Martwo brzmiące pomieszczenie to problem, z którym borykają się przykładowo osoby wykonujące adaptacje akustyki pomieszczeń, ale nie tylko. W martwo brzmiącym pomieszczeniu muzyka nie może zabrzmieć dobrze. Ale jest problem większy.
Ten większy problem polega na tym, że słuch z upływem czasu działa coraz gorzej. Konkretnie chodzi o utratę zdolności słyszenia góry pasma. Z internecie można nawet znaleźć wzór, na najwyższą częstotliwość, którą można usłyszeć w danym wieku. Można w ogóle nie zauważyć, że nie słyszy się już tyle wysokich częstotliwości, co kilkadziesiąt lat temu. Zmiany następują bardzo wolno i się do nich przyzwyczajamy.
Pogorszenie słuchu staje się widoczne jeśli zacznie się słuchać starych płyt. Ktoś, kto nie słucha płyt, tylko co najwyżej radia, czy jakichś nagrań archiwalnych programów, faktycznie może nie wiedzieć, że mu się słuch pogorszył na tyle, że nie słyszy już prawie w ogóle wysokich tonów. Owszem, będzie sobie zdawał sprawę z tego, że muzyka z czasów jego młodości brzmi zupełnie inaczej teraz, przez radio, niż wtedy z płyt, ale winę zrzuci na technikę radiową i realizatorów dźwięku, względnie na kogoś, kto nagrywał audycje. Ale jeśli się posłucha starych płyt i to dokładnie tych samych egzemplarzy, których się słuchało 30, 40 czy nawet 50 lat temu, różnica staje się ewidentna.
Płyty słuchane kiedy się było młodym, które brzmiały dobrze, teraz brzmią inaczej, po prostu martwo. Żeby tylko martwo, ale znikają z nich różne szczegóły, a wręcz nawet w ogóle znikają instrumenty. Niestety okazuje się, że takich źle brzmiących płyt ze znikającymi instrumentami jest przytłaczająca większość. W zależności od tego, co kto ma na półce, może się zdarzyć i tak, że wszystkie płyty brzmią martwo i ze wszystkich poznikały instrumenty.
Ale jeśli ktoś ma tylko płyty z muzyką poważna, to one brzmią dobrze lub nawet bardzo dobrze. Natomiast w przypadku muzyki rozrywkowej, bez wdawania się w gatunkowe niuanse, prawie wszystko lub nawet wszystko brzmi źle.
Dlaczego tak jest? Najpierw odpowiedź na inne pytanie. Dlaczego muzyka poważna brzmi dobrze, a rozrywkowa źle? Muzykę poważna nagrywa się inaczej i dlatego, że muzykę rozrywkową nagrywa się w specyficzny sposób, skutkuje to właśnie tym, że klasyczna brzmi dobrze, a rozrywkowa źle.
Dlaczego osoby nie słyszące dobrze wysokich tonów odczuwają to tak dotkliwie w odniesieniu do muzyki rozrywkowej?
W największym uproszczeniu można powiedzieć, że muzykę poważna nagrywa się „tak jak jest”. Natomiast nagrania z muzyką rozrywkową są zmanipulowane w bardzo charakterystyczny sposób. Wobec tego problem ze słuchem zostaje ujawniony przez manipulacje brzmieniem przez realizatorów dźwięku. Naturalnie manipulowanie brzmieniem to też problem, kolejny.
Popatrzmy na rysunek:
Rys.1. |
W sieci można znaleźć dość sporo grafik pokazujących zakresy częstotliwości instrumentów muzycznych i śpiewu. Na podstawie jednego z nich w pierwszej części rysunku opisanej jako dźwięk rzeczywisty, zostały zaznaczone zakresy częstotliwości kilku wybranych instrumentów.
Nawet jeśli ktoś ma 60 lat lub więcej i nie jest w stanie słyszeć nic powyżej np. 8 kHz, nie będzie mieć żadnych ograniczeń w odbiorze muzyki. Jedyna różnica będzie polegać na tym, że zmieni się trochę brzmienie talerzy perkusji.
Środkowa część rys. 1. opisana jako dźwięk w nagraniach, pokazuje poglądowo, co się stanie z zakresami częstotliwości instrumentów po nagraniu na poszczególne ślady, a w konsekwencji co dostaniemy na płycie.
Nagrania charakteryzuje to, że te paski reprezentujące zakresy częstotliwości są dłuższe. Brzmienie zostało zmodyfikowane przez realizator dźwięku w ten sposób, że gitara, gitara basowa, werbel i bęben basowy „grają” dodatkowo wyższymi częstotliwościami, natomiast w odniesieniu do talerzy, zakres ich częstotliwości bardzo się zmniejszył. Nie zaczyna się on od około 200 Hz, tylko dopiero powyżej 8 kHz.
Tu trzeba zaznaczyć, że nie chodzi o to, czy spektrum dokładnie sięga od-do jak na rysunku powyżej. Dokładne wartości będą ważne dopiero, kiedy przejdziemy do nagrań. W tej chwili chodzi o pewną regułę.
Teraz popatrzmy na część rysunku opisaną jako wrażenie dźwiękowe przy ograniczeniu słyszenia do max. 10 kHz. Tutaj mamy zakresy częstotliwości instrumentów instrumentów z nagrania pokazanego w części drugiej, słyszane przez osobę nie będącą w stanie odbierać dźwięków powyżej około 10 kHz. Ważne jest, że nawet jeśli ktoś w teście jest w stanie usłyszeć 10 kHz, to podczas słuchania muzyki faktycznie będzie słyszał częstotliwości nieco niższe. Z tego powodu w tej części rysunku wrażenie słuchowe kończy się wcześniej, trochę powyżej 8 kHz.
Zatem osoba starsza w nagraniu słyszy gitary, stopę i werbel, ale nie słyszy talerzy. Dlatego nie ma ich (talerzy) w tej części rysunku. To jest pewne uproszczenie, bo nie ma praktycznie nagrania, w którym nie słychać żadnego talerza. Owszem, crash jest słyszalny praktycznie w każdym nagraniu, chyba na każdej płycie, gdzie w ogóle jest perkusja. Ale bardzo często zdarza się, że wszystkich pozostałych talerzy nie słychać wcale, tzn. osoba trochę już starsza ich nie słyszy, a najgorzej jest z takim talerzem, a właściwie zestawem dwóch, o nazwie hi-hat. Tego ostatniego brakuje w lwiej części nagrań z muzyką rozrywkową, podkreślam, że w uszach osoby starszej i nie słyszącej już wysokich częstotliwości. A przecież są perkusiści, którzy mają naprawdę duże zestawy różnych blach i one wszystkie, czy prawie wszystkie, w nagraniach odsłuchiwanych przez ludzi nieco starszych po prostu przestały istnieć.
Dlaczego realizatorzy dźwięku nagrywają talerze perkusyjne w taki dziwaczny sposób? Zresztą oni wszystko nagrywają dziwacznie, ale to inna sprawa. Dlaczego usuwa się prawie całe spektrum tych instrumentów pozostawiając tak niewiele? Realizatorzy dźwięku usuwają przecież cały zakres częstotliwości talerzy, który jest słyszalny przez ludzi trochę starszych, a zostawiają tylko to, co słyszą młodzi. I przy okazji też warto spytać dlaczego poszerza się widmo instrumentów w górę?
Popatrzmy na drugi rysunek.
Rys. 2. |
W części oznaczonej „A” jest nagranie talerzy perkusyjnych, konkretnie jest to hi-hat, ale to nie ma dużego znaczenia. Ważne jest to, że talerze, a także kilka innych instrumentów perkusyjnych, charakteryzuje to, że nie emitują one dźwięku o określonej wysokości.
Część „B” zawiera to samo nagranie co „A” z tym, że został tu użyty filtr górnoprzepustowy 9 kHz 24 dB/okt. Bardzo ważne jest, że tak potraktowanego nagrania nie usłyszy nikt, kto ma sześćdziesiąt lat i więcej. Pięćdziesięciolatkowie mogą usłyszeć co najwyżej bardzo ciche „cyknięcia” o ile w ogóle cokolwiek. Nagranie „B” słyszy się tak od czterdziestu lat w dół. Talerze perkusji i niektóre inne instrumenty, które mają dźwięk o nieokreślonej wysokości można potraktować filtrem górnoprzepustowym usuwając dół widma, a mimo to czterdziestolatkowie i oczywiście wszyscy jeszcze młodsi te instrumenty usłyszą.
Zaznaczenia „C” i „D”to widma fragmentów utworu zgranego z płyty winylowej, która została wydana w roku 1982. Strzałka w obu przypadkach wskazuje na hi-hat. Taki sposób realizacji talerzy perkusyjnych niestety jest typowy dla muzyki rozrywkowej. Ten utwór został nagrany w roku 1982, ale realizatorzy dźwięku podchodzili w ten sposób do talerzy perkusji w latach siedemdziesiątych, a zdarzało się to nawet w latach sześćdziesiątych. I z tego powodu osoby nieco starsze są skazane na odbiór dźwięku bardziej przypominający radio na falach długich w modulacji AM.
Rysunek 2. pokazuje więc, zaczynając od lewej, jak powinny być realizowane talerze, w końcu każdy kiedyś się zestarzeje, następnie jak tego się robić nie powinno, ale się tak robi i na koniec dwa fragmenty w ten sposób zrealizowanego utworu.
Na większości płyt z muzyką rozrywkową, właściwie to na prawie wszystkich, osoby starsze nie słyszą talerzy perkusyjnych, tamburynu, oczywiście chodzi o blaszki, a nie o naciąg, czy np. marakasów. Zresztą nie słychać wszystkiego co szumi i szeleści, jeśli to zostało potraktowane przez realizatora dźwięku w sposób pokazany na rys. 2., a niestety zostało. To, że od czasu do czasu słychać silniejsze uderzenie w crash nic nie zmienia. Osoby starsze teraz słyszą coś kompletnie innego niż, gdy były młode. Inne płyty i inna muzyka, inny rytm, bo inaczej taktowany, chociaż metrum to samo, inne brzmienie, a fizycznie to te same egzemplarze.
Ideą Hi-fi jest zachowanie najwyższej jakości dźwięku, ale skoro się odfiltrowuje sporą część spektrum, a z drugiej strony się je w sposób dowolny poszerza, nie ma to wiele wspólnego z tą ideo czy w ogóle z jakością. Kupowanie drogiego sprzętu po to, żeby i tak nie być w stanie usłyszeć części instrumentów wiele sensu nie ma. Przypominam, że nie ma instrumentu, którego nie byłyby w stanie usłyszeć osoby starsze. To występuje dopiero po ingerencji realizatora dźwięku. Czyli jakiś sześćdziesięciolatek lub starszy kupuje super zestaw audio, wyszukuje najlepsze wydania płyt i po kilku taktach muzyki wiadomo, że jest totalna klapa, bo wszystko brzmi beznadziejne i w ogóle niektórych instrumentów nie słychać. A bajki o ciepłym dźwięku nie przekonują, jeśli ktoś nie stracił pamięci, tak jak zdolności do słyszenia wysokich tonów.
Jeszcze w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku, w telewizji został wyemitowany program o tematyce sprzętu grającego Hi-Fi. W tym programie jedna osoba próbowała przekonać drugą co do sensowności kupowania tegoż. Jeden gość pokazał mianowicie drugiemu jakiś wykres mówiąc, że "tego tutaj nie da się usłyszeć na zwykłym sprzęcie". Poza tym padło też dość charakterystyczne zdanie "muzyka rozrywkowa przesuwa się w stronę wysokich częstotliwości".
Jak przekonać kogoś do zakupu drogiego sprzętu Hi-Fi? Może w taki sposób, że na takim sprzęcie istotnie usłyszy coś, czego nie słyszał na zwykłym?
Przy założeniu, że potencjalnym nabywcą sprzętu jest osoba młoda, faktycznie można takiemu nabywcy dać do posłuchania coś, czego na zwykłym sprzęcie, czyli radioodbiorniku skrzynkowym lub gramofonie z wkładką piezoelektryczną, nie słyszał. W tej chwili jesteśmy w latach sześćdziesiątych/siedemdziesiątych. W tamtych latach, czyli właśnie koniec lat sześćdziesiątych i lata siedemdziesiąte, nabywcami sprzętu H-Fi raczej nie były osoby starsze, czyli rodzice, a prędzej ich dzieci, względnie ludzie już samodzielni, ale wciąż młodzi, mający dobry słuch. Ci starsi bardziej sobie cenili brzmienie lampowe, a poza tym i tak raczej nie słyszeli już wysokich tonów, więc mało kto się nimi nie przejmował. Co najwyżej pociechy, które chciały od nich wyciągnąć kasę na sprzęt i płyty.
Jeżeli teraz weźmie się nagranie spreparowane według metody z rysunków powyżej, to młodzież usłyszy to poszerzone i zmodyfikowane spektrum instrumentów, które daje „fajne” brzmienie. A poza tym usłyszy spreparowane talerze i inne instrumenty perkusyjne, które też brzmią „fajnie”. Ani jednego, ani drugiego nie usłyszy się na zwykłym odbiorniku. Ważniejsze wydaje się to, że talerzy na zwykłym sprzęcie brak w ogóle. Czy to nie jest świetny argument na zakup lepszego sprzętu? Jeśli się do tego doda głębszy bas i opcję na bardzo głośne garnie, to klient jest gotowy.
Owszem, po kilkudziesięciu latach ci ludzie, którzy byli zachwyceni tym „fajnym” brzmieniem i rzeczami, których nie dało się usłyszeć na zwykłym sprzęcie, mają słuch działający gorzej niż tani skrzynkowy radioodbiornik. Nie słyszą już poszerzonego w nagraniach spektrum instrumentów, a niektóre z nich w ogóle poznikały, bo zostały przesunięte powyżej ich zdolności słyszenia. To, co gra normalnie od 200 czy nawet 150 Hz teraz gra od 8 kHz, a tam są już dla niektórych ultradźwięki. Przecież pierwsza definicja ultradźwięków, którą można znaleźć w internecie jest taka: „Ultradźwięki, naddźwięki – fale dźwiękowe, których częstotliwość jest zbyt wysoka, aby usłyszał je człowiek”. Ale starszaki jakby się tym nie przejmują, że im się przesunęła granica ultradźwięków. Nie pamiętają co i jak kiedyś słyszeli? A może słuchają „ciepłego” dźwięku i tam takich rzeczy jak hi-hat, w ogóle talerze i wysokie tony nie ma? A może słuchają kabli i bezpieczników i nie mają czasu zauważyć, że na płycie wydanej 50 la temu już nie ma talerzy i wysokich tonów?
Dlaczego realizatorzy tak robili i dalej robią? Dlatego? Bo to, że robili tak przez przypadek i zbieg okoliczności nie przekonuje. Także słabo wypada argument, że byli ignorantami, którzy nie wiedzieli że słuch się starzeje. No i przez dziesięciolecia żaden z nich nie zauważył, że tak jest? Nikt nie posłuchał swojej produkcji sprzed czterdziestu czy pięćdziesięciu lat i nie zauważył, że czegoś brakuje? A perkusiści też nie słuchają płyt, które kiedyś nagrali? Wszystko im pasuje i wszystko gra? W ogóle wszystko tam jest?
Obecnie mamy więcej realizacji brzmiących poprawnie w uszach osoby starszej, niż to było kiedyś. Ale prowadzącemu blog nie udało się trafić na nagranie, które by nie miało „podciętego” widma dla talerzy. Najwyżej zdarza się, że realizator podciął je niżej. Jeśli zrobił to nisko, to nagranie będzie kompletne. Ale naprawdę można odnieść wrażenie, że realizatorzy dźwięku nie zdają sobie sprawy z tego, że słuch się starzeje i że są ogromne rzesze ludzi, którzy już nie słyszą jak nastolatki. I ci wszyscy ludzie nie słyszą tego tak, jak to słyszy realizator.
Ilu jest realizatorów dźwięku świadomych tego, że oni sami nawet nie słyszą dokładnie tego, co zrobili? Nikt nie ma słuchu doskonałego. Ilu jest realizatorów dźwięku świadomych tego, że z upływem lat brzmienie tego, co zrobili zmieni się i być może niektóre instrumenty znikną z tych nagrań?