czwartek, 11 września 2025

Tuning kolumn głośnikowych przy użyciu patyka

Ludzie mają czasem ciekawe pomysły. Ktoś wpadł na pomysł, żeby tuningować kolumny używając do tego patyka. Może nie dokładnie patyka, ale listewki. Takiej listewki:


 

Pomysł jest, moim zdaniem, absurdalny.

Kolumny, które zostały poddane temu patykowemu tuningowi są polskiej produkcji, mają charakterystyczne pierścienie i trzy stówy w nazwie. Warto się domyśleć o jakie kolumny chodzi (i obejrzeć film o tym "tuningu"). Już teraz jednak trzeba powiedzieć wyraźnie, że poprawianie producenta zazwyczaj nie ma sensu, a w tym konkretnym przypadku sensu nie ma ze względu na metodę.

Jeśli chodzi o tuning w ogóle, to zamiast coś poprawiać, lepiej jest od razu kupić produkt trochę droższy i mieć spokój. Inwestuje się wtedy w coś droższego, ale to tańsze, które być może uda się poprawić, a raczej się nie uda, staje się tak samo drogie lub droższe, jak się doliczy czas.

Producent tych tuningowanych kolumn robi też takie, które mają usztywnienia w obudowie i zamiast głośnika tubowego zwyczajny kopułkowy. Bez tuningu dostaje się to, co po tuningu, a nawet lepsze.

Ale te tuningowane kolumny usztywnień obudowy nie mają. Proszę jednak zwrócić uwagę, że producent korzysta z komory bezechowej i rzeczone kolumny w nich pomierzył. Owszem, własnej komory już nie ma, bo się spaliła bodaj 12 lat temu, ale niedaleko jest uniwersytet, który ma. I skoro kolumna została pomierzona, to producent może powiedzieć: zrobiliśmy tak, jak to sobie założyliśmy.

Czy brak usztywnień obudowy stanowi jakiś problem? Niekoniecznie. W tym konkretnym przypadku nie stanowi. Wiele osób miało kiedyś podobne kolumny, które też nie miały usztywnień, a poza tym były zrobione z cieńszej płyty, no i grały ok. Nikomu żadne rezonanse obudowy nie przeszkadzały, nikt nawet nie wiedział, że takie w ogóle są. Tzn. jak ktoś się interesował tematem, to wiedział, ale i tak ważniejsze było to, żeby w ogóle mieć.

Taka kolumna bez usztywnień działa trochę inaczej niż z nimi, ale w tym konkretnym przypadku to nie stanowi żadnego problemu, jak mi się wydaje. Jest duża, więc te ewentualne rezonanse, o ile jakieś są, będą mieć niskie częstotliwości. Jeżeli wypadną na zakres pracy otworów, to w ogóle będą niezauważalne. W praktyce bas będzie trochę głośniejszy i tyle. Jakąś różnicę można by ewentualnie usłyszeć, może ktoś ma faktycznie tak dobry słuch, ale tylko w pomieszczeniu z bardzo dobrą adaptacją akustyki i tylko w bezpośrednim porównaniu A/B. W zwykłym pokoju i przy zwykłym słuchaniu nie ma żadnych na to szans.

Teraz już o tym tuningu. Z jakimi rezonansami ma ten patyk walczyć? I jaka jest różnica? Oczywiście z filmu się tego nie dowiemy. Stukanie w skrzynkę obudowy nic nie mówi. Za to taki patyk może pogorszyć właściwości obudowy, a nie poprawić.

Autor bloga ostukał tą listewkę ze zdjęcia. I ona daje dźwięk o spodziewanej wysokości, który bierze się z jej długości i szybkości rozchodzenia się dźwięku w drewnie. Bardziej jednak czuje się drgania w palcach, niż je słyszy. Listewka nie jest sztywna, a przede wszystkim drewno nie nadaje się do robienia usztywnień. Jeśli już usztywniać obudowę, to tak, jak to robią producenci w wyższych modelach kolumn.

Tu by wypadało wrzucić kilka zdjęć, ale Czytelnik musi sobie je sam wyszukać, bo mogą mieć prawa do reguł akwizycji. A poza tym byłoby to reklamą. W każdym razie usztywnienia robi się zazwyczaj z materiału, który ma wymagane właściwości tłumienia drgań, a poza tym te usztywnienia są duże i solidne. Autorowi kojarzą się z użebrowaniem skrzydła. Przykładowo pewien producent dał do małej kolumny (monitor) naprawdę solidne usztywnienia wzdłuż i w poprzek. Taka kolumna jest naprawdę solidna, co też widać w pomiarach (wykres wodospadowy). Ale i dość droga. Normalnie daje się usztywnienia tylko "w poprzek". Co w porównaniu do takich porządnych usztywnień daje listewka?

Skrzypce są zbudowane w ten sposób, że mają tzw. duszę. Ta dusza to jest nieduży kołek, który łączy płytę górną z dolną. A zadaniem tego kołka jest (uwaga uwaga!) przenoszenie drgań z płyty na płytę. Z góry na dół i na odwrót. W ten sposób otrzymuje się lepsze pudło rezonansowe, skrzypce grają głośniej i piękniej.

Jest taki film dokumentalny, który pokazuje pewną znaną skrzypaczkę. I jest w nim właśnie mowa o tym, że ona ma lutnika, bardzo już sędziwego, który opiekuje się jej skrzypcami, no i właśnie także poprawia ustawienie tej duszy, aby lepiej brzmiały. Skrzypaczka komentuje to w ten sposób, że ona nie wie, jak ten lutnik to robi, ale robi.

W odniesieniu do kolumn, to taka listewka przenosi drgania z frontu ta tylną ściankę i na odwrót, ale są jeszcze boki obudowy, natomiast sama listewka może się odkształcać, drgać i rezonować, co ma w swej naturze. Jak się stuknie w taką obudowę z wklejonymi listewkami, to ona będzie się wydawać sztywniejsza, ale tylko wtedy, jak się stuknie we fronty. Ale jak się stuknie w boki, to nic się nie zmieni. W najlepszym razie, bo może być gorzej.

Obudowa jest całością. Połączenie przodu i tyłu coś zmienia, ale nie wiadomo w jaki sposób. Nie wiadomo czy na korzyść, czy nie. To by trzeba sprawdzić wykonując pomiary, w komorze bezechowej najlepiej.

Nasi krajowi producenci produkują też kolumny z bardzo solidnymi obudowami i porządnymi usztywnieniami. Po co zawracać sobie głowę wklejaniem listewek, które nie wiadomo jak wpływają na dźwięk, zamiast kupić coś zrobionego profesjonalnie? Ja nie twierdzę, że omawiana kolumna jest nieprofesjonalnie zrobiona. Bez usztywnień jest zrobiona, ale profesjonalnie. Profesjonalnie zrobione będą też droższe kolumny z usztywnieniami. Nieprofesjonalny jest tuning.

Jeśli chodzi w ogóle o to jak sztywna musi być kolumna, to zamknięta powinna być solidniejsza niż taka z otworem. Zawsze chodzi o masę układu drgającego czyli membrana i cewka, ale ważnym czynnikiem jest też ciśnienie, jakie powstaje wewnątrz obudowy. I tu w obudowie z otworem to ciśnienie będzie mniejsze, chociaż tak proste to też nie jest. 

A jeżeli to wszystko nie przekonuje, to proszę się zastanowić dlaczego żaden producent nie daje patyków do swoich kolumn? Gdyby to był taki świetny pomysł, to wszyscy by tak robili. A może nie robią, bo nikt na to nie wpadł? A przecież tam pracują ludzie z głową na karku. Na pewno na to wpadli pięćdziesiąt lat temu, jak nie dawniej tylko, że już wtedy musiało się okazać, że to nic nie daje. Ile to by producentów kosztowało? To są groszowe sprawy jeśli chodzi o materiał, montaż itd., a jakiż to by był zysk w osiągach i jakości. To naprawdę nic nie daje chyba, że ktoś chce mieć kolumny à la skrzypce.

czwartek, 4 września 2025

Uchem weterana: YES 90125

Tytuł płyty jest również jej numerem katalogowym. W sumie ten numer mógłby być inny. Numer telefonu, zamiast katalogowego? Audionumer?

Rys. 1. Pudełko płyty ma znaczek firmowy, co nie jest regułą.

90125 brzmi coraz gorzej z roku na rok. Ale wszyscy uznają ją za wydawnictwo brzmiące bardzo dobrze. I np. w sieci jest film, gdzie można sobie tego posłuchać z winyla, a autor uznał, że brzmienie jest ok. Niestety brzmienie tej płyty jest rzeczą względną i zależy przede wszystkim od wieku słuchacza. W 1983 roku ta płyta brzmiała fajnie, choć dziwnie, zakładając oczywiście, że słuchał jej nastolatek, czy może ktoś mający niewiele ponad dwadzieścia lat. W 1995 r. (prawdopodobnie), kiedy autor bloga słuchał tego widocznego na obrazku kompaktu, brzmiał on już mniej fajnie. A teraz i z winyla, i z kompaktu, i przez radio, i z filmu w necie, gra tragicznie.

Dźwięk wygląda tak:

Rys. 2. Na rysunku mamy zaznaczone 500 Hz oraz 8 kHz. W kontekście tego, co jest na następnym rysunku można przyjąć, że 500 Hz słyszy się przez całe życie podobnie, zawsze można we wzmacniaczu dać głośniej (czy też poprosić rozmówcę, żeby mówił głośniej), natomiast problem pojawia się wyżej. 8 kHz to częstotliwość na której zazwyczaj kończą się normy progu słyszenia. Nie bez powodu.

Rys. 3. Normy progu słyszenia, jedna z kilku wersji, optymistyczna. Faktycznie tak dobrze słyszą tylko osoby unikające hałasu. Strzałka pokazuje ile się traci w wieku 60 lat, a czerwona linia, której nie ma w oryginale, to norma dla 60 lat, ale podniesiona w górę, bo przecież wzmacniacz ma pokrętło głośności. Nawet słuchając głośniej traci się 25 dB dla 8 kHz. [2025-1983=42. 42+18=60 (lat)]

Jeżeli teraz zestawi się rysunki 2 i 3 ze sobą, to boleśnie widać dlaczego w tym nagraniu (utwór pierwszy, strona pierwsza) i na całej płycie, nie słychać czyneli (talerzy perkusyjnych), a w szczególności hi-hata. A przecież w wysokich tonach mamy więcej „dobra”, które kiedyś powodowało zachwyty, a teraz już zniknęło.

Czynele są podcięte faktycznie trochę niżej niż 8 kHz, ale tam zostało bardzo niewiele, a na domiar złego jest to bardzo ciche (stalaktyty). Teraz niech ktoś sobie wyobrazi, że zrobi EQ tego utworu w ten sposób, że da 8 kHz ciszej o 25 dB. W ogóle to EQ trzeba zrobić według czerwonej linii. Czyli wyglądałaby ta korekcja mniej więcej w ten sposób: dla 1 kHz -3 dB, dla 2 kHz jakieś -6 dB, 4 kHz -15 dB, no i 8 kHz -25 dB. Ale trzeba iść dalej i przy 12 kHz to by już wypadało dać tak z -50 dB. Taka korekcja to oczywiście jest przeznaczona dla osiemnastolatka, żeby zrozumiał jak to będzie, gdy mu stuknie sześć dych. My, którzy słuchaliśmy tej płyty w roku ‘83 będąc nastolatkami takie EQ mamy założone na uszy na stałe.

Mówiąc krótko sześćdziesięciolatek to, co jest na płycie w okolicach 8 kHz słyszy słabo, a to, co jest wyżej, już wcale nie. I w ten sposób została wyjaśniona zagadka „ciepłego” brzmienia na świetnym i selekcjonowanym przez lata sprzęcie, o kablach nie wspominając.

Jak się popatrzy na personel na płycie (ten gwarantujący sałnd kłality), to widać znane i uznane nazwiska. Czy ci ludzie nie wiedzieli co robią? Nie wiedzieli, że połowy pasma czy nawet więcej, nie słyszą ludzie starsi? I wcale nie tacy starzy. Sześć dych to jeszcze nie starość. Na pewno wiedzieli. To dlaczego tak zrobili? Nie wiadomo dlaczego? No właśnie, nie wiadomo czemu…

Ile ta płyta miała wznowień? A ile z nich było remasterowanych? Otóż prowadzący blog ma też remasterowane wydanie tej płyty. Popatrzmy, jak tu się sprawy mają. Wydanie płyty ze zdjęcie wygląda tak:

DR         Peak           RMS       Duration Track
--------------------------------------------------------------------------------
DR14      -2.82 dBFS   -18.51 dBFS      4:30 01-CD Track 01
DR14      -2.20 dBFS   -18.07 dBFS      5:18 02-CD Track 02
DR13      -3.13 dBFS   -18.67 dBFS      5:29 03-CD Track 03
DR13      -2.20 dBFS   -18.22 dBFS      6:20 04-CD Track 04
DR11      -3.91 dBFS   -16.87 dBFS      2:07 05-CD Track 05
DR12      -3.71 dBFS   -18.27 dBFS      4:14 06-CD Track 06
DR13      -2.20 dBFS   -16.96 dBFS      4:18 07-CD Track 07
DR13      -2.44 dBFS   -17.07 dBFS      4:52 08-CD Track 08
DR12      -3.74 dBFS   -19.23 dBFS      7:36 09-CD Track 09
--------------------------------------------------------------------------------
Number of tracks:  9 Official DR value: DR13

Remasgeringowane wznowienie wygląda zaś tak:


DR         Peak         RMS     Duration Track
--------------------------------------------------------------------------------
DR8       -0.10 dB   -10.66 dB      4:30 01-CD Track 01
DR9       -0.16 dB   -10.90 dB      5:18 02-CD Track 02
DR8       -0.10 dB   -10.86 dB      5:30 03-CD Track 03
DR9       -0.10 dB   -11.75 dB      6:20 04-CD Track 04
DR7       -0.60 dB     -9.22 dB      2:08 05-CD Track 05
DR7       -0.10 dB     -9.44 dB      4:14 06-CD Track 06
DR8       -0.10 dB     -9.10 dB      4:18 07-CD Track 07
DR8       -0.10 dB     -9.88 dB      4:52 08-CD Track 08
DR7       -0.10 dB     -9.97 dB      7:43 09-CD Track 09
--------------------------------------------------------------------------------
Number of tracks:  9 Official DR value: DR8

W takim razie  DR jest 13 na CD i 8 na remasterze. Poza tym jest jeszcze jeden parametr, który powinno się sprawdzić: ReplayGain. I tu mamy odpowiednio: RG -0,61 oraz -8,43. Prawie 8 dB głośniej. Płyta ze zdjęcie zatem jest bardzo dobra pod względem dynamiki dźwięku.

Ale czy ktoś pomyślał o ludziach słyszących gorzej wysokie tony, czy też może chodziło w tym remasterze o to, żeby było więcej huku? No to popatrzmy na widmo:

Rys. 4. "Move yourself, you always live your life never thinking of the future" - cóż za ironia.

Poza tym, że jest spłaszczona dynamika dźwięku, to nie ma tu nic.

I na koniec coś dla wątpiących w to, co tu zostało pokazane. Mimo wszystko wątpiących. Bo co wybierają ludzie? Rzeczywistość, która jest szara, czy też może ten perwitin, który dostają w audiofilskich magazynach? W każdym razie ktoś, kto ma siwe włosy i uważa, że wszystko świetnie słyszy i że ja tu piszę jakieś dziwne rzeczy, niech sobie posłucha płyty w zwolnionym tempie. Tak o połową, albo nawet więcej. Wtedy okaże się jednak, że te wysokie tony, które były w latach osiemdziesiątych na tej płycie, są na niej nadal. I czynele się pojawią w ilości ogromnej. I nie CD jest złe, nie transfer z taśmy jest zły, sprzęt wcale też nie gra ciepło, to my już mało co słyszymy, a realizatorzy dźwięku tą katastrofę przygotowali już w roku 1983, w tym przypadku. Aha, jeszcze w VLC trzeba odznaczyć opcję rozciągania czasu dźwięku.

Zresztą nawet jak ktoś ma 30 lat, to też niech sobie posłucha w zwolnionym tempie. Krótkich fragmentów oczywiście. Zawsze może się zdarzyć, że wskutek nadmiernego łojenia nawet trzydziestolatek już nie słyszy dobrze wysokich tonów.

PS. A gdyby nagrywać normalnie, to mielibyśmy niezmienioną treść, a tylko zmienioną formę. Ale nagrano według pewnego schematu i mamy zmienioną formę oraz utratę treści – brak czyneli przede wszystkim. Kompromis byłby taki: zmieniać formę w taki sposób, żeby nie zmieniać treści. Jednak celem tej metody realizacji, którą ktoś kiedyś wymyślił była właśnie zmiana treści. A dlaczego? Nie wiadomo dlaczego? No właśnie. Jak nie wiadomo o co chodzi, to...

środa, 27 sierpnia 2025

Normy progu słyszenia dla osób narażonych na hałas i dla realizatorów dźwięku

Tym razem zaczynamy od rysunku:

Rys. 1. Podwyższenie się progu słyszenia dla ludzi narażonych na hałas. Na pierwszy rzut oka on się obniża, ale faktycznie to podwyższa, tzn. o taką wartość słyszy się gorzej.


Te wyniki są wzięte z publikacji zajmującej się słuchem ludzi pracujących w branży nie mającej nic wspólnego ze sprzętem audio, niemniej oni są narażeni na hałas i ten hałas mocno szkodzi.

Ktoś może powiedzieć, że w takim razie realizatorzy dźwięku nie odnoszą się do tych wyników. Oczywiście, że nie, ale oni w swej pracy są stale narażeni na hałas. Sami go sobie robią bo muszą. Pewne rzeczy da się wychwycić po cichu, ale nie wszystko. W reżyserkach raczej nie słucha się po cichutku. Taki przykład.

Pewien polski zespół nagrał płytę i okazało się, że było tam słyszalne szczekanie psów. Tzn. ktoś to zauważył w fazie produkcji. Może ktoś otworzył okno, nie pamiętam. Potem to usunięto, chyba w jakimś zachodnim studio. Jednak to pokazuje, że nie można słuchać za cicho, bo się przeoczy coś, co zauważą potem nabywcy w domu.

Są dwie wersje tych badań:

Rys. 2. To co jest zaznaczone ramką zostało odczytane z rysunku 1. Jednak z oryginału, a nie mojej kopii. Kolejno: wyniki dla 50 percentyl, następnie 5 percentyl (ramka), zestaw trzeci oraz czwarty to to samo co pierwsze dwa, ale po wyzerowaniu, co pokazuje różnicę w postrzeganiu barwy, a raczej utratę wysokich tonów po zwiększeniu głośności we wzmacniaczu czyli skompensowaniu ogólnej utraty czułości słuchu.

Jeżeli ktoś to wszystko sobie waży lekce, to proszę się zastanowić.

Każdy się zestarzeje chyba, że nie dożyje. Taka utrata słuchu czeka każdego. Większa, mniejsza. Może to nastąpić wcześniej lub później, ale nie ma na to rady. Jak się pogorszy wzrok, to pomogą okulary. Na pogorszenie słuchu nic nie pomoże w pewnym miejscu. Nic nie da robienie głośniej, ani regulacja barwy. Jak zabraknie 30 dB to jest pozamiatane. Żyć się da i normalnie funkcjonować, można nawet sobie nie zdawać sprawy. Ale muzyki słuchać się nie da. Realizatorzy dźwięku wbijają gwoździe w tą trumnę.

Radio na AM, czyli np. na falach długich, nadaje z pasmem do jakichś 5 kHz. Proszę zwrócić uwagę, że  czterdziestolatek mający dobry słuch (50 percentyl) słyszy 4 kHz 8 dB słabiej, a ten mający słuch zły (5 percentyl) nawet 23 dB gorzej.

Wobec powyższego realizacja nagrań w ten sposób, żeby zapewnić pełną czytelność jest rzeczą kluczową. Tylko, że nikt tak nie robi. Nikt o tym nawet nie mówi.

Czytelność w nagraniu polega na tym, że powinny być słyszalne wszystkie oryginale składniki bez względu na wiek i słuch odbiorcy. W praktyce oznacza to, że osoba np. mająca 80 lat powinna usłyszeć dokładnie to samo w nagraniu, co usłyszy na żywo.

Powtórzmy: osoba czterdziestoletnia nie słyszy perfekcyjnie stacji radiowych na falach długich czy średnich. Nawet to jest już poza możliwościami jej słuchu. Ale na forach internetowych ludzie pytają o kable sieciowe.

poniedziałek, 25 sierpnia 2025

Jak się traci słuch i jak się to racjonalizuje uzupełnienie 2 - kopiowanie winyli

Gramofon kupiłem, tzn. ten ostatni, jakoś trzy lata temu. I postanowiłem zgrać swoje winyle do komputera. Płyty zostały umyte bardzo starannie w myjce podciśnieniowej z użyciem porządnego środka i wody destylowanej, więc nie tak, jak to robią niektórzy handlarze, że potem płyta robi się szara i matowa i nadaje się tylko do śmieci.

Stanowisko do zgrywania było w pokoju bez żadnej adaptacji, głośniki ustawione obok stołu. Poza tym, grały bardzo, bardzo cicho, żeby nie zaburzyć jakości, bo przy głośnym graniu dźwięk z głośników może spowodować drgania gramofonu itd. W ogóle to najlepiej używać słuchawek.

Podczas tego zgrywania wszystko brzmiało bardzo marnie, czyli bez wysokich tonów, co sobie tłumaczyłem właśnie złą akustyką, złym ustawieniem kolumn, cichutkim odsłuchem itp. Ale do edycji nagrań, czyli właściwie to tylko do podziału na pojedyncze utwory, żadne tam podrasowywanie brzmienia, używałem słuchawek. I przez słuchawki wszystko brzmiało ok. Ale te słuchawki były bardzo "litościwe". Kiedy posłuchałem tego, po roku może, na innych słuchawkach, to już była niestety katastrofa.

Porównanie słuchawek wygląda tak:

Rys. 1.Źródło obrazu:https://www.rtings.com/. Tamże jest narzędzie do porównywania wyników testów słuchawek.
 

Nawiasem mówiąc, na jednych i drugich słuchawkach jest napisane, że to są monitory studyjne. Jak widać skontrolować wysokich tonów na słuchawkach w zasadzie się nie da (o ile je ktoś jeszcze słyszy). W ogóle to na słuchawkach miksować się da pod warunkiem, że się je wcześniej skalibruje. 

Trochę czasu na degradację słuchu i spora różnica w charakterystyce słuchawek, no i jest błoto. "Dziękujemy" przy okazji sałnd indżiniłom. A przecież stare płyty dają się słuchać normalnie. Te z lat sześćdziesiątych i starsze, bo sałnd indżiniły nie miały wtedy narzędzi do dewastowania dźwięku, tylko raczej go nagrywały, jak jest. Tylko, że ja mam takich płyt z lat sześćdziesiątych i starszych kilka...

Do nagrywania przygotowałem się bardzo starannie i miałem nawet wzorzec do naśladowania:

Rys. 2.


Nie będąc świadomym tego w jaki sposób słuch się degraduje oraz destrukcyjnego wpływu realizatorów dźwięku ma nagrania, zaczęło się kombinowanie z kablami i zakup nowej, lepszej wkładki. Wyniki technicznie były lepsze, ale co z tego?

I na koniec o CD, które widać na rys. 2. Brzmi bardzo dobrze z jednym wyjątkiem. Najpierw popatrzmy na daty wydania. Są to m.in. następujące lata: 1962, 1957, 1958, 2013, 1959, 1962, 1958, 1959, 1964, 1962, 2013. Okazuje się, że wszystkie stare nagrania brzmią bardzo dobrze. A w odniesieniu do tych z 2013 r. to jedno brzmi dobrze, a drugie źle. To brzmiące dobrze to klasyka, konkretnie Maurice Ravel, natomiast źle brzmi nagranie z muzyką rozrywkową. I dokładnie takie samo wrażenie miałem 12 lat temu. Muzykę rozrywkową nagrywa się źle i coraz gorzej w miarę jak realizatorzy mają coraz więcej narzędzi do dewastowania brzmienia.

I w tą pułapkę, którą zastawili realizatorzy dźwięku wpadnie każdy, to tylko kwestia czasu.

Czas ucieka, błoto czeka. 

środa, 20 sierpnia 2025

Jak się traci słuch i jak się to racjonalizuje uzupełnienie

Pewnie będzie jeszcze kilka uzupełnień, bo z wiekiem pogarsza się nie tylko słuch, ale też pamięć.

Jak już wcześniej napisałem za złe brzmienie kilka już ładnych lat temu obarczałem źle wykonaną adaptację akustyki. Za krótki czas pogłosu, pomieszczenie przetłumione. Ale w jaki sposób doszedłem do takiego wniosku?

Oczywiście to było jeszcze wtedy, gdy wydawało mi się że słyszę dobrze i nie miałem pojęcia np. o tym, że mając 50 lat częstotliwość 8 kHz słyszy się już o 10 dB słabiej (choć tak naprawdę to 15 dB), jak się ma i tak dobry słuch, bo przecież może być gorzej.

Słuchając sobie jakiejś źle nagranej płyty (odciętej wyżej), zauważyłem, że gdy obrócę głowę w prawo lub w lewo, to te wysokie tony się pojawiają. Tak naprawdę to jest spowodowane przez filtrowanie dźwięku przez małżowiny uszne. Barwa się zmienia w zależności od tego czy dźwięk dochodzi z przodu, z tyłu, czy z boku. Jak z przodu lub z tyłu, to wysokich tonów jest mniej, a jak z boku, to więcej.

Mając pokój obstawiony (i obwieszony) absorberami wydawało mi się że za mało jest dźwięku odbitego. Przecież w ogóle te wysokie tony były, wystarczyło podejść do głośników i się pojawiały. Tak naprawdę to się pojawiały, bo było głośniej.

Jednak w matriksie jest fajniej. Poczyta się co dziennikarze piszą w magazynach audio i jak się to kupi, to wszystko brzmi pięknie. I na starość są wysokie tony, a sałnd indziniły nagrywają te płyty świetnie i tam jest super sałnd kłality. I ten sałn kłality mejd baj sałnd indzinił można usłyszeć, tylko trzeba iść na zakupy sprzętów oraz kabli.

środa, 13 sierpnia 2025

THD są słyszalne od 1% albo może od 100%?

Kiedyś na pewnym forum ktoś pytał jaki ma kupić DAC. Zastawiał się nad dwoma. Jeden miał parametry podobne do drugiego, ale poziom THD był nieco inny. „Doświadczony” użytkownik doradził, żeby brać ten, który ma mniejsze zniekształcenia. Tylko o jakim poziomie zniekształceń była mowa?

Zniekształcenia harmoniczne są słyszalne od 1%. W takim razie DAC można sobie zostawić w spokoju, bo usłyszenie zniekształceń na poziomie tysięcznych procenta jest mrzonką. Gdyby jednak był popsuty, to wtedy tak. Miałem kiedyś odtwarzacz z popsutym wyjściem, widać to było na wykresach, ale słyszalne to było słabo, przynajmniej dla mnie. Mający lepszy słuch, czyli młodsi, zauważali to jednak od razu.

W ogóle można nie usłyszeć zniekształceń harmonicznych czy jakichkolwiek innych, nawet jeśli mają bardzo duże wartości, ale wypadają na górę pasma. Ktoś, kto ma podniesiony próg słyszenia o kilkanaście czy kilkadziesiąt dB w wysokich tonach może mieć przecież trudności z usłyszeniem w nagraniu instrumentu, na którym się gra drewnianą pałką, uderzając całkiem energicznie. Normalnie to by było słychać, ale sałnd indziniły zdewastują i zniszczą każde nagranie.

Innym razem na forum radiowym ktoś napisał, że menagi z radia twierdzą, że w DAB przy tej ich nędznej przepływności ma dźwięk w jakości CD. Owszem, w ich uszach może mieć. W pewnym wieku można nie odróżnić pliku w bardzo dobrej jakości od marnego, bo różnica jest przede wszystkim w wysokich tonach i dla dźwięków raczej cichych. A wysokich tonów i cichych dźwięków to czterdziestolatek może nie słyszeć, a czterdziestolatek dwadzieścia lat później to już wcale nie.

Wobec tego mogą się zdarzać takie sytuacje, że ktoś twierdzi, że np. AAC 96 kbps ma jakość CD. Jeżeli jest czterdziestolatkiem lub czterdziestolatkiem dwadzieścia lat później, to może odróżnić odkurzacz od wiertarki, ale o odróżnieniu CD od AAC to może zapomnieć.

Czasem ludzie dyskutują o rzeczach absurdalnych, a czasem jednak dyskusja ma sens, tzn. meritum, ale któryś z dyskutantów ma już słaby słuch.

Można spokojnie nie zauważyć zniekształceń na poziomie 100% jeśli się ma swoje lata, a zniekształcenia wypadają na wysokie tony. A z drugiej strony są tacy, co im sen z oczu spędza źle dobrany kabel sieciowy, który nic nie zmienia.

Ale jak się poczyta magazyny audio, to się dochodzi do wniosku, że trzeba zmieniać sprzęt na coraz lepszy w miarę, jak słuchacz się starzeje. A może dziennikarze z tych magazynów i różni testerzy sprzętu audio robią się coraz młodsi?

Czy to jest jakaś opcja na odmłodzenie się, zacząć pracować jako dziennikarz w magazynie audio, stereo, Hi-Fi? To by było świetne, bo nie trzeba podpisywać paktu z diabłem. No tak, diabeł nie istnieje, nikt w niego nie wierzy. Ale w kable sieciowe to ludzie wierzą.

W audio wszystko jest względne. Wszystko się zmienia w zależności od tego, kto ocenia, a przede wszystkim od upływu czasu. Ta sama płyta na początku lat osiemdziesiątych brzmiała fajnie, a teraz brzmi jak błoto, a poza tym poznikały z niej niektóre instrumenty, bo sałnd indzinił działał zgodnie z algorytmem. A zniekształcenia harmoniczne można usłyszeć jak mają 1%, ale czterdziestolatek dwadzieścia lat później może nie usłyszeć 100% albo nawet większych.

Ktoś powinien sformułować teorię względności audio.

„Jeśli masz dwadzieścia lat, posłuchaj płyty, ale jak masz sześćdziesiąt i więcej, to idź na spacer względnie puść płytę przez okno”.

„Jeśli masz dwadzieścia lat, to ten post może wywołać u ciebie wzruszenie ramion, ale jak poczekasz jeszcze trzydzieści lat, względnie czterdzieści, to zmienisz zdanie”.

Ale to nie jest teoria względności audio, tylko sarkazm.

poniedziałek, 4 sierpnia 2025

Jak się traci słuch i jak się to racjonalizuje oraz inne normy progu słyszenia

Czytając prasę „branżową” tzn. magazyny dla audiofilów ich czytelnik pogłębia przekonanie o własnym doskonałym słuchu w szczególności i o doskonałości słuchu w ogóle. W związku z tym musi kupować coraz to „lepszy” sprzęt, który mógłby sprostać wymaganiom tego doskonałego słyszenia. Bo słyszy coraz lepiej w miarę, jak czyta coraz to nowe bajki wymyślane przez dziennikarzy. W realnym świecie wrażenia ze słuchania płyt są jednak coraz bledsze, co zawdzięczamy destrukcyjnej działalności realizatorów dźwięku i pogarszaniu się słuchu wraz z wiekiem. Do momentu przekroczenia pewnej granicy, kiedy słuch jest już naprawdę zły, świat dźwięków naturalnych jednak brzmi normalnie, a tylko świat dźwięków fonograficznych coraz marniej. Chociaż otaczające nas dźwięki słychać normalnie, to płyty już nie i człowiek stara się to sobie w jakiś sposób wytłumaczyć.

Poniżej kilka przykładów, jak prowadzący blog starał się zracjonalizować pogarszanie się brzmienia wydawnictw fonograficznych, ale nie tylko.

Tuner UKF FM ma taką właściwość, że kiedy jest słaby sygnał z anteny, to on bardzo mocno szumi. Jednak po czterdziestce można zauważyć, że podłączenie byle jakiej anteny nie powoduje już powstania tak dokuczliwego szumu. W takim razie nowy tuner musi być lepszy… Niestety tuner nie jest lepszy, szumi tak samo jak stary, to słuch jest gorszy i nie słyszy się już tak dobrze, jak dawniej.

Muzyka przez radio też brzmi coraz gorzej. Tłumaczy się to przez złe ustawienia u nadawcy, w szczególności zbyt silną kompresją dynamiki dźwięku, a poza tym w odbiorze przez internet czy z satelity zbyt niską przepływnością, kodowaniem mp2 a nie mp3 itd.

Z płytami jest już gorzej, bo one grają tak samo, ale odbiór nie jest taki sam, tylko coraz bardziej matowy. Ale i tu można znaleźć wytłumaczenie.

Pewien producent kolumn podał kiedyś, że głośniki wysokotonowe powinno się wymieniać na nowe co 10 lat, bo materiał się starzeje czy coś tam się innego, złego dzieje. Ale nowe kolumny okazują się pod tym względem takie same. Nowe głośniki, tak samo kiepski dźwięk.

W takim razie skoro głośniki nowe, w ogóle też cały sprzęt lepszy, a brzmienie gorsze, to przyczyną musi być zła akustyka pomieszczenia. I po zrobieniu adaptacji brzmienie staje się lepsze. Jednak po kilku latach znów czegoś zaczyna brakować. Oczywiście wysokich tonów.

Wobec powyższego patrzy się na wykresy i zalecenia. Przyczyna jest łatwa do znalezienia, bo czas pogłosu zawsze wychodzi za krótki, jeśli się zrobi adaptację przy użyciu absorberów szerokopasmowych. To teraz wystarczy przerobić część absorberów na pułapki basowe i czas pogłosu wzrasta powiedzmy z 0,1 do 0,2 s i wszystko jest ok. Tzn. nie jest ok. czy tak, jak się spodziewaliśmy, ale jest lepiej. Naturalnie lepiej jest do czasu, gdy słuch pogorszy się już do tego stopnia, że nawet niektórych dźwięków z otoczenia już się nie słyszy.

Tak to wygląda w przypadku kogoś, kto nie wierzy w kable, bezpieczniki i kolce…

I jeszcze te inne normy progu słyszenia, które prowadzący znalazł ostatnio. Najważniejszą różnicą jest punkt odniesienia, który stanowi osoba mająca 30 lat, a nie 20, jak we wcześniejszym poście.


Górne zestawienie pokazuje ile się traci na progu słyszenia względem osoby trzydziestoletniej. Dolne pokazuje ile się traci z wysokich tonów po zwiększeniu głośności. Czyli przykładowo osoba mająca lat 60 daje głośniej o 10 dB, ale wciąż słyszy częstotliwość 8 kHz o 23 dB słabiej niż trzydziestolatek. W życiu codziennym będzie to słyszeć o 28 dB słabiej. W takim razie górny zestaw pokazuje jak to jest w normalnym życiu, a dolny określa jak to wypada w odniesieniu do słuchania muzyki z płyt czy np. przez radio.

Na koniec uwaga: autor nie daje żadnej gwarancji, że odczytał te wartości poprawnie. Prościej by było wkleić oryginalny obrazek, ale na pewno ma on prawa i reguły akwizycji. Więc i tym razem są tabelki. Warto jednak poszukać samemu, bo literatura jest bogata, a poza tym są różne normy. Są dla mężczyzn, czyli te powyżej, i dla kobiet. Panie słyszą lepiej.


poniedziałek, 28 lipca 2025

Realizacja dźwięku na tle innych profesji

Realizatorzy dźwięku wykonują swój zawód w sposób bardzo specyficzny. Ta specyfika staje się widoczna, jeśli się porówna realizatora dźwięku do innych zawodów.

Budynki buduje się w taki sposób, że są one dostosowane do ogółu ludzi, którzy z nich korzystają. Przykładowo drzwi są robione tak, że może przez nie przejść swobodnie każdy, bez względu na wzrost, wagę itd. Chodzi o to, że od czasu wynalezienia drzwi mają one wymiary takie, że można przez nie wejść. Nie trzeba się przeciskać bokiem, bo nie są szczeliną o szerokości mniej niż pół metra. Przez taką szparę nie przeciśnie się osoba o większej tuszy. Drzwi nie są też małym otworem przy samej podłodze, przez który swobodnie mógłby wejść pies, ale tylko taki taki niewiele większy od jamnika. Już w starożytnym Egipcie robiono normalne drzwi.

Schody też są przystosowane do ogółu ludzi. Stopnie nie mają pół metra wysokości czy nawet więcej. Wchodzą po tych schodach młodzi i starzy, również dzieci, z wyjątkiem tych całkiem małych.

Jednak czasem schody i drzwi są przeszkodą dla osób z niepełnosprawnością. Dla nich poszerza się drzwi, żeby mogli wjechać na wózku. Wózkiem po schodach w zasadzie nie daje się jeździć, więc buduje się podjazdy.

Poza tym są dodawane różnego rodzaju poręcze i uchwyty, żeby ułatwić życie niepełnosprawnym.

Są też udogodnienia dla niewidomych. Przykładowo na przejściach dla pieszych poza sygnalizacją świetlną jest też sygnalizacja dźwiękowa.

Nie zapomina się o niesłyszących. Filmy na płytach takich czy innych mają dodane napisy, ale są nie tylko napisy dla nieznających oryginalnego języka, ale też dla niedosłyszących. I w tych właśnie napisach są dodawane informacje o tym, że np. gra muzyka lub, że słychać jakiś odgłos czy hałas.

Takich przykładów można podać więcej. Ogólnie rzecz biorąc widać staranie, żeby nie wykluczać ludzi odbiegających pod tym czy innym względem od średniej, słabszych, chorych, starszych czy też mających jakąś niepełnosprawność.

Wąska szczelina zamiast drzwi nadawałaby się dla osób szczupłych, ale przecież nie wszyscy są szczupli.

Schody półmetrowe czy nawet większe nadawałyby się dla nastolatków, którzy kipią energią i często przeskakują po dwa czy trzy zwykłe stopnie. Jednak nastolatkiem nie jest się wiecznie.

W przeciwieństwie do innych profesji, realizatorzy dźwięku działają tak, że ich produkty są przystosowane tylko i wyłącznie do ludzi o bardzo dobrym słuchu. I to tylko w wariancie optymistycznym.

Są dwie zasadnicze przyczyny powodujące, że realizacja dźwięku jest przystosowana jedynie do wąskiej grupy odbiorców. Pierwszą jest nienormalne traktowanie pasma akustycznego i widma instrumentów. Jak to się robi można zobaczyć we wcześniejszych postach. Druga przyczyna to kompresja dynamiki dźwięku.

Zmniejszenie dynamiki dźwięku jest znane najbardziej pod nazwą „loudnes war”. Tak naprawdę jednak ludzie narzekający na głośne miksy nie zdają sobie sprawy, że problem jest bardziej złożony. Zmniejszenie dynamiki dźwięku nie jest aż tak bardzo dokuczliwe w przypadku dobrego słuchu, jak pogorszonego z przyczyny wieku słuchacza.

Kompresja dynamiki dźwięku dotyczy całego pasma. Co się jednak stanie, jeśli się już nie słyszy części pasma? Kompresja dynamiki obejmuje tak samo niskie, średnie jak i wysokie częstotliwości. Jeżeli ktoś nie słyszy już wysokich tonów, to straci w jakimś sensie przeciwwagę dla skompresowanych pod względem dynamiki tonów niskich i średnich. Nagranie o małej dynamice dźwięku, czyli bardzo głośne, pozbawione góry pasma brzmi jak błoto. Wykazanie tego na przykładzie jest bardzo proste. Dźwięki naturalne z otoczenie brzmią zwyczajnie, choć nie tak samo jak w dzieciństwie lub w młodości, natomiast nagrania muzyczne, programy radiowe i telewizyjne o zredukowanej dynamice dźwięku brzmią jak błoto. Z kolei, jeśli ktoś dysponuje, nagrania powstałe w latach trzydziestych, czy czterdziestych ubiegłego wieku, choć ich jakość jest często dość słaba, brzmią naturalnie, normalnie.

Wracając do zawodu realizatora dźwięku i innych widać, że ten pierwszy z jakiegoś powodu z uporem maniaka działa w ten sposób, jakby jego produkcji mogli słuchać wyłącznie ludzie młodzi, mający doskonały słuch. Wszyscy starają się w jakiś sposób przystosować swe działania do ludzi o różnym wieku, sprawności, zdrowiu itd. Realizator dźwięku dyskryminuje i wyklucza każdego, kto ma więcej niż jakieś dwadzieścia lat.

Mimo wszystko mamy szczęście, że realizatorzy dźwięku nie projektują drzwi. Bo gdyby tak było, to musielibyśmy się przez nie przeciskać lub przepełzać, a i tak wejść zdołaliby tylko nieliczni.

PS. Nawet współcześnie są ludzie, którzy "edukują" realizatorów dźwięku pokazując w długim i zawierającym ogromną ilość szczegółów i detali wywodzie jak nagrać perkusję, żeby dobrze brzmiała, a autor słucha tych edukacyjnych nagrań i niektórych talerzy nie słyszy wcale, a jak któreś słyszy, to ledwo ledwo. "Edukacja kopulacja".

poniedziałek, 14 lipca 2025

Uchem weterana: Krzysztof Krawczyk "Rysunek na szkle"

Krzysztof Krawczyk „Rysunek na szkle”, rok 1976.

Na tej płycie oczywiście są wręcz nieziemskie chórki, ale my przyjrzymy się jej pod kątem realizacji dźwięku. A jest ona dość charakterystyczna. Najbardziej znany jest „Parostatek” czyli pierwszy utwór z drugiej strony, ale trochę lepiej do naszych celów nadaje się inna piosenka. Tytułowa, pierwsza na pierwszej stronie.

Spektrogram wygląda w ten sposób:


 Na rysunku „H” oznacza hi-hat, natomiast „C” to po prostu głoska „C” w słowie „rwący”.

Jeżeli chodzi o hi-hat, to widzimy, że nie został on odcięty przy 5 kHz, jak to się zazwyczaj dzieje, tylko widać go nawet przy 3 kHz. Oznacza to, że może być słyszany przez osoby mające już trochę gorszy słuch, a więc starsze. Nie jest on jednak zbyt czytelny, tzn. dobrze słyszalny, bo jest zrealizowany bardzo cicho.

Z kolei „C” (rwąCy) jest całkiem głośne, więc te ciche talerze perkusyjne są tak zrobione celowo. Nie, żeby nie było można, taka jest, czy była, koncepcja.

I na koniec „W”, które oznacza werbel. Jest on dość głośny w zakresie wysokich częstotliwości i widoczny praktycznie do samej góry pasma.

Płyta brzmi zupełnie inaczej na dobrym i słabym sprzęcie, pod warunkiem, że słucha jej ktoś młody. Gdybym mógł jej posłuchać na Arturze, który został kupiony mniej więcej wtedy, gdy została wydana ta płyta, to wrażenie byłoby dość słabe. Brak niskich częstotliwości i tych powyżej powiedzmy 10 k. Dodać trzeba, że nie miałem wtedy tej płyty. Została kupiona dopiero kilka lat temu, chociaż w momencie zakupu za wszystkie niedoskonałości brzmienia autor bloga obwiniałby wydawcę, w szczególności proces produkcji płyty, oraz akustykę pomieszczenia, bo mu się wydawało, że słuch ma dobry 

Mimo odbiegającej od standardu realizacji hi-hata (odcięty wyżej) płyta wpisuje się w nurt wydawnictw dobrze brzmiących na sprzęcie wysokiej klasy. I w wysokiej jakości uszach.

A w odniesieniu do starszych uszu, to słyszalność hi-hata można ocenić w następujący sposób. Na spektrogramie dźwięki są reprezentowane przez kolory. Każdy kolor to poziom dźwięku czy też głośności. Jeśli teraz popatrzymy na rysunek, to hi-hat będzie miał kolor na poziomie nie większym niż -60 dB, piszę to z dużym marginesem na interpretację kolorów. Nie znaczy to, że tak jest, bo zgranie piosenki nie było zrobione w manierze realizatorskiej czyli żeby wszystko dopchnąć kolanem i brech-sztangą do zera. Faktycznie może być trochę głośniejszy. Ale i tak, nawet jeśli się założy, że to jest „tylko” -50 dB, to w odniesieniu do możliwości słuchu człowieka, który tej płyty słuchał będąc dzieckiem lub nastolatkiem, to przecież 4 kHz osoba sześćdziesięcioletnia słyszy około 16 dB słabiej niż dwudziestolatek (wartość po wyzerowaniu tabeli z wcześniejszego posta), a siedemdziesięciolatek słyszy to już 27 dB słabiej. Jeżeli obaj mają dobry słuch, jak na swój wiek. Jeśli się teraz popatrzy na 10 kHz, które w naszym przykładzie wcale się są głośniejsze niż te 4 kHz, to nasi weterani słyszą to, czy też nie słyszą, odpowiednio 30 i 43 dB słabiej. -50 dB jeszcze 43 dB słabiej?! Help!!!

O realizacji dźwięku można powiedzieć wszystko tylko nie to, że uwzględnia ona oczywisty fakt, że ludzie i ich słuch się starzeją.

Na koniec wypada jeszcze zaznaczyć, że ja nie chcę nikogo odwieść od zakupu płyt czy też sprzętu. Chodzi o to jednak, że trzeba mieć świadomość tego, co można usłyszeć teraz z płyt swojej młodości. Na pewno będzie się ich słuchać fajniej, gdy sprzęt wygląda ładnie i na pewno winyle są bardziej efektowne od kompaktów, a gramofony od odtwarzaczy CD czy plików. Jednak tak naprawdę liczy się to, co zrobili z dźwiękiem realizatorzy. A niestety zrobili wiele złego. „Rysunek na szkle” nie jest płytą zrealizowaną źle, ale nie jest też płytą zrealizowaną z myślą o „When I'm Sixty-Four”.

piątek, 4 lipca 2025

Kwiat jednej nocy

Przy okazji poprzedniego postu warto się przyjrzeć płycie „Kwiat jednej nocy”. I okazuje się, że tę płytę nagrały Alibabki lub też Ali-Babki. Ale po kolei.


 

Płyta jest czarna, co warto pokazać. Mam taką tylko jedną, a Czytelnik niekoniecznie musi być zapamiętałym kolekcjonerem kompaktów. Możliwe, że takich czarnych CD nie posiada.

Każdy sześćdziesięciolatek, a i też trochę starszy, powinien sobie przypomnieć te piosenki. Już kompletnie bez zwracania uwagi na aspekty techniczne. Jan Ptaszyn Wróblewski przy okazji śmierci jednej z dziewcząt próbował rozgryźć fenomen brzmienia tej grupy. Audycja ukazała się na antenie w roku 2020, mógł być to luty albo marzec. To wskazówka dla posiadaczy archiwum 3. kwadransów.

A w następnym poście Alibabki będą śpiewać  w chórkach.

czwartek, 3 lipca 2025

Uchem weterana: Zagrajmy w kości jeszcze raz

Tym razem przyjrzymy się płycie "Zagrajmy w kości jeszcze raz". Została ona wydana w roku 1977 i nagrały ją Alibabki.

Są też płyty z czerwoną etykietą.


W latach siedemdziesiątych piosenki Alibabek często były grane w radio, ale też w telewizji. Właśnie w telewizji często była odtwarzana, a właściwie to pokazywana, piosenka "Kwiat jednej nocy". Ale to utwór nagrany wcześniej. Płyta o tym tytule jest datowana na rok 1969.

Widmo utworu pierwszego z pierwszej strony wygląda tak:

Strona pierwsza, utwór pierwszy.
"Odkładana miłość" to walczyk. Tak się prowadzącemu blog wydaje. Najlepiej by to wiedział Jan Ptaszyn Wróblewski, którego nazwisko można zauważyć na naklejce płyty. Ale nie możemy go już o to spytać.

Walc liczy się na trzy. Na rysunku mamy zaznaczone: 1 2 3 1. Na raz jest stopa, na dwa i trzy trzy - talerz. Dalej jest już na raz dwa razy stopa, ale to i tak się liczy jako raz.

Widać, że talerz perkusyjny (na dwa i trzy) jest odcięty do 5 kHz. Z tego powodu ten walc przestaje być walcem, bo słychać właściwie tylko raz, a dwa i trzy już nie. Przy głośniejszym słuchaniu walczyk jest walczykiem i można go liczyć na trzy, bo wszystko słychać, choć słabo i jakby nie wszystko.

Osoby po sześćdziesiątce jeszcze usłyszą ten talerz, a właściwie to część jego spektrum, w okolicach 5 czy 6 kHz. Ale tego, co jest głośniejsze i jest powyżej 10 kHz, już nie usłyszą. Jak wiemy z wcześniejszego wpisu, 10 kHz osoba mająca 60 lat słyszy mniej więcej 20 dB słabiej, a siedemdziesięcioletnia już niemal 40 dB słabiej niż dwudziestolatek, w najlepszym przypadku.

Oczywiście, gdy realizator dźwięku sobie popatrzy na piosenkę, jak ta, na analizatorze widma, to wszystko się tam układa pięknie i sensownie. Tylko, że to sensu żadnego nie ma. Ludzie wraz z wiekiem tracą zdolność słyszenia góry pasma i dlatego to co wygląda ładnie brzmi jak błoto. Walc przestaje być walcem, bo dwa i trzy jest już w zakresie "ultradźwięków" i jest kulawy na jedną nogę lub nawet dwie.

"Odkładana miłość" to też jakby piosenka o audiofilach. Audiofile uważają, że gdzieś jest sprzęt, który da im to wymarzone idealne brzmienie i dlatego ciągle coś zmieniają, bo podobno wszystko ma znaczenie. Słuchają swoich płyt z przekonaniem, że przecież zawsze może być lepiej. Tym czasem nie ma to sensu, bo płyt trzeba słuchać na tym, co się aktualnie ma i nie odkładać niczego na później. Później to się straci słuch i ze słuchania będą nici. Realizatorzy dźwięku postarali się i udało im się zabić pięćdziesiąt muzyki. I zabijają ją dalej. Słuchać trzeba teraz, póki się jest młodym i się jeszcze coś słyszy. A na starość? Muzyka ma sens, ale tylko wtedy, gdy omija realizatorów dźwięku, czyli na żywo i na instrumentach akustycznych, żeby nawet sam muzyk nie był w stanie nic popsuć.

Mając sześćdziesiąt lat i więcej można normalnie funkcjonować w kontekście słuchu. Świat "brzmi" zwyczajnie i nawet można nie zauważyć, że się słyszy gorzej. Ale gdy się zacznie słuchać płyt, to okazuje się, że na tą miłość jest już za późno.

niedziela, 29 czerwca 2025

Białe szaleństwo

Dlaczego biały jest tak modny trudno pojąć. Nie ma rzeczy, która wygląda ładnie, gdy jest biała. W naturze nie ma właściwie nic białego, tak dosłownie. Nawet śnieg nie jest biały. Śnieg to lód, który jest przezroczysty. Najbardziej wtedy, gdy woda jest czysta. Płatek śniegu w dużym zbliżeniu nie jest biały i widać, że to dość złożona struktura z przezroczystego lodu. Śnieg wydaje się być biały, choć taki nie jest. Wynika to z rozpraszania światła. Jeśli zmatuje się czarny lakier np. papierem ściernym, to zrobi się jasnoszary i to też będzie się brało z rozpraszania światła przez strukturę lakieru. Skąd się wzięło to białe szaleństwo, moda na białe?

O białych samochodach, które są właściwie oślepiającymi płaskimi konturami, zwłaszcza w silnym słońcu, już wspominaliśmy we wcześniejszym wpisie. Ale biały wciska się wszędzie. Można sobie przecież ustawić komputer, żeby prawie wszystko było białe, czy prawie białe. Czcionka będzie raczej czarna.

Kilkanaście lat temu czytałem jakiś tekst BHP mówiący o tym, że nie powinno się siedzieć przed monitorem komputera dłużej niż określona ilość czasu. Bo to szkodliwe dla oczu i w ogóle dla zdrowia. Jeszcze dawniej, to już będzie lat kilkadziesiąt, ekran komputera był czarny, a czcionka zielona, żeby nie męczyć wzroku. Teraz już względy zdrowotne się nie liczą, a wzrok nie męczy, przynajmniej dla części użytkowników komputerów, no i oni sobie ustawiają jasny motyw.

A jakiż to problem teraz mają nabywcy monitorów komputerowych? A taki, że są za mało jasne w trybie HDR. Jak się zdarzy taki bardzo jasny, to jest dobry, ale mniej jasny jest słaby. I teraz użytkownik sobie bierze taki monitor, który ma powiedzmy 32 cale i ustawia w nim jasność ekranu na jakieś 300 cd/m² i ogląda filmy. A jakie to mogą być filmy?

Te filmy to mogą być jakieś prezentacje. I dziwnym trafem sporo ludzi wybiera na tło do prezentacji kolor biały. Sytuacja wygląda więc tak, że na tym sporym monitorze, który jest ustawiony bardzo jasno jest białe tło, a na nim kilka słów lub jakiś wzór napisany małą czcionką. I teraz jeśli ten film trwa godzinę, to ja nie jestem w stanie go oglądać dłużej niż pięć minut, bo bolą mnie oczy. Mam mniejszy monitor i jest on ustawiony na 100 kandeli zaledwie, ale i tak po pięciu minutach patrzenia na białe mam dość.

Jak można się patrzyć na taką żarówę przez godzinę? Trzeba mieć wyjątkową odporność i świetne zdrowie. Ale przecież można sobie zdrowie popsuć. Może trzeba? Lekarz zarobi. I nie tylko on jeden.

Teraz wypada już wrócić na nasze poletko, tzn. audio. Skoro ludzie jadąc godzinami białym samochodem nie zauważają, że patrzenie na białą maskę odbijającą silne światło im szkodzi, to co oni mogą usłyszeć w audio? Ci sami ludzie są w stanie godzinami patrzyć na ekstremalnie jasny obraz w monitorze i im to nie szkodzi. Co oni są w stanie usłyszeć w audio?

W audio mamy różnice wyrażane w ułamkach procent. Usłyszenie czegoś takiego jest albo bardzo trudne, albo w ogóle niemożliwe. To dotyczy sprzętu.

Jeśli chodzi o realizatorów dźwięku z kolei, to wprowadzają oni zniekształcenia, które wyrażają się całymi procentami, z reguły to jest od dziesięciu do kilkudziesięciu, ale ludzie słuchając tego uważają, że to jest jakość dźwięku.

No i wreszcie są ludzie, którzy stracili nawet kilkadziesiąt dB w odniesieniu do progu słyszenia i słyszenia w ogóle, ale tego nie są w stanie zauważyć. I w świetnym humorze oraz z przekonaniem o własnej doskonałości i nieomylności zajmują się „recenzowaniem” i „testowaniem” sprzętu grającego, oczywiście na słuch, albo recenzują jakość dźwięku wydawnictw płytowych.

Zaiste, dziwny jest ten świat.

wtorek, 17 czerwca 2025

Normy progu słyszenia

Kiedy się spędzi trochę więcej czasu nad normami progu słyszenia, to absurdalność audiofilstwa, przemysłu fonograficznego i produkującego sprzęt audio hi-end staje się oczywista.

Proszę spojrzeć na poniższy rysunek:

Nie daję gwarancji, że wartości są odczytane dobrze. Najlepiej przyjrzeć się temu samodzielnie po zainstalowaniu aplikacji i wykonaniu testu.

Na rysunku są dwa zestawy liczb. Pierwszy, ten na górze obrazka, to wartości bezwzględne, odnoszące się do dwudziestolatków jako punkt referencyjny. Drugi zestaw to wartości względne, które pokazują ile się traci z wysokich tonów, gdy się da o kilka dB głośniej, tzn. skoryguje ogólną utratę czułości słuchu. Tak czy inaczej można dostać zawrotów głowy. Nie tylko dlatego, że taka jest perspektywa, ale przede wszystkim z powodu rozmiarów bezczelności jednej grupy ludzi oraz naiwności czy łatwowierności drugiej.

Znajdźmy audiofila, który ma 70 lat. Co on by mógł powiedzieć dwudziestolatkowi? "Jak przez pięćdziesiąt lat będziesz szukał idealnego sprzętu, to w końcu usłyszysz tak wspaniały sałnd kłality, jak ja słyszę". W praktyce oznacza to, że po pięćdziesięciu latach ten dwudziestolatek będzie słyszał 12 kHz prawie 60 dB słabiej, czyli nie będzie tego słyszał wcale. Teraz można jeszcze raz wrócić do wcześniejszych postów i zobaczyć jak pracują realizatorzy dźwięku.

Nieprawdopodobne, ale prawdziwe. Gdyby dziennikarze zaczęli pisać, że w Afryce ludzie głodują, bo wegetację zjadają pingwiny, to spora część ludzi by w to uwierzyła. Przecież dziennikarze piszą, że podstawki pod kable do głośników poprawiają brzmienie i ludzie w to wierzą i te podstawki kupują.

Audiofile to są ludzie spostrzegawczy, mający świetny słuch i doskonałą pamięć, nieprawdaż? A te ich poszukiwania idealnego sałnd kłality są zawsze uwieńczone sukcesem, chociaż trwają dziesięciolecia.

 PS. Dane zostały odczytane z wykresów w ten sposób, że wartość progu słyszenia dla osoby dwudziestoletniej służyła za punkt odniesienia i zmierzono ile się traci w określonym wieku dla danej częstotliwości. Przykładowo (dolny wykres) 60 lat częstotliwość 8 kHz słyszy się 22 dB słabiej, natomiast w wartościach bezwzględnych (wykres górny) 8 kHz słyszy się 29 dB słabiej.

piątek, 6 czerwca 2025

Profesjonalne i samodzielne badanie słuchu

Każdy, kto interesuje się akustyką ma przynajmniej kilka książek na ten temat. Podobnie jest z psychoakustyką. Okazuje się jednak, że te książki nie mówią nam rzeczy najbardziej fundamentalnych. Nie dowiemy się z nich jak słyszymy i dlaczego, ani tego co można, a czego nie można usłyszeć w sensie praktycznym. A słyszymy kiepsko w ogóle, a na dodatek coraz gorzej z każdym rokiem. Nie mówiąc nawet jaki wpływ na słuch ma hałas.

To zdumiewające, że nawet przeczytanie kilku czy kilkunastu książek nie spowoduje, że człowiek wyjdzie z matriksa. Czyta, wie coraz więcej, ale nie wie tego, co jest ważne. Wydaje mu się za to, że słyszy świetnie. Aż do momentu, kiedy jest już naprawdę bardzo źle. Chociaż to nie jest regułą.

W książkach o psychoakustyce jest cała masa wyników różnych badań, ale są one w jakiś sposób abstrakcyjne. Poza tym do tych badań bierze się ludzi o dobrym słuchu, a nie z przeciętnym, co byłoby chyba bardziej odpowiednie. Książki swoje, a życie i codzienna praktyka swoje. Książki milczą w odniesieniu do faktu, że słuch się starzeje, a to jest rzecz bodaj najważniejsza. Książki medyczne oczywiście mówią o starzeniu się słuchu, schorzeniach itd., ale kto je czyta?

O tym, że nasz słuch się zestarzał można się przekonać wykonując badanie. Dowiemy się przy tej okazji czy poza wiekiem jest jeszcze jakaś inna przyczyna kiepskiego słyszenia.

Jeżeli ktoś nie chce się fatygować na badanie, może je zrobić samodzielnie. Do tego celu można użyć np. aplikacji. Nie powinno się jednak oczekiwać jakichś dokładnych wyników. Tylko skalibrowane słuchawki dadzą rezultaty odpowiadające rzeczywistości. Jednak takim aplikacjom warto się przyjrzeć z innego powodu. Mianowicie mają one opcję nałożenia na wykresy norm wiekowych. Tzn. niekoniecznie każda aplikacja ma taką opcję, ale akurat ta, której używa autor ma.

Te normy wiekowe dla progu słyszenia pokazują w sposób dobitny przede wszystkim jak absurdalna jest metoda pracy realizatorów dźwięku. Oczywiście nie można powiedzieć, że skoro w wieku X próg słyszenia podnosi się o Y, to dokładnie tak będzie w odniesieniu do słuchania muzyki czy w ogóle do życia codziennego. Ale w odniesieniu do dźwięków o typowym natężeniu to jest dobre przybliżenie. Jeśli w wieku X próg słyszenia podnosi się o Y, to znaczy, że dźwięki mowy, odgłosy codziennego życia i muzyka będą słyszane o taką wartość słabiej.

Przypuszczalnie taki prawdziwy audiofil ma pod siedemdziesiątkę. W tym wieku przechodzi się na emeryturę i ma się więcej czasu na ulubione hobby. Ale my przyjrzymy się możliwościom słuchowym sześćdziesięciolatka, a za punkt odniesienia weźmiemy osobę dwudziestoletnią.

Biorąc za punkt referencyjny normę dla dwudziestolatka, osoba sześćdziesięcioletnia słyszy słabiej odpowiednio: 250 Hz 8 dB, 500 Hz 8 dB, 1000 Hz 10 dB, 2000 Hz 14 dB, 3000 Hz 19 dB, 4000 Hz 24 dB, 6000 Hz 27 dB, 8000 Hz 30 dB, 10000 40 dB, 12000 Hz 55 dB, 14000 Hz 65 dB słabiej. To są liczby odczytane z wykresu, nie muszą być dokładne i nie daję gwarancji, że je odczytałem bezbłędnie.

Jeśli się teraz odejmie 8 dB dla każdej częstotliwości, bo przecież wzmacniacz ma potencjometr do regulacji głośności, to i tak sześćdziesięciolatek słyszy 8000 Hz 22 dB, 10000 32 dB, 12000 Hz 47 dB i 14000 Hz 57 dB słabiej niż dwudziestolatek.

Czy zatem autor omawiając płyty ma prawo twierdzić, że ta czy inna brzmi jak błoto? Skoro realizator dźwięku zrobił talerze perkusyjne głośno w zakresie np. od 12 do 14 kHz, to autor bloga słyszy ten zakres odpowiednio od 47 do 57 dB słabiej niż kiedyś, gdy miał dwadzieścia lat, bo teraz ma prawie sześćdziesiąt.

Jeżeli coś słyszy się od 47 do 57 dB słabiej, to znaczy, że się tego nie słyszy. Tu już pokrętło głośności i regulacja barwy nie mają znaczenia. Można dać trochę głośniej, ale nie o 57 czy powiedzmy 60 dB. Słuchając z normalną głośnością, tj. 50 dB jeśli się doda jeszcze 60 dB, to mamy opcję uszkodzenia słuchu przez huk.

Nie ma takiej potrzeby, żeby talerze perkusyjne odcinać na dole spektrum do np. 10 kHz, ale są realizatorzy dźwięku, którzy tak robią. Co z tego, że inni obetną "tylko" do 5 kHz? I tak zakres od 5 do 10 kHz będzie cichy, bo przecież to, co faktycznie miało być słyszalne jest powyżej 10 kHz. A skoro taka jest praktyka realizatorów dźwięku, to prawie wszystkie płyty z muzyką rozrywkową brzmią jak błoto, bez talerzy perkusyjnych, bez wysokich tonów, jakby "gwizdki" się przepaliły. W uszach osoby starszej, oczywiście, ale przecież każdy się zestarzeje i doświadczy tego błota.

Gdyby płyty były realizowane normalnie, to oczywiście wrażenie słuchowe osoby sześćdziesięcioletniej byłoby inne niż dwudziestoletniej, ale przynajmniej byłyby słyszalne wszystkie instrumenty.

Czy płacąc za płyty nie mamy prawa oczekiwać, że wszystkie instrumenty będą słyszalne? Przecież wszystkie instrumenty są słyszalne na żywo, czyż nie? Czemu zatem w nagraniach niektóre z nich znikają? Tzn. wiemy dlaczego znikają, gdyż tak zrobili realizatorzy dźwięku, nie znamy jedynie ich motywacji.

Czy kupując sprzęt grający nie mamy prawa oczekiwać, że będziemy słyszeć wszystkie instrumenty czy też grę wszystkich muzyków? Przecież niektórzy wydają fortuny na sprzęt i dostają za te pieniądze iluzję, że są w samym centrum wydarzeń muzycznych, tuż obok muzyków. Niestety niektórzy muzycy za sprawą manipulacji realizatorów dźwięku zniknęli wraz ze swoimi instrumentami.

Czy człowiek trochę starszy ma jedyną szansę na niezakłamany i pełny odbiór muzyki jedynie na żywo?

Popatrzmy na poniższy rysunek. Jest opisany trochę inaczej niż to było do tej pory.

  
To akurat jest na płycie kompaktowej, a nie na winylu. Brzmi to oczywiście jak błoto, ale ludziom to nie przeszkadza. Jakoś nie są w stanie pewnych rzeczy zauważyć. Takich najbardziej oczywistych. A co im chodzi po głowie, jak słuchają kompaktów? A że lepiej by było kupić inny odtwarzacz, bo ten to ma przetwornik delta sigma, a ten nowy to by miał 32 bitowy. A jak mają odtwarzacz z tym 32 bitowym, to zastanawiają się jaki by tu DAC kupić. A jak mają już ten DAC, to jaki filtr by tu włączyć. Żadnej różnicy pomiędzy tym delta sigma i jakimś zaczarowanym DAC-iem nie są w stanie usłyszeć i nie są w stanie usłyszeć połowy pasma, albo i więcej, ale kto by się tym przejmował. W matriksie jest fajniej. Przecież dziennikarze przez prawie pięćdziesiąt lat pisali, że słuch jest tak doskonały, że to się w głowie nie mieści.


W świecie audiofilskim naprawdę są rzeczy, które się w głowie nie mieszczą. A realizatorzy dźwięku, nie wszyscy, niektórzy, to dla audiofilów są idole. Coś nieprawdopodobnego w zestawieniu z tym, że niektóre płyty są słuchane przez tych samych ludzi przez dziesięciolecia. I jakoś nikt nie narzeka, że coś się z tym dźwiękiem robi dziwnego. Jak się poszuka w internecie to można coś znaleźć, ale to są wyjątki. W porównaniu do bibliotek z bajkami adresowanymi do audiofilów i niczego nieświadomej publiczności to jest nic.

A na koniec warto przypomnieć jeszcze raz to, co zostało wskazane na rysunku. Zniekształcenia harmoniczne przestają być słyszalne, jeżeli są mniejsze niż 1%. Oznacza to, że jeśli są słabsze od sygnału o 40 dB, to się ich nie słyszy. To rzućmy jeszcze raz okiem na rysunek, żeby zobaczyć, gdzie osobie sześćdziesięcioletniej wypadnie te 40 dB czy 1%.

Audiofilstwo to nie jest hobby dla starych ludzi.

wtorek, 20 maja 2025

Uchem Weterana: Kayah

Dzisiaj mamy „na talerzu gramofonu” debiutancką płytę, która właściwie to nie jest debiutem. W każdym razie wydana została w 1988 roku, a Kayah uznaje za swój debiut kolejną płytę. Muzykę skomponowali John Porter i Neil Black, natomiast teksty napisał Maciej Zembaty. W którymś z wywiadów Kayah powiedziała, że nie pozwolono jej  na tej płycie zaśpiewać nic od siebie. Chociaż miała już wtedy swoje zaśpiewy (może to nie jest dokładnie to słowo, które padło w wywiadzie), to nie pozwolono jej ich wykorzystać. Więc (zdanie się nie zaczyna od więc) Kayah zaśpiewała teksty, które jej napisano w taki sposób, jak to ktoś uznał za stosowne. Ten sposób śpiewania jednak nie jest całkiem fortunny, na pewno artystka mogła to zrobić lepiej, gdyby dano jej szansę. Teksty są pisane przez mężczyznę dla mężczyzn raczej, przy czym Maciej Zembaty-satyryk stworzył sporo rzeczy genialnych, ale jako autor tekstów dla młodej dziewczyny raczej się nie sprawdził. Gdyby Kayah miała szansę zaśpiewać coś swojego i po swojemu, dotyczy to także słów, to płyta byłaby lepsza.

Rys 1.

Właśnie sposób, w jaki Kayah śpiewa na tej płycie jest powodem, że się nią tu zajmujemy (płytą). Kiedyś, podczas słuchania wydawało mi się, że głos wokalistki brzmi nienaturalnie, jakby został w sposób sztucznie obniżony. Miałem wtedy gramofon, który pozwalał na regulację obrotów, więc przyspieszyłem je trochę. To było coś podobnego do naszej metody oglądania filmów na DVD z tym, że filmy spowalniamy do tempa 24 fps, żeby dźwięk odzyskał swe oryginalne brzmienie, a tu właśnie przyspieszenie tempa miało dać podobny skutek.

Ale czy na płycie rzeczywiście wokal został obniżony?

Rys. 2. Strona pierwsza, utwór pierwszy.
 

Spodziewałem się, że skoro głos został spowolniony, jak mi się zdawało, to ślad tego będzie widoczny na sybilantach. Tylko, że nie jest to widoczne.

Na rysunku są zaznaczone dwa obszary oznaczone jako "S". Jest to głoska "S" w słowach "jeStem Sama". Gorąca część widma tych „S” zaczyna się przy około 8 kHz. Normalnie byłoby to między 3 a 4 kHz. Ale to nie świadczy o manipulacji lub o jej braku. Ważne jest to, dokąd widmo sięga. A sięga mniej więcej tak samo wysoko, jak w zwyczajnie nagranej mowie. Do porównania nagrałem kilka słów z głoską „S” a to, że tych słów nie zaśpiewałem niczego nie zmienia. Oczywiście nie ma sensu dawać tu widma tego mojego nagrania. Czy głos został obniżony czy nie, trudno powiedzieć, ale brzmienie sybilantów zostało zmanipulowane. Okazuje się, że nawet sybilanty może spotkać ta sama przypadłość realizatorska co talerze perkusyjne. Po co te sybilany realizator podciął? Żeby brzmienie było fajniejsze? Dla młodziaków może i jest fajniejsze, ale nie dla ludzi po sześćdziesiątce.

Oczywiście szukanie śladów spowolnienia dźwięku na wykresach jest pewną naiwnością. Żeby one były widoczne, to ta zmiana musiała by być duża. I nic nie stoi na przeszkodzie pociągnąć potem widmo do góry. Jednak z drugiej strony po realizatorach można się spodziewać wszystkiego, nie tylko subtelności, przede wszystkim nie subtelności. Przecież skoro talerze perkusyjne w normalnym nagraniu są widoczne już powyżej 100 Hz, a na płytach czasem dopiero powyżej 10.000 Hz, to czemu nie sprawdzić opcji obniżenia wokalu?

W odniesieniu do talerzy, to są one oczywiście (i niestety) podcięte, co dla rówieśnika piosenkarki, czyli dla autora bloga, czyni je słabo słyszalnymi, względnie w ogóle niesłyszalnymi. Słychać to, co jest oznaczone jako "1", natomiast "1a" jest niesłyszalne, bo jest bardzo ciche. Z tego powodu rytm słyszany przez weterana jest nabijany na talerzach przez perkusistę inaczej niż jest w nagraniu. 1A to aż trzy uderzenia, więc rytm słyszany jest bardzo, bardzo kulawy w porównaniu z rytmem zagranym i nagranym.

Można było nagrać normalnie, ale tylko Maciej Zembaty miał świadomość, że wszystko skończy się w prosektorium (względnie w kostnicy). Natomiast nikt nie brał pod uwagę tego, że słuch się starzeje i realizacje fajnie brzmiące dla nastolatków staną się błotem dla starszych panów.

Jeśli chodzi o występ artystki w 1988 roku w Opolu, to autor bloga oglądał go w telewizorze. Kayah zaśpiewała „Córeczkę”, a następnie udzieliła krótkiego wywiadu. Przeprowadzający ten wywiad pan był pod wrażeniem, bo Kayah robiła wrażenie ogromne. Głosem, talentem oraz urodą. Padło pytanie "Kto cię wykombinował?" Kayah odpowiedziała bardzo przytomnie, że wykombinowali ją rodzice, natomiast prowadzący wywiad sprostował, że chodziło mu o przebieg kariery, czy też może o to, kto ją odkrył. Jeżeli było inaczej to znaczy, że nie tylko słuch mnie zawodzi na starość.

Sytuacja jest typowa. Na okładce Kayah wygląda pięknie, chociaż autorowi projektu chodziło raczej o jakąś zgrywę, niż o pokazanie urody dziewczyny. Sama płyta jest w doskonałym stanie. Rzeczy się zachowują, obrazy się zachowują. Na szczęście nie można zrobić zdjęcia w ten sposób, że na starość pewne rzeczy z niego znikną. Ewentualnie wszystko znika, ale wtedy pomagają okulary. Niestety dźwięk można zmanipulować w ten sposób, że znikną z niego instrumenty, a aparat słuchowy nie pomoże, podobnie jak potencjometr głośności czy regulacji dźwięku.

Czy wymagania względem przemysłu fonograficznego, żeby w nagraniach były słyszalne wszystkie instrumenty to za wiele? A czyż nie jest jakąś aberracją to, że ludzie na starość wydają fortuny na sprzęt do słuchania zmanipulowanych nagrań, w których pewnych instrumentów nie usłyszą? Czy każdy realizator dźwięku ma na drugie lub trzecie imię Manipulant?

Poza prowadzącym blog mało kto się przejmuje starzeniem słuchu. A już najmniej audiofile, jak się zdaje. Być może błotniste brzmienie pozwala łatwiej usłyszeć jak gra sprzęt?

piątek, 2 maja 2025

Uchem Weterana: Urszula

 Tym razem przysłuchamy się płycie Urszuli, która została wydana w 1983 roku.

Rys.1 Okładka.

 Utwór pierwszy ze strony pierwszej wygląda w następujący sposób:

Rys. 2. Utwór pierwszy strona pierwsza - wstęp.

 Potrzebne jest jeszcze widmo drugiego fragmentu:

Rys. 3. Utwór pierwszy strona pierwsza - przejście do "ultradźwięków".


Piosenka nosi tytuł "Ciotka P." i zaczyna się w bardzo charakterystyczny sposób, chodzi o zmianę szybkości. Dzięki temu mamy możliwość usłyszeć kilka uderzeń w talerz (hi-hat?), a kiedy tempo wzrośnie do normalnego, to ten talerz (hi-hat?) przestaje być słyszalny, względnie robi się bardzo cichy.

Wraz ze zmianą szybkości przesuwu taśmy w magnetofonie, prawdopodobnie w ten sposób uzyskano ten efekt, odpowiednio wzrasta częstotliwość. Spektrum talerzy w szczególności, a w ogóle to wszystko, przesuwa się w górę i z zakresu dobrze słyszalnego wędruje do "ultradźwięków".

W czasie, kiedy ukazała się ta płyta, wrażenie z odsłuchu było takie, że brzmi ona bardzo jasno z ostrą górą. Teraz, gdy mamy do dyspozycji komputery i stosowne oprogramowanie widzimy dlaczego. Nie wiemy jednak dlaczego realizatorzy dźwięku z taką żelazną konsekwencją eksploatują górną część pasma, która dla nas, starszych już osób, jest niesłyszalna. W tym przypadku to jest bardzo znana i szanowana para realizatorów.

Po latach płyta brzmi źle. Wysokie tony zanikły wraz z całą atrakcyjnością brzmienia. Być może trzeba przypominać realizatorom dźwięku, że wysokie tony zaczynają się od 3 kHz. Jeżeli się zrobi głośno wysokie tony w okolicach 14 kHz, jak na tej płycie, to mało kto to usłyszy. W 1983 roku ja te 14 kHz słyszałem dobrze, nawet z 18 kHz nie było żadnego problemu. Wtedy problem był ze sprzętem, który byłby w stanie to oddać, a teraz sprzęt jest, tylko słuchu już nie ma. A przecież można było dźwięk zrealizować normalnie. A jak już nie można było normalnie, to chociaż można było go podrasować, a nie zrobić tak, że dla starszych ludzi się nie nadaje. Dodać - tak, coś zabrać i przeinaczyć - nie. Tu jednak zabrano i przeinaczono.

Hi-hat czy w ogóle talerze pokazują tą patologiczną metodę realizacji dźwięku, ale ta płyta dobrze się nadaje do wskazania innego aspektu tego tematu. Chodzi tu o sybilanty. Popatrzmy na poniższy rysunek:

Rys. 4. Sybilanty w piosence "Dmuchawce, latawce, wiatr".

Na obrazku mamy zaznaczone głoski "s" i "z", które są zawarte w słowach "bosko zmęczeni". Są one bardzo wysoko i można powiedzieć co najmniej dwie rzeczy o tej nienormalnej tendencji w realizacji dźwięku. Nie tu jest ich miejsce, lecz znacznie niżej, a po drugie znalazły się tam, gdzie się znalazły, w sposób sztuczny. Brzmienie zostało zmanipulowane pod tym względem, tj. sybilantów, a w ogóle to wszystko zostało zmanipulowane. Kto pamięta, ten wie o czym mowa. Teraz to niestety możemy sobie popatrzeć na obrazki, bo o słuchaniu trzeba zapomnieć.

W ogóle, to płyta była przygotowana bardzo starannie, jak się wydaje. Ładna jest okładka i także do nagrania się przyłożono. O ile mnie pamięć nie myli, to redaktor JJ z Lublina opowiadał, że trzeba było odesłać taśmę do producenta, tą z wielośladu, bo okazała się być złej jakości. Niestety ta nowa i lepsza taśma, która pozwoliła uzyskać to charakterystyczne brzmienie, bo góra jest zrobiona głośno i ostro, pozwoliła na naprawdę chorą realizację, która nie uwzględnia w najmniejszym stopniu tego, że z wiekiem słyszy się gorzej, w szczególności górę pasma przestaje się słyszeć prawie zupełnie.

Podsumowując. Urszula na okładce wygląda pięknie. Sama płyta wygląda też tak, jak kiedyś. Mój egzemplarz jest w stanie bardzo dobrym. Niestety brzmienie jest bardzo złe. Ale to pewnie moja wina, że mi się słuch zestarzał. WP i JR wiedzieli oczywiście, że po latach ich praca będzie brzmieć jak błoto, ale tak zrobili jak zrobili, bo tak się robiło.

PS. Nomen est omen. W odniesieniu do tytułu pierwszego utworu i pracy realizatorów.

wtorek, 8 kwietnia 2025

Co zrobić, żeby kable USB wpływały na brzmienie?

Czy kabel USB może mieć wpływ na brzmienie muzyki? Przywołując kolejny raz książkę A. Witorta „Dźwięk i technika Hi-Fi” na pytanie należy odpowiedzieć przecząco. Popatrzmy na rysunek.

Jeśli przyjmiemy, że tor transmisyjny jest w tym przypadku kablem USB, a dane na wejściu są tożsame z tymi na wyjściu brzmienie nie może się zmienić. W ogóle nic nie może się zmienić.

Co się jednak stanie jeśli strumień danych zostanie użyty do taktowania przetwornika, bo nie ma on własnego zegara? Tańsze przetworniki właśnie tak działają.

Żeby taktowanie było dokładne, sygnał musi mieć wyraźną „krawędź”. W przeciwnym razie przetwornik będzie miał pewną trudność z ustaleniem, kiedy sygnał wzrośnie lub opadnie na tyle, że przekracza poziom decyzji. Skutkiem tego jest błąd czasu tzn. jitter.

Zobaczmy teraz, jak podeszli do tego tematu dziennikarze z pewnego znanego magazynu.

Jeśli się pomierzy jitter przetwornika, który pracuje w trybie synchronicznym używając różnych kabli, to otrzyma się nieco inny wynik i jednocześnie trochę inaczej wyglądający wykres. Jitter dla wybranych kabli wyniósł od 1427 ps do 1758 ps. Nie są to istotne różnice. Kabel USB służy do transmisji danych i jego właściwości elektryczne niekoniecznie są optymalne do tego, żeby go wykorzystywać jako łącze z zegarem. Co ciekawe „brzmienie” wcale nie jest najlepsze dla kabla, który daje najniższy jitter. Poza tym, a właściwie to przede wszystkim, dziennikarze wzięli do „testów” odsłuchowych DAC, który pracuje w trybie asynchronicznym. I ma on jitter około 500 ps, ale nie zależy on już od kabla lecz od własnego zegara.

Dziennikarze podają, że jeśli się weźmie DAC, który poza tym, że jest asynchroniczny, to dodatkowo wykonuje resampling, to jitter dla takiego przetwornika jest  około 150 ps. Co ciekawe wyniki jittera dla różnych kabli różnią się w tym przypadku o 10 ps. Dlaczego kabel w ogóle może wpłynąć na pracę zegara przetwornika, to pytanie dla inżyniera. Z całą pewnością te różnice nie mają już absolutnie żadnego znaczenia, nie tylko praktycznego, ale nawet teoretycznego.

W zależności od tego jaki to będzie DAC, zniekształcenia (jitter) są 95, 100 lub nawet 120 dB poniżej poziomu sygnału. Tak to wygląda na wykresach, więc są to wartości orientacyjne, ale co do zasady nic się nie zmienia. Ktoś bardziej skrupulatny może sobie sprawdzić wyniki testów jakiegoś konkretnego przetwornika i zobaczyć, że dokładnie to będzie np. 118,4 dB…

Ale nawet 95 dB jest w praktyce niemożliwe do usłyszenia. Żeby usłyszeć coś cichszego o 95 dB niż muzyka, trzeba słuchać z głośnością 95 dB lub nawet trochę większą. Taki huk powoduje już uszkodzenia słuchu, to raz, a dwa, że trzeba dłuższej chwili w ciszy, żeby znów móc słyszeć te najcichsze dźwięki. Może być potrzebne kilka minut lub godzin. Słyszenie jednoczesne dźwięków 95 i 0 dB jest niemożliwe. A trzy, to fakt, że w ogóle próg słyszenia jest na poziomie 0 dB, no trochę może niżej dla niektórych częstotliwości, ale i tak tylko dla osoby młodej i mającej świetny słuch. Ktoś starszy ma ten próg podniesiony o 10, 20 czy 30 dB i to nie z powodu uszkodzenia czy choroby, tylko z powodu wieku.

No ale co można „zyskać” według dziennikarzy, jak się kupi ten najdroższy kabel? Otóż brzmienie jakoby staje się neutralniejsze, bardziej otwarte i głębiej przeświecające. Poza tym (uwaga!) stają się słyszalne dalsze detale!

To znaczy, że jak ja wezmę cyfrową wersję The Fixx „Shuttered Room”, to usłyszę hihat i inne czynele? Bo to by były te dalsze detale, których normalnie nie słyszę.

Jak ludzie sobie radzą z takim dysonansem poznawczym? Kupują super sprzęt i nawet jakieś zaczarowane kable USB, ale z czasem dźwięk staje się coraz bardziej błotnisty, aż w końcu zamienia się w błoto. Realizatorzy dźwięku zadbali o to bardzo skrupulatnie.

Po czterdziestce zaczynają się pojawiać pierwsze wątpliwości. Po pięćdziesiątce jest już mało fajnie. A po sześćdziesiątce kompletnie znikają instrumenty, a brzmienie staje się błotem. Wszystko za sprawą nienormalnej i chorej maniery realizacji dźwięku w pewnych gatunkach muzycznych. Niestety w tych najpopularniejszych.
Czyli najpierw kupuje się magazyn za 6,50 i przyjmuje za oczywistość wszystkie rzeczy, które tam są napisane, a następnie chowa się głowę w piasek wbrew temu, co się samemu słyszy. I tak przez dziesięciolecia.

Ludzie naprawdę robią to, co im się powie. Niestety.

środa, 12 marca 2025

Uchem Weterana: Howard Jones – Human's Lib

Howard Jones – Human's Lib ukazała się w 1984 roku na winylu, ale również na CD. Płyta była wielokrotnie wznawiana na CD, natomiast w 2024 wydano ją na blu-ray.

Rys.1. Winyl.


Tak wygląda utwór drugi z pierwszej strony, nawiasem mówiąc, duży przebój.

Rys. 2. Jak widać, nie brakuje aż tak wiele, żeby brzmienie było "future proof".

Widmo przedstawia się bardzo interesująco, szczególnie, gdy się je porówna do innego. Ten sam realizator dźwięku, dlatego jest tak ciekawie. Chodzi o płytę The Fixx - Shuttered Room, która była bohaterem wcześniejszego wpisu. Na tamtej płycie hi-hat był odcięty przy 10 kHz, natomiast tu widać go nawet w okolicach 2 kHz, chociaż normalnie powinien się zaczynać od 200 Hz. Tylko, że te resztki widoczne w przedziale od 2 kHz do 4 kHz nie są słyszalne. Słyszalne jest to od 4 kHz i dodanie regulatorem barwy kilku dB sopranów pomaga. Tzn. na tej płycie w ogóle jest coś, co można dać głośniej i usłyszeć, natomiast w wypadku płyty The Fixx regulacja barwy nic nie zmienia. Dźwięki są za wysokie.

Brzmienie tej płyty mogło się podobać i podobało się. Teraz jest na granicy akceptowalnego.

Problem, jak zwykle, polega na tym, że "gorąco" jest w ostatniej oktawie. Jak wiemy, dla osób dojrzałych wysokie tony to bardziej przedostatnia oktawa, a tu ich trochę brakuje, względnie są za ciche. Gdyby realizatorzy dźwięku, zwracali uwagę na zakres 4 kHz - 8 kHz, jako ten ważniejszy, bo jeszcze możliwy do usłyszenia dla osób starszych, już pomińmy ludzi bardzo zaawansowanych wiekiem, to mielibyśmy teraz ogromną płytotekę z muzyką, a tak mamy gigantyczną ilość błota.

Można zaryzykować stwierdzenie, że producentów tej płyty, zresztą jak zwykle, interesowało wszystko poza tym, że są na świecie ludzie, którzy już słyszą gorzej oraz to, że przecież także ci dobrze słyszący się zestarzeją. 

Mnie najbardziej zastanawia dlaczego nikt na przestrzeni dziesięcioleci nie zauważył, że brzmienie tej płyty staje się coraz gorsze, a dotyczy to także wielu, wielu innych wydawnictw.

Ileż to napisano o "brzmieniu" jakiegoś kabla czy bezpiecznika, ale o tym, że jakaś płyta przestała dobrze grać, to ani słowa. Pomijając wpisy tutaj.