wtorek, 21 stycznia 2025

Uchem Weterana: The Fixx – Shuttered Room

Jeśli ktoś w latach osiemdziesiątych myślał, że zagraniczne płyty są lepsze niż polskie, to niech posłucha tej: The Fixx – Shuttered Room.

Jeżeli wysokie tony są światłem, to Weteran w tym pokoju musi chodzić po ciemku. Ciemnia fotograficzna, przepraszam, fonograficzna. Zdjęcie pokazuje, że jeszzce trochę światła wpada, ale tak było przed trzydziestką...

 

O ile VOX, Rezerwat i Oddział Zamknięty jeszcze dają się posłuchać, gdy doda się trochę lub trochę więcej wysokich tonów, to The Fixx nic nie pomoże. Chyba, że nowy remastering czy wręcz rekonstrukcja. Chociaż w sumie najlepiej zrobić overdubbing.

A nie da się tej płyty słuchać dlatego:

Na rysunku są dwa fragmenty utworu. Proszę zwrócić uwagę na to, że hi-hat wybija inne długości nut w obu fragmentach. Jako, że nie słychać go wcale, utwór bardzo traci od strony rytmicznej, ale nie tylko.


Realizator dźwięku, którego tu nie wymienię z nazwiska, musiał mieć świetny słuch, kiedy nagrywał i miksował tę płytę. Prowadzący blog w roku 1982, kiedy płyta się ukazała, też miał dobry słuch. Muzyka jest dobre, brzmienie wtedy też było dobre, choć trochę dziwne. Teraz płyta brzmi jak błoto i poznikały z niej instrumenty. Słuchać można, ale wbrew sobie.

Dźwięk słyszany przez osobę ze znacznie ograniczoną zdolnością odbioru wysokich tonów jest na tej płycie naprawdę straszny. Jak widać na rysunku, talerze perkusji zostały odcięte w okolicach 10 kHz. Jeżeli na jakiejś płycie realizator zostawił coś poniżej 10 kHz i tego jest trochę więcej, to dodając nieco wysokich tonów regulatorem barwy można jeszcze usłyszeć kompletne instrumentarium. Nie brzmi to dobrze, ale da się wytrzymać. Tutaj można dodać tych wysokich tonów tyle, ile wzmacniacz pozwala, ale nic to nie zmieni. Jeśli ktoś nie słyszy nic powyżej 10k, to tam może być orkan, ale i tak się tego nie usłyszy.

wtorek, 14 stycznia 2025

Uchem Weterana: Oddział Zamknięty - "Oddział Zamknięty"

Krzysztof Jaryczewski unikając zasadniczej służby wojskowej trafił na oddział zamknięty w szpitalu psychiatrycznym. Tak przynajmniej internet wyjaśnia skąd się wzięła nazwa zespołu.

LP Oddział Zamknięty całkiem możliwe, że to pierwsze tłoczenie.

 

Właśnie ta płyta miała być początkiem cyklu postów dotyczących realizacji dźwięku. Klimat wokół sprzętu Hi-end czy w ogóle Hi-Fi oraz, jak się okazuje przemysłu fonograficznego, kojarzy się z matrixem albo z oddziałem w szpitalu, w którym wokalista unikał wcielenia.

Audiofile na forach zastanawiają się nad rzeczami nie do wychwycenia lub w ogóle nieistniejącymi. Że ten stolik lepszy, że tamten kabel gorszy. Niektórzy zastanawiają się skąd wziąć kawałek takiego samego kabla, jak mają do głośników, żeby go wsadzić do wzmacniacza zamiast bezpiecznika, bo jak dadzą inny kabel, to im się dźwięk popsuje. A ileż to mają problemów z kablem do gniazdka z prądem...

Tymczasem od mniej więcej pół wieku realizatorzy dźwięku nagrywają płyty w taki sposób, że ich brzmienie zmienia się wraz z procesem starzenia się słuchacza aż do kompletnego zaniku niektórych instrumentów i nikt tego tematu nie podejmuje. Nikt z tych ludzi słyszących różnice pomiędzy stolikami i kablami tego nie zauważył? Jak można nie zauważyć, że niektóre instrumenty są coraz słabiej słyszalne i w końcu w ogóle znikają? Ludzie są aż tak podatni na reklamy czy różnego rodzaju sugestie, że dopasują do siebie rzeczy kompletnie nieprzystające? Przecież w tej części pasma, którego starsi już nie słyszą, realizatorzy umieścili całe mnóstwo różnych "smaczków", a nawet przesunęli tam część instrumentów (talerze perkusji i perkusjonalia). I właśnie wtedy, gdy ci ludzie już tego wszystkiego nie słyszą, a brzmienie stało się błotem, piszą na forach jakieś dziwne rzeczy, albo nagrywają o tym filmy. I w tych filmach starsi, siwowłosi panowie, ewentualnie z brakami w owłosieniu głowy, opowiadają jak dobry lub mniej dobry jest bas, średnica i góra pasma. Tylko, że góry pasma nie słyszą. Nawet średnich tonów nie słyszą już tak dobrze, jak kiedy byli młodzi. Natomiast bas, choć słyszalny, to mają kiepski, bo jakiejkolwiek adaptacji akustyki zazwyczaj brak, nie wspominając o prawdziwych pułapkach basowych. Jak widać można mówić o czymś, co nie istnieje lub czego się nie słyszy, czyli w sumie nie istnieje.

Spektrum fragmentu utworu z tej płyty wygląda tak (strona pierwsza, utwór pierwszy):

Spektrum nagrania radiowego z lat osiemdziesiątych, kiedy program stereo był emitowany z pasmem do 12 kHz, a Trójka do 10 kHz.

Strzałki wskazują na dźwięki-widma. Jeśli się tym widmom (hi-hat, jak się domyślamy) dobrze przyjrzeć, to okazuje się, że są odfiltrowane tak do około 5 kHz. Prostokąt jest zaznaczony dlatego, żeby można było łatwiej odczytać jaki jest głośniejszy zakres dźwięku-widma, na który wskazuje strzałka. I ten głośniejszy zakres to mniej więcej 12-16 kHz. Jak się to rozpatrzy w kontekście tego, że na płycie są nagrania radiowe (Nagrania PR, tak mamy podane na okładce), to mamy coś, co chyba można nazwać oddziałem zamkniętym.

Polskie Radio w latach osiemdziesiątych nadawało w ten sposób, że program stereofoniczny miał pasmo sięgające do 12 kHz, natomiast Trójka, która była mono, do 10 kHz. Tak powiedział onegdaj inż. Leszek Michniewicz na antenie PR, prawdopodobnie w audycji "Zakłócenia odbioru". Jak widzimy na obrazku, głośniejszy zakres wysokich tonów wypada na 12-16 kHz, czyli przez radio nadające jak wyżej, utwór zabrzmi bez wysokich tonów. Dlaczego realizator dźwięku nagrywając w studio radiowym zrobił tak, że utwór przez radio się "nie przetłumaczy"? Bardzo modna dziś wśród realizatorów dźwięku jest translacja. Jak widać tu na translację nie ma szans. Wysokie tony zostały spreparowane w ten sposób, że emisja radiowa je skasuje całkowicie. Oczywiście, coś tam zostanie, ale zostanie tylko cicha część, trudna do usłyszenia lub niesłyszalna, nawet przez młodzież. Ktoś wysokie tony z tej płyty słyszał w Trójce w 1983 roku? Tzn. płyty jeszcze nie było, ale piosenki były grane.

Poza tym można powiedzieć, że ta płyta jest bez wysokich tonów, choć je ma, co widać. Ale wiele osób mogło ich nigdy nie usłyszeć, no i już nie usłyszą. Jeśli ktoś słuchał płyty, w latach osiemdziesiątych, na słabym gramofonie, to tych "gorętszych" wysokich tonów gramofon nie odtwarzał. A teraz mając siwe włosy nie usłyszy, choćby gramofon był za gazylion.

Podobnie jest na wielu polskich płytach. Polskie płyty w latach osiemdziesiątych były wyprodukowane przyzwoicie, pomijając kiepską, brudną masę i brak centryczności zapisu. To, że przez radio muzyka brzmiała lepiej niż z płyt wynikało z kiepskiej jakości gramofonów, w szczególności wkładek. Najczęściej były to przecież wkładki piezoelektryczne. A eliptyczne głośniki też tak wysoko nie grały.

Czy realizatorów dźwięku nie zastanawiała różnica pomiędzy tym, co słyszeli w studio nagrywając i miksując płytę, a emisją radiową? A ta różnica musiała być bardzo duża.

Cóż, jeśli ktoś zdobył dobrze zachowany egzemplarz na winylu i ma nadzieję, że zabrzmi jak wtedy, w latach osiemdziesiątych, to się rozczaruje. Ale może są tacy, co mając sześćdziesiąt lat słyszą jeszcze 20 kHz?

czwartek, 2 stycznia 2025

We Do What We’re Told

W jaki sposób uzyskać najwyższą jakość dźwięku? Skoro jakość ma być "najwyższa", to trzeba urządzić pokój do słuchania na najwyższym piętrze najwyższego budynku. Bez sensu? Oczywiście, ale niekoniecznie dlatego, że to bujda na resorach, ale ze względu na to, że jeszcze nikt tego nie sugerował w reklamie. Gdyby ktoś zrobił reklamę o tym, że najlepszy dźwięk słychać właśnie na najwyższym piętrze najwyższego budynku i dlatego należy sobie kupić taki apartament, to po pewnym czasie byłoby już sporo ludzi przekonanych, że nie ma innej drogi do dobrego brzmienia. Ale takiej reklamy nie ma. Pewnie dlatego, że "target" byłby bardzo niszowy. No business opportunities. Wiele osób łyknęłoby ten kit, ale mało kto chciałby w to wejść, no i mało kogo byłoby na to stać. Ale np. z kablami czy bezpiecznikami się udało.

W jaki sposób reagujemy na reklamy? A przede wszystkim jak przyjmujemy różne sugestie? Z czego jest zbudowany świat według Franka Zappy?

Z reklamami np. jest tak. Są do wyboru dwa wydania winylowe. Zwykłe tłoczenie i wersja "pancerna" czyli audiofilskie 180 gramów. Które jest lepsze? "Lepsze" jest wydanie 180 gramowe, bo płyta jest cięższa. No ale dlaczego cięższa płyta jest lepsza? Gra jakoś inaczej? Nie. To czemu jest lepsza? Bo ktoś powiedział (w reklamie czy w kryptoreklamie czyli to będą wszystkie recenzje w magazynach o sprzęcie grającym), że jest lepsza. Faktycznie wcale nie jest lepsza, bo cięższa, tylko właśnie dlatego jest gorsza. Jeśli ktoś ma takie "audiofilskie" wydanie na winylu 180g to jest ok. jeśli płyta jest idealnie prosta. Ale jak nie jest idealnie prosta, to położona na talerz gramofonu będzie krzywa, czyli pofalowana, albo stożkowa, zresztą jedno nie wyklucza drugiego, jak mawiał dziadek Jacek Poszepszyński. I docisk, o ile ktoś tego wątpliwego wynalazku używa, pomoże spłaszczyć ten stożek tylko z jednej strony. Druga wciąż będzie wklęsła jak talerz, ale nie gramofonowy, tylko taki do drugiego dania. A zwykłe tłoczenie, nawet trochę pofalowane czy wygięte w stożek położone na talerz gramofonu się wyprostuje względnie spłaszczy i "na wskutek tego" (sic!) ramię gramofonu nie dostanie padaczki, ewentualnie nie aż takiej. Poza tym ciężkie tłoczenie przechowywane przez dłuższy czas ma sporą szansę wygiąć się pod własnym ciężarem, taką przynajmniej ktoś kiedyś powiedział czy napisał, w praktyce z własnego doświadczenie nie mogę nic powiedzieć, bo "pancernych" winyli mam tylko kilka i zaledwie parę lat. Tu potrzeba poczekać lat kilkadziesiąt. Natomiast takie zwykłe tłoczenie przechowuje się bezproblemowo. Niektóre moje płyty mają ponad 40 lat i są dobrze zachowane. No i tłoczenie 180g to zwyczajne marnotrawstwo materiału. Ale jest droższe... Ferengi mają na tą okoliczność jakąś regułę akwizycji ;)

No a jaki plik jest lepszy? 44,1 kHz czy np. 192 kHz? Ten drugi jest lepszy, bo ma więcej kiloherców? Nie, lepszy jest ten, co ma mniej. Co najmniej z dwóch powodów. Waży mniej, więc szybciej się ściąga (teraz to ma już małe znaczenie, ale jednak), a przede wszystkim brak zawartości ultradźwiękowej sprzyja wzmacniaczom - nie ma opcji na intermodulacje. To samo dotyczy liczby bitów. 16 bitów jest lepsze niż 24? Realizator dźwięku powie, że lepsze są 24 bity, a w ogóle to najlepiej jak jest 32. To prawda, z punktu widzenia realizatora, ale do słuchania lepsze są pliki 16 bitowe. Są mniejsze, tańsze, zajmują mniej miejsca na dysku, a grają tak samo. Tzn. brzmią tak samo, bo z technicznego punktu widzenia różnice są, ale na słuch już ich brak. O Weteranach nie wspominamy.

Można też podać przykłady na zasugerowane rekalmami skrajności z drugiego krańca, tzn. że jeśli coś jest najmniejsze, to jest najlepsze. Jednak pozostańmy przy sugestiach typu większe, cięższe i zużywające więcej energii jest lepsze.

Jaki gramofon będzie lepszy? Ten cięższy? Cięższy będzie lepszy jeśli porównuje się Bambino z Danielem. Dla młodszych Czytelników bloga wyjaśnienie: Bambino i Daniel to gramofony z czasów PRL. Pierwszy to tandetny koszmar, a drugi to ucieleśnienie luksusu, jak na tamte czasy. Z technicznego punktu widzenia Daniel wydaje się mieć masę optymalną, albo jej bliską. Lżejszy nie pozwoliłby na uzyskanie dobrych parametrów, a cięższy już nie byłby lepszy. Daniela można poprawić np. dając lepszy układ stabilizacji obrotów i zwiększając precyzję wykonania elementów, ale dodanie masy nic nie da.

Jeśli się weźmie dokładne dane z pomiarów, a przede wszystkim wykresy, to widać pewną zależność. Lekkie gramofony, oczywiście te wysokiej klasy, mają bardzo podobne parametry, jak te ciężkie, masowe. Czasem nawet te lekkie są lepsze niż masowe.

Nie podam tu konkretnych nazw, bo tu niczego się nie reklamuje ani nie robi antyreklamy (może z wyjątkiem dokonań realizatorów dźwięku) i nie pokażę wykresów, ale faktycznie jest tak, że gramofon lekki za tysiąc jełro ma lepsze parametry niż taki ciężki z trzema silnikami, który kosztuje trzynaście tysięcy. Porównanie może zabrać trochę czasu, jeśli się sprawdza wykresy. Ale w najprostszy sposób porównanie wygląda tak: ten za tysiąc ma kołysanie obrotów +/-0,08% i zakłócenia od wibracji 73 dB, a ten za trzynaście tysięcy ma kołysanie dźwięku +/-0,093% i zakłócenia od wibracji 72,5 dB. To suche liczby i różnica jest praktycznie żadna, ale na wykresach widać na czym różnice polegają i ten lekki jest po prostu (troszkę) lepszy. A z dawniejszych czasów to lekki gramofon za tysiąc marek ma porównywalne i tylko trochę gorsze parametry niż taki masowy za prawie trzynaście tysięcy. Równomierność jest porównywalna, w tym droższym troszkę lepsza, natomiast jeśli chodzi o zakłócenia to są one lepsze w tym tanim, właściwie to mogłyby być, gdyby poprawić izolację silnika od korpusu, tzn. lepiej go odsprzęgnąć. Na wykresie widać, że to silnik daje o sobie znać, ale ogólny obraz jest taki, że lekka taniocha ma większy potencjał niż drogi krążownik. Konkretnie chodzi o to, że gramofonu masowego się już poprawić nie da, ale gdyby zrobić niewielką korektę w tym tanim i lekkim, to byłby już dużo lepszy niż ten ciężki i drogi.

Generalnie droższy sprzęt, w tym kontekście cięższy, jest porównywalny z lekkim, w praktyce działa tak samo, czyli gra tak samo. Jednak sugestia w opisie czy tzw. recenzji, jest jednoznaczna. Cięższe jest lepsze, bo gra lepiej, choć parametry są porównywalne i co najmniej wystarczająco dobre. No ale jak tu nie uwierzyć dziennikarzowi czy recenzentowi? A przecież pisze on za pieniądze producenta to co mu kazano, jednak mało kto o tym chce pamiętać.

Jeśli chodzi o sprzęt audio, to droższe, większe, cięższe, mocniejsze, mające więcej dB, Hz, kHz, czy czego tam jeszcze, jest praktycznie takie samo jak tańsze, mniejsze, słabsze, mające mniej dB, Hz, kHz. itd. Użytkowanie tegoż nie różni się wcale. Różnica była na początku i polegała na cenie. Ale jak ktoś raz stracił niepotrzebnie pieniądze, to potem już nic nie traci. Wyjątkiem są wzmacniacze pracujące w klasie A. One żrą prąd już po zakupie i właśnie dlatego dla niektórych są lepsze.

Gorzej jest, jeśli ktoś komuś sugeruje kupno czegoś droższego, które ma być lepsze, ale jest gorsze, a na domiar złego nabywca ponosi negatywne konsekwencje przez cały czas użytkowania. Świetnym przykładem będą tu samochody, a najlepszym spośród nich jest biały SUV. Chociaż jeszcze większym nonsensem będzie pickup i kabriolet, ale ich ludzie, na szczęście, kupują mniej. Na marginesie w takim białym SUV-ie jakość dźwięku będzie wyższa niż w kompakcie czy w limuzynie. Przecież SUV jest wyższy...

Dlaczego wszystko co jest białe wygląda gorzej niż kolorowe czy szare? Z wyjątkiem śniegu.

Nic nie może być bielsze niż biel czy bardziej białe. WTW (Whiter Than White) nie istnieje w realnym świecie, tylko w telewizorze czy monitorze.

Można sobie kupić białe kolumny czy biały gramofon. Wyglądają okropnie, zupełnie, jakby ktoś to zostawił podczas malowania ścian i sufitu z natrysku, ale to rzecz gustu, o którym się nie dyskutuje, albo kwestia smaku, którego wielu po prostu brak.

SUV ma to do siebie, że siedząc w nim zazwyczaj widzimy jego maskę. Poza względami estetycznymi problem jest taki, że biała maska oślepia i męczy wzrok.

Jeśli ktoś kiedyś malował elewację domu na biało w słońcu pamięta, że po pewnym czasie, kiedy wszedł do domu stwierdził, że jest prawie ślepy. Po kilku godzinach takiego malowania zaczyna się płakać, ból przemilczmy. Młody i zdrowy jeszcze jakoś wytrzyma, ale Weteran następnego dnia pójdzie do okulisty, co odradzam. Są trzy rodzaje białej śmierci: cukier, sól i lekarz pierwszego kontaktu.

Ktoś, kto ma biały samochód, w którym widać maskę, odczuwa to samo, co malujący w słońcu elewację na biało. W mniejszym stopniu, bo maska jest niewielka w porównaniu do ściany, ale zawsze. Poza tym, że to męczy, gorzej się widzi, o spadku koncentracji, poirytowaniu itd. nie wspomnę. Nawet nagranie z kamery samochodowej, o ile w kadrze jest biała maska, jest mniej kontrastowe, za to bardziej zaświetlone. A przecież widzimy tak samo. Światło rozproszone powstaje we wnętrzu oka, podobnie jak w obiektywie, pogarszając kontrast. Soczewka w oku nie ma powłoki przeciwodblaskowej, a wnętrze oka nie jest czarne i matowe, więc sytuacja jest nawet gorsza niż w wypadku obiektywu i kamery.

Białe-błyszczące oślepia, bo daje lustrzane odbicie. Biały śnieg, co ciekawe, aż tak bardzo nie oślepia, bo ma strukturę, która rozprasza światło.

Przedmiot biały (trójwymiarowy) wygląda bardziej płasko niż taki sam, ale mający kolor. Biały obiekt często odbiera się jako kontur, a nie bryłę. Wynika to z tego, że za kształt odpowiadają cienie i refleksy. Na białym przedmiocie może powstać cień, ale refleksy mogą już tylko oślepiać, pomijając fakt, że biały przedmiot oświetlony silnym światłem oślepia.

W odniesieniu do szarej skali i DR muzyki, to pole A czyli zupełnie białe, czyli białe auto, to utwór mający DR 0 (zero). Tej muzyki nie da się ściszyć, bo wtedy białe nie będzie już białe, ani zrobić głośniej, bo już i tak jest najgłośniej. Coś jak picie czystego spirytusu. Na zdrowie.

Jeszcze zastanówmy się dlaczego ten (biały) SUV jest gorszy od zwykłego auta.

Bo jest droższy, większy, cięższy, mniej komfortowy, więcej pali/zużywa prądu, gorzej się prowadzi, trudniej parkuje i jest brzydki. Ale wsiada się na wprost... To jest argument.

SUV gorzej się prowadzi i jest mniej komfortowy, gorzej się zachowuje podczas hamowania, a nawet przyspieszania. Środek ciężkości jest wyżej, więc podczas hamowania bardziej nurkuje, a podczas przyspieszania bardziej przysiada. Nie przysiada? Za to bardziej się przechyla na zakrętach. Nie przechyla? To dlatego, że jest bardzo twardy, czyli niekomfortowy, albo ma skomplikowane zawieszenie, czyli jest w miarę komfortowy, ale za to jest jeszcze droższy niż ten drogi, który nurkuje, przysiada i się przechyla. Przechyla? Na zakrętach podpiera się lusterkami, jak ktoś to dość trafnie ujął. Na prawa fizyki propaganda nie działa. Środek ciężkości jest wyżej i nie ma sposobu, żeby wysokie auto jeździło tak samo, jak takie, które ma środek ciężkości niżej, a na dodatek jest lżejsze.

Czy ktoś jechał za SUV-em po zakrętach i zastanawiał się dlaczego on tak często hamuje? Nawet, gdy zakręt jest prawie niewidoczny. Niektórzy znają to wrażenie, jak się wjedzie w zakręt wysokim autem trochę za szybko. Bywa, że niektórym zostają po takim wyczynie ślady hamowania w... trauzach.

No ale dlaczego ludzie kupują białe samochody? Bo taka jest moda. Ktoś tą modę wykreował.

Dlaczego ludzie kupują białe kolumny i gramofony? Bo im się spodobały reklamy.

Dlaczego ludzie kupują pliki 192kHz, magiczne kable czy bezpieczniki? Bo im ktoś podpowiedział.

Peter Gabriel nagrał kiedyś utwór o takim tytule jak ma ten post. To było już wiele lat temu, a my wciąż jesteśmy tacy sami (zdalnie sterowani).

Na koniec jeszcze o reklamach białych rzeczy z punktu widzenia fotografii. Biały samochód na zdjęciu nie jest biały, tak samo jak biały gramofon czy kolumna głośnikowa. To wszystko jest jasno szare, często z lekkim odcieniem jakiegoś koloru. W odniesieniu do systemu strefowego, który stworzył Ansel Adams, to biały przedmiot, jeśli ma zachować wszystkie szczegóły, powinien być przyporządkowany do strefy VII.

Zdjęcie z białym przedmiotem wydrukowane, takie w pełni profesjonalne, uzmysławia różnicę pomiędzy rzeczywistym obiektem. Zdjęcie czegoś białego zrobione dobrze nie oślepia, nie kłuje w oczy, bo na zdjęciu to białe nie jest już białe i oślepiające.

Nawet na monitorze komputera, o ile jest dobrze skalibrowany, biały samochód nie jest biały i wygląda całkiem znośnie. Można na niego najechać wskaźnikiem myszy, który jest biały i widać sporą różnicę. W porównaniu do szarej skali,  nie tej z mojego skanu skanu, biały samochód na zdjęciu to nie będzie pole A, tylko prędzej 3. Natomiast rzeczywisty samochód to jest właśnie pole A. I wygląda tak paskudnie, bo jest wielki i błyszczący, a pole A skali jest półmatowe i małe.

Już na koniec takie pytanie. Dlaczego na wielu filmach w scenach przesłuchania świeci się tym ludziom w oczy silnym światłem? Żeby im sprawić przyjemność? Czyżby? Właściciele białych samochodów jednak jakby lubią, jak im się świeci prosto w oczy, zupełnie na jak przesłuchaniu. Jakich reklam oni się naoglądali?

A jeszcze niedawno białe samochody kupowały firmy. Do białego lakieru nie trzeba było dopłacać.

PS. Trzeba jeszcze wspomnieć o tym, że SUV bardzo źle reaguje na silniejsze podmuchy wiatru podczas szybszej jazdy. Jest to spowodowane tym, że ma on większą powierzchnię, niż normalne auto, na którą działa siła wiatru. Przy czym dodatkowo ta powierzchnia jest wyżej, więc i dźwignia, na którą oddziałuje siła wiatru jest dłuższa. Wskutek tego wiatr targa SUV-ami jak pies flakiem. I przypomnijmy sobie, że wzór na opór aerodynamiczny zawiera zmienną, która nazywa się powierzchnia czołowa. SUV ma większą powierzchnię czołową, więc stawia większy opór powietrzu niż zwykłe samochód. Skoro stawia większy opór aerodynamiczny, to więcej pali czy zużywa prądu, że jest cięższy, już wspominaliśmy. Ale skoro producent samochodów zarobił więcej sprzedając większe i cięższe auto, to jego alianci też zarobią więcej. A są to przede wszystkim rafinerie i elektrownie. Ale części zamienne też są chyba droższe.

PS. 2. Zdarzyło mi się zobaczyć reklamę nowego samochodu pewnej znanej firmy. Jest wielkie, ciężkie, kanciaste, więc o opór aerodynamiczny nikt się nie troszczył, a przy tym wysokie, więc firma zatroszczyła się o producenta paliwa czy też prądu. A nabywca spokojnie sobie tkwi w matrixie. "W telewizji pokazali..."