środa, 8 lipca 2020

Magazyny o tematyce audio nie różnią się od innych wydawnictw prasowych

Ostatnio, w związku z kampanią wyborczą, mamy kilka świetnych przykładów na to, jak gazety i różne inne periodyki traktują swoich czytelników. Zresztą czy jest taki okres czy inny, związany z jakimś wydarzeniem czy nie, zawsze jest to samo. Podsuwa się ludziom najprzeróżniejsze kłamstwa i idiotyzmy, które mają zasadniczo dwa cele. Wyprowadzić ludzi z równowagi oraz dać im impuls do działania zgodnego z tym, co sobie życzą wydawcy, a w zasadzie to ich mocodawcy. Magazyny o tematyce audio robią dokładnie to samo. Inna jest skala, inny obszar działania, ale zasada dokładnie taka sama.

W magazynach audio np. nie szczuje się ludzi na siebie, żeby sobie wzajem poprzegryzali gardła, robili burdy na ulicach, rabowali sklepy itp., ale się ich oczarowuje pięknie, albo i nie, wyglądającymi urządzeniami, które dają iluzję otrzymania jakiegoś nadzwyczajnego dźwięku. Nikt nikomu nie mówi, że jego kraj miał kolonie w których się eksploatowało ludzi, a w związku z tym teraz trzeba klękać, całować buty i kupować sprzęt na koniec. Czytelnik jedynie ma tak chcieć posłuchać tych wspaniałych brzmień, że musi stracić rozsądek. Tysiące, dziesiątki tysięcy, a nawet jeszcze większe sumy nie mają znaczenia, kiedy się dostanie obsesji na punkcie wspaniałego dźwięku.

Generalnie prasa, jakakolwiek i o jakiejkolwiek tematyce, posługuje się kłamstwem i manipulacją, serwuje najprzeróżniejsze brednie licząc na to, że czytelnik nic nie skojarzy, a ponadto ma pamięć tak krótką jak złota rybka, która dopłynąwszy do przeciwnego końca akwarium już nie pamięta co było w pierwszym końcu.

Sprawa jest jasna, znana od momentu wynalezienia gazety. Ale w odniesieniu do osób zainteresowanych sprzętem ta realizacja celów jest zazwyczaj dość trudna do zrozumienia. Przykładowo niedawno pewien magazyn opisywał gramofon, który w sumie dość przypomina nasze Bambino, a to pod względem wyglądu i napędu rolką. Wygląda to cokolwiek dziwacznie. Ale dla redakcji jest w tym ukryty jakiś sekret, który daje paranormalny, zapewne, dźwięk, którego nie uświadczysz gdzie indziej. Czy jakiś gramofonowy dziwoląg faktycznie gra inaczej można się przekonać wtedy, jak się go posłucha. Wszakże sprawdzenie, że kable nie mają żadnego wpływu na brzmienie można sprawdzić w domu własnym sumptem. Zresztą, że kable USB nie wpływają na dźwięk to wynika z definicji dźwięku cyfrowego. Nic nawet nie trzeba sprawdzać. Mimo, że prawie wszystko sprawdzić można, to blaga rozpowszechniona w magazynach audio ma się świetnie, a czytelnicy kupują je jak świeże bułeczki.

Wracając do gramofonów. Według mnie kwintesencją gramofonu w ogóle, już nie tylko pod kątem jakości, ale również wyglądu, a może zwłaszcza wyglądu jest sl 1200. A tu za ciężkie pieniądze prezentują takie coś. Wyobraźcie sobie, że to kosztuje 28.000 Euro. Coś niebywałego. Całkiem dobry zestaw do odtwarzania muzyki można mieć za 1000 Euro, a te pozostałe można przeznaczyć na zakup mieszkania. Ale nie. Trza sobie kupić tego dziwoląga i wierzyć, że się słyszy coś, czego nikt inny nie słyszy.

Nie wierzcie gazetom. Nie wierzcie nawet w to, co ja tu piszę na blogu. Wszystko można sprawdzić i wszystko trzeba sprawdzić. Zwłaszcza jeśli się ma podjąć jakąś ważną decyzję dotyczącą zakupu np. sprzętu.

Tak jak się weźmie gazetę i czytając widzi się, że to jest kłamstwem, tamto też, w ogóle wszystko jest wyssane z palca, to z magazynami audio jest tak samo. A żeby to zauważać trzeba tylko nie chcieć być złotą rybką.

1 komentarz:

  1. Wyrafinowany meloman21 lutego 2021 17:43

    Moje ulubione pisemko audiofilskie (zgadnijcie, które) kiedyś, jakieś 20 lat temu, przy jakiejś okazji argumentowało, że recenzowany sprzęt bez wątpliwości gra tak, jak w nim opisują, ponieważ dwóch słuchających go, a skądinąd osłuchanych odniosło takie samo wrażenie. I wtedy w to uwierzyłem.

    Obecnie redaktorzy tego samego (acz po znaczącym liftingu) pisemka argumentują, że choć sami nie wiedzą, jak to możliwe, to jednak wpływ drogich kabli do transmisji sygnałów (czy raczej informacji) cyfrowych na poprawę dźwięku jest bardzo wyraźny.

    Kładziesz pan stanowiący źródło sygnału cyfrowego laptop na niedrogim (< 10 tys. zł), świetnie wykonanym stoliku antywibracyjnym, i zaraz poprawia się stereofonia i twardość basu. Grzmot zaczyna brzmieć jak w naturze.

    Nie dziwcie się, że lubię sobie to niedrogie pisemko kupić, by raz na miesiąc dać się zaskoczyć dobrym dowcipem. Technicy zaś podobno kupują, bo to jedyna okazja zobaczyć na zdjęciach, jak opisywane urządzenia wyglądają w środku.

    OdpowiedzUsuń