobrze brzmiała, a autor słucha tych edukacyjnych nagrań i niektórych talerzy nie słyszy wcale, a jak któreś słyszy, to ledwo ledwo. "Edukacja kopulacja".

poniedziałek, 14 lipca 2025

Uchem weterana: Krzysztof Krawczyk "Rysunek na szkle"

Krzysztof Krawczyk „Rysunek na szkle”, rok 1976.

Na tej płycie oczywiście są wręcz nieziemskie chórki, ale my przyjrzymy się jej pod kątem realizacji dźwięku. A jest ona dość charakterystyczna. Najbardziej znany jest „Parostatek” czyli pierwszy utwór z drugiej strony, ale trochę lepiej do naszych celów nadaje się inna piosenka. Tytułowa, pierwsza na pierwszej stronie.

Spektrogram wygląda w ten sposób:


 Na rysunku „H” oznacza hi-hat, natomiast „C” to po prostu głoska „C” w słowie „rwący”.

Jeżeli chodzi o hi-hat, to widzimy, że nie został on odcięty przy 5 kHz, jak to się zazwyczaj dzieje, tylko widać go nawet przy 3 kHz. Oznacza to, że może być słyszany przez osoby mające już trochę gorszy słuch, a więc starsze. Nie jest on jednak zbyt czytelny, tzn. dobrze słyszalny, bo jest zrealizowany bardzo cicho.

Z kolei „C” (rwąCy) jest całkiem głośne, więc te ciche talerze perkusyjne są tak zrobione celowo. Nie, żeby nie było można, taka jest, czy była, koncepcja.

I na koniec „W”, które oznacza werbel. Jest on dość głośny w zakresie wysokich częstotliwości i widoczny praktycznie do samej góry pasma.

Płyta brzmi zupełnie inaczej na dobrym i słabym sprzęcie, pod warunkiem, że słucha jej ktoś młody. Gdybym mógł jej posłuchać na Arturze, który został kupiony mniej więcej wtedy, gdy została wydana ta płyta, to wrażenie byłoby dość słabe. Brak niskich częstotliwości i tych powyżej powiedzmy 10 k. Dodać trzeba, że nie miałem wtedy tej płyty. Została kupiona dopiero kilka lat temu, chociaż w momencie zakupu za wszystkie niedoskonałości brzmienia autor bloga obwiniałby wydawcę, w szczególności proces produkcji płyty, oraz akustykę pomieszczenia, bo mu się wydawało, że słuch ma dobry 

Mimo odbiegającej od standardu realizacji hi-hata (odcięty wyżej) płyta wpisuje się w nurt wydawnictw dobrze brzmiących na sprzęcie wysokiej klasy. I w wysokiej jakości uszach.

A w odniesieniu do starszych uszu, to słyszalność hi-hata można ocenić w następujący sposób. Na spektrogramie dźwięki są reprezentowane przez kolory. Każdy kolor to poziom dźwięku czy też głośności. Jeśli teraz popatrzymy na rysunek, to hi-hat będzie miał kolor na poziomie nie większym niż -60 dB, piszę to z dużym marginesem na interpretację kolorów. Nie znaczy to, że tak jest, bo zgranie piosenki nie było zrobione w manierze realizatorskiej czyli żeby wszystko dopchnąć kolanem i brech-sztangą do zera. Faktycznie może być trochę głośniejszy. Ale i tak, nawet jeśli się założy, że to jest „tylko” -50 dB, to w odniesieniu do możliwości słuchu człowieka, który tej płyty słuchał będąc dzieckiem lub nastolatkiem, to przecież 4 kHz osoba sześćdziesięcioletnia słyszy około 16 dB słabiej niż dwudziestolatek (wartość po wyzerowaniu tabeli z wcześniejszego posta), a siedemdziesięciolatek słyszy to już 27 dB słabiej. Jeżeli obaj mają dobry słuch, jak na swój wiek. Jeśli się teraz popatrzy na 10 kHz, które w naszym przykładzie wcale się są głośniejsze niż te 4 kHz, to nasi weterani słyszą to, czy też nie słyszą, odpowiednio 30 i 43 dB słabiej. -50 dB jeszcze 43 dB słabiej?! Help!!!

O realizacji dźwięku można powiedzieć wszystko tylko nie to, że uwzględnia ona oczywisty fakt, że ludzie i ich słuch się starzeją.

Na koniec wypada jeszcze zaznaczyć, że ja nie chcę nikogo odwieść od zakupu płyt czy też sprzętu. Chodzi o to jednak, że trzeba mieć świadomość tego, co można usłyszeć teraz z płyt swojej młodości. Na pewno będzie się ich słuchać fajniej, gdy sprzęt wygląda ładnie i na pewno winyle są bardziej efektowne od kompaktów, a gramofony od odtwarzaczy CD czy plików. Jednak tak naprawdę liczy się to, co zrobili z dźwiękiem realizatorzy. A niestety zrobili wiele złego. „Rysunek na szkle” nie jest płytą zrealizowaną źle, ale nie jest też płytą zrealizowaną z myślą o „When I'm Sixty-Four”.