piątek, 8 marca 2019

Na marginesie: O co chodzi z tymi winylami?

Ten tak zwany powrót płyty analogowej ma jakąś przyczynę. Tkwi ona w sprytnie prowadzonej kampanii marketingowej. Jest naprawdę pomysłowa i skuteczna. Polega ona odwołaniu się do jakichś atawistycznych lęków, na niedomówieniach i co ciekawe na braku nachalności. Te trzy cechy tej marketingowej kampami czynią ją naprawdę przebiegłą i efektywną.

Atawizmy można pokonać, tak uważam, przez uzyskanie racjonalnych wyjaśnień dla pewnych niepokojących zjawisk. Ciekawe, że ludzie chętnie kupujący płyty winylowe nie odczuwają potrzeby sięgnięcia do opracowań, które dokumentują jak jest. Co można usłyszeć, a co nie, a przede wszystkim jaka jest jakość dźwięku na winylu, a dodać trzeba, że niespecjalnie dobra.

Ludzie kupujący winyle obawiają się, że coś się stanie z dźwiękiem, jak kupią wersję cyfrową, albo im się coś przez to stanie. I nikt na ten lęk nic nie chce poradzić, wręcz przeciwnie wciąż się go podsyca.

Niedomówienia tworzą pewną aurę, w tym wypadku akcentuje się atrakcyjną aurę tajemniczości, a sferę lęków pozostawia w cieniu. Coś w rodzaju "a wiesz, jak to wspaniale jest chodzić boso po rosie". Problem w tym, że można się przeziębić lub nadepnąć na coś ostrego lub nieciekawego. Ale dopowiedzenie historyjki do końca uczyniłoby ją nudną i trywialną. A tak, to aż do momentu, kiedy ktoś się nie przekona jak to jest łazić bez butów i złapać zapalenie płuc, bo się było niezahartowanym, historyjka będzie nader interesująca.

Brak nachalności jest ewidentny. Jeszcze nigdy nie spotkałem się z czymś takim, żeby ktoś "polecał gramofony analogowe i płyty winylowe". Wyjątkiem są fora internetowe, gdzie w dobrym tonie jest wypytywanie o różne rzeczy godne polecenia. Przypuszczalnie niedługo ktoś wpadnie na pomysł, żeby serdecznie polecać oddychanie, rozumiecie, wdech wydech, wdech wydech. Ale winyli nikt nie poleca, przynajmniej ja się z tym nie spotkałem. Najczęściej ktoś coś wspomni, napomknie itd.

Kto stoi za tą kampanią? Tak naprawdę chyba nikt tego nie kontroluje, to jest jakaś taka samonapędzająca się paranoja.

Ale jest też pewien dodatkowy aspekt sprawy, mianowicie wstyd. Bo wstyd się przyznać, że się w to wszystko uwierzyło, w ten szeptany, wręcz szemrany marketing. A wstyd jest, zwłaszcza, że nawet ktoś z przytępionym słuchem przyzna, ale tak po cichu, żeby nikt nie usłyszał przyzna, że nie słychać tego czegoś nadzwyczajnego. Dźwięk jest zwyczajny, trochę zniekształcony, płyty często są zniszczone, okładki wytarte i pogięte...

Rzeczywiście to wszystko tylko po to, żeby sobie popatrzyć jak kółko się kręci? Muzyka to za mało dla niektórych ludzi? Nic się nie dzieje, jak się słucha plików? Faktycznie, nic się nie dzieje. A jak się słucha winyla, to kółko się kręci, ramię powoli przesuwa do środka płyty, w końcu trzeba wstać i zmienić stronę, albo płytę. A okładka jest duża i jest na co popatrzyć.

I do tego ten "ciepły" dźwięk. Co za beznadziejny slogan. Teraz tak reklamuje się sprzęt cyfrowy. Nawiasem mówiąc nie cierpię ciepłego dźwięku, jeśli jest naprawdę ciepły, czyli bez wysokich tonów.

Wobec tego pozostaje możliwość popatrzenia na gramofon, jego ruchome części, obracającą się płytę, dużą okładkę. I jeszcze do tego dochodzi możliwość obsługi gramofonu, wzięcia płyty i okładki do rąk itd. itp.

Niby wszystko fajnie, ale ja nie jestem w stanie ścierpieć zniekształceń, szumów, stuków, trzasków itd. A przede wszystkim tego, że ktoś wcześniej zdarł płytę starą igłą. Więc niby wiem o co chodzi z tymi winylami. Ale jednak tego nie rozumiem.

4 komentarze:

  1. 'Gramiaki - Drapaki' już nie są na topie, hipsterstwo się obkupiło i spowszedniały.
    Teraz w dobrym tonie jest mieć 'Szpulaka' :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też tego nie rozumiem. Pewnie mało kto jest w stanie podać rozsądne argumenty. Jedyne co ewentualnie przychodzi do głowy to fatalna jakość współczesnych edycji płyt CD związana z wojną głośności (dotyczy zarówno wydań bieżących jak i reedycji dawnych nagrań). Porównując taką "sprasowaną" kompresorem wersję z oryginalnym wydaniem na winylu np. z lat 70. to wówczas rzeczywiści ta stara płyta, jeżeli nie będzie całkowicie zdarta, zabrzmi lepiej ale nie dzięki temu, że jest analogowa, tylko pomimo tego że jest analogowa.
    Płyty z muzyką klasyczną, które nie są dotknięte wojną głośności, bez wyjątku lepiej brzmią z płyty CD niż z wydań analogowych. Szumy i trzaski przy partiach piano są szczególnie dokuczliwe. Również pierwsze edycji CD muzyki rozrywkowej wydane w latach 80 biją na głowę edycje winylowe jeśli chodzi o jakość. Obecnie niestety często jest inaczej, ale to wina głuchych realizatorów dźwięku. Chociaż problem zaczął się wcześniej niż by się mogło wydawać. Najstarsza płyta z ordynarnie przesterowanym dźwiękiem na jaką trafiłem została wydana w 1987 roku!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. problem zaczął się odkąd w obróbce nagrań zaczęto stosować komputery, bo właśnie to dało nieskończone możliwości pracy z materiałem

      Usuń
  3. A może ludziom mieszkającym we współcześnie urządzonym mieszkaniu. Czyli oszczędnie, często bez dywanu jest po prostu chłodno i taka płyta jest namiastką kominka. Dla mnie winyl ma jedną zaletę. Duże okładki płyt i książeczki które łatwiej jest wyjąć z takiej płyty. Inna sprawa, że nie każdy opakowanie traktuje jak dzieło sztuki a i często nie ma gdzie tego trzymać.

    OdpowiedzUsuń