czwartek, 26 grudnia 2024

Uchem Weterana: VOX i Rezerwat

Jeśli Czytelnik nie czytał wcześniejszego posta , powinien to zrobić zanim przejdzie dalej.

W magazynach zajmujących się sprzętem audio i na audiofilskich forach internetowych temat zmiany brzmienia muzyki wraz z wiekiem słuchacza nie istnieje. Gdyby ktoś przeczytawszy cały internet znalazł jednak coś na ten temat, to proszę dać znać w komentarzach. Z jakiegoś powodu nikt nie pisze o tym, że płyty przeważnie są zrealizowane w nienaturalny sposób i każdy meloman w pewnym momencie stwierdzi, że coś z brzmieniem jest nie tak. Im ktoś miał lepszy słuch i ma dobrą pamięć, tym wcześniej się zorientuje. Pamięć potrzebna jest do tego, żeby przywołać oryginalne brzmienie sprzed lat, a przede wszystkim aby zauważyć, że niektórych instrumentów w ogóle już nie słychać.

Do tej pory zostały tu pokazane jakieś anonimowe realizacje. Teraz każdy będzie mógł sam sprawdzić jak jakiś utwór czy płyta brzmi. Oczywiście pod warunkiem, że ma tak z sześć dych lub lepiej. Osoby młodsze i dobrze słyszące mogą jednak "zasmakować" w radościach emerytowanych audiofilów np. w ten sposób, że jeśli mają kolumny z częstotliwością podziału zwrotnicy w okolicach 7-8 kHz, to muszą dokładnie zakryć głośniki wysokotonowe. Inny sposób, to ściągniecie wszystkich suwaków korektora graficznego w VLC czy innym programie poczynając od 12 kHz na sam dół. Wtedy także osoby z dobrym słuchem zobaczą co ich czeka w przyszłości i będą mieć świadomość tego, jaką pułapkę zastawili na nich realizatorzy dźwięku. Z winylami nie jest tak prosto chyba, że ktoś ma w zestawie korektor graficzny.

Pierwsza płyta:

Rys. 1. "Nagranie dokonane w studio muzycznym Rozgłośni Polskiego Radia w Lublinie w okresie listopad - grudzień 1979r. Realizacja nagrania - A. Poniatowski. Asystent - W Kowalczyk"

Realizator nagrania Andrzej Poniatowski (ur. 1945r.) oraz jego asystent - Włodzimierz Kowalczyk (ur. 1955r.) zrobili coś takiego:

Rys. 2. Strona pierwsza, utwór pierwszy."A" i "B" to są te drzewa bez pnia i korzeni, dźwięki w ultradźwiękach, z punktu słyszenia Weteranów.
Na rysunku mamy pokazane o co chodziło realizatorom. I każdy, kto słyszy wysokie tony tak do 12 kHz, tzn. te 12k słyszy jako dźwięk głośny a nie jako bardzo cichy i ledwo słyszalny stwierdzi, że to brzmi dobrze. Prowadzący blog nie miał okazji słuchać tej płyty w latach osiemdziesiątych na dobrym sprzęcie, raczej był to gramofon "Artur". Jednak jest taki film dla dzieci, w którym wykorzystano utwór "Bananowy song". Film nosi tytuł "Kłamczucha". Prowadzący blog był na tym filmie w kinie i chociaż minęło już tak ze czterdzieści lat, to nadal pamięta, że utwór zabrzmiał tam bardzo dobrze. W porównaniu do "Artura" w domu, dźwięk w kinie był świetny.

Ogólnie rzecz biorąc dźwięk instrumentu można porównać do drzewa. Jak wiadomo drzewo ma korzenie, pień i koronę, tak w uproszczeniu. Natomiast realizatorzy traktują talerze perkusyjne i perkusjonalia w ten sposób, że obcinają korzenie, pół pnia, czasem cały pień i zostaje tylko korona. Gdyby nagrali te talerze całkiem zwyczajnie, bez żadnych manipulacji, najwyżej z lekką kosmetyką, to Weterani nie mieliby problemów z odbiorem. Zawsze jakiś kawałek pnia, a przynajmniej korzenie zostawałyby aż do późnej starości. Kompletny zestaw perkusyjny byłby słyszalny praktycznie zawsze chyba, że ktoś by kompletnie ogłuchł (stałby się głuchy jak pień, nomen omen). Niestety realizatorzy dźwięku z upodobaniem tną te drzewa w sposób zdecydowanie niezgodny z naturą słuchu, o zdrowym rozsądku nie wspominając.

Cała płyta z tego powodu brzmi kiepsko, tzn. martwo może z wyjątkiem jednego utworu, ale i ten nie brzmi dobrze. Oczywiście w odsłuchu przez Weteranów brakuje instrumentów.

I druga płyta Rezerwat - Serce.

Rys. 3. Realizacja nagrań Rafał Paczkowski (1962 - 2023).

Widmo pierwszego utworu z pierwszej strony:

Rys. 4. „Nie pragnę kwiatów”, chcę słyszeć talerze, ale nie te w kuchni, tylko te na płycie. Tu mamy "drzewa" bez korzeni i tak 2/3 pnia.

Jeśli chodzi o realizację dźwięku na płycie "Serce", to spektrum talerzy jest podcięte w podobny sposób, ale ten głośny zakres jest troszkę niżej. I w ogóle talerze czy inne instrumenty perkusyjne są nagrane głośniej, więc są jeszcze słyszalne. Ale nie to, co jest na rys. 4. do 35,5 sek. Tu jest ciszej i tego nie słychać. Gdyby dać głośniej (wzmacniacz ma taki potencjometr do zmiany głośności, o czym realizatorzy dźwięku też jakby nie pamiętali), to i to będzie słyszalne, jednak cała reszta utworu będzie już za głośna.

Na płycie Rezerwatu jest kilka piosenek, w których słychać jakieś resztki wysokich tonów, a dokładniej talerzy (hi-hat w szczególności).

Prowadzący blog kupił tą płytę w momencie jej ukazania się, a więc pewnie w roku 1987 czy 88. No i wtedy nie było z brzmieniem żadnych problemów, jednak czas nie stoi w miejscu, a słuch nie trwa wiecznie, jak latinum, tylko się starzeje.

Prowadzący blog jest w stanie usłyszeć jeszzce 11 kHz jako bardzo, bardzo cichy dźwięk. Jeśli Czytelnik ma gorszy lub lepszy słuch, to dalsza część wywodu może się nie zgadzać z jego wrażeniami, jednak chodzi o zasadę. A zasada jest niestety taka: z wiekiem wysokie tony znikają. Znikają ze źle zrealizowanych płyt, bo cały świat brzmi zwyczajnie, choć na pewno trochę inaczej i ciszej.

"Serce" Rezerwatu jest płytą, która pozwala sobie uzmysłowić jaką stratą dla odbioru muzyki jest zła realizacja dźwięku. Chociaż nie jest tu aż tak źle. Część utworów jest zrealizowana tak, że słychać jeszcze talerze perkusyjne i tu muzyka tak bardzo nie cierpi, natomiast reszta jest już martwa i w jakimś sensie niekompletna. Poza tym, że ogólne wrażenie jest lepsze, to rytm w "kompletnych" utworach jest odbierany inaczej.

Dla kontrastu LP VOX jest zrealizowany gorzej, gdyż talerzy nie słychać praktycznie wcale, może czasem coś da się wyłowić. Strata dla muzyki jest bardzo duża, bo poza talerzami na płycie VOX są też inne drobne instrumenty perkusyjne i brak jednego i drugiego robi ogromną różnicę w odbiorze. To już nie są takie same rytmy.

Tylko jak stwierdzić, że czegoś już nie słychać? Oglądanie wykresów nie powie nam, co się kryje za tymi kolorami i kształtami. Jeśli chodzi o winyle, to jest to trudne. W odniesieniu do wersji cyfrowych jest bardzo prosty sposób, żeby się przekonać co realizatorzy przesunęli do "ultradźwięków".

Odtwarzając muzykę w komputerze w VLC trzeba zmniejszyć szybkość odtwarzania, zupełnie tak samo, jak w odniesieniu do DVD z filmami kinowymi, tylko w przypadku muzyki trzeba spowolnić odtwarzanie tak o połowę (0,5x). Trzeba też odznaczyć opcję rozciągania czasu dźwięku. Słuchanie spowolnionej muzyki jest dość przykre, szczególnie wokale brzmią strasznie, ale jednak można usłyszeć i hi-hat, i wszystkie talerze, i całą perkusyjną drobnicę.

Przypominam, że wszystkie instrumenty, o których tu mowa, są słyszalne na żywo bez problemu przez każdą osobę w dowolnym wieku, która w ogóle coś jeszcze słyszy. Dopiero realizatorzy dźwięku robią demolkę.

Powyżej są podane daty odnoszące się do realizatorów tych płyt. Rafała Paczkowskiego nie możemy już spytać o co mu chodziło i jak odbiera teraz swą pracę. Ale Andrzeja Poniatowskiego i Włodzimierza Kowalczyka chyba można spytać. Jeśli Andrzej Poniatowski jeszcze czasem gra na perkusji, to pomimo wieku talerze usłyszy bez problemu. Ale talerzy na płycie VOX-u nie usłyszy.

Chciałbym podkreślić, że nie chodzi mi o demonstrowanie braku szacunku dla realizatorów tych płyt. Szanuję osoby, ale niestety pewne aspekty ich działalności zawodowej zasługują na krytyczną ocenę.

A na koniec dodam jeszcze, że na "Mrowisku" wszystkie talerze słychać całkiem dobrze. O tej płycie będzie jednak osobny wpis.

środa, 4 grudnia 2024

DVD na 24 fps: Star Trek: Deep Space Nine - uchem weterana

DS9 w porównaniu do innych Star Treków ma ścieżkę dźwiękową zrealizowaną trochę mniej starannie. To dotyczy pierwszej serii, być może kolejne są lepsze.

W przeciwieństwie do wcześniejszych postów dotyczących dźwięku w filmach, od tego momentu nie będziemy się zajmować ścieżkami dźwiękowymi w sensie, że można coś fajnego usłyszeć, ale odwrotnie, że czegoś już nie słychać, a to ze względu na wiek. I również dlatego, że realizatorzy podeszli do sprawy, jakby ludzie się nie starzeli. Bo realizatorzy dźwięku się nie starzeją? Natomiast melomani-weterani, czyli powiedzmy osoby od sześćdziesiątego roku w górę, nie słyszą już tyle wysokich tonów, co młodzi.

Przed pojawieniem się napisów z tytułem serii mamy przelatującą kometę.


W kosmosie jest próżnia i dlatego nie ma też fal dźwiękowych. Ale to nie jest powodem tego, że w tej scenie coś z dźwiękiem jest nie tak.

Dźwięk przelatującej komety (nagrany podczas odtwarzania płyty DVD w komputerze w stereo) wygląda w ten sposób:

Elementem głównym omawianej sceny jest motyw muzyczny i dopiero na tle muzyki mamy przelatującą kometę. I tu też są dwa składniki, sama kometa i jej warkocz. Na rysunku zaznaczone są odpowiednio dwa obszary.

Problem, który się pojawia polega na tym, że "ogon" komety, przez który przejeżdża kamera, jest bardzo cichy. Obraz sugeruje coś innego. Na rysunku widać jednak wyraźnie, że warkocz komentarny wcale nie jest taki cichy.

W zaznaczeniu jest zielona linia na poziomie około 8 kHz. Zakładamy, że osoby starsze słyszą tylko to, co jest poniżej 8 kHz, a więc mniej niż połowę, a ponadto ta część jest cichsza niż reszta. Ludzie młodsi odbierają dźwięk mniej więcej tak, jak zamierzył to realizator, ale ten ostatni nie uwzględnił faktu, że są też i tacy, co już pewnych rzeczy nie usłyszą.

8 kHz to dość mało. Wydaje się, że ta linia powinna być wyżej. Ale popatrzmy na poniższy rysunek.

Do testów słuchu trzeba podchodzić z dystansem. Rysunek pokazuje poziom dźwięku dla muzyki i testów.

Testy słuchu dają obraz bardzo optymistyczny, mimo wszystko. Jeżeli w teście ktoś słyszy jakąś częstotliwość, to faktycznie w nagraniu tyle już nie usłyszy. Na rysunku mamy spektrum przykładowego utworu, na które zostało nałożone spektrum jakiegoś testu słuchu z internetu. Te częstotliwości testowe są wyraźnie głośniejsze niż muzyka. Dlatego nawet ktoś, kto w teście usłyszy 11 kHz, nie usłyszy tyle w muzyce.

Weterani huku. Proszę się nie obrażać. Data by się zorientował, że to żart...

W odniesieniu do filmów nie chodzi o to, że dźwięk jest zrealizowany źle. Źle zrealizowany dźwięk to my mamy na tysiącach płyt wydawanych na przestrzeni kilkudziesięciu lat. Filmy daje się obejrzeć bezstresowo, natomiast ogromnej większości płyt się nie daje słuchać w ogóle, bo się słabo robi.

PS. W DS9 słyszalne są czasem, bardzo rzadko, pewne niedociągnięcia dotyczące dialogów, czy dziennika pokładowego. Poza tym jest spoko, ale my jesteśmy poniżej cienkiej zielonej linii... Prowadzący blog nie oglądał serialu, gdy miał jeszcze dobry słuch.

środa, 20 listopada 2024

Martwo brzmiące płyty

Martwo brzmiące pomieszczenie to problem, z którym borykają się przykładowo osoby wykonujące adaptacje akustyki pomieszczeń, ale nie tylko. W martwo brzmiącym pomieszczeniu muzyka nie może zabrzmieć dobrze. Ale jest problem większy.

Ten większy problem polega na tym, że słuch z upływem czasu działa coraz gorzej. Konkretnie chodzi o utratę zdolności słyszenia góry pasma. Można w ogóle nie zauważyć, że nie słyszy się już tyle wysokich częstotliwości, co kilkadziesiąt lat temu. Zmiany następują bardzo wolno i się do nich przyzwyczajamy.

Pogorszenie słuchu staje się widoczne, gdy zacznie się słuchać starych płyt. Ktoś, kto nie słucha płyt, tylko co najwyżej radia, czy jakichś nagrań archiwalnych programów, faktycznie może nie wiedzieć, że mu się słuch pogorszył na tyle, że nie słyszy już prawie w ogóle wysokich tonów. Owszem, będzie sobie zdawał sprawę z tego, że muzyka z czasów jego młodości brzmi zupełnie inaczej teraz, przez radio, niż wtedy z płyt, ale winę zrzuci na technikę radiową i realizatorów dźwięku, względnie na kogoś, kto nagrywał audycje. Ale jeśli się posłucha starych płyt i to dokładnie tych samych egzemplarzy, których się słuchało 30, 40 czy nawet 50 lat temu, różnica staje się ewidentna.

Płyty słuchane kiedy się było młodym, które brzmiały dobrze, teraz brzmią inaczej, po prostu martwo. Żeby tylko martwo, ale znikają z nich różne szczegóły, a nawet znikają instrumenty. Niestety okazuje się, że takich źle brzmiących płyt ze znikającymi instrumentami jest przytłaczająca większość. W zależności od tego, co kto ma na półce, może się zdarzyć i tak, że wszystkie płyty brzmią martwo i ze wszystkich poznikały instrumenty.

Ale jeśli ktoś ma tylko płyty z muzyką poważna, to one brzmią dobrze lub nawet bardzo dobrze. Natomiast w przypadku muzyki rozrywkowej, bez wdawania się w gatunkowe niuanse, prawie wszystko lub nawet wszystko brzmi źle.

Dlaczego tak jest? Najpierw odpowiedź na inne pytanie. Dlaczego muzyka poważna brzmi dobrze, a rozrywkowa źle? Muzykę rozrywkową nagrywa się w specyficzny sposób i skutkuje to właśnie tym, że brzmi ona źle.

Dlaczego osoby nie słyszące dobrze wysokich tonów odczuwają to tak dotkliwie w odniesieniu do muzyki rozrywkowej?

W największym uproszczeniu można powiedzieć, że muzykę poważna nagrywa się „tak jak jest”. Natomiast nagrania z muzyką rozrywkową są zmanipulowane w bardzo charakterystyczny sposób. Wobec tego problem ze słuchem zostaje ujawniony przez manipulacje brzmieniem przez realizatorów dźwięku. Manipulowanie brzmieniem to też problem, kolejny.

Popatrzmy na rysunek:

Rys.1.

W sieci można znaleźć dość sporo grafik pokazujących zakresy częstotliwości instrumentów muzycznych i śpiewu. Na podstawie jednego z nich w pierwszej części rysunku opisanej jako dźwięk rzeczywisty, zostały zaznaczone zakresy częstotliwości kilku wybranych instrumentów.

Nawet jeśli ktoś ma 60 lat lub więcej i nie jest w stanie słyszeć nic powyżej np. 8 kHz, nie będzie mieć żadnych ograniczeń w odbiorze muzyki. Jedyna różnica będzie polegać na tym, że zmieni się trochę brzmienie talerzy perkusji.

Środkowa część rys. 1. opisana jako dźwięk w nagraniach, pokazuje poglądowo, co się stanie z zakresami częstotliwości instrumentów po nagraniu na poszczególne ślady, a w konsekwencji co dostaniemy na płycie.

Nagrania charakteryzuje to, że te paski reprezentujące zakresy częstotliwości są dłuższe. Brzmienie zostało zmodyfikowane przez realizator dźwięku w ten sposób, że gitara, gitara basowa, werbel i bęben basowy „grają” dodatkowo wyższymi częstotliwościami, natomiast w odniesieniu do talerzy, zakres ich częstotliwości bardzo się zmniejszył. Nie zaczyna się on od około 200 Hz, tylko dopiero powyżej 8 kHz.

Tu trzeba zaznaczyć, że nie chodzi o to, czy spektrum dokładnie sięga od-do jak na rysunku powyżej. Chodzi o pewną regułę.

Teraz popatrzmy na część rysunku opisaną jako wrażenie dźwiękowe przy ograniczeniu słyszenia do max. 10 kHz. Tutaj mamy zakresy częstotliwości instrumentów instrumentów z nagrania pokazanego w części drugiej, słyszane przez osobę nie będącą w stanie odbierać dźwięków powyżej około 10 kHz. Ważne jest, że nawet jeśli ktoś w teście jest w stanie usłyszeć 10 kHz, to podczas słuchania muzyki faktycznie będzie słyszał częstotliwości nieco niższe. Z tego powodu w tej części rysunku wrażenie słuchowe kończy się wcześniej, trochę powyżej 8 kHz.

Zatem osoba starsza w nagraniu słyszy gitary, stopę i werbel, ale nie słyszy talerzy. Dlatego nie ma ich (talerzy) w tej części rysunku. To jest pewne uproszczenie, bo nie ma praktycznie nagrania, w którym nie słychać żadnego talerza. Owszem, crash jest słyszalny praktycznie w każdym nagraniu, chyba na każdej płycie, gdzie w ogóle jest perkusja. Ale bardzo często zdarza się, że wszystkich pozostałych talerzy nie słychać wcale, tzn. osoba trochę już starsza ich nie słyszy, a najgorzej jest z takim talerzem, a właściwie zestawem dwóch, o nazwie hi-hat. Tego ostatniego brakuje w lwiej części nagrań z muzyką rozrywkową, podkreślam, że w uszach osoby starszej i nie słyszącej już wysokich częstotliwości. A przecież są perkusiści, którzy mają naprawdę duże zestawy różnych blach i one wszystkie, czy prawie wszystkie, w nagraniach odsłuchiwanych przez ludzi nieco starszych po prostu przestały istnieć.

Dlaczego realizatorzy dźwięku nagrywają talerze perkusyjne w taki dziwaczny sposób? Zresztą oni wszystko nagrywają dziwacznie, ale to inna sprawa. Dlaczego usuwa się prawie całe spektrum tych instrumentów pozostawiając tak niewiele? Realizatorzy dźwięku usuwają przecież cały zakres częstotliwości talerzy, który jest słyszalny przez ludzi trochę starszych, a zostawiają tylko to, co słyszą młodzi. I przy okazji też warto spytać dlaczego poszerza się widmo instrumentów w górę?

Popatrzmy na drugi rysunek.

Rys. 2.

W części oznaczonej „A” jest nagranie talerzy, konkretnie jest to hi-hat, ale to nie ma dużego znaczenia. Ważne jest to, że talerze, a także kilka innych instrumentów perkusyjnych, charakteryzuje, że nie emitują one dźwięku o określonej wysokości.

Część „B” zawiera to samo nagranie co „A” z tym, że został tu użyty filtr górnoprzepustowy 9 kHz 24 dB/okt. Bardzo ważne jest, że tak potraktowanego nagrania nie usłyszy nikt, kto ma sześćdziesiąt lat i więcej. Pięćdziesięciolatkowie mogą usłyszeć co najwyżej bardzo ciche „cyknięcia” o ile w ogóle cokolwiek. Nagranie „B” słyszy się tak od czterdziestu lat w dół. Talerze i niektóre inne instrumenty, które mają dźwięk o nieokreślonej wysokości można potraktować filtrem górnoprzepustowym usuwając dół widma, a mimo to czterdziestolatkowie i oczywiście wszyscy jeszcze młodsi te instrumenty usłyszą.

Zaznaczenia „C” i „D”to widma fragmentów utworu zgranego z płyty winylowej, która została wydana w roku 1982. Strzałka w obu przypadkach wskazuje na hi-hat. Taki sposób realizacji talerzy perkusyjnych niestety jest typowy dla muzyki rozrywkowej. Ten utwór został nagrany w roku 1982, ale realizatorzy dźwięku podchodzili w ten sposób do talerzy perkusji w latach siedemdziesiątych, a zdarzało się to nawet w latach sześćdziesiątych. I z tego powodu osoby nieco starsze są skazane na odbiór dźwięku bardziej przypominający radio na falach długich w modulacji AM.

Rysunek 2. pokazuje więc, zaczynając od lewej, jak powinny być realizowane talerze, w końcu każdy kiedyś się zestarzeje, następnie jak tego się robić nie powinno, ale się tak robi i na koniec dwa fragmenty w ten sposób zrealizowanego utworu.

Na większości płyt z muzyką rozrywkową, właściwie to na prawie wszystkich, osoby starsze nie słyszą talerzy perkusyjnych, tamburynu, oczywiście chodzi o blaszki, a nie o naciąg, czy np. marakasów. Zresztą nie słychać wszystkiego co szumi i szeleści, jeśli to zostało potraktowane przez realizatora dźwięku w sposób pokazany na rys. 2. To, że od czasu do czasu słychać silniejsze uderzenie w crash nic nie zmienia. Osoby starsze teraz słyszą coś kompletnie innego niż, gdy były młode. Inne płyty i inna muzyka, inny rytm, bo inaczej taktowany, chociaż metrum to samo, inne brzmienie, a fizycznie to te same egzemplarze.

Ideą Hi-fi jest zachowanie najwyższej jakości dźwięku, ale skoro się odfiltrowuje sporą część spektrum, a z drugiej strony się je w sposób dowolny poszerza, nie ma to wiele wspólnego z tą ideą czy w ogóle z jakością. Kupowanie drogiego sprzętu po to, żeby i tak nie być w stanie usłyszeć części instrumentów wiele sensu nie ma. Przypominam, że nie ma instrumentu, którego nie byłyby w stanie usłyszeć osoby starsze. To występuje dopiero po ingerencji realizatora dźwięku. Czyli jakiś sześćdziesięciolatek lub starszy kupuje super zestaw audio, wyszukuje najlepsze wydania płyt i po kilku taktach muzyki wiadomo, że jest totalna klapa, bo wszystko brzmi beznadziejne i w ogóle niektórych instrumentów nie słychać. A bajki o ciepłym dźwięku nie przekonują, jeśli ktoś nie stracił pamięci, tak jak zdolności do słyszenia wysokich tonów.

Jeszcze w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku, w telewizji został wyemitowany program o tematyce sprzętu grającego Hi-Fi. W tym programie jedna osoba próbowała przekonać drugą co do sensowności kupowania tegoż. Jeden gość pokazał mianowicie drugiemu jakiś wykres mówiąc, że "tego tutaj nie da się usłyszeć na zwykłym sprzęcie". Poza tym padło też dość charakterystyczne zdanie "muzyka rozrywkowa przesuwa się w stronę wysokich częstotliwości".

Jak przekonać kogoś do zakupu drogiego sprzętu Hi-Fi? Może w taki sposób, że na takim sprzęcie istotnie usłyszy coś, czego nie słyszał na zwykłym?

Przy założeniu, że potencjalnym nabywcą sprzętu jest osoba młoda, faktycznie można takiemu nabywcy dać do posłuchania coś, czego na zwykłym sprzęcie, czyli np.radioodbiorniku skrzynkowym lub gramofonie z wkładką piezoelektryczną, nie słyszał. W tej chwili jesteśmy w latach sześćdziesiątych/siedemdziesiątych. W tamtych czasach, czyli właśnie koniec lat sześćdziesiątych i lata siedemdziesiąte, nabywcami sprzętu H-Fi raczej nie były osoby starsze, czyli rodzice, a prędzej ich dzieci, względnie ludzie już samodzielni, ale wciąż młodzi, mający dobry słuch. Ci starsi bardziej sobie cenili brzmienie lampowe, a poza tym i tak raczej nie słyszeli już wysokich tonów, więc mało kto się nimi nie przejmował. Co najwyżej pociechy, które chciały od nich wyciągnąć kasę na sprzęt i płyty.

Jeżeli teraz weźmie się nagranie spreparowane według metody z rysunków powyżej, to młodzież usłyszy to poszerzone i zmodyfikowane spektrum instrumentów, które daje „fajne” brzmienie. A poza tym usłyszy spreparowane talerze i inne instrumenty perkusyjne, które też brzmią „fajnie”. Ani jednego, ani drugiego nie usłyszy się na zwykłym odbiorniku. Ważniejsze wydaje się to, że talerzy na zwykłym sprzęcie brak w ogóle. Czy to nie jest świetny argument na zakup lepszego sprzętu? Jeśli się do tego doda głębszy bas i opcję na bardzo głośne garnie, to klient jest gotowy.

Owszem, po kilkudziesięciu latach ci ludzie, którzy byli zachwyceni tym „fajnym” brzmieniem i rzeczami, których nie dało się usłyszeć na zwykłym sprzęcie, mają słuch działający gorzej niż tani skrzynkowy radioodbiornik. Nie słyszą już poszerzonego w nagraniach spektrum instrumentów, a niektóre z nich w ogóle poznikały, bo zostały przesunięte powyżej ich zdolności słyszenia. To, co gra normalnie od 200 czy nawet 150 Hz teraz gra od 8 kHz, a tam są już dla niektórych ultradźwięki. Przecież pierwsza definicja ultradźwięków, którą można znaleźć w internecie jest taka: „Ultradźwięki, naddźwięki – fale dźwiękowe, których częstotliwość jest zbyt wysoka, aby usłyszał je człowiek”. Ale starszaki jakby się tym nie przejmują, że im się przesunęła granica ultradźwięków. Nie pamiętają co i jak kiedyś słyszeli? A może słuchają „ciepłego” brzmienia i tam takich rzeczy jak hi-hat, w ogóle talerze i wysokie tony nie ma? A może słuchają kabli i bezpieczników i nie mają czasu zauważyć, że na płycie wydanej 50 la temu już nie ma talerzy i wysokich tonów?

Dlaczego realizatorzy tak robili i dalej robią? Dlatego? Bo to, że robili tak przez przypadek i zbieg okoliczności nie przekonuje. Także słabo wypada argument, że byli ignorantami, którzy nie wiedzieli że słuch się starzeje. No i przez dziesięciolecia żaden z nich nie zauważył, że tak jest? Nikt nie posłuchał swojej produkcji sprzed czterdziestu czy pięćdziesięciu lat i nie zauważył, że czegoś brakuje? A perkusiści też nie słuchają płyt, które kiedyś nagrali? Wszystko im pasuje i wszystko gra? W ogóle wszystko tam jest?

Obecnie mamy więcej realizacji brzmiących poprawnie w uszach osoby starszej, niż to było kiedyś.  Ale prowadzącemu blog nie udało się trafić na nagranie, które by nie miało „podciętego” widma dla talerzy. Najwyżej zdarza się, że realizator podciął je niżej. Jeśli zrobił to nisko, to nagranie będzie kompletne. Ale naprawdę można odnieść wrażenie, że realizatorzy dźwięku nie zdają sobie sprawy z tego, że słuch się starzeje i że są ogromne rzesze ludzi, którzy już nie słyszą jak nastolatki. I ci wszyscy ludzie nie słyszą tego tak, jak to słyszy realizator.

Ilu jest realizatorów dźwięku świadomych tego, że oni sami nawet nie słyszą dokładnie tego, co zrobili? Nikt nie ma słuchu doskonałego. Ilu jest realizatorów dźwięku świadomych tego, że z upływem lat brzmienie tego, co zrobili zmieni się i być może niektóre instrumenty znikną z tych nagrań?

piątek, 4 października 2024

Najważniejsze są: przebieg impedancji i zawartość ołowiu...

Prowadzący blog zwrócił niedawno uwagę na pewne kolumny głośnikowe. Wyglądają niebanalnie, a opis na stronie producenta budzi zainteresowanie, bo podano tolerancję +/- 3 dB, co zdarza się dość rzadko. Jest nawet link do testu, który wykonało pewne czasopismo. Czytanie wynurzeń dziennikarskich nie ma sensu, ale czasopismo swego czasu wykonywało dość skrupulatne pomiary. Jednak w tym teście, który sobie można przeczytać jest tylko jeden pomiar, mianowicie pomiar impedancji. Kiedyś oprócz tego były pokazane też: efektywność, parowanie kolumn, odpowiedź impulsowa, wodospad oraz charakterystyka w poziomie i w pionie. Mając te wszystkie pomiary można już coś powiedzieć o tym czy kolumny są dobre czy mniej dobre.

Test został wykonany niedawno, więc czasopismo można bez problemu kupić. I magazyn został nabyty drogą kupna, gdyż prowadzący blog był ciekaw reszty pomiarów oraz przede wszystkim spodziewał się, że one tam będą, a dostępna wersja tekstu jest zwyczajnie okrojona.

Okazuje się jednak, że żadnych dodatkowych wykresów w gazecie nie ma. Jedyny wykres to ten z impedancją. Tylko, że wykres impedancji może się przydać psu na budę. Tak samo nic nie daje informacja, że jakaś płyta główna do komputera nie zawiera ołowiu. Co z tego, ze ołowiu nie ma? Co to kogo obchodzi? Inne rzeczy są ważne, a nie impedancja czy brak ołowiu.

Jeżeli się ma wykres z charakterystyką kolumny, to wiadomo jak ona gra. Jeżeli jest wodospad, to wiadomo czy jest ona wykonana solidnie, czy nie. A jak są jeszcze pokazane zniekształcenia, to już wiadomo naprawdę sporo.

Kolumn nie kupuje się dlatego, że jakiś dziennikarz coś o nich napisał. Ile warte są słowa dziennikarzy, to chyba każdy wie. Z drugiej strony prowadzący bloga nie kupi też kolumn na podstawie odsłuchu, bo mało co już słyszy. Gdyby magazyn pokazał wszystkie pomiary, może się je jeszcze w ogóle robi, to blog miałby teraz te kolumny, o ile by były liniowe. Studyjne monitory, dwie pary, zostały już dawno sprzedane i teraz nie ma już czym sprawdzać poprawek adaptacji akustyki, bo aktualnie posiadane kolumny liniowe nie są.

Absurdem jest kupowanie kolumn na podstawie dziennikarskich wywodów, ale o tym innym razem. W każdym razie czasopisma, którego nazwy nie wspomnę, więcej już nie kupię, bo nie zawiera żadnych przydatnych informacji. Marketing to za mało.

wtorek, 10 września 2024

Przejściowe pogorszenie słuchu

Prowadzącemu blog zdarzyło się ostatnio zastanawiać dlaczego jest tak cicho. Mianowicie byłą już noc, okno otwarte i... cisza. Akurat nikt z nikim nie dyskutował i nie jeździły samochody. Dziś, zresztą od kilku dni, już coś w takiej sytuacji słychać. Ot, takie gwałtowne i przejściowe pogorszenie słuchu. Jednak nawet całkowity powrót do normy będzie oznaczał mizerię. Ze względu na wiek i tak więcej się nie uda usłyszeć niż 10 kHz. Jedyna pociecha to taka, że będzie to słychać trochę głośniej.

Jednak takie pogorszenie słuchu jest bardzo pożyteczne. Pozwala sobie dokładnie uzmysłowić jakim absurdem są niektóre wypowiedzi podstarzałych audiofilów czy różnego rodzaju ekspertów z for internetowych i nie tylko.

A przede wszystkim pogorszenie się słuchu powodujące, że się na chwilę stało osiemdziesięciolatkiem, pozwala zupełnie na nowo zdefiniować pojęcie dobrze brzmiącej płyty. I dobrze nagranej.

Poniżej przykład dobrze brzmiącej płyty w każdym wieku. Zgrane z płyty analogowej, bo wydania cyfrowego chyba nie ma. Polska płyta nagrana w 1982 roku. Bez komentarza, bo widać dokładnie dlaczego nawet osoba starsza i gorzej słysząca nie odczuje, że coś straciła. Owszem, słuch już nie ten i brzmienie inne, ale słychać wszystko, co się słyszało czterdzieści dwa lata temu.



wtorek, 3 września 2024

Płyty brzmiące dobrze i nie

Niektóre płyty brzmią lepiej w uszach osoby mającej trochę więcej lat i gorszy słuch. Załóżmy, że ten gorszy słuch to możliwość usłyszenia dźwięków o częstotliwości najwyżej 8 kHz. Nie ma co ukrywać, że jeśli ktoś nie słyszy wysokich tonów, to żadna płyta nie brzmi dobrze, może szelakowa, ale są takie, które grają jakby się ich słuchało przez ścianę i takie, które aż tak bardzo nie przygnębiają.

Popatrzmy na obrazek:

Rys. 1. Realizacja dźwięku dla ludzi w każdym wieku.

Na rysunku mamy początek utworu z płyty zrealizowanej dobrze z punktu "widzenia" osoby nie słyszącej góry pasma. Linia pokazuje "granicę ciszy" tzn. 8 kHz. Dźwięk zaczynający utwór praktycznie nie "wystaje" poza tą linię więc nie ma z nim problemu. Natomiast te, z których jeden został zaznaczony prostokątem owszem wystają, ale tylko częściowo. Dzięki temu są słyszalne słabiej, ale jednak je słychać. W końcu całkiem sporo jest po "słyszalnej" stronie. Osoba starsza lub z jakąś wadą słuchu nie czuje się tak, jakby gwizdki się przepaliły, kiedy słucha tej płyty. W szczególności ktoś, kto zna faktyczne brzmienie, bo słuchał tego będąc człowiekiem znacznie młodszym.

A teraz popatrzmy na drugi obrazek z płytą zrealizowaną źle. Oczywiście teraz ona brzmi źle, bo czterdzieści jeden lat temu, jak się ukazała, to brzmiała świetnie. Ale wtedy mogliśmy usłyszeć pewnie nawet 20 kHz.

Rys. 2. Realizacja dźwięku dla nastolatków.

Na rys.2 jest zaznaczony dźwięk "A". On został wybrany dlatego, że w tym momencie pojawia się właściwie solo. Z kolei zaznaczenie "B" pokazuje problem dla osób starszych, a zarazem sposób uzyskania fajnego dźwięku dla ludzi młodych, którzy to słyszą.

Patrzymy teraz dokładnie na rys. 2. Zaczynamy od zaznaczenia "B" i idziemy pionowo w dół, ale tylko do 5,5 kHz.

"B" to najgorętszy zakres dźwięku zaczynającego się od mniej więcej 5,5 kHz. Gdyby podzielić to pasmo na trzy części, to pod linią 8 kHz mamy część, która jest troszkę chłodniejsza niż druga, ale jest już powyżej naszej granicy słyszenia, no i ta najgorętsza część przypada na zakres około od 12 kHz do 20 kHz. Czyli jedna trzecia, którą można jeszcze usłyszeć jest najcichsza. Czyli nie można jej usłyszeć, bo na dole jest dużo głośnych dźwięków, które praktycznie całkowicie maskują to, co wyżej.

Żeby ta płyta zabrzmiała teraz dobrze (słuch 41 lat starszy) trzeba by ją zmiksować inaczej. Łatwiej to pokazać na zaznaczeniu "A". Gdyby spektrum tego dźwięku wyglądało dokładnie odwrotnie, czyli jakby było odwrócone w pionie, to byłby on słyszalny.

A co by trzeba zrobić, żeby tak było? Nic nie trzeba robić, wystarczy zachować oryginalne brzmienie, jak się je dostało z mikrofonów. Natomiast nic by się nie stało, gdyby ktoś zrobił "gorąco" od 8 kHz w górę.

W książce "Dźwięk technika Hi-Fi", którą napisał Aleksander Witort, na stronie 35 jest rysunek, na którym zaznaczone są zakresy dla mowy i muzyki. Okazuje się, że realizatorzy przesunęli granicę dla muzyki w prawo do 20 kHz. Na rysunku z książki to będzie około15 kHz. Można to zrobić i tak się robi. Ale jeśli się "odchudzi" zakres powiedzmy 5-8 kHz, to nagranie zabrzmi słabo.

piątek, 23 sierpnia 2024

Kiedy zabraknie ostatniej oktawy

Dźwięk słyszalny to jedenaście oktaw. Ostatnia oktawa to częstotliwości od 11 kHz do  22 kHz. Jednak skoro przyjmuje się, że 8 kHz słyszy prawie każdy, to dolna częstotliwość ostatniej oktawy niech wyniesie 9 kHz. Żeby usłyszeć 18 kHz często trzeba się odmłodzić od trzydziestu do pięćdziesięciu lat... Tak czy owak, co się stanie, kiedy już nie będzie można usłyszeć nic powyżej 8 kHz? Są nastolatki audiofile?

Każdego czeka ten moment, że 8 kHz to będzie koniec możliwości jego słuchu. Okazuje się jednak, że właściwie nikt o tym nie mówi. Mało kogo to interesuje, w szczególności nabywców sprzętu grającego, oczywiście tych w statecznym wieku. A realizatorów dźwięku to już chyba w ogóle. Jednak przecież są tacy (realizatorzy), którzy mają już swoje lata i poza tym sporo huku w uszach, więc za wiele już nie słyszą...

Otóż jeśli realizator dźwięku jest osobą młodą, powinien działać z myślą także o ludziach, którzy mają już słuch gorszy i wysokie tony mogą przywołać tylko z pamięci.

Translacja to bardzo modne słowo wśród realizatorów dźwięku. Ale czy któryś z nich bierze pod uwagę, że w innym pomieszczeniu i na innych głośnikach będzie ich produkcji słuchać właśnie ktoś, kto z trudem słyszy 8 kHz?

Zanim realizator dźwięku wyeksportuje swoje produkcje, powinien jeszcze odciąć wszystko powyżej 8 kHz i posłuchać jak to zabrzmi. Może się tak zdarzyć, że jako całość wszystko wydaje się być ok, ale w przypadku, gdy brakuje góry coś się popsuje.

Są różne metody na translację. Jedną z nich jest słuchanie na takich monitorach, które nie mają zwrotnicy, bo mają tylko jeden głośnik. Mówi się, że wtedy można usłyszeć ewentualne błędy, które chowają się gdzieś w zakresie przejściowym filtrów, jeśli się używa monitorów dwudrożnych, czy trójdrożnych. Ale odsłuch bez ostatniej oktawy też jest jakąś metodą na translację m.in.dla emerytów i rencistów.

Paradoksalnie błędy realizacyjne często łatwiej mogą wyłapać osoby słyszące gorzej lub mające jakąś wadę słuchu. I być może lepsze efekty mogą uzyskać realizatorzy już trochę starsi. Oni nie muszą odcinać ostatniej oktawy.

Jest sporo płyt z lat osiemdziesiątych, które są uznawane za dobrze brzmiące. Jednak obiektywnie to one nie są dobrze brzmiące, jeśli się ma w metryce trochę więcej lat. Nawet po czterdziestce już zaczynają poważnie zanikać te wysokie tony, które właśnie dają to "fajne" brzmienie. Im ktoś jest starszy, tym mniej jest "fajnie" brzmiących płyt.

To "fajne" brzmienie można uzyskać w jakimś sensie kosztem zakresu poniżej ostatniej oktawy, za to "podrasowując" ostatnią.

Z kolei są płyty, które nie tracą jakoś mocno wraz z ubytkiem słyszenia wysokich tonów. Im mniej manipulacji dźwięku, im bardziej naturalne brzmienie, tym lepiej brzmią w uszach osób starszych.

Ale stare płyty zostały już wydane dawno temu, stoją na półkach itd. Więc nie ma sensu o nich wspominać. A jednak... nowe remastery nie są robione w ten sposób, że będą ich słuchać dziadkowie czy nawet pradziadkowie. Czy są? W każdym razie trochę tych znanych przez blog zrozumieć audio - nie.

Poza tym realizatorzy radiowi wydają się nie zdawać sobie sprawy, że radia słuchają też ludzie o gorszym słuchu. A już kompletnym idiotyzmem są radia nadające stare piosenki mające ustawione brzmienie jak dla młodzieży. Nie chodzi im chyba o to, żeby starsi panowie dwaj słyszeli disco czy rock z lat '70 jak przez radio odbierające fale długie?

Od strony technicznej sprawa przedstawia się tak. Jeśli z kolumn trójdrożnych o częstotliwości podziału 8 kHz wymontuje się głośniki wysokotonowe, to jak zrealizować dźwięk, żeby słuchacz miał jakieś wrażenie obecności wysokich tonów? Najprostsza metoda to pozostawienie wszystkiego tak, jak jest. W codziennym życiu nie odczuwa się utraty słyszenia wysokich częstotliwości w jakiś dramatyczny sposób. Mało kto sobie z tego w ogóle zdaje sprawę. Można oczywiście zniekształcić trochę dźwięk, żeby było tych wysokich, chociaż trochę mniej wysokich tonów. Ale można też zrobić to w drugą stronę do tego stopnia, że zrozumiałość mowy spada z powodu braku słyszalnych sybilantów. Są tacy, którzy sobie tak ustawiają brzmienie mikrofonów, że trudno usłyszeć "s" czy np. "f". To tacy młodsi "twórcy" filmów wrzucanych na różne kanały internetowe. Oczywiście manipulowanie brzmieniem w celu uzdatnienia go z myślą o starszyźnie nie może być zrobione tak, że młodzież będzie trafiać szlag. Ale jednak normą jest realizacja dla młodziaków, którzy słyszą dobrze, a starych pierników ma się za nic.

PS. Ostatnia oktawa to zakres od 11314 do 22627 Hz. Ale wtedy z wiekiem zabraknie już więcej niż jednej oktawy, a to już naprawdę przygnębia.

PS. 2. Ten post nie jest całkiem poważny, ale utrata wysokich tonów naprawdę dołuje...