środa, 8 czerwca 2022

Skąd się bierze brzmienie. Źródła

Źródła dźwięku brzmienia nie mają chociaż wszystkim się wydaje, że jest inaczej. Czasem faktycznie mogą grać w charakterystyczny sposób, ale dzieje się to wtedy gdy się popsują, albo je ktoś popsuje już na etapie projektowania.

Źródła dźwięku nie mające brzmienia to różnego rodzaju cyfrowe odtwarzacze. Takie zastrzeżenie jest potrzebne, ponieważ źródła analogowe mogą mieć brzmienie. I zazwyczaj je mają, szczególnie wtedy, gdy są używane w nieodpowiedni sposób. Źle ustawione, źle wyregulowane, przesterowane...

Cyfrowe źródło dźwięku ma za zadanie przekształcić ciąg jedynek i zer na analogowy sygnał audio. Można to zrobić tanio lub drogo, ale zawsze zniekształcenia są tak małe, że niemożliwe do usłyszenia.

Jeśli cyfrowe źródło dźwięku jeśli jest sprawne i poprawnie skonstruowane nie ma żadnego brzmienia, natomiast mój odtwarzacz Blu-ray ma wyjście analogowe, które brzmienie ma, bo jest to wyjście popsute. Z HDMI dźwięk jest dobry, bo z niego do wzmacniacza wędrują te same jedynki i zera, które są na płycie.

Można w sieci trafić na teksty, w których ludzie piszą o odtwarzaczach celowo źle skonstruowanych. Są one tak robione właśnie po to, żeby miały brzmienie. Cóż, domeną realizatora dźwięku jest jego zniekształcenie w taki sposób, żeby tzw. statystycznemu Kowalskiemu się on (zniekształcony dźwięk) podobał. Niestety czasem konstruktorzy sprzętu postanawiają brzmienie zniekształcić w jakiś swój własny sposób. Jaki jest tego cel trudno zgadnąć, najpewniej przede wszystkim taki, żeby było głośniej.


DAC, który ma liniową charakterystykę do zaledwie 3 kHz, a 20 kHz to jakby ściana praktycznie nawet wtedy, gdy na wejście się mu poda próbkowanie 192 kHz. Prawdziwa okazja dla fanów ultradźwięków sprzedawana onegdaj za skromną sumę 2000 Euro.

Ten dziwoląg z wykresu powyżej nie był nigdy bohaterem tych internetowych opowieści o cyfrowych odtwarzaczach celowo popsutych przez konstruktorów. Niewątpliwie jednak coś z nim jest nie tak. Spadki wysokich tonów usłyszy nawet starszy już pan, gdyż właśnie z tego względu, że mu te częstotliwości w uszach zanikają zauważy ich osłabienie tym prędzej.

Tak czy owak źródło cyfrowe brzmienia nie ma o ile ktoś postanowi zrobić coś w taki sposób, żeby przetwornik D/A działał jak przetwornik, a poza tym nie jak jakaś przystawka do gitary, dajmy na to Fuzz. Natomiast z magnetofonami czy gramofonami bywa różnie. Czasem tak, jak na poniższym rysunku.


Tego typu zniekształcenie bierze się z tego, że ten konkretny gramofon ma bardzo nierówne obroty. On raczej szarpie niż kołysze. W domenie cyfrowej podobny efekt spowodowany błędem czasu określa się jako Jitter. Tylko że dla tego gramofonu zniekształcenia są już 10 dB poniżej sygnału. To "już" oznacza dosłownie to, co oznacza w przeciwieństwie do "dopiero". Dla dobrego odtwarzacza cyfrowego taki obraz można zobaczyć jak się spojrzy 120 dB niżej. Gdyby jakiś mizerny przetwornik cyfrowy takie rzeczy zrobił przy -100 dB to i tak byłby lepszy o 90 dB niż ten gramofon. Czyli w tym żałosnym gramofonie zniekształcenia na bazie błędu czasu mamy "już" 10 dB poniżej sygnału, a w odtwarzaczu cyfrowym, takim najtańszym i najprostszym, "dopiero" 100 dB niżej.

Fanom analogowego brzmienia życzę miłego słuchania na wspomnianym gramofonie, za który swego czasu należało zapłacić skromne 1700 Euro. Ale przecież taki gramofonik można jeszcze ustawić krzywo, źle skalibrować wkładkę, dać nieodpowiedni nacisk igły i ustawienie antyskatingu, kabel o za dużej pojemności lub podłączyć do przedwzmacniacza o za małej impedancji. Ponadto płyta może być zdarta, brudna, pofalowana i nie mieć otworu w środku, co spowoduje kołysanie dźwięku, które nawiasem mówiąc dla audiofila jest niesłyszalne.

Ale co tam. Analogowe źródło jest fajne, bo można popatrzyć jak kółko się kręci. W magnetofonie nawet dwa, więc jest jeszcze fajniej.

Nawiasem mówiąc wszystkie parametry źródeł analogowych wypadają słabo w porównaniu z cyfrowymi.

Załóżmy jednak, że mamy odtwarzacz cyfrowy, który jest dobry i chcemy go porównać z innym, który też jest dobry. Nie ma to sensu, bo oba nie mają brzmienia, a zatem grają identycznie. A jednak w porównaniu okaże się najpewniej, że nie grają tak samo, bo któryś brzmi "pełniej" czy jakoś tam. Owszem, któryś gra "lepiej" bo jest głośniejszy. Jeśli w dwóch odtwarzaczach będzie siedział dokładnie taki sam układ, co się zdarza, to różnic nie będzie. Ale jeśli przetworniki będą różne, czyli grające z inną głośnością, to wrażenie będzie takie, że dźwięk jest inny.

Dlatego tak ważne jest wyrównanie głośności we wszelkiego typu testach. Można dźwięk zaburzyć w dość dużym stopniu, ale po wyrównaniu poziomów, a raczej subiektywnej głośności, nawet duże różnice stają się czasem trudne do zauważenia.

11 komentarzy:

  1. Wiekszosc nie ma pojecia co oznaczaja wyniki pomiarow i jak sie to przeklada w praktyce. Dzisiaj jak ktos mowi, ze cos ma 0,1%THD+N to niektorzy sa na etapie "o boszzz toz to koszmar jest". Szkoda, ze nie wiedza, ze nie slysza 3% THD... a niektorzy to dopiero sie orientuja przy 15%, ze cos jest nie halo. Nasz sluch, mimo wielu ciekawych fenomenow organu, nie jest az tak bezbledny jak sie zwyklo bylo go traktowac. Poza tym jest podlaczony do mozgu, co juz sprawe czyni beznadziejna.
    Lubie porownania do innych zmyslow, a najlepiej wypada porownanie sluchu do wzroku. Czy ktos widzi ultrafiolet (=slyszy ultradzwieki)? O ile jeszcze podczerwien poczujemy jak jest jej duzo bo bedzie cieplo, to ultrafioletu nikt z moich znajomych nie widzi. Infradzwieki tez odczujemy na rozne sposoby, jak jest ich natezenie dostatecznie duze. Tutaj doskonale dziala to porownanie do wzroku.
    Tak samo ze 100 metrow nie bedziemy mogli poczytac sobie gazety, ani sobie rozrozniac sluchajac zrodla, ktore ma 0,007%THD od zrodla, ktore ma 0,09%THD. Zyczylbym sobie, zebym mogl w ciemno ten 1%THD rozroznic.
    Ten DAC z przykladu to ma ostry filtr dolnoprzepustowy. Ktos chyba nie zrozumial jak sie realizuje filtr AAF...
    Swiat audio doszedl do takiego punktu, ze dysonans poznawczy jest smiertelny. Mysle, ze zagorzali audiofile dostaliby ataku serca w slepym tescie, niezaleznie co by bylo testowane. W sumie mam cos wspolnego z zagorzalymi adiofilami bo tez jestem za gorzala.

    OdpowiedzUsuń
  2. I tu się wszystko zgadza. Nie zgadza się tylko to, że nie chodzi o sprzęt tylko tak naprawdę chodzi o to jak są realizowane nagrania.
    Przy założeniu pewnej poprawności technicznej posiadanego sprzętu audio dobrze zrealizowane płyty zagadają fajnie. Te nagrane w sposób gówniany tak też zagrają jak były zrealizowane.
    Mam płyty winylowe z lat 60 i 70, które "rozjeżdżają" jak furmankę obecne realizacje (większość realizacji). Pewnie że są wyjątki (np. wytwórnia ECM, K-Scope) ale co do zasady CD są zrealizowane w znakomitej większości fatalnie. Z nowymi winylami jest jest jeszcze gorzej. Niestety jeżeli chodzi o winyle, to obawiam się, że ludzie którzy naprawdę się na tym znali po prostu już umarli, bądź ze względu na wiek nie są już w stanie pracować....
    I jakiego by się w domu sprzętu nie miało, to ten sprzęt tego faktu nie zmieni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Albo po prostu ludzie którzy się na tym znają kosztują, ale ich najęcie w żaden sposób nie przełoży się na większy zysk - wręcz przeciwnie, ta paskudna realizacja jest czymś, co się kasowemu słuchaczowi podoba. Grupa słuchaczy szukających dobrze zrealizowanych nagrań, świadomych tego co jest złe i słuchających w poprawny technicznie sposób jest niewielka. Kasowi słuchacze to użytkownicy Spotify i YouTube oczekujący aby było jak najgłośniej i by było jak największe "umca umca", oraz audiofile których jest mało, ale zapłacą każde pieniądze za dobrze im przedstawiony syf. W obecnie sprzedawanych płytach nie chodzi o to, żeby były one dobre - świadomy słuchacz i tak nie będzie wydawał na to pieniędzy bo wie że płyta gramofonowa w niczym nie jest lepsza. Chodzi o to, żeby zawarty na niej dźwięk był czymkolwiek innym niż na CD, żeby zwykły Czesiek zwabiony reklamami rzeczywiście usłyszał mityczną "różnicę" i zamiast ściągnąć z internetu(czy dziś odpalić streama) wydał fizyczne pieniądze na fizyczny nośnik. I tyle, szkoda że przy okazji w masach zrodzono przekonanie że "patefon to niesamowita jakość jest".
      P.S. Ciekawe byłoby porównanie losowego albumu losowego wykonawcy muzyki rozrywkowej z lat 80tych, nagranego na rejestrator cyfrowy, wydanego równolegle na gramofon i na CD. Porównanie oryginalnego wydania na LP, oryginalnego na CD, współczesnego CD po "remasteringu" i współczesnej płyty gramofonowej. Oczywiście CD i LP z lat 80tych będą się różnić jedynie zakłóceniami właściwymi dla płyty gramofonowej, z współczesnymi zaś mogłyby być różne "historie"...

      Usuń
    2. Nikt - mysle, ze masz duzo racji. Wlasnie jest tak, ze ludzie nie chca jakosci tylko ilosc. Dlaczego realizacje sa tak popsute, przeciez ludzie majacy pojecie by tego nie kupowali i nie byloby szans tego sprzedac. Czyli jednak ludzie chca dziadostwa i tyle. Takie sa realizacje jacy sa sluchacze. Niestety. Dopoki nie bylo internetow to ja nie wiedzialem, ze jest tylu idiotow na tej planecie.
      Zdazaja sie poprawne realizacje winylowe z tych nowych. Wiadomo, ze to i tak jest obrabiane cyfrowo najpierw... Choc mam kilka plyt zespolu rockowego, ktory postanowil wszystko robic analogowo, jak kiedys. I rzeczywiscie da sie, troche moze szumi bardziej, co wcale nie przeszkadza. Da sie tego sluchac. Ale to wyjatki sa.
      Mam tez jedna z tych nowych winylowych, ktora porownywalem bezposrednio z CD i nie slyszalem roznicy. Jedyna zaleta winylu jest to, ze "trzyma nagranie" i moge rzeczywiscie delektowac sie kilkoma jazzowymi krazkami, ktore sa w moim wieku i byly wybitnie zrealizowane. Przy calej plejadzie slabosci tego nosnika tutaj mamy jedyna oczywista zalete. Plyta CD po 35 latach hmm... moze bym juz nie posluchal sobie.
      Z drugiej strony jesli Czeski zwabione patefonem z marketu zaczna sluchac czegos innego, niz ten najordynarniejszy mainstream, moze nawet zaczna szukac aktywnie nagran jakichs - to moze nie jest takie do konca nie hehe.

      Usuń
    3. Co do 35 letnich CD, to przecież jeśli tylko płyta była w pudełku, nie wylądowała w jakiejś wodzie czy niewiadomo czym to nie powinno się z nią nic stać. Sam mam kilka takich z lat 80tych, muzyka popularna więc w czasie swojej nowości pewnie intensywnie eksploatowane, przywiezione z niemieckich wystawek i są jak najbardziej do użytku - zwłaszcza że większość starych odtwarzaczy z II połowy lat 80tych o ile tylko mają sprawny laser odczytuje bez ścinek nawet płyty chodnikowe. CD ma zresztą tutaj tę oczywistą zaletę, że o ile jej ktoś świadomie nie uszkodzi fizycznie to samo odtwarzanie żadnej krzywdy jej nie robi, w przeciwieństwie do płyt gramofonowych, które w czasach swojej nowości mogły być odtwarzane jakimś Bambinem czy w przypadku płyt zachodnich jego tamtejszymi odpowiednikami...

      Usuń
    4. Nikt - zgadzam sie, jesli ktos dba o CD to moze dlugo wytrzymac. Problemem jest swiatlo sloneczne i porysowanie. Szczegolnie jak ktos w aucie sluchal i przerzucal co chwila plyty. Albo jak sobie plyta polezala chwile na sloncu. Czesto po zawodach. A tak to sie nie zuzywa w czasie odtwarzania wiec w teorii idealny nosnik.

      Usuń
  3. A czy to przypadkiem nie jest tak, że wytwórcy o tym wszystkim wiedzą ale mamią kupujących sztuczkami zmiany brzmienia czy tam strojenia sprzętu do danego brzmienia żądając za to bardzo dużej zapłaty? Od lat mam takie obserwacje i wnioski.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wczoraj testowalem na tym samym materiale muzycznym trzy rozne zrodla cyfrowe. Madry telefon, tablet i laptop. Podpiete pod profesjonalny monitor sceniczny. Staralem sie poustawiac wszystkie tak, zeby bylo tak samo glosno. Nawet przy absolutnie niedokladnej metodzie ustawienia glosnosci "na ucho" (a to odlegle od plus minus 0,1dB) nie stwierdzilem slyszalnych roznic. Przy podobnym poziomie glosnosci wszystkie trzy urzadzenia graly tak samo poprawnie. Nie slyszalem roznic. Zarowno przy cichym jak i ekstremalnie glosnym graniu. A polecam puscic na chwile glosno w ramach testowania - wtedy mozna latwiej wychwycic roznice i bledy. No i nie bylo roznicy. Zdziwilem sie ale tak po prostu jest, wbrew temu co mi podpowiadala podswiadomosc.

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak trochę ciągnąc temat to można się pobawić i pomierzyć sobie DR (dymanic range) różnych płyt (dymanic range) - zainteresowanych odsyłam do Cioci Wikipedii i Wujka Googla. Są tam artykuły dotyczące zagadnienia DR dźwięku zapisanego na nośniku.
    Do pomiaru najprościej można sięgnąć foobara i odpowiednią wtyczkę.
    Jest też dostępna baza danych takich pomiarów prowadzona przez kogoś tam w internecie.
    Można ją znaleźć tutaj: https://dr.loudness-war.info/
    Mogło się również zdarzyć na tym blogu, że Szanowny Pan Audionumer już o tym pisał.
    Pozdro.
    PS. Jak ktoś będzie się wybierał kiedyś na koncert Skunk Anansie to proponuję zabrać stopery do uszu - i to nie jest żart.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A bo ja jeszcze miałem napisać, że jak już się przepierdoli (przepraszam za ten powiedzmy kolokwializm) oszczędności życia na wzmacniacz, to żeby było jeszcze lepiej można kupić różne gadżety żeby brzmienie poprawić. A o tych gadżetach można przeczytać tutaj: https://audiovoodoo.org/
      Gorąco polecam materiał . Oczywiście mam nadzieję, że wcześniej Pan Autor Bloga nie zwracał uwagi na ten fakt 😉

      Usuń
    2. W swiecie hajfaju naprawde sky is the limit, zarowno pod wzgledem ile mozna wydac, jak i do jakich absurdow doszlo. Chyba nie istnieje inna branza, w ktorej wystepuje tak olbrzymi dualizm sprzetu: PRO vs. hajfaj, albo hajend. Dzieki za dobry link Mitorajek :)

      Usuń