sobota, 29 kwietnia 2023

Ręce i nogi się uginają

Jakieś czterdzieści lat temu ktoś zadzwonił do Trójki i powiedział właśnie to zdanie: "Ręce i nogi się uginają". O co temu dzwoniącemu chodziło prowadzący bloga już nie pamięta, ale zdanie to może trafnie opisywać reakcje na niektóre publikacje dotyczące audio, które można znaleźć w sieci.

Przykładowo pewien niewątpliwie sympatyczny pan, który zajmuje się publikowaniem filmów z rozbrajającym uśmiechem tłumaczył swoim fanom, że zerowe ciśnienie dźwięku jest przy ścianie. Otóż przy ścianie w pewnym uproszczeniu jest maksymalna wartość ciśnienia. Ciśnienie jest największe w tym miejscu, gdzie cząstki powietrza się nie poruszają, a więc dla najniższego modu to będzie już tylko przy ścianie.

Zresztą przy ścianie zawsze jest samo ciśnienie nawet dla częstotliwości nie-rezonansowych. Cząstki powietrza zostaną gwałtownie wyhamowane, a fala odbije się. To trochę tak jakby ktoś nacisnął ręką na ścianę. Ruchu brak, zostaje nacisk, więc przy ścianie może być tylko ciśnienie.

Inny przykład to animacja, która jakoby pokazuje ja działa absorber, wykonana (animacja) przez pewnego producenta ustrojów akustycznych. Otóż na tej animacji widać cząstki powietrza, które sobie "lecą" z jakąś prędkością tak metr czy dwa po czym wpadają do absorbera i zwalniają.

Problem polega na tym, że jeśli źródło dźwięku, np. głośnik, "popchnie" cząstkę powietrza, to "poleci" ona może najwyżej parę centymetrów (para to dwa), a następnie się "cofnie" na pierwotne miejsce. To przy niskiej częstotliwości i dużym wychyleniu membrany, takim mniej więcej na parę centymetrów. Ruchy cząstek powietrza są jakby oscylacjami, a przy wyższych częstotliwościach nawet zaledwie o ułamki milimetra w każdą stronę.

Fala dźwiękowa ma prędkość dźwięku, czyli dość sporą, ale cząstki powietrza nie przemieszczają się na wiele metrów, one praktycznie stoją w miejscu oscylując wokół pewnego miejsca. To oczywiście przy braku podmuchów powietrza czyli np. wiatru.

Jeśli ktoś chciałby sobie uzmysłowić jak to jest z tym powietrzem, to niech popatrzy na fale na wodzie. Fala na wodzie przemieszcza się, owszem, ale sama woda stoi w miejscu. Przenieść tego na powietrze dosłownie nie można, bo to fala poprzeczna. Z powietrzem jest trochę inaczej, bo w nim rozchodzi się fala podłużna. Jednak gdyby można było, a można, zabarwić powietrze, pewną jego warstwę, i odtworzyć z głośnika jakiś okropnie głośny dźwięk, to to zabarwione powietrze pozostanie w tym samym miejscu. Czyli ruch cząstek powietrza z animacji nijak się ma do rzeczywistości.

W czasie majowych spacerów jeśli się nadarzy okazja warto spojrzeć na fale na wodzie. W miarę przebytej drogi wysokość fali się zmniejsza, ale prędkość rozchodzenia się pozostaje taka sama.

Czy takie odbiegające od rzeczywistości wyobrażenie o fali akustycznej może pomóc przy wykonywaniu adaptacji?

I tak to jest, że gdzie się nie spojrzy, to widać takie kwiatki. Ale nie można się temu dziwić, że na ich autorów nie lecą gromy. W końcu audiofile są przekonani, że np. bezpieczniki im poprawiają jakość dźwięku.

środa, 19 kwietnia 2023

Filmy kinowe w TV

Długie weekendy są okazją do obejrzenia filmu w telewizji. Jeden za nami, a następny szykuje się w maju, a zaczyna z końcem kwietnia. Jak wyglądają filmy kinowe nakręcone z szybkością 24 klatek na sekundę w TV? A przede wszystkim jak brzmią ich ścieżki dźwiękowe?

Standardy telewizyjne to 50 i 60 Hz. Ten "nasz" to 50 Hz. W takim razie w telewizji można pokazać "tak jak jest" materiał mający 50 albo 25 obrazów na sekundę. Skoro film nakręcony na klasycznej taśmie 35 mm ma 24 klatki na sekundę, to nie można go pokazać bez zmian. Sytuacja jest podobna do tego, co jest na DVD, gdzie film jest "przyspieszony" o 4% z 24 do 25 FPS.

Jeśli się spowolni DVD do prawidłowej szybkości pierwszy raz, to różnica w odczuciu wysokości dźwięku wydaje się dość mała. Ale gdy tak robi częściej, to różnica staje się bardziej zauważalna. Nie jest to różnica pomiędzy kawą gorącą i zimną, ale między gorącą i letnią już tak.

W takim razie jak są pokazywane filmy kinowe w TV?

Sporo lat temu, kiedy jeszcze nikt nie wiedział, że będą płaskie telewizory wykonane w technice rozsmarowującej ruch, autor bloga zastanawiał się dlaczego piosenka otwierająca film z Dżejmsem Błędem brzmi tak dziwnie. To były już czasy nośników cyfrowych i film został przyspieszony do 25 klatek na sekundę. Taka procedura stała się standardem. Ale teraz najprawdopodobniej nic się nie zmieniło.

Sprawdzenie czy film w TV jest wyświetlany z poprawną szybkością, czy jest przyspieszony jest dość kłopotliwe. Trzeba mieć dany film i potrafić go odtworzyć z właściwą szybkością lub mieć płytę czy pliki z muzyką.

Są ludzie, którzy mają bardzo dobre telewizory, które już nie smużą, a do tego zestawy kina domowego. Na dodatek wykupują sobie abonamenty kanałów z filmami. I spodziewają się, że widzą i słyszą wszystko w najlepszej jakości. A tu nie tylko, że telewizje oszczędzają na przepływności, to jeszcze wszystko, tzn. klasyczne filmy kinowe, jest (najprawdopodobniej) przyspieszone o 4%, co nie oddaje ani oryginalnego ruchu, ani poprawnego brzmienia.

Tak przy okazji warto się zatrzymać nad paradoksem rozdzielczości obrazu. Wprowadza się standardy o wysokiej rozdzielczości obrazu, co skutkuje wzrostem zapotrzebowania na dane i następnie stara się zmniejszyć ilość tych danych ograniczając przepływność.

Blog nie ma wykupionego żadnego abonamentu, ale na takim "zwykłym" kanale film obejrzany dla sprawdzenia był przyspieszony.

Oglądając Matriksa zatem tkwimy w matriksie w sensie iluzji otrzymywania najlepszej możliwej jakości.

Na temat jakości dźwięku napisano biblioteki makulatury. Ale muzykalny słuch, który potrafi wychwycić zmianę tempa i wysokości dźwięku, jak się okazuje, ma bardzo mało osób.

Na koniec chcę podkreślić, że ja nie twierdzę, że filmy kinowe w TV są wyświetlane za szybko. Dwa konkretne przykłady, które sprawdziłem były przyspieszone. Ale to było na kanałach darmowych. Być może te płatne kanały są lepsze. Czytelnicy bloga będą musieli to jednak sprawdzić samodzielnie.

niedziela, 2 kwietnia 2023

Diabeł tkwi w szczegółach

Jeżeli te szczegóły są małe, to trzeba się przyglądać bardziej uważnie. Popatrzmy na wykres, który w oryginale ma mniej więcej 3,5x2 cm.

Strzałka 1 wskazuje na miejsce, do którego charakterystyka jest płaska, druga na 10 kHz.

Rysunek przedstawia charakterystykę częstotliwościową wkładki gramofonowej, która swego czasu została uznana przez pewien magazyn za najlepszą ze wszystkich testowanych, chociaż taką referencyjną była inna, bardzo podobna.

Jeżeli się weźmie wydanie drukowane tego magazynu, to bez silnej lupy nie uda się odczytać jak ta charakterystyka przebiega. O okularach nawet nie wspominam. Tutaj mamy to w powiększeniu, więc coś już widać, oczywiście po kliknięciu obrazka. Do 6 kHz jest płasko, powyżej tej częstotliwości wykres zaczyna się podnosić aż do 20 kHz.

Po dokładnym, czyli pod lupą, obejrzeniu trochę większej ilości podobnych wykresów okazuje się, że to jest zjawisko typowe. Prawie wszystkie wkładki pomierzone przez ten magazyn mają dość płaską charakterystykę do pewnego momentu, po czym do głosu dochodzi rezonans układu i wykres zaczyna się wznosić. Ma to swoje konsekwencje.

Przede wszystkim wpływa to na proces wytwarzania płyt winylowych. Producent musi wychodzić z założenia, że jego płyty będą odtwarzane na konkretnym sprzęcie. Skoro ten sprzęt troszkę podbija wysokie tony, a właściwie to pewien ich zakres, to trzeba to uwzględnić, w przeciwnym razie brzmienie nie będzie takie, jak się tego spodziewano.

Są w sieci filmy, które pokazują jak się nacina matryce do produkcji tych analogów i czasem do maszyny jest zamocowane zwykłe ramię gramofonowe z jakąś dobrą wkładką. Między innymi właśnie po to, żeby porównać dźwięk zapisany, tzn. nacięty, ze źródłowym. Jeśli coś jest nie tak, to można wprowadzić korektę, następnie sprawdzić itd. W końcu wziąć nowy lakier i już naciąć ostateczną wersję, która zagra tak, jak potrzeba.

Czyli produkcja płyt analogowych jest jeszcze bardziej skomplikowana. Naprawdę, naciąć płytę dobrze potrafi tylko ktoś, kto ma do tego wyjątkowe predyspozycje i wiedzę.

Z drugiej strony wzięcie takiego materiału przygotowanego pod winyl do formatów cyfrowych da taki efekt, że wysokich tonów będzie trochę za mało. Być może to tłumaczy brzmienie niektórych wydań cyfrowych.

I jeszcze są takie konsekwencje, że mając płytę testową (LP) z sygnałami 1 i 10 kHz trzeba wiedzieć, że te 10 kHz musi być trochę głośniejsze. Autor bloga tych wykresów przez lupę nie studiował i wydawało mu się, że do 10 kHz powinno być płasko. Jak widać nie powinno.

Brzmienie bierze się właśnie z takich szczegółów. To są rzeczy proste, ale realne, a nie jakieś fantazmaty, że odtwarzacze CD, które w realnym świecie (i w podwójnie ślepym teście) grają tak samo, w wyobraźni jakiegoś fantasty brzmią inaczej.

poniedziałek, 20 marca 2023

Nie powinno się być bardziej papieskim niż Papież

Pewien czas temu pojawiły się tu wykresy pokazujące jak wygląda charakterystyka częstotliwościowa gramofonu analogowego, który posiada autor bloga (post z 1 grudnia). Pozostało bez odpowiedzi pytanie, jak naprawdę wygląda ta charakterystyka, bo przecież wykresy powstały w programach, które generalnie nie do tego celu służą. Otóż okazuje się, że REW pokazuje wykres raczej odpowiadający rzeczywistości. Od tego czasu w użyciu jest (była) inna wkładka, także MM. Jej charakterystyka wygląda w ten sposób:


Tak jak poprzednio został użyty krótki kabel, a nie ten, który był w pudełku z gramofonem. Do 12kHz jest prawie całkiem płasko. Powinien być świetny dźwięk. Tylko, że nie brzmi to za dobrze...

Blog jest jednak w posiadaniu także innej płyty testowej niż ta wykorzystana wcześniej. Nie ma tam sygnału, który pozwala narysować wykres, a do sprawdzenia jak wygląda charakterystyka służą trzy ścieżki. Sprawdzenie polega na obserwowaniu wskaźników poziomu sygnału.

Ze sprawdzenia przy użyciu tej drugiej płyty wynika ponownie, że jest prawie całkiem płasko. Jednak, jak to już zostało wcześniej powiedziane, nie brzmi to za dobrze. Za mało góry.

Owszem, w słuchawkach było ok., ale przez głośniki już nie. W innych słuchawkach, trochę bardziej neutralnych też jest za mało wysokich tonów.

We wcześniejszym poście były dodatkowo wykresy zrobione w innym programie dla kabla "z pudełka z gramofonem" i dla tego krótkiego. I właśnie ten oryginalny kabel daje brzmienie takie, jak powinno być. Czyli wysokie tony powinny być jednak trochę podbite.

Ale jak to? Przecież powinno być płasko. Wychodzi na to, że płasko jest wtedy, gdy się wysokie tony trochę wzmocni. Proszę jednak zwrócić uwagę na pewien ciekawy szczegół. Płyty testowe są nagrywane tak, żeby było płasko i dokładnie. Zwykłe płyty z muzyką raczej nie są tak nacinane.

"Dobra" płyta analogowa gra fajnie jak jest głośno. "Lepsza" nawet trochę głośniej od tej "dobrej". Wojna głośności to nie tylko cecha ery cyfrowej. Nawet patefon grający głośniej był lepszy. Na płycie analogowej wysokich tonów nagrać głośno się nie da, więc za wrażenie głośności muszą odpowiadać tony średnie, bo basów, tych niższych, też za głośno się zrobić nie uda.

Winyl gra "ciepło", a to oznacza, że jest trochę mniej tonów wysokich, a nieco więcej średnich. W praktyce jeśli się dla wkładki zrobi płaską charakterystykę, to tych wysokich tonów będzie już za mało, bo ich w ogóle na płycie jest już trochę za mało.

Jeśli się przyjrzeć wykresom bardzo dokładnie wykonanym przy użyciu programu AP, to regułą jest, że zakres od mniej więcej 5 kHz zaczyna się lekko unosić, a szczyt przypada na powiedzmy 15 kHz i powyżej tej częstotliwości charakterystyka zaczyna opadać. Swego czasu najlepiej oceniona przez pewien magazyn wkładka (typu MC) miała szczyt przy 20 kHz i przewyższenie to było na aż 8 czy nawet 10 dB. Z rysunku wielkości znaczka pocztowego trudno dokładnie to odczytać. (Mowa o pomiarach zrobionych przez pewien znany magazyn o tematyce audio.)

Wnioski płyną z tego takie. Jeśli producent gramofonu daje do niego wkładkę i się używa  przedwzmacniacza tej samej firmy, to spokojnie można wziąć kabel dodany do gramofonu, szczególnie jeśli ten producent ma sporą renomę. Czyli to oznacza, że nie powinno się w takim przypadku kombinować. Drugi wniosek jest trochę bardziej ogólny. Monitorowanie przy użyciu mniej neutralnych monitorów skończy się pomyłką. Można i monitorować dobrze, ale trzeba się nauczyć na pamięć tego nieneutralnego brzmienia, żeby wiedzieć, że skoro to tu brzmi "TAK", to na innym sprzęcie będzie brzmiało "tak". Albo na odwrót. Ale to już osobny temat.

Czy konsekwencje takiego błędu są jakieś poważne? Nie da się słuchać? Da się, a jak się doda 2-3 dB regulatorem barwy, to jest już spoko. Chociaż jeśli się o tym zapomni, to wszystko inne zaczyna brzmieć jakoś dziwnie. Jednak lepiej mieć poprawnie dobrany kabel. Zdecydowanie wzrasta komfort słuchania szczególnie jeśli słucha się na zmianę czegoś z winyla, czegoś z pliku itd.

I już całkiem na koniec. Jeśli się porówna wersję CD z winylem odtwarzanym na odpowiednim kablu, to i tak winyl brzmi łagodniej, jakby tej góry było troszkę mniej. Przypuszczalnie gdyby wziąć tą wspomnianą wcześniej wkładkę MC, która tą górę tak mocno podbija, to byłby remis.

wtorek, 7 marca 2023

Trochę szkoda, że dźwięk jest niewidoczny

Osoby interesujące się akustyką znają różnego rodzaju wizualizacje pokazujące co się dzieje z falami dźwiękowymi w zamkniętej przestrzeni. Czyli w każdym pomieszczeniu, w którym się muzyki słucha np. z płyt, ale również w takich, gdzie się ją wykonuje i nagrywa. Wszystkie próby pokazania nakładających się na siebie odbić mają jedną wspólną cechę. Pokazują co się z nimi dzieje w bardzo krótkim przedziale czasu, natomiast pogłos w pomieszczeniu może trwać sekundę, półtorej, nawet dłużej. Kiedy upłynie ćwierć sekundy, nie wspominając już połowy czy całej sekundy, tych odbić jest ogromna ilość. Mamy tu do czynienia z czymś, czego się nie da przedstawić graficznie.

Mimo takiej ilości odbić słuch daje nam obraz dźwiękowy zazwyczaj taki, jakby ich nie było wcale. Zatem gdyby dźwięk był widoczny, to tego co widać raczej nie dałoby się pogodzić z tym, co słychać. Gdyby dźwięk był widoczny, to nikt by się nie przejmował jakością sprzętu grającego. Ale przecież powietrze jest przezroczyste. Nawet w pokoju, w którym jest gęsto od dymu papierosowego fali akustycznej się nie zobaczy. Cząsteczki dymu są bardzo małe a fala dźwiękowa, a w konsekwencji i te cząsteczki, porusza się bardzo szybko.

W audio mamy zatem taki problem, że o dźwięku, jakości dźwięku itd. można mówić w zasadzie rzeczy dowolne. Nic nie widać, a jak tylko słychać to wyobraźnia podpowiada dziwne rzeczy. Trudno coś jest sprawdzić, chociaż można.

Ale nawet jak coś widać niekoniecznie jest lepiej.


Rys .1.

Na rys. 1. jest kadr z filmu ponoć wyjaśniającego "Jak działa BASS (w pomieszczeniu)". Żeby to pokazać nasypano do rury trochę czegoś białego i powietrze układają to w charakterystyczny sposób. Napisano, że rura ma 6 stóp, a częstotliwość rezonansowa to 188 Hz. Rzeczywiście przy takiej długości rury i częstotliwości dostanie się rezonans na mod, w którym układa się w rurze jeden okres fali.

 

Rys. 2.

Rys. 2. pokazuje pierwszy problem z tym filmem. Gdyż lalka siedzi w połowie rury i, jak widać, autorzy napisali (na biało) oraz zaznaczyli strzałką, że w tym miejscu jest Null. Otóż w tym miejscu jest raczej Peak a nie Null i to jest akurat miejsce najgłośniejsze dla tego konkretnego rezonansu.

 

Rys. 3.

Na rys. 3. jest inny kadr z tego filmu, gdzie dodano drugą lalkę w 1/4 długości rury i mamy tu drugi problem. W tym miejscu ma być najgłośniej, ale faktycznie jest najciszej.


Rys. 4. Rura ma faktycznie prawie dwa metry.



Na czwartym rysunku jest widok ogólny, który pozwala się dokładniej zorientować w sytuacji Czytelnikom, którzy tego filmu nie będą chcieli oglądać.

Trochę mylące jest zachowanie się tego białego czegoś w rurze. Otóż to reaguje na ruch cząstek powietrza. Natomiast słuch reaguje na ciśnienie. W tym konkretnym rezonansie największe ciśnienie jest w samym środku rury i oczywiście na jej końcach.

Może warto wspomnieć, że w przypadku rezonansu nie ma sensu mówić o wygaszaniu czy dodawaniu (Null, Peak). Dla rezonansu fala jakby stoi w miejscu i dlatego można zauważyć miejsca gdzie jest ciszej i głośniej. Na otwartej przestrzeni fala się przemieszcza i różnice w głośności wynikają z odległości od źródła dźwięku i ewentualnie od nałożenia się odbicia od podłoża.

Rezonans daje możliwość żeby przyjrzeć się jak "wygląda" fala akustyczna.

I jeszcze na koniec coś z innego filmu. Tam realizator dźwięku opowiada o swojej reżyserce. Mówi, że głośniki stoją z narożnikach, a miejsce odsłuchu jest w samym środku pomieszczenia. Dodaje, że kiedyś by coś takiego wyśmiał, ale teraz sam sobie tak zrobił i jest ok.

Kolumny w kątach to osobny temat. Miejsce odsłuchu w środku pokoju oznacza, że część modów słyszy się najgłośniej, a część najciszej. Czyli bas jest rozchwiany w maksymalnym stopniu. Jak można w takich warunkach pracować? Gdyby pokazał wyniki pomiarów, to by coś było widać. Ale chyba jest jakiś powód, żeby tych pomiarów nie pokazać. Może tak fajnie słychać? Szkoda, że tego realizatora nie można zaprowadzić na badanie słuchu.


sobota, 4 lutego 2023

Artykuł "Głośnik średniotonowy JVC" Radioelektronik nr 6/1983

Prawie 40 lat temu w miesięczniku Radioelektronik ukazał się wspomniany w tytule posta artykuł. Jest podpisany A.W. czyli prawdopodobnie jego autorem jest Aleksander Witort.

W nawiązaniu do poprzedniego posta poniżej znajdują się dwa cytaty ze wspomnianego tekstu.

"Rozpatrzmy na wstępie wymagania, którym powinien odpowiadać "idealny" głośnik średniotonowy. Głośnik niskotonowy o wielkiej membranie, którego zadaniem jest jak najlepsze przetwarzanie najmniejszych częstotliwości akustycznych, nie nadaje się do wiernego przetwarzania częstotliwości średnich. Jest celowe, aby pasmo częstotliwości przenoszonych przez ten głośnik ograniczało się do 400, a już ostatecznie do 600 Hz.

Zakres częstotliwości średnich i średnio-wysokich jest niezmiernie istotny dla wiernego odtwarzania dźwięków W związku z tym głośnik średniotonowy powinien dobrze przenosić przebiegi impulsowe i wnosić znikomo małe zniekształcenia nieliniowe i liniowe."

"W związku z nadzwyczajnym znaczeniem "precyzyjnego" odtwarzania pasma częstotliwości średnich dla odtwarzania dźwięków z wysoką jakością, należy postulować, aby ZWG TONSIL zajęły się poważnie tym problemem i wypełniły istniejącą lukę, w postaci braku głośników średniotonowych wysokiej klasy."

Omawiany w artykule głośnik średniotonowy ma membranę o średnicy 70 mm.

środa, 1 lutego 2023

Kto by pomyślał, że GDN 16/12 to taki świetny głośnik?

Autor bloga oczywiście ma jakieś kolumny. Nie jest to nic nadzwyczajnego, ale są wystarczająco dobre, żeby słuchać muzyki, a nie kolumn. Poza tym jeśli się weźmie nowe w sensie inne kolumny, ustawi dokładnie w tym samym miejscu, czyli jednak nie mogą się aż tak bardzo różnić, i wykona pomiary pomieszczenia, to okazuje się, że wyniki są bardzo podobne. Są jakieś różnice, ale właściwie mało istotne. Brzmienie trochę jest inne, ale po kilku dniach słuch się adaptuje i jest w sumie tak jak na tych starych kolumnach. Nie usłyszy się nic nowego i nie będzie też niczego, co w jakiś sposób zniknie.

Za brzmienie w lwiej części odpowiada pomieszczenie, ustawienie kolumn i wybór miejsca odsłuchu. Same kolumny mają niewielkie znaczenie. Może takie jak rodzynki w cieście? Można wziąć różne rodzynki, ale zawsze to będą rodzynki. Wystarczy użyć takich dobrej jakości, a czy to będą te czy tamte, to jest szczegół. Rzecz gustu i (dobrego) smaku.

Ale są też tacy, którzy uważają, że jak się weźmie inne kolumny, to będzie duża różnica. Jeśli tak ktoś uważa, to jego sprawa. Myli się, ale ma do tego prawo. Natomiast jeśli ktoś myśli, że sam zrobi lepsze kolumny niż jakiś renomowany producent, to jest już ogromny błąd. Nie ma szans, naprawdę żadnych szans. Lepiej wydać trochę więcej pieniędzy i zaoszczędzić sobie trudu i czasu, a zyskać na jakości. Przecież można wybrać sobie całkiem niedrogie kolumny, które pod względem jakości są nie do przebicia.

A co, gdy ktoś myśli, że jak weźmie głośnik GDN 16/12 i na jego bazie zrobi coś, co przebije producentów o światowej renomie i kilkudziesięcioletnim doświadczeniu? O zapleczu badawczym i kadrze inżynierskiej nawet nie wspomnę.

Miałem kiedyś kolumny z takimi głośnikami. Nigdy mi na myśl nie przyszło, że to są jakieś fajne głośniki.

Budując kolumny samodzielnie największym problemem są zwrotnice. Czy można pomierzyć kolumnę w domu, żeby sprawdzić działanie zwrotnic?

Ale grać taka samoróbka zawsze będzie. A przyzwyczaić się można do wszystkiego. Są dostępne jakieś wykresy tych kolumn, o których mowa. Myślę, że wszyscy wiedzą o jakie kolumny chodzi. I te wykresy wyglądają dość dziwnie.

Jeszcze jest kwestia doboru przetworników. Pewne typy głośników są zestawiane ze sobą, a pewne nie. Mam wrażenie, że w tym konkretnym przypadku jest tak, że tych typów głośników nie używa się jednocześnie. Poza tym już w latach osiemdziesiątych pisano o głośnikach starego Tonsilu, że są dobrej jakości, ale średniej klasy. A tu np. jest głośnik wysokotonowy z samego Olimpu, najwyższej klasy, a do tego ten papierowy w zwykłym koszu wytłoczonym z blachy z tolerancjami wykonania dość przeciętnymi. Parametry też raczej przeciętne i to już prawie pół wieku temu były przeciętne.

Zresztą Czytelnicy bloga mogą sami zobaczyć jak to wygląda. Są dwa aż filmy. Jeden tego, co na taki pomysł wpadł i drugi tego, co go zrealizował.

Budowa kolumn to skomplikowana i trudna sprawa. Nie to co adaptacja akustyki pomieszczenia. Budowa kolumn to problem jakości. Adaptacja pomieszczenia to kwestia ilości. Budując kolumnę nie można się pomylić. Robiąc adaptację można, bo tu błąd można łatwo poprawić. Poprawić zbudowaną kolumnę można w ten sposób, że się ją zaczyna robić od nowa. Poprawienie adaptacji polega natomiast na dodaniu dodatkowych ustrojów. Nawet użycie paneli o trochę gorszej jakości nie niweczy projektu, bo trzeba ich wziąć trochę więcej. Ważne, żeby były odpowiedniego typu do potrzeb, a potrzeba w warunkach domowych w zasadzie jest tylko jedna - pochłaniać.

Dlatego zamiast kombinować coś samemu z kolumnami warto przestawić te stare, co się już ma, może usiąść w innym miejscu ewentualnie coś spróbować zrobić z akustyką pomieszczenia.

Najważniejsze jest jednak to, żeby wiedzieć jakie jest to dobre brzmienie. I tu jest problem, bo posłuchać swoich ulubionych płyt w dobrej reżyserce raczej się nam nie uda. Więc pozostają słuchawki. Dobry dźwięk w pokoju będzie taki jak w dobrych słuchawkach tylko, że w pokoju. A jeśli komuś nie odpowiada brzmienie ze słuchawek, to znak, że może sobie dać spokój i z kolumnami i z pomieszczeniem, w którym słucha. Nawet jak ktoś mu by zrobił w domu odsłuch referencyjny, taki +/-2 dB, to mu się nie spodoba.