sobota, 19 lutego 2022

Jak się ustawia wkładkę gramofonową - kilka uwag

W sieci pojawił się film, który pokazuje BŁĘDNY sposób ustawiania wkładki gramofonowej. Z tego powodu kilka zdań. Być może ktoś ustrzeże się w ten sposób przed niewłaściwym ustawieniem.

W główce ramienia mamy takie dwie jakby szczeliny. Tworzą one rodzaj prowadnicy dla wkładki. To prowadzenie polega na tym, że się samą wkładkę przesuwa do przodu lub do tyłu. Przesuwając wkładkę staramy się, żeby była ona równoległa do tych szczelin. Nie kręcimy wkładką osiowo! Przesuwamy ją tylko równo do przodu lub do tyłu. Jeśli sobie wyobrazimy oś wkładki i oś główki ramienia, to one muszą być zawsze równoległe do siebie.

Na szablonie, który musi być odpowiedni do ramienia, bo taki do ramienia 12 cali nie nadaje się do 9 calowego, mamy dwa punkty do regulacji. W tych punktach wkładka, jej czoło, musi być równoległa do narysowanych na szablonie linii.

Jeśli weźmiemy pierwsze miejsce, to zewnętrzne i ustawimy wkładkę równolegle przesuwając ją trochę do przodu lub cofając, to w drugim miejscu, tym wewnętrznym, zobaczymy, że jest krzywa. Więc teraz trzeba ją odpowiednio przesunąć. Jak się przesunie i uzyska ustawienie równoległe względem linii na szablonie to się wraca do pierwszego miejsca itd.

Czyli tak: ustawiamy igłę w pierwszym punkcie i widzimy, że jest źle. Więc przesuwamy wkładkę nieco w przód lub w tył, to na podniesionym ramieniu. Ale skoro przesunęliśmy wkładkę w uchwycie, to po opuszczeniu nie trafi w punkt, więc trzeba troszkę obrócić talerz albo szablon czy matę razem z nim. Po ustawieniu i ocenie wiemy czy jest ok. czy jeszcze troszkę trzeba przesunąć. Itd. Następnie drugi punkt i ta sama zabawa w przesuwanie o milimetr, a nawet mniej.

Praca jest zegarmistrzowska i tylko największa dokładność i cierpliwość gwarantuje sukces. To nie jest takie proste jak by się mogło wydawać. W ogóle osiągnięcie dobrego dźwięku z winyla to jest prawdziwa sztuka i mało komu się udaje. Całe to gadanie w internecie to, według mnie, zwykłe zmyślanie osób, które tak naprawdę nie zdają sobie sprawy z tego co robią, a w szczególności nie słyszą, co i jak gra.

Pomyślcie. Przecież w sieci jest film, gdzie gość wywalił z gramofonu oryginalne nóżki, które izolują od drgań i wibracji podłoża, a postawił gramofon na kolcach czyli sprzęgł go z zakłóceniami. Ale nie zdaje sobie sprawy z tego co robi i nic nie słyszy. Ale samopoczucie ma świetne i uważa się za znawcę, choć faktycznie jest ignorantem z niedosłuchem.

Osoby regulujące to ustawienie często będą już wiedzieć, że jeśli ustawią dobrze w pierwszym miejscu, a w drugim wkładka jest skręcona w którąś stronę, to będzie trzeba ją przesunąć w odpowiednim kierunku. A jak się to robi pierwszy raz lub raz na rok, to trzeba próbować czy cofanie poprawia ustawienie czy wysuwanie w przód.

W każdym razie trzeba przesuwać wkładkę tak długo, aż się uzyska równoległe ustawienie w obu punktach. W kilku małych krokach.

Ale wkładki się Qr.. nie skręca!!! Ją się przesuwa tył-przód w główce, do jasnej Anielki!!!

Dodam jeszcze, że do tej regulacji należy ustawić bardzo mały nacisk igły, jakieś pół grama będzie ok. i wszystko robić ostrożnie i pomału. 

Byłoby prościej, gdyby dać jakieś zdjęcie, ale ja już nie mam gramofonów. W każdym razie nie ma takiej możliwości, żeby ustawić wkładkę w jakimś miejscu (odległości) i uzyskać dobre ustawienia przez skręcanie w prawo lub w lewo. Regulacja polega na wydłużeniu lub skróceniu odległości igła/oś ramienia przy zachowaniu równoległości wkładka/główka.

środa, 16 lutego 2022

Majstrowanie audio - uzupełnienie

 We wcześniejszym poście zastanawialiśmy się nad właściwościami pomieszczenia w którym pracuje pewien bardzo znany realizator dźwięku. Na te pytania nie znajdziemy odpowiedzi, ale wiemy, że nowe ustawienia sprzętu są sprawdzone i pomierzone. Jest dostępny długi wywiad z autorem książki, z której wziąłem zdjęcie do wspomnianego wpisu. Kilka słów o nowej sytuacji.

Wygląda to tak:


Przede wszystkim warto sobie wyszukać film i obejrzeć. Dla osób zajmujących się masteringiem, które tego nie widziały to jest jazda obowiązkowa. Szukać trzeba wpisując imię i nazwisko realizatora i patrzyć w wynikach na kolumny. No dobrze. Można wpisać jeszcze Comprehensive Interview on PMFC.

Nie będę streszczał całego wywiadu, wspomnę tylko o dyfuzorach, które są w miejscu, w którym nie powinny być. Napisałem o tym zresztą post już jakiś czas temu. Otóż one są tam nie dlatego, że Bob się nie zna na rzeczy. On się zna na tym co robi. Zresztą sam wyjaśnia dlaczego one są tam, gdzie są, a nie powinny.

Dodam jeszcze, że ustawienie z poprzedniego posta mogło być krytyczne, ale nie musiało. Nie znamy odległości. Nawet jeśli suby stały za daleko w przypadku gdyby przejmowały przy dość wysokiej częstotliwości, to dla odpowiednio niskiej to już nie ma znaczenia, bo monitory stoją bliżej i ta część zakresu niskich częstotliwości mogłaby być bez tłumień. W każdym razie wiemy, że pomieszczenie było mierzone. To znaczy to ze zrzutu jest mierzone, ale zakładamy, że wcześniejsza wersja też była mierzona.

poniedziałek, 14 lutego 2022

"Tajniki" wkładek gramofonowych

Szukając jakiegoś konkretnego filmu zawsze znajduje się więcej. Ten o tytule takim jak ma dzisiejszy post, jednak bez cudzysłowu, znalazł się pewnego razu w sugestiach. Tytuł jest obiecujący, więc trzeba go było obejrzeć by się przekonać jakież to sekrety zostały wyjawione.

Okazało się, że nie dowiedzieliśmy się niczego tajnego, a było to coś w rodzaju ABC wkładek gramofonowych, a być może AB lub nawet tylko A. Skoro nie był to tajny kurs dla wtajemniczonych, to powinno się w nim znaleźć kilka podstawowych i ważnych informacji. A są one takie:

1. Jak się montuje wkładkę w główce żeby była we właściwym miejscu i zapewniła prawidłowe śledzenie zapisu.
2. Jak się ustawia nacisk igły na płytę.
3. Jak się ustawia anti-skating.
4. Jakie znaczenie ma pojemność kabla w przypadku wkładek MM.
5. Jaka jest różnica, ta faktyczna, pomiędzy wkładką MM i MC.

O tym, że gramofon powinien być wypoziomowany i w ogóle wtyczka ma być podłączona do sieci nie trzeba chyba wspominać. Jednak o tych rzeczach w filmie nie ma mowy. Wróćmy jednak do naszego abecadła.

AD. 1. Skoro ramię porusza się po łuku, to wkładka jest ustawiona krzywo praktycznie zawsze. Żeby ten błąd zminimalizować trzeba się posłużyć szablonem i odpowiednio ją ustawić. W zależności jak długie jest ramię potrzebny jest inny szablon. Są też takie uniwersalne, oczywiście. Ale szablon trzeba sobie wydrukować, co czasem bywa obarczone błędem, bo nie można wydruku skalować. Gdy ktoś sobie włączy jakieś dopasowanie do kartki i centymetr na wydruku już nie jest centymetrem, to cała regulacja zda się psu na budę. Taki szablon należy wyciąć, ale najtrudniejsze jest wycięcie otworu na oś talerza. Jak ktoś tego nie robił to przyda mu się wskazówka. Według mnie najlepiej jest to zrobić żyletką pod lupą. Lupa na statywie jest świetną sprawą, bo wtedy mamy dwie ręce do dyspozycji, papier lubi się ślizgać. Nie trzeba starać się wyciąć otworu okrągłego, można nawet wyciąć w kwadrat, ważne żeby linie cięć pokrywały się dokładnie z zarysem otworu. Ośmiokąt będzie jednak lepszy.

AD. 2. Można użyć wagi jubilerskiej, ale wtedy warto położyć na nią kawałek folii, żeby nie skrobać igłą metalowej płytki wagi. Płytka wagi powinna być w płaszczyźnie płyty, nie można jej postawić na talerzu. Jeśli ramię w czasie regulacji będzie wyżej niż w czasie odtwarzania, to ustawienie nie będzie perfekcyjne - tak przynajmniej twierdzą niektórzy.

AD. 3. Wbrew pozorom nie jest to taka prosta sprawa. W dobrym gramofonie fabryczne wyskalowanie tej regulacji powinno być wystarczająco dobre. Jest taki sposób z użyciem gładkiej strony winyla, ale pomyślmy. Igła dotyka płaskiego samym czubkiem, a w rowku styka się w dwóch miejscach, zatem w praktyce tarcie jest większe i siła dośrodkowa również. Więc taka regulacja nie będzie dokładna. Już lepiej zdać się na ustawienie oferowane przez producenta.

AD. 4. Pojemność kabla dla wkładki MM jest decydująca dla jakości dźwięku. Jeśli ta pojemność będzie za duża, to wysokie tony zostaną podbite, dźwięk stanie się za jasny, ostry, a wszystkie szumy i trzaski staną się za głośne. Ale warto też wiedzieć, że pojemność większości przedwzmacniaczy gramofonowych do wkładek MM jest za duża. W takim przypadku nawet kabel o zerowej pojemności (gdyby taki istniał) nic nie pomoże. Wysokie tony zostaną wystrzelone w kosmos i nie da się czegoś takiego słuchać. Trzeba się wystarać o przedwzmacniacz, który ma regulację pojemności zaczynającą się od 30 pF. Albo taki, który regulacji nie ma, ale za to ma małą pojemność wejścia.

AD. 5. Różnica pomiędzy wkładką MM i MC jeśli się dopasuje pojemność, o czym mowa w pkt. 4, jest taka, że różnicy nie ma w praktyce żadnej. Poza tym, że przedwzmacniacz MM mniej szumi niż ten dla MC. Ale żeby pojemność dopasować poprawnie, to trzeba mieć dobry przedwzmacniacz, o małej pojemności wejścia, i kilka kabli o różnej pojemności, ewentualnie samemu sobie taki kabel zrobić. Zaczyna się od większej długości, a potem go można skracać, aż się dojdzie do optymalnej charakterystyki. Można dobierać pojemność na słuch, ale to się zawsze skończy błędem, albo skorzystać z płyty testowej. Ale nawet wtedy najlepiej nagrać sygnał z wyjścia, może być nawet to słuchawkowe, i przeanalizować nagranie w komputerze. Skutek tego jest taki, że możemy używać znacznie tańszych wkładek MM. Doliczenie do tego ceny płyty testowej i tak wyjdzie pod kreską znacznie taniej niż gdybyśmy używali wkładki MC. Dla tej wkładki też trzeba czasem dopasować wejście, ale wtedy używa się odpowiednich rezystorów, albo regulacji w przedwzmacniaczu, która czasem jest. Ale we wzmacniaczach zintegrowanych zazwyczaj tego nie ma i wtedy trzeba wybrać wkładkę, która będzie pasować do parametrów wejścia. A zatem będzie musiała być zazwyczaj typowa, żadnych egzotycznych wynalazków, a i takie bywają.

Zobaczmy jak to wygląda w praktyce. Na obrazku poniżej mamy parametry przedwzmacniacza idealnego.


Rys. 1. Taki przedwzmacniacz jest ok. Ale kosztuje fortunę i nie daje nic więcej niż dobry, który już jest we wzmacniaczu zintegrowanym.

 

Przedwzmacniacz ma regulowaną pojemność wejścia MM od 30 do 400 pF oraz regulowaną impedancję dla MC. Nas interesuje tylko ten pierwszy parametr. Wykresy pokazują co się stanie jeśli do "normsystem" zastosujemy różne pojemności wejścia tego przedwzmacniacza. Jeśli się ustawi 400 pF (na wykresie linia 1.) to wysokie tony zostaną podbite o około 2 dB (ale w paśmie do trochę powyżej 10 kHz). Nie jest to dużo, ale takie wzmocnienie na pewno jest słyszalne i decyduje o odczuciu dobrej jakości, albo takiej mało fajnej. Warto zauważyć, że jeśli jest za duża pojemność, to pasmo zostanie ograniczone, a dla 20 kHz będziemy mieś spadek o około 6 dB w stosunku to tego, co można osiągnąć w przypadku dopasowania. Linia oznaczona 2. to ten przypadek optymalny. Pasmo przenoszenia jest aż do 100 kHz i to równiutko bez żadnych spadków. Na płycie zapis tak daleko się sięga, ale mimo wszystko warto to podkreślić. Z kolei linia 3. pokazuje co się stanie, gdy pojemność będzie za mała. A zatem lekki spadek na wysokich tonach i znów ograniczenie pasma, ale już nie takie mocne jak w przypadku pojemności za dużej.

Normsystem to będzie typowy kabel i typowa wkładka. Ile oni w tej gazecie przyjęli za normę, to już nie wiadomo. Jednak pojemność kabla będzie raczej umiarkowana.

Drugi rysunek pokazuje inny przedwzmacniacz, tym razem jest to przedwzmacniacz MM w jakimś amplitunerze. Widzimy, że podbicie wysokich tonów jest trochę większe, około 2,5 dB, ale za to spadek na górnym skraju pasma jest już bardzo duży. 15 kHz będzie stłumione o jakieś 5 dB, a o 20 kHz można w ogóle zapomnieć. Dlaczego tak się dzieje widzimy na kolejnym rysunku.


Rys. 2. Przedwzmacniacz gramofonowy MM wbudowany w amplituner. Ma właściwości typowe dla tego typu urządzeń i nie nadaje się do słuchania. Podobnie jest też w zwykłych wzmacniaczach zintegrowanych, choć czasem zdarzają się wyjątki.

 

Ten przedwzmacniacz ma aż 560 pF na wejściu. Nadaje się tylko do tego, żeby sprawdzić, że gramofon i wkładka działają, bo słuchać tego raczej się nie da.


Rys. 3. A t mamy wyjaśnienie dlaczego. Pojemność wejścia jest o wiele za duża. Robi się tak prawdopodobnie aby spełnić normy odporności takiego wejścia na zakłócenia. W praktyce lepiej by było, gdyby zrezygnowano z tego. Ale wtedy w materiałach reklamowych już by było o jedną rzecz mniej w porównaniu do konkurencji, więc się ten szmelc ładuje. Zdezorientowany nabywca może się zdziwić, jeśli ma słuch i jest spostrzegawczy, albo niczego nie zauważy i zacznie się zachwycać jak to ma z winyla "uporządkowaną" scenę.

 

Jeśli ktoś ma przedwzmacniacz o małej pojemności oraz postara się o płytę testową, to powinien też wiedzieć, że to co na tych wykresach pokazano powstało nie z pomiarów z płyty, tylko z jakiegoś zastępczego ustrojstwa z generatorem częstotliwości. Realnie wkładka nie ma całkiem płaskiej charakterystyki w górnym zakresie pasma, bo tam zawsze jest rezonans układu drgającego. Trzeba to mieć na uwadze jak się analizuje realny układ.

A teraz zajmijmy się wspomnianym na początku filmem. Weźmy tylko jeden moment. Wygląda to tak:

 

Rys. 4.

Autor narysował nam swe wyobrażenie o kształcie i rozmiarach igły oraz rowka. Faktycznie rowek powinien być narysowany tak, jak to jest zaznaczone i opisane na zrzucie ekranu. Chodzi o kąt prosty. Natomiast miejsce w którym styka się igła ze zboczami rowka bezpieczniej narysować tam, gdzie wskazuje strzałka. Trzeba sobie porównać promień końca igły i rozmiary rowka.

Ale w którym miejscu jest ten kontakt? W różnym. Zapis jest pod kątem 45 stopni dla obu kanałów, więc w zależności w którym miejscu zapisu będzie igła, to albo znajdzie się głębiej lub płycej. Ale przy samym górnym skraju, to raczej nie.

Wypadałoby jednak zakończyć jakimś tajnikiem. Otóż taki prawdziwy tajnik jest następujący:

Jeżeli ktoś kupi jakiś stary, ale przyzwoity gramofon, dosłownie za grosze, i go odrestauruje, no i trochę poprawi, może to być polski gramofon z lat osiemdziesiątych ale taki, który ma dłuższe ramię, bo jest sporo takich z krótkimi, np. G-8010 nie jest dobry z powodu krótkiego ramienia i główki bez możliwości regulacji, ale taki Daniel już może być, to z wkładki MM z dobrą igłą, a więc jednak nie sferyczną, będzie mieć jakość tak samo dobrą jak z gramofonów nowych z wkładkami MC, które będą kosztować czasem fortunę. I na dodatek z przedwzmacniacza wbudowanego we wzmacniacz zintegrowany o ile ten ma małą pojemność, więc nawet dodatkowego przedwzmacniacza nie trzeba kupować.

Tylko skąd wiadomo jaką one mają pojemność? Wydaje mi się, że to można odczytać ze schematu. Kiedyś porównywałem sobie różne schematy i różnice są duże. Chodzi o pojemność kondensatorów na wejściu. Problem w tym, że ocena na podstawie schematu wymaga wiedzy inżynierskiej. Prościej i pewniej jest wyszukać takie dane jak na rysunkach od 1 do 3. To znaczy nie jest prościej, bo takich danych często nie udaje się znaleźć.

Warunkiem uzyskania takiego brzmienia na wkładce MM jak MC jest cierpliwość i dokładność. To jest dłuższa przeprawa, ale jak się już dopasuje kabel naprawdę dokładnie, to wtedy można słuchać z najlepszą możliwą jakością i tylko od czasu do czasu wymienić igłę. A ta nie jest droga. Autor bloga trochę próbował z tymi kablami i to naprawdę działa w praktyce, nie jest tak, że to się sprawdza tylko na jakichś wykresach.

I już zupełnie na deser. Wyniki pomiarów tego przedwzmacniacza "idealnego" są wzięte z gazety, w której były testy czterech takich urządzeń. Wszystkie drogie lub bardzo drogie, natomiast tylko tej jeden jest dobry. Pozostałe trzy to bardzo drogie śmieci. Natomiast ten drugi w amplitunerze był pomierzony w innym wydaniu tego magazynu.

środa, 9 lutego 2022

Majstrowanie audio

Majstrowanie audio czyli produkcja czegoś do słuchania jest obszarem, który gwarantuje osiągnięcie sukcesu. Kluczem do powodzenia jest głośność. Jak jest głośno to jest dobrze. Włączysz radio - głośno. Włączysz telewizor - głośno. Włączysz jakąś płytę - głośno. Realizatorzy dźwięku w radio, telewizji oraz pracujący dla wytwórni płytowych osiągnęli sukces, bo za ich wysiłki ktoś im zapłacił. Pieniądze są przecież miarą sukcesu. Zapewne każda aplikacja o pracę, którą składa realizator zawiera coś takiego: "wasze produkcje są ciche, ja zrobię głośniej".

Mamy też realizatorów, którzy pracują dla idei. Tą ideą jest oczywiście głośność. Są więc media, gdzie realizator dźwięku działa społecznie. Być może nawet nie jest osobą specjalnie pilnującą tych spraw, ale ustawieniami parametrów emisji zajmuje się dodatkowo. Tacy są chyba najgorsi. Efekty ich wysiłków często zwalają z nóg. Zdarzyło mi się trafić na filmik na pewnym znanym portalu społecznościowym, który miał dźwięk tak głośny, że nawet po ściszeniu telefonu świdrował w uszach. A słuchałem przez głośniczek smarkfona. Coś niewiarygodnego. Zawodowcy nie są wiele lepsi. Są lepsi pod tym względem, że borą kasę i to ich satysfakcjonuje. Amatorzy mają satysfakcję tylko z tego, że zrobili głośno.

Realizatorzy pracujący społecznie są najbardziej szkodliwi, bo nie zawsze mają możliwość monitorowania efektów swojej pracy. Jeśli mają, to te możliwości są ograniczone. A przede wszystkim nie dysponują wymaganą wiedzą. Jeśli ktoś ustawia brzmienie siedząc przy laptopie i słucha przez głośniczki, to efekty jego pracy brzmią fajnie tylko na tym laptopie i tylko w jego uszach.

Jednak nawet ci, którzy są na samym topie i cieszą się sławą i uznaniem nie są w stanie ustrzec się błędów. Popatrzmy na pomieszczenie w którym pracuje względnie pracował jeden z najbardziej cenionych realizatorów dźwięku.

 

Tak kiedyś wyglądało pomieszczenie w którym pracował jeden z najbardziej znanych i lubianych realizatorów dźwięku.


To ustawienie spotkało się z krytyką pewnego autora, który zajmuje się tematyką audio. Zapytał on realizatora czy takie ustawienie subwooferów nie skutkuje tłumieniem dla pewnej częstotliwości. Autor ten wskazał konkretną częstotliwość, którą wziął z wyliczenia na podstawie orientacyjnej oceny odległości od ściany. Śledziłem profil tego realizatora dźwięku i zauważyłem, że po pewnym czasie zmienił on ustawienia. Coś musiało być na rzeczy. Zresztą to o czym tu wspominam jest do odnalezieniu na niebieskim f-ubeku. Zadanie jest trudne, bo to wszystko miało miejsce kilka lat temu, ale powinno być dostępne internetowym archeologom.

Najprościej ustawić subwoofery w narożnikach i dopasować głośność i czas, aby zgadzały się z monitorami. Jednak to pomieszczenie może być problematyczne z kilku jeszcze powodów.

Przede wszystkim wydaje się być dość małe. Poza tym ilość ustrojów akustycznych, które widać jest niewielka. Samo zdjęcie jest wzięte z książki zatytułowanej "Majstrowanie audio". Powiedzmy, że w tłumaczeniu na nasze tak on może brzmieć.

Zatem pytanie jest następujące: czy w tych warunkach dokładnie słyszy się to, co się majstruje? Nie wiemy czy pogłos mieści się w wymaganych ramach. Nie wiemy też czy charakterystyka częstotliwościowa mieści się w odpowiednio wąskim korytarzu. W tym ustawieniu niski bas może być, prawie na pewno jest, z tłumieniami.

Wiemy z książki, że nasz realizator dźwięku, nazwijmy go Bob Kac, ma do dyspozycji jeszcze dwa inne pomieszczenia, które mają inne właściwości i zdecydowanie nie są neutralne. Końcowy master jest jakby wypadkową działania trzech pomieszczeń. Jeśli coś brzmi w określony sposób w jednym, drugim i trzecim pomieszczeniu, to jest zrobione dobrze. Można jednak podejrzewać, że nawet w tym głównym, ze zdjęcia, które powinno być neutralne, materiał nie brzmi całkiem neutralnie.

Nasz realizator w pewnym momencie zrezygnował z monitorów i subów na rzecz dużych kolumn firmy z Europy, której nazwa zaczyna się literami "Dy". Czytelnicy bloga, którzy intensywnie śledzą lub śledzili poczynania realizatorów dźwięku, w tym tego, którego pomieszczenie kontrolne widzimy, wiedzą dokładnie o jakie kolumny chodzi. Problem w tym, że orientacyjna ocena odległości w jakiej zostały ustawione od przedniej ściany wypada w ten sposób, że stoją/stały za daleko. Bob Kloc upublicznia swoje poczynania, więc zdjęcie tych nowych kolumn w jego studio można pewnie znaleźć w czeluściach internetu.

Wniosek można wyciągnąć z tego taki, że Bob nie wiedział dokładnie co robi z dźwiękiem, bo ustawienie, to na zdjęciu, w tak zaadaptowanym pomieszczeniu nie gwarantuje neutralności. Można powiedzieć, że nie ma neutralnego pomieszczenia i neutralnych głośników. Faktycznie, nie ma. Ale jeśli się zmieści w pewnych granicach, to przyjmuje się, że faktycznie słyszy się efekty swej pracy. I te efekty będą słyszalne w każdym pomieszczeniu spełniającym wymagania dla pomieszczenia kontrolnego. Natomiast w takim "podejrzanym" jak tu i w ogólności w każdym zwykłym pomieszczeniu pewnych rzeczy się usłyszeć nie da.

Konieczne jest jedno pomieszczenie spełniające wymagania. Wtedy zbędne stają się te dodatkowe.

czwartek, 27 stycznia 2022

Ignorance Is Bliss

Zdanie "Ignorance Is Bliss" pamiętamy m.in. z filmu Matrix, którym się tu niedawno zajmowaliśmy. Ale tak naprawdę pierwszy raz padło w roku 1768, natomiast wspomniany film jest z 1999. Tak przynajmniej podaje propagandopedia. Tzn. nie mamy wątpliwości z którego roku jest film, bo to mamy napisane na DVD. Jednak czy ktoś pierwszy raz zapisał je w osiemnastym wieku, czy ktoś inny wpadł na to wcześniej, a zapewne tak było, nie ma znaczenia. Ważna jest treść. A sens zdania jest bardzo głęboki. Faktycznie, jeśli czegoś nie wiesz możesz być zadowolony, oczywiście w pewnych okolicznościach. Zresztą sami popatrzcie. W sieci można znaleźć filmik w którym jego autor przerabia głośniki komputerowe na coś innego.

Warto obejrzeć film zanim się przejdzie dalej. W wyszukiwarkę trzeba wpisać coś w stylu, że Daniel stuningował stare głośniki Lodżitek.

Motywacją dla autora filmu i wykonawcy przeróbek jest to, że wydaje mu się, że wszystko świetnie słyszy. Czyli że jak coś przerobi, to usłyszy różnicę. Niestety niekoniecznie. A właściwie to koniecznie nie usłyszy. Te rzeczy naprawdę "grube" można usłyszeć, ale niuanse już bardzo trudno.

Chodzi o to, że w tym filmie, a nawet w dwóch filmach, bo są dwie części, widzimy wszystkie błędy, które można popełnić w czasie testowania. No przesadzam, że wszystkie, ale wszystkie tu popełnione są bardzo poważne. I ta rozbrajająca, a może rozwalająca naiwność, że kondensator wpływa na dźwięk... Jeśli się zastąpi element o określonych parametrach innym, który ma takie same wartości, to co się zmieni? Nic się nie zmieni. Gdyby ktoś zamienił kondensator fabryczny o dobrej jakości na wykonany samodzielnie powiedzmy z kartofla (lub ziemniaka), to coś mogłoby się zmienić na tyle, że to się da usłyszeć. Ale tak? Kondensator z kartofla będzie także rezystorem i pewnie czymś jeszcze. Wobec tego jego wymiana będzie skutkować dodaniem pewnych dodatkowych elementów do układu, który z tego względu zacznie działać inaczej. Natomiast wymiana dobrego kondensatora na inny dobry polega na tym, że się wymienia sam kondensator, bo wszystkie inne dodatkowe właściwości są małe i bardzo podobne dla dwóch egzemplarzy produkcji firm A oraz B.

Teraz zobaczmy jakie błędy zostały popełnione podczas "testowania".

Nie da się porównać dwóch rzeczy w jawnym teście czyli zwykłym odsłuchu. Wiesz co gra => wyobraźnia pracuje tak, że cukier może spaść do niebezpiecznie niskiego poziomu. Tyle energii zużywa ta wyobraźnia. Wyobraźnia pracująca na wysokich obrotach podpowie wszystko, co tylko chcesz. Subiektywnie osiągniesz zamierzony cel, choć w rzeczywistości może się nic nie wydarzyć. Ale endorfiny się wydzielą.

Nie da się niczego porównać jeśli się nie wyrówna poziomów do lepiej niż 0,1 dB. Zmiana poziomu => zmiana barwy => zmiana wszystkiego. To samo ale głośniej/ciszej słychać inaczej. Patrz: krzywe jednakowej głośności.

Jeśli się porównuje dwa urządzenia przez dwie kolumny, to nie ma sensu, bo dwie kolumny, chociaż "takie same" nie są takie same. Głośniki w jednej i drugiej nie spełniają normy efektywności w ten sposób, że grają tak samo głośno, tzn. różnice będą mniejsze niż 0,1 dB. Będą duuużo większe. I nie wystąpią tylko różnice w skuteczności. Różna będzie charakterystyka częstotliwościowa dla głośników. Ponadto zwrotnice też nie będą identyczne, a nawet odbudowy mogą zrobić jakąś różnicę. Zwrotnica w jednej może dzielić częstotliwości troszeczkę inaczej niż w drugiej. Obudowa jednej może dawać nieco inne rezonanse. Trochę tu, troszkę tam i mamy różnice w takich samych kolumnach. Nie muszą one być duże, prawdopodobnie będą pomijalnie małe w zwykłym odsłuchu, ale po przełączeniu z jednej na drugą mogą mieć wpływ na ocenę. Prawa kolumna wygląda tak samo jak lewa, ale nie gra tak samo.

Dwie kolumny zagrają inaczej nawet wtedy, gdy się puści przez nie na zmianę to samo także z tego powodu, że nie stoją w tym samym miejscu. Wystarczy ruszyć kolumnę o 2 cm i dźwięk będzie się różnił tak jak naleśnik z twarożkiem od naleśnika z cukrem. Chodzi o to, że używając tylko jednej kolumny po przesunięciu o mniej niż jeden cal dźwięk bardzo się zmieni. To z powodu wpływu tylnej ściany. Ale także lekkie skręcenie wpłynie na odbiór. To samo ze zmianą kąta w pionie pod którym odbieramy dźwięk. Jeśli się zagra przez jedną kolumnę, a potem przez drugą stojącą w innym miejscu, to różnica będzie nawet większa jak pomiędzy wspomnianymi naleśnikami.

Itd. itp.

Tak sprawy się mają niestety. Ale czemu się dziwić, skoro są i tacy, co "słyszą" różnice w kablach sieciowych? Pranie mózgu prowadzone przez dziennikarzy zajmujących się tematyką sprzętu audio i jakością dźwięku na przestrzeni ponad czterdziestu lat daje efekty. Trudno się pogodzić z tym, że nie da się pewnych rzeczy usłyszeć. A w świecie audiofilskim to nawet wszystkich rzeczy, które oni uważają za możliwe do usłyszenia usłyszeć się nie da. Taki świat gdzie można usłyszeć tylko to co można, bez tej całej "ezoteryki" dla wielu jest pusty, smutny, nudny i nie do zaakceptowania.

W takim razie wiemy, że autor filmu jest w lesie i tylko wydaje mu się, że coś słyszy, a przeróbki mają sens. Ale jest zadowolony. Nie mówcie mu, że tylko się łudzi. To niczego nie zmieni, a człowieka może rozczarować. Sajfer był szczęśliwy, kiedy służył za baterię.

środa, 19 stycznia 2022

Filmy mają jednak wiele wspólnego z głównym tematem tego bloga

 Ktoś może powiedzieć, że posty o filmach (na DVD) nie powinny się tu znaleźć. To w takim razie popatrzmy na poniższe zdjęcie.

 

Na zdjęciu John Dykstra

Fotografia pochodzi ze strony shotonwhat. Można tam znaleźć ciekawe informacje o sprzęcie użytym do produkcji filmów. Zresztą nie tylko filmów, ale też seriali. Kto by pomyślał, że Mentalista był kręcony na klasycznej taśmie filmowej? Na wspomnianą stronę warto zajrzeć, zresztą na jakąś inną poświęconą filmom także, żeby sobie przypomnieć, albo uzmysłowić jakby ktoś się tym wcześniej nie interesował, jak ta iluzja filmowa powstaje. I na pewno nikomu nie zaszkodzi świadomość, że to, co mamy w telewizji więcej ma wspólnego z fikcją niż z rzeczywistością.

Generalnie w TV prawdziwa jest tylko data i godzina.

A tematem tego bloga głównie jest iluzja, że "lepszy" sprzęt pozwala usłyszeć coś więcej i lepiej. Niestety na "super" sprzęcie nie usłyszy się nic więcej niż na zwykłym Hi-Fi, nawet takim polskim wyprodukowanym w latach osiemdziesiątych. Inaczej to zabrzmi, oczywiście, ale niekoniecznie lepiej, a na pewno się nie pojawi coś, czego nie było słychać na tych starociach. Smutne, ale prawdziwe.

Nasza wyobraźnia robi nam niespodzianki, ale nasz słuch prawdopodobnie jeszcze większe.


piątek, 7 stycznia 2022

Czy w polskich filmach źle słychać dialogi?

Moja mama była ekspertką od realizacji dźwięku w telewizji. Nie słuchała radia, ale gdyby słuchała, również zajmowałaby stanowisko eksperckie. Czasem gdy z nią rozmawiałem, a zależało jej by usłyszeć co mówię prosiła mnie, żebym to powtórzył, albo stanął po jej prawej stronie. Na lewe ucho nie słyszała już bowiem prawie wcale, a na prawe niezbyt dobrze. Zastanawiające, że nie miała żadnych problemów ze zrozumieniem mowy przez telefon. Natomiast bardzo często narzekała na to, że w jednej telewizji dźwięk jest dobry, a w innej już nie. Przełączała kanały i mogłem sobie posłuchać tego samego; bo w newsach na wszystkich kanałach jest to samo; raz tu i raz tam. Problem zrozumiałości mowy nie istniał, natomiast problem kompresji i fatalnego procesu obróbki dźwięku jak najbardziej.

Prawdopodobnie przyczyną trudności ze zrozumieniem mowy było to, że mama nie słyszała pewnych pasm. Jeśli w jakiejś telewizji w ustawieniach został osłabiony pewien krytyczny dla niej zakres, to przestawała rozróżniać słowa. Osłabienie jakiegoś zakresu polega na tym, że się uwypukla inny. Nie ma już chyba czegoś takiego, że realizator coś daje ciszej. Realizacja dźwięku obecnie, w uproszczeniu, wydaje się polegać na dodawaniu zniekształceń i kompresji dynamiki. A właściwie odwrotnie: kompresji dynamiki i dodawaniu zniekształceń. Jeśli coś skompresujesz spłaszczając dynamikę, to będzie głośniejsze. A jeszcze głośniejsze będzie, jeśli dodasz trochę lub nawet całkiem dużo zniekształceń.

Jakiś czas temu ukazał się tekst w gazecie wytycznej zajmujący się tematem rzekomej niezrozumiałości dialogów w filmach i serialach, do którego link jest podany w komentarzu pod postem o "Matrixie". Artykuł jest bardzo ciekawy. Mamy tam realizatorów dźwięku z firmy o podanej nazwie i listę filmów, które udźwiękowili. Czyli jakby trochę: inni robią tak, że ludzie narzekają, a my robimy lepiej. O aspektach warsztatowych nie ma tam nic. Jest tylko trochę ogólników. Problem niezrozumiałych dialogów w filmach polega prawdopodobnie najczęściej właśnie na tym, że osoby zgłaszające temat źle słyszą. Czyli mają kłopoty pokrewne do tych, które miała moja mama.

Jeśli jednak rzeczywiście coś źle słychać, czyli słuchacz lub kinoman czegoś nie potrafi zrozumieć, to winni są realizatorzy dźwięku. Czy oni faktycznie robią coś nie tak trzeba najpierw sprawdzić. Czyli należy:

1. Obejrzeć przynajmniej kilka filmów czy seriali, na które ktoś narzekał.
2. Spełnić przy tym kilka warunków, tzn. nie szamać, nie rozmawiać z kimś podczas projekcji, oglądać w ciszy, czyli inni nie szamają i nie gadają/nie hałasują, a dodatkowo sprzęt powinien być sprawny i w miarę dobrze ustawiony.

Wróćmy do "Matrixa". Jest tam scena rozmowy Neo i Trinity w dyskotece. Trinity szepcze coś Neo do ucha. Powiedzmy, że szepcze;) Rozumiemy każde słowo. Nie można wymagać od nikogo w tych chorych czasach by poszedł do dyskoteki i poprosił kogoś, aby mu szeptał do ucha. Wobec tego niech włączy telewizor i poprosi domownika. Mimo wszystko trzeba poprosić tą osobę, żeby zdjęła kaganiec. Ci, którzy przełamią obecnie modną powszechną psychozę i zbliżą się do siebie na odległość kilku centymetrów przekonają się, że nie jest wcale tak łatwo wszystko zrozumieć, jeśli ktoś mówi szeptem, względnie gdy mówi cicho. Grający telewizor potrafi bardzo przeszkadzać. Ale przecież można go ściszyć. A realizator dźwięku może wszystko ściszyć i odwrotnie, wszystko dać głośno. W takim razie ściszając jedno i podgłaśniając drugie decydujemy o tym, co widz usłyszy.

Usłyszy, ale czasem nie zrozumie. Ja też często nie rozumiem dialogów oglądając filmy po angielsku bez napisów. Nie, żebym się chwalił znajomością angielskiego. Znam słabo, ale czasem nie ma wyjścia, bo nie ma wersji polskiej ani żadnego tłumaczenia. Ale i po polsku pewnie ciężko by było zrozumieć coś takiego: "ta dzierlatka jest frenetycznie egzaltowana". Mamy tu pięć słów, przy czym trzy z nich niekoniecznie każdy ma w swoim słowniku. Jeśli aktor ma kiepską dykcję też będzie problem. Zatem zauważamy, że nie potrafimy zrozumieć słów nam nieznanych i wypowiedzianych niewyraźnie. Jeśli ktoś mówi po angielsku i używa jakiegoś slangu, a przy tym bełkocze, to mamy pozamiatane.

We wzmiankowanym artykule został wspomniany film, który ma być przykładem źle zrealizowanych dialogów. A w komentarzach znajdziemy inny film i serial, w których też ponoć źle słychać co mówią aktorzy.

Nie obejrzałem tych filmów w całości, co mi Czytelnicy bloga zechcą wybaczyć. I tym bardziej wszystkich odcinków serialu. Ale... Do jednego filmu były trzy zwiastuny. Drugi film jest dostępny w sieci. Tak samo są dostępne odcinki serialu. I z tego co widziałem, a właściwie to słyszałem, oglądając losowo wybrane fragmenty, nie ma problemu. Daje się usłyszeć i zrozumieć każde słowo. Czy w takim razie jest dobrze?

Niekoniecznie. Zauważmy, że dźwięk kinowy czy serialowy jest trochę podkręcony. Aktorzy mówią głosem zawsze trochę "podkolorowanym". Nie ma znaczenia np. to, że w serialu Karino główna bohaterka mówiła głosem polskiej aktorki, bo sama jest Niemką. Dźwięk w filmie zawsze jest trochę podkręcony, bo musi taki być. Nawet chcąc nagrać najwierniej jak się da trzeba trochę odejść od tej wierności, bo widz pewnych rzeczy nie usłyszy, a inne go ogłuszą. Ale podkolorowuje się też dlatego, żeby było fajniej. I to może powodować problemy.

Nigdy nie wiadomo jak dana produkcja zabrzmi w kinie czy w domu telewidza. Nie wiadomo nawet jak zabrzmi w innej reżyserce, bo nie ma dwóch takich samych. I może się zdarzyć, że w czasie produkcji wszystko brzmi pięknie; w uszach producentów; ale w kinie i w domu już ktoś może czegoś nie usłyszeć. Sprzęt i akustyka pomieszczenia odbiorcy uwypukli pewne składniki, inne schowa, a właśnie te schowane są potrzebne widzowi do zrozumienia mowy. Nie trzeba dodawać, że temu, który ma jakiś problem ze słuchem. A ma taki problem bardzo wiele osób. Tak jakoś co piąty dorosły Polak ma taki czy inny problem ze słuchem.

Dlatego lepiej jeśli to szminkowanie i pudrowanie dźwięków, zwłaszcza mowy oczywiście, nie jest zbyt mocne. Troszeczkę można, czasem trzeba. Weźmy takie Gwiezdne Wojny. Trudno by było osiągnąć zamierzony efekt, gdyby Tripjo i Lord Wejda mówili zwyczajnie. W moim przekonaniu jednak bardziej zrozumiały jest dźwięk naturalny. Im mniejsza jest ingerencja w brzmienie, tym mniej problemów ze zrozumieniem dialogów będzie mieć ta piąta część kinomanów i telewidzów. Czyli droidy i cyborgi mówią po swojemu, ale ludzie już powinni mówić tak zwyczajnie na ile to możliwe.

Przy okazji warto postarać się, żeby ustawienia naszego sprzętu dawały dźwięk możliwie zrównoważony. Ustawienie odsłuchu w ten sposób, że uwypuklone są średnie tony daje skutek taki, że się słyszy wszystkie błędy w realizacji dźwięku, oczywiście w tym zakresie. Na pewno słychać też harmoniczne od niskich tonów i intermodulacje od wysokich i w ogóle intermodulacje, ale trudno je zidentyfikować. Jeśli ktoś ten środek dobrze słyszy to naprawdę wyłazi wtedy tyle brudów, że można zwątpić w zdolność realizatorów do słyszenia czegokolwiek w ogóle. Wyeksponowanie tonów średnich poprawia zrozumiałość mowy, ale niekoniecznie brzmi ona wtedy przyjemnie. Lepsze jest ustawienie bardziej zrównoważone.

Jeśli ktoś jednak uważa, że dźwiękowcy w jakimś filmie zawalili sprawę, to proszę o podanie w komentarzu tytułu filmu i wskazanie sceny, tzn. w której minucie jest problem ze zrozumieniem słów w dialogach czy też monologach. Wtedy będziemy mogli się nad tym pochylić. I już zupełnie na marginesie. Autorem tekstu w gazecie jest PT Głuchowski. Nomen est omen.


Oczywiście, że w tym poście nie zajmujemy się dźwiękiem radiowym, ale ja najbardziej nie lubię realizatorów z radia. Oni bowiem często kierują się tym jak ich słychać w samochodzie. A w samochodzie zawsze gwano słychać.

PS. Ciekawe czy ktoś wpadnie po przeczytaniu posta na pomysł, że najlepszy do dialogów będzie dźwięk telefoniczny? Niewykluczone, że ktoś wpadnie, ale jeśli nawet, to się nie przyzna. Ale gałkami pokręci, guziki powciska i heble poprzesuwa...

PS2. Zdjęcie powyżej pokazuje najlepszą metodę na eliminowanie pierwszych odbić. Czyli przekierować poza miejsce odsłuchu i tam, gdzie będą odpowiednio dobrane i zainstalowane ustroje akustyczne. Warto wiedzieć, że można ustroje akustyczne swojego wyrobu zamontować lekko "ukosem" co będzie skutkowało, że przekieruje się odbicie trochę w przód lub w tył, względnie w górę albo w dół. Można nawet jednocześnie np. troszkę do przodu i w dół. Ma to znaczenie takie w praktyce, że nie zawsze został użyty materiał akustycznie przezroczysty do obicia absorbera.