poniedziałek, 22 września 2025

Uchem Weterana: Kate Bush "Wuthering Heights", czyli Heathcliff odwal się

Takie słowa nie padają na tej płycie. A może jednak padają? To o co chodzi? Zaraz się o tym przekonamy. Najpierw zastanówmy się do kogo ta płyta była adresowana, oczywiście w 1978 roku.

Wydaje mi się, że były to dwie grupy odbiorców.

Grupa pierwsza to rówieśnicy Kate Bush. Rówieśnicy, czyli trochę mniej lub więcej niż 20 lat. Im podobały się piosenki, jak również ich brzmienie, tzn. strona realizacyjna. Ta grupa miała wtedy dobry słuch.

Druga grupa to, jak sądzę, mężczyźni w wieku 30 - 40 lat. Słuch już sporo gorszy niż w grupie pierwszej. Muzyka dla nich była bardziej obojętna, chociaż na pewno wydawała się ciekawa, ale chyba bardziej im się podobała sama Kate Bush.

Rys. 1. Bardzo dobre wydanie - DR 12.

Nawet malutka okładka CD robi wrażenie, a co dopiero LP. To nie jest absurdalny pomysł, że uroda Kate Bush kusiła nabywców. Proszę sobie obejrzeć następną płytę (Lionheart).

Mamy więc dwie grupy ludzi, które płytę kupowały (młodzież wyciągnie kasę od swoich starych). Była też trzecia grupa. To osoby po pięćdziesiątce. Im ta płyta raczej się nie podobała, a niektórzy mogli nawet uważać, że Kate Bush nie umie śpiewać. Zresztą ktoś powiedział o tej płycie tak: "Są płyty, które należy zniszczyć po przesłuchaniu, ale są też takie, które trzeba zniszczyć przed przesłuchaniem".

To sprawdzamy czy Kate Bush potrafi śpiewać i czy jej płyty trzeba niszczyć i kiedy:

Rys. 2. Utwór tytułowy. "S" jest przy głosce "s" w słowie "it's". To początek refrenu: "Heathcliff, it's me, I'm Cathy". "S" jest zrealizowane wysoko, powyżej 7 kHz.

 

Z rys. 2. widzimy, że realizator dźwięku zrobił sybilanty strasznie wysoko. "S" jest od 7 kHz. W normalnej mowie byłoby znacznie niżej, już od około 3 kHz, tzn. będzie coś nawet poniżej tych 3 kHz. Co z tego wynika?

Po pięćdziesiątce 7 kHz słyszy się tak jakoś od 20 do 40 dB słabiej, pomijając ludzi z naprawdę mocno uszkodzonym słuchem (przez hałas i różne schorzenia). W takim razie słuchając płyty z tak zrobionymi sybilantami ludzie starsi ich nie słyszą w ogóle, względnie bardzo słabo. O Kate Bush pewnie by powiedzieli, że nie umie śpiewać. No nie od razu. Ale, że sepleni czy coś w tym rodzaju, już prędzej.

W tytule posta są słowa "Heathcliff odwal się". Czy nikomu się nie wydawało, nie słysząc sybilantów i mając więcej niż pięćdziesiąt lat, że Kate Bush śpiewa właśnie "Heathcliff eat me"? Mogło się tak wydawać, szczególnie na słabej kopii z kasety magnetofonowej. Wobec tego taki ktoś mógł pomyśleć, że piosenkarka nie dość, że sepleni, to pisze bezsensowne teksty. Jest taki archiwalny wywiad, gdzie prowadzący mówi do artystki coś takiego: „Co mogłabyś robić innego, niż pisać piosenki?” Jeśli ktoś zna ten wywiad to wie, że dziennikarz nie wyrażał w ten sposób podziwu, ale raczej lekceważenie. Możliwe jednak, że przypisuję mu te intencje niesłusznie.

A co ze śpiewaniem? Czy Kate Bush potrafi śpiewać?

Kate Bush zawdzięcza realizatorom dźwięku nie tylko to, że ludziom mogło się wydawać, że sepleni i pisze niezrozumiałe teksty, ale też to, że niektórzy uważali, że nie umie śpiewać.

Jeśli się porówna utwór tytułowy z innymi okaże się, że jest on zaśpiewany wyżej, pozostałe są już śpiewane bardziej zwyczajnie. Ale czy przypadkiem to nie zostało zrobione sztucznie? W studio? Pisałem tu o płycie Kayah i tam mi się wydawało, że jej głos został sztucznie obniżony. Tutaj w odniesieniu do utworu tytułowego wydaje mi się, że realizatorzy głos podwyższyli. Żeby było "fajniej". Nie brzmi to naturalnie, ale może się podobać. Producenci mogli jednak zauważyć, że nie każdemu takie śpiewanie odpowiada, więc reszta utworów jest bardziej zwyczajna. Utwór tytułowy był nagrany trochę wcześniej, więc można było uchwycić reakcje odbiorców. Być może te reakcje spowodowały, że zarzucono sztuczne podwyższanie głosu.

Realizatorzy dźwięku wyrządzili wiele złego Kate, ale co zrobili z resztą, czyli jak zostały zrealizowane instrumenty?

Czynele są oczywiście podcięte. Nie są podcięte bardzo wysoko i nawet trochę je słychać. W ogóle to płyta nie brzmi bardzo źle, naturalnie w uszach osoby starszej i gorzej słyszącej, ale tylko dlatego, że to wydanie ma DR 12. Z jakiegoś wznowienia po „remasteringu” czyli tak naprawdę tylko sztucznie zwiększonej subiektywnej głośności przez obniżenie dynamiki dźwięku, to by już było totalne błoto i słuchać by się nie dało. Najlepiej płyta brzmi zapewne z winyla, oczywiście z pierwszego tłoczenia.

Słuchałem tej płyty ładnych kilka lat temu, może dziesięć. Wydawało mi się wtedy, że mam dobry słuch i wszystko doskonale słyszę. Przecież tak mi pisano od czterdziestu lat w gazetach. Ale sprzęt nie był ustawiony dobrze, a adaptacji akustycznej wtedy nie miałem żadnej. I wrażenie było straszne.

Słuchając płyty dziesięć(?) lat temu zastanawiałem się co mogło się stać z taśmą matką, że to tak tragicznie brzmi. A może transfer został skopany?

Wróćmy do winyla, którego nie mam, bo jest bardzo drogi. Są jakieś tańsze wznowienia, ale one bywają remasterowane, czyli dźwięk raczej został tylko dodatkowo zdewastowany, a przecież nie o to nam chodzi. Dlaczego on by zabrzmiał najlepiej (pierwsze tłoczenie)?

Winyl ma to do siebie, że źle znosi wysokie tony. Więc nacina się go tak, że wysokich wysokich jest mniej, a tych wysokich mniej wysokich tonów, które my jeszcze słyszymy, jest więcej. Nie musi tak być zawsze, ale wydaje mi się, że tak zazwyczaj jest. Poza tym na winylu jest trochę zniekształceń. One powodują, że te słabo słyszalne wysokie tony są trochę jakby lepiej słyszalne. Taki mi się wydaje po porównaniu kilku płyt na CD i na winylu. A te zniekształcenia, które wzrastają wraz ze zbliżaniem się do środka płyty, dla człowieka starszego przestają mieć znaczenie, bo ich prawie nie słyszy, a jeśli już, to pomagają w odbiorze. Taki paradoks. Jak jest gorzej, to jest lepiej. Ale to moje zdanie.

I na koniec chciałbym napisać, że ja się zaliczałem do pierwszej grupy. Mi się płyta podobała. I nadal jestem w tej grupie, choć mam prawie sześćdziesiąt lat i źle słyszę. Powinienem być w trzeciej, ale nie chcę w niej być. Tzn. wiekowo i słuchowo jestem, ale nie pod względem muzycznych upodobań.

Co prawda nigdy nie byłem tak zakochany w Kate Bush jak np. Tomasz Beksiński, a „Don't Give Up" nie cierpię, ale też chciałbym się znaleźć na miejscu Petera Gabriela. Aczkolwiek bardziej z zazdrości i jednak pod warunkiem, że Kate zaśpiewałaby mi jakiś własny utwór. Ok to taki żart. Znam bajkę o Kopciuszku, ale w bajki nie wierzę, w szczególności nie wierzę w bajki pisane przez dziennikarzy w magazynach audio. W każdym razie mam nagranie tej audycji (prawie na pewno).

A co by trzeba zrobić, żeby ta płyta brzmiała dobrze dla nas po tylu latach? Jak nagrać? Nic nie trzeba robić. Nagrywać normalnie zgodnie z zasadami H-Fi, a nie jakimiś chorymi metodami wymyślonymi na potrzeby reguł akwizycji.

A co się stało z tymi trzema grupami? Pierwsza i druga stała się trzecią. Tej ówczesnej trzeciej już nie ma. Ta druga, która stała się trzecią jest teraz mniej liczna. Niemniej jednak wszyscy słuchają tej płyty i są zachwyceni sałd kłality. Pranie mózgów przez dziennikarzy ma swój efekt. Te kłamstwa zostały powtórzone już nie sto czy tysiąc razy. Je powtórzono miliony razy. Teraz siwowłosi lub mający ponadprzeciętnie wysokie czoła ludzie szukają idealnego zestawu stereo, magicznych kabli i bezpieczników, a niektórzy z nich piszą na forach o tym jaki wpływ na sałnd kłality ma kabel sieciowy. Kabel sieciowy słyszą, ale nie zauważają tego, że wysokie tony im osłabły o kilkadziesiąt dB.

PS. Jest też nowa wersja "Wuthering Heights" śpiewana już nie tak wysoko. Ale tu jest mowa o oryginalnej płycie. W każdym razie trzeba o tym wspomnieć. No i posłuchać obu wersji. Najlepiej w komputerze otworzyć dwie instancje odtwarzacza. Moje wrażenie jest takie, że ta nowa wersja tworzy z pozostałymi utworami całość, a oryginalna się wyróżnia.

środa, 17 września 2025

Co pokazują normy progu słyszenia oraz izofony

Popatrzmy na wykresy izofon:

Na rysunku są dorysowane linie i zaznaczone kilka punktów.

 

Wykres trzeba analizować osobno dla częstotliwości do 1 kHz i powyżej tej częstotliwości. Jednak tą lewą stronę zostawiamy na razie w spokoju.

Istotne jest to, co jest z prawej strony.

Na izofonie 20 są zaznaczone 3 punkty. Odpowiednio przy 1 kHz, 6 kHz i 8 kHz. To samo jest dla izofon 40 i 60. Widać tu pewną regułę. Izofony 20, 40 i 60 mają dla 1 kHz dokładnie tyle samo w dB, co jest oczywiste, bo właśnie dlatego tak się nazywają. Te izofony mają dla 6 kHz w przybliżeniu tyle samo, co przy kilohercu, tzn. 20, 40 i 60 dB. Z kolei dla 8 kHz odczytujemy za każdym razem 10 dB więcej (w pewnym przybliżeniu).

Dokładnie to samo jest dla wszystkich pozostałych. Te najgłośniejsze pomijamy, bo huk szkodzi.

Co z tego wynika?

Skoro z norm na próg słyszenia wychodzi, ze mając x lat dla np. 8 kHz traci się tyle i tyle, to tyle się traci bez względu na głośność słuchania. Jak jest cicho, to tych 8 kHz się nie słyszy w ogóle, a jak jest głośniej, to coś tam może się pojawić, ale zawsze o „tyle i tyle” dB słabiej. A może to być 40 dB słabiej. Może być 50 dB słabiej. Może być i będzie więcej. Za rok, za dwa…

Jest jeszcze jeden wniosek. Filtr kontur podbija basy i soprany o podobną wartość. Skoro teraz słyszymy te soprany, powiedzmy optymistycznie o 40 dB słabiej, to podbicie ich przez kontur o jakieś 10 dB nic nie daje. I tak brakuje 30 dB. natomiast jak się doda, tzn. jak ten kontur doda, te 10 dB w basie, to się zrobi już totalnie bagniste i błotniste błoto (za to masło przestaje być maślane). Dalego starsi słuchacze raczej nie lubią używać tych konturów, nawet jak je mają.

Przy konstruowaniu tych filtrów nie uwzględniono jednak charakterystyki słuchu. Tu trzeba wrócić do rysunku i porównać już obie jego strony. A starzenia to już wcale nie uwzględniono. Tu bardziej przydatne by było uwzględnienie wyników audiogramów, w szczególności osób nie będących już nastolatkami, a nawet młodzieżą.

czwartek, 11 września 2025

Tuning kolumn głośnikowych przy użyciu patyka

Ludzie mają czasem ciekawe pomysły. Ktoś wpadł na pomysł, żeby tuningować kolumny używając do tego patyka. Może nie dokładnie patyka, ale listewki. Takiej listewki:


 

Pomysł jest, moim zdaniem, absurdalny.

Kolumny, które zostały poddane temu patykowemu tuningowi są polskiej produkcji, mają charakterystyczne pierścienie i trzy stówy w nazwie. Warto się domyśleć o jakie kolumny chodzi (i obejrzeć film o tym "tuningu"). Już teraz jednak trzeba powiedzieć wyraźnie, że poprawianie producenta zazwyczaj nie ma sensu, a w tym konkretnym przypadku sensu nie ma ze względu na metodę.

Jeśli chodzi o tuning w ogóle, to zamiast coś poprawiać, lepiej jest od razu kupić produkt trochę droższy i mieć spokój. Inwestuje się wtedy w coś droższego, ale to tańsze, które być może uda się poprawić, a raczej się nie uda, staje się tak samo drogie lub droższe, jak się doliczy czas.

Producent tych tuningowanych kolumn robi też takie, które mają usztywnienia w obudowie i zamiast głośnika tubowego zwyczajny kopułkowy. Bez tuningu dostaje się to, co po tuningu, a nawet lepsze.

Ale te tuningowane kolumny usztywnień obudowy nie mają. Proszę jednak zwrócić uwagę, że producent korzysta z komory bezechowej i rzeczone kolumny w nich pomierzył. Owszem, własnej komory już nie ma, bo się spaliła bodaj 12 lat temu, ale niedaleko jest uniwersytet, który ma. I skoro kolumna została pomierzona, to producent może powiedzieć: zrobiliśmy tak, jak to sobie założyliśmy.

Czy brak usztywnień obudowy stanowi jakiś problem? Niekoniecznie. W tym konkretnym przypadku nie stanowi. Wiele osób miało kiedyś podobne kolumny, które też nie miały usztywnień, a poza tym były zrobione z cieńszej płyty, no i grały ok. Nikomu żadne rezonanse obudowy nie przeszkadzały, nikt nawet nie wiedział, że takie w ogóle są. Tzn. jak ktoś się interesował tematem, to wiedział, ale i tak ważniejsze było to, żeby w ogóle mieć.

Taka kolumna bez usztywnień działa trochę inaczej niż z nimi, ale w tym konkretnym przypadku to nie stanowi żadnego problemu, jak mi się wydaje. Jest duża, więc te ewentualne rezonanse, o ile jakieś są, będą mieć niskie częstotliwości. Jeżeli wypadną na zakres pracy otworów, to w ogóle będą niezauważalne. W praktyce bas będzie trochę głośniejszy i tyle. Jakąś różnicę można by ewentualnie usłyszeć, może ktoś ma faktycznie tak dobry słuch, ale tylko w pomieszczeniu z bardzo dobrą adaptacją akustyki i tylko w bezpośrednim porównaniu A/B. W zwykłym pokoju i przy zwykłym słuchaniu nie ma żadnych na to szans.

Teraz już o tym tuningu. Z jakimi rezonansami ma ten patyk walczyć? I jaka jest różnica? Oczywiście z filmu się tego nie dowiemy. Stukanie w skrzynkę obudowy nic nie mówi. Za to taki patyk może pogorszyć właściwości obudowy, a nie poprawić.

Autor bloga ostukał tą listewkę ze zdjęcia. I ona daje dźwięk o spodziewanej wysokości, który bierze się z jej długości i szybkości rozchodzenia się dźwięku w drewnie. Bardziej jednak czuje się drgania w palcach, niż je słyszy. Listewka nie jest sztywna, a przede wszystkim drewno nie nadaje się do robienia usztywnień. Jeśli już usztywniać obudowę, to tak, jak to robią producenci w wyższych modelach kolumn.

Tu by wypadało wrzucić kilka zdjęć, ale Czytelnik musi sobie je sam wyszukać, bo mogą mieć prawa do reguł akwizycji. A poza tym byłoby to reklamą. W każdym razie usztywnienia robi się zazwyczaj z materiału, który ma wymagane właściwości tłumienia drgań, a poza tym te usztywnienia są duże i solidne. Autorowi kojarzą się z użebrowaniem skrzydła. Przykładowo pewien producent dał do małej kolumny (monitor) naprawdę solidne usztywnienia wzdłuż i w poprzek. Taka kolumna jest naprawdę solidna, co też widać w pomiarach (wykres wodospadowy). Ale i dość droga. Normalnie daje się usztywnienia tylko "w poprzek". Co w porównaniu do takich porządnych usztywnień daje listewka?

Skrzypce są zbudowane w ten sposób, że mają tzw. duszę. Ta dusza to jest nieduży kołek, który łączy płytę górną z dolną. A zadaniem tego kołka jest (uwaga uwaga!) przenoszenie drgań z płyty na płytę. Z góry na dół i na odwrót. W ten sposób otrzymuje się lepsze pudło rezonansowe, skrzypce grają głośniej i piękniej.

Jest taki film dokumentalny, który pokazuje pewną znaną skrzypaczkę. I jest w nim właśnie mowa o tym, że ona ma lutnika, bardzo już sędziwego, który opiekuje się jej skrzypcami, no i właśnie także poprawia ustawienie tej duszy, aby lepiej brzmiały. Skrzypaczka komentuje to w ten sposób, że ona nie wie, jak ten lutnik to robi, ale robi.

W odniesieniu do kolumn, to taka listewka przenosi drgania z frontu ta tylną ściankę i na odwrót, ale są jeszcze boki obudowy, natomiast sama listewka może się odkształcać, drgać i rezonować, co ma w swej naturze. Jak się stuknie w taką obudowę z wklejonymi listewkami, to ona będzie się wydawać sztywniejsza, ale tylko wtedy, jak się stuknie we fronty. Ale jak się stuknie w boki, to nic się nie zmieni. W najlepszym razie, bo może być gorzej.

Obudowa jest całością. Połączenie przodu i tyłu coś zmienia, ale nie wiadomo w jaki sposób. Nie wiadomo czy na korzyść, czy nie. To by trzeba sprawdzić wykonując pomiary, w komorze bezechowej najlepiej.

Nasi krajowi producenci produkują też kolumny z bardzo solidnymi obudowami i porządnymi usztywnieniami. Po co zawracać sobie głowę wklejaniem listewek, które nie wiadomo jak wpływają na dźwięk, zamiast kupić coś zrobionego profesjonalnie? Ja nie twierdzę, że omawiana kolumna jest nieprofesjonalnie zrobiona. Bez usztywnień jest zrobiona, ale profesjonalnie. Profesjonalnie zrobione będą też droższe kolumny z usztywnieniami. Nieprofesjonalny jest tuning.

Jeśli chodzi w ogóle o to jak sztywna musi być kolumna, to zamknięta powinna być solidniejsza niż taka z otworem. Zawsze chodzi o masę układu drgającego czyli membrana i cewka, ale ważnym czynnikiem jest też ciśnienie, jakie powstaje wewnątrz obudowy. I tu w obudowie z otworem to ciśnienie będzie mniejsze, chociaż tak proste to też nie jest. 

A jeżeli to wszystko nie przekonuje, to proszę się zastanowić dlaczego żaden producent nie daje patyków do swoich kolumn? Gdyby to był taki świetny pomysł, to wszyscy by tak robili. A może nie robią, bo nikt na to nie wpadł? A przecież tam pracują ludzie z głową na karku. Na pewno na to wpadli pięćdziesiąt lat temu, jak nie dawniej tylko, że już wtedy musiało się okazać, że to nic nie daje. Ile to by producentów kosztowało? To są groszowe sprawy jeśli chodzi o materiał, montaż itd., a jakiż to by był zysk w osiągach i jakości. To naprawdę nic nie daje chyba, że ktoś chce mieć kolumny à la skrzypce.

czwartek, 4 września 2025

Uchem weterana: YES 90125

Tytuł płyty jest również jej numerem katalogowym. W sumie ten numer mógłby być inny. Numer telefonu, zamiast katalogowego? Audionumer?

Rys. 1. Pudełko płyty ma znaczek firmowy, co nie jest regułą.

90125 brzmi coraz gorzej z roku na rok. Ale wszyscy uznają ją za wydawnictwo brzmiące bardzo dobrze. I np. w sieci jest film, gdzie można sobie tego posłuchać z winyla, a autor uznał, że brzmienie jest ok. Niestety brzmienie tej płyty jest rzeczą względną i zależy przede wszystkim od wieku słuchacza. W 1983 roku ta płyta brzmiała fajnie, choć dziwnie, zakładając oczywiście, że słuchał jej nastolatek, czy może ktoś mający niewiele ponad dwadzieścia lat. W 1995 r. (prawdopodobnie), kiedy autor bloga słuchał tego widocznego na obrazku kompaktu, brzmiał on już mniej fajnie. A teraz i z winyla, i z kompaktu, i przez radio, i z filmu w necie, gra tragicznie.

Dźwięk wygląda tak:

Rys. 2. Na rysunku mamy zaznaczone 500 Hz oraz 8 kHz. W kontekście tego, co jest na następnym rysunku można przyjąć, że 500 Hz słyszy się przez całe życie podobnie, zawsze można we wzmacniaczu dać głośniej (czy też poprosić rozmówcę, żeby mówił głośniej), natomiast problem pojawia się wyżej. 8 kHz to częstotliwość na której zazwyczaj kończą się normy progu słyszenia. Nie bez powodu.

Rys. 3. Normy progu słyszenia, jedna z kilku wersji, optymistyczna. Faktycznie tak dobrze słyszą tylko osoby unikające hałasu. Strzałka pokazuje ile się traci w wieku 60 lat, a czerwona linia, której nie ma w oryginale, to norma dla 60 lat, ale podniesiona w górę, bo przecież wzmacniacz ma pokrętło głośności. Nawet słuchając głośniej traci się 25 dB dla 8 kHz. [2025-1983=42. 42+18=60 (lat)]

Jeżeli teraz zestawi się rysunki 2 i 3 ze sobą, to boleśnie widać dlaczego w tym nagraniu (utwór pierwszy, strona pierwsza) i na całej płycie, nie słychać czyneli (talerzy perkusyjnych), a w szczególności hi-hata. A przecież w wysokich tonach mamy więcej „dobra”, które kiedyś powodowało zachwyty, a teraz już zniknęło.

Czynele są podcięte faktycznie trochę niżej niż 8 kHz, ale tam zostało bardzo niewiele, a na domiar złego jest to bardzo ciche (stalaktyty). Teraz niech ktoś sobie wyobrazi, że zrobi EQ tego utworu w ten sposób, że da 8 kHz ciszej o 25 dB. W ogóle to EQ trzeba zrobić według czerwonej linii. Czyli wyglądałaby ta korekcja mniej więcej w ten sposób: dla 1 kHz -3 dB, dla 2 kHz jakieś -6 dB, 4 kHz -15 dB, no i 8 kHz -25 dB. Ale trzeba iść dalej i przy 12 kHz to by już wypadało dać tak z -50 dB. Taka korekcja to oczywiście jest przeznaczona dla osiemnastolatka, żeby zrozumiał jak to będzie, gdy mu stuknie sześć dych. My, którzy słuchaliśmy tej płyty w roku ‘83 będąc nastolatkami takie EQ mamy założone na uszy na stałe.

Mówiąc krótko sześćdziesięciolatek to, co jest na płycie w okolicach 8 kHz słyszy słabo, a to, co jest wyżej, już wcale nie. I w ten sposób została wyjaśniona zagadka „ciepłego” brzmienia na świetnym i selekcjonowanym przez lata sprzęcie, o kablach nie wspominając.

Jak się popatrzy na personel na płycie (ten gwarantujący sałnd kłality), to widać znane i uznane nazwiska. Czy ci ludzie nie wiedzieli co robią? Nie wiedzieli, że połowy pasma czy nawet więcej, nie słyszą ludzie starsi? I wcale nie tacy starzy. Sześć dych to jeszcze nie starość. Na pewno wiedzieli. To dlaczego tak zrobili? Nie wiadomo dlaczego? No właśnie, nie wiadomo czemu…

Ile ta płyta miała wznowień? A ile z nich było remasterowanych? Otóż prowadzący blog ma też remasterowane wydanie tej płyty. Popatrzmy, jak tu się sprawy mają. Wydanie płyty ze zdjęcie wygląda tak:

DR         Peak           RMS       Duration Track
--------------------------------------------------------------------------------
DR14      -2.82 dBFS   -18.51 dBFS      4:30 01-CD Track 01
DR14      -2.20 dBFS   -18.07 dBFS      5:18 02-CD Track 02
DR13      -3.13 dBFS   -18.67 dBFS      5:29 03-CD Track 03
DR13      -2.20 dBFS   -18.22 dBFS      6:20 04-CD Track 04
DR11      -3.91 dBFS   -16.87 dBFS      2:07 05-CD Track 05
DR12      -3.71 dBFS   -18.27 dBFS      4:14 06-CD Track 06
DR13      -2.20 dBFS   -16.96 dBFS      4:18 07-CD Track 07
DR13      -2.44 dBFS   -17.07 dBFS      4:52 08-CD Track 08
DR12      -3.74 dBFS   -19.23 dBFS      7:36 09-CD Track 09
--------------------------------------------------------------------------------
Number of tracks:  9 Official DR value: DR13

Remasgeringowane wznowienie wygląda zaś tak:


DR         Peak         RMS     Duration Track
--------------------------------------------------------------------------------
DR8       -0.10 dB   -10.66 dB      4:30 01-CD Track 01
DR9       -0.16 dB   -10.90 dB      5:18 02-CD Track 02
DR8       -0.10 dB   -10.86 dB      5:30 03-CD Track 03
DR9       -0.10 dB   -11.75 dB      6:20 04-CD Track 04
DR7       -0.60 dB     -9.22 dB      2:08 05-CD Track 05
DR7       -0.10 dB     -9.44 dB      4:14 06-CD Track 06
DR8       -0.10 dB     -9.10 dB      4:18 07-CD Track 07
DR8       -0.10 dB     -9.88 dB      4:52 08-CD Track 08
DR7       -0.10 dB     -9.97 dB      7:43 09-CD Track 09
--------------------------------------------------------------------------------
Number of tracks:  9 Official DR value: DR8

W takim razie  DR jest 13 na CD i 8 na remasterze. Poza tym jest jeszcze jeden parametr, który powinno się sprawdzić: ReplayGain. I tu mamy odpowiednio: RG -0,61 oraz -8,43. Prawie 8 dB głośniej. Płyta ze zdjęcie zatem jest bardzo dobra pod względem dynamiki dźwięku.

Ale czy ktoś pomyślał o ludziach słyszących gorzej wysokie tony, czy też może chodziło w tym remasterze o to, żeby było więcej huku? No to popatrzmy na widmo:

Rys. 4. "Move yourself, you always live your life never thinking of the future" - cóż za ironia.

Poza tym, że jest spłaszczona dynamika dźwięku, to nie ma tu nic.

I na koniec coś dla wątpiących w to, co tu zostało pokazane. Mimo wszystko wątpiących. Bo co wybierają ludzie? Rzeczywistość, która jest szara, czy też może ten perwitin, który dostają w audiofilskich magazynach? W każdym razie ktoś, kto ma siwe włosy i uważa, że wszystko świetnie słyszy i że ja tu piszę jakieś dziwne rzeczy, niech sobie posłucha płyty w zwolnionym tempie. Tak o połową, albo nawet więcej. Wtedy okaże się jednak, że te wysokie tony, które były w latach osiemdziesiątych na tej płycie, są na niej nadal. I czynele się pojawią w ilości ogromnej. I nie CD jest złe, nie transfer z taśmy jest zły, sprzęt wcale też nie gra ciepło, to my już mało co słyszymy, a realizatorzy dźwięku tą katastrofę przygotowali już w roku 1983, w tym przypadku. Aha, jeszcze w VLC trzeba odznaczyć opcję rozciągania czasu dźwięku.

Zresztą nawet jak ktoś ma 30 lat, to też niech sobie posłucha w zwolnionym tempie. Krótkich fragmentów oczywiście. Zawsze może się zdarzyć, że wskutek nadmiernego łojenia nawet trzydziestolatek już nie słyszy dobrze wysokich tonów.

PS. A gdyby nagrywać normalnie, to mielibyśmy niezmienioną treść, a tylko zmienioną formę. Ale nagrano według pewnego schematu i mamy zmienioną formę oraz utratę treści – brak czyneli przede wszystkim. Kompromis byłby taki: zmieniać formę w taki sposób, żeby nie zmieniać treści. Jednak celem tej metody realizacji, którą ktoś kiedyś wymyślił była właśnie zmiana treści. A dlaczego? Nie wiadomo dlaczego? No właśnie. Jak nie wiadomo o co chodzi, to...