Tym razem mamy rok 1981.
Pierwszy utwór z pierwszej strony wygląda następująco:
Jeżeli Czytelnik ma tą płytę na winylu, to jest w trochę trudniejszym położeniu niż posiadacze wersji cyfrowych. Tu naprawdę koniecznie trzeba zmniejszyć szybkość odtwarzania o połowę, żeby się przekonać jak ona brzmiała, no i nadal brzmi, w uszach osoby młodej. Tzn. my, starszaki, już nigdy nie usłyszymy wszystkiego, ale przynajmniej możemy usłyszeć jakąś imitację oryginalnego dźwięku pokazującą co jest już poza naszym zasięgiem. Strata dla odbioru spowodowana starzeniem się słuchu i złą realizacją dźwięku w przypadku tego albumu jest ogromna.
Ludzie kupując płyty jak ta, kupowali też styl życia. Niektórzy później kupowali też kable głośnikowe i takie tam, różne wynalazki. Jedno i drugie obiecywało wiele, ale to zawsze były iluzje.
Jak się dokładniej przyjrzeć wysokim tonom to widać, że są najgłośniejsze przy 10k. Zresztą są głośne do samej góry. Ta płyta pokazuje dobitnie, że "ciepły dźwięk winyla" to tylko mit. Prestidigitator wykonał ruch ręką, żeby odwrócić uwagę od tego, co robi naprawdę. W magazynach audio znajdziemy całą masę testów wkładek gramofonowych, które są tak dobre, że wyczytają dokładnie wszystko z rowka. Tylko, że nawet całkiem zwykłe i mało kosztowne wkładki, jak tu użyta, wyczytają wszystko. Problem polega na tym, że realizatorzy dźwięku postarali się o to, że "wszystko" mogą usłyszeć najwyżej dzieci. Nawet sami realizatorzy nie byli w stanie usłyszeć wszystkiego co zrobili z dźwiękiem na płycie.
Jaki jest sens i cel tego rodzaju realizacji dźwięku? Nawet jeśli ktoś w latach siedemdziesiątych zakochał się na zabój w Sandy Olsson, to teraz nic mu to nie pomoże. Płyta brzmi bardzo błotniście. Naprawdę nikt nie brał pod uwagę tego, że słuch się starzeje? A w 1981 roku nie było starszych panów słuchających tej muzyki? I nikt nie wiedział, że oni już nie słyszą wysokich tonów? Oni sami nie wiedzieli, że nie słyszą wysokich tonów? A starsze panie? O nich też nikt nie wiedział i one same nie wiedziały?
A ilu ludzi od roku osiemdziesiątego, dla równego rachunku, do dzisiaj, szukało odpowiedniego zestawienia wzmacniacz/kolumny i do tego pasującego kabla? I wszyscy znaleźli w końcu pasujące do siebie kolumny, wzmacniacze i kable. I wszyscy usłyszeli "ten" dźwięk. I nikt nie zauważył, że brakuje wysokich tonów...
Jakiś czas temu, przy pewnej okazji, ktoś mówił o zbiorowej psychozie. Może to nie psychoza, tylko wszyscy są zahipnotyzowani? O co tu chodzi, poza kasą?
Jeszcze raz - w przypadku nagrywania wielośladowego cięcie widma dźwięków wysokotonowych wybitnie ułatwia zrobienie głośnego miksu, bo możemy je podgłośnić, bez jednoczesnego podwyższenia poziomu sygnału w środku pasma. Proste
OdpowiedzUsuń"Nieważne jak głośno zrobisz. Ważne jak zrobisz głośno." Bob Katz
UsuńTak, to prawda. Ja jedynie rozumiem działania i intencje realizatorów, którzy chcieli uzyskać modne i uważane wtedy za "nowoczesne" czyste, precyzyjne i konturowe brzmienie poszczególnych instrumentów. Zresztą, tam wszystkie ścieżki są cięte celem dopasowania do zakresu częstotliwości który mają wypełniać
UsuńProblem polegał na tym, że nastolatkom brzmienie odpowiadało, ale starym już nie. A teraz także realizatorzy z tamtych czasów nie słyszą już nic fajnego w tych swoich produkcjach, bo są starzy i nie słyszą wysokich tonów. O ile w ogóle jeszcze żyją. No ale jak jeszcze żyją, to słyszą błoto. Czas ucieka, błoto czeka.
UsuńNiestety, masowy pop jakim było to nagranie tworzy się dla nastolatków, tworzy się jako produkt który ma być popularny przez tą chwilę gdy znajdzie się na listach przebojów, przez tą chwilę gdy amerykańska młodzież w sklepach kupuje akurat ten singiel czy ten album, który zresztą słuchać będzie i tak na tamtejszym odpowiedniku naszego Mister Hita czy na kasecie odtwarzanej z radiomagnetofonu... Nikt nie myślał o tym że 45 lat później ktoś będzie jeszcze tego słuchał i rozbierał to na czynniki pierwsze
UsuńBędzie i o tym. A o małolatach używających Mister Hita już w następnym poście. Zdjęcie okładki i spektrogram już są gotowe.
Usuń